Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Wideło-relacja "Pyrkon 2016" - cytadelowy alkomaraton!

13 kwie 2016, o 00:05

Tu będzie link do wideło relacji...
...A może jednak nie. Chociażby dlatego, że byłem zbyt zajęty pożeraniem nachosów, pizzy oraz wafelków w pawilonie gastronomicznym. Poza tym, spożywanie napoju bogów w postaci piwa było bardziej atrakcyjne niż niejedna prelekcja w bliżej nieznanym mi miejscu. To mój drugi raz na Pyrkonie i z czystym sumieniem nazywam się konwentową dziewicą orleańską, ale już wiem, że nie będzie to drugi i ostatni event tego typu w moim życiu. Innymi słowy...Niedługo stanę się postapokaliptyczno-fantastyczno-naukowo-animowo-pidżamową nałożnicą. Damn, to będzie głębokie doznanie...Pozwolicie, że zacznę od początku...

Moja przygoda z tegorocznym Pyrkonem zaczęła się 7 kwietnia kilkanaście minut po 15. Znajdowałem się w sklepie odzieżowym i przeglądałem wszelkiego rodzaju wdzianka. W końcu trzeba jakoś wyglądać, prawda? Poza tym poczułem (wiem, to zabrzmi bardzo dziwnie), ale wydawało mi się, że nie mam się w co ubrać. Przeglądając koszulki (nikt mi tutaj nie płaci i nie będę wprowadzał lokowania produktu) zadzwonił do mnie telefon. Nie miałem pojęcia kimże była osoba, która do mnie dzwoni, ponieważ korzystałem z cudownego tworu współczesnej technologii, czyli zestawu słuchawkowego. Tu pozwolę sobie na zamieszczenie stenogramu rozmowy, którą odbyłem.
K = Konrad J = Ja (brawo Sherlocku)
K: No siema, będę planowo o 19:30. Odbierzesz mnie czy jak?
J: Ale o co chodzi? Ty dzisiaj będziesz?!
K: No tak, będę planowo o 19:30, dzisiaj
J: O KURWA! STARY! ZAPOMNIAŁEM O TOBIE!
Już tłumaczę o co chodzi. Mianowicie, któregoś dnia przed Pyrkonem zaproponowałem Straussowi pomoc w szukaniu noclegu (jako, że bardzo wcześnie się z tym obudził). Przyjął pomoc, aczkolwiek nie wziął pod uwagę tego, że po prostu ja mogę o tym zapomnieć. Miałem się nie tłumaczyć w tym poście, aczkolwiek miałem kurewsko wiele na łbie i po prostu...O. Wypadło mi z głowy to, że cytadelowy ziomek może spędzić Pyrkon na dworcu Poznań Główny. Możecie się spodziewać tego, że zacząłem działać. Miałem 3,5 godziny na to, aby załatwić mu jakiś nocleg. Obdzwoniłem Zeto (któremu w tym miejscu dziękuję jeszcze raz za podesłanie mi linku, choć okazał się kompletnie bezużyteczny) i Kiru...No właśnie, Kiru. Dodzwonienie się do niej graniczy z cudem. Naprawdę, łatwiej będzie przybić piątkę Franciszkowi na Światowych Dniach Młodzieży lub udowodnić, że Ziemia jest płaska, niż wymienić z nią kilka zdań poprzez słuchawkę. No nic. Idąc po jednej z uliczek przy rynku miejskim we Wrześni przed moimi oczami pojawił się hotel (warto wyjaśnić, że w Poznaniu nie było możliwości ogarnięcia noclegu na ten kosmiczny termin, na dodatek na 3,5 godziny przed pojawieniem się w domniemanym lokum)...Tak też Strauss został zmuszony do tego, aby zjawić się w moim rodzinnym mieście. Pojawił się o 20coś. Zameldował się i poszliśmy na piwo...
...które skończyło się debatą z rodzaju światopoglądowo-polityczno-duchowych i na wyjaśnianiu Konradowi, dlaczego województwo Wielkopolskie jest lepsze niż reszta kraju z Warszawą oraz Krakowem na czele. Indoktrynacja obiektu przebiegła prawidłowo, w końcu był zalkoholizowany.

