Jeden z pięciu okręgów na Cytadeli, zdominowany gł. przez volusów, elkorów i hanarów, posiada jednak też wydzieloną ludzką strefę o nazwie Shin Akiba.

Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Restauracja "El Jefe"

24 lut 2016, o 02:19

http://i.imgur.com/D7T73ff.jpg[/imgw] Jest to mała restauracja serwująca kuchnie latynoską oraz nowo orleańską. Znajduje się ona w jednej z mniejszych uliczek okręgu. Składa się ona z jednego pomieszczenia. Patrząc na frontowa ścianę z zewnątrz można zauważyć że składa się ona z dwóch dużych panoramicznych okien oraz drzwi złożonych ze szkła oraz drewna.Przy jednej ze ścian znajduje się otwarta kuchnia, którą mogą obserwować klienci siedzący przy kontuarze. Ma on kształt litery L. Dzięki czemu może siedzieć przy nim prawie 12 klientów. Owy kontuar oddziela część kuchenną od części restauracyjnej gdzie zazwyczaj pracuje kucharz, który także jest kelnerem. Sama restauracja jest udekorowana w stylu typowo ziemskim. Na jednej ze ścian znajduje się wielka tablica na której zapisywane jest menu na dzisiejszy dzień. Wiele przedmiotów jest ściągnięta z ziemi dzięki czemu odwiedzający ją ludzie mogą przez chwilę poczuć się przez chwilę jakby wrócili na ojczystą planetę. Podłogi są wyłożone prawdziwym drewnem, a dokładnie jesionem wędzonym. Tym samym drewnem jest też wyłożony kontuar, zaś jego górna część to czarny kamienny blat. Kuchnia jest za to wyposażona w najpotrzebniejsze rzeczy. Mamy tam dużych rozmiarów kuchenkę pod którą znajduje się piekarnik. Metalowy stół odgradza część kuchenna od zlewozmywaka. Garnki oraz patelnie zwisają na metalowych relingach by kucharzowi było łatwiej po nie sięgać. A przy okazji oszczędzają miejsce w i tak dość małej kuchni. W suficie nad całą kuchnią jest wbudowany wyciąg. Wzdłuż ściany zamontowany jest magnetyczna listwa który utrzymuje wszystkie kucharskie przybory. Patrząc na kontuar z drugiej strony można zauważyć że poniżej blatu znajdują się drewniane szafki które idą wzdłuż niego. W niektórych znajdują się lodówki,a w reszcie po prostu talerze wraz ze sztućcami. Na tych szafkach stoją różne narzędzia takie jak; wyciskarka do soków, automat do kawy, kasa etc.. W pomieszczeniu mamy też drzwi do toalety oraz drzwi na zaplecze.

Na zapleczu znajduje się magazyn(suchy oraz zimny) oraz pomieszczenie gospodarcze. W magazynie można znaleźć akurat to co udało się sprowadzić do jedzenia z ziemi lub to co akurat udało się kupić świeżego na Cytadeli. Pomieszczenie gospodarcze to tak naprawdę pokój kucharza, w tym wypadku Strikera. Nie jest to za duże pomieszczenie, może maksymalnie 15m2 wraz z łazienką. Na ziemi leży mały leży materac z pościelą. Na jednej ze ścian wisi średniej wielkości telewizor, na drugiej zaś znajduje się szafa. Brak okna jest ratowany naturalnym światłem który imituje oświetlenie. Łazienka to po prostu wyłożona płytkami klita z prysznicem i toaleta.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Morrigan Rutherford
Awatar użytkownika
Posty: 12
Rejestracja: 3 lut 2016, o 11:31
Miano: Morrigan "Doc" Rutherford
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Medyk polowy, kapral T2
Lokalizacja: Cytadela
Status: oczekuje na przydział, byczy się na przepustce
Kredyty: 3.685

Re: Restauracja "El Jefe"

28 lut 2016, o 20:13

Wędrowała po Cytadeli relaksując się i trwoniąc jakże cenny czas przepustki. Przepuściła dziś kilka tysięcy kredytów na nowiutkie i lśniące wyposażenie, więc była w całkiem dobrym humorze. Musiała zbliżać się obiadowa pora, o czym przypominał jej cichy pomruk wydobywający się z okolić żołądka. Wyrzuciła dziś sporo kasy, więc kilka kredytów więcej wydane na smakowity obiadek nie zrobi jej różnicy, tym bardziej, że lodówka w mieszkaniu świeciła pustkami. Zaczęła rozglądać się za jakimś przybytkiem, w którym mogłaby przekąsić coś dobrego i jej uwagę zwrócił nieduży lokal ze szklanymi drzwiami przyozdobionymi drewnem. Zachęcający początek rozwijał się dalej wewnątrz restauracji: skromny, acz gustowny wystrój i kameralna atmosfera. Usiadła za kontuarem, spoglądając jednocześnie na tablicę z menu. Wreszcie jakiś lokal z dobrym, ziemskim żarciem! Do tej pory jeśli chciała przypomnieć obie smak potraw z mateczki ziemi, musiała wybierać się do Prezydium, gdzie niespecjalnie odpowiadał jej bogato-nadęty klimat. Tutaj było bardziej swojsko, choć na razie dość pustawo. Szkoda, zwykle w takich miejscach można było poznać ciekawych ludzi, aczkolwiek pustki miały też swoje dobre strony: nie będzie zbyt długo czekać na posiłek. Na co bardziej miała ochotę: gumbo czy jambalayę?
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

28 lut 2016, o 20:31

- ...i właśnie wtedy, moja droga, uświadomiłem sobie, jak to jest.
Przepustka, drodzy państwo. Tylko chwilowa, króciutka, związana z przejęciem oczekującej na nowy przydział żołnierki. Ot, wpaść, zabrać, wypaść. To się w zasadzie dało załatwić jednoosobowo, szybko, w czasie krótszym niż ten potrzebny na pstryknięcie palcami. Czas podobno był cenny, może więc należałoby się pospieszyć, jakoś go oszczędzać, czy może...
Nonsens. Nowo sformowana i nieoczekiwanie dobrze zgrana jednostka projektu Szarańcza, przydzielona do radosnej familii SSV Wizny nie byłaby sobą, gdyby gdziekolwiek nie poszła razem. Gdyby, wiecie, nie wykorzystała przepustki. Coś dało się zrobić szybko? Ok, jasne, ale po co? Po co, skoro można sobie urwać cały boży dzień na, nazwijmy to szumnie, integrację.
W nowej - przynajmniej z jej perspektywy - knajpie Dagan pojawiła się więc nie sama. Nie ze wszystkimi, to prawda, tym niemniej w towarzystwie. Ten po prawej to sierżant McLoughlin, po lewej zaś ciemnoskóra lwica, chorąży Kalisha "Bez Kija Nie Podchodź" Traore.
- I? Jak to jest w takim razie, chłopczyku? - zapytała Namibijka, gdy we trójkę przekraczali próg restauracji. Nie, nie po to, by pojmać i uprowadzić swą nową załogantkę - tak naprawdę nie mieli pojęcia, że ją tu znajdą. Nie, po prostu po odrobinie alkoholu - serio, odrobinie, w końcu musieli wrócić dziś na pokład - dobrze było coś przekąsić.
- Chujowo - zdążył więc jeszcze rzeczowo skomentować Charlie nim zupełnie stracił zainteresowanie omawianą dotąd, bliżej niesprecyzowaną historią na rzecz menu. Seks, alkohol i żarcie, moi drodzy, trzy egzystujące w równowadze miłości sierżanta.
- Ej, patrzcie. - Z Dagan żaden był dowódca, ale to właśnie ona zatrzymała dwójkę swoich towarzyszy by wskazać im siedzącą przy kontuarze kobietę. - To chyba ta nasza.
- Pierdolisz, jeść tu przyszliśmy, a nie nieść dobrą nowinę, więc nie dopatruj się... - Tym razem McLoughlin nie zdążył. Dobra rada młodego człowieka nie zdążyła wybrzmieć do końca, gdy czarnoskóra inżynier stała już u boku Morrigan i postanowiła załatwić sprawę w sposób najprostszy z możliwych.
- Kapral Rutherford?
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

