Prezydium to obszar wewnętrznej strony pierścienia łączącego okręgi. Znajdują się tutaj ambasady ras uznających zwierzchnictwo Cytadeli, a także wiele sklepów, lokalów rozrywkowych czy drogich mieszkań, na które pozwolić sobie mogą najbogatsi. Znajduje się tu także Wieża Cytadeli.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Neuschwanstein restaurant

20 maja 2013, o 22:42

Funkcjonariusze SOC znowu spojrzeli po sobie. Jeden z nich dalej drapał się w potylicę, ponieważ poczuł się niezręcznie.

- Przykro mi, proszę pana.- rzekł w końcu, uśmiechając się zażenowany- My nie decydujemy w takich sprawach. Może pan to wszystko wyjaśnić na komendzie naszemu przełożonemu.

- Nawet, jeśli byśmy chcieli, to nie możemy łamać prawa, a prawo jest w tej sytuacji nieubłagane. Co więcej dostalibyśmy naganę lub byśmy byli wyrzuceni z pracy za taką niesubordynację- uzupełnił drugi, łapiąc vorcha na ramię.- Proszę nie stawiać oporu.- znowu wyciągnął rękę, żeby zakuć vorcha.- Nie chciałbym używać siły...
Pyrak
Awatar użytkownika
Posty: 331
Rejestracja: 7 gru 2012, o 21:15
Miano: Pyrak
Wiek: 7
Klasa: Inżynier
Rasa: Vorch
Zawód: Szabrownik/Konstruktor
Lokalizacja: Fadeless
Kredyty: 6.875

Re: Neuschwanstein restaurant

26 maja 2013, o 13:06

- Może by wyrzucone z SOC. Ale jeśli mała Srak zabita przez wasz strach przed wywalenie, to wtedy co z was z SOC? - Zapytał stanowczo.
ObrazekObrazek Battle Theme - Bloodlust Theme I wish I could invoke some better part of me. I know I'm s'posed to be all "the one", but I have too much fun killing everyone! Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

1 cze 2013, o 13:01

- Nie pozostawia nam pan wyboru...- jeden z mężczyzn złapał Pyraka z całej siły za nadgarstki i założył mu ponownie kajdanki. Po tym zaprowadzili Pyraka do samochodu i zawieźli na komendę.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

3 cze 2014, o 00:10

W taksówce William milczał przez jakiś czas, ale ostatecznie nie chciał by milczenie tworzyło między nimi chłodną granicę. Spojrzał na nią, uśmiechając się zadziornie i pytając - Nie sądziłem, że z ciebie taka stylistka. Masz dobry gust. Może powinnaś zająć się szyciem ubrań zamiast badań naukowych? - podniósł nieco głowę do głowy, ukazując w pełnej mierze jego uśmiech. Ubiór Kraivena pachniał mocną wodą, ale nie na tyle by kręciło się od niej w głowie. Był to przyjemny i elegancki zapach dla każdego ludzkiego mężczyzny. Oczywiście wszystko produkcji błękitnych słońc. Jakkolwiek by Palmira odpowiedziała, bądź nie, William chciał ją pocieszyć. Nie w sposób dyskretny i proszący, ale w taki by nie dawać jej do zrozumienia, że było mu przykro. Nie zamierzał jej tego okazywać otwarcie. Jego duma mu na to nie pozwalała, ale obrazy, które zobaczył podczas ich stosunku dały mu nieco do myślenia. Widział również w jej twarzy niepewność, zmieszanie i chłodny spokój. Wczorajsza wspólna noc jak widać źle na nią podziałała, a przynajmniej tak William sobie tłumaczył. Spojrzał przed siebie czy kierowca jakoby nie podglądał ich przez lusterko. Upewniwszy się, że tak właśnie było, przybliżył się do niej bliżej, kładąc swoją prawą rękę na jej lewej ręce, odpowiadając - Rozchmurz się. Zobaczysz, będziesz zachwycona jak dotrzemy - po czym zabrał rękę, rozsiadając się wygodniej i wpatrując już w przód. Ich podróż trwała może z dziesięć minut, może góra mniej. Podróż pojazdami latającymi to był i jest zawsze najszybszy środek transportu. Mogli się co prawda przejść, ale paradowanie w takim stroju po Cytadeli byłby nie lada atrakcją dla okolicznych gapiów i tłumów. Chciał tego uniknąć. Tak samo jak pewna inna osoba.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=Rb0UmrCXxVA[/youtube] Kiedy już dotarli na miejsce, Will wysiadł i spokojnym krokiem przeszedł na około pojazdu, otwierając drzwi kobiecie i schylając się, podając tym samym rękę by pomóc jej wyjść. Jeśli jednak sama wyszła, to jedynie podszedł do niej, uśmiechając się tak czyś jak. Wystawił ramię, dając jej coś jasnego do zrozumienia. Sama Nache mogła usłyszeć dziwną, mocną i spokojną muzykę z dobywającej się restauracji. Okoliczni ludzie i inne rasy, którzy kierowali się do wejścia, byli również ubrani elegancko i galowo. Wchodzili niczym para do środka, a przyjmował ich młody około trzydziestki kelner w czarnym gorsecie. Miał zaczesane włosy do tyłu, oraz śmieszny wąsik. Jeśli Palmira zgodziła się objąć go w ramieniu, bądź nie, to tak czyś jak, skierowali się czym prędzej do środka. Gdy podeszli do kelnera, ten zapytał niemieckim mocnym akcentem - Rezerwacja, Herr...? - spytał i o dziwo Nache mogła usłyszeć w zdaniu dziwny akcent, a przecież jej translator wciąż działał. O co więc mogło chodzić?
- Kraiven i Salone - odparł ze spokojem błękitny.
Niemiec popatrzył po nich, a następnie spojrzał na dziwny staromodny zeszyt. Popatrzył przez chwilę, a następnie uśmiechnąwszy się, odpowiedział - Willkomen in Neuschwanstein restaurant, Herr Kraiven und Frau Salone - ponownie odpowiedział w dziwnym niezrozumiałym dla asari języku. Co najwyżej mogła usłyszeć swoje wymyślone nazwisko, oraz Kraivena. Kiedy mężczyzna otworzył im stare drewniane drzwi, łapiąc rękoma w białych rękawiczkach za klamki, oczom obojgu ukazał się aksamitna i piękna architektura restauracji dwupiętrowej. Ludzie i różne rasy siedzieli przy stolikach, zamawiając potrawy, czy nawet delektując się już nimi. Sama Nache, mogła poczuć również nieziemskie ładne zapachy obcej kuchni. Tak samo wewnątrz panowała nieziemska cisza, zakłócana tylko przez muzykę restauracji i pojedyncze ciche głosy siedzących. Nim jednak Palmira mogła się nacieszyć widokiem, kolejny kelner zjawił się koło nich, odpowiadając - Mit mir, bitte - wskazał ręką dając do zrozumienia by podążali za nim. Skierowali się do dość dużego stołu, przykrytego eleganckim obrusem. Krzesła były wykonane z aksamitnego i stylowego drewna z wymalowanymi freskami, a oparcie i siedzisko z twardej, ale też i nie miękkiej oprawy. Młody Kelner podszedł i wpierw odsunął krzesło dla młodej damy, a następnie dla Williama. Błękitny usiadł, drapiąc się po brodzie i nie mógł zadziwić się temu miejscu. Ostatecznie skierował swój wzrok na młodociana, który jak już posadził ową dwójkę, wyjął zgrabnie i szybko dwa dość duże menu, które trzymał z tyłu i kładąc na stole obok Palmiry i Kraivena. Następnie notes i długopis, pytając - Pańskie zamówienie, Herr und Frau? - spoglądał po nich, oczekująco. Młody kelner był praktycznie tak samo ubrany jak poprzednik ze stylowym kręconym wąsikiem. Różnili się tylko wiekiem.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

3 cze 2014, o 09:38

Taksówka podjechała, a Palmira z poważną miną podążyła za Williamem i weszła do środka. Nie była zbyt entuzjastyczna, co od razu widać było na jej twarzy. Usiadła na wygodnym siedzisku w samochodzie i wyglądała przez okno zamyślona. Milczenie najwidoczniej przeszkadzało Kraivenowi, więc odezwał się pierwszy, a Nache odczuła jego uwagę jak siarczysty policzek, że aż musiała na dłuższy czas przymknąć oczy. To ewidentnie nie był dobry dzień dla najemnika.

"A ty sprawdziłbyś się jako alfons"- miała ochotę odburknąć, bo akurat swoją profesję traktowała bardzo poważnie i wolała nie być przyrównywana do krawcowej, ale powstrzymywała się jeszcze, póki nie dowiedziała się, co planowane było na obiad i jaką ofertę mieliby dla niej Błękitni.

- Rozważę to, ale chyba znęcanie się nad materiałem do szycia nie byłoby równie satysfakcjonujące co nad żywymi obiektami badań. - zażartowała gorzko, choć znając pewne fakty z przeszłości Palmiry, William powinien wiedzieć, do czego się odnosiła.

Po tym William przybliżył się, a Nache obserwowała go kącikiem oka, jakby obawiała się tego, co on zamierza zrobić. Przybrała obronną pozę i wyczekiwała. Położył jej rękę na dłoni i powiedział kilka pocieszających frazesów. Asari przez chwilę się nie poruszała, ale nie czuła się zbyt komfortowo w tej sytuacji. Westchnęła cicho i nie odpowiadając w końcu wyjęła swoją rękę z tego delikatnego uścisku żeby otworzyć drzwi, kiedy taksówkarz oznajmił, że są już na miejscu. I tak wykazywała się wielką cierpliwością, ponieważ najchętniej wykrzyczałaby Kraivenowi w twarz wszystko, co myśli o jego zachowaniu, a już w szczególności poprzedniego wieczora. Jednak póki co nie mogła tego zrobić, więc musiała uzbroić się w jeszcze więcej cierpliwości.

