Stolica, skolonizowanego przez asari, Illium. Nowoprzybyłym jawi się jako piękne, niekiedy doskonałe miasto, co często potrafi zmylić - tutejsi mówią, że Nos Astra potrafi być równie zdradliwe i niebezpieczne, co Omega. Często porównywane jest do Noverii przez swoje zaangażowanie w politykę handlu.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Klinika Sanctum

25 mar 2018, o 21:43

To nie miało prawa się udać, ale się udało.
Gdy Striker podniósł ręce, strażnik musiał poczuć pewnego rodzaju ulgę, zdając sobie sprawę, że więzień postanowił jednak się poddać. Ale trwało to zaledwie chwilę. Potem dla mężczyzny o ciemnych, poprzetykanych siwizną włosach wszystko poszło zupełnie nie tak.
Nietrudno było mu wyrwać broń z rąk, bo tego się nie spodziewał. Krótka seria poszła gdzieś w ścianę, o milimetry mijając głowę Charlesa, tak, że praktycznie mógł poczuć pęd powietrza przy wystrzeliwanych pociskach. Wściekłość dodała mu siły, adrenalina, której nie musiał sobie aplikować za pomocą żadnych iniektorów, pomogła mu zareagować błyskawicznie i nie dość, że uniknąć własnej śmierci, to jeszcze przynieść ją drugiej osobie. Gdy szybko obrócił karabin w dłoniach i nacisnął spust, znacznie dłuższa tym razem seria przebiła się z przyłożenia przez klatkę piersiową ochroniarza, pozbawiając jego spojrzenie już wszelkich emocji.
W tym samym momencie Charles poczuł ukłucie w bok szyi, a zanim zdążył zareagować i odwdzięczyć się strażnikowi zastrzeleniem również jego, zaczął gwałtownie tracić władzę w swoim własnym ciele. Na ziemię upadł zaledwie sekundę po pierwszym ze strażników. A potem przed jego oczami zapadła ciemność. Prawie taka sama, jaka zapadłaby, gdyby nie udało mu się uniknąć postrzału, choć z tamtej miałby znacznie mniejsze szanse się wybudzić.

Wyświetl wiadomość pozafabularną Najpierw zrobiło się zbyt jasno.
Światło, które znajdowało się wysoko nad nim, świeciło zdecydowanie zbyt mocno, choć przecież to były zwyczajne jarzeniówki, takie, jakie stosowano wszędzie. Potem dotarł do niego dźwięk jakiejś maszyny, prawdopodobnie medycznej, ale chwila zastanowienia nad resztą zmysłów pozwoliła mu dojść do przekonania, że owa maszyna nie była podpięta do niego. Leżał na jakimś łóżku, wysokim, niewygodnym, prawdopodobnie szpitalnym. Dodatkowo wystawały mu z niego nogi. Nie był niczym przykryty, ani rozebrany z pancerza. Przywiązany też nie. Tak jakby wrzucili go tutaj i zostawili samemu sobie. Znając życie, znów uratowały go jego gabaryty. Dawka środka usypiającego, którą ostatecznie mu wstrzyknięto, miała zapewne unieszkodliwić go na kilka godzin, dopóki nie przeniosą go na salę operacyjną, czy gdziekolwiek zamierzali mu wszczepić wspominany przez doktor Clain implant.
Gdzieś po jego lewej stronie było słychać kroki i ciche nucenie czegoś pod nosem przez, jak się później okazało, zajętą swoimi sprawami pielęgniarkę. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Charles się przebudził, bo przecież dostał narkozę, więc go nie obserwowała. Robiła sobie herbatę, korzystając z czajnika stojącego na długim blacie pełnym przeszklonych szafek z przeróżnymi lekami i innymi specyfikami. Potem usiadła tyłem do Strikera i zabrała się za czytanie jednego z tutejszych portali plotkarskich na komputerze - mężczyzna nawet z daleka rozpoznał charakterystyczną szatę graficzną, znaną nawet tym, którzy nie interesowali się brukowcami.
Maszyna działała jednak z jego drugiej strony. I gdy obrócił głowę w prawo, widok, który mu się ukazał, pewnie całkowicie wybudził go już z odrętwienia, przynajmniej tego psychicznego.
Na sąsiednim łóżku, stojącym jakieś dwa metry dalej, tyłem do niego leżała Wade. Kobieta, za którą tu przyleciał i dla znalezienia której ściągnął tu wszystkich pozostałych.
Nietrudno było rozpoznać tak dobrze mu znajomą sylwetkę, przykryty szpitalną koszulą kształt ramienia i krzywiznę biodra, po której tak często przesuwał dłonią przez ostatnie dwa miesiące. Teraz czarne włosy rozsypane były niedbale po sterylnie białej poduszce, a kobieta przykryta była prześcieradłem tylko do pasa. Wyżej koszula była rozcięta wzdłuż pleców i związana w kilku miejscach tylko po to, by się nie rozjeżdżała. Ukazywała podłużną bliznę, idącą od samego karku po dół kręgosłupa Sonii - taką samą, jaką posiadał Striker, choć znacznie ładniej i czyściej zszytą. Była bardzo świeża, pokryta warstwą medi-żelu. Tak jakby dopiero co zabrali ją z sali operacyjnej. I kto wie, może właśnie przygotowywali ją dla Charlesa.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

25 mar 2018, o 22:29

Wyrwanie broni z rąk strażnika było wyjątkowo proste. Naprawdę musiał nie wiedzieć jakim typem człowieka jest Striker i jakie umiejętności posiada. Nie mógł wiedzieć, że wartości wpojone mu przez Rosenkova znajdowały się bardzo daleko od myślenia każdej normalnej ludzkiej jednostki. Ryzykował bardziej niż powinien ale jakie miało to znaczenie jeśli wierzył w to, że śmierć jest czasem jedynym rozwiązaniem problemu. Miał już odstrzelić drugiego strażnika, kiedy wszystko postanowiło się potoczyć inaczej.
Nie wiedział jak to się stało. Nie wiedział dlaczego poczuł nagle ukłucie w szyję. Przecież iniektora poturlał się w stronę drzwi. Przecież nie zdążyłby go złapać. Nie miał szansa. Może miał drugi? Nie miało to już żadnego znaczenia. Charles Striker właśnie odpływał w głęboki sen z którego obudzenie się będzie najgorszą rzeczą jaka go mogła spotkać podczas tej idiotycznej misji. Zawiódł swoich ludzi. Swojego brata. Sonye. Mógłby też zawieść samego siebie gdyby nie to, że akurat to w jego wypadku powtarzało się zbyt często by mógł tak po prostu pomyśleć.

Pobudka okazałą się być inna. Nie słyszał dźwięków piły, głosu lekarzy czy nawet Clain. Jedyne co widział to jasne światło, które nie pozwalało mu otworzyć szeroko oczu. Jego dłoń z trudnością przeniosła się przed jego twarz by chociaż na chwilę zasłonić jarzeniówkę. Powoli uniósł głowę by spojrzeć na swoje ciało. Był zaskoczony tym co zobaczył. Nie był nagi czy w typowej szpitalnej koszuli. Wciąż miał na sobie pancerz. Nie postarali się nawet o przywiązanie go do łóżka szpitalnego. Może jego rozmiary zbytnio na to nie pozwalały lub uznali, że podane mu środki będą działać na tyle długo, aż zabiorą go na stół. Kolejny raz uśmiechnął się do niego los. Przynajmniej tak mu się wydawało dopóki nie spojrzał w prawo. Wtedy cały świat stanął dla niego w miejscu.
Była zaraz obok. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Wszędzie by ją rozpoznał. I to właśnie sprawiło, że ból w jego głowie stał się silniejszy. Trudno jednak było ocenić czy była to wina jego psychiki czy może zjazdu jaki teraz go dorwał po zejściu wszystkich środków. Chciał ją dotknąć. Sprawdzić czy wszystko z nią okay. Wszystkie myśli związane ze zdradą całkowicie przestały go interesować. Kochał tą kobietę i obiecywał jej, że zawsze będzie przy niej. Winił teraz siebie za to co się stało i do czego doprowadził.
Wiedział, że pielęgniarka jest w pobliżu. Musiał ja wyeliminować za nim zacznie w ogóle spróbuje się zbliżyć do Wade. Nie mógł jej tak zostawić. Mogła wezwać ochronę lub kogokolwiek jeśli tylko zobaczy, że mężczyzna się porusza po pomieszczeniu.
Poczucie winy było zbyt silne aby mógł cokolwiek zrobić. Całe jego ciało odmawiało posłuszeństwa. Nie chciało aby Charles cokolwiek zrobił. Chciało aby się poddał i przestał już ryzykować. On nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał się zmusić do działania. Nie mógł pozwolić sobie na słabości. Potrzebował tego gniewu, który czuł wcześniej podczas walki ze strażnika. Skoro to nie normalne życie oraz miłość bliskich miała mu pomóc w walce to zostało mu skierować swoje prośby do starego znajomych, którzy teraz pojawili się tak chętnie.
Ścisnął dłonie w pięści. Spróbował wstać. Musiał wstać i do tego zrobić to na tyle cicho aby kobieta przy stole go nie słyszała, a nawet jeśli to będzie się musiał na nią rzucić. Podniósł się z łóżka. Powoli czuł jak znowu w jego żyłach buzuje adrenalina. Czuł ogromny gniew i wściekłość. Budził się w nim znowu operator jakim był. Gorszą wiadomością było to, że pewne zmiany w jego zachowaniu pozostały.
Ruszył w jej stronę powoli starając się poruszać najciszej jak potrafił. Zastanawiał się jak i czym ją zabić. Mógł to zrobić czajnikiem i przywalić jej w głowę. Mógł rozwalić jej głowę o biurko. Wybrał jednak najłatwiejsze rozwiązanie. Zamierzał skręcić jej kark.Widział też tą całą szafeczkę pełną środków, których mógł potem użyć. Po otrzymywaniu tego gówno z systemu czy bez niego to dobrze wiedział jak chemia potrafi zmusić ciało człowieka do działania. Nie powinien był tego robić i bardzo dobrze o tym wiedział. Wiedział jednak, że dzięki takiemu wzmocnieniu stanie się znacznie bardziej użyteczny. Szybsze reakcje, zwiększenie siły oraz zmuszenie serce do bicia w tak szybkim tempie, że byłby od krok od wykończenia samego siebie. Chociaż znał swój organizm i wiedział, że taka dawka nie powinna go zabić. Potem już tylko zabrać jakiś skalpel czy inną rzecz dzięki której będzie mógł się bronić.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

