Jeden z pięciu okręgów na Cytadeli, zdominowany gł. przez volusów, elkorów i hanarów, posiada jednak też wydzieloną ludzką strefę o nazwie Shin Akiba.

Faith Raines
Awatar użytkownika
Posty: 11
Rejestracja: 1 mar 2016, o 18:54
Wiek: 25
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 6.550

Restauracja "El Jefe"

17 mar 2016, o 18:57

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Świetnie. Restauracja w ziemskim stylu pojawiła się na jej drodze, a wręcz wyrosła przed nią. Coś jak zderzenie z przeszłością i tak dalej, i tak dalej.
Nie była tutaj nigdy wcześniej, zresztą od kiedy opuściła rodzinną planetę, nigdzie już nie spotykała się z ziemskim wystrojem. Z początku nie była co do tego przekonana... ale skoro wysiadła niedaleko wcześniej, a na jej drodze pojawiło się właśnie to miejsce, to czemu miałaby nie wejść?
No przecież w jakimś stopniu brakowało jej tego klimatu, miejsc w których się wychowała i po tak długiej przerwie, spotkanie z czymś takim było wręcz bardzo miłą odmianą. Chociaż z początku przyprawiło ją o ból brzucha, a za chwile przecież miała coś przekąsić! Przez tyle czasu kompletnie pochłonęły ją inne miejsca, gdzie nie było typowo ziemskiego wystroju, wtedy to właśnie miała dość normalnych rzeczy, chciała czegoś nowego. Ale teraz? Weszła i zaczęła się rozglądać, a po chwili kąciki jej ust delikatnie się podniosły. No nareszcie w domu. Miała nadzieje, że spotka tutaj kogoś ciekawego, chociaż wiedziała, że to graniczyło z cudem. No nie przesadzaj, Faith. To pierwsze miejsce jakie odwiedzasz na Cytadeli i już szukasz przygód?[/b] Pokiwała do siebie głową i ruszyła w stronę baru.
Zrelaksowana panującą tutaj atmosferą, od razu zajęła jedno z wolnych miejsc, a wręcz wskoczyła na stołek. Po tym zaczęła robić szybki przegląd ziemskich potraw jakie zna i wybierać z nich te, które mogłaby ewentualnie zjeść. Ciężko było się blondynce skupić... wciąż rozglądała się, jakby w życiu ziemskiej knajpy na oczy nie widziała. Zawsze zachowywała się dziwnie w miejscach publicznych. Miała jednak nadzieje, że wybaczą jej to, albo że będzie mogła wytłumaczyć czemu tak jest. Chociaż na początku wolała wytłumaczyć kelnerowi na co ma ochotę.
ObrazekObrazek
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

19 mar 2016, o 20:23

Zlecenie wyglądało na proste; ochrona towaru zwykle należała to najłatwiejszych zadań, z drugiej strony jeśli ktoś zapewniał, że ładunek jest całkowicie legalny w większości przypadków było zupełnie odwrotnie.
Niestety zanim potencjalny zleceniodawca przeszedł do najważniejszych kwestii, na przykład zapłaty, jego uwagę całkowicie pochłonęła osoba drugiego człowieka ewidentnie zapijającego swoje smutki. Czy obecnego pokolenia najemników nikt nie nauczył, że nie odwraca się plecami do rozmówcy, zwłaszcza takiego, który mógłby ich rozszarpać na strzępy w ciągu kilku sekund? Być może obecność żołnierzy Przymierza dodawała mu pewności siebie a może był po prostu kretynem, na razie trudno było ocenić. Chociaż pytanie jakie zadał osobnikowi przy barze mogło sugerować, że za całą tą imprezą może stać ExoGeni. Co najmniej połowa galaktyki wiedziała co się stało na Feros, toteż jeśli Kiru zdecydowałaby się na przyjęcie zlecania wiedziała, że do końca lepiej będzie nie opuszczać gardy.
Nie kojarzyła czym mogły być owe „rezerwaty indian” ani czemu tamten miałby nosić pióropusz, ale konwersacja zapowiadała się tak ciekawie, że nie miała serca jej przerywać.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

20 mar 2016, o 10:49

Aaron zaśmiał się szczerze, najwyraźniej nie czując się urażonym przez nawiązanie Matta do nieco starszych, mniej przyjaznych dla Indian czasów. To, że wyglądał tak, czy inaczej, nic nie znaczyło. Mógł urodzić się praktycznie wszędzie, łącznie z odległymi koloniami i statkami. Na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- Nie, przykro mi, to musiał być ktoś inny - odparł swobodnie. - Ja się tak ubieram tylko czasem. W odpowiednich... sytuacjach, jak ktoś mnie o to poprosi - uśmiechnął się szeroko do siedzącej nieco dalej Morrigan i znacząco uniósł brwi. Nie do końca poważna propozycja, która pojawiła się w tym jednym, krótkim spojrzeniu jednak szybko zniknęła, kiedy Singh przeniósł wzrok z powrotem na Tarczanskiego. - Ale już wiem, widziałem cię na zdjęciach. Twoja córka mi o tobie opowiadała. Urocza dziewczynka - machnął ręką, dając w ten sposób do zrozumienia, że jego dylemat został rozwiązany i może wrócić do załatwiania interesów.
Zostawiając Matta, oczywiście, w konsternacji, bo skąd jakiś handlarz z Układów Terminusa miałby znać Isę, i to na tyle dobrze, by wiedzieć jak wygląda jej ojciec? Albo musiał mieć doskonałą pamięć do twarzy, albo widział tych zdjęć całkiem sporo.
- To jak? Dogadamy się? - Aaron obrócił się na stołku z powrotem do Kiru i widząc jej minę, zbladł nieco. - Prz-przepraszam. Łatwo się rozpraszam. To się nie powtórzy.
Odchrząknął i oparł się łokciem o blat, żeby w ten sposób powstrzymać się od przemożnej potrzeby rozglądania się dookoła, jakkolwiek interesujące by nie było spotkanie z Tarczanskim i jak bardzo by nie chciał założyć pióropusza dla Morrigan.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