28 lut 2016, o 21:29

Charles właśnie siedział na magazynie spisując na listę towary które trafiły dziś do gara jambalayi lub gumbo z owocami morza. To pierwsze gotowało się już dobre 7 godzin więc powinno być gotowe na czas lunchu, kiedy to drugie czekało tylko żeby wylądować na talerzach. Cholera lubił tą pracę, na łeb nie padało, nikt nie próbował cię zabić. No ogólnie żyć nie umierać. Założył na siebie fartuch i wyszedł na salę, kiedy zobaczył że jest ona pełna żołnierzy przymierza, zatrzymał się."Co do?" pomyślał. Przez chwilę nawet poczuł się niepewnie że przyszli po niego. No cóż to co odjebał w Bachjret raczej nie przeszło bez echa. Jednak atmosfera wśród nich była zbyt luźna. Więc pewnie żołnierze na przepustce czy coś. Zajął swoje miejsce za kontuarem. Najgorsze było to że nie mógł założyć żadnej bluzy pod fartuch z krótkim rękawem, więc widać było wszystkie tatuaże na rękach. Cóż większość stałych klientów była już przyzwyczajona do jego wyglądu. Jednak nowi klienci zawsze go pytali "A skąd te tatuaże?" albo "Co one znaczą?". Zazwyczaj zmyślał historyjki w stylu że po prostu lubi tatuaże czy innego gówno. A niby co miałby im mówić? O patrzcie widzicie te kropki tutaj na ręce? To wyroki które dostałem. Albo spójrzcie tutaj! O tutaj spójrzcie na te małe czaszki. Dużo ich prawda? Każda z nich reprezentuje osobe którą zabiłem w więzieniu. Ten numer na szyi? A to tylko mój numer kodowy kiedy robiłem dla Rosenkova. Czasami żałował że dał sobie namalować na skórze całą historie swoje życia. Wziął ze stolika po swojej stronie tak zwane "czekacze". Czyli własnoręcznie zrobione nachos oraz dwa sosy, guacamole i salsa. Niby miał dawać po takiej małej przystawce na parę ale zawsze olewał ten pomysł bo i tak zostawało tego wszystkiego za dużo,a potem trzeba było wywalać. Więc dał każdemu po jednym takim zestawie. Uruchomił z omni-klucza nagłośnienie. Spokojny nowo orleański jazz zaczął brzmieć w pomieszczeniu.
-Co podać?
Spytał się przybyłych odpalając papierosa. Wyciągi które miał na kuchni były wspaniałe. Pracowały cicho i super wydajnie więc mógł na spokojnie palić w pracy, a dym nie wychodził poza teren kuchni. Przy okazji położył przed gośćmi popielniczki. Tak na wszelki wypadek gdyby ktoś z nich jednak palił. Jezu on jak żałował że nie przyłączył się do Przymierza kiedy mógł. Patrząc na wszystko z perspektywy czasu to nieźle sobie przepierdolił ten cały czas. Więzienie zwane pracą dla Rosenkova albo więzienie o zaostrzonym rygorze gdzieś na jebanym sybirze. No po prostu jest co opowiadać przyszłym wnukom. Chociaż patrząc jakim gównem go tam "ulepszali" to będzie zaskoczony jeśli w ogóle będzie mógł mieć dzieci...o ile ktoś będzie chciał mieć z nim dzieci. Raczej nie. Opierdolił się w myślach że znowu się nakręca, a przecież klienci czekali.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Morrigan Rutherford
Awatar użytkownika
Posty: 12
Rejestracja: 3 lut 2016, o 11:31
Miano: Morrigan "Doc" Rutherford
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Medyk polowy, kapral T2
Lokalizacja: Cytadela
Status: oczekuje na przydział, byczy się na przepustce
Kredyty: 3.685

Re: Restauracja "El Jefe"

29 lut 2016, o 09:43

Była tak pochłonięta perspektywą przyszłego posiłku, że nie zauważyła kolejnych osób, które weszły po niej do lokalu. Jej uwagę przykuł szef kuchni, który wyłonił się gdzieś zza zaplecza. Słodki Stwórco, ten to chyba nie potrzebował tłuczka do ubijania mięsa, preferując zamiast tego własne pięści. Taki karaczan jak ona sięgał mu w najlepszym przypadku do podbródka. Niespecjalnie znała się na tatuażach, ale różnorodność i ilość wskazywała, że ich właściciel musi mieć za sobą ciekawą historię. Nie zamierzała jednak wnikać w szczegóły życiorysu, bo teraz bardziej interesowały ją zdolności kucharskie wielkoluda.
- Dla mnie porcja gumbo szefie. - powiedziała, zamierzając wgryźć się w podsunięte przez kucharza przekąski.

Nie zdążyła jednak wziąć nawet kęsa, kiedy usłyszała, że ktoś za plecami wypowiada jej imię i stopień. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z czarnoskórą kobietą, za którą stała jeszcze jedna babka i facet. Opcje były dwie, obie niespecjalnie przyjemne: albo znowu komuś podpadła i przysłali po nią żandarmerię, albo właśnie dostała nowy przydział. Nie pamiętała, żeby przed przepustką zalazła komuś za skórę, a więc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że przyszli tu by przyszyć jej naszywkę z nazwą nowej jednostki.
- Tak, a wy to kto? - zapytała machnięciem dłoni wskazując też na Rebecę i MCloughlina. - Jak aż we trójkę przyszliście tu by zakuć mnie ponownie w kamasze, to zapewniam, że obejdzie się bez przemocy. Miałam jednak nadzieję na zjedzenie tego ostatniego obiadu na wolności. Zjecie coś? A może wychylimy po huraganie? Ja stawiam. - oparła się o kontuar, mając nadzieję, że zasada przez żołądek do serca zda egzamin i w tym przypadku.
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

29 lut 2016, o 12:25

Gdyby tylko przybyli mieli pojęcie, jakie podejrzenia kłębiły się teraz w głowie Morrigan, jednogłośnie parsknęliby śmiechem, którego pewnie przez dobrą chwilę nie mogliby opanować. Oni i żandarmeria! McLoughlin pewnie by się wręcz popłakał, nieudolnie próbując sformułować jakiś błyskotliwy komentarz, Traore zaniosłaby się kaszlem, który zmusiłby ją do uwieszenia się na kontuarze a Dagan po raz kolejny zastanowiłaby się, co robi w towarzystwie tych wariatów. Z tej perspektywy wielkim szczęściem było to, że nikt z nich nie opanował umiejętności czytania w myślach - dzięki temu mogli zachować się względnie profesjonalnie. Bardzo względnie.
- Dokładnie, wychodzi na to, że to właśnie zamierzamy zrobić. SSV Wizna wzywa na służbę. - Na twierdzącą odpowiedź kapral Rutherford Kalisha uśmiechnęła się tylko niedbale i bez wahania zajęła jedno z miejsc obok nowej załogantki. To jasne, że nie zamierzali odrywać jej od żarcia - sami przecież przyszli się tu posilić. Służba nie zająć, a i Wizna to nie znowu taki odrzutowiec, żeby zdążył się rozpędzić i odlecieć bez nich.
- Kalisha Traore. - Czarnoskóra zainicjowała więc procedurę kulturalnych powitań bez wahania wyciągając ku Morrigan prawicę. Stopień wojskowy pominęła celowo, wyraźnie nie traktując tego spotkania jako takiego znowu oficjalnego. Z drugiej strony, hierarchia mimo wszystko była do zauważenia - cała trójka paradowała przecież w mundurach, z których zwyczajnie nie opłacało im się przebierać.
- Charlie McLouglin. - Jako drugi przywitał się Charles, z impetem zajmując kolejne z miejsc nieopodal Rutherford. Ostatnia przedstawiła się jeszcze Dagan - wzorem poprzedników pomijając stopnie - i dopiero wtedy, bo tych wszystkich kurtuazjach, mogli zająć się tym, co ważniejsze. Jedzenie!
Spoglądając najpierw na menu, a potem na swych towarzyszy Rebecca nie zdążyła wyrazić swych preferencji - które swoją drogą sprowadzałyby się do wybrania czegoś na chybił trafił - gdy inicjatywę przejął McLoughlin. Niespeszony wyraźnymi różnicami aparycji między nim a szefem kuchni - i zapewne właścicielem - który pojawił się za kontuarem, machnął ręką w pańskim geście.
- Specjalność lokalu. Trzy razy. - To się nazywa, drodzy państwo, załatwianie sprawy na cwaniaka. Skoro nie bardzo wiedzą, co tak naprawdę kryje się pod dziwnymi nazwami dań, najlepiej zawierzyć temu, kto się na tym zna. Proste. Logiczne. - I po huraganie dla każdego, na dobry początek - dodał jeszcze z szerokim uśmiechem, jako że ta propozycja Morrigan podobała mu się równie mocno, co perspektywa jedzenia.
Jeśli zaś chodzi o Rebeccę... W jednej chwili bardziej od jedzenia zainteresował ją sam mający ich nakarmić osobnik. Dziwne wrażenie, że skądś go zna pojawiło się samo i nie chciało odpuścić.
- Chyba gdzieś cię już widziałam - stwierdziła więc bezpośrednio, przyglądając się kucharzowi z uwagą. Sama aparycja mężczyzny rzeczywiście sugerowała, że gdzieś mogła go spotkać - wiecie, tylu dziar i szram nie zdobywa się w konkursach dla masterchefów - tym niemniej póki co nie mogła skojarzyć go z żadnym nazwiskiem i konkretną sytuacją.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

