Victor od momentu odebrania dziadziusia czuł mieszane uczucia. Jednocześnie mężczyzna od razu wzbudził jego sympatię i szacunek, podchodząc do niego nie tyle z pobłażliwością co z wyciągnięta ręką i sympatią. Victorowi takie zachowanie zdarzało się rzadko, nigdy nie spotkał swojego dziadka, właściwie poza ojcem nie miał nikogo i możliwe, że przyjemne uczucie wynikało właśnie z tęsknoty za kimś podobnym w swoim życiu. Z drugiej strony, z każdej strony atakowało go znużenie. Siedział za kółkiem promu wożąc Teppica i jego koleżankę po Cytadeli, co jakiś czas zwalniając by mogli popodziwiać ciekawsze widoczki. Sam jednak niesamowicie się nudził po raz nasty oglądając te same krajobrazy i budynki, nie mogąc nawet otworzyć ust, by nie wydawać się nieuprzejmym. Z trudem walczył z napływającymi falami ziewnięć. Sytuacja diametralnie się zmieniła kiedy dotarli do ambasady. Widząc z bliska Przedstawicielkę Ludzkości, od razu jakoś poczuł się lepiej. Pomyślał sobie, że gdyby każdy polityk wyglądał podobnie, może sam zająłby się tą dziedziną życia jakoś bardziej szczegółowo. Pierwsze, piorunujące wrażenie prysło, kiedy został potraktowany jak powietrze. No tak, czego się spodziewał? Pewnie blondynka uważała się za niewiadomo kogo. Nawet najpiękniejsze pośladki świata, nie naprawią teraz tego pierwszego wrażenia. Na co jej zwracać uwagę na szaraczka w mundurze? Z zamyślenia wyrwał go po raz kolejny głos mężczyzny.
- Victor Black, Proszę Pana. – Odpowiedział grzecznie, czując, że jakakolwiek inna reakcja byłaby niewłaściwa. Jakoś grzeczne zachowanie wobec mężczyzny przychodziło mu z łatwością, jakby było zupełnie naturalne. Uśmiechnął się nawet nieznacznie, wciąż pozostając w jednym miejscu. Kiedy Iris w końcu zwróciła na niego uwagę, zasalutował tylko krótko, bardzo oficjalnie. Była mężatką, do tego niegrzeczną, dlaczego miałby marnować energię na jakikolwiek ponad-regulaminowy wysiłek w jej stronę?