21 mar 2016, o 21:06

Dla niego nie było ważne kim był Aaron. Był zwyczajnym szemranym typkiem, od którego lepiej trzymać się z daleka. Matt starał się nie mieć kłopotów, przeklęty los jednak zazwyczaj pchał go w nieodpowiednie miejsca, w otoczenie nieodpowiednich ludzi. Wbrew swojej porywczej, nadpobudliwej, może nazbyt żywiołowej natury, Matthew stronił od problemów. Szczególnie, jeśli chodziło o dziwne transporty. W dziwne miejsca, nawet jeśli były w pełni legalne, mechatronik zawsze widział w takich robotach drugie dno. Jego były przełożonony, Chris Law, koordynator jego dywizji u byłego pracodawcy, jego przełożony w starym składzie załogi RC-1690 oraz dawny przyjaciel do tej pory ucieka przed cieniami swoich dawnych czynów. Inżynier Tarczansky jednak, zawsze starał się mieć czyste sumienie. Jednak, wielokrotnie z potencjalnej ofiary, zamieniał się w łowcę. Miał tą wątpliwą przyjemność pociągnięcia kilkukrotnie za spust, obicia paru twarzy. Winnych w większym lub mniejszym stopniu...Jednak usprawiedliwiał sobie to koniecznością. Prosta analogia. Jeśli ktoś strzeli pierwszy...Będziesz bardzo nieżywy. W sytuacjach wyższej konieczności, trzymanie się kurczowo tej zasady było...po prostu...niezbędne.
Nie wyobrażał sobie sytuacji, gdyby jego (i tak nienabita broń) na Raitaro go zawiodła. Ku chwale jego wykształcenia, miał przy sobie zestaw aplikacji w omni-kluczu, które pozwalały mu działać i bez pukawki. Co jednak, gdyby na Venus jego omni-klucz nie działał? W tym czasie dziękował losowi za to, że wysłano go na szkolenia z samoobrony i strzelectwa, prowadzonego przez jego poprzedniego pracodawcę. W opuszczonym, małym statku trudno było o zachowanie bezpieczeństwa w niebezpiecznych układach planetarnych. Na przykład, przed ludźmi pokroju Aarona.
Niby taki milutki, niby taki...kurewsko niewinny. Taki pierdolony miglanc...
Jego pojawienie się w knajpie wzbudziło jego podejrzenia. Nie podobał mu się, wyglądał...No cóż, na pewno zdecydowanie lepiej, niż Matt. Na dodatek był przesadnie uprzejmy, a życie nauczyło go, by takim nie ufać wcale. Wszystko wszystkim, uprzejmości, uprzejmościami...Nie do tego stopnia. Mechatronik sięgnął po butelkę i wlał "odrobinę" do szklanki. Mając naczynie do połowy pełne, ucieszył się w duchu, że wieczór spędzi w miłych okolicznościach. Amerykańskiego żarcia, amerykańskiego alkoholu i z indianinem, będącym reliktem dawnych czasów.
-To faktycznie, mogłem pomylić. Czyli to oznacza, że pracujesz w klubie Go Go i machasz fallusem przed mokrymi jak podkoszulek sprośnego masturbanta kobietami, przebrany za Wodza Tęgą Pałę Winnetou?-To prawda, może Matt i sam ściągał na siebie kłopoty, przynajmniej po części. Jego niewyparzony pysk był jedną z przyczyn, dla których lepiej, aby on się nie odzywał. Najczęściej, gdy ma tak spaprany humor jak teraz. Nie było dla niego teraz osoby (poza wielkoludem za ladą), której by nie wypowiedział w twarz czegoś głupiego. Wtem...
Uświadomił sobie dlaczego "Winnetou" mu się nie podobał. Usłyszawszy trzy słowa z jego zdania, od razu przekręcił głowę w jego stronę.
Zdjęcia, córka, urocza...
Czerwona lampka zaświeciła mu się gdzieś w odmętach jego umysłu. Na pewno go nie znał? Na pewno nie kojarzył tej charakterystycznej facjaty? To nowy gach Elizabeth? Przecież poprzedni był jakimś chirurgiem czy kimś tam? Na pewno zarabiał więcej od Matta. To było oczywiste. A ten? Czyżby weszła w jakieś ciemne interesy? Czyżby narażała ich córkę na niebezpieczeństwo poprzez kontakt ze striptizerami przemytnikami? Cytując klasyka...Ta sprawa zostanie rozwiązana. Indianin nawet nie wiedział na jak grząski teren wkroczył wypowiadając to zdanie. Celowo czy nie, stał się teraz celem dla inzyniera. Celowo czy nie. Miał przejebane. Chcąc czy nie. Posypią się zęby. Prędzej czy później oczywiście. Całe szczęście, Matthew nie zdążył upić ani ksztyny ze szklanki. Prawdopodobnie teraz cała zawartość znalazłaby się na stole. A wtedy Winnetou dostałby za dwie rzeczy. Pierwsza. Za informacje. Druga. Za zmarnowanie cholernie drogiego alkoholu.
-Coś...Powiedział?-Poczuł się tak, jakby ktoś wymierzył mu policzek. Facet nie widział swojej córki od...dłuższego czasu. Stracił już rachubę. Pragnął uczestniczyć w jej życiu. Chciał patrzeć jak dorasta i nie jest mu to dane. A tymczasem...jakieś czerwonoskóre, wypastowane bydle z pióropuszem na łbie, prawdopodobnie zbiegłe z jakiegoś rezerwatu rozmawiało z córką Tarczansky'ego. Całe szczęście, że od jakiegoś czasu panuje nad swoimi emocjami. W jakiś sposób uporał się z informacją o pozwie, z potencjalna stratą...tymczasem...Skrajne emocje wróciły. Czuł się rozszarpywany od środka. To było koszmarne. Spojrzał na szklankę. Nie zastanawiając się zbyt długo, opróżnił jej zawartość. Po chwili wstał, dzierżąc ją spokojnie w dłoni. Bawiąc się trochę naczyniem, okręcając go w dłoni. Podszedł do "potwora" i Winnetou. Nietrudno było się domyślić, że ma sprawę do tego drugiego. Pociągnął nosem i zapytał.
-Rozmawiałeś z nią? Widziałeś ją? Gdzie ona jest?-Starał się mówić bardzo spokojnie, nie chciał dać się ponieść tak jak w kluczowym momencie na Venus. Dagan mogła zauważyć pewną zmianę w jego zachowaniu, nawet mogła sobie przypomnieć, że zachowywał się podobnie zanim zmasakrował twarz niewinnemu nastoletniemu piratowi. Bidulek.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

21 mar 2016, o 23:15

Trochę trudno negocjować warunki zlecenia gdy cały czas ktoś przerywa. Jednak takie zachowanie było wybaczalne gdy wyraźnie stanowiło wstęp do dobrej barowej bójki. Na Omedze takie rzeczy były na porządku dziennym a „służby porządkowe” kontrolującego dzielnicę gangu pojawiały się już po wszystkim by posprzątać zwłoki. Ciekawe było jak takie rzeczy załatwiano na Cytadeli.
Równie zastanawiająca była gwałtowna reakcja drugiego człowieka na wspomnienie o córce. Już samo to czyniło tę robotę jeszcze bardziej podejrzaną.
- Masz coś wspólnego z córką tamtego kolesia? – zapytała jakby od niechcenia uważnie obserwując reakcję mężczyzny – W handel niewolnikami się nie mieszam. – zaznaczyła na wypadek gdyby tamten miała jakieś wątpliwości. Wcale by się nie zdziwiła gdyby ów „ładunek” okazał się kontenerem małych słodkich dziewczynek wiezionych w charakterze zabawek na jakąś zapomnianą kolonię. A w takie rzeczy Kiru się nie bawiła. Z uwagi na to iż znajdowali się w restauracji gdzie niektórzy próbowali jeść darowała sobie opis tego co zrobiła pewnemu pedofilowi na zlecenie złaknionego sprawiedliwości rodzica. Nie była to najlepiej płatna robota w jej karierze najemnika, ale z pewnością jedna z najbardziej satysfakcjonujących.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

22 mar 2016, o 22:59

http://i.imgur.com/V6IpZSr.png[/imgw]
Blackout
Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Rebecca Dagan
“Life is precious. Infinitely so. Perhaps it takes a machine intelligence to appreciate that.”
Alistair Reynolds


Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wieczór w restauracji El Jefe miał pozostać spokojnym, przynajmniej dla Rebecci, jedynie przez następne czterdzieści minut. Wkrótce jej omni-klucz się rozświetlił - nie za sprawą przychodzącego komunikatu, a ostrzeżeń zainstalowanych w jego oprogramowaniu. Nadchodził na jej skrzynkę komunikat, lecz przed jego dotarciem na "miejsce" wysłano strażnika - program ukryty w małym i niepozornym pliczku, który natychmiast rozpoczął skanowanie swojego otoczenia i dezaktywację wszelkich urządzeń nagrywających przychodzące wiadomości. Koniec końców, nim Rebecca była w stanie go powstrzymać, swoimi wirtualnymi mackami sięgnął ku mikrofonowi wbudowanemu w komunikator, za pomocą którego pobrał dźwięki tła.
PRZEKAZ ZABLOKOWANY. Komunikat, który otrzymała, był zaszyfrowany a jedyną możliwością usłyszenia zawartości było umożliwienie strażnikowi sprawdzenia, czy Dagan znajduje się w pomieszczeniu sama. Czy tego więc chciała, czy nie, jeśli ciekawiła ją zawartość, zmuszona była do wyjścia w bardziej prywatne miejsce - na przykład toaletę. Dopiero gdy wokół niej nie było nikogo, a drzwi pokoju lub sali, w której się znalazła, zamknęły się za nią, wiadomość dała się otworzyć. Hologram ukazał popiersie przemawiającej do niej kobiety. Ubrana była w ciemny uniform, którego oznakowań Rebecca nie była w stanie dostrzec. Pomimo zabezpieczeń i dość mocnej kompresji, przekaz był czysty i pozbawiony wszelkich zakłóceń. W obrazie kobieta była w stanie dojrzeć nawet wyraźnie zarysowane implanty nieznanego przeznaczenia, umieszczone na skórze twarzy swojej rozmówczyni.
- Agentka specjalna wydziału wywiadowczego Amira Neumann do chorążego Rebecci Dagan. Musi mi pani wybaczyć tę porę, ale chodzi o pani ojca. Wszystko co powiem musi pozostać między nami. - przemawiała szybko, dość lakonicznie, choć nie odwracała wzroku od nagrywającej ją kamery, imitując spoglądanie w oczy odbiorcy wiadomości. - Gavriel zaginął trzy dni temu w trakcie wykonywania ściśle tajnej misji, o których szczegółach nie mogę mówić za pomocą takich środków komunikacji. Każdy z naszych agentów pozostawia po sobie wiadomość, którą otwiera się w przypadku zaginięcia, porwania, lub... śmierci.
Urwała na moment i drgnęła - jej kamienna fasada na moment zniknęła, ukazując zalążek smutku bądź empatii. Agentka szybko przywróciła się do porządku i odchrząknęła, pragnąc rozwiać wątpliwości, które mogły w tym ułamku sekundy pojawić się w głowie żołnierki, jaką była Dagan w jej oczach.
- Oczywiście jego śmierć nie została potwierdzona, na razie. Zobowiązaliśmy się wykonać zawarte przez niego w wiadomości instrukcje. Jedną z nich jest sprowadzenie panią do Tel Awiwu.
Kobieta uniosła lekko brwi, a na jej twarzy odmalowała się niepewność. Nawet bez imponujących umiejętności w odczytywaniu ludzkiej mimiki, łatwo było dostrzec, iż sama Neumann nie ma pojęcia, dlaczego życzeniem ojca Dagan było sprowadzenie córki na Ziemię, w dodatku nie dbając o to, czy przypadkiem nie jest w trakcie jakiejś wojskowej misji. Przekaz był jednak konkretny i nie było zbyt wielkiego pola do interpretacji.
- Jesteśmy w stanie wysłać po panią transport, który dotrze do... - kobieta zerknęła gdzieś pola zasięgiem hologramu, poniżej, pewnie sprawdzając informacje. - portu kosmicznego na Cytadeli za osiem godzin. Nie mamy jednak autoryzacji by wydać pani taki rozkaz - była to tylko prośba, której nie musi pani spełniać. - zamarła w oczekiwaniu na jej reakcję, gotowa przekazać odpowiednie rozkazy jak tylko Dagan wyrazi zgodę, na co wyraźnie liczyła.
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

22 mar 2016, o 23:37

Wiele rzeczy mogłoby ją tego wieczora jeszcze zainteresować. Na przykład jeden z tatuaży Strikera, który w końcu skojarzyła - mniej więcej, wystarczająco, by upewnić się, że na pewno już gdzieś go widziała. Albo słowa kucharza, sugerujące, że tak naprawdę niekoniecznie tym się zajmował - przynajmniej nie tylko tym. Mogłaby też zwrócić uwagę na samo nazwisko mężczyzny, od razu urządzić sobie mały research na jego temat. Wreszcie może przypomniałaby sobie o współczuciu, może ruszyłyby ją jakieś okruchy żołnierskiej moralności, może przejęłaby się bardziej losem Cegły i Scootera, może... Wiele było tych może. Naprawdę bardzo wiele. Żaden z tych wątków nie miał się jednak tego dnia rozwinąć.
Samozwańcza aktywacja omni-klucza nie była dla niej zjawiskiem nowym - biorąc pod uwagę, że narzędzie było nieodłącznym elementem jej życia i pracy, podobne przebudzenia znajdowały się na porządku dziennym. Przychodzące wiadomości, rozkazy czy choćby proste komunikaty, że system zakończył aktualizacje. Krótkie noty i rozwlekłe eseje, treści formalne i nie. To była norma, początkowo więc Dagan rzuciła tylko okiem na to, co się dzieje. Nie miała w planach się na tym skupiać. Nie teraz, kiedy zarządziła sobie wolne.
Z tym, że działo się coś... No właśnie, początkowo nic. A po tym nic nastąpiło coś. Przekaz zablokowany. Zmarszczyła brwi, bo to - cóż, to już na porządku dziennym nie było. Wiadomości odtwarzane tylko w ciszy czterech ścian? Na ile mogła się spodziewać, to nie wróżyło dobrze. Ani trochę.
Towarzystwo opuściła swoim zwyczajem - wstając nagle, bez słowa, robiąc w tył zwrot i znikając w toalecie. Rebece zdarzało się pamiętać o kulturze, owszem, ale nie wtedy, gdy coś ją zainteresowało, gdy wręcz pożarło całą jej uwagę, wygryzając przy tym całą konkurencję. Nie, w takich sytuacjach Dagan błyskawicznie zapominała o czymś takim jak dobre wychowanie. Zaczynał liczyć się tylko egoizm i własny cel, w tym przypadku - wiadomość. Dziwna wiadomość, jakaś...
- Nie rozumiem. - Pierwsze słowa, jakie jej się wyrwały, były reakcją dość naturalną. Niezbyt elokwentną, to fakt, ale współgrającą z zaskoczeniem, z bezgranicznym wręcz zdumieniem. I z konsternacją, może przede wszystkim z nią. Bo Rebecca naprawdę nie rozumiała.
Słuchała więc w ciszy. Agentka wydziału wywiadowczego, ok. Chodzi o pani ojca, ok. Gavriel zaginął, instrukcje, śmierć nie została potwierdzona, o... Nie, kurwa. Bardzo nie-ok.
Dagan nie była stworzeniem społecznym i nie wyglądała też na pasjonatkę życia rodzinnego. Zapewne nikt, kto miał z nią styczność, nie posądziłby jej o przywiązanie do domowego ogniska. I słusznie - Rebecca rzeczywiście przywiązana do niego nie była. Dom jak dom, jak nie ten to inny. Jerozolima? Znała tam więcej ścieżek niż gdzie indziej, tyle. Ale rodzina, rodzice... Umówmy się, Dagan nie poszła w kamasze dlatego, że taka była tradycja. Nie wdziała munduru dlatego, że tak postąpił jej ojciec, jednocześnie od dziecka wkładając jej do głowy wzniosłe ideały. Nic takiego się nie stało. Co więcej, Gavriel był... Był. Albo go nie było. Dzieciństwo Rebeki wiązało się ściśle wielkimi lukami w miejscach, w których powinien być ojciec, równoważonymi przez krótkie, ale intensywne powroty. Mnóstwo niedopowiedzeń, wiele odpowiedzi udzielanych wymijająco. Z tej perspektywy można by wręcz uznać, że mężczyzna ojcem nie był dobrym.
Cóż, Dagan tego nie wiedziała. Jedyne, czego była pewna, to tego, że serce zatrzymało jej się w chwili, w której przekazano jej wiadomość. Jej zdystansowane, ułomne uczuciowo i społecznie serce zamarło. Bo chodziło o ojca. Ojca.
- Ja... Tak. Tak - wychrypiała, gdy przyszła kolej na odpowiedź. Pytanie należało do prostych, były tylko dwie drogi wyboru, tak lub nie. Dla Rebeki jednak to nie był wybór. Odpowiedź była tylko jedna, nie było innych możliwości. - Proszę przysłać prom.
To było proste, oczywiste. Tel Awiw. Tak, musiała tam wrócić. Do Izraela. Do kraju, w którym się wychowywała. Na ścieżki, którymi podążała, którymi wcześniej chodzili jej rodzice, do miejsca, gdzie... Dosyć. Odetchnęła głęboko, przez moment nie zdając sobie sprawy, że wciąż jest na linii. Jeden, drugi, trzeci oddech. Gdy przypomniała sobie, że wciąż ma przed sobą kobiecy hologram, uniosła wzrok powoli. Nie musiała o nic pytać - przecież to było widać, że przynajmniej w kwestii pozostawionych przez Gavriela instrukcji agentka wie niewiele więcej. Tel Awiw... Tak. Tak, poleci tam. Poleci i...
I będziesz kolejną z tych, które czekały na komunikat o odwołaniu akcji, na zmianę statusu z "zaginiony" na "zmarły", na... Gówno. Nie będzie tak. To ojciec kazał ją tam sprowadzić, tak? Tak. Na pewno nie zrobiłby tego po to, by uczynić z niej sierotę. Nie mogło chodzić o coś tak żałosnego.
Wstała z miejsca i odetchnęła jeszcze raz, ostatni.
- Za osiem godzin... Będę czekać - oznajmiła krótko. Czegokolwiek chciałaby się jeszcze dowiedzieć, to z pewnością nie osiągnie tego tu, teraz. Nie w taki sposób. Ziemia. Musiała dotrzeć na Ziemię.
Po zakończeniu niecodziennej rozmowy wypadła z toalety jak wicher. Nie miało znaczenia, jakie to zrobi wrażenie na innych, jakie pytania przywoła. Nieistotne. Pole widzenia Dagan zawęziło się do jej własnych poczynań, do stworzonego automatycznie planu działania. Na Wiznę, po rzeczy. Po przepustkę - analityczny umysł pamiętał o formalnościach. Potem znów na Cytadelę, do mieszkania. Przeczekać. Coś zrobić, coś... Nie. Po prostu czekać. Osiem godzin, w porządku.
- Zajmijcie się koleżanką. - Tyle jeśli chodzi o wyjaśnienia. Zerknęła przelotnie na Kalishę, ta zatrzymała wyrywającego się do wścibskiej ofensywy McLoughlina. W efekcie Dagan wypadła z "El Jefe" bez słowa więcej.
Szybki powrót na krążownik, zebranie ekwipunku. Lakoniczne wyjaśnienia, dlaczego potrzebuje wolnego - zresztą, nawet gdyby chciała tłumaczyć jaśniej, nie potrafiłaby. Przecież prawie nic nie wiedziała. Nie miała pojęcia.
Potem do mieszkania. Mieszkania, w którym po raz pierwszy się zagubiła. Zebrany sprzęt, ten, który tu pozostawiła, nie uspokajał jej. W efekcie wegetowała, siedząc na brzegu łóżka i kołysząc się w przód i w tył, z twarzą schowaną w zimnych dłoniach.
Ojciec. Relacji międzyludzkich mogła nie rozumieć jak standardowy, zdrowy człowiek, ale więzi rodzinne jednak coś znaczyły. Nawet, jeśli było to pojmowanie bardzo pierwotne, zwierzęce, stadne, to nie ujmowało mu to znaczenia.
Osiem godzin. Nie wiedziała, kiedy to minęło. Nie wiedziała, czy zdążyła się w międzyczasie przespać. Nie ważne. Po ośmiu godzinach była w porcie, z przewieszoną przez ramię torbą i dodatkowych, znacznie cięższym bagażem zniecierpliwienia.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