8 kwietnia. Nie będę przedstawiał początku tego dnia, ponieważ był on wyjątkowo nudny. Dlatego pobawię się teraz czasem i przewinę wydarzenia do czasu pojawienia się w Poznaniu, które na 3 dni stało się prawdziwą Mekką dla wszystkich fanów szeroko rozumianej fantastyki. Na samym dworcu rzuciło mi się kilka cosplayów. Nie znam się na mandze i anime, ale wielkie kosy dzierżone przez filigranowe dziewczyny i (czasami) bardziej filigranowych chłopców kazały mi myśleć o tym, że odgrywają postacie jakiś japońskich chłopów pańszczyźnianych tuż po żniwach. OKEJ! - pomyślałem. Po szybkiej fajce ruszyliśmy w stronę znajdującego się pod gmachem Międzynarodowych Targów Poznańskich tłumu. Zaprawdę powiadam wam, dantejskie to sceny. Dramat, tragedia, horror. Chociażby dlatego, że stała tam po prostu wuchta wiary. Po jakiś 20 minutach spędzonych w kolejce donikąd (nie mieliśmy biletów, a staliśmy w wejściu dla tych, którzy je mają) zmieniliśmy miejscówkę. W środku było jeszcze ciekawiej. Mianowicie, problem polegał na ilości zebranej gawiedzi i próbie jak najszybszego do dostania się do kas. Pani stojąca na antresoli mówiąc dość nieelegancko, DARŁA RYJ na tych, którzy znajdowali się na dole i czekali jak małe owieczki na rzeź, aż ktoś pozwoli przekroczyć im próg krainy Narnii.
JEDNA BRAMKA WOLNA!
To zdanie powtarzane notorycznie przez panią na górze (swoją drogą wyglądała jak damska wersja oficera SS...Ale oj tam, oj tam...)
Im bardziej zbliżaliśmy się do kolejki tym bardziej zwierzęce instynkty zaczęły ogarniać tłumem. Dochodziło powoli do nastrojów antysystemowych, antyrządowych gdzieś pojawiła się szmaciana kukła Donalda Tuska, okrzyki "Wina Tuska" stały się czymś naturalnym. Miałem wrażenie, że kilkutysięczny tłum ruszy na podbój Brukseli, zabierając stamtąd osobę winną tej potwornej kolejki, później zrobić z niej spóźnioną Marzannę. Mniejsza z tym.
Dotarliśmy do kasy i tu znowu wciskam przycisk ">> Forward", bo to bez sensu opisywać ile wydaliśmy hajsu...Bo właśnie rzewnie płaczemy nad naszym stanem konta.
Po wejściu na teren targów rzuciła się nam się w oczy Mekka dla prawdziwych dżentelmenów. Mianowicie "Piwopój". Zgodnie z kodeksem udaliśmy się uczcić szczęśliwe dotarcie do celu. Przy zakupie piwa zadzwonił do mnie telefon (uważam, że Pyrkon to dobry omen), bowiem zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną (daaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaamn!). Towarzystwem do pierwszego wypitego na Pyrkonie piwa był Zeto. Uroczy młody człowiek, zaprawdę powiadam wam. Krótka rozmowa, drugie piwo...Chyba nawet trzecie...Doprowadziło tego, że Zeto widząc ten obłęd i cug