Okazało się, że William zaprowadził Palmirę do niezwykle eleganckiej, ludzkiej restauracji. Czegoś takiego asari nie widziała jeszcze nigdy w życiu. Zrobiła ogromne oczy, kiedy zobaczyła ten przepych i niepowtarzalny w całej Galaktyce styl wystroju wnętrz, jaki nigdy w życiu nie przyszedłby jej do głowy. Nie miał kompletnie nic z praktycznego minimalizmu, wręcz epatował nieskromnym bogactwem, które mimo to robiło w jakiś dziwny sposób całkiem miłe wrażenie. Takie ciepłe i gościnne. Kremowa kolorystyka, wszędobylska wzorzystość, ściany ozdobione w najdrobniejszym detalu, nawet sufit z plafonem i kryształowymi żyrandolami, olbrzymie i egzotyczne kwiatowe aranżacje, stoliki i krzesła z materiałów najwyższej klasy. I ta muzyka! Melodia tak delikatna ale dostojna. Jakby śpiewająca historię, którą tworzy wyobraźnie. Coś tak odmiennego od nowoczesnej muzyki elektronicznej. Poruszającego serce i duszę.

Palmira zatrzymała się w progu. Zaparło jej dech, dosłownie. Złapała Williama za ramię, żeby chwilę zaczekał, aż się pozbiera.

- To miejsce jest... - wydukała z siebie, patrząc z nieukrywanym podziwem - Niesamowite. Jak z bajki...

Kiedy wreszcie wyraziła swoje odczucia, wciąż pod ogromnym wrażeniem pozwoliła poprowadzić się do stolika przez jakichś ludzkich mężczyzn mówiących z dziwnym akcentem. Potem zasiadła przy stoliku, a kelner odsunął jej i przysunął krzesło. Wzięła do reki menu, ale żadnej z potraw nie znała.

- Poproszę pstrąga po cesarsku. - wybrała to, co wydawało jej się najciekawsze z nazwy, uśmiechając się do kelnera, który z uprzejmością przytaknął i pochylił się, zabierając menu. - A do picia białe wino wytrawne.

Kiedy i William złożył zamówienie, a kelnerzy dali im nieco prywatności, Palmira przychyliła się nieco w jego stronę.

- Co to za miejsce? - zapytała, starając się nie oglądać wszystkiego wokoło ze zbyt dużą natarczywością, choć prawdę powiedziawszy tak bardzo zaparło jej dech, że kiedy wróci do siebie przesłucha wszystkich utworów tego typu muzyki i dowie się wszystkiego na temat tej restauracji. - Ta muzyka... jest jak... trel ptaków... jak... delikatny balsam dla ucha. Co to za muzyka? Kto to nagrał? - dopytywała oczarowana. - A ten wystrój... nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Jak to możliwe, żeby przy takim braku skromności wykonać takie dzieło sztuki.

Kiedy wreszcie trochę ochłonęła, popatrzyła na stolik i jeśli było na nim więcej niż dwa nakrycia, zapytała zaciekawiona:

- Ktoś ma do nas dołączyć?
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

3 cze 2014, o 13:00

Pomimo pocieszenia, William czuł dalsze odtrącanie. Emanowała wobec niego nienawistnym chłodem, który prosił się aż o ogrzanie. Jednak już wcześniej wykorzystał wobec niej sposób siłowy i na tym oboje ucierpieli. Asari nie była stała emocjonalnie, a on to widział i doświadczył. Sprawił jej ból. Chciałby z nią dłużej porozmawiać, wyjaśnić, ale nim się zorientował, dotarli na miejsce. Kobieta natychmiastowo zabrała rękę z jego delikatnego uścisku i od razu wysiadła. Tak jak się spodziewał. Westchnął i sam podobnież to zrobił. Miał tylko nadzieję, że niespodzianka wypali i ostudzi atmosferę do dzisiejszego wieczora. Oboje weszli do środka eleganckiej restauracji. Cieszył się, że Nache się tutaj podobało. Uśmiechnął się kącikiem ust, doglądając otoczeniu po dekoracjach i ludziach. Po krótkiej chwili, zajęli miejsca, uprzednio nakierowani przez kelnera. Sam Will nigdy tu nie był. Czytał i słyszał tylko pogłoski, jakoby istniała na Cytadeli niemiecka restauracja, gdzie dominowała stara klasyczna muzyka z ubiegłych lat za czasów Cesarstwa austriackiego. Zastanawiało go też i zaskoczył efekt usłyszenia niemieckiego języka. Było to cwane oprogramowanie, które prawdopodobnie działało tylko na odpowiednie zwroty, albo sterowane i załączane za pośrednictwem właściciela. Jednak opcja pierwsza była bardziej prawdopodobna, gdyż druga podchodziła by pod nielegalność i narzucanie oprogramowaniu translatora nieużyteczność. Kiedy sam młodociany kelner podał im menu i spytał o zamówienie, William spojrzał na niego nieco zakłopotany. Nie przypuszczał, że trzeba będzie od razu tu składać zamówienie. Wziął kartę do ręki, czytając i nie dowierzając co widzi. Miał przed sobą niemieckie nazwy, a obok opis angielski co ów danie zawierało. Usłyszawszy zamówienie Palmiry, zerknął na nią całkowicie zbity z tropu. Nie ukrywał tego, bowiem myślał, że miała tą samą kartę bez tłumaczenia na jej język. Rzeczywistość była zupełnie inna. Oboje mieli inne karty, oraz różne tłumaczenia. Ona miała typowo w języku asari, a on w ludzkim. W dwóch językach. Zamrugał oczami z niedowierzania raz jeszcze, po czym spojrzał znowu na kartę. Zamyślił się przez chwilę, ale w końcu odpowiedział.
- Ja wezmę... - zmrużył oczy, nachylając się do karty by odczytać ten dziwny napis - Kartofeln mit Leinol und Quark... - wyczytał napis potrawy, choć jego niemiecki był strasznie łamany.
- Kartoffeln mit Leinöl und Quark - poprawił go Niemiec widać naburmuszony nieznajomością niemieckiego ze strony człowieka. William spojrzał na niego, kiwnąwszy głową, a następnie podał kolejną nazwę, schylając się znów do karty. Byłoby wszystko dobrze, gdyby napisy nie były napisane tak małymi i koślawymi literami - Schweinbraten i czerwone francuskie wino - spojrzał na kelnera, uśmiechając się, a ten zmrużył oczy, słysząc nazwę.
- Schweinebraten, Herr Kraiven - poprawił ponownie mężczyznę, kiwnąwszy oczami na bok i nie ukrywając zażenowania. Zgarnął karty i bez słowa skierował się dalej wzdłuż stolików. Tym samym nareszcie pozostali sami. Will spojrzał na Nache jak ta nachyliła się do niego, zadając mu pytanie i ukazując podziw miejsca. Błękitny zmrużył oczy, zastanawiając się i pobieżnie zerkając na otoczenie, ale tylko dosłownie na moment. Spojrzał na kobietę, uśmiechając się - Niemiecka restauracja pochodzenia ziemskiego - zaczął, dając jej czas do dalszych komentarzy i oglądalności miejsca, a następnie kontynuował - My to nazywamy "muzyką klasyczną", albo "muzyką poważną". I z tego co się orientuje...to chyba Beethovena...albo Mozarta...któregoś na pewno z tych dwóch... - zastanowił się ponownie czy aby dobrze wypowiedział ich nazwiska. W sumie nigdy nie interesowała go ta podniosłość muzyki. Gdy był mały, czasami był zabierany do nowojorskich oper, gdzie dominowała ta muzyka. Nudziła go, wprawiała w senność, ale z czasem w pewnym sensie mu się spodobała. Nie w znaczącym stopniu, ale miło było sobie posłuchać muzyki klasycznej w takich cichych i spokojnych miejscach. Relaksowało, a to było akurat potrzebne obojgu. Na resztę pytań nie odpowiedział, tylko pozwolił jej żyć w niewiedzy by to ciekawość ją zżerała od środka, dalej się zadziwiając. Skrzyżował ręce, kładąc je lekko na stole i wpatrując się w kobietę. Intensywnie nad czymś myślał. Można było się tylko spodziewać o czym. Mimo to, nie chciał o tym rozmawiać. Nie w takim miejscu i nie o takiej porze. Teraz chciał by była szczęśliwa, a poważne tematy, zostawić na później. Kiedy zadała pytanie odnośnie trzeciego siedzenia, Will zerknął pobieżnie. Domyślał kto miał się tu zjawić. Spojrzał na asari, uśmiechając się znowu - To nie istotne teraz. W tym momencie chce byś się dobrze bawiła i korzystała z przyjemności ziemskiej kuchni - odparłwszy, dosłownie na zawołanie zjawiło się trzech kelnerów, którzy podali ładnie pachnące i uszykowane potrawy. Uprzednio najpierw, jeden z nich ubrał stół by ten nadał się teraz do przyszykowania potraw. Następnie dwójka podała zamówienie. Nache mogła zauważyć kątem oka, że William zamówił pieczeń z jakiegoś mięsa, oraz okrągłe żółte kulki przyprawione zieloną i drobną przyprawą. Do tego były polane jakimś olejkiem. Podano do stołu. Na koniec kelnerzy jak jeden mąż, cofnęli się o jeden krok do tyłu. Stali w rzędzie. Kiwnęli na koniec głowami, a jeden z nich odpowiedział ponownie po niemiecku ze spokojem i opanowaniem - Guten Appetit.
Tak też znów zostali sami, z jedzeniem, oraz istną kolekcją różnych łyżeczek, nożyków, noży i widelców wszelkiej maści, leżące elegancko na wielkich chustach. Jedne duże i małe. Można było się pogubić co od czego służyło. Na szczęście Will był wprawiony dzięki jego pochodzeniu. Gdy był mały, nie raz musiał też towarzyszyć ojcu i matce na różnych balach czy tego typu restauracjach. Strasznie go to wkurzało, gdyż musiał zawsze siedzieć przy stoliku i milczeć. Czasem nawet odpowiadał, ale tylko wtedy gdy był o to zapytany. Tego wymagali od niego rodzice. Nienawidził tego, ale do dnia dzisiejszego, był im za to wdzięczny. Przynajmniej nauczyli go zasad Savoir-vivre w takich miejscach. Chciał już wziąć odpowiednie sztućce do rąk, ale nim to zrobił, zerknął na Nache, chcąc się upewnić czy ta sobie poradzi. Nie mógł pozwolić by kobieta męczyła się w takim miejscu, a on nie użyczył jej pomocnej dłoni.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