29 lut 2016, o 17:46

Po usłyszeniu pierwszego zamówienia wziął się do roboty. Przygotowanie Huraganu nie było trudne, zdjął z pólek alkohole mu potrzebne do wykonania. Mianowicie ciemny i jasny rum. Gdy usłyszał że ma przygotować jeszcze dodatkowe 3 sięgnął po sporych rozmiarów dzban tak gdzieś na oko dwu litrowy. Odwrócił się w stronę kuchni. Wzrokiem szukał miksera. Mógł niby to wszystko zrobić w zwykłym shakerze ale nie miał na to czasu. W końcu wygrzebał go spod blatu kuchennego i podłączył. Zdjął jego górną część. Wtedy moi drodzy rozpoczęły się czary! Otworzył oba rumy i na oko zaczął nalewać je naraz do miksera. Zatrzymał się kiedy alkohol wypełniał prawie 500ml pojemnika. Odstawił alkohole na miejsce. Sięgnął do lodówki pod szafkami. Złapał za sok z marakuji, pomarańczowy i mały dzbaneczek ze świeżo wyciśniętym sokiem z limonki. Najpierw wlał sok passion fruita, zawsze go zastanawiało skąd ta nazwa. Potem wlał tyle samo pomarańczowego ,by na końcu dodać świeżą limonkę. Schował wszystko do lodówki. Teraz trzeba było uwieńczyć dzieło niewielką ilością syropu cukrowego i grenadiny. Po wszystkim odłożył pojemnik na mikser. Uruchomił go na niskich obrotach aby składniki idealnie się wymieszały. Z lodówki wyjął świeżą pomarańcze oraz zapakowane w słoiku wisienki koktajlowe. Gdy miksowanie się skończyło, przelał wszystko do dzbana. Wypełnił się pięknie aż po brzegi. Gdy nagle jego uszy doszedł głos jednej siedzących przy stole. "Chyba już cię gdzieś widziałam...". To nigdy nie był dobry znak. Spojrzał na nią. W sumie zapamiętał by taką słodka żydowską urodę. Ale skąd. Zastanawiał się przez chwilę krojąc pomarańcze w ćwiartki gdy nagle go olśniło.
-Nie, raczej nie.
Uśmiechnął się na swój sposób pogodnie. Wyglądało to bardziej jakby miał zaraz komuś poderżnąć gardło nożem ale przynajmniej się starał. No pewnie że ją kurwa znał, aby się upewnić spojrzał na jej mundur na którym widniało nazwisko "Daggan". "Co to za jakiś festiwal duchów przeszłości?" pomyślał, aż mocniej złapał za nóż. Trochę się wyrosło małej żydówce. Kiedy ostatni raz ją widział ledwo co ewoluowała w kobietę. Teraz gdy sobie o tym przypomniał miał przed oczami tą całą sytuacje. Jerozolima, wydział inżynierii i informatyki. On wraz z innym operatorem. Czekają przed gabinetem na nią by poderżnąć jej gardło i wyrzucić jej ciało gdzieś po palestyńskiej stronie. Plan prosty i idealny. Ale cóż jak widać Przymierze naprawdę wzięło się za nią. A mógł zabić. Myślami był gdzie indziej, kiedy ciało dalej robiło swoje. Ot takie małe plusy treningów z Rosenkovem. Przelał drink do wysokich szklanek stricte przygotowanych do serwowaniu tego napoju. Rozlał cały dzban. Wrzucił do środka trochę pokruszonego lodu. Przyozdobił pomarańczą na boku, a na koniec wrzucił po jednej wisience. Pochował wszystko do lodówek i podał gościom.
-Proszę.
Odwrócił się od nich i brał się za nałożenie głównych dań. Starał się być opanowanym. Chociaż nie było to łatwe. Bo kiedy zdarzało mu się być spiętym poruszał się bardziej jak żołnierz ,a nie zwykły kucharzyna.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Morrigan Rutherford
Awatar użytkownika
Posty: 12
Rejestracja: 3 lut 2016, o 11:31
Miano: Morrigan "Doc" Rutherford
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Medyk polowy, kapral T2
Lokalizacja: Cytadela
Status: oczekuje na przydział, byczy się na przepustce
Kredyty: 3.685

Re: Restauracja "El Jefe"

29 lut 2016, o 20:49

Uff, co za ulga. Przez już myślała, że komuś znowu nie spodobał się kolor jej skarpetek i czeka ją pogadanka na temat właściwego wyglądu i reprezentacyjnej roli żołnierza Przymierza. Niewiele rzeczy działało na nią jak czerwona płachta na byka, ale nadgorliwi służbiści z kijem w dupie zawsze doprowadzali ją do pasji i prędzej czy później zawsze kończyło się przynajmniej na ostrej wymianie zdań. Na szczęście żołnierze z Wizny zdawali się należeć do ludzi, którzy wiedzą, kiedy można odpuścić sobie regulaminy, stopnie i inne śmieszne w jej mniemaniu rzeczy. Uścisnęła rękę każdemu z przyszłych załogantów, mocno, po męsku.
- Miło poznać. To chyba najprzyjemniejsze powołanie do służby jakie do tej pory przeszłam. - powiedziała i zaśmiała się słysząc zamówienie McLouglina, uzupełnione o trzy drinki. Na początek. - Piliście już kiedyś tego drinka? Jest słodki i dobrze wchodzi, ale ma zmiatać z miejsca, jak huragan. Tylko lojalnie ostrzegam.
Zerknęła na krzątającego się szefa i obserwowała go przez krótką chwilę. W jego ruchy były pewne i zdradzały, że zna się na swojej robocie. Nie zauważyła też żadnych podejrzanych ruchów wskazujących na kantowanie przy składnikach. Morrigan sama nie była barmanką, ale w czasie studiów poznała jednak cały wachlarz rozmaitych alkoholi i drinków. Potrafiła wyczuć, kiedy ktoś podawał jej kolorowy sok, który może i stał obok alkoholu, ale sam go nie zawierał. Zapowiadało się na solidnego drinka.
- Dzięki szefie. - powiedziała i pociągnęła łyk. Kolorowy napój smakował dokładnie tak, jak powinien smakować, słodko i owocowo. Teraz pozostawało tylko czekać, aż procenty zaczną działać i uprzyjemniać dzień. - Mmhm, świetna robota. - wyrażając aprobatę dla kunsztu alkoholowej pracy podającego.
Pochłonięta alkoholem nie zauważyła drobnej wymiany zdań między szefem, a Rebecą. Kiedy podniosłą głowę znad drinka, kucharz kręcił się już przy żarciu, plecami do nich. Jako, że drink był dobry przestała patrzeć mu na ręce i dostrzegła pewnej zmiany w jego ruchach, które stały się bardziej sztywne i oszczędne. Rozluźniona zapachami rozchodzącymi się po restauracji, przyjemną muzyką i smacznym napojem, postanowiła dać ponieść się atmosferze i zacząć rozmowę.
- Więc, pora wrócić do krojenia i łatania ludzi oraz sprzętu. Macie na Wiznie jakiegoś szefa medyków? Czegoś powinnam się wystrzegać? Kupić czekoladki? Jakiś dobry alkohol? Lśniący nowością zestaw skalpeli? - zagadnęła. Warto było dowiedzieć się więcej o swoim miejscu pracy i potencjalnym przełożonym. Miała nadzieję trafić na kogoś podobnego do Hawkeye'a - doświadczonego lekarza z sercem do pacjentów, który jednak nie nadymał się, kiedy ktoś pominął jego tytuł przed nazwiskiem. Sama nazwa SSV Wizna mówiła jej praktycznie tyle co nic, ale słabo znała się na okrętach Przymierza, bardziej skupiając się na ludziach. Miała szczerą nadzieję, że obiecujący początek znajomości - wszak nic tak nie wzmacnia więzów jak dobry alkohol i wyżerka - przejdzie później w dobrą współpracę z resztą załogantów Wizny.
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