25 mar 2018, o 23:26

Wade oddychała spokojnie. Nie była podpięta do respiratora, maszyny tylko skanowały jej ciało w poszukiwaniu ewentualnych zaburzeń, ale na ekranie nic takiego się nie pojawiało. Miała idealne ciśnienie, stuprocentową saturację krwi, prawidłową aktywność nerwów i fal mózgowych. Ale spała, wciąż jeszcze zapewne w narkozie po zabiegu. Inaczej przyciągnięcie tu kloca, jakim był Charles, raczej by ją obudziło. Zwłaszcza, że wrzucenie go na łóżko wymagało pewnie dźwigu.
Trudno było się podnieść tak natychmiast po przebudzeniu. Jego ciało protestowało jeszcze, wciąż osłabione po działaniu specyfiku. W głowie czuł swoje własne tętno, dudniące mu w uszach, przyspieszone chyba dwukrotnie. Gdy usiadł, znów zrobiło mu się ciemno przed oczami, choć tym razem tylko na chwilę - przeszło po kilku sekundach. Łóżko skrzypnęło, ale pielęgniarka wyraźnie nie była tym zainteresowana. Może nie usłyszała, zajęta chrupaniem jakichś ciastek. Pewnie pilnowanie nieprzytomnych było dla niej najbardziej bezstresową pracą jaką mogła sobie wyobrazić. Cóż, życie udowadniało jej właśnie, że jest zupełnie inaczej. A raczej jego utrata.
Zabicie pielęgniarki było łatwiejsze niż podniesienie się ze szpitalnej leżanki. Kobieta zmarła przy towarzyszących jej cichych dźwiękach dwóch śpiewających kobiet, które usiłowały wykonać jakąś piosenkę świąteczną, ale brzmiało to tak, jakby wbijał im rozżarzone pręty w różne części ciała. Filmik skończył się dokładnie w momencie, gdy ubrana w kliniczny kombinezon blondynka, z głową obróconą o sto osiemdziesiąt stopni, osunęła się z krzesła na czystą podłogę, teraz pobrudzoną ciężkimi butami Charlesa. Dość niefortunna ścieżka dźwiękowa do utraty życia. Nawet nie jęknęła. Nie zdążyła.
Gdy Striker przeszukał szafki i wziął sobie z nich wszystko, co mogło mu się przydać, a potem w końcu podszedł do tak dawno nie widzianej Sonii, czas wydawał się stać w miejscu. Kobieta miała zamknięte oczy i nadal oddychała równomiernie, nieświadoma niczego, co właśnie się wydarzyło za jej plecami. Poza włosami, nie miała na sobie niczego w swoim ulubionym, czarnym kolorze, a szpitalna koszula jak zawsze sprawiała, że wydawała się drobniejsza niż na co dzień. Swoją drogą Charles widywał ją w niej zdecydowanie zbyt często.
Jego dotyk zaczął ją jednak wybudzać znacznie skuteczniej, niż jakiekolwiek dźwięki. Najpierw drgnęły tylko jej powieki, potem palce lewej dłoni, której Striker dotknął. Maszyneria zapikała głośno, rejestrując jakąś zmianę. Odzyskiwała przytomność, choć znacznie wolniej, niż Charles. I zanim udało się jej choćby lekko uchylić oczy, minęło dobre kilka minut.
- Co wy mi zrobiliście - wymruczała cicho, niewyraźnie. Wyszarpnęła dłoń spod dotyku mężczyzny, jak tylko na tyle odzyskała kontrolę nad swoimi mięśniami. - Co wy mi zrobiliście. Jego tu nie ma, zostaw mnie, wiem że go tu nie ma. Wyjmijcie to ze mnie.
Budziła się coraz szybciej, a w jej oczach pojawiały się emocje. I bynajmniej nie była to radość na widok Charlesa, chyba zresztą z tego co mówiła traktowała go bardziej jak halucynację, niż rzeczywistość. Odsunęła się możliwie najdalej jak mogła, na sam brzeg łóżka, choć tak, by z niego nie spaść. Przetarła twarz dłonią, usiłując się podnieść, ale była jeszcze za słaba i ręka ugięła się pod nią.
- Wyjmijcie to ze mnie! WYJMIJCIE TO ZE MNIE! - nie miała siły wstać, ale miała siłę na wściekłość. Wciąż nieco nieprzytomne spojrzenie przeniosła na wenflon w swoim przedramieniu i wyrwała go bezceremonialnie, zaraz po tym sięgając po stojak na którym wisiała kroplówka i przewracając go w złości w stronę Strikera. Jeśli ktokolwiek stał za drzwiami, pilnując ich od drugiej strony, teraz na pewno już wiedział, że w środku coś się dzieje.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 00:08

Nie spodziewał się tego, że pielęgniarka tak zbagatelizuje ryzyko jakim on był. Zresztą większość ludzi tutaj na miejscu traktowała go jakby zagrożenie z jego strony było znikome. Na tą chwilę już dwie osoby nie żyły bo uznali, że wiedzą co robią. Ben też uważał, że wiedział co robi, a jednak skończył jak skończył. Powinien się cieszyć, że w ogóle przeżył to spotkanie.
Spojrzał na leżące na podłodze ciało blondynki. Miała wyjątkowego pecha, że znalazła się w takim miejscu. Szczególnie w okresie życia Strikera, kiedy jego obietnice nie zabijania każdego kto wejdzie mu w drogę od kilku godzin leżały gdzieś na dnie jego przekonań. Dla niego każdy w tym budynku zasługiwał na śmierć i choćby sam miał umrzeć to nie zamierzał zakończyć swojej zemsty tylko na tej leżącej teraz na podłodze kobiecie. Nie było mu przykro. Pierwszy raz nie czuł wyrzutów sumienia z powodu zabicia kogoś.
Przygotowanie mieszanki nie zajęło mu długo. Miał pod ręką tyle chemii, że mógłby założyć obwoźną aptekę z lekami bez recepty. Pewnie gdyby chciał je opchnąć na czarnym rynku to zarobiłby niezłą sumkę albo zrobić z nich środki dla siebie. Akurat teraz ich potrzebował i zamierzał je wykorzystać najlepiej jak potrafił. Oczywiści znał konsekwencje jeśli to sobie zaaplikuje. Pewnie jego ciało będzie się domagało przynajmniej tygodniowego odpoczynku. Może byłoby to ważne gdyby zamierzał wyjść z tego wszystkiego żywy.
Westchnął. Musiał w końcu zbliżyć się do Sonyi. Nie wiedział czego się spodziewać. Nie wiedział co od niej usłyszy. Nie wiedział nic. Musiał jednak zrobić ten pierwszy krok w stronę jej szpitalnego łóżka. Uklęknął przy jej łóżku co sprawiało, że i po prostu był postury mniejszego człowieka. Delikatnie dłońmi przejechał po jej ramieniu jak to zawsze miał w zwyczaju robić każdego poranka, kiedy budzili się razem.
- Sonya.
Zdziwił się słysząc w jaki sposób wypowiedział jej imię. To w jaki sposób to zrobił było znowu wypełnione uczuciem i miłością wobec jej osoby. Co musiało brzmieć dość paradoksalnie biorąc pod uwagę to, że kilka minut temu skręcił kark bezbronnej kobiecie. Wiele myśli pojawiło się w jego głowie. Chciał, żeby się obudziła. Chciał znowu usłyszeć jej głos. Czekał więc. Czekał, aż w końcu się przebudzi.
Jej reakcja była inna. Nauczył się już tego, że tak jak on Sonya nie należała do ludzi, którzy na wszystko reagowali normalnie. Potem, kiedy zaczęła panikować Charles przez chwilę nie wiedział co ma zrobić. Wstał i po prostu patrzył jak kobieta panikuje. Nie mógł patrzeć na to co jej zrobili. Jednak na komentarz żeby to z niej wyjęli zrozumiał już wszystko. Nowy prototyp był montowany pod skórą. Jego był toporny. Montowany na skórze. Nigdy nie mógł przewidzieć, że ktokolwiek go tak ulepszy.
Złapał za upadający stojak na kroplówkę. Jedną rzeczą były krzyki inną było uderzenie czegoś metalowego. Jeśli wystarczająco szybko ją uciszy to może ochrona nie wbiegnie uznając, że wszystkim zajęła się pielęgniarka. Nie wiedział też czy w ogóle ktoś jest na korytarzu i pilnuje tego pokoju.
- Sonya to naprawdę ja. – Jego głos się lekko łamał wiedząc, że ją zawiódł tak jak całą resztę. – Obiecałem przecież, że cię nie zostawię.
Mówił ciszej i wyciągnął rękę w jej stronę. Jakby chciał ja złapać. Upewnić się, że oprócz implantu nic więcej jej nie zrobili. Chciał po prostu znowu poczuć jej dotyk. Tak jak kiedyś. Jakby to co się wydarzyło po prostu nie miało miejsca.
- Wyciągnę cię stąd ale musisz być ciszej.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 00:42