4 cze 2014, o 10:02

Śmieszny język, którym mówili tutejsi kelnerzy, bardzo przypadł Palmirze do gustu. Wpatrywała się w mężczyzn i posyłała im szerokie uśmiechy, ukazujące białe jak perełki ząbki. A kiedy obsługa wreszcie się oddaliła, zaczęła nieudolnie naśladować ten akcent, który zresztą po raz pierwszy w życiu słyszała. W ogóle doznanie czegoś całkiem nowego było w jej wieku szczególnie rzadkie, więc rozkoszowała się takimi chwilami. Poprawiło jej to też znacznie humor, przynajmniej na chwilę. Zwracała się więc do Williama udając niemiecka wymowę.

- Schwein-E-braten, Herr Kraiven - powtórzyła po kelnerze do Williama, kiwając palcem z dezaprobatą, akcentując gardłowe "r" i wymawiając nazwisko "Krajfen"- Co za ignorancja z herr strony! - dodała, śmiejąc się z siebie. Miała nadzieję, że to "nabijanie się" nie obrazi zbytnio jej towarzysza... chociaż nie, w tym momencie było jej to obojętne, a gdyby okazało się, że ten znowu strzeli focha i wyjdzie jak poprzedniego wieczora, na pewno dostałby metkę "beksy".

Dopiero po chwili Palmira znowu spoważniała. Mogła pozwolić sobie na nieco śmiechu, ale bez przesady. Nie była już asari-nastolatką, więc pewne rzeczy nie uchodziły. W oczekiwaniu na jedzenie zrobiło się nieco krępująco, zważywszy na wczorajszy wieczór, więc żeby zapobiec chwilom ciszy, Palmira dopytywała Williama dalej. Temat aż tak jej nie interesował, ale jeszcze gorzej byłoby, gdyby Kraiven odniósł się do wydarzeń w nocy, więc trzeba było prowadzić rozmowę o czymkolwiek.

- Niemiecka restauracja? - zapytała, celowo unikając wzroku Williama, żeby się z nim przypadkiem nie spotkać. - To znaczy... ach, już wiem!- mówiła udając przejęcie tematem. - Tu chodzi o te ... ludzkie klany, tak? Więc macie jakiś niemiecki klan? I on słynie z takiego stylu wystroju wnętrz i muzyki?- dopytywała, cały czas oglądając mnóstwo wspaniałych detali wokoło. Restauracja dostarczała wiele rzeczy, na których można było zawiesić oko. - Ciekawi muszą być ci Niemiecy. - powiedziała, nie zdając sobie sprawy z tego, że błędnie odmieniła nazwę. - A ty... czekaj... ty nie jesteś Niemiecem, prawda? Mówiłeś, ale to była jakaś inna nazwa... - oparła głowę na ręce i zastanawiała się, przewracając oczami widocznie. - Coś na m... albo na r... A nie, to było jakoś Ar... Am... Amarytanin? - dopiero powiedziawszy to słowo spojrzała krótko Williamowi w oczy, intuicyjnie szukając potwierdzenia swoich słów, a jeśli ich spojrzenia sie spotkały, od razu przeszedł ją gorący dreszcz. Bo też Kraiven wciąż pozostawał niezwykle pociągającym facetem, z którym "łączyła-nie-łączyła" ją teraz już skomplikowana relacja, a już na pewno namiętny seks jednej nocy. Jeśli można tak powiedzieć. I poza tym, że nie okazał nią większego zainteresowania poza spełnieniem erotycznym, to jednak całkiem sprawnie ją zaspokoił. Cały poranek też nawet raz asari nie popatrzyła mu w oczy, obawiając się tego, że może w nich wyczytać - pożałowanie z powodu widzianych wspomnień kobiety? A może uznał ją za łatwą asari i całą tę rasę będzie teraz miał za łatwe do uwiedzenia boginie nocy? Ale najgorsze chyba było to, co on mógłby wyczytać w jej własnym spojrzeniu - niepewność, zawstydzenie, żal, ale też silne emocje. Natychmiast opuściła wzrok, z powrotem po tym doznaniu. Wstydziła się. Tego, że dowiedział się o niej sporo, że rozeszli się wczoraj w taki sposób i że okazał się takim typowym dupkiem, a teraz próbuje załagodzić sytuację zwykłym "poklepywaniem po ramieniu".

Znowu po odpowiedzi Williama zapadła chwila milczenia, którą Palmira natychmiast chciała rozproszyć kolejnymi infantylnymi pytaniami. Było i tak wystarczająco krępująco, wciąż nie chciała ryzykować rozmową na trudne tematy.

- Muzyka klasyczna? Zapiszesz mi to gdzieś? I te nazwiska? Chętnie później poczytam o tym w Extranecie. Lubię się doinformować. W naszym świecie, to znaczy świecie asari, niewiedza jest bardzo wstydliwa. Demaskuje wiek. A im asari wie więcej, to znaczy że jest starsza i bardziej doświadczona. Ale znowu braki trzeba natychmiast nadrabiać i to też jest u nas zrozumiałe. Dlatego potem można spotkać pochłonięte nauką asari gdzieś w bibliotekach lub na wykopaliskach, tylko dlatego, że dowiedziały się jakiejś drobnostki, która musi być natychmiast wyuczona. Studiujemy wszystko i wchłaniamy każdą przydatną wiedzę. A wiedza na temat takiej pięknej muzyki da mi wspaniały atut w przyszłych rozmowach. - cały czas mówiła ciągiem, nie dopuszczając do chwili ciszy - Jeśli będę rozmawiała z ludzkim biznesmenem i zabłysnę wiedzą o Niemiecach... To znaczy Niemcach!- poprawiła się natychmiast, ponieważ zapewne William poprawił ją w tym błędzie - Czy tam muzyce poważnej, to na pewno zyskam w oczach. A tak swoją drogą, skoro ta muzyka to muzyka poważna, to czy ludzie mają muzykę niepoważną? - zapytała, uśmiechając się na swoje pytanie. Było w jej mniemaniu nieco absurdalne i zaczepne, można by rzec flirciarskie, ale tylko takie rzeczy teraz przychodziły jej do głowy.

To, że William nie chciał powiedzieć o zaproszonym gościu nieco zgasiło rozmowę. Palmira nie chciała nic mówić, ale nie podobały jej się takie tajemnice. Zwłaszcza, że w jej paranoicznym umyśle rodziły się teorie spiskowe. Bo kogo to też mógł zaprosić? I po co? Tym razem nieco zamilkła i znowu wodziła wzrokiem po wystroju.

Potem nadeszło jedzenie. Palmira dostała rybę, która całkiem ładnie pachniała i patrzyła na nią jednym okiem. Asari zastanawiała się przez chwilę, co ma z nią zrobić? Czy zjeść z głową i ogonem? Czy w skórze czy bez? Którym z całej serii sztućców? I po co w ogóle komu aż tyle różnych sztućców? Rozłożyła serwetkę na kolanach, żeby nie ubrudzić sukienki. Spojrzała na danie Williama. Je jakoś łatwiej było rozgryźć. Na pewno nie musiał jeść głowy ani ogona.

- Ciekawie wygląda ten pstrąg... - zaczęła niepewnie. Po swojej prawej stronie miała tylko łyżki i noże. Widelce po lewej. Popatrzyła na ich szereg. Ten najbardziej z brzegu wydał jej się nieco za mały na danie główne, więc sięgnęła ten środkowy i o dziwo udało jej sie trafić w widelczyk do ryby. - Wszyscy ludzie są leworęczni? - zapytała, przekładając widelczyk do prawej ręki. Skwasiła minę na widok ryby, a potem sprawdzała jej ciało widelcem pod względem elastyczności. A kiedy zorientowała się, że skóra jest papierowa, stwierdziła, że chyba nie nadaje się do jedzenia. - To się obiera? - zapytała dla pewności, po czym odsunęła skórę na bok. Spod niej wydobyła się para i zapraszający do uczty zapach. Oczywiście Nache trudno było zgadnąć, że ryba może mieć ości, których trzeba unikać, więc nadziała ją w połowie, wyciągając razem z ościami i tak chciała włożyć ją do ust, całą nafaszerowaną ościami.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