29 lut 2016, o 22:28

Pierdolona Cytadela...Niby centrum galaktyki, a taka chujnia wszędzie...
Przeszło mu przez myśl, kiedy to przemierzał kolejne alejki stacji. Powrót do domu był dla niego cholernie ciężki. Miał wrażenie niedokończonej sprawy. Po raz kolejny. Który to już raz? Sprawa córki jak wisiała, tak wisi. Na Pinie poszukują dwóch jego najlepszych przyjaciół i teraz ten niefortunny monolog skierowany do Radnej.
-Kurwa...-Mruknął pod nosem. Za każdym razem, jego natura dawała mu we znaki. Ilekroć mógłby zamknąć pysk, odwrócić się i pójść w swoją stronę, unikając w ten sposób jakiś niepotrzebnych niesnasek, musiał otworzyć gębę i zacząć maraton z serii "mówię prawdę tak gorzką, jaka ona by nie była i mam w dupie to, czy się to komuś spodoba czy nie". Z jednej strony, obwiniał też niesprzyjające okoliczności. Katastrofa totalna, którą jeszcze kilka, może kilkanaście godzin wcześniej widział na własne oczy, ba...był jej częścią. Widział to cały czas przed oczami, cały czas próbował sobie poradzić z widokiem zwłok układanych na stosach, z widokiem tych osieroconych dzieci, samotnych żon...Tragedia z jaką trudno było mu sobie poradzić, nawet jeśli dla niego skończyła się ona szczęśliwie. Był cały fizycznie, jego psychika po raz kolejny była roztrzaskana. Raitaro, Venus, Pina. Za każdym razem rozmach był coraz większy, a przeczuwał w duchu, że będzie jeszcze bardziej wybuchowo, niż dotychczas.
Nie mógł poradzić sobie ze swoimi emocjami. Nie potrafił, a może nie chciał szukać ulgi. Może jego podświadomość sama pakowała go w kłopoty, może był swego rodzaju masochistą, który musiał coś spierdolić, po to aby odczuć wewnętrzny ból i pustkę. Było mu ciężko. Dwójka jego kumpli była zaginiona. W mieszkaniu służbowym nie dało się już wyczuć woni alkoholu i dźwięku vidów porno. Do niedawna, strasznie go to denerwowało. Teraz jednak, po powrocie do apartamentu, odczuł niesamowitą pustkę, ból...samotność. Teraz poczuł, że jest totalnie sam i nikt poza nim samym nie jest wstanie mu pomóc. Jedyna osoba, na którą mógł liczyć, jest na niego śmiertelnie obrażona, a jego cholerna duma nie pozwala mu od tak pójść i przeprosić. To ostatnia rzecz, do jakiej mógł się posunąć Tarczansky. Przyznać się do błędu. I to nie kwestia ignorancji, tupetu i pewności siebie. Po prostu, nie potrafił. Może, gdyby potrafił wziąć na siebie gorycz przegranej nadal miałby szczęśliwą rodzinę. Kochającą żonę i dziecko. Mógłby patrzeć jak mała Isa dorasta, idzie na studia, znajduje sobie chłopaka. Matt mógłby być nieodzowną częścią jej życia. A teraz? Jest gdzieś zawieszony w czasie i przestrzeni, szukając odkupienia swoich życiowych błędów.
Zła passa kroczy za nim jak widmo, odkąd tylko opuścił rodzinny dom. Uświadomił sobie, że dobre chwile to tylko przerwa na reklamy, a reszta żywota to beznadziejny, spuszczający łomot vid. Niezbyt ciekawa perspektywa, prawda?
I tak oto znalazł się w okręgu Zakera. Przed knajpą, wyglądającą na ludzką. Miejsce przypominające mu Chicago. Może to dobra przystań na to, aby po ludzku dać sobie w palnik i przemyśleć parę spraw? Wygląda na to, że tak. Niewiele myśląc, mechatronik wszedł do środka. Nie zastanawiał się kim byli goście. Szczerze powiedziawszy, miał to gdzieś. Miał swoje problemy i tylko parę głębszych mogło mu pomóc. Przynajmniej, tak mu się wydawało. Leniwym krokiem ruszył w stronę lady, a kiedy się przy niej znalazł, jakby nigdy nic, usiadł na barowym stołku. Jego skwaszona, wyrażająca więcej niż tysiąc słów mina, mówiąca o tym, że ma ogromne problemy musiała wystarczyć barmanowi. W tej chwili nie wyglądał na rozmownego.
-Kierowniku oberżysto...Ile trza zapłacić za...jedną, czekaj...Dwie flachy bourbonu?-Pytanie jakże proste i klarowne. Z kieszeni spodni wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę. Przygotowywał się na długi wieczór w tej knajpie, którą jak miał nadzieję, zamykają wraz z wyjściem ostatniego klienta.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

1 mar 2016, o 20:52

Kolejny klient. Doprawdy sam już nie wiedział co się dzisiaj dzieje że taki ruch w knajpie. Chociaż w sumie dobrze, przynajmniej szef nie będzie się przypieprzał że małe przychody. Wspominając jednak samego kierownika tej knajpy to widział go chyba może raz na oczy. Cóż dawał mu robotę więc starał się ją wykonywać jak najlepiej. Co do klienta, wyglądał on jak typowy mechanik który zamiast siedzieć w okręgu Shalta postanowił zabawić w centrum. Po usłyszeniu komentarza o oberżyście-kierowniku natychmiast przewrócił oczami. Kurwa jeszcze tego brakowało. Zdołowany śmieszek poszukujący zrozumienia we flaszce. Chyba mu się trochę pojebały kierunki bo to była restauracja ,a nie bar albo klub.
-2000 za flaszkę. To Bourbon ściągany z Ziemi.
Oparł się na kontuarze na przeciwko mężczyzny czekając na odpowiedź czy dalej chce jednak brać te dwie flaszki. Cóż 4 tysie piechotą nie chodzą ale skoro go stać. To niech bierze nie jego problem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

4 mar 2016, o 13:20

Na pytanie Rutherford o znajomość zamówionego drinka nikt wprawdzie nie zdążył odpowiedzieć, tym niemniej rozpromieniony uśmiech McLoughlina mówił sam za siebie - taką radość prezentował jedynie ktoś, kto za parę chwil spróbować miał czegoś nowego w ramach swojego hobby. A skoro ustaliliśmy już, że jedną z pasji Charlesa były właśnie alkohole, wszystko złożyło się w spójną odpowiedź - nikt z przybyłej trójki tego akurat drinku jeszcze nie pił, tym bardziej jednak postanowili zrobić to teraz. Stan, w jakim wrócą na pokład stał się aktualnie odrobinę mniej ważny.
Gdy więc tylko do żołnierskich rąk trafiły szklanki z naprawdę solidnie przygotowanym napojem - na ile mogli to sobie ocenić obserwując poczynania Strikera - mundurowi z entuzjazmem przystąpili do degustacji. Koci pomruk Traore po pierwszym solidnym łyku poprzedził szeroki, ukontentowany uśmiech. McLoughlin rozparł się wygodniej na krzesełku i pokiwał głową z teatralnie przesadzoną miną znawcy. Tylko Dagan jakoś... Napiła się automatycznie, całą swą uwagę skupiając nie na smaku, a na plecach kucharza. Znała go. Na pewno go znała. To znaczy, widziała przynajmniej. Na bogów, miała pamięć fotograficzną, nie myliła się w takich sprawach. Tylko... Gdzie? Wyobraźnia podsunęła jej odpowiedź - Jerozolima. To było jednak dziwne i wciąż pozbawione konkretów, a przez to - frustrujące. Jak - Jerozolima? Gdzie?
Od podobnych rozważań odciągnęły ją pytania Morrigan. Chwilowo wzruszyła więc delikatnie ramionami, dała spokój walce z własną pamięcią i zajęła się tym, co istotne - wprowadzaniem nowej w tajniki życia na pokładzie. Sama Rebecca wprawdzie też należała do raczej świeższych członków urzędującej na Wiźnie familii, tym niemniej z całej trójki nadawała się w tej chwili najlepiej do przedstawienia tych i owych. Dlaczego? Dlatego, że Charles koloryzował i z prawdą rozmijał się szerokim łukiem, Traore zaś tendencyjnie zwracała uwagę tylko na ludzkie ułomności... No, a przynajmniej tak właśnie postępowali przy alkoholu. A Dagan jak to Dagan - rzeczowo, krótko, bez zbędnych pogaduszek.
- Aye, chorąży Deleofeu. Dzieciak jeszcze...
- Rok starszy od ciebie, szczylu - nie omieszkał skomentować tego McLoughlin, parskając przy tym śmiechem.
- ...ale zna się na swojej robocie. Podobno. To znaczy, nie musiałam jeszcze sprawdzać. - Ostentacyjnie ignorując docinki Charlesa Rebecca wysączyła niespiesznie kolejny łyk słodkiego, smacznego drinka. - Ale z prezentami to raczej ostrożnie. Znaczy, on jest taki... Sympatyczny. Bądź też sympatyczna i to mu wystarczy. I nie masakruj pacjentów. Gerry nie lubi, jak mu się paprze robotę.
- A jak jeszcze będziesz chciała porozmawiać z nim o co bardziej obrzydliwych przypadkach medycznych, albo podjąć polemikę z którąś z jego prac naukowych, wytykając mu, z czym się nie zgadzasz, to już w ogóle będzie się cieszył jak dziecko. - Kalisha wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, przejmując chwilowo inicjatywę akurat wtedy, gdy w lokalu pojawił się kolejny odwiedzający, szastający hajsem jak pojebany.
- Tarczansky - podniosła głos nieco, by zwrócić uwagę zasiadającego kilka krzesełek dalej inżyniera. - Nie wspominałeś, że taki z ciebie burżuj. - Bez wahania nawiązała do podanej przez kucharza ceny zamówionego alkoholu.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Morrigan Rutherford
Awatar użytkownika
Posty: 12
Rejestracja: 3 lut 2016, o 11:31
Miano: Morrigan "Doc" Rutherford
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Medyk polowy, kapral T2
Lokalizacja: Cytadela
Status: oczekuje na przydział, byczy się na przepustce
Kredyty: 3.685