23 mar 2016, o 16:31

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

23 mar 2016, o 17:49

- Też nie, ale rozumiem że jak bywasz w takich klubach często, to może ci się mylić - uśmiechnął się beztrosko.
Reakcja Aarona była zwyczajna, przypomniał sobie skąd kojarzył Matta, to mu to powiedział. Według niego nie było w tym nic nieodpowiedniego, bo może nie był za bardzo zaangażowany w życie rodzinne Tarczanskiego, jego byłej żony i córki. Bycie znajomym to nie to samo, co bycie przyjacielem, albo powiernikiem sekretów. Uniósł na mężczyznę zdziwione spojrzenie, przesuwając się trochę w stronę baru i zerkając niepewnie na Kiru, jakby zadawał jej nieme pytanie, czy w razie czego może liczyć na jej pomoc już teraz, w razie gdyby Matthewa za bardzo poniosło.
- No... Isa. Isabel? - podrapał się po ogolonej szczęce. - Oprowadzałem je po kolonii, jak się tam tylko wprowadziły. Jakiś tydzień temu, niecały. Przyleciała z matką i ojczymem. Po prostu mi o tobie opowiadała, pokazywała zdjęcia, weź wyluzuj.
Odwrócił się z powrotem do Kiru, postanawiając już ignorować Tarczanskiego, niezależnie od tego, jaką kolejną ripostę na temat jego wyglądu wymyśli i jak bardzo wścieknie się na wspomnienie o córce. Rezygnacja na skrzywionej twarzy świadczyła o tym, że żałował rozpoczęcia tematu. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie obdarzył Matta nowościami, których ten z całą pewnością się nie spodziewał. Nikt nie powiedział mu o przeprowadzce, i to na obrzeża galaktyki. Sprawa była na tyle świeża, że sam Singh nie wiedział zbyt wiele.
- Jakimi niewolnikami - przewrócił oczami. - Ja też się w to nie mieszam. To transport żywności, roślin, maszyny rolnicze, uzdatniacze wody. Wszystko pozamykane w skrzyniach, a w skrzyniach się niewolników nie przewozi, nie? Chyba. Chociaż sam nie wiem - wzruszył ramionami. - To w miarę nowa kolonia, nie ma dwóch lat, potrzebują jeszcze wsparcia. Fitry były sprowadzane z Kahje, a z jakiegoś powodu łatwiej było je dostarczyć na Cytadelę niż na Ziemię, skąd jest reszta. Pewnie taniej, albo komuś po drodze było, nie mam pojęcia. Są ładowane właśnie do transportowca i będziemy się niedługo zbierać, bo będziemy mieć już cały ładunek. Krótki lot, do przekaźnika a potem cztery godziny i będziemy na miejscu. Wracamy też na Cytadelę, bezpośrednio po rozładowaniu.
Przeczesał włosy palcami i uniósł pytająco brwi. Wyglądało sensownie, zresztą sam Singh ubrany był w firmowy kombinezon roboczy. W utwardzonym materiale na ramieniu wytłoczone było logo znanej firmy transportowej. Zwyczajnie, duży lot, konieczność większych zabezpieczeń, a Kiru za zabezpieczenie robiła lepiej, niż pięciu takich jak Aaron.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