4 cze 2014, o 14:33

Kraiven spojrzał na Palmirę, nie ukrywając zażenowania i irytacji kiedy oboje, zarówno kelner jak i asari go poprawiali. Jednak te emocje nie było skierowane bezpośrednio do Nache, ale bardziej do kelnera. Wiedział, że robił to specjalnie chcąc ukazać wyższość nad człowiekiem. Typowe wśród Niemców. Zagłębił się wtedy ponownie w menu, domawiając resztę dań i przemilczawszy jego nieznajomość języka niemieckiego. Milczał tylko rzecz jasna do momentu jak kelner się ulotnił. Wtedy chciał przemówić, koncentrując się znów na kobiecie i wpatrując się w jej oczy. Ta jednak uciekała przed jego drapieżnym spojrzeniem. Niezręczność dalej pozostawała, choć nadrabiała ją tym razem gadulstwem. Dosyć głośnym można by rzec, że aż inni goście przesiadujący w okolicznych stołach spoglądali to po nich, nie kryjąc irytacji. Niekiedy nawet wyrażając frustracje. Zapewne w stylu "Jak tu ktoś taki mógł się w ogóle znaleźć?". Bogaci goście nawet szeptali. Kraiven kątem oka to zauważył, ale nic z początku nie odpowiadał. Nie obchodziła go szczerze reszta. Pozwalając kobiecie się produkować. Uśmiechał się, słysząc jej zainteresowanie, niestworzone wymysły, pomyłki, czy nawet pytanie na które znała już odpowiedź, choć nie zastanawiała się nad nimi w ogóle. Po prostu produkowała się tak, aby sztucznie zapychając im wolny czas. Bawiło go to prawda, bowiem sam miałby problem z zadowalaniem jej swoimi tematami. Od zawsze kobiety górowały nad tym w przeciwieństwie do mężczyzn. Ostatecznie kiedy spytała się o narodowość Williama, ich spojrzenia nareszcie się zetknęły. Patrzył na nią z powagą, ale też mogła zobaczyć go dalej uśmiechniętego - Amerykaninem skarbie - odparł żartobliwie nawiązując tym samym do znanej jej pomyłki. Gdy tak na siebie patrzyli, czuł od kobiety...wstyd? niepewność? Na pewno było jej niezręcznie po wczorajszym wydarzeniu. Boże, ile on by dał by teraz na spokojnie z nią usiąść i wyjaśnić jego zachowanie. Dla dziewczyny pewnie wyszedł na dupka, a przecież sama go zbyła, zamykając się w łazience prawie co wpadając w płacz z zaistniałego pomiędzy nimi stosunku. Przynajmniej...tak tłumaczył jej zachowanie. W sumie nawet nie było co tego tłumaczyć, gdyż po części to była prawda. Widział ją, albo raczej jej wspomnienia z dzieciństwa jeśli to tak można określić. Czuł jakby tam był zamiast niej, patrząc jej oczami, odczuwając to co ona. Smutek, żal, samotność. To doznanie tak wpłynęło na niego psychicznie, że aż nie wiedział wtedy co zrobić. Rzecz jasna ukrywał to wtedy ciętym uśmieszkiem, ale w podświadomości walczył z jej drugim "ja", które chciało go zdominować. Można to było porównać do krótkotrwałej hipnozy. W sumie z tego co zrozumiał z opisu na extranecie, to było właśnie "miłość" i "wysysanie" z innych ras te dobre cechy, ale też i złe, poznając i rozumiejąc się nawzajem. Dlatego też Kraiven przytłoczony tym wszystkim, zagubił się jak małe dziecko. Dopiero pod ciepłym prysznicem, słysząc tylko swoje myśli i spływającą wodę po jego włosach i ciele, zrozumiał i poukładał to sobie wszystko w głowie. Był gotów na rozmowę i wyjaśnienia, a także szukając zrozumienia. Lecz czy druga osoba zechce go wysłuchać? Czas pokaże. Póki co znajdywali się tutaj. W bogatej restauracji przepełnionej przepychem znanemu całego wszechświata. Jej zainteresowanie muzyką, również zamierzał nasycić - Mamy zarówno kiepskich jak i dobrych kompozytorów. Dobrą muzykę - przekręcił lekko głowę, mrużąc oczy, a lewą brew podnosząc nieco do góry. Wyraził swoje zdanie z lekkim żartobliwym podejściem - jak i złą. Normalna sprawa. U was też są różne rodzaje muzyki? - spytał, będąc naprawdę ciekawy. No może nie tak bardziej jak wczorajszym spędzonym dniem i tego jak zareaguje dziś wieczorem. Nie mniej, po jakimś czasie właśnie przyszło jedzenie jak dopowiedział coś jeszcze. Uszykowawszy się i będąc gotowy do konsumpcji, zerknął jak sobie radzi Nache. I tak jak przypuszczał, kompletnie nie wiedziała co je się czym, ani czym jest danie i jak się je je. Bał się, że zaraz weźmie tą rybę do rąk i normalnie ją połknie. Jednak zaraz odrzucił te myśli bo przecież nie była kroganinem. Mimo to, strach pozostał. Dlatego chciał jej pomóc - Patricio, nie te sztućce - odparł po cichu - Te od końca przy rogu serwetek - po czym wziął swoje do odpowiedniego jedzenia, wbijając w mięso i krojąc, a słysząc kolejne pytania, odpowiedział po cichu - Nie wszyscy - zerknął znów na to czy sobie dalej radzi. Wyglądało na to, że jest dobrze, aczkolwiek dla pewności dalej lustrował biedną rybę czy aby zaraz nie dozna czegoś strasznego mimo iż już dawno była przyrządzona do jedzenia - Tak - odparł po cichu na kolejne pytanie odnośnie obrania skóry. Will spojrzał na moment na swoją polędwiczkę, krojąc do końca i podnosząc by włożyć sobie do ust. Jednak zauważywszy co wyprawiała asari, opuśćił czym prędzej widelec, kładąc nadziane mięsko na widelcu na talerz, znów cicho, ale pośpiesznie się wypowiadając - Skarbie! Nie tak! - chciał ją powstrzymać by zaraz nie zrobiła sobie krzywdy - Ryba zawiera ości. To takie małe kosteczki w skórze. Musisz nadziewać małymi kawałeczkami na widelec, odsuwając ości od mięsa i wtedy konsumować - westchnął cicho, obserwując co rusz na asari czy już sobie poradziła. Jadł i asekurował, patrząc co chwilę na Nache. Miał nadzieję, że będzie mógł w spokoju zjeść i nasycić swój głód. Na szczęście dalej poszło po jego myśli. Toteż po zjedzeniu potraw, błękitny przetarł serwetką swoje usta, odstawiając na talerz, oraz zaczynając popijać gustownym i dobrym winem. Jak zwykle francuskie było najlepsze. Niestety było tak drogie i trudno dostępne, że tylko na Cytadeli takie można było zdobyć w dobrych restauracjach taki jak to. No może tez na Omedze przeszmuglowaną do składu Ari. Tej kobiecie zapewne znane już były wszystkie bogactwa tego wszechświata.
- Najedzona? - spytał , popijając dalej wino i uśmiechając się. Chyba tez uznał, że nie było co trzymać asari w niepewności - Pytałaś się mnie wcześniej czy ktoś ma nas odwiedzić? - dodał po chwili znów pytająco - Tak, za jakiś czas zjawi się człowiek i na spokojnie sobie porozmawiamy o interesach, o których ci mówiłem jakiś czas temu. To mój przełożony tutaj na Cytadeli można by rzec - wypił znów łyk, zachowując już powagę sytuacji. Chciał jej dać do zrozumienia, że z tym człowiekiem nie było żartów, a już tym bardziej nie żartować sobie. Gdyby Will dalej się uśmiechał, to pewnie odebrała by to jako kolejny bogaty pizduś, którego pozna za pośrednictwem Kraivena. Absolutnie chciał tego uniknąć.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

4 cze 2014, o 15:45

Spojrzenie Williama wiele mówiło. Miał na ustach złośliwy uśmieszek i zachowywał chłodną powagę. A kiedy powiedział do Palmiry "skarbie", aż zagotowała się w sobie. Cały wypad do restauracji zaczął przybierać zły obrót. W końcu nazywanie jej w ten sposób, po jawnym konflikcie i w tych krępujących warunkach, musiało poskutkować tym, że odebrała Kraivena, jakby traktował ją jak dziecko. A nic bardziej nie irytowało Nache jak nie docenianie jej wiedzy i wieku. Najgorsze jednak było to, że Palmira nie spostrzegła w oczach Willa tego, co chciała zauważyć. Może zrozumienia? Może chociaż neutralności... Ale nie kpinę.

"Dupek." - myślała do siebie, mając ochotę rzucić to wszystko w diabły i wyjść. Zwinęła więc usta w trąbkę i znowu nieco poirytowana zamilkła. Skoro rozmowa o byle czym nie pomogła i sprawy pogarszały się z minuty na minutę, Nache przestało zależeć na ich poprawianiu. Jadła w milczeniu.

- Jak się kiedyś z jakąś ... - w myślach: "kolejną naiwną dziunią" i dalej znów kontynuowała słownie- dziewczyną wybierzesz do restauracji asari, to poznasz naszą subtelną muzykę. Dużo by opowiadać, lepiej posłuchać. - skwitowała oschlejszym tonem. Zabrzmiało to jak zazdrość, ale nie to, że byłaby zazdrosna, gdyby poszedł z inną dziewczyną do restauracji. No może trochę by ją to ubodło, ale tylko dlatego, że dała się tak łatwo nabrać na sztuczki jakiegoś samca-najemnika i uwieść. A on robi dokładnie to samo z wieloma innymi dziewczynami. Co za wstyd. Co za wstyd...

- Nie... nazywaj... mnie... skarbem. - wysyczała przez zęby, kiedy zaczął pokazywać jej, jak je się rybę, zachowując maksimum spokoju, na jaki było ją stać, bo nie dość, że ją pouczał to jeszcze wciąż traktował jak ułomną krewną. Odetchnęła głęboko i wreszcie ochłonęła nieco, ale przez chwilę zrobiło jej się gorąco z nerwów.