Re: Restauracja "El Jefe"

5 mar 2016, o 00:01

Proszę, jaka sielanka. Przyszły szef miał okazać się równym gościem, załoganci Wizny też byli w porządku. Czyżby szykował się naprawdę miły przydział bez turbulencji? Co to się dzieje na tym świecie, jeszcze się okaże, że naprawdę polubi służbę w Przymierzu. Nie żeby cierpiała w tej organizacji niewysłowione katusze, dobrze wiedziała, że mogła skończyć dużo gorzej – kiedy jeszcze mieszkała w Chicago miała sporo możliwości wejścia w niezbyt legalnie interesy, a pespektywy szybkiego zarobku mocno kusiły. Ostatecznie jednak nie skończyło się tak źle - robiła to, co od zawsze chciała robić, poznała ciekawych ludzi i odwiedziła sporo miejsc. I chociaż musiała pogodzić się z uznaniem dowodzenia, durnowatą biurokracją i szeregiem innych rozmaitych ograniczeń narzucanych przez służbę jej osobie, uważała, że summa summarum wychodziła na plus. Właśnie dla takich dni jak ten warto było podpisać te naście lat temu pakt z diabłem.
Zaśmiała się słysząc uwagę Dagan z dodatkiem opinii McLouglina. Wskazała na siebie ręką z miną niewiniątka.
- Psucie pacjentów? Ja? Robię takie szycia, że nawet blizny nie zostają. Tylko czasami zostawiam komuś jakiś wzorek. Prawdziwy artysta zawsze zostawia swój podpis pod dziełem. – nie ma to jak chrupki, medyczny suchar.
- Ach, nie mam nic przeciwko dobrej dyspucie naukowej, oczywiście w sprzyjających do tego warunkach, na przykład takich jak te. Prędzej czy później każde sympozjum kończyło się przyzwoitą burdą. – upiła kolejny łyk drinka.
Również i jej uwagę przykuł facet, który wszedł do restauracji i dopomniał się o Bourbona. Gość wyglądał dosyć przeciętnie, ale minę miał taką, jakby właśnie wracał z pogrzebu własnej matki. Powód jego wizyty w knajpie wydawał się oczywisty: próba utopienia ponurych myśli, obowiązków, porażek lub innego cholerstwa, które dane mu było przeżyć. Sama nigdy nie przepadała za takim sposobem rozwiązywania problemów z prostego powodu – kolejnego dnia nic się nie zmieniało, a na dodatek miało się kaca. Alkohol, choć świetny jako relaksator i socjalizator, jako magiczna różdżka wróżki chrzestnej sprawdzał się kiepsko. Ach, no i dobrego bourbona żal, ile z tego można było by zrobić drinków…
Lekko się zdziwiła, gdy Dagan zagadała do gościa, którego najwyraźniej znała. Taka duża ta Galaktyka, a jednak taka mała. Wychyliła się nieco do przodu by spojrzeć na Tarczanskiego. Nie odzywała się, bo i co miała mówić? Sądząc po jego minie, tu trzeba było polewać, a nie gadać. Ciekawiło jak potoczy się dalej rozmowa. A nóż jeszcze nie tylko się napiją, to jeszcze wyciągną człowieka z depresji i dobry uczynek zrobią jak na wzorowych żołnierzy Przymierza przystało?
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

5 mar 2016, o 16:16

-Czekaj, czekaj, czekaj...Ziomuś. KURWA ILE?!-Najwyraźniej kwota z trzema zerami wyciągnęła Matthewa z zadumy i smutku. Potrząsnął głową z niedowierzaniem. Może i pracował dla Rady. Zarabiał przy tym niemałą kwotę pieniędzy. Ale dwa tysiące kredytów za flaszkę bourbonu to było dla niego zdecydowanie za dużo. Oparł się łokciami o ladę i wysunął się w stronę barmana. Początkowe rachunki prawdopodobieństwa wyraźnie kwestionowały szanse Matta w wyniku jakiejkolwiek bójki. Dlaczego od razu inżynier zakładał taką opcję. Znajdująca się w lokalu Dagan i sam Tarczansky wiedzieli dlaczego. Jego niewyparzony pysk potrafił wyrazić jakąś niewybredną opinię w najmniej odpowiednim momencie. Nawet w stosunku do ponad dwumetrowej szafy dwudrzwiowej z brodą. Charles z daleka wyglądał na kogoś, kto nie będzie miał skrupułów przed użyciem siły wobec nieodpowiedniego klienta. Świadomy jego siły, mechatronik przez chwilę rozważał wiele możliwości.
Po chwili jednak gniewny, zły i szczery do bólu Matt zastanowił się. Co było dziwne, ale najwyraźniej ostatnimi czasy inżynier poszedł po rozum do głowy. Wiele wydarzyło się ostatnio w jego życiu. Wiele niedobrego i doszedł dzięki temu do pewnych konkluzji. Mianowicie, pochopne decyzje nie są najlepszym rozwiązaniem, a serce nie zawsze jest najlepszym doradcą. Logika podpowiadała. W końcu ten bogu ducha winny brodaty zakapior o wielkości słupa telegraficznego nie jest niczemu winien. W końcu jego szef ustala ceny, sprowadza towar. Pewnie policzył sobie sporą prowizję za sprowadzenie tego towaru z Ziemi. Niemniej jednak, w ogólnym rozrachunku, trzeba było być bez serca, aby pracować w miejscu, w którym są tak horrendalne ceny. Skrzywił usta. Rozmowa żołnierzy Przymierza przerywały ciszę między wypowiedziami Tarczansky'ego.
-Nooo...To chuj. Powiedz swojemu szefowi, że jest bezmózgim kurwiem Yeti, a jego matka jest tak gruba, że zdjęcia paszportowe robi sobie z satelity. Kto mu podsunął tą cenę? Ja jebie. To okurwieniec krzywy...Ale dawaj jedną. Niech stracę, za hajs Rady baluj.-Aktywował niedawno naprawiony omni-klucz, gotowy zapłacić za butelkę. Nie minęła mu chęć na zalanie swoich smutków. Jego chwilowe przebudzenie mocy spowodowane było ceną. Do tej pory nie wierzył. Z tego co wiedział, znienawidzona przez niego, choć znana i kochana przez resztę galaktyki Lodowa Serrice nie kosztowała tak wiele. Dlaczego zatem zwyczajny ludzki bourbon, który w Chicago kupował maksymalnie za 150 kredytów, tutaj osiągał taką wartość? Niewidzialna ręka rynku najwyraźniej zeszła pod biurko by zadowolić jakiegoś bankowego giganta. Teraz na pewno musi być bardzo zadowolony.
Usłyszał znajomy głos. Odwrócił się w stronę stolika zajmowanego przez żołnierzy Przymierza. A przy nim znajdowała się znajoma twarz. Rebecca Dagan. No proszę, jednak galaktyka nie jest taka duża, jaką wydaję się być.
-Najlepiej wierzgająca się arabska klacz na całej Venus. Siemka.-Machnął w jej stronę. Za chwile do nich podejdzie, niech tylko kierownik-oberżysta poda alkohol. Uśmiechnął się blado, widząc znajomą twarz. Wydawało mu się, że to dobrze będzie pogadać z hakerką. Przynajmniej znała dwa zagubione problemy Matta i dzięki temu, nie będzie się dziwiła, gdy zacznie opowiadać o Scooterze i Cegle, których miała zaszczyt poznać.
-Żaden burżuj. Trzeba się napić za odnalezienie Scootera i Cegły.-Rzucił gwoli ścisłości. Cel był słuszny i za jego słuszność...też powinni się napić.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