24 mar 2016, o 01:22

Nie lubił zadawać pytań 2 razy. Więc kiedy nie dostał odpowiedzi na to co podać po prostu się oddalił. Odwrócił się w stronę kuchni całkowicie odcinając się od rozmów ludzi po drugiej stronie kontuaru. Lubił słuchać ludzi, nie powiem że nie, typem gaduły raczej nie był więc zostało mu tylko słuchanie. Jednak im dłużej wsłuchiwał się w rozmowy między gośćmi tym bardziej miał ochotę przestać słyszeć cokolwiek. To nie były jego sprawy. Wielu rzeczy musiał się oduczyć od kiedy wrócił do cywila. Jedną z takich rzeczy było podsłuchiwanie innych w celu wykorzystania tego później przeciwko nim. Jako że nic poważnego nie działo się w restauracji postanowił zacząć zmywać. Higiena na kuchni to podstawa, nie chciał żeby potem nawiedzał go Sanepid czy inne gówno-podobne instytucje, które mogą znajdować się na Cytadeli.
Co się dało to pakował do zmywarki jednak noże zawsze czyścił ręcznie. Miał do nich zawsze szacunek. Wiele razy uratowały mu życie w bliskiej walce, a omni-ostrza jak każda elektronika potrafiły zawieść. Nie można było tego samego powiedzieć o 16 centymetrowym ostrzu, który nigdy nie ma problemu z materializowaniem się. Kiedy usłyszał że kolejna osoba weszła do środka, odwrócił głowę by chwilę później wskazać palcem tablicę na ta której opisane były dania podawane dzisiaj. Na koniec zostawił sobie swój nóż chefa o którego dbał jak o własną broń. Starannie oczyszczał go z krwi mięsa którą wcześniej kroił by potem go wypolerować. W tym momencie przypomniała mu się jedna z tak zwanych „wojennych” historii swojego byłego oddziału. Człowiek używa broni przez wiele lat, a potem wyrusza na misje. Potem zostawia wszystko w zbrojowni i wierzy w to że to już koniec i nigdy nie będzie musiał do tego wracać. Ale nie ważne co by robił ze swoimi dłońmi, kochał kobietę, budował dom, zmieniał pieluchy swojego syna. Jego ręce zawsze będą pamiętać broń którą zabijał. Niby nigdy nie był w Przymierzu jednak wciąż gdzieś tam w środku czuł się bardziej jak żołnierz niż najemnik. Niby różnica niewielka, przecież „Każda wojna jest inna, każda wojna jest taka sama”. On walczył dla złych ludzi, a oni? Sam nie był tak naprawdę pewien co napędzało tych żołnierzy oprócz ich wewnętrznego honoru lub ratowania istnień ludzkich. Odpalił kolejnego papierosa, kiedy dostrzegł że Daggan opuszcza restauracje. Widać coś ważnego. Zaciągnął się mocno papierosem i westchnął.
Najgorsze co zawsze przychodziło prędzej czy później każdego dnia Strikera były wspomnienia. Cienie jego poprzedniego życia oraz rzeczy o których najchętniej by chciał zapomnieć. Pomimo tego że starał się już robić „normalne” rzeczy. On na zawsze pozostanie „żołnierzem”, a ci wszyscy „żołnierz” którzy mordowali i ginęli, oni wszyscy zawsze będą częścią jego życia. Jego psychika dalej żyła wojną korporacyjną dla Rosenkova
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

25 mar 2016, o 00:32

Może i była zwyczajna. Może dla niego. Dla Matta było to dziwne doświadczenie. Skojarzony ze zdjęcia. To tak jakby ktoś powiedział prostytutce, że kojarzy ją z powodu koloru oczu. Damn. To dopiero było słabe. Sprawa dla Tarczansky'ego była bardzo delikatna i wyprowadzenie go z równowagi było bardzo proste, wręcz dziecinnie. Postawa Aarona wcale nie pomagała inżynierowi zachować i tak chwiejną już równowagę emocjonalną. Może to czas przyznać, że po kilku skrajnych dla niego przeżyciach. Bardzo ciężkich, warto skorzystać z opinii specjalisty. Wiele osób, znających go od jakiegoś czasu doradza mu pójście do terapeuty, psychoanalityka...Jak zwał tak zwał. Jako mentalna Zosia Samosia, twierdził, że jakakolwiek pomoc nie jest mu potrzebna. Do tej pory ze wszystkim radził sobie sam. Sobie zawdzięczał swój los i musiał radzić sobie ze swoimi problemami samotnie. Nie wyobrażał sobie tego, żeby opowiadać komukolwiek o swoich rozterkach, emocjach, o pustce wypełniającej jego serce i jeszcze PŁACIĆ za to. Nie był sknerą, ale doskonale wiedział ile Scooter wydawał na swoją terapie u seksuologa. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Miał mętlik w głowie. Nie widział własnej córki od półtora roku. To, że często z nią rozmawiał, w dodatku w tajemnicy przed byłą żoną oraz przez ekstranet się nie liczyło. To, że wie jak mała, rezolutna panna dorasta, jakim słodkim dzieckiem jest i to jak inteligentnym napawało go dumą. Nadal jednak czuł potworne poczucie niespełnionego ojcowskiego obowiązku. W większości winną tej sytuacji była Elizabeth, jednak Matthew wiedział, że część odpowiedzialności za tą sytuacją leży też po jego stronie. Ciągły brak czasu, brak odwagi do tego, by postawić sprawę jasno, bierność postawiły go pod ścianą. Gdyby tylko nie dał sobie wejść swojej byłej żonie na głowę, może teraz jego ojcostwo wyglądałoby inaczej.
Zaraz mnie kurwica weźmie...
Potrafił zluzować, zdystansować się do niemal każdej sytuacji. To udowadniał wiele razy, że w najgorszym dla wszystkich momencie, on potrafił dokumentnie przypierdolić jakimś żartem. W sprawie jego córki...Po prostu nie potrafił. A weź wyluzuj sprawiło, że Matthew mało co nie wyszedł z siebie i wyglądało to tak, jakby w ostatnim momencie się opamiętał. Musiał się uspokoić, musiał pomyśleć, choć nie było na to czasu. W dodatku. Szafa Komandor nie pomagała w dotarciu do wewnętrznego zen. Miał wręcz wrażenie, że psuje ona feng-shui tego całego lokalu swoim wielkim jestestwem.
-A Ty się, Zuzia, nie odzywaj przez chwilę, okej?-Rzucił. Wiedział, że mogło być to ostatnie zdanie jakie wypowiedział w swoim życiu, ale sprawa była ważniejsza, by zachować poprawność polityczną. Co prawda, nadane jej imię było pieszczotliwe i niegroźne. Będące całkowitym kontrastem dla jej...no...jestestwa. Nie chciał słyszeć o handlu niewolnikami. Już przed oczami zaczęły mu się tworzyć obrazy Isy sprzedawanej jakiemuś zwyrodnialcowi. Szybko jednak odrzucił te chore wytwory wyobraźni. Iris wielokrotnie mu powtarzała, że nie może patrzeć na świat tylko i wyłącznie przez pryzmat emocji, że emocje często bywają złym doradcą. Jak jednak zachować trzeźwość umysłu w takim momencie. Kiedy pojawiła się realna szansa na to, by odszukać ukrywaną przed nim córkę, by ją spotkać, przytulić i zobaczyć jak wyrosła.
-Dobra, ziomek. Super, wierzę Ci, że nie jesteś złym łowcą niewolników i dzięki temu zachowujesz jeszcze wszystkie zęby, ale...No właśnie jest ale...-Tu zamilczał na chwile. Wiedział, że gdy zostanie wezwany na pokład musiał się tam zjawić. Od wielu lat jednak poświęcał się tylko i wyłącznie swojej pracy. Była odskocznią, nieudaną próbą oderwania się od swoich problemów. Z drugiej strony, wiedział, że to chyba jedyna szansa na zakończenie niedokończonych spraw. Na uregulowanie długu wobec siebie, jaki posiada od wielu lat. Od czasu rozstania z Elizabeth. Potrzebował tego jak powietrza, bowiem to brzemię było tak ciężkie, iż Matthew myślał, że w końcu polegnie i upadnie na ziemię.
-Jesteś wstanie mnie tam podrzucić? Zapłacę.-Stwierdził. Wiedział, że nie każdego przekona odpowiednia suma kredytów. Jednak widok cierpiącego ojca chyba zmiękczyłby serce nawet największemu twardzielowi. Widać było, że był bezradny,a Indianin wydawał się być jego ostatnią deską ratunku. Istniał chociażby cień szansy na to, by zobaczyć swoją córkę, a zgodnie z filozofią mechatronika nawet ułamek procenta świadczący o powodzeniu zobowiązuje do tego, aby spróbować. A takiej okazji nie mógł sobie odpuścić.
-Jebie mnie to co przewozicie. Możecie nawet słonia w trampkach, kontener tanich chińskich prostytutek...WALI MNIE TO, ale weź mnie tam zabierz. Nie widziałem Isy od półtora roku, kumasz to? Muszę ją zobaczyć.-Miał nadzieję, że w to jakiś sposób zmieni podejście Aarona.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