prawdziwych anonimowych alkoholików postanowił się ewakuować i stwierdził, że przyjdzie później...Licząc chyba na to, że z Darwinem porobimy się do tzw. porzygu. Doszło do spotkania ze znajomym Konrada, który towarzyszył nam przez kolejne kilka godzin. Czas zszedł nam na rozmowach o polityce dalekiego wschodu, kulturze pracy, patriotyzmie i innych pierdołach, które na trzeźwo nie mają żadnego logicznego sensu...Przy okazji oglądaliśmy przeróżnych ludzi w przeróżnych strojach. Atrakcyjne skąpo ubrane kobiety z biustem wielkości ogromnych donic ogrodowych, w spódniczkach krótkich, gorsetach (tu wypadałoby wspomnieć o kobiecie, której biust żył własnym życiem i Konrad podświadomie chciał się do niej przytulić, ale to nie porno tylko fachowa relacja z cyklu „Z Mattem wśród Predatorów – o tym też później). Alkoholizacja trwała nadal. A powodów do picia było wiele...Może zdecydowanie za wiele, jednak nektar bogów sprzedawany w lokalnym „Piwopoju” nie kopał zbyt mocno. Smutne...:(
Tu kolejny raz wcisnę przycisk „>>” bo chyba nikt z was nie chce czytać o tym, jak Konrad płakał przy jedzeniu chińskiego żarcia i o tym, jak to nic nie znaczące dla innych wydarzenie stało się kolejnym powodem do wzniesienia toastu. W końcu język piwoszy dla takich dżentelmenów jak ja i Konrad nie jest obcy, prawda? Mieliśmy okazję poznać Pixie i jej chłopaka...I zgadnijcie co stało się później. Piwo za piwem, fajka za fajką i koczowanie blisko Piwopoju (przecież prelekcje i darmowe gry planszowe to chuj na konwencie, postuluje zatem do władz Pyrkonu...W 2017 POSTAWCIE PIWOPÓJ W KAŻDYM PAWILONIE, GODDAMMIT!)...Zjawia się Zeto, jakoś nieszczególnie chętny do picia ze swoimi wirtualnymi jak dotąd znajomymi...Debata, debata i jeszcze raz debata...Kurwa mać...Ileż można pisać o piciu piwa i rozmowie? Chuj tam. Zjawia się Will (co prawda wypił z nami tylko jedno piwo, ale był)...I POROZMAWIAŁ! A później dotarła bezalkoholowa Kiru. A to zmusiło nas do tego, aby w końcu ruszyć zadki z ławki i ruszyć do pawilonu, w którym rezydował Zeto. Chciał nas oprowadzić, jednak banda oszołomów z nas taka jak ja pierdolę i nie rozumieliśmy prostego komunikatu „Poczekajcie chwilę, nigdzie nie odchodźcie. Zaraz przyjdę”. Gen przygody jaki był w każdym z nas zmusił nas do ciągłego uciekania. Konrad się zgubił, Zeto nas szukał...Dramat. Na szczęście telefony działały i dzięki temu uratowaliśmy naszą integrację od klęski rozdzielenia. W tym miejscu zostawiam apel dla Kiru.
GDZIE POST?!
A tak na serio...Następnym razem nie uciekaj tak szybko. Plemię Cię potrzebowało i z woli nadanej mi przez wodza nakazuję Ci w przyszłym roku wypić piwo, o!