5 mar 2016, o 18:17

Cóż wyskok inżyniera o mało nie kosztował go życia, gdyż Charles ściskał w dłoni nóż szefa kuchni, który w jego myślach już wbijał się w dolną część żuchwy i powoli się przebijał do mózgu. Pokręcił głową i na słowa Matta odpowiedział tylko.
-Na pewno przekaże.
Uśmiechnął się zdawkowo i wrócił do pracy. Nie lubił się denerwować. W sensie wyrzucenie z siebie gniewu i całej reszty jest jak najbardziej "OK". Jednak przestaje być "OK" kiedy podczas tego zabija się niewinnych ludzi bo byli w okolicy. Życie wśród normalnych ludzi nie było dla niego proste, szczególnie w takich sytuacjach. W więzieniu by mu od razu sprzedali kosę pod żebra i byłby spokój. Ściągnął z półki jeszcze nie odkorkowany bourbon. Ludzie go zawsze potrafili zaskoczyć. Najbardziej te "horrendalne ceny".
Gdyby znał się chociaż trochę na alkoholu wiedział by że nie daje mu flaszki jakiegoś plebejskiego Jacka Danielsa tylko 21 letnią Black Maple Hill Cask 5. Dla większości smakoszów dostanie takiej butelki to jak trafić do raju. Owa cena też nie brała się z "dupy". Sam alkohol był wart około 1200 kredytów do tego trzeba jeszcze było doliczyć koszta transport, podatki, marża...no cóż i tak jakoś wychodziło 2 tysiaki. Odpuścił sobie jednak przypieprzanie się do inżyniera i jego braku obycia z alkoholami tylko z jednego powodu. Wyglądał jak gówno, aż pod nosem zaczął nucić Careless Whisper. Położył przed mężczyzna szklankę do bourbona, a zaraz obok niej mały metalowy pojemnik z mrożonymi kamiennymi kostkami. Otworzył alkohol. Korek położył na talerzyku i położył go przed Mattem. Na samym końcu podał butelkę. Musiał teraz nałożyć jedzenie gościom z przymierza. Wyciągnął maszynę do gotowania ryżu. Wlał do środka wodę, a potem obmył ryż kilka razy. Po wszystkim wsypał go do urządzania. Zaraz po jego uruchomieniu przygotowywał sztućce,talerze i 2 garnki. Jeden duży, drugi mały. Te pierwsze ładnie zawinięte w serwetki położył przed gośćmi wraz z talerzami, kiedy metalowe garnki czekały aby zapełnić je jedzeniem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

5 mar 2016, o 21:51

Jednak było trochę prawdy w powiedzeniu, że wszystkie przekaźniki prowadzą na Cytadelę. Ostatnio jakimś dziwnym zrządzeniem losu zawsze trafiała na tę właśnie stację zamiast znacznie przyjaźniejszą dla normalnych osób Omegę. Kto wie, może każdorazowe przepychanie się przez tutejszą rozdmuchaną biurokrację było objawem masochizmu?
Właściwie miała zamiar zwiedzić okręg Bachjret, jednak resztka instynktu samozachowawczego podpowiedziała jej iż po tym co wydarzyło się w szpitalu ktoś taki jak ona nie powinien pokazywać się w pobliżu. Kiru nie widziała sensu w pchaniu się pod nos spragnionemu podejrzanych SOC, które na pewno w najbliższym czasie będzie borykać się z zarzutami o nieudolność.
Tym co przyciągnęło jej uwagę w stronę niepozornie wyglądającej restauracji, ale spora grupa ludzi w mundurach Przymierza przebywająca w środku. Nawet jeśli yaghanka nie miała zamiaru zawierać nowych znajomości to na takich nasiadówkach rozplątywały się języki i można było podsłuchać to i owo. Wykonany na szybko rachunek sumienia utwierdził ją w przekonaniu iż nie ma zatargów z Przymierzem. Jeśli nie liczyć poharatania radnej, ale kto by się przyjmował taką drobnostką?
Wmaszerowała do środka i pozornie nie zwracając uwagi na grupę ludzi przywędrowała do baru. Kątem oka zerkając na wywieszone na ścianie menu, uświadomiła sobie iż nie kojarzy żadnej z wymienionych tam potraw i bezpieczniej będzie poczekać aż żołnierzyki dostaną swoje zamówienia.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

6 mar 2016, o 17:09

Gdy jej towarzystwo roześmiało się na komentarz Rutherford - hej, zapowiadało się na to, że do ich załogi dołączy naprawdę przyzwoita, sympatyczna załogantka - uwaga Dagan skierowana była już w inną stronę. Nie na kucharza - choć jego temat nie został jeszcze zakończony, musiał chwilowo zaczekać na swoją kolej - ale na Tarczansky'ego, który prezentował się tak, jakby dopiero co zdjęto go z krzyża. Szybko zresztą okazało się, dlaczego - mężczyzna sam to wyjaśnił. Scooter i Cegła, zaginieni. No tak, to mógł być powód do żalu i nerwów. I do współczucia. Tylko, wiecie, Rebecce brakowało empatii.
- A co z nimi? - zapytała więc prosto z mostu, nie dostrzegając jeszcze powodu dla którego miałaby się martwić. Nie, żeby w ogóle martwić się zamierzała - teraz po prostu nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby. Chłopcy nie wrócili do domu? Hej, tak się zdarza?
- Popłynęli pewnie trochę i teraz próbują sobie przypomnieć, gdzie ostatnio pracowali. - Wzruszyła lekko ramionami z typowym dla siebie taktem. Naprawdę, ani przez moment nie pomyślała, że to naprawdę może być poważna sprawa. Nie żadne pójście w tango i powiązany z nim chwilowy zanik pamięci - który to stan znała przecież z własnego, niejednokrotnego doświadczenia - ale coś, czym naprawdę warto się przejąć.
Gdy w lokalu pojawiła się kolejna osoba - to znaczy, wiecie, osoba w znaczeniu bardzo umownym, Dagan po prostu nie miała pojęcia, jak tego nowego/nową inaczej określić, bo też nigdy nikogo podobnego nie spotkała - Rebecca poświęciła jej dokładnie jeden rzut oka, taki, jaki posyła się każdemu, kto stanie na progu lokalu w którym gościsz. Zerkasz raz i wracasz do swoich spraw, swojego towarzystwa - dokładnie tak, jak Becca w tej chwili.
- Swoją drogą, poznajcie się - rzuciła, do dość spontanicznie sformowanej grupki. - Kalisha i Charles z Wizny, mojego aktualnego przydziału. Morrigan... - Choć kobieta nie podała im swojego imienia, to przecież je znali, mieli w papierach. - ...nasza świeża zdobycz, lekarz polowy. - Przedstawiwszy wszystkich Mattowi zwróciła się następnie do trójki wojaków. - Matthew, pracowałam z nim chwilę na "Venus". - Wdawania się w szczegóły i okoliczności tejże pracy nie miała w planach, bo i o czym tu opowiadać? Statek Rady, wielkie rzeczy. Korsarska zasadzka, no naprawdę. Nic szczególnego.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