29 mar 2016, o 19:28

To był ten moment, w którym Kiru nie wiedziała czy powinna wyfroterować kolesiem podłogę czy wstrzymać się aż znajdą się w bardziej ustronnym miejscu. Po krótkim namyśle uznała iż z uwagi na obecność SOC ta druga opcja jest jedyną możliwą gdyż tutejsze służby bezpieczeństwa wydawały się wyjątkowo przewrażliwione. Oczywiście jeśli zdarzyłoby się, że ona i przeszkadzacz wylądują na tym samym statku będzie mogła odpowiednio się o niego zatroszczyć. Zwłaszcza gdyby miał być pasażerem na gapę.
- Załatw najpierw tę beksę bo nie da się normalnie rozmawiać. – Powiedziała mający już serdecznie dość „Beksy” jak postanowiła go nazywać. Nie dość, że najwyraźniej pozwolił sobie zabrać dzieciaka, to chyba nie starał się za bardzo go odzyskać skoro obecnie opiekunowie dziewczynki, jak się zdaje wcale się nie ukrywali.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

30 mar 2016, o 21:32

To, co działo się z Mattem, nie uszło uwadze mężczyzny, który przyglądał mu się ze szczerym zadziwieniem. Chyba wpakował się w nieprzyjemne tematy. Może nie wiedział, że jego rodzina przeprowadziła się do jednej z kolonii i Aaron właśnie był posłańcem złych wieści? Nie, bez przesady, nikt nie zabierał dziecka na drugi koniec galaktyki bez informowania o tym ojca. Prawda?
Na jego propozycję zareagował szerokim otwarciem oczu i rzuceniem niepewnego spojrzenia Kiru. Podrapał się po głowie, wrócił wzrokiem do Matta... i w końcu wzruszył ramionami.
- Jeśli chcesz, myślę, że to nie będzie problem - nie był chyba konfliktowym człowiekiem. Nie zaczął wywodu, jak to jego firma nie zajmuje się przewozami cywilnymi i od tego są grupowe transporty, systematycznie odlatujące z doków do wszystkich portów galaktyki. Nie powiedział, żeby Tarczansky nawet nie próbował, bo i tak go nie stać. Uruchomił omni-klucz i szybko napisał jakąś, wiadomość, którą przesłał do niewiadomego adresata. Zaraz po tym wszystko jednak wyjaśnił.
- Spytałem szefa, ale znając życie odpowie, że jeśli pomożesz w ochronie, to nie będziesz musiał płacić - wzruszył ramionami. Nie było to do końca fair w stosunku do tego, co Aaron oferował Kiru, w końcu ona miała dostać pełne wynagrodzenie za swoją pracę. Ale to Matt bardzo chciał na tę kolonię się dostać, nikt mu tej fuchy nie oferował. To była jego propozycja, a Aaron i jego załoga łaskawie się na nią godzili.
- Półtora roku to sporo czasu - Singh uniósł brwi, wciąż wpatrując się w omni-klucz w oczekiwaniu na odpowiedź. Ta przyszła prawie natychmiast, więc otworzył ją i skinął głową. - Tak jak mówiłem, więc już jak wolisz. Możesz siedzieć w mesie i oglądać vidy, wtedy za pół tysiąca możemy cię zabrać.
Przynajmniej podana przez niego kwota nie była strasznie wysoka. Wciąż jednak czekał na odpowiedź od Kiru. Matt zdecydowanie przeszkadzał mu w załatwianiu interesów, ale sam na siebie ściągnął ten problem.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

1 kwie 2016, o 19:56

A jednak. Matthew nic nie wiedział o planach swojej byłej żony. Ba! Nie wiedział nawet, że są zrealizowane. Dlatego też widoczne zaskoczenie wymalowane na jego twarzy było chyba oczywiste i czytelne. Inżynier zawsze był jak otwarta księga. Z jego mimiki, gestów, używanego słownictwa można było zrozumieć w jakim jest humorze. Na początku myślał, że to jakiś durny żart. Stąd jego dość śmiałe zaczepki słowne. Później nadeszło zdziwienie, zmartwienie, konsternacja tą dość niezręczną sytuacją. Nigdy nie sądził, że będzie kogoś błagał w taki sposób o pomoc. Nigdy tego nie robił, wszak przyzwyczajony był do samotnego boju o swoje. Całe życie dawał sobie radę, myślał, że i tą bitwę będzie wstanie wygrać jako jednoosobowa armia. Tym razem...Nadszedł moment, w którym bez pomocy osób trzecich się nie obędzie. Co gorsza, od osoby kompletnie mu obcej.
Nisko upadłeś, ziomek...
Przeszło mu przez myśl. Jednak nie miał innego wyjścia. Musiał. Był totalnie rozdarty. Nie wiedział jak to było możliwe, że Isa nie napisała mu o czymkolwiek. Dlaczego w ogóle został pominięty w tym łańcuszku informacyjnym. Zdążył się zorientować, że Aaron jest kompletnie niewinny i zrobienie mu kanadyjskiego wymarszu zębów "co drugi wystąp" niczego nie przyniesie. Wręcz przeciwnie może jedynie pogorszyć sytuację. Nerwowo podrapał się po głowie, z tego wszystkiego po prostu oparł się o blat. Pokiwał głową. To kolejna wiadomość, jaka wbiła go w totalne osłupienie. Teraz miał dwa problemy, które będą spędzać mu sen z powiek. Chociaż na ten konkretnie teraz omawiany miał jakiś wpływ, bowiem jegomość okazał się skory do pomocy. Ucieszył się w duchu z tego faktu. To była najlepsza wieść od jakiegoś czasu. Jeszcze gdyby Cegła i Scooter się odnaleźli. Wtedy chyba zrobiłby sobie dobrze ze szczęścia. Uśmiechnął się blado do jegomościa, dało się zauważyć sporą zmianę nastroju/nastawienia u niego. Obecność wielkiego potwora na pokładzie raczej nie napawała go optymizmem. Jednak, co mus to mus. Jakoś to zniesie, oby tylko późnej wylądowało w jakimś zoo...Ewentualnie w rezerwacie dzikiej przyrody. Na przykład...W Serengeti, aby lwy powyżerało. Nie było dla niego zaskoczeniem, że to nieludzkie bydle potrafiło mówić. Bardziej dziwił go fakt, że potrafi składać tak złożone zdania. O kroganach nie miał najlepszego zdania, a w przypadku tej nowej dla niego rasy, zaczął sobie wyobrażać, że przyrost masy mięśniowej jest niewspółmierny do osiąganego ilorazu inteligencji. A tu proszę. Jego wyobrażenia o "Kali jeść, Kali pić...Kali wypruwać flaki", najwyraźniej nie miały pokrycia. A do tego ta Beksa. No proszę. Goryl się rozkręca.
-Jestem inżynierem, a nie spluwą do wynajęcia...Ratlerek byłby lepszym zabezpieczeniem ładunku, niż ja.-Trochę zaniżył swoje umiejętności walki. Szczerze powiedziawszy, nie chciał podróży spędzić z zakapiorami chroniącymi ładunku. Nie chciał też wymachiwać spluwą, ani chwalić się tym ile razy musiał pociągnąć za spust. To wcale nie było w jego stylu, poza tym...Chełpienie się ilością zabitych osób uważał za kompletną głupotę. Wolał zapłacić i w razie czego służyć pomocą w razie jakieś usterki. A gdy naprawdę zaistnieje taka konieczność, sięgnąć po swoją niezawodną strzelbę. Prawie nówkę, bo praktycznie nieużywanej...
-Przeleje Ci hajs, a jak coś się rozjebie...To po prostu pomogę to naprawić. Deal?-Spytał. Co prawda, obowiązywał go zakaz konkurencji. Nie mógł pracować na pokładzie innego statku. Dlatego też opcja bycia pasażerem bardzo mu pasowała. Nikt mu nie udowodni tego, że pracował na rzecz innej załogi. A poza tym, pomoc przy jakiejkolwiek usterce mógł ująć jako wyższą konieczność. A nawet w jego fachu istniała pewna etyka, której trzymać się musiał. Jeśli usterka zagraża życiu lub zdrowiu załogi/pasażerów, jego pierdolonym obowiązkiem było zareagować.
Przynajmniej tak mu się wydawało, choć szczerze powiedziawszy, dość niechętnie pchałby łapy do cudzego statku. Wiedział jak działają firmy transportowe. Cięcia kosztów były zazwyczaj motorem do obejść, fuszerki i prowizorki, czyli elementów, których szczerze nienawidził. Był gotowy zapłacić teraz. To dla Aarona musiała być dobra wiadomość.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