Kiedy Zeto w końcu nas odnalazł, za namową lokalnej społeczności (w końcu tak wojownicza dusza to skarb), postanowiłem wziąć udział w amatorskich rozrywkach juggera. I teraz powinienem rozpocząć fragment o początku swojej światowej kariery w tym sporcie. Jaki to nie byłem zajebisty, jak to okładałem wszystkich po mordzie gumową pałą i jak poproszono mnie o to, abym zastąpił Zeto w jego zespole. NIESTETY! Chuja, nie zagrałem...Bo...tego...No...Spóźniłem się. Co prawda, powód był jak najbardziej szczytny. W końcu co jakiś czas trzeba nakarmić raczka nikotynką. Sami rozumiecie...Niestety...Wieczór minął nam na trybunach, oglądając tą AMARTOSZCZYZNĘ! Nastał czas na powrót do domu, zebralim się z Konradem i wróciliśmy do WRZ (a fragment o tym jak biegliśmy do pociągu pominę, chociaż był to jeden z pościgów zaliczających się do tych hollywoodzkich).


DZIEŃ 2!

Nooooooooooooooooooooooooooooooo...I jakby to ująć najbardziej dyplomatycznie. Mój dzień zaczął się od lekkiego śniadania u mojej babci (z lekkim nie miało ono nic wspólnego, ale mówię tak, bo...Wypada. Rozumiecie, moda na bycie fit jest git, ale mniejsza z tym...). Zgarnąłem Straussa i mojego zioma (pozwolę go sobie nazwać Kłapouchym na potrzeby artykułu, kumaci wiedzą dlaczego). Puszuje forward, bo szczegóły są mało emocjonujące, zresztą...Mało kogo obchodzą...
...czyli przechodzimy do momentu, kiedy znajdujemy się w Poznaniu. Tam...No, jak mogłoby być inaczej w sobotę. Tłok jak chuj. Gimela straszna, ludzie ciągnący się po horyzont...Dziwne twory cosplayu też. Uważam, że niektórym ludziom po prostu powinno się to sądownie zakazać, bo to godzi nie tylko w moje poczucie estetyki (które zresztą jest proste jak jebanie. Wincyj CYCKÓW!), ale swą niezwykłą prostotą doprowadzają do krwawienia oczu innych, nie wiedzących nawet czymże cosplay jest...Tu pozwolę sobie na pewną konkluzję...Powinienem to napisać już w dniu pierwszym, ale napisałbym to teraz...To zawrę wszystko w kilku krótkich zdaniach.
A zatem...Pozwoliłem sobie podzielić uczestników Pyrkonu na kilka podtypów. Nie będę wspominał o tych zajebistych, z poczuciem smaku, estetyki...Bo to akurat jest spoko. Chodzi o ten (oho, zaraz będzie...patrzcie jak jebnie)...Najgorszy sort. Kurwa, inaczej się tego nie da nazwać.
Od początku...Na pierwsi ogień rzucają mi się w oczy...Mangowcy (znani również jako mangozjeby). Pomijając fakt, że przedstawiany w ogóle sort to prawdopodobnie 13-latki i dla nich, a raczej dla amatorów młodych dziewoj powinno się postawić osobny namiot, dla mobilnej prokuratury rejonowej Pyrkonu, to było bardzo źle. Może to dlatego, że połowy tych postaci nie kojarzę, może nie dostrzegam ich głębi, cudownych mocy i tego jaki zamęt sieją swoimi trójkątnymi ryjami wśród szeregów wrogów, ale...No sorry. Z czasów mojego dzieciństwa pamiętało się Son Goku, który jednym ruchem palca powalał legion wrogów. A tu...Facet...W jakimś szlafroku, z plastikową kataną na plecach i peruką z rudych włosów (kto w ogóle chciałby być rudy, co?!) biega wokół stołów w rejonie Piwopoju w pozycji na „Małysza przed wyjściem z progu”. Wspomnę również wyżej wymienionych japońskich chłopów pańszczyźnianych...Naprawdę...Musieli mieć niezły urobek...No, ale w gruncie rzeczy...Nie były one takie złe. Może ta niechęć do tej grupy osób skrajnie zjaponizowanych wynika z mojego braku wiedzy, albo...lekkiego strachu. Jakby nie patrzeć, trudno spojrzeć w te kocie oczy bez myśli o masowym morderstwie jakiego takowa osoba może dokonać.