Gdy zaczął do niej mówić, kobieta znieruchomiała. Z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej świadoma tego, co dzieje się wokół niej, tego że Charles nie jest wytworem jej wyobraźni, a naprawdę klęczy obok łóżka. Zamilkła na chwilę, przyglądając się mężczyźnie i oddychając ciężko, z dłońmi zaciśniętymi na szpitalnej pościeli. Nikt nie wszedł do środka, więc albo faktycznie uznali że pielęgniarka poradziła sobie z atakiem agresji pacjentki, albo za drzwiami nikogo nie było. Byli tu sami, w towarzystwie co najwyżej trupa.
- Nie - jęknęła Wade cicho, a w jej oczach pojawił się strach. - Nie możesz tu być.
Przez moment wyglądała jakby wahała się, czy chce się do niego przytulić i znaleźć ukojenie w dobrze znajomych ramionach, ale nie potrafiła, wszystko było nie tak. Utkwiła wzrok w skalpelu, który Charles trzymał w dłoni i dopiero na jego widok, po dłuższej chwili wybudziła się z tego transu, decydując się na opuszczenie łóżka. Opuściła nogi na dół po drugiej stronie, niż ta, po której znajdował się mężczyzna i osunęła się na podłogę, zbyt zdeterminowana, by pomyśleć o tym, że ciało może odmówić jej posłuszeństwa. Stęknęła, łapiąc się jednej z barierek i z trudem wstając. Wciąż była mocno osłabiona, ale nie chciała bezczynnie czekać.
Bez słowa ruszyła w stronę szafek i martwej pielęgniarki, niepewnie stawiając kolejne kroki na lodowatej podłodze. Błękitna koszula sięgała jej kolan, nieco niżej z jednej strony, gdzie osunęła się jej z ramienia. Sonya wydawała się nie zauważać leżących obok wykręconych zwłok, gdy dopadła do szuflad i zaczęła je desperacko przeszukiwać. Każdy ruch wyraźnie sprawiał jej ból, trudność nie do opisania, ale nie poddawała się w swoim bliżej nieokreślonym celu. W końcu znalazła to, czego potrzebowała - cały zestaw skalpeli takich, jakie zaciskał w palcach Charles. Dopiero z nimi opadła na pusty stołek przed komputerem i drżącą ręką wyciągnęła jedno z narzędzi, tylko po to, by z przodu rozciąć koszulę, którą na sobie miała. Materiał rozsunął się i zjechał na ziemię, pozostawiając ją nagą i trzęsącą się, choć nie wiadomo, czy z zimna, nerwów, czy ogólne po narkozie.
- Wytnij to ze mnie - powiedziała, odwracając się plecami do Strikera. Odgarnęła długie, zmierzwione włosy na jedno ramię, choć tym razem ten gest nie był nawet w jednej dziesiątej tak zmysłowy, jak gdy robiła to zazwyczaj. Była wrakiem kobiety, którą zostawił w Montrealu. Odsłoniła długą ranę, która jeszcze nie zdążyła się zagoić. Zasklepili ją dobrze, ale wciąż wzdłuż jej kręgosłupa widniała długa, mocno czerwona szrama. - Masz skalpel. Tu masz ich więcej.
Wyciągnęła w jego stronę narzędzie, którego użyła do pozbycia się koszuli.
- Proszę. Jeśli to naprawdę ty. Charles by to zrobił. Charles by to dla mnie zrobił - skalpel wysunął się jej z dłoni i upadł na podłogę. Po chwili namysłu sięgnęła po następny. - Nie mogę... nie będę jednym z ich psów. Jak tego nie wytniesz, to zrobię to sama. Przysięgam, że zrobię to sama.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 07:26

Mężczyzna obserwował to wszystko z czystym przerażeniem w oczach. Zawsze jego wzrok najszybciej zdradzał to co czuł. I tak też było teraz. Czuł ból jakiego nie czuł jeszcze nigdy. Te uczucia dosłownie rozrywały go na części pierwsze. Stał w miejscu. Zbyt spetryfikowany aby cokolwiek teraz zrobić. Nie rozumiał dlaczego uważała, że nie może tutaj być. Przecież wiedziała, że nie zostawi tak tej sprawy. Może po prostu bała się teraz o niego albo po prostu bała się tego co jej teraz zrobi po tym jak poznał prawdę. Złapał za kołdrę i zabrał ją ze sobą.
Od razu ruszył za nią ostrożnie obserwując każdy jej krok. Starając się być na tyle blisko aby ochronić ją przed jakimkolwiek upadkiem. Jeszcze tego by brakowało aby poprzez zwykły wypadek jej rana się otworzyła. Nie był lekarze, może znał podstawy jakich nauczył się na szkoleniach ale nie można było tego porównać do wiedzy lekarza. Dobrze wiedział, że będzie trzeba to jakoś wyciągnąć z jej kręgosłupa ale na ten moment nie wiedział jak to zrobić.
Obserwował wrak kobiety, który próbował wszystkiego aby tylko przestać mieć ten system przypięty do kręgosłupa. Dopiero teraz poczuł czyste przerażenie. Nie mógł go tak po prostu wyciąć bez zabijania jej. Przecież nie po to tutaj przybył. Chciał poznać prawdę, a nie doprowadzić do jej śmierci. Może gdzieś tam w jego głowie świtała ta idea w której będzie musiał ją zabić za to co zrobiła. Teraz jednak szybko ona wyparowała. Musiał jej pomóc tak jak ona pomogła jemu.
W końcu jednak podszedł do niej bliżej i wyciągnął powoli skalpel z jej dłoni. Rzucił go na ziemię. Przykrył ją pościelą. Chwilę potem przytulił jednak kobietę do siebie. Chociaż w taki sposób chciał jej uświadomić, że znowu jest przy niej. Dopiero teraz, kiedy czuł, że jej osoba jest blisko niego jego mózg zaczął pracować na wyższych obrotach. Nie czuł już odrętwienia. Nie czuł już tego co mu podali.
- Nie będziesz jednym z ich psów. – Mówił cicho i spokojnie jak wtedy na Islandii. Delikatnie dłonią jeździł po jej ramieniu. Znowu byli razem i na tą krótką chwilę to dla niego liczyło się najbardziej.
- Wyjmiemy ci z pleców system tylko musimy teraz współpracować bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, dobrze?
Zamilkł na chwilę zastanawiając się nad tym co ma powiedzieć. Miał nadzieję, że Sonya otrząśnie się z tego całego szoku i w jakiś sposób będą mogli do tego podejść tak jak zawsze mieli to w zwyczaju. Bardziej trzeźwo, chociaż znał już ją na tyle aby wiedzieć, że pomimo tych wszystkich masek była naprawdę emocjonalną osobą.
-Nie wiedzą, że oboje się przebudziliśmy więc powinniśmy to wykorzystać aby dowiedzieć się jak wyłączyć system, a potem się go pozbyć. Przejdziemy przez to wszystko razem.
Delikatnie pocałował kobietę w czubek głowy, a potem wypuścił ją ze swoich ramion. Gdyby mógł trzymałby ją tak dalej do momentu, aż jego martwe ciało padłoby na podłogę starając się ją chronić. Musieli teraz działać póki czas im na to pozwalał.
Pochylił się nad martwym ciałem pielęgniarki. Ściągnął z jej ręki omni-kluczu. Nareszcie mógł skomunikować się z kimkolwiek. Mógł powiadomić Przymierze o tym co tutaj się dzieje. Może uda im się w końcu zyskać jakiekolwiek wsparcie z ich strony. Wykonanie krótkiej rozmowy z ambasadą Przymierza na Illium nie zajęło zbyt wiele czasu. Powiadomił ich o wszystkim. Różnica była tylko taka, że podał się za swojego brata. Poprosił też aby skontaktowali się z Andersonem. On wiedział jak wygląda sytuacja. Następnie znowu spojrzał na Sonye.
- Posłuchaj musisz się przebrać w jej ubrania. Nie możesz paradować nago, kiedy będziemy się przemieszczać po budynku. Pamiętasz może gdzie była sala operacyjna? Może nie uda nam się go zdjąć ale możemy spróbować go wyłączyć. W areszcie siedzi jeszcze Daryl i dwójka moich ludzi. Możemy spróbować ich wyciągnąć to powinno wzmocnić nasze szanse.
Chodził chwilę po pomieszczeniu szukając jakichkolwiek rozwiązań. Może i poinformował Przymierze ale za nim się z organizują to zejdzie im dłużej niż powinno. Wiedział jak działa system kontroli jaki miał on. Ten mógł być czymś całkowicie innym. Pewnie osobą, która trzyma nad tym wszystkim piecze była Cain. To ona musiała mieć też „pilota” do sterowania Sonyą. To ona znowu stałą się ich głównym celem. Chociaż złapanie teraz jakiekolwiek lekarza lub naukowca mogło rzucić trochę więcej światła na zaistniałą sytuacje.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 09:33