1 kwie 2016, o 23:07

W jednym Kiru musiała przyznać rację człowiekowi; gdyby ktoś poprosił ją o wymienienie wszystkich rzeczy, które lepiej od niego sprawdziłyby się jako stróże ładunku lista byłaby mniej więcej długości Cytadeli.
Nie wiedzieć czemu człowiek kojarzył jej się z wielką, miękką glistą z gatunku tych które wychodziły z ziemi po ulewnym deszczu i które bez trudu rozdeptywało się butem. Trudno było jej określić co wywołuje w niej takie odczucia względem inżyniera; być może uległa postawa lub fakt, że dał się wykiwać partnerce. Dlatego miała nadzieję iż skoro wyglądało na to, że dogada się z tamtym co do warunków transportu na kolonię, gdziekolwiek by ona nie była, nie będą musieli się spotykać. Wyglądało na to, że obojgu wyjdzie na zdrowie (w przypadku człowieka oznaczało to uniknięcie rozdeptania jak glisty) jeśli umieszczą ich w przeciwległych częściach statku.
- Skoro to już mamy z głowy podaj mi kilka szczegółów; kogo reprezentujesz, gdzie leży kolonia a przede wszystkim jakie wynagrodzenie oferujecie – odpowiedź na te trzy proste, ale jakże ważne kwestie powinien być w stanie zawrzeć w jednym zdaniu. O ile nie będzie próbował kręcić, co będzie oznaczało, że należy mieć się na baczności. Po ostatniej przygodzie w ochranianiem terrorysty wiedziała, że nawet znana firma nie gwarantuje, że zlecenie faktycznie jest legalne a tak przynajmniej wiadomo na kim się mścić, gdyby coś poszło nie tak.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

3 kwie 2016, o 15:57

Aaron skinął głową, zgadzając się na propozycję Matta. Skoro wolał zapłacić, zamiast posiedzieć i popilnować ładunku, z którym najpewniej przecież nic się nie stanie, to on nie zamierzał go do niczego namawiać. Poprawił się na stołku i zerknął na ten, który zajmowała Kiru, najpewniej zastanawiając się z czego te meble robią, żeby nie zawalały się pod yahgiem.
- Przelej mi, ja przekażę szefowi. Stoimy w doku H398, możesz się powoli zbierać i spotkamy się przed wejściem. Będę na ciebie czekał, żeby nikt nie zastanawiał się kim jesteś i co tu w ogóle robisz, skoro nie jesteś w ochronie, nie? - zmusił się do uśmiechu, widząc w jakim stanie jest Matt, ale od wyciągnięcia do niego ręki i poklepania pocieszająco po ramieniu już się powstrzymał. - Ej, nie martw się. Młodej nic nie jest. Pewnie zobaczysz ją zaraz wylądowaniu, zawsze przybiega na lądowisko zanim pojawi się tam ktokolwiek inny. Chyba lubi oglądać statki. Może będzie z nią też twoja kobieta, zazwyczaj jest ona albo Pat, która się podjęła opieki kiedy Elise pracuje. Znaczy wiesz, ciężko mówić o zawsze skoro są tam od tygodnia, ale zrobiłem w międzyczasie cztery kursy i zawsze jest to samo.
Uznał to za wystarczające podsumowanie tematu, więc po raz kolejny odwrócił się do Kiru. Nie spodziewał się, że wpadając do restauracji za yahgiem znajdzie tam dodatkowego pasażera, więc rozmowa z Tarczanskim wytrąciła go nieco z rytmu. Dopiero pytania, które zadała, pozwoliły mu z powrotem odnaleźć się w sytuacji.
- Firma przewozowa T'Ledri. Nie pracuję dla ExoGeni, jeśli o to ci chodzi. Pracowałem kiedyś, stąd moje pytanie do niego - skinął głową w stronę Matta. - Myślałem że kojarzę go z poprzedniej roboty. Głównie zajmujemy się krótkimi lotami transportowymi, mamy mniejszą ładowność niż konkurencja, ale znacznie szybsze statki. To sprawia, że niektórzy jednak wolą współpracę z nami. Kolonia leży w Układach Terminusa, w Mgławicy Rosetta. Jeśli chodzi o wynagrodzenie, to osiem tysięcy za ośmiogodzinny lot - błysnął zachęcająco białymi zębami, zupełnie jakby zapomniał że na yahga jego urok osobisty niekoniecznie może zadziałać. - Szybka akcja, w tę i z powrotem, może się okazać że nic po drodze się nie wydarzy, więc można to potraktować prawie jak płatny urlop. Tam gdzie lecimy, są piękne jeziora, zawsze można się przejść zanim wypakują ładunek i zarządzą odlot.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

4 kwie 2016, o 23:08

Wyglądało na to, że kolesiowi wreszcie udało się zakończyć sprawę z Beksą i wreszcie Kitu dowie się jakiś konkretów. Yahganka nigdy nie słyszała o wymienionej przez człowieka firmie przewozowej na szczęście cudowny wynalazek, jakim był extranet pozwalał na uzupełnienie luk w jej wiedzy. Ciekawe co też mogli transportować. Biorąc pod uwagę zmniejszoną ładowność statków postawiłaby raczej na sprzęt medyczny lub laboratoryjny niż zwykłe zapasy. Fakt, że nie podał nazwy kolonii mógł budzić pewną podejrzliwość, jednak udzielone przez niego informację powinny wystarczyć do namierzenia wspomnianej planety. W końcu ile mogło być ludzkich kolonii z ładnymi widoczkami w Mgławicy Rossetta.
Oczywiście chciała wierzyć, że firma naprawdę jest tak uczciwa jak podawał jej przedstawiciel jednak w jej przypadku brak zaufania stanowił podstawę przeżycia. Skoro instynkt, który powinien powiadamiać ją o zagrożeniu, w jej przypadku praktycznie nie funkcjonował musiała radzić sobie w inny sposób.
Zaproponowane przez człowieka wynagrodzenie opiewało na standardową stawkę za podobne zlecenia. W obliczu tych faktów Kiru nie potrafiła znaleźć żadnego logicznego powodu, dla którego miałaby mu odmówić.
- Dobrze więc, wchodzę w to. Rozumiem, że mam stawić się w H398? – dopytała na wszelki wypadek gdyby firma organizowała oddzielną odprawę dla załogi gdzieś na terenie stacji.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