Druga grupa z najgorszego sortu to tzw – KOCIE USZY – Dzięki nim nabawiłem się depresji. Nie wiem, skotowacenie siebie dla...damn, brakuje mi tutaj logicznego argumentu. Co prawda, widać było, że niektórzy po prostu trollowali, ale...Te wymuskane, wymalowane na biało dziewczyny, a jeszcze gorsi...Podobnie wymuskani chłopcy. To godziło w moja brodatą-włochatą naturę. Na widok niektórych miałem ochotę wyciągać gumowego jednorożca i usiłować sobie podcinać nim żyły. To jeden z dowodów na to, że pewnym osobom pewnych rzeczy nie powinno się pokazywać...Na przykład tego, jak się rozmnażać. Nigdy nie wiadomo, co powstanie, gdy skotowacony człowiek zniesie jaja.
A teraz...Apogeum, prawdziwa zaraza...Najgorszy z najgorszego sortu. PIDŻAMOWCY! JASNY CHUJ! Od tego dopiero oczy krwawiły. Na ich widok aktywował się u mnie nieaktywny jak do tej pory gen Hezbollahu. Naprawdę, miałem ochotę rozpętać prawdziwą świętą wojnę z tym okazem kaleczenia konwentów. Wyobraźcie sobie moi drodzy. Dziewczynę/chłopaka, czy cokolwiek to było w puchatej, jednoczęściowej, workowatej pidżamie w różnych formach. Jakiś jednorożec, bardzo popularny Pikachu...albo jakieś inne dziwne twory. LUDZIE! TO NIE WYGLĄDA DOBRZE NA NIKIM! Krok opuszczony do kolan sugerował, że ktoś po prostu miał luźniejszy dzień w toalecie, a raczej to, że ktoś po prostu nie zdążył dobiec do kibla. To zasługuje na największe piętno, dla nich zrobiłbym osobny pawilon...swoiste getto dla tego typu miłośników garderoby. Niech oni tam sobie siedzą, robią w pory i przytulają (warto wspomnieć, że praktycznie każda z osób nosząca te odzienie miała tabliczkę z napisem „Free hugs”). Na dodatek powinna się nimi zająć prokuratura. KTO ICH WPUSZCZA?! JA SIĘ PYTAM! Bez opieki, 13-letniego szczyla z takim gównem zamiast mózgu. Pozwolę sobie tutaj zacytować moją miejscową nauczycielkę matematyki, która skwitowałaby taką osobę sformułowaniem „masz gówno zamiast mózgu, bo jesteś niski/a i masz głowę za blisko dupy”. Naprawdę...To nie jest moja finalna forma hejtu, bowiem chcę zachować polityczną poprawność, ale goddamn...Tu powinna się znaleźć wzmianka o aborcji i o tym, że rząd źle robi całkowicie ją zakazując. Powinni przyjść na Pyrkon i zobaczyć, co broni ich ustawa o ochronie życia...Ja bym ich chętnie przytulił, ale drutem kolczastym.
Dobra...Koniec tego wylewania żółci na najgorszy sort. Bo na co to komu? Po co się denerwować? Niech oni sobie żyją w tym kolorowym świecie pełnym tęczy i kucyków Pony oraz magii przyjaźni. Magia to herezja, zatem...Daję pozwolenie na exterminatus.
Zatem...Ludzi jeszcze więcej, niż w piątek. Rzesza...Może nie trzecia, ale przynajmniej druga. Cuda na kiju, pod kiju...Jako, że byliśmy wybrańcami z Konradem. Wejście do środka zajęło nam nieco krócej, choć stanie w kolejce do obrotowych drzwi nie było aktywnością, którą bym polecił komukolwiek. Może to dlatego, że sam nienawidzę kolejek i wkurwia mnie każda sekunda pobytu w niej. Nawet towarzystwo Straussa nie dodawało mi otuchy, a fakt, że po wejściu do środka oddamy się cudownej alkoholizacji (wiem...pewnie powiecie, że to nudne, ale jak na razie to jeden z niewielu sensownych powodów zaraz po spotkaniu zajebistych ludzi, który mnie tam trzymał)...Po zorientowaniu się, że to jeszcze nie pora dla dżentelmenów, aby spożywać alkohol odczekaliśmy odpowiedni czas i wypiliśmy piwo. Jak ludzie, bo tak trzeba. Warto nadmienić, że ten dzień był bardziej aktywny. Wyruszyliśmy na podbój, ba(!) nawet się rozdzieliliśmy. Zeto grał w bitewniaki, Konrad mu towarzyszył...Ja próbowałem kupić koszulki, co skończyło się na kupnie kubka...Nawet nie dla siebie, kurwa mać...Jak możecie się spodziewać, punkt przegrupowania znajdował się w okolicy Piwopoju, gdzie pojawiła się Pixie wraz z Versem. Oczywiście...Zwieńczyliśmy nasze ponowne spotkanie piwem i ruszyliśmy na planszówki. Znaczy, moi znajomi poszli gdzieś w chuj, a w konfiguracji ja, Pixie, Konrad i „ten typ Vers” poszliśmy do gamesroomu. „Sheriff of Nothingham” - grę polecam każdemu, kto lubi ściemniać, kantować i przemycać. Coś pięknego, niestety przegrałem...Bo moja żydowska pazerność wzięła górę, a dawane szeryfowi łapówki nie przynosiły odpowiedniego skutku. SmuteczeQ.