Dalej kontynuowała jedzenie w milczeniu, stosując się do instrukcji mężczyzny. To miejsce coraz mniej jej się podobało. Tyle zasad w jedzeniu, które przecież różne są w różnych kulturach i nie musiała ich wcale znać. I wszyscy wokół patrzyli na nią z nieukrywanym pożałowaniem, bo, o zgrozo, odzywała się w ogóle i nie wiedziała, który widelec wybrać. Jednej z nadufanych Pań przy stoliku obok miała ochotę rzucić widelcem w oko. A już w szczególności jeśli nie udało jej się uniknąć ości w mięsie i musiała je wyjąć ręką z buzi. Na koniec wytarła usta tak samo jak William. Popatrzyła wokoło, ale znaczek "zakazu palenia" był nazbyt duży, żeby go zignorować, więc zaczęła zastanawiać się, czy nie wyjść na chwilę na zewnątrz. Upiła łyka swojego wina i już nie patrzyła na Kraivena ani razu, bez wyjątku. Nie odzywała się z własnej inicjatywy zrażona do tego.

Na pytanie o to, czy jest najedzona nie odpowiedziała wcale. Jedzenie było całkiem dobre i w zasadzie tak, wystarczyło jej na obiad, ale jakoś nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Dopiero rozmowa o interesach ją zainteresowała. W zasadzie już nic więcej od Williama nie chciała, poza propozycją pracy.

- Kto to ma być dokładnie? - zapytała rzeczowo i śmiertelnie poważnie. Nie zamierzała dawać temu "komuś" szczególnych względów z powodu jego pozycji społecznej czy też w organizacji. Nikt jej tutaj łaski nie robił, biznes to biznes- ona świadczy usługi, oni jej za to płacą, ale płaszczyć się nie zamierzała. - Jak możesz to powiedz, co by was konkretnie interesowało. Jaką macie dla mnie pracę. Zanim przyjdzie, wolałabym wiedzieć na czym stoję. - kontynuowała i patrzyła znużonym wzrokiem na kwiatka na stoliku - I czy to ma być coś jednorazowago czy długoterminowego? I czy wiązałoby się z przystąpieniem do waszej organizacji?
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

4 cze 2014, o 16:50

Mężczyzna pojawił się w restauracji w takich sposób, w jaki pojawić może się ktoś dzierżący władzę, a mimo to umiejący pozostawać niezauważanym. Elegancko ubrany, miał w ruchach grację przystającą dżentelmenom. Spokojnie odczekał parę chwil w kolejce, jaką utworzyło do tej pory kilka osób odbierających swe rezerwacje, by w momencie, gdy stał już przed kelnerem, przekazać cel swego przybycia. Nie ominął go przy tym staroświecki rytuał - stojący na straży wejścia do lokalu Niemiec zajrzał w swój zeszycik i dopiero upewniwszy się, że wszystko się zgadza (bo jakże mogło być inaczej?), przepuścił mężczyznę w meloniku dalej.
Ten zaś nie tylko nie okazała niezadowolenia podobnym początkiem wizyty w lokalu, ale wgłąb restauracji ruszył z leniwym uśmiechem. Najwyraźniej podobne rytualiki nie drażniły go, a być może trącały czułą strunę jego ludzkiej, odrobinę choćby staroświeckiej duszy.
Poinstruowany przedtem przez kelnera, do stolika zajmowanego przez umówioną z nim parę trafił bezbłędnie.
- Doprawdy zaskakujące, że nigdy dotąd nie odwiedziłem tego lokalu. - Mężczyzna z zaciekawieniem rozejrzał się jeszcze, by wreszcie zainteresować się swymi dzisiejszymi towarzyszami. - Panie Kraiven. Nie zwykłem spotykać się z kimś z inicjatywy innej, niż moja własna, wierzę więc, że decydując się na to dzisiaj, nie spotkam się z zawodem. - Kulturalne frazy podszyte były delikatnym ostrzeżeniem. Dobrze byłoby, żeby tego wieczoru usłyszał coś naprawdę interesującego, w innym przypadku gotów byłby uznać, że takie marnotrawstwo czasu nie powinno obejść się bez pewnych subtelnych konsekwencji. - A pana urocza towarzyszka to, zdaje się... - Pan Blue, bo niewątpliwie był to on, mógł zarówno doskonale wiedzieć, kimże jest towarzysząca Kraivenowi asari, lub też nie wiedzieć o niej zupełnie nic - nie sposób było tego zgadnąć. Wypowiedziane przez niego słowa i następującą po nich chwilę ciszy można było więc uznać zarówno za kurtuazyjne umożliwienie kobiecie przedstawienie się samej lub też próbę faktycznego dowiedzenia się, z kim ma do czynienia.
Chwilę później zasiadł przy stoliku, zajmując takie miejsce, by Williama mieć po swej prawicy, zaś asari po swej lewej. Poświęcając moment na zlokalizowanie kelnera - z których aktualnie wszyscy zajęci byli odbieraniem bądź też dostarczaniem zamówień - chwilę później znów zwrócił się do swych towarzyszy, spoglądając na nich pytająco.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

4 cze 2014, o 18:48

Nie spodziewał się takiej reakcji po niej. Bardziej stawiał na to, że żartobliwie znów będą walczyć na słowa jak w klubie, a tu jednak sprawa była zupełnie inna. Powrócił jej cięty charakterek jak z Ozyrysa. Gdy Nache zwinęła usta w trąbkę, Will zmrużył oczy, robiąc poważną minę. Westchnął, domyślając się, że tylko podburzył sytuację. Zachował milczenie tym przez jakiś czas, a odpowiadał tylko wtedy kiedy ona pytała. Tym razem wykazywał neutralność, choć ciężko jest zmienić charakter osoby dostosowując się danej sytuacji. Zwłaszcza, że sytuacja była dość napięta. Cienka czerwona linka przebiegała pomiędzy nimi. Już nawet niepotrzebnie zapytał o muzykę asari. Sama odpowiedź była równie co niesatysfakcjonujące jak jej zachowanie wyrażającą już zupełną niechęć. Patrzył na nią ze spokojem i powagą, a kiedy odparła pewne słowa, wyszczerzając zęby, odpowiedział po prostu - Wybacz...zapomniałem, że jesteś czuła na tego typu słowa - spojrzał kątem na innych gości, mając zmrużone oczy i odstraszając ich spojrzeniem jeśli się na niego wpatrywali. Był zły na siebie, że niespodzianka, którą przyszykował nie spisała się w stu procentach. Nie mniej dlatego też postanowił już zostawić na wodzy spory przynajmniej na jakiś czas, a zając się istotnymi sprawami - Facet koło trzydziestki. Melonik, marynarka to jego nieodłączna część garderoby - odpowiedział, spoglądając na asari ze zmrużonymi oczami i również zachowując powagę - Błękitnym Słońcom jeszcze niczego nie zaproponowałem względem ciebie... - spojrzał na nią prosto w jej oczy jeśli to ją zainteresowało - Na Ozyrysie udowodniłaś mi, że jesteś osobą kompetentną do pomocy w pewnym niezbyt prostym zadaniu, który również może ci się spodobać pod kątem naukowym - tu uśmiechnął się szczerze - Czy długoterminowego to zależy już od Blue. Gdy przyjdzie, wszystkie przedstawię. Tobie, jak i jemu. A potem to już od ciebie będzie zależało czy byłabyś zainteresowana, czy też nie - skrzyżował ręce na stole, gdyż od jakiegoś czasu miał je luzem. Po jakimś czasie zjawił się właśnie już długo oczekiwany szef błękitnych na cytadeli. Co jak co, ale jednak już wolał by się zjawił i mieć to wszystko za sobą. Mimo to, nie chciał przy nim zachować się sztywno, ale też nie chciał tracić czasu na zbędną gadaninę. Kiedy się przysiadł, William rozpogodził się, uśmiechając się przyjaźnie - Wypatrzyłem ją przypadkowo na extranecie gdy szukałem jej dla mojej towarzyszki - patrzył jak siadał, dopowiadając zaraz po tym jak już się rozgościł i skomentował zgromadzenie, parsknąwszy tym samym na to - Może być pan o to spokojny - kiwnął jednocześnie głową potwierdzająco, a następnie zaczął słuchać i nie odzywając się nie pytany. Na pytanie odnośnie towarzyszki, Will zerknął tylko na Nache, czekając na jej przedstawienie. Miał tylko nadzieję, że nie palnie nic ciętego wobec niego, bądź zacznie bawić się z nią w grę na słowa. Co jak co, ale nie życzył tego w duchu kobiecie. Smutno by było, gdyby źle zaczęła tą rozmowę i propozycja pracy zakończyła się fiaskiem. Oczywiście dla Williama to było obojętne, bowiem zawsze można ją było kimś zastąpić, lecz tutaj niezwykle był potrzebny czas, który akurat błękitni nie mieli. A skoro Palmira się napatoczyła i była tym kogo szukał, to czemu by z niej nie skorzystać?
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

4 cze 2014, o 20:01

Wtedy przy stoliku pojawił się, tak jak William zapowiadał, mężczyzna z melonikiem na głowie. Palmira zmarszczyła brwi i spojrzała na niego z wyrazem pomieszanego zdziwienia i lekkiej krytyki względem jego stylu ubioru. Nie było to jednak na tyle jednoznaczne i widoczne, by sam mężczyzna jakoś to odczuł, ale Kraiven mógł zauważyć to spojrzenie i być może odczytał je prawidłowo.

Pan Blue nie zrobił na Palmirze pozytywnego wrażenia w żadnym wymiarze. Przede wszystkim nie raczył się przedstawić, przyszedł z negatywnym nastawieniem i nie zachęcał do rozmowy. Widać było, że miał wysokie mniemanie o sobie i cenił swój czas. Ale choć może William lubił czuć nad sobą bicz takiego Pana Niebieskiego, tak Nache wcale nie czuła się gorsza i nie zamierzała okazywać mu szczególnych względów. Co nie zmienia faktu, że chciała dostać pracę i miała zamiar być uprzejma i rzeczowa.