10 kwie 2016, o 14:44

Przelej kasę mi, a później on przekaże szefowi
Matthew dosyć sceptycznie podchodził do tego tematu, jednak w tej sytuacji nie miał innego wyboru. Co prawda, istniało ryzyko, że opłata nie znajdzie się w rękach adresata, lecz w ogólnym rozrachunku, po przeanalizowaniu za i przeciw, stwierdził, że i tak nie ma nic do stracenia. Te pół tysiąca nie było wielkimi pieniędzmi, co prawda kredyty nie rosły na drzewach, ale możliwość zobaczenia córki po takiej rozłące była bezcenna. Matt chętnie dałby się pokroić, gdyby taki postawiono przed nim taki warunek.
Aktywował omni-klucz i natychmiast przesłał Aaronowi pieniądze. W tym momencie wiedział, że wszystko jakoś się ułoży. Mechatronik niewiele myśląc, odłożył szklankę z bourbonem i stwierdził, że wypadałoby się w pewien sposób przygotować na spotkanie z córką.
Był mocno poddenerwowany. Nie chodziło tu wcale o przefasonowanie twarzy komukolwiek. Wręcz przeciwnie. Bał się swojej reakcji po ujrzeniu Isy. Bał się jej reakcji...Można nawet powiedzieć, że bał się reakcji swojej byłej żony na jego widok. W końcu ich kontakty na przestrzeni kilku lat osiągnęły temperaturę zera bezwzględnego. Co za tym idzie...Najprawdopodobniej dojdzie do jakieś awantury, być może przepychanek z jej nowym facetem. Wiedział jedno. Wszystko było warte zobaczenie swojej małej córeczki, nawet jeśli ona nie będzie do końca przekonana do tego, aby przytulić się do swojego biologicznego ojca.
Uśmiechnął się szerzej, słysząc o zwyczaju córki.
Moja krew...
Pomyślał. Pokiwał twierdząco głową i skrzywił usta. No to teraz musiał się w jakiś sposób przygotować do podróży. Wiedział, że nie będzie to proste zadanie. Nie widział jej półtora roku. Nie wiedział co lubi. Nie wiedział co jest teraz modne wśród młodych 5-letnich dziewczynek. GODDAMMIT! Teraz przed nim zadanie trudniejsze, niż obrona pracy inżynierskiej.
-Dobra, to widzimy się tam niedługo. H398, okej. Muszę jeszcze kupić coś dla młodej...-Tarczansky nie wiedział nawet gdzie na Cytadeli jest sklep z jakimiś zabawkami. Wiedział, że natychmiast musi taki znaleźć. W końcu niedługo odlatują, a nie może po prostu...Tak z pustymi rękoma. Nie, to było niedopuszczalne, nawet jeśli mała Isa nie chciałaby prezentu od ojca, to na pewno będzie to miły gest. Klepnął Aarona w ramię i uśmiechnął się do niego blado.
-Dzięki, mordo i sorry...Za te indiańskie żarciki...-Było mu teraz głupio z powodu jego niewybrednego poczucia humoru. Co prawda, była to część jego osobowości i naprawdę trudno będzie mu zmienić tą cechę, lecz czasami mógłby przystopować i właśnie teraz odczuł taką potrzebę. Co nie zmienia faktu, że prawdopodobnie za jakieś dwadzieścia minut zapomni o swoim nowym postanowieniu. A może nawet i krócej.
-Ja teraz pójdę kupić coś dla młodej. Kurwa...Wiecie jaka kreskówka jest modna?...Eeee...Nieważne...Dam sobie radę.-Wiedział też, że musi spakować najważniejsze rzeczy. Mały bagaż, to wymaga wzięcia torby C ze służbowego mieszkania. Jednak fakt, iż Matt do tej pory się nie rozpakował ma swoje plusy. Matt ma przygotowane bagaże na wszystkie okazje i wielu osobom to przeszkadza, bowiem widzi jak mechatronik nie czuje więzi z miejscem, w którym sie znajduje. Jest jak okręt szargany przez sztorm, który na dodatek nie umie w żaden sposób zacumować w jakiejś przystani na dłużej. Przyzwyczajony do tego nawet nie zauważa tej przypadłości, jego najbliżsi przyjaciele doskonale o tym wiedzą i nie pochwalają tego.
Tymczasem, Matt niewiele myśląc ruszył w stronę wyjścia. Tyle spraw do załatwienia, a tak mało czasu do ogarnięcia się. Słabo, ale dla zdeterminowanego Tarczansky'ego nie ma rzeczy niemożliwych.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Restauracja "El Jefe"

12 kwie 2016, o 15:42

Wayra Talav
Awatar użytkownika
Posty: 115
Rejestracja: 28 sty 2015, o 09:38
Miano: Wayra Talav
Wiek: 22
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Kurier / Przemytnik / Najemnik / Pilot
Lokalizacja: Kołyska Sigurda -> Skepsis -> Watson
Kredyty: 9.896

Re: Restauracja "El Jefe"

29 kwie 2016, o 20:34

Knajpa jak knajpa – pomyślał, przez moment rozglądając się po pomieszczeniu, barze i wyposażeniu.
Jak na warunki cytadeli. Skromna. Przynajmniej na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka – co było ewidentną zaletą dla kogoś niespecjalnie śmierdzącego kredytami.
Tak czy siak – sprawiała przytulne wrażenie, przynajmniej dla kogoś przyzwyczajonego do spędzania większości czasu na statkach albo w odległych koloniach, gdzie każdy metr kwadratowy był w cenie a kilogram wyposażeniu płaciło się ciężkimi kredytami za transport.

Omni błysnął kolejną informacją w skrzynce ekstranetu. Mogło poczekać, nie paliło się.

- Obiad dnia. Wszystko jedno jaki, dopóki nie są to ryby – rzucił krótko, niespecjalnie nawet rozglądając się za manu.

Wszystko pewnie będzie lepsze od żarcia z replikatorów Irbisa.

Właśnie.

Uzupełnić zapasy wkładów dla nich. By to kulawy kroganin popieścił, nic tylko kredyty przez palce jak piasek Feros przesypują się – zgrzytną zębami na samą myśl kolejnej rzeczy do załatwienia.

- Masz piwo? Ale takie wiesz. Ziemskie. Z tym całym chmielem i w ogóle? - dorzucił ciekawy. W koloniach czegoś takiego się nie uświadczyło, a nawet jeśli – było coś o nazwie „piwo” - z oryginałem nie miało nic wspólnego. I pod względem składu i produktów, z których było to robione.

Reklamowali, że gość tutaj ma jakąś ziemską kuchnię. Był ciekaw jej. Przynajmniej jak rozmawiał z tymi celnikami w dokach, co mu o „El Jefe” wspomnieli.
W końcu na ziemi był może z parę razy w życiu. Niewiele z tego pamiętał – jeszcze mniej – zdążył zobaczyć, zwiedzić czy spróbować.
No i prawdę mówiąc – miał zdecydowanie za dużo czasu w stosunku do roboty.
Ostatnio zmieniony 30 kwie 2016, o 18:34 przez Wayra Talav, łącznie zmieniany 1 raz.
>> Ibris << >> Theme #1 << >> Theme #2 <<
ObrazekObrazek

Wróć do „Okręg Zakera”