Zajrzeliśmy nawet do pawilonu, w którym odbywały się prelekcje...Pixie i Vers mieli już wejściówki, a ja z Konradem byliśmy zbyt zajęci spożywaniem złotego trunku, aby się tym zająć. Dlatego też zostaliśmy zmuszeni do stanięcia w kolejce. Po raz kolejny. Konrad, wybacz, ale muszę nad podjebać. Bo prawda nie jest taka, jak w wyniku konstruktywnej dyskusji opracowaliśmy ze Straussem i jako, że to relacja to muszę zachować dziennikarską szczerość z czytelnikiem. Będąc na samym końcu kolejki...Wiedząc, że i tak nie wejdziemy...Dokonaliśmy strasznego czynu...Poszliśmy w chuj...Najpierw po coś do jedzenia, a później na piwo...Taka prawda, a Konrad nie odbierał telefonów, bo „nie słyszał”.
Dobra i tu zaczyna się najciekawsza część. Bo w sumie, mieliśmy kilka przygód. Mianowicie, przestraszyłem Predatora. Pastwił się nad niewinnymi ludźmi i powiedziałem do niego Ej! Ziom! Pchasz się w gips!, co wywołało u niego prawdopodobnie atak paniki i po prostu uciekł z pola widzenia. Kiedy reszta ekipy wyszła z prelekcji, wróciła do nas, poszliśmy po (noszącą już miano kultowej) wiśniówkę. Jako, że na terenie Pyrkonu panował zakaz picia alkoholi wysokowyskokowych, musieliśmy opracować dobry kamuflaż. Karton po soku jabłkowym okazał się być idealną przykrywką dla naszego trunku. A zatem...Wróciliśmy z litrem wiśniówki i sokiem jabłkowym (który w procesie dreptania na Pyrkon został wypity). Mało brakowało, abym został wykopany z Pyrkonu, bowiem moja aktorska natura dała o sobie znać, kiedy zacząłem udawać najebanego jak szpak. Myślałem, że będę musiał udowodnić swoją trzeźwość tzw. jaskółką, ale obyło się bez tego. Wystarczyła nagła zmiana tonu na całkowicie normalny i częściowo trzeźwy.
Pawilon 3A był miejscem, w którym odgrywały się ligowe rozgrywki juggera. Dlatego też nietrudno było się domyślić, że połączenie sportu i alkoholu jest genialne. Po zakamuflowaniu alkoholu udaliśmy się tam na napitek. Szło bardzo dobrze, rozmowa się kleiła, a nawet zobaczyliśmy jeden z cudów przyrodniczych, dla których warto byłoby reaktywować program „Z kamerą wśród zwierząt”.
Obrazek Niestety, cała ta sielanka poszła w chuj, gdy zmieniliśmy miejscówkę na murek. Prawdopodobnie nie byliśmy pierwsi, którzy spożywali trunki wszelakie w tym miejscu i na pewno nie ostatnimi, ale...To my daliśmy się złapać. Zaczepiła nas przeurocza, przemiła i przesympatyczna pani w skórzanej kurtce. Zagaiła nas, rozpoczął się słowotok...Vers nagle pomyślał, by poczęstować nas naszym sokiem jabłkowym, Konrad ostrzegł, że trąci nieco wiśnią. Chwilę potem dziewczę zaczęło rozpinać kurtkę. Moja pierwsza myśl wyglądała następująco. Damn, łatwo poszło. Wzieła łyka i robi striptiz...jednak po usłyszeniu frazy „Wiecie co to oznacza?” i przebijającej spod kurtki pomarańczowej plakietki z napisem „Pyrkon Patrol”, wiedzieliśmy, że zaczyna się jatka. Na szczęście, okazała się osobą na tyle wyrozumiałą, że pozwoliła nam szybko dopić nasz soczek. Może to dlatego, że po prostu nie akurat służby w tym miejscu, a może to przez nasz niewątpliwy urok osobisty. W każdym razie...Było, minęło. Strauss i ja zostaliśmy odprowadzeni na ciapong i w ten sposób zakończyła się moja przygoda z Pyrkonem (bowiem w niedzielę wzywał mnie ten nieprzyjemny obowiązek pracy).

