Iris:
Pozostali w sali panowie - nie licząc oczywiście funkcjonariuszy służb ochrony i naukowców, kręcących się wokół w swych rolach z przedstawienia "Nie dzieje się tu nic nadzwyczajnego" - popatrzyła krótko po sobie, rzucając bez słowa ostatnie niewypowiedziane argumenty z niedawnej dyskusji. Moralnym zwycięzcą czuć mógł się tu radny z Palavenu, gdyż to jego stanowisko poparła Iris. Niestety, w takich kwestiach Rada nie posługiwała się mechanizmami tak prostymi, jak większość względna....
- Doskonale. - wydukał z siebie bez przekonania salarianin.
- Tak, proszę... porozmawiajcie z nim. Raz jeszcze. Prawdopodobnie odeśle was z kwitkiem, tak jak zrobił to ostatnich kilkadziesiąt razy... - skomentował z przekąsem ich obecny plan, rozglądając się, jakby właśnie orientując się, że coś zgubił.
- Jeżeli pozwolicie, w tym czasie spróbuję rozpatrzeć bardziej... przyszłościowe metody dostania się do środka. - cmoknął, po czym dokonawszy skromnego protokolarnego pożegnania opuścił salę.
- Eh... - było jedynym komentarzem pozostałego na zaistniałą sytuację.
Turianin bez zbędnych słów wyjaśnienia, gestem delikatnym acz zdecydowanym - typowa naleciałość wojskowych w obchodzeniu się z damami - nakierował Iris w odpowiednim kierunku po czym nakłonił do spokojnego marszu.
- Szczerze mówiąc nie spodziewałem się dyskusji tak zażartej... Czasem żałuję, że na tym stanowisku sporów nie wygrywa się organizując strefy ostrzału i linie zaopatrzeniowe. To przynajmniej nie tak stresujące. - pozwolił sobie na wylewność były generał. Odprowadził kobietę nieco na ubocze sali, za tajemniczy sarkofag z odległej kolonii. Jednak co dokładnie było celem spaceru nie wciąż nie było pewne.
- Nagrania, o których wspominałaś... - skrzywił się mówiąc o nich.
- Właściwie tylko pogorszyły sprawę. Nielegalne eksperymenty pod nosem Rady, korzystanie z usług najemniczych fabryk... Powiedzmy, że porwało ich to bardziej, niż sam "obiekt". - terminu tego mężczyzna używał z wyraźnym niesmakiem.
- Nawet, jeżeli musimy osądzić tego turianina za złamanie przez niego konwencji... Chyba ma prawo być sądzonym, nie uśpionym nieświadomie, jak zwierze? - westchnął, a jego głos przybrał nuty wyraźnego żalu. Los ziomka musiał leżeć Radnemu na sercu.
- Niestety, nawet w tej kwestii nie jesteśmy w stanie wypracować zgody.
Koniec końców zatrzymali się przed jednym z terminali. Co dało się zauważyć dopiero z niewielkiej odległości to fakt, że podpięty był tylko do jednej innej maszyny w pomieszczeniu, którą obsługiwał jeden z salarian zatrudnionych w ośrodku. Na prosty znak wydany mu przez Radnego, uruchomił pewną sekwencję. Niemal natychmiast nad drugim terminalem zaczęły materializować się hologramy. Były to trzy kule: jedna duża, w kolorze jaskrawego błękitu, oraz dwie stosunkowo małe, o krwistoczerwonej barwie. W kilka sekund kształty nabrały szczegółów.
- A więc wciąż tu jestem? No... tak. Najwyraźniej tak. - z głośników wydobył się znany Iris głos, o - dziwnej jak na turiański twór - brytyjskiej manierze.
- A, a to znów wy. Jak niemiło was widzieć, koledzy... - duża kula już wyraźnie dała się zidentyfikować jako wizualizacja Virgila, SI poznanej przez biotyczkę i jej towarzyszy na Nolani. Symbol oka, jaki tam go reprezentował, zyskał trzeci wymiar i stał się czymś na kształt protezy gałki ocznej, wiszącej w przestrzeni. Mniejsze hologramy tymczasem okazały się ucieleśnieniem WI, zespołem obracających się wokół centrum ćwierćsfer, do jakiego zdążyli przyzwyczaić ludzkość automatyczni, wirtualni asystenci.
- Założę się, że nawet nie macie pojęcia o architekturze własnego jądra, wy... - zaczął wyżywać się Virgil. Zaskakującym było, jak wyraźne emocje dało się wyczytać z prostego kształtu, który go reprezentował.
- Virgil? - przerwał mu głośno turianin, już po cichu dodając dla Iris
- Nauczył się wielu nieprzyzwoitych słów... - błękitne oko skierowało swe spojrzenie na organicznych gości.
- Znów? Przecież... chwila! - SI zdawało się zaskoczone. Hologram spróbował podpłynąć w przestrzeni bliżej, jednak szybko został przyblokowany przez pozostałe kule.
- Znam rozstaw punktów charakterystycznych Twojego oblicza jeszcze ze źródła! Jesteś jedną z osób, która pomogła nam się wydostać!
Stark:
W ciszy, której nie potrafili wypełnić żadnym wspólnym tematem rozmów, zmierzali ku laboratorium, w którym oczekiwała na nich Rada. Radni mieli prawo wzywać Widma w dowolnej chwili, ale fakt, że mieli się na Cytadeli stawić nie na dywanik, a do pracy, faktycznie mógł budzić sporo wątpliwości. Mijali wejścia do kolejnych sal - jedne prawie się nie zamykały, inne zdawały się zapieczętowane na czas nieokreślony. Ogólny ruch w ośrodku był jednak niewyobrażalny - asystenci pracowników naukowych jak i oni sami co i rusz potrzebowali dostarczyć bądź odebrać jakieś próbki, nowe obiekty badawcze, wadliwy sprzęt... Do tego, ze względu na dzisiejsze niecodzienne okoliczności, populację korytarzy zasilili funkcjonariusze SOC.
Przechodzili właśnie przez przewężenie na łuku korytarza, gdzie niewielka strefa wypoczynku zajmowała miejsce po prawo, z lewej natomiast ustawiono pakunki gotowe do przeniesienia w inne miejsce. Tuż obok paczek próbował przejechać na podnośniku towarowym