Gdy Striker wyciągnął jej skalpel z dłoni, nie chcąc zrobić tego, o co go prosiła, kobieta warknęła i sięgnęła po następny, by unieść trzęsące się ręce do góry i samej spróbować wydostać mechanizm ze swojego ciała. Chciała bez myślenia wbić sobie narzędzie w kark, a potem pewnie wsadzić palce w powstałą ranę i spróbować znaleźć coś, co będzie się dało wyrwać. Daleko jej było w tej chwili do racjonalności.
Jednak dopiero gdy Charles owinął ją prześcieradłem i przytulił, uspokoiła się trochę - nie od razu, bo najpierw szarpnęła się, rzucając jakieś wściekłe "zostaw", ale w końcu znieruchomiała, na tę jedną krótką chwilę wychodząc ze swojego szału, z paniki, która ją ogarnęła po przebudzeniu. Oparła głowę o obejmującego ją mężczyznę i odetchnęła długo, ciężko, nie przestając się trząść.
- Włączą go, jak się zorientują, że się obudziłam. Włączą i nie damy rady nawet stąd wylecieć - powiedziała cicho, zaciskając dłonie na prześcieradle, którym ją owinął. - A ja nie wiem czy da się to wyłączyć potem. Nie wiem jak. Będziesz musiał mnie obezwładnić, Charles. Charlie.
Zamknęła oczy, gdy w zdrobniały sposób powtórzyła jego imię i przez chwilę tak trwała. Gdyby nie otoczenie, sytuacja w jakiej się znaleźli, to mógłby być dzień jak co dzień. Często przecież obejmował ją tak po prostu. Teraz nie było po prostu, teraz chciał dopilnować, żeby nic sobie nie zrobiła, ale jego dotyk wyraźnie działał na nią kojąco. Drgnęła tylko, gdy pocałował ją w głowę, może z zaskoczenia, a może z innego powodu. A gdy odsunął się od niej, złapał brzegi prześcieradła i owinęła się nim mocniej, zostając na swoim miejscu niezależnie od tego, co robił Charles.
Podanie się za Daryla rozwiązało chyba wszystkie problemy, jakie mógłby mieć, gdyby się przedstawił zgodnie z prawdą. Musiał tylko przypomnieć sobie numer identyfikacyjny brata, ale nie stanowiło to dla niego żadnej trudności. Ambasada obiecała mu wsparcie w ciągu najbliższej pół godziny. To i tak było szybko jak na Przymierze, biorąc pod uwagę, że znajdowali się na obcej planecie i niekoniecznie musieli mieć oddział, który będzie natychmiast do dyspozycji.
- Daryl? - powtórzyła Wade niepewnie, wracając świadomością do tego, co działo się wokół, gdy Striker ponownie odezwał się do niej. - Czy po Majesty wszyscy przeżyli? Nic mu nie jest?
Nie ruszała się z miejsca. Zerknęła na pielęgniarkę, ale rozebranie jej i przebranie się w to, co miała na sobie, przekraczało w tej chwili jej możliwości. Wróciła spojrzeniem do Charlesa.
- Zdradziłam cię - powiedziała. - Zdradziłam was wszystkich. Spytali mnie czy to prawda, to wszystko co powiedział im Dieter, a ja powiedziałam że tak. Nie wiedziałam, dlaczego. Nie mogłam inaczej. Ale nie powiedziałam niczego więcej - zamilkła na moment, zaciskając usta w wąską kreskę. - Mówili rzeczy, które nie miały sensu, ale potem nagle go miały. Wspomnienia, których nigdy nie miałam, wracały, a te, które wydawały mi się prawdziwe, okazały się bzdurą. Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co nie. Zniszczyli mi życie dużo przed tym, jak wszczepili mi ten implant. Nie wiedziałam o tym, nie pamiętałam.
Jej usta drgnęły, bo emocje, które teraz czuła, trudne były do okiełznania. Opuściła wzrok na swoje dłonie, a potem na leżącą pod nią martwą kobietę. Przyglądała się przekręconej głowie, jakby była to zupełnie normalna rzecz.
- Tylko ty byłeś na pewno. Jedyne wspomnienie, które się nie zmieniło. Wściekli się, bo nie chciałam... - zacisnęła zęby. - Powiedzieli, że jak nie chcę współpracować dobrowolnie, to nie muszę. A potem zrobili mi to. Próbowałam się bronić, ale ich było więcej. Nie powinnam była ich wpuszczać do domu - potrząsnęła głową. - Ale nie powiedziałam im nic więcej. Nic poza tym, że to prawda. Przepraszam. Przepraszam, Charles.
Zgarbiła się i oparła twarz w dłoniach, a prześcieradło zsunęło się z jej ramion, gdy przestała podtrzymywać je rękami.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 19:42

Akurat nie martwił się jej obezwładnieniem. Martwiło go co jeśli obezwładnienie by nie pomogło. Nie wiedział czy byłby w stanie ją od tak zabić. Pomimo tego co mogło mu się wcześniej wydawać to tak teraz, kiedy była obok nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nie teraz, kiedy wspomnienia tego wszystkiego co przeszli razem postanowiły znowu powrócić do jego głowy. Sytuacja była dziwna. Dziwniejsza niż być powinna. Szczególnie jej reakcje. Zachowywała się jakby naprawdę był tylko wytworem jej wyobraźni. Jakby jakaś myśl po prostu się przed nią zmaterializowała. Przynajmniej stawała się coraz spokojniejsza. O nic innego nie mógł teraz prosić. To wystarczało.
Nie spodziewał się, że rozmowa z ambasadą pójdzie tak gładko. Podał się niby za swojego brata, a jego numer identyfikacyjny pamiętał z vidów otrzymanych od turiańskich separatystów. W ostatnim czasie bardzo wiele niezbyt przyjemnych wspomnień pojawiło się w jego życiu. Były o tyle gorsze, że dotyczyły stricte jego. Jego poczynań. Inną sprawą było to, że obiecali wsparcie tak szybko. Nie był pewny czy skontaktowali się z Andersonem ale ostatnim razem Przymierze nawet nie ruszyło palcem przy porwaniu Daryla. Nie wiedział jakim cudem teraz chcieli im tak pomóc. Może tutaj chodziło o niego. Nie wiedział. Trzeba jednak było przyznać, że był wyjątkowo przydatnym źródłem informacji jeśli chodzi o działania Cerberusa. Każda akcja prowadziła do kolejnych komórek, które można było eliminować. Czasami takiego informatora trzeba było chronić szczególnie, że ryzykował własnym życiem aby reszcie galaktyki żyło się lepiej.
- Nikomu nic nie jest. Majesty padło szybciej niż zakładaliśmy. Nie byli na nas przygotowani. – Westchnął. – Nawet to, że Dieter nas wystawił nic nie zmieniło. Tak samo będzie też tutaj.
Kawaleria miała przybyć za trzydzieści minut. To nie było zbyt dużo czasu ale chaos, który mogli wywołać mógł zadziałać na ich korzyść. Jedną rzeczą jest utrudnianie życia Strikerowi inną sprawą jest atak Przymierze, który mógł zakończyć cały ich proceder. Wtedy już na pewno większość pracowników będzie się starała przeżyć lub uciec z nadchodzącej strefy wojny. Jego zadaniem było znalezienie Clain. To ona miała przecież klucz do systemu kontroli Sonyi. I pewnie dalej by się zastanawiał gdyby nie słowa, które padły z jej ust.
- Ja. – Zawahał się nie wiedząc co powiedzieć. To był cios, którego się spodziewał ale i tak zabolał bardziej niż powinien. Nie chciał wierzyć w jej zdradę bo nie miała ona całkowitego sensu. Mijała się z celem. Nie rozumiał po co ją wykorzystali do obserwowania go i w jakim celu? Był przecież zwykłym psem bojowym. Gdyby nie wysyłali na niego Sonyi to pewnie skończyliby znacznie lepiej. Pewnie byłby im wierny do samego końca. Przecież to ona zmieniła jego podejście do wszystkiego.
Wysłuchał jej do końca. Nie wiedział co zrobić. Chodził po pomieszczeniu, a jego dłoń zaciskała się co jakiś czas w pięść. Próbował w jakiś sposób ułożyć to sobie wszystko w głowie. Zepchnąć uczucia na boczny tor i spróbować to przemyśleć na chłodno. Nie potrafił. Po prostu nie umiał. Rozumiał jednak, że cała Islandia i wszystko co się tam stało było zaplanowane już od samego początku. Co bardziej przerażające Cerberus bawił się jej pamięcią w ten czy inny sposób. Majstrował w jej życiu i zachowaniu. Była lalką, która nie wiedziała jaki jest jej cel. Nie potrafił jednak zrozumieć dlaczego oparła się i tak już wcześniejszej kontroli. Jakim cudem nie zdradziła go do końca i potwierdziła to co przesłał im Dieter. W tych informacjach nie było nic. Nie byli na nich przygotowani nawet w pięćdziesięciu procentach.
W końcu zatrzymał się w miejscu i podszedł bliżej do kobiety, która wydawała mu się całkowicie obca ale rozumiał też jak bardzo potrzebuje pomocy. Szczególnie, że ledwo co już pamiętała przeszłość jednak to on utknął tam najmocniej. Nie mógł jej zostawić. Nie mógł jej zabić. Musiał jej pomóc znowu stać się człowiekiem. Wychodziło na to, że czas spędzony z nią sprawił, że Charles wciąż starał się komuś pomóc. A tym kimś była ona.
Podszedł do niej bliżej i uklęknął przed Wade. Przyglądał jej się długo jednak w jego oczach nie zniknął ten wzrok zarezerwowany tylko dla niej. Naciągnął prześcieradło na jej ramię.
- Wszystko jest okay. – Jego dłoń wręcz samoistnie powędrowała do jej policzka. Obserwowanie jej w takim stanie sprawiało mu przeogromny ból. Nie wypowiedział jednak jej imienia bo wcale mogło ono tak nie brzmieć. – Wiem, że starałaś się jak mogłaś aby zapewnić nam bezpieczeństwo. –Jego kciuk delikatnie gładził jej policzek. Starał się ciągle utrzymywać z nią kontakt wzrokowy. – Wyjdziemy stąd wszyscy razem, a potem zabijemy Clarę. Możemy też to zrobić w innej kolejności mi to nie przeszkadza.
Spojrzał na martwą pielęgniarkę. Potrzebowali jej ubrań i ukryć gdzieś ciało. Zaczął więc robić swoje. Ściągnął z jej ciała ubrania oczywiście oprócz bielizny. Standardy higieny musiały pozostać zachowane. Potem pomógł ubrać się Sonyi. Nie mieli dużo czasu ale nie pośpieszał jej w tym. Był jak zawsze znacznie bardziej delikatny dla niej. Dbał o nią bardziej niż o kogokolwiek w życiu.
- Musimy cię zabrać do pomieszczenia gdzie jest duże pole elektromagnetyczne. Pewnie mają tutaj taki sprzęt. Powinien on zablokować sygnał do twojego systemu do momentu, aż pojawi się wsparcie. Będziemy potrzebować też, któregoś z lekarzy. Żywego. Tylko oni wiedzą jak to z ciebie wyciągnąć. Może mieć różne zabezpieczenia. – Uśmiechnął się do niej tak jak zawsze. – Poradzimy sobie jakoś.
Podszedł znowu do szafki z lekami. Przygotował kolejny iniektor. Ten tym razem mógłby powalić słonia. Wiedział jakie zazwyczaj środki krążyły w systemie. Wiedział też ile trzeba się nażreć proszków aby system nie dał rady wybudzić użytkownika. Nie wiedział tylko jak go zatrzymać aby nie zabił noszącego.
- Ktoś z nas musi pomścić śmierć Sherlocka.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 21:18