6 mar 2016, o 22:39

Kiedy zauważył że ryż jest gotowy załadował go na talerz dla Moriggan. Potem do dużego gara nałożył chochlą jambalaye i zostawił ją w środku. Położył to przed gośćmi z Przymierza.
-Jako że kolega imiennik to dałem trochę więcej.
Sam nie wiedział dlaczego postanowił być "miły". Może dlatego że jeśli nie będzie miły dla klientów wyleci na zbity pysk i tyle będzie z jego "cichej przystani"?.Do małego garnka wlał gumbo i też wraz małą chochlą położył przed "rekrutem". Przysłuchiwał się rozmowie klientów jak to zawsze miał w zwyczaju. Na początku myślał że nowo przybyły typ to jakiś roadie zespołu muzycznego. No bądźmy szczerzy, ksywki w stylu "cegła" lub "scooter" brzmiały jak polsko-niemiecki duet tandetnej muzyki elektronicznej. Jednak kiedy usłyszał ze koleś pracuje na Venus, a Daggan to "arabska klacz" to przez jego myśl przeszedł widok kurwidołka ze strip clubem w którym tańcuje pod takim cudownym pseudonimem. Prawie parsknął śmiechem, gdy nagle odezwał się komunikator. Jak widać szykowała się jakaś lukratywna robota. Szybko odebrał i odsunął się od klientów.
-Striker.
Słuchał przez chwilę o jakiejś akcji na Cytadeli. Potrzebowali kogoś na wczoraj żeby kogoś rozwalić. Niestety jednak miał klientów więc nie dało rady tego jakoś rozegrać żeby tu skończyć i tam zarobić. Odpowiedział więc dzwoniącemu tylko krótkim.
-Nie podejmę się zlecenia, mam klientów.
Odwrócił się w stronę baru kiedy zobaczył zaginione ogniwo między człowiekiem,a jaszczurem. Widział wiele ale czegoś takiego jeszcze nie. Nawet nie wiedział czy to "stworzenie" może żreć ludzkie żarcie. Zbliżył do nowo przybyłej i spytał najbardziej neutralnie jak tylko mógł.
-Co podać?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Morrigan Rutherford
Awatar użytkownika
Posty: 12
Rejestracja: 3 lut 2016, o 11:31
Miano: Morrigan "Doc" Rutherford
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Medyk polowy, kapral T2
Lokalizacja: Cytadela
Status: oczekuje na przydział, byczy się na przepustce
Kredyty: 3.685

Re: Restauracja "El Jefe"

7 mar 2016, o 11:18

Zachichotała chicho słysząc kwiecisty komentarz Tarczanskiego na temat właściciela przybytku, w którym właśnie siedzieli. Przybity facet musiał jednak być kimś więcej niż przeciętnym robolem, bo tacy po pierwsze nie współpracowali z Radą Cytadeli, a po drugie nie było ich stać na bourbona za dwa patyki. Gość musiał być dobry w tym co robił, skoro mógł pozwolić sobie na taki luksus. Na uwagę o „najlepiej wierzgającej się arabskiej klaczy” uśmiechając się, pokiwała z uznaniem głową. Prawienie takich komplementów było prawdziwą sztuką. Rebecca najwyraźniej jednak musiała już się z nimi oswoić wcześniej, bo nie zareagowała w żaden specjalny sposób.
Nie wiedziała kim byli ludzie wymienieni przez Tarczanskiego, ale skoro ich zaginięcie tak mocno odbiło się na jego samopoczuciu, to musieli być kimś bliskim. Kolegami z pracy, możliwe, że rodziną. Cholera, nawet go trochę rozumiała. Uczucie bezsilności, kiedy można było tylko siedzieć i czekać na wieści, było jedną z najgorszych sytuacji, do których musiała przywyknąć. Do nerwowego czuwania, czy ciężko poraniony pacjent, którego medycy składali przez kilka godzin przeżyje noc, czy jednak nie doczeka świtu i cała ich praca, wysiłek i stres pójdą na marne. Wtedy najczęściej musiała czymś zająć ręce: pisaniem dokumentacji, układaniem szpargałów w kanciapie, kostką Rubika, czymkolwiek, żeby choć na chwilę przestać myśleć, że może jednak popełniła gdzieś błąd, że mogła zrobić coś inaczej, lepiej. Zrobiło jej się żal inżyniera.
Rozmyślania Morrigan przerwało pojawienie się w barze kolejnej postaci, tym razem wielkiego obcego. Mającego cztery pary oczu. Na jego widok, sączony przez łapiducha huragan jak na złość stanął jej gardle wywołując falę kaszlu, pochrząkiwania i innych charcząco-ssących odgłosów. Po krótkiej chwili i kilku uderzeniach w klatkę piersiową odzyskała oddech. Podniosła dłoń do góry sygnalizując, że jest w porządku. O ironio, jeszcze tego brakowało, żeby musieli tu ratować medyka. Kto lub co będzie następne? Rada Cytadeli wpadnie na głębszego? Sam Shepard wróci z najczarniejszej, kosmicznej dupy zwabiony aromatycznym obiadem? A może Hackett przyjdzie, każdemu z nich przypnie po jakimś kolorowym medalu i postawi po drinku?
Doc zwykle nie miała nic przeciwko przedstawicielom innych ras, o ile nie próbowali do niej strzelać lub nie przysparzali jej kolejnych pacjentów. W Przymierzu służyło ich niewielu, ale na w czasie praktyk na Cytadeli poznała kilku turian z SOC, zaprzyjaźniła się z asari pracującą w tym samym szpitalu co ona, a jedną quariankę zaprowadziła kiedyś do sklepu, kiedy nie mogła znaleźć drogi. Nie uznawała popaprańców pokroju Cerberusa i wszelkich bajdurzeń o „supremacji ludzkiej rasy”. Bla bla bla, prowadzimy brudne interesy, nielegalne eksperymenty, a tobie, obywatelu powiemy, że dla twojego dobra, żebyś nie czuł się źle i nam nie przeszkadzał, bla bla bla.
Myślała, że widziała już przynajmniej jednego przedstawiciela każdej rozumnej rasy, ale obcy, który wkroczył do restauracji sprawił, że szybko musiała zrewidować ten pogląd. Nie wiedziała do końca czym jest nietypowy klient, najwyraźniej jednak przeszedł kontrolę w porcie i mógł tu być. Postanowiła się tym nie przejmować, tym bardziej, że szef kuchni postawił przed nimi żarcie. Skupiła się ponownie na rozmowie Rebecki i Matta, choć przez kark przebiegło jej niemiłe uczucie chłodu. Osiem oczu, brr.
Skosztowała gumbo, które było gorące i pyszne.
- Dzięki szefie. – rzuciła do Strikera i wciągając z łyżki kolejny łyk, machnęła dłonią do Tarczanskiego, kiedy Dagan ją przedstawiła.
- Miło poznać, chociaż wolałbym się spotkać przy okazji opijania szczęśliwego odnalezienia, nie nadziei na odnalezienie. – zamieszała łyżką w gumbo i zerknęła na Rebeccę. – Może my moglibyśmy coś zrobić? – zapytała. To była właśnie cała Morrigan, kobieta czynu. Jeśli był problem, to trzeba było go rozwiązać.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

14 mar 2016, o 13:39

Obrazek Sleeping beauty
MG: Irene
Gracze: Kiru Heidr Varah, Matthew Tarczansky
I like you begging. Do it again.
Wyświetl wiadomość pozafabularną Kolejny gość pojawił się w knajpie dokładnie w chwili, gdy przed Przymierzowcami stanął talerz z parującym daniem. Początkowo nikt poza Strikerem nie zwrócił na niego uwagi, a i on sam zrobił to tylko dlatego, że zobaczył rozsuwające się drzwi. Młody mężczyzna o nieco indiańskiej urodzie, ze średniej długości ciemnymi włosami zaczesanymi do tyłu stanął zaraz przy wejściu i przesunął spojrzeniem po wszystkich tu obecnych, jakby kogoś szukał. I znalezienie tej właściwej osoby nie sprawiło mu problemu. Ruszył do baru i chwilę później zajął jedno z wolnych miejsc, unosząc wzrok na yahgankę obok.
- Urdnot Kubera? - spytał, ale wyglądał, jakby znał odpowiedź. Przyszedł tu konkretnie do Kiru i najwyraźniej miał interes bezpośrednio do niej, bo całkowicie zignorował wszystkich pozostałych.
Poza Strikerem, oczywiście, do którego skinął głową, bo w końcu wypadało się przywitać. Zamówił wodę, jeśli ten do niego podszedł, ale nic więcej. Oczywiste było, że nie przyszedł tu, żeby zrelaksować się po ciężkim dniu i wydać wszystkie kredyty na alkohol.
- Aaron Singh - przedstawił się. - Mówili mi, że nie przepadasz za przyjmowaniem zleceń w cztery oczy, ale jak już cię tu zobaczyłem, to stwierdziłem, że tak będzie szybciej - wzruszył ramionami, uśmiechając się krótko i uniósł ręce w obronnym geście, jakby przez moment obawiał się, że mogła go źle zrozumieć. - Nic nielegalnego, żeby nie było wątpliwości, po prostu lecimy z dużym transportem do jednej z kolonii w Układach Terminusa i potrzebujemy więcej ludzi, dużo się mówi o piratach ostatnio, szkoda by było to stracić, żeby nie zmarnowało się dofinansowanie i takie tam - wzruszył ramionami, dopiero teraz rozglądając się dookoła. - Nie spodziewamy się problemów, ale lepiej dmuchać na zim... zimne.
Zmarszczył brwi, obracając się na stołku i wbijając niepewny wzrok w Tarczanskiego. Długo milczał, ale spojrzenie było świdrujące i daleko mu było do subtelnego zerknięcia, jakie zwykle rzucali sobie ludzie w barach. Przekręcił lekko głowę, mrużąc oczy.
- Czy my się znamy? - długo się zbierał, ale w końcu zdecydował się zadać to pytanie. I dobrze, dziwnie by wyglądało, gdyby tak patrzyli sobie głęboko w oczy przez trzy minuty bez żadnej przyczyny. - Ja cię chyba gdzieś widziałem. Pracujesz dla ExoGeni?
Postukał palcami w kontuar, nie odwracając się z powrotem do Kiru. Nie było to zbyt profesjonalne podejście, złożył jej ofertę nie do odrzucenia, a teraz ją ignorował. Ale wyglądało na to, że dużo bardziej intryguje go osoba Matta i jego znajoma twarz. A dla Tarczanskiego Singh był absolutnie nieznajomy. Raczej zapamiętałby dość charakterystycznego, chyba sporo młodszego od siebie mężczyznę, gdyby kiedykolwiek miał z nim styczność. Ten jednak uparcie wpatrywał się w niego, usiłując sobie coś przypomnieć.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

