"Rezydencja" Lorda Blackthorna w których miało odbyć się przyjęcie, wcale nie była rezydencją a jednym z wieżowców w Presydium które zajmowali bardziej zamożni mieszkańcy stacji kosmicznej. Budynek podobnie jak inne wieżowce zdawał się sięgać chmur, z tą różnicą że tych przecież podobnie jak samego nieba nie było na Cytadeli, jedynie ich cyfrowa imitacja.
Kiedy Rebecca i jej towarzysz przyjechali na wypożyczonym luksusowym skycarze. Przywitali ich ludzie ubrani na w czarne i białe oficjalne stroje, garnitury. Niektórzy wyglądali dość imponująca, najwidoczniej do ich obowiązków należało nie tylko witanie gości, ale też zapewne ich ochrona. Nie żeby potrzebowali oni jakiejkolwiek ochrony, ale z drugiej strony w rezydencji miało być nie tylko obecnych wielu bardzo majętnych ludzi, ale też drogocenne przedmioty. Nieliczni przechadzający się nocą mieszkańcy stacji przyglądali się niecodziennemu widowisku. Jakiś młody chłopak w czarnym garniturze z pryszczami jeszcze na twarzy podbiegł do samochodu Rebecci i Vince'a prawie od razu gdy tylko ten się zatrzymał. Vince zdążył jedynie wyjść z samochodu i otworzyć drzwi dla swojej partnerki. Uśmiechał się szeroko. Przyglądał jej się chwilę kontemplując jej urodę i suknię. Nie mówił jej jak dobrze wygląda, jakoś Beccy nie wyglądała na dziewczynę łasą na komplementy, nie chciał by jego słowa brzmiały jak tanie podlizywanie się, jedynie zagwizdał przez zęby. Nie patrząc na służącego chłopaka, oddał mu klucze by ten zaparkował skycar.
Kiedy wyszli i ruszyli w stronę budynku, Vince podał ramię Rebecce, ale nie narzucał się i gdyby tylko uznała, że nie chce się na nim wesprzeć szedłby obok niej niedbale, z rękoma schowanymi w kieszeniach. No Becci całkiem spora impreza się zapowiada. Widzisz te skycary? Chyba tylko my wypożyczyliśmy pojazd, i tak wygląda dość przeciętnie przy innych, a przecież wydaliśmy większą część kredytów które dostaliśmy od starego na tą piękną maszynę.
Wydzielono specjalne wejście dla gości Lorda, trzeba było co prawda pojechać windą aż na piętnasty poziom i przejść kawałek korytarzem, ale na jego końcu przy drzwiach do apartamentu czekała dwójka kolejnych mężczyzn ubranych na czarno, z białymi koszulami i krawatami. Wyglądali oni zaprawdę imponująco. Na górze była też szatnia w której można było zdawać różne przedmioty. Wykrywacz metali, zniechęcał do prób wniesienia broni. W drodze na przyjęcie para zdecydowała by pozostawić broń w skrytce w samochodzie, na wypadek takiej właśnie okoliczności.
Odebrano od Rebecci zaproszenie i przywitano. Drzwi się otworzyły. Parę przywitało duże pomieszczenie, w którym kłębiło się co najmniej dwudziestu mieszkańców stacji. Głównie ludzie, ale zauważyć też można było kilka asari. W pomieszczeniu były trzy sofy z czego dwie były zajęte. Po sali chodzili kelnerzy, co ciekawe zatrudniono nawet qurianina do podawania drinków. Powiedzieć że się wyróżniał w swoim kombinezonie byłoby dużym niedomówieniem. Nie widać było nigdzie ani bufetu, ani odpowiedniego miejsca do przeprowadzenia licytacji, ruch panujący przy wejściu wskazywał też, że ilość gości jest dużo większa niż trzy dziesiątki, musiały więc być przejścia do innych pomieszczeń. Do dwójki ludzi podszedł kelner z drinkami. Ktoś też się zbliżał. Jakiś mężczyzna, wysoki o rysach wskazujących na europejskie pochodzenie. Był raczej z europy północnej. Bardzo dobrze ubrany, miał ciemne włosy, zielony garnitur pasujący do koloru jego oczu. Można było powiedzieć, że jest przystojny, poruszał się z pewnością i swobodą kogoś nawykłego do przyjęć wyższych sfer.