- Palmira Nache. - przedstawiła się swoim prawdziwym nazwiskiem. Nie wstała i nie podała dłoni, ponieważ to był jak by nie było obowiązek mężczyzny, w szczególności jeśli stał wyżej w hierarchii od niej. Niemniej jeśli Mr. Blue był obeznany w świecie i wiedział co nieco o asari, być może skojarzył nazwisko "Nache" z parą znanych i szanowanych asari- naukowców. - Nie musi sie Pan przedstawiać, zdaje się, że trudno Pana z kimś innym pomylić. - powiedziała, uśmiechając się lekko, żeby nie sprawiać wrażenia śmiertelnie poważnej. - Z tego, co widzę, czas to pieniądz, więc nie chciałabym zanudzać moją osobą. A tak się składa, że to Pan Kraiven jest dzisiaj gospodarzem, więc ... - spojrzała krótko i chłodno na Williama - oddam mu głos.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

4 cze 2014, o 20:50

Na Kraivenie nie zrobiło dużego wrażenia po usłyszeniu prawdziwego nazwiska asari. Możliwe, że by się trochę zdziwił gdyby tego nie dowiedział się już wcześniej. Jednak nadawanie sobie wymyślonego pseudonimu, bądź imienia zawsze było dobrą przykrywką podczas branży freelancera. Mimo to, Will nie korzystał z tego zabiegu. Nie potrzebował, gdyż przeważnie prowadził tryb koczownicy i rzadko zostawał w jednym miejscu. Praca tutaj, praca tam, zawsze znajdzie się praca dla najemnika. I było jeszcze coś. Reputacja. Jak można wiedzieć o kimś, kto by zmieniał co chwilę dane personalne? Dlatego ryzyko było wliczone w jego fach. Ryzykował wiele, ale zawsze głos o nim pozostawał. Nawet jeśli to była niewdzięczna i mało płatna robota. Spojrzał na kobietę jak spojrzała na niego nad wyraz chłodno. Wyszczerzył tylko oczy do góry, zachowując powagę, po czym spojrzał nimi na Pana Blue, kiwając głową z aprobatą
- Więc...heh... - opuścił brwi, zaczynając i krótko się zamyślając - Jak panu wcześniej wspominałem...mam pewien plan wobec naszej placówki na Omedze - cmoknął, schylając się nieco bliżej do stołu by było mu wygodniej mówić - Byłem tam dostatecznie długo. Nawet uczestniczyłem w tej łapance na Archanioła. Czytałem wiadomości, że nie jest tam obecnie za ciekawie...mhm... - pokiwał głową sztucznie, udając smutek, ale nie chciał owijać w bawełnę - Moja propozycja jest następująca. Zamierzam tam wrócić i za zgodą szefostwa, zrobić tam porządek. Po Taraku brakuje konkretnego lidera co nakierowałby tam ludzi. Tarak był głupcem i myślał tylko nad dorwaniem turianina, nie szczędząc na środkach i kredytach, odbijając się to na Dystrykcie Gozu i jej mieszkańcach, którzy zapłacili nam za ochronę i spokojne życie. Nic im nie zagwarantowano - znów pokiwał głową na boki, ale tym razem przejmując się tym co powiedział - Mieszkańcy zaczęli się wyprowadzać bo po co dystrykt, który jest praktycznie taki sam jak reszta? A mniej mieszkańców, tym mniej zarabianych pieniędzy - pokiwał palcem wskazującym prawej ręki do Blue dając mu jednoznacznie do zrozumienia co było nie tak i co należało zmienić - Lecz najważniejszym problemem jest obecnie wirus, który szerzy się dzielnicach mieszkalnych na naszym Dystrykcie. I tutaj trzeba zrobić porządek w pierwszej kolejności. Przejąć i wykurzyć stamtąd innych najemników i zabezpieczyć tamten teren. Jest tam dużo mieszkań wartych zamieszkania. Jednak dalej...kto tam zamieszka prócz ludzi, których wirus zabija ponoć tylko obce rasy? - tu spojrzał na asari, wpatrując się w nią i mówiąc - Dlatego wybrałem Palmirę. Czytaliśmy jej akta i wiemy, że jest doświadczona i niezawodna w swoim fachu - spojrzał ponownie na Blue - Trzeba zabezpieczyć całe Gozu i pomóc temu całemu Mordinowi przy odnalezieniu leku - dał mu chwilę na przemyślunek, a następnie schylił się jeszcze bliżej mężczyzny - Pomyśl o tym Blue - odparł mocno i przekonywająco - Błękitni zaprowadzą wreszcie porządek. Zapowiedzą ochronę tamtejszym ludziom i innym rasom. Zapowiemy pomoc przy placówce Mordina i jego ochronę za darmo. Ludzie zaczną się tam wprowadzać jeśli będą wiedzieć, że jest bezpiecznie. Nareszcie zaczną płacić należny "czynsz". A gdy już to zostanie osiągnięte... - spojrzał tu na Nache z uśmiechem na twarzy - naukowcy i lekarze zaczną w spokoju szukać rozwiązania nad znalezieniem leku - zerknął z powrotem na Blue, wzdychając - Cóż...zapewne Mordin nie będzie chciał naszej pomocy, ale myślę, że odpowiednie wsparcie i dyplomacja rozwiążą każdą sprawę - skończywszy, wziął szklankę biorąc łyk wina i spoglądając po nich, ale ostatecznie znów patrząc na swojego przełożonego - Teraz pytanie...czy organizacja zaakceptuje ten plan i wyłoży pieniążki? Czy też Gozu dadzą na stracenie, a Omega przestanie być naszą "fabryką pieniędzy"? Chyba organizacja tego nie chcę? - rozłożył lekko ręce, czekając na odpowiedź. Will postawił wszystko na jedną kartę, ale szczerze miał dość dzisiejszego dnia. Starał się o głos i pracował ciężko dla Błękitnych by go docenili. Nawet kontakty im załatwiał kiedy miał możliwość. Teraz chciał należytą nagrodę i daną szansę wykazania się. Jeśli go nie zaakceptują, trudno. Jest wiele prywatnych organizacji przy których mógł się zatrudnić korzystając z wizerunku Błękitnych i zaplecza finansowego.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

5 cze 2014, o 16:44

Podczas, gdy na słowa Nache - tak, istotnie, kojarzył to nazwisko, nieskory jednak do oceny osób przez pryzmat ich pochodzenia, nie wystawił Palmirze od ręki satysfakcjonującej oceny - odpowiedział jedynie lakonicznym uśmiechem, tak monolog Williama powitał umiarkowanym zainteresowaniem. Rozsiadłszy się wygodniej, przedtem zamówił jeszcze tylko jedną z przekąsek o dziwnej, trudnej do wypowiedzenia nazwie, by następnie całkowicie poświęcić się przedstawianemu przez Błękitnego projektowi. Słuchał z uwagą, nie przerywając, kulturalnie też kiwał co i raz głową - w wyrazie zrozumienia bądź też tylko w celu potwierdzenia, że słucha - by odezwać się dopiero wtedy, gdy William zakończył swą przemowę.
Nawet wtedy jednak reakcja Pana Blue nie była natychmiastowa. Pozwolił sobie na chwilę ciszy, dwa kęsy przyniesionej akurat potrawy, na rozparcie się na krześle i - dopiero wtedy przeszedł do omawianego zagadnieniu.
- Wszystko bardzo pięknie, panie Kraiven, proszę mi jednak powiedzieć... - Splatając dłonie, mężczyzna przyjrzał się swemu rozmówcy z uwagą, Palmirze poświęcając jedno podobne spojrzenie wtedy, gdy jej osoba poruszona została w monologu Williama. - Dlaczego miałbym tam wysłać akurat pana? Proponując swą kandydaturę na stanowisko tego, który, jak pan to nazwał, "miałby zaprowadzić porządek", z pewnością oczekuje pan stosownych uprawień przysługujących temu stanowisku. Ja natomiast nie jestem przekonany, czy mam chęć takich uprawnień panu udzielić. - Mrużąc oczy, mężczyzna nie podnosił głosu, nie nadawał swym słowom aroganckiego czy przesadnie patetycznego tonu. Był raczej jak handlowiec negocjujący warunki potencjalnej umowy. - Odzyskanie Gozu to doprawdy szczytny cel, z pewnością leży on w naszych interesach. Musi pan jednak zdawać sobie sprawę, że chętnych na "zaprowadzenie tam porządku"... - Można było odnieść wrażenie, że określenie to nieco rozbawiło Pana Blue. - ...jest znacznie więcej. Każdy chciałby się sprawdzić. Każdy chciałby udowodnić że wart jest więcej niż tyle, na ile ja go oceniłem. - Uniósł znacząco brwi. - Dlaczego więc, panie Kraiven? Dlaczego powinienem wysłać tam pana wraz z pana uroczą towarzyszką, dając przywileje, na które, powiedzmy sobie szczerze, żadne z was faktycznie nie zapracowało?
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

5 cze 2014, o 21:58

Zachowanie Pana Blue wydało się Palmirze bardzo nieprofesjonalne jak na przełożonego. Wydawał się być wręcz niepocieszony faktem, że musi się spotykać z jakimiś tam podwładnymi i wysłuchiwać ich pomysłów, czego by one nie dotyczyły. Najwidoczniej w jego mniemaniu oboje, naukowiec i najemnik, powinni mieć ogromną wdzięczność za okazaną im łaskę.

Nache natomiast takie zachowanie działało wybitnie na nerwy. Niewiele w tym było z kultury, którą mężczyzna starał się epatować. Mylił kulturę osobista z pseudokulturą, skupiającą się na poczuciu wyższości z powodu piastowania stanowiska. A przecież pielęgnuje się pewne zwyczaje nie po to, żeby komuś wytknąć błędy czy okazać wyższość, ale żeby nie urazić rozmówcy swoim zachowaniem. Dlatego właśnie wymyślono choćby kulturę dyskusji czy kulturę zachowania przy stole. Ale... takich rzeczy mógł ten człowieczek, krótkożywotny, nie wiedzieć. I właśnie miedzy innymi z powodu takiego zachowania przedstawiciele rasy ludzkiej uważani są przez asari i inne narodowości galaktyki za zwykłych parweniuszy.