14 mar 2016, o 15:39

Były trzy rzeczy, z których Tarczansky był znany. Pierwsza. Był szczery, do bólu, zawsze, w każdej okoliczności dla osoby na każdym stanowisku. Zgodnie z jego przekonaniem, że wszyscy ludzie są równi wobec jego osądów, nie patrzył na osoby, patrzył na ich charaktery i ich czyny. Przecież wiele stanowisk można było w tych czasach zdobyć pod przysłowiowym biurkiem. Druga. Najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie można od niego usłyszeć jakiś niewybredny żart. A trzecia. Jest święcie przekonany o tym, że w jego fachu nie ma lepszego od niego. Po prostu tak jest i nie uznaje innej możliwości. Jego zawodowa pewność siebie jest uzasadniona chociażby tym, że znalazł się dość wysoko w hierarchii MJS. Był liderem załogi, dowodził statkiem, zrzucano na niego najcięższe zadania. Teraz praca dla Rady. Jego Curriculum Vitae jest bardzo dobrze i jest tego świadom, że po prostu zajebisty. Nic dodać, nic ująć.
Temat Cegły i Scootera był dla niego dość problematyczny. Co prawda, każdy chyba wiedział o potwornej katastrofie na Pinie, a poza tym...Jeszcze nie podpisywał żadnych dokumentów, które zmuszały go do milczenia. Miał to zrobić dopiero jutro. Jakby nie patrzeć, puszczenie odrobiny pary z ust nie musiało go kosztować kolejnej nagany. Wszak prawo/nakaz nie działało wstecz. A zresztą, nawet jeśli, to o tej sprawie rozmawiał z żołnierzami Przymierza. Jakby nie patrzeć, będącymi zainteresowanymi.
-Kilka godzin temu wygrzewałem dupsko na luksusowym jachcie, w okolicznościach ciepłego, tropikalnego klimatu. Piłem piwko, poznałem rudowłosą, cycatą babeczkę z zajebistym tyłkiem. Później zobaczyłem Radną Fel w bikini i turianina, który miał zajebiste złote gacie, od samego Armaniego. Szpan w chuj. Mówię wam, jeden z lepszych wyjazdów integracyjnych jaki miałem. Serio. Nie miałem planu się schlać, tylko założyć lansiarskie ciemne okulary i obserwować łanie wędrujące po plaży, a później co jakiś czas zerkać na biust pierwszej damy galaktyki i rudowłosej pracownicy administracji. Wszystko szlag trafił przez pierdoloną falę tsunami, zmyło nas, ale jak widać żyję. A Cegła się najebał i go do tej pory nie znaleźli...Scooter chciał robić pornosy w damskiej szatni, ale on też...No cóż...Przynajmniej mamy za co pić.-Zgarnął butelkę cały zestaw z lady i podziękował skinieniem głowy oberżyście. Dziarskim krokiem ruszył w stronę stolika żołdaków. Jakby nie patrzeć, dzięki Dagan, nabrał o nich lepszego zdania. Wcześniej, wszystkich żołnierzy miał za istoty z kijem w dupie, nie mającym własnego zdania, osobowości, z wypranymi mózgami przez wojskową doktrynę, dyscyplinę, a tu proszę. Same osobliwości. Nawet ta Morrigan wydawała się być całkiem w porządku babką. A koledzy Dagan. O nich jeszcze nie miał żadnego zdania.
Kiedy drzwi otworzyły się przed potworem, inżynier znajdował się już na wysokości miejsca zajmowanego przez Przymierze. Odłożył swoje fanty na stole, o których zastosowaniu nawet jego techniczne wykształcony umysł nie miał zielonego pojęcia. Wiedział jedynie do czego służy ta butelka, nakrętka i szklanka. To mu wystarczyło. Już dawno zapomniał o luksusach jakie dostarczało mu jego dawne życie, gdzie mógł kąpać się w kredytach. Był teraz prostym człowiekiem. Lubiącym dobry, średnio wysmażony stek, dobre piwo i cheerleaderki występujące na meczach koszykówki. Więcej do szczęścia nie było mu trzeba. Pojawienie się istoty nieznanego mu do tej pory gatunku, doprowadziło go do pewnej konkluzji, spojrzawszy kilkukrotnie na Dagan, na yahga, to znowu na Dagan, skrzywił usta w złośliwym uśmieszku i nachylił się nad panią chorąży.
-Nie mówiłaś, że robisz zlot absolwentów z Twojego liceum...-Odrobina złośliwości poprawia humor. Zawsze. Zadając po cichu to pytanie, miał nadzieję, że to kilkuoki dziad niezidentyfikowanej płci raczej tego nie usłyszał i nie zrobi mu krzywdy. Nie słysząc żadnego sprzeciwu, jakby nigdy nic, zasiadł na krześle.
Troska kobiety czynu była ujmująca. Matt oczywiście doceniał chęć pomocy, lecz gdyby sam mógł coś w tej materii zrobić, na pewno nie wracałby z Piny. Niestety, musiał kiblować tutaj dopóki szefostwo nie zadecyduje, że trzeba ruszyć dupę w troki i wykonać kolejny, bardzo ważny dyplomatyczny lot od którego zależy stabilność polityczna całej Drogi Mlecznej. Uśmiechnął się tylko i rzucił.
-Waszych już jest tam z tysiąc, do tego pomoc humanitarna...Co za dużo, to niezdrowo.-Cholernie ogromny ruch ma ten lokal. Przyciąga naprawdę ciekawe osoby. Pojawienie się kolejnej nie było niczym dziwnym, dopóki nie zagadał potwora i jakby nigdy nic zaczął opowiadać mu o zleceniu. Wiedział, dlaczego Yahg nie lubił odbierać zleceń w cztery oczy. To było dość trudne, w końcu musiałaby resztę zamknąć, a to mogło być ciut problematyczne. Tak sądził, ale kolejny głupi komentarz zostawił dla siebie. Dopiero w momencie, gdy poczuł wzrok Aarona na sobie, poczuł lekki dyskomfort. Miał się napić, odprężyć się, zapomnieć o doczesnym świecie. Miał prosty zamiar, dać w palnik tak mocno, aby urwał mu się film. A tu lipa. Jakiś łepek na niego patrzy i zadaje głupie pytania. Oczywiście, że Matthew nie pracował w ExoGeni. To nawet nie jego branża. Co za ciul, aż się prosił o to, aby mu odpowiedzieć, na co nie musiał długo czekać. Po chwili milczenia, twarz Matthewa przybrała wyraz, jakby od razu poznał jegomościa (co było jedynie złudzeniem, bowiem mechatronik kompletnie gościa nie kojarzył).
-Czekaj...Chyba Cię kojarzę. Jak pięć lat temu jak byłem w jakimś rezerwacie Indian...To Ty zapieprzałeś w takim fikuśnym pióropuszu i polowałeś na blade twarze w kowbojskich kapeluszach. Dobrze kojarzę?-No głupie pytanie wymagało głupiej odpowiedzi. Tak.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%

Wróć do „Okręg Zakera”