Nie spuszczała z niego wzroku, gdy krążył w tę i z powrotem po pomieszczeniu, usiłując się uspokoić. Obserwowała każdy jego ruch, każde zaciśnięcie dłoni. Nie potrafiła na dłużej ukrywać twarzy w rękach, gdy wszystko, czym martwiła się przez tą jedną, krótką chwilę, to była jego reakcja na wypowiedziane przez nią słowa. Gdy jednak ruszył w jej stronę, zamknęła oczy, jakby była gotowa na śmierć. Bo pewnie tego się po nim właśnie spodziewała, wściekłości wymierzonej w jej kierunku, chęci zemsty, na którą jak najbardziej zasługiwała. Czekała - na cios, na strzał, na cokolwiek. Nie doczekała się.
Podniosła powieki i utkwiła w nim zaskoczone spojrzenie, gdy poczuła dotyk dłoni na swoim policzku - jednocześnie tak znajomy i tak obcy. Próżno było jednak szukać ulgi w jej oczach, podejrzliwość nie pozwalała jej na nią. W końcu niepewnie podniosła rękę i oparła ją o dłoń Charlesa, tę przesuwającą się tak czule po jej twarzy.
- Dlaczego? - spytała cicho. - Powinieneś być... wściekły. Przez ostatnie dni zastanawiałam się co zrobisz, jeśli jeszcze będzie mi dane cię spotkać i ci się do tego przyznać. Tego nigdy nie było w planach.
Odsunęła od siebie jego dłoń, na tyle, by móc się jej przyjrzeć. Przesuwała opuszkami palców po wytatuowanych kostkach i zabliźnionej skórze, jakby widziała ją po raz pierwszy. I w końcu powoli przestawała się trząść.
- Przez ostatnie dni nie wiedziałam która wersja ciebie jest prawdziwa, ta którą wydaje mi się, że pamiętam i ta, którą pamiętałam przedtem. Informacje, które wpoili mi oni. To było dwóch ludzi, Striker z danych i nagrań i Charles, z którym mieszkałam, który mówił mi, że mnie kocha - zamilkła na moment, puszczając jego rękę. - Pewnie jedno i drugie jest już przeszłością bez znaczenia.
Wzdrygnęła się, gdy zaczął ściągać ubranie z trupa, ale nie protestowała. Wiedziała, że nie może biegać po klinice nago, a strój asari powinien na nią raczej pasować, ewentualnie być trochę za krótki. Zresztą to był standardowy biały kitel zapinany na zakładkę, taki, jakie noszono wszędzie, odkąd asari wprowadziły je na rynek. Wade podniosła się i sama wciągnęła na siebie spodnie, mając już znacznie więcej siły niż jeszcze pięć minut temu. Ręce jednak wciąż jej drżały i nie umiała poradzić sobie z zatrzaskami koszuli, więc musiał zrobić to Striker.
- Tomograf - powiedziała. - Widziałam w jednej z sal, ale już na górze - rozejrzała się. - Tylko nie wiem w której jesteśmy teraz. Nie ma okien. Więc pewnie w piwnicy.
Znów zacisnęła nerwowo zęby, po czym zabrała się za przeszukiwanie pozostałych szuflad, podczas gdy Charles przygotowywał mieszankę. Nie pytała po co, może zresztą wcale nie chciała wiedzieć. W końcu wygrzebała sobie skądś jakiś stary omni-klucz, chyba dawno nieużywany, ale działający. Uruchomiła ostrze - włączyło się z opóźnieniem, ale przynajmniej było. Jakakolwiek broń stawiała ją na znacznie lepszej pozycji. Dezaktywowała je chwilę później.
- Sherlocka? - powtórzyła, przez chwilę przyglądając się Strikerowi, z lekko rozchylonymi ustami. - Mojego Sherlocka?
Nie wiedziała, co stało się z kotem. Może zabrali ją stamtąd jeszcze przed zastrzeleniem zwierzęcia. Nietrudno było zobaczyć paletę emocji przelewającą się w jej oczach. I te akurat były szczere, na krótką chwilę wróciła dobrze znajoma Strikerowi Sonya, choć niestety nie w pozytywnych okolicznościach. Jej broda drgnęła, a chwilę później nogi się pod nią ugięły i usiadła na podłodze. Po jej policzkach po raz pierwszy od bardzo dawna popłynęły łzy. Miała do nich prawo.
- Zabili mi kota? Co za skurwysyny. Nic im nie zrobił, to był tylko kot. Tylko zwierzę. Ja może i zasłużyłam sobie na to wszystko, ale on... on był tylko kotem, Charles.
Jej oddech znów zaczął przyspieszać. Ukryła twarz w dłoniach, usiłując dojść do siebie i nie pozwalać sobie na załamanie tutaj i teraz. Doprowadzenie się do stanu użyteczności zajęło jej zaledwie kilkanaście sekund, bo chwilę później jej twarz zdobiła już maska wściekłości i determinacji. Nie mogła pozwolić sobie na słabość umysłu, gdy i tak była już wrakiem zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Przetarła twarz białym rękawem i powoli wstała.
- Clain zginie. Gdzie jest twój brat? - spytała cicho. - Daryl?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 22:06

Przyglądał się jak jej znajoma dłoń powoli chwyta jego rękę. Brakowało mu tego dotyku. Brakowało mu jej. Martwił się o nią i był w stanie jej wybaczyć to co zrobiło. Szczególnie, że to nie była do końca jej wina. Sam już nie wiedział. Nie wściekał się na nią. Nie potrafił być na nią zły tak jak też wtedy na Islandii. Nie docierało chyba może do niego to, że to wszystko było kłamstwem. Ukartowane z góry przez Cerberusa. Jedyną osobą jaką mógł winić to tylko i wyłącznie siebie. Dał się zwieść wierze w lepsze życie. W nadzieje na lepsze jutro. Nie odpowiedział na jej pytanie po prostu nie potrafił teraz znaleźć na nie odpowiedzi. Wiedział za to, że od tego momentu jego wyobrażenia o normalnym życiu czy związku właśnie zniknęły. Dla niego to wciąż nie była przeszłość bez znaczenia ale skąd miał w ogóle wiedzieć jaka czeka ich przyszłość?
- To nie jest bez znaczenia. – Delikatnie się uśmiechnął. – Nie wiem, którego mnie pamiętasz lepiej ale raczej ten pierwszy by się tutaj nie pojawił aby cię uratować pomimo tego co się stało. Jeśli jest chociaż w tobie cząstką kobiety, którą kocham to raczej ciężko aby to nie miało znaczenia.
Podrapał się po głowie. Nie był zbyt dobry w sprawach uczuciowych. Zresztą ona nie była lepsza. W końcu też wiele rzeczy się wyjaśniło w głowie Charles’a. Jej umiejętności walki, które raczej trudno było przypisać zwykłemu treningowi zapewnionemu przez Burela. Jej wiek też się nie zgadzał. Jej matka zginęła w momencie, kiedy on jeszcze nawet nie służył dla Rosenkova. Jej niezbyt dokładna przeszłość oraz jej zmiany zachowań. Nie wiedział tego wszystkiego wcześniej. Był zaślepiony uczuciem wobec jej osoby. Chyba nawet dalej był chociaż jeśli jej prawdziwe wspomnienia i charakter dojdą do władzy to nie było takiej opcji by czekała ich wspólna przyszłość.
Starał się nie okazywać tego jak bardzo kurczył się w środku i jak walczył ze samym sobą aby dalej mieć siłę walczyć. Wciąż musiał uratować swojego brata oraz resztę. Jeśli wszystko skończy się jak na Majesty to każdy wróci do swojego szczęśliwego życia tylko on wróci tam gdzie był. Do świata wiecznej walki do której należał. Nawet myśl, że może trafić do więzienie nie brzmiała już tak złowieszczo. Już chyba nic nie brzmiało złowieszczo. Teraz musiał po prostu doprowadzić kolejną sprawę do końca.
Jej wiedza o tomografie sprawiła, że chociaż ten problem się lekko rozwiązał. Jeśli odstawi ją tam to na pewno nic nie powinno się jej stać. Clain nie powinna jej kontrolować jeśli będzie w tamtym miejscu lub blisko niego.
Zdziwiła go bardzo jej reakcja na temat wieści o kocie. Tak jakby jej zwierzaki były jej znacznie bardziej bliższe. Nie wiedział ile czasu spędziła jako agent Cerberusa ze zmienioną osobowością i wspomnieniami. Domyślał się jednak, że albo bardzo długo albo miałą te koty jeszcze przed podjęciem się misji dla nich.
- Z Watsonem nic nie jest. Jest u rodziców jednego z moich ludzi. Mam go odebrać po zleceniu. – Cicho westchnął. No tak. On był tylko celem misji więc na jego widok nie musiała się cieszyć. To nie był romantyczny vid akcji gdzie nagle wszystko kończy się szczęśliwie. Odwrócił się w jej stronę widząc jak bardzo przeżywa to wszystko. Teraz przypominała mu jego i to jeszcze bardziej niż wcześniej. Stanął obok niej.
- Daryl razem z resztą jest w areszcie. Prędzej czy później będziemy musieli ich wyciągnąć.
Podał jej rękę aby wstała. Miał być jej podporą. Chociaż by teraz ostatni raz za nim Przymierze postara się jej jakoś pomóc stać się znowu normalną osobą. Na twarzy wciąż miał ten wyjątkowo smutny uśmiech.
- Naprawdę jesteśmy ludźmi, którzy starają się nienawidzić samych siebie trochę mniej.
Parsknął śmiechem czekając jak wstanie. Właśnie mieli wyruszyć w ich osobistą zieloną mile przebijając się przez strażników stronę aresztu. Potem do tomografu, a potem czekać jak przybędzie wsparcie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 22:48