Tak czy inaczej Pan Blue wypadł w oczach asari na zwykłego burżuja, więc zaczęła współczuć podświadomie Williamowi, że musi z takim typem utrzymywać kontakty. I bardzo korciło ją, żeby wyrazić swoje zdanie względem jego zachowania i wyglądu. Widywała juz różne retro -stylizacje, ale jego była wybitnie nietrafiona. Póki co Palmira jednak ugryzła się w język. Miała zamiar przeczekać tę rozmowę jakoś, trzymając się prosto i dumnie na krześle i piorunując to jednego to drugiego mężczyznę wzrokiem. Nie chciała się wtrącać, ponieważ nie została wtajemniczona przez Kraivena w tajniki sprawy, a po części też nie cieszyła się, że nie musi pertraktować z Blue. Według niej on sam jako pracodawca powinien wiedzieć, jakim pracownikiem jest William i czy warto nadać mu więcej uprawnień, więc po co Kraiven miałby go jeszcze przekonywać? I do tego zwracał się do Williama takim tonem! Ewidentnie implikując, że najemnik nie nadaje się do pełnienia istotniejszej funkcji niż mięso armatnie.

Dlatego też Palmira przewracała tylko czasem oczami i starała się powstrzymywać przed jakąś bardziej emocjonalną reakcją. Słuchała i nie przerywała, dopóki nie zadano jej bezpośredniego pytania.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

6 cze 2014, o 10:39

Tak, Blue musiał mieć zły dzień skoro w taki sposób obchodził się z Williamem. Śmieszna sprawa, gdyż jeszcze pół roku temu, sam przyszedł do błękitnego, oferując mu pracę. Z pewnością chcieli go jako zwykłego trepa w organizacji, posłusznie wypełniając każdy rozkaz. Idź do punktu A, przynieś paczkę, posprzątaj brudy. Oczywiście nie w konkretnym znaczeniu tego słowa. Jasne było, że na tym stanowisku zostają same jednostki do samodzielnego działania i kreatywności. Najemnik zawsze będzie dbał o to, by zyskać jak najwięcej, a dać od siebie w zamian mniej. Tutaj było inaczej, a skoro Blue tego nie dostrzegał to był albo głupcem, albo zgrywał cwaniaka, chcąc przetestować jego dyplomatyczne podejście. Testować się zachciało. Może i darzył go szacunkiem, ale jeśli oczekiwał, że jak grzeczny piesek przytaknie i skuli się, to się grubo mylił. Jedyną osobą jaka mogła się nadawać na faktycznego przywódcę błękitnych na Gozu, był Tarian Vyrianos. Turianin, który jak każdy były wojskowy z hierarchi miał honor, dumę, oraz nieoceniony talent taktyczny. Choć ciężko było mówić o niektórych turianinach w organizacji przez spaczoną już ich ideologię. Tarian jako jedyny został mianowany na zastępcę Taraka i zawsze trzymał go tylko przy sobie. Pewnie już teraz ogarniał cały ten bajzel na Omedze, ale być dowódcą, a dowódcą jednostek to dwie różne rzeczy. To niczym gra na szachownicy. Nie mniej, Will skrzywił się, podnosząc brwi do góry z zaskoczenia - To jakiś żart? - spytał, by zaraz potem odsuwając się lekko do tyłu i podnosząc głowę do góry - Twierdzisz, że moje kompetencje nie nadają się? Za kogo ty mnie uważasz? Za zwykłego szaraczka? - przybliżył się znów do niego, splatając zaciśnięte ręce i kontynuując swoją wypowiedź. Mówił również ze spokojem, ale z nutką irytacji. Nie chciał robić tu rabanu i tylko piastowane przez Blue stanowiska, ratowało go od utraty paru zębów - Kto zaangażował się w odkrycie Archanioła? Kto zaryzykował swoje życie by w pojedynkę zniszczyć całą Krwawą Hordę na Omedze? - tu nie był do końca pewny swoich słów, ale skoro w wiadomościach było, iż vorche się rozpierzchły po stacji jak puszczone psy ze smyczy, to Garm rzeczywiście mógł zginął w podziemiach. Miał przynajmniej taką nadzieję - Kto tam przez pół roku jak wierny pies wykonywał swoje obowiązki? Kto załatwił dla organizacji niedawny spory kontakt z biznesmenem? - tu nawiązywał do niedawnych przygód z Ozyrysem. Schylił nieco głowę na bok, wpatrując się gdzieś i podnosząc rękę do góry i drapiąc się po brodzie. Żartobliwie i sarkastycznie dopowiedział po wykonaniu tej czynności - Zaraz...czy to nie przypadkiem Kraiven? - tu spojrzał na Blue zaraz po tym, mrużąc oczy - Niee...przecież on jest zwykłym trepem. Po co miałby się starać dla dobra organizacji? Ale czy przypadkiem nie mieszkał i poznał w tak krótkim czasie całą Omegę od podszewki? - zabrał rękę spod brody, unosząc ją lekko do góry i zakręciwszy nią. Uśmiechając się do Blue, ponownie splatając ręce i odczekując chwilę by nerwy mu puściły. Toteż nie chcąc by naprawdę źle wypadł w tej konwersacji jako natrętny drań, dopowiedział już z całkowitym spokojem, uprzednio biorąc łyk wina ze szklanki i westchnąwszy następnie - Wybrałem Palmirę z dwóch powodów. Pierwsza jest taka, że poszukiwania innego naukowca zajmie sporo czasu - zerknął na Nache z powagą - Oczywistą oczywistością jest, że na pewno znalazł by się ktoś taki i chciałby zgarnąć całą nagrodę dla siebie jako współtwórca leku, ale... - spojrzał z powrotem na Blue - Mało jest naukowców takich jak Palmira, którzy potrafią dostosować się do środowiska jakim jest Omega - odsunął splatane ręce od siebie, po czym znów połączył - Drugim powodem natomiast jest to...że Mordin jest z tego co czytałem, salarianinem bazujący strasznie na logice. Nie przyjmie pomocy od byle kogo. A już tym bardziej od człowieka. Wiesz dobrze, że w przeciwieństwie do Zaćmienia, brakuje nam takich jednostek. Asari są mądre, inteligentne, żyją długo i całe swoje życie powszechnie poświęcają na naukach ścisłych - zerknął na asari - Dlatego Mordin ją doceni jeśli dojdzie do dyplomacji jak już dzielnice mieszkalne zostaną zabezpieczone - podrapał się po potylicy, nie wpatrując się w swojego przełożonego na Cytadeli - "Czas to pieniądz." - rzucił hasło, które powinno dać takiemu draniowi jak on do myślenia. Sam błękitny domyślał się, że danie mu szansy, zwykłemu trepowi, mogłoby okazać się sporym kredytem zaufania. Toteż bardziej domyślał się, że "królem" zostłby Tarian, a Will gońcem, bądź wieżą, która dbała by o logistykę organizacji na Omedze, ale też i czyściła wszelkie brudy z okolic jeśli śmiały by wkraść się na ich terytorium. Nie uśmiechała mu się taka robota. Duża odpowiedzialność, a sam miał z tym związane fatum, ale jak mus to mus. Teraz wystarczyło już tylko czekać na decyzję Blue. Wystarczająco już stracili tutaj czasu, a oglądanie już jego spokoju i powolnego zjadania potrawy, doprowadzało go do nerwicy. Musiał zdzierżyć jego zachowanie.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

6 cze 2014, o 17:19

Ani teatralne przewracanie oczami Palmiry, ani też wzburzenie Błękitnego nie zrobiły na Panie Blue szczególnego wrażenia. Ze spokojem przeczekał atak urażonej dumy Kraivena, nawet nie próbując mu przerywać i w trakcie odpowiadać na rzucane pytania. Uczynił to dopiero później, tonem wciąż neutralnym, choć tym razem może nieco bardziej chłodnym.
- A jak sądzisz, za kogo mam cię uważać? - Uniósł brwi w teatralnym zdumieniu. - Nie przyjmujemy do nas pierwszych lepszych, więc choć twoje CV jest warte uwagi, nie powiedziałbym, że wyróżnia się aż tak. A więc - za kogo cię uważam? Za rekruta, Kraiven. Za aroganckiego rekruta, który owszem, całkiem nieźle rokuje, ale przy swoim wybujałym ego nie zasługuje na najwyższe noty. - Umilkł na chwilę pozwalając kelnerowi zabrać niedokończony posiłek. Potem odezwał się ponownie.
- Jesteś z nami od pół roku. Tylko pół roku. Oczywiście, wspominasz zapewne, że sam cię zwerbowałem... Nie przywiązuj się do tego. Dbam o to, by w nasze szeregi trafiali ci, którzy mogą się przydać, nie byłeś więc wyjątkiem. To, że pojawiłem się u ciebie, nie jest oznaką szczególnych względów, o czym, zdaje się, zapominasz lub po prostu nie wiesz. - Parsknął cichym śmiechem. - Archanioł, Krwawa Horda, kontrakt, znajomość Omegii... Oczywiście, to bardzo ładne osiągnięcia. Pochwalam i doceniam. Wciąż jednak odnoszę wrażenie, że uważasz się za zbyt wyjątkowego. A postawa taka... - Wzruszył beztrosko ramionami. - Nie zawsze i nie każdemu służy.
Przerywając na moment, przeniósł swój wzrok na Palmirę.
- Oczywiście, w końcu jest Nache. Jestem w stanie uwierzyć, że twoje słowa na jej temat nie mijają się z prawdą, podobnie też jak ocena sytuacji. - Znów zwrócił swą uwagę na Williama. - Polecisz na Omegę, ale bez żadnych dodatkowych uprawnień - stwierdził po prostu. - Nie staniesz na cele Błękitnych i nie będziesz tam wprowadzał własnych rządów. Ale polecisz... polecicie, rozejrzycie się. Porozmawiam, z kim trzeba, by dopuszczono was do tych działań, w których chcecie uczestniczyć. I dopiero wtedy... Dopiero wtedy będziemy mogli dalej rozmawiać. - Stalowe spojrzenie mężczyzny świadczyło o tym, że zdanie nie zamierzał zmienić - a przynajmniej nie w tej chwili. Podobnie kolejne pytanie było jasnym sygnałem, że Pan Blue uważa rozmowę za zakończoną. - Coś jeszcze?
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