WNIOSKI!
Co tu dużo pisać. Poznanie części grona cytadelowiczów było zajebistym doświadczeniem. To naprawdę świetni ludzie i właśnie dla takich spotkań warto odwiedzać konwenty. Dla rozmów, dla integracji, dla poznawania siebie z tej realnej strony. Było mi cholernie miło was poznać, wychylić te parę piwek, zagrać w planszówki i przede wszystkim porozmawiać. Co prawda, wiem...Ja jestem zbyt gadatliwy i mogło to doprowadzić kogoś do bólu głowy, ale...Taki jestem i nic na to nie poradzę.
Życzę nam, aby na przyszłorocznym Pyrkonie było nas jeszcze więcej. Wiem, że niektórzy mogą nie dotrzeć ze względu na sprawy osobiste, ale...WINCYJ! Chcę wincyj i mam nadzieję, że Ci z tegorocznej rady plemienia również mają ochotę na ponowną integrację. Oby „kultowa wiśniówka” została wypita w większym gronie!

Pozdrawiam i chciałbym podziękować rodzicom, w szczególności mamie i tacie.

Wasz korespondent

Matthew „Max Golonko” Tarczansky.

PS.:
Ranking alkoholików:
1. Matt i Konrad
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Długo, długo nic.
Któreś tam miejsce: Pixie, Vers...
A reszta zostaje zdyskwalifikowana, bo...taka jest wola plemienia i nie wiem ile wypiliście.

Tymczasem...Buziaczki! Pa pa! :* :* :* :* :* :* :* Do zobaczenia w przyszłym roku!
Obrazek
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Vergull Vallokius
Awatar użytkownika
Posty: 254
Rejestracja: 30 cze 2013, o 00:06
Miano: Vergull Vallokius
Wiek: 37
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Wojskowy
Postać główna: William Kraiven
Lokalizacja: Karath
Status: Ex-kapitan 10. Oddziału Specjalnego / Kapitan jednostki Zwiadowczo-Uderzeniowej
Kredyty: 56.550
Medals:

Re: Wideło-relacja "Pyrkon 2016" - cytadelowy alkomaraton!

13 kwie 2016, o 09:14

Po piątkowym spotkaniu, byłem już tylko z wami duchem. Co prawda nie mogliście mnie widzieć, ale tam byłem :D
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek BONUSY: 20% zniżki przy zakupach [implant] | Raz podczas walki auto.sukces podczas testu na trafienie [implant]
Zeto’Seya
Awatar użytkownika
Posty: 388
Rejestracja: 17 maja 2014, o 22:04
Miano: Zeto'seya
Wiek: 26
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarianin
Zawód: Pilot - Złota Rączka
Lokalizacja: Treches
Status: Maskotka Drużyny
Kredyty: 220
Lokalizacja: Breslau

Re: Wideło-relacja "Pyrkon 2016" - cytadelowy alkomaraton!

13 kwie 2016, o 14:29

Wypraszam sobie! Z wami tylko jedno piwo wypiłem, ale na hali post-apo mocniejsze trunki przelewały się w dużych ilościach :D Proszę podnieść mnie w rankingu!!! Poza tym ta babka z patrolu była niska i ruda?
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną Obrazek
Konrad Strauss
Awatar użytkownika
Posty: 861
Rejestracja: 2 cze 2012, o 09:03
Wiek: 29
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista N2
Lokalizacja: Treches
Status: Starszy sierżant. Doświadczenie z obcą technologią(trzy razy). Po załamaniu nerwowym, jest na przymusowym urlopie.
Kredyty: 38.570
Medals:

Re: Wideło-relacja "Pyrkon 2016" - cytadelowy alkomaraton!

13 kwie 2016, o 17:41

Hmm... na pewno była niska, ale czy ruda? Z pewnością była najbardziej sympatyczną osobą jaką można było spotkać i to samo w sobie powinno być dla nas podejrzane. Życie to nie forum i ludzie od tak nie podchodzą do ciebie i zaczynają gadać ;D
ObrazekObrazek Theme Ubiór cywilny

Wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem.Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą. - Marek Aureliusz
Borys Tokarow
Awatar użytkownika
Posty: 323
Rejestracja: 3 cze 2013, o 09:12
Miano: Borys Tokarow
Wiek: 26
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Freelancer
Lokalizacja: StarCaster
Status: ex-Zaćmienie, (poszukwany za zabójstwo współpracowników)
Kredyty: 4.150

Re: Wideło-relacja "Pyrkon 2016" - cytadelowy alkomaraton!

14 kwie 2016, o 20:37

To sobie ziomeczki pocisnęli...
Kiedy to ja znowu w domu kiblowałem >.<

A chciałem zrobić dym w dziale bitewniaków i posłuchać z prelekcję o EVE Online!!! D:
CIUCH | PANCERZ | MAIN THEME | KWATERA OSOBISTA | COMBAT THEME
STATEK | [url=gg://6893006]GG: 6893006[/url]
ObrazekObrazek [center]"Calm the f*ck down and think!" - A. Jensen [DX:HR][/center]
[center]Bonusy: BRAK[/center]
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: Wideło-relacja "Pyrkon 2016" - cytadelowy alkomaraton!

14 kwie 2016, o 20:52

Ja sobie wypraszam, w końcu się do mnie dodzwoniliście XD
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Stary Bar”