Skinęła głową. Może faktycznie miała więcej wspomnień związanych z kotami, niż mogło się wydawać. Jeśli miała je jeszcze zanim zaczęła pracę dla Cerberusa, co było całkiem możliwe biorąc pod uwagę, że oba młode nie były, to musiała być do nich przywiązana. Informacja, że czarnemu nic nie jest, w całym tym bólu była dla niej ulgą nie do opisania.
Chwyciła podaną jej rękę i wstała, stając obok mężczyzny. Po chwili namysłu pochyliła się nad blondynką i z niesmakiem ściągnęła żółtą gumkę z jej włosów, by związać swoje poplątane, ciemne fale w ciasny, wysoki kucyk. Jak zawsze, taka fryzura wyostrzała jej rysy twarzy. Nie nosiła jej wcześniej zbyt często, praktycznie tylko do walki. Nawet gdy malowała jego restaurację, wiązała sobie na głowie tylko niedbałego, luźnego koka. To wciąż była ta sama Wade, miała te same ruchy, gesty, ten sam głos i ciemne spojrzenie. Ale coś było nie tak. I Charles nie potrafił stwierdzić, co takiego się zmieniło.
Uniosła wzrok na Strikera i zamarła, po chwili opuszczając powoli ręce od swoich włosów. Patrzyła na niego, jakby usiłowała znaleźć w jego twarzy odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Zrobiła niepewny krok w jego stronę i sięgnęła do kołnierza jego pancerza, by delikatnie przyciągnąć go do siebie. Po tym przyglądała mu się z bliska, studiując dokładnie każdy fragment jego twarzy, każdą bliznę i widoczne fragmenty tatuaży.
- Chciałabym sobie coś przypomnieć - powiedziała cicho. - Jeśli mogę.
Całkowicie zmniejszyła odległość między nimi, odnajdując ustami drogę do jego ust. To był znajomy pocałunek, choć w przeciwieństwie do wielu poprzednich krótki i delikatny. Niepewny, jakby Sonya obawiała się, że coś pójdzie nie tak. Potem odsunęła się trochę, zastanawiając się nad czymś. Nie wiedziała nawet jakie Charles ma wobec tego podejście. Pojawił się tutaj po to, żeby ją znaleźć, uratować albo się zemścić. Zdecydował się na to pierwsze, mimo, że zasługiwała na drugie. Wyraźnie nie umiała się w tym wszystkim odnaleźć i pewnie liczyła na to, że przypomnienie w formie pocałunku zadziała na nią skuteczniej, niż jakiekolwiek słowa.
- Jak nie będzie się dało tego wyciąć... wyłączyć na stałe... - zaczęła, wciąż jeszcze nie puszczając pancerza mężczyzny, przed którym stała. Opuściła za to wzrok gdzieś na jego klatkę piersiową. - Wiesz o co mi... nie chcę żyć w ten sposób. Proszę.
Prośba była jasna, choć Charles niekoniecznie musiał ją popierać. Ale Sonya nie mogła skierować jej do nikogo innego, głównie też dlatego, że byli tutaj sami.
- Chodźmy.
Odwróciła się i ruszyła powoli w stronę drzwi, pochylając się jeszcze nad aktywowanym omni-kluczem, żeby aktywować w nim wszystkie swoje programy, zanim będą musieli opuścić pomieszczenie. Dopiero po tym tak jak zawsze zniknęła w trybie kamuflażu taktycznego i otworzyła przejście.
Na zewnątrz nikogo nie było. Może dlatego też nikt nie zareagował, gdy kobieta krzyczała i rzucała rzeczami. Od razu jednak rzuciła im się w oczy aktywna kamera - nie podziałała jednak długo. Charles usłyszał, jak Sonya odbija się od ściany i zobaczył ją, gdy kamuflaż się dezaktywował, bo wbiła ostrze w łącza kamery. Niemal od razu opadła na podłogę ze stęknięciem bólu, choć zachowała równowagę. Rana wciąż była świeża. Rozejrzała się.
- Byłam w celi przez jakiś czas na początku. Wydaje mi się, że to było w tamtą stronę - wskazała prawą odnogę korytarza, z której docierały dźwięki kroków i cichej rozmowy. - Nie mogą mnie zobaczyć. Ani ochrona, ani na kamerach. Pamiętaj o tym.
Ostatnio zmieniony 27 mar 2018, o 08:42 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 23:11

Kiedy miała mocno spięte włosy jego serce zaczęło bić szybciej. Nie dlatego, że nagle wszystkie uczucia do niego wróciły i mógłby ją wziąć w tym miejscu. Oj nie. To był strach. Strach przed tym, że coś się jej może stać. Za każdym razem, kiedy tak robiła to nie kończyło się to najlepiej. Dlatego też teraz obserwował ją ze swego rodzaju przerażeniem. Kolejny raz stawka była wręcz ogromna. Nie mógł tego spieprzyć. Nie mógł. Musiał za wszelką cenę zapewnić jej i swoim ludziom bezpieczny ratunek. Musiał ich stąd wyciągnąć choćby sam miał poświęcić swoje życie. W środku czuł jak bardzo ironiczne jest to, że kiedyś po prostu chciał umrzeć. Teraz był gotowy rzucić się na bagnety. Pieprzony bohater się znalazł.
Pewnie zastanawiał by się nad tym dłużej gdyby nie to, że kobieta stała znowu blisko niego. I to znacznie bliżej niż wcześniej. Nie był spięty jej bliskością. Chciał żyć w błogiej nieświadomości, że nie chce mu nic zrobić. Po prostu nie potrafiłby teraz spojrzeć na nią jak na swojego wroga. Gdy jednak go do siebie przyciągnęła był zaskoczony. Musiała mieć chyba podobny mętlik jak w głowie jak on.
Skinął głową zaskoczony jej prośbą. Ten pocałunek był znajomy a smak znajomych ust sprawił, że Charles ledwo powstrzymał się od objęcia kobiety aby nie pozwolić jej znowu zniknąć. Obydwoje tak robili, kiedy nie chcieli aby drugie gdzieś poszło. Teraz sytuacja im na to nie pozwalała. W tym krótkim akcie miłości jak zawsze postarał się przekazać wszystkie swoje uczucia, których nigdy nie potrafił wyrazić swoimi słowami.
- Zajmę się tym. – Wiedział jak to jest żyć z implantem przy kręgosłupie. Nie musiała mu tego tłumaczyć. Jednak na chwilę się rozpromienił. – Masz dokładnie ten sam wyraz twarzy jak na Islandii.
Swego rodzaju mieli kolejną powtórkę z rozrywki tyle, że tym razem Charles miał raczej większe powody do zabicia jej niż tamtego dnia. Spojrzał na swój omni-klucz i odpalił omni-ostrze. Był gotowy do drogi. Skinął głową. Byli gotowi do drogi. Jednak za nim wyszli złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie. Skoro to miał ich ostatni wspólny raz chciał go zapamiętać najlepiej jak potrafił. Jego usta znów przywarły do jej aby tym razem już dokładnie przekazać wszystko emocje, które się w nim kłębiły. Nie było w nich złości czy gniewu. On po prostu był szczęśliwy, że chociaż na chwile znowu mogli być razem. Na tą krótką chwilę zapomnieć o wszystkim co ich otacza.
- Bądź ostrożna.
Dodał jeszcze za nim wyszli na zewnątrz. Teraz był gotów do drogi. Nawet jego morale się lekko wzmocniły. Chociaż nie był pewny czy to co właśnie zrobił cokolwiek miało zmienić. Szedł ostrożnie za nią. Odcięta kamera byłą jakimś startem. Może po tym jak zabił jednego ze strażników to nie mieli kim obsadzić wszystkich w stróżówce. Nie wiedział.
- Pamiętam. Trzymaj się blisko mnie. W razie czego wezmę ich na siebie. – Nie wiedział w ogóle gdzie się znajduje. – Prowadź.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 23:36

Zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, o jaki wyraz twarzy może mu chodzić. A może próbowała sobie przypomnieć Islandię, która teraz mieszała się jej z setkami innych wspomnień, z których połowa powoli znikała za mgłą, bo okazywała się fałszywa. Musiała zastanawiać się, czy to było rzeczywistością, czy elementem zaimplantowanej przeszłości. Ale był tam Charles, a skoro on był naprawdę, to chyba i Islandia nie była kłamstwem. Uśmiechnęła się lekko, bardzo niepewnie, jakby tą jedną pozytywną chwilą miała zaraz zburzyć wszystko jak domek z kart. A uśmiech wciąż miała ten sam.
Gdy przyciągnął ją do siebie, nie spodziewała się tego kompletnie. Szarpnęła się, a w jej oczach błysnął strach, którego Striker nie miał jak się spodziewać. Mimo, że pocałowała go przed chwilą, wciąż w jej głowie musiała istnieć wizja Charlesa-psychopaty, którego Cerberus wyciągnął z więzienia i który nie reprezentował sobą niczego, poza mocno rozwiniętymi umiejętnościami mordowania. Zesztywniała w jego objęciach. Gdy poznawali się po raz pierwszy, w jej głowie nie było tego wypracowanego przez Cerberusa wspomnienia, ale w tej chwili było ono tak samo silne jak to pozytywne, które wykształcili sobie przez ostatni miesiąc znajomości.
W końcu odwzajemniła pocałunek, ale nie wydawała się zadowolona z tego, co właśnie się wydarzyło, gdy już udało się jej od niego odsunąć. Charles nie wiedział, co działo się w jej głowie i nie miał jak się tego dowiedzieć. Na pewno potrzebowała dużo czasu, żeby dojść do siebie, nawet jeśli Striker w tak wyrazisty sposób dawał jej do zrozumienia, że dla niej tutaj jest. Odchrząknęła cicho, opuszczając wzrok i zajęła się tym, czym miała się zająć, czyli przecieraniem dla nich szlaku wzdłuż korytarza.
- Dwójka ludzi, jeden w kitlu takim jak ten, drugi w pancerzu ochrony - poinformowała go cicho, gdy wróciła zza zakrętu. Kamuflaż na moment się wyłączył, a Sonya dała mu czas na naładowanie się ponownie. - Tam jest też kamera. Muszę ją rozwalić zanim zrobię cokolwiek innego. Będziesz musiał tamtą dwójką na początku zająć się sam. Szybko - odetchnęła głęboko i zerknęła przez ramię. - Są zajęci sobą i idą i tak w drugą stronę. W stronę cel, nie naszą.
Podciągnęła rękawy, sfrustrowana, że były na nią o tyle za krótkie. W sumie i tak miała spore szczęście, że strój na nią pasował. I buty. Bez nich z pewnością czułaby się tu znacznie gorzej.
- Przydałaby się nam broń z tłumikiem - mruknęła. - Dobra, chodź. Nie wiem ile mamy czasu, zanim do nich dotrze że kolejno padają kamery, albo ktoś przyjdzie tam skąd wyszliśmy.
Ponownie zniknęła pod osłoną kamuflażu i ruszyła w stronę zakrętu, pewnie szykując się na kamerę, która znajdowała się w połowie drogi między Strikerem, a kobietą w kitlu rozmawiającą z ochroniarzem. Faktycznie byli plecami do nich, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co dzieje się za nimi. Zresztą czym mieliby się stresować? Wszystkie zagrożenia miały być albo zamknięte w celi, albo nieprzytomne, albo w stu procentach im posłuszne.
Ostatnio zmieniony 27 mar 2018, o 08:42 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

26 mar 2018, o 23:51

- Przepraszam. – Rzucił bardzo cicho.
To nie był najlepszy pomysł. To był chyba jego najgorszy pomysł od czasów, kiedy się urodził. Miał ochotę tłuc się w głowę pięścią powtarzając sobie jakim jest idiotą. Tak to się zawsze kończyło się, kiedy to on próbował okazać jakiekolwiek uczucia. Chociaż i tak otrzymał już tyle błędnych sygnałów z jej strony, że wolał już nawet o tym nie myśleć. Musiał też w końcu zrozumieć, że cokolwiek między nimi było już nie istnieje. Myśl, że będzie się musiał z tym pogodzić nie wpływała na niego zbyt pozytywnie. Miał się skupić na misji, a nie odzyskaniu miłości. Pieprzony romantyzm. Dlatego też jego wyraz twarzy szybko stężał i wrócił do skupienia na misji. Na resztę przyjdzie czas potem. Chociaż nie wiedział czy na cokolwiek przyjdzie czas.
- Zrozumiano.
Nie musiała mu nic więcej mówić. Może wcześniej rozumieli się dość dobrze bez słów w związku za to w walce gorzej, to teraz sytuacja się odwróciła. Tak naprawdę nawet nie wiedział jak dobrze wyszkolona jego towarzyszka broni. Musiał to zrobić w bardzo szybkim krokiem. Dobiec do strażnika z bronią, a potem wyeliminować przeciwnika w kitlu. Chociaż ten drugi nie wydawał się być, aż tak wielkim zagrożeniem. Chociaż jego krzyki mogły już utrudnić sprawę. Dlatego musiał to zrobić w jeden prosty sposób. Kobiecie poderżnąć gardło skalpelem. Mężczyźnie omni-kluczem.
- Ciesz się, że w ogóle mamy jakaś broń.
Mruknął pod nosem i ruszył przed siebie szykując się do ataku na wrogów.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

27 mar 2018, o 08:04

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

27 mar 2018, o 08:25

Zaskoczenie pogrążonego w rozmowie ochroniarza nie było może tak łatwe, jak zabicie pielęgniarki w ich pokoju, ale wciąż nie było szczególnie trudne. Odwrócił się słysząc kroki dopiero w ostatniej chwili, co już i tak było za późno. Charles przejechał mu ostrzem po krtani, pozbawiając go niestety możliwości oddychania i mówienia. Upadł, łapiąc się za szyję, ale w niczym to mu nie pomogło, śmierć i tak po niego przyszła chwilę później. Nawet nie zdążył sięgnąć po pistolet.
Idąca obok niego kobieta wrzasnęła. Zdecydowanie za głośno jak na ich standardy. Mogli się już spodziewać, że za moment ktoś wybiegnie na korytarz sprawdzić, co się dzieje - pod warunkiem że teraz, w nocy, ktoś poza Clain i niewielką grupką jej ludzi funkcjonował jeszcze w klinice. Nawet ci, którzy robili tu, w podziemiach, musieli mieć jakieś swoje prywatne życie.
Pielęgniarka nie dobiegła jednak daleko. Sonya praktycznie wskoczyła na nią z góry, uderzając jej głową o ścianę, tak, że kobieta natychmiast straciła przytomność i już w ciszy osunęła się na podłogę. Dopiero wtedy ciemnowłosa stanęła nad nią i na spokojnie przebiła jej klatkę piersiową ostrzem obcego omni-klucza, którego zmuszona była obecnie używać. Uniosła wzrok na Strikera, a na jej twarzy na moment zagościła niepewność.
- Nie chciałam żeby się tak darła dalej - wyjaśniła, jakby obawiała się, że mężczyzna będzie miał wobec niej jakieś zastrzeżenia. Choć przecież wszystko zrobiła dobrze.
Dopóki udawało im się podejść wszystkich z zaskoczenia i spotykali grupy mniejsze lub równe ich liczebności, to mieli jakąś szansę. Nawet bez broni palnej, która znacznie lepiej by się sprawdziła, niż ostrze - to było skuteczne na bliski dystans, ale wystarczyło, by ktoś ich zauważył i od razu znajdowali się na przegranej pozycji.
Wade zostawiła kobietę i pochyliła się nad ochroniarzem, podnosząc sobie jego lewą rękę i spoglądając na omni-klucz, którego używał. Nie dość, że na pewno posiadał kody do większości pomieszczeń, może również celi, to na pewno był lepszym sprzętem, niż jej obecny. Szybko więc wymieniła się omni-kluczami z martwym mężczyzną. Nowy działał znacznie sprawniej, choć też miał wbudowane klasyczne krótkie ostrze, zamiast długiego, do którego była przyzwyczajona.
Na dźwięk zbliżających się kroków Wade poderwała głowę i uniosła wzrok w stronę kolejnego zakrętu korytarza.
- Usłyszeli ją - stwierdziła cicho. Nie mieli zbyt wiele czasu, by się przygotować, prawie wcale. Zerknęła na Strikera i sekundę później zniknęła już w typowym dla niej trybie kamuflażu. Z naprzeciwka zbliżały się do nich dwie osoby i bynajmniej nie będą oni już zaskoczeni ich widokiem tak, że pozwolą się zabić w dwie sekundy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

27 mar 2018, o 09:26

Wrzask kobiety był dla niego zaskoczeniem. Rozumiał, że może zareagować w taki sposób ale nie tak głośno. Mogła by służyć jako alarm ostrzegawczy. Dlatego szybko się uśmiechnął, kiedy jego towarzyszka postanowiła wkroczyć do akcji i wyeliminować ten strasznie głośny problem. To już była chyba tylko chwila za nim przybędzie ktoś sprawdzić co się stało.
Teraz dopiero mógł zobaczyć umiejętności Wadę w pełnej krasie. To jak wbiła ostrze prosto w klatkę piersiową można było porównać do tego co ich uczyli w Rosenkovie. Spojrzał na nią i skinal głowa.
- Dobra robota.
Zabrał z martwego strażnika generator tarcz. Kobieta mogła wejść w kamuflaż on co najwyżej udawać ludzką kolumnę. Wolał mieć jakiekolwiek zabezpieczenie. Zbliżające sie kroki nie znaczyły nic dobrego. Nie wiedzieli nawet ilu przeciwników na nich idzie,a musieli jeszcze uratować ludzi z aresztu. Chociaż była ich tylko dwójka. Zabrał też przy okazji pistolet.
- Wezmę ich na siebie. Spróbuj położyć jednego.
Powiedział szukając się do kolejnego ataku. Przynajmniej teraz miał jakąś broń.