7 cze 2014, o 11:51

Kraiven zmrużył oczy słysząc wypowiedź Blue. Potraktowanie go przez jego przełożonego było niczym pstryczek w nos. Za wiele nie oczekuj, ani za wiele nie żądaj. W sumie ta rozmowa dała mu co nieco do myślenia. Tutaj nie ma co liczyć na miłe słówka czy pokazywanie swoich racji. Tylko siłą można udowodnić i zdobyć to czego się chce. Co ciekawe, nie przypuszczał, że Blue zasłynie z tej złej strony względem niego. Wygląda na to, że Błękitni chcieli go po prostu mieć jako mięso armatnie. Po jego trupie. Toteż przemilczał większość słów względem jego charakteru. Nie miał ochoty być tak niedoceniany. Gdy już skończył swój jakże pasjonujący monolog, Kraiven wziął kieliszek, odpowiadając ze spokojem - A więc tak się sprawy tutaj mają - wziął łyk wina, po czym cmoknął, zerkając poważnie na Blue - Nie postrzegałem cię w taki sposób. Życie i ludzie jednak dalej potrafią zaskakiwać - uśmiechnął się szyderczo, po czym dodał jeszcze - Skoro tak stawiasz sprawy, to może najpierw spytajmy się czy Nache chce angażować się w ten projekt - zerknął pytająco na kobietę, czekając na jej zdanie w tym. Przez dłuższy czas kazali jej milczeć, a jej chłodny wyraz twarzy nie zadowalał, a wręcz pogłębiał sytuację. W sumie też był ciekaw jej zdania. W końcu jak Kraiven, musiała też wynegocjować od Blue jakieś warunki. Przynajmniej chciał jej dać taką możliwość. Możliwość wyboru, a nie przymusu jak to określił jego przełożony.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

7 cze 2014, o 13:34

Palmira przysłuchiwała się cały czas milcząco i poważnie. Była też przekonana, że William podkuli ogon i zacznie delikatnie namawiać przełożonego do swojej racji. Jakże zaskoczona była, kiedy okazało się, że mężczyzna zareagował żądającym tonem! I na samym początku zrobił tym nawet niezłe wrażenie na Nache. W końcu rzadko kto potrafi postawić się swojemu przełożonemu i ma świadomość swoich umiejętności i perspektyw. Przy okazji asari dowiadywała się kolejnych szczegółów z życia Kraivena, kiedy opowiadał o swojej pracy dla Błękitnych Słońc. Niewiele jej to wszystko mówiło i też niewiele interesowało w tym właśnie momencie, ale składowanie takich informacji mogło przydać się w przyszłości, więc notowała w wszystko w pamięci bardzo skrupulatnie.

Tłumaczenie Williama odnośnie tego, czemu widziałby w roli naukowca akurat Palmirę, wydawało jej się trochę naciągane. Znalezienie naukowca nie byłoby takie trudne, ale oczywiste jest też to, że taki kosztowałby dużo więcej niż ona bez dyplomu, ale o tym na pewno nie mógł wspomnieć przed Panem Blue, który już w tym momencie był sceptyczny względem całej sprawy.

Dopiero kiedy padło nazwisko Mordina, Palmira nadstawiła uszu, a na jej twarzy zaczął malować się wyraz zainteresowania. Słyszała o tym salarianinie nie jeden raz. Matki asari często opowiadały o nim, i choć były to wypowiedzi w stylu: "Ten stary dziwak", "Jak on może stawiać mi jakieś warunki!", "Doskonały przykład tego, że szaleństwo idzie w parze z inteligencją", to jednak nigdy żadna z nich nie umniejszała jego umiejętności i wiedzy. A gdyby tak Nache mogła z nim popracować. Gdyby dowiedziała się od niego jak najwięcej by mogła! Gdyby stał się jej mentorem, niczego więcej na świecie nie pragnęła. No... może poza pociągającym ciałem Kraivena...

Potem dopiero wszystkie nadzieje zgasły, kiedy Pan Blue nie dość, że zdyskredytował Williama, to jeszcze kontynuował nudne wypowiedzi nieco prowokacyjnym tonem. Nache westchnęła z cicha i spojrzała zdemotywowana na swój talerz. Nagle jednak Kraiven przekazał jej głos w dyskusji. Zaskoczona spojrzała na niego, a potem na Pana Blue. Musiała szybko obmyślić strategię na tę rozmowę. Delikatną, nienachalną. Poprzeć Kraivena i spróbować jakoś obrócić sytuacje na swoją korzyść. Chrząknęła.

- Panie Blue, w ogóle nie powinnam być świadkiem rozmów między Panem a Panem Kraivenem odnośnie jego osobistych osiągnięć czy też wkładu w rozwój organizacji. - powiedziała nieco flegmatycznie - Nie należę do tej organizacji, nikt mi od Państwa nie płaci, więc byłabym wdzięczna, gdybyście rozwiązywali tego typu sprawy między sobą. - powiedziała wprost i dość oschle - Zostałam tu zaproszona na rozmowy biznesowe, a jak się okazało, niewiele z tego wniknęło. Idąc pracować w interesie waszej organizacji, chciałabym mieć jakąś choćby niewielką gwarancję sukcesu misji. Jest Pan biznesmenem, więc powinien Pan rozumieć, że kosztować mnie to będzie czas i pieniądze. Ryzykować będę też życie, jak na wszystkich misjach tego typu. I nie mogę liczyć na żadne awanse czy granty od waszej organizacji, ponieważ do niej nie należę. Czy teraz widzi Pan, w jak niekomfortowej stawia mnie Pan sytuacji? - powiedziała śmiertelnie poważnie i upiła łyczek wina. Potem przetarła palcami czoło w geście lekkiego zmęczenia. - Niestety, ale nie jestem samarytanką, nie wykonuję prac bez wynagrodzenia. Z Panem Kraivenem może Pan umawiać się w inny sposób, ja natomiast, skoro oferuję pomoc Błękitnym Słońcom w sprawie, która może wam się szczególnie przydać, chciałabym chociaż jakiegoś wsparcia.- mówiła, mając ochotę zapalić papierosa. - Dlatego jeśli nie Pan Kraiven, to prosiłabym o wyznaczenie innej osoby, która poprowadziłaby tę misję. Może Panu Kraivenowi faktycznie brak zasług lub doświadczenia, ale to już nie mnie oceniać. Myślę za to, że jedna osoba o wyższej randze nie uszczupli waszych szeregów na tyle, żeby utrudnić wam pracę, a nam za to wiele by ułatwiła. Czy takie rozwiązanie byłoby Panu bardziej na rękę? - zapytała, patrząc Panu Blue prosto w oczy. Chciała pokazać mu, że jest pewna siebie i gotowa podjąć tę trudną misję. I że nie jest uległa, ale za to sumienna i dość inteligentna, żeby zakończyć ją sukcesem. Za bardzo zależało jej na spotkaniu z Mordinem i współpracy z nim, żeby to tak zostawić.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Neuschwanstein restaurant

7 cze 2014, o 19:00

Choć sam Blue sądził, że oznaką chęci Palmiry do zaangażowania się w zaproponowany przez Kraivena projekt było już samo pojawienie się jej w restauracji, w milczeniu skinął głową na słowa Williama, tym samym swą uwagę zwracając ku Nache.
Ta, o dziwo, robiła na nim nieco lepsze wrażenie. Może dlatego, że zamiast postawy roszczeniowej przyjęła rolę handlowca. Podejmując się rozmowy czysto biznesowej, postępowała tak, jak Blue lubił - rzeczowo i konkretnie. Nie uśmiechnął się na to spostrzeżenie, natomiast odpowiedział podobnie profesjonalną postawą i słowem.
- Istotnie, nie należysz, to jednak, co słyszysz... Nie jestem naiwniakiem, moja droga. Gdyby coś tu było tajemnicą, nie usłyszałabyś ani słowa. W tym momencie jednak to jedynie William mógłby mieć problem z taką otwartością. Jakby nie patrzył, chyba właśnie zganiłem go przy kobiecie. - Blue wzruszył ramionami. - Nieważne. Chce pani przejść do interesów, a więc to zróbmy.
Zamilkł na parę chwil, zamyślił się, z uwagą wysłuchując słów Palmiry.
- To oczywiste, że wyznaczę wam odpowiedniego przewodnika. Odpowiednio uprawnionego. Nie podam wam nazwisk w tej chwili, to raczej jasne, ale gdy dotrzecie na Omegę, ktoś będzie już na was czekał. Podobnie finanse. Będziecie mieli materialne poparcie poczynań, przy czym przydzieloną kwotą będzie dysponował ten, któremu przydzielę prowadzenie misji. Jeśli natomiast chodzi o pani wynagrodzenie - te będzie zupełnie niezależne od środków przydzielonych na projekt. Część dostanie pani na początku, jak mniemam, a resztę po pozytywnej realizacji zadania. - Mrużąc oczy, spojrzał na niebieskoskórą i Błękitnego.
- Zdaję sobie sprawę, że niewiele konkretów jest w tym, co mówię, potrzebuję jednak chwili na to, by wszystko zorganizować. Na szczegóły będziecie więc musieli poczekać aż znajdziecie się na Omedze.

Wróć do „Krąg Prezydium”