Gabinet dr Smitha nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród pomieszczeń innych lekarzy. Przy jednej ścianie ustawiono biurko z terminalem, a na przeciwległej zwykłą leżankę, nic ponadto, żadnych ozdób, telewizorów, czy sprzętów medycznych. Nie znalazło się tam również żadnych kartotek. To pomieszczenie służyło lekarzowi do prac i analiz, a Timothy Smith poważnie podchodził do swoich obowiązków, więc nie umilał sobie czasu innymi gadżetami.
Kilka miesięcy temu Iris dostała zaproszenie od swojego starego znajomego z Uniwersytetu Medycznego, Timothy'ego Smitha. Na studiach był on dwa lata wyżej niż Fenrir, ale czasem zdarzało im się chodzić na te same wykłady, więc znali się całkiem dobrze, a w momencie, kiedy zaczęli osiągać sukcesy zawodowe, czasem spotykali się na, jak to wtedy nazywali, małych konferencjach, żeby wymienić się najnowszymi odkryciami i spostrzeżeniami. Dlatego też kiedy Iris zobaczyła w swoim ścisłym grafiku umówione spotkanie w gabinecie w szpitalu, udała się tam nawet z lekką dozą zainteresowania, ponieważ medycyna była jedną z jej pasji.
Dotarłszy pod odpowiedni gabinet zauważyła jednak kłębiących się wokoło ludzi z SOC. Mężczyzna pilnujący wejścia oznajmił jej, że doktor Smith został znaleziony w swoim biurze martwy, ale nie dokonano jeszcze dokładnych oględzin. Nimi oraz właściwą sekcją zwłok zająć się miał niejaki Aephax Kytham. Jego nazwisko strażnik wymówił z lekkim obrzydzeniem i dodał z ironią w głosie, że nikt inny nie nadaje się do takich spraw lepiej niż "ten ścierwojad".
Iris czekała w takim razie na pojawienie się tego mężczyzny, opierając się o ścianę przed wejściem do pokoju. Wtedy to drzwi oddziału otworzyły się z hukiem. Na korytarz wprowadzono dość marnej budowy turianina o jasnej karnacji. Prowadził go umięśniony, czarnoskóry salowy. Wykręcił mu ręce do tyłu, a głowę przechylił do przodu, jak to przyjęło się robić, aby kogoś unieruchomić.
Turianin wygrażał się w wyszukany sposób, a czarnoskóry "ochroniarz" ze stoickim spokojem tłumaczył mu:
- Panie Aephax, znowu to samo.- mówił, kręcąc głową z dezaprobatą.- Pani Raina ostrzegała pana, a pan jak zwykle to samo. Nie rozumiem, po co panu te krogańskie płody?- zapytał, nie ukrywając zaciekawienia. - A ukrywanie ich po kapturem to była głupota. Przecież to każdy by się zorientował.