Rzucił się na swoich wrogów. Niestety nie mieli już jak się chować. Wyskoczył w powietrze starając się najpierw trafić tego, który pierwszy sięgnął by do omni-klucza by poinformować swoich o ucieczce. Potem zostałoby już tylko odstrzelenie drugiego prosto w głowę.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

27 mar 2018, o 18:46

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

27 mar 2018, o 19:40

Oboje byli gotowi na nadbiegającą dwójkę, niezależnie od tego, kto właściwie miał im wyjść naprzeciw. Mogli podejrzewać zarówno ochronę budynku, jak i lekarzy. Każdy normalny pracownik miejsca takiego jak to ruszyłby na pomoc krzyczącej kobiecie, nawet jeśli przeprowadzali tu nielegalne implantacje na niczego nieświadomych pacjentach. Wade zniknęła, a Charles nie miał niestety takiej możliwości, musiał się więc ukryć i poczekać za zakrętem.
Gdy wybiegł zza niego pierwszy mężczyzna, łatwo było wbić mu ostrze między żebra. Człowiek stęknął i skulił się, nie krzycząc już jak pielęgniarka przed chwilą, ale też nie umierając od razu jak jej towarzysz. Widząc, co się dzieje, drugi ochroniarz sięgnął po broń, ale nie zdążył zrobić praktycznie niczego. Znów Wade spadła na niego jak niewidzialny grom z jasnego nieba, a raczej z ziemi, bo ostrze przebiło jego czaszkę tym razem od dołu. Kamuflaż spadł, ujawniając ciemnowłosą, która z zupełną obojętnością dezaktywowała ostrze i pozwoliła martwemu upaść.
Ten, który wbiegł pierwszy, próbował się jeszcze bronić. Charles usłyszał strzał gdzieś obok, ale nie poczuł bólu, wiedział więc, że atak nie trafił, choć przecież byli tak blisko. Mógł za to odwdzięczyć się tym samym. Przyłożony bezpośrednio do ciała stojącego tuż obok przeciwnika pistolet mógł przynieść już tylko śmierć.
- To było ładne - uśmiechnęła się lekko Wade, po raz drugi od swojego przebudzenia. Na krótko, ale zawsze. - Czyste.
Ani jej, ani jemu nic się nie stało. A Charles miał dodatkowo zabezpieczenie w postaci generatora tarcz i pancerza, o których Sonya mogła póki co tylko pomarzyć. Odetchnęła głęboko, zabierając pistolet z jednego z trupów dla siebie i z przyzwyczajenia sięgnęła do biodra, ale strój pielęgniarki, który na sobie miała, nie posiadał zaczepów na broń. Faktycznie dobrze się zgrywali razem, Wade była skuteczna i nie robiła już nic głupiego, o ile można było rozsądkiem nazwać rzucanie się na bliski dystans bez zabezpieczenia w postaci najsłabszego nawet pancerza.
- Tam zaraz są cele - powiedziała, wyglądając za róg. - Z tego co pamiętam. Byłeś tutaj, prawda? Musisz rozpoznawać korytarz.
Faktycznie, przyprowadzili tu Strikera od innej strony, ale widział już ten korytarz jakiś czas temu. Na jego środku wisiała kamera skierowana w stronę wejścia do pomieszczenia z celami, tak, by jej oko widziało całe wejście. I wyglądało na to, że dwójka, która przybiegła tutaj po krzyku medyczki, była dwójka odpowiedzialną za pilnowanie drzwi. Teraz były one tylko zablokowane, bez żadnej obstawy. Po prawej stronie znajdowało się niewielkie pomieszczenie, oddzielone rozchylonymi drzwiami i sporą szybą, za którą stały szafki i jakieś blaty.
- Może tam jest twój sprzęt - zasugerowała ciemnowłosa, wskazując głową wejście. - Bo pewnie przyszedłeś tu z czymś większym, niż ten pistolet.
Przeszła nad trupem i nie wysilając się już na kamuflaż, po prostu w odpowiednim miejscu odbiła się od podłogi i wbiła ostrze w kamerę, której kadr i tak nie obejmował ich dwójki. A gdy już ją wyłączyli, problem monitoringu mieli z głowy. Kobieta weszła do bocznego pomieszczenia i zaczęła przeszukiwać szafki. Faktycznie, to tutaj trzymali wszystko, co im zabrano, zarówno Charlesowi, jak i trójce jego ludzi. Wade znalazła za to skrzynkę ze swoimi poplamionymi farbą ubraniami. Kucnęła przy niej i przyglądała się im przez chwilę, jakby nie była pewna co widzi. Ostatecznie uznała zapewne, że nie ma czasu ani okoliczności na przebieranie się teraz i wsunęła pudełko z powrotem do szafki.
- Jestem zmęczona - przyznała cicho. - Chcę wrócić do domu. Bez wszczepu i bez...
Zamilkła, nie wiedząc w sumie gdzie teraz był jej dom. Czy jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, miała polecieć z Charlesem do Montrealu i żyć dalej, jakby nic się nie stało? Uniosła na niego spojrzenie, znów przyglądając mu się intensywnie, jakby to on miał odpowiedzi na wszystkie jej pytania.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

27 mar 2018, o 20:15

Był zaskoczony tym jak nagle stał się skuteczny. W momencie, kiedy jego uczucia wobec kobiety obok niego postanowiły na jakiś czas zniknąć nie wiedząc jakie będzie zakończenie ich historii to znowu zaczął ryzykować tak samo jak kiedyś. Pewnie gdyby go postrzelili to nie zwróciłby na to uwagi albo zaaplikowałby sobie wcześniej przygotowaną mieszankę aby nie czuć bólu i iść po prostu dalej naprzód. Kiedy ostatni strzał trafił przeciwnika prosto w klatkę piersiową przeniósł wzrok na Wade aby sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Tym razem nie było to spowodowane jakimikolwiek uczuciami. Po prostu musiał wiedzieć czy jego towarzyszka jest w stanie dalej walczyć i czy Clain już zauważyła ich ucieczkę. W takim wypadku musiałby zadziałać najszybciej jak potrafi aby podać jej środek.
- Wiem.
Odpowiedział, krótko a na jego twarzy też zagościł pewnego rodzaju uśmiech satysfakcji. Na ten moment nie tworzyli już tak idealnej pary. Oczywiście w kwestii miłości i romantyzmu. Okazywało się za to, że byli idealnie dobrani jeśli chodzi o ich umiejętności. W tej kwestii tworzyli właśnie idealną parę. Jak się teraz okazało obydwoje byli świetnie wyszkolonymi agentami, którzy postanowili wypiąć się na swoich pracodawców. Chociaż teraz patrząc na to z większej perspektywy to Charles po prostu planował się stąd wydostać i uratować brata. Nie było tutaj większej filozofii.
-Ta. Tylko, że nas wprowadzili od głównego wejścia.
Wskazał dłonią korytarz. Wyszło na to, że podanie im się na tacy było wygodniejsze niż szturmowanie tego miejsca. I szczerzę mówiąc okazało się to być o wiele lepszym pomysłem. Jeśli chcieliby się tutaj dostać w inny sposób to pewnie nie mieliby nawet szans uratować Wade. Tak to Clain podała mu ją wręcz na tacy. Pokręcił głową niezadowolony na coś. Pochylił się nad trupem i ściągnął jego generator tarcz. Potem stojąc za kobietą wpiął go za klamrę na jej plecach. Poklepał ją lekko w tył głowy. Takiego zachowania z jego strony jeszcze pewnie nie uświadczyła. Ostatnim razem to ona go uderzyła kolanem w tył głowy na Islandii. Pokręcił głową niezadowolony z tego prostego powodu, że wzięła tylko pistolet, a zapomniała o czymś tak ważnym jak jakakolwiek ochrona.
W bocznym pomieszczeniu głośno westchnął. Całą broń zostawił przecież na promie, a ze sobą zabrał tylko szpona, który teraz miała Clain. Podniósł ze stołu swojego szpona. Szczerzę mówiąc ten pistolet był bardziej niebezpieczny niż cała reszta, którą ze sobą nosił. No i był bardzo lekki. Chociaż wciąż wyglądał jak zabawka przy jego rozmiarach. Gdy usłyszał co mówi i na niego patrzył nie wiedział co odpowiedzieć.
- Wrócisz do domu. – Odpowiedział jak na siebie z dużą nadziei. Chciał dla niej jak najlepiej nawet jeśli po tym wszystkim nawet nie będzie pamiętać kim on jest lub po prostu będzie chciała o nim zapomnieć. – Na pewno nie możesz wrócić do Montrealu. To zbyt niebezpieczne. Trzeba będzie ci znaleźć jakieś bezpieczne miejsce do życia. Może nawet nie będziesz już musiała użerać z tym całym gównem i wrócić do normalnego życia. Z Watsonem.
Sprawdzał swoją broń. Jego wzrok był utkwiony w tym kawałku metalu. Rozmowa w ten sposób sprawiała mu ogromny ból. Nie mógł jej przecież zmusić do tego by z nim była ale mógł po prostu jakoś jej pomóc nawet jeśli na samym końcu to on ucierpi najbardziej. Nie było też sensu dalej roztrząsać tego wszystkiego skoro nawet nie wiedzieli czy wyjdą z tego żywi. Wyciągnął z kieszeni papierosy. Musiał zapalić jednak jedyne co mu zostało to prawie wysuszony wkład do zapalniczki. Ledwo się odpalił. Dał mu szansę ostatni raz zapalić za nim cały wkład wysechł.
- W razie czego zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. – Tym razem już trochę łatwiej można było wyłapać w jego głosie pewne nutki zmęczenia i smutku. To nie miało się tak skończyć. – Teraz musimy iść. Nie wiem, kiedy postanowi pojawić się Przymierze dokładnie ale jeśli to zrobią to czeka nas dużo problemów.
Zabrał jeszcze przed wyjściem całą broń należącą do jego zespołu. Wraz z tarczami i omni-kluczami. Musiał mieć ich sprzęt aby szybciej się zebrać z tego miejsca.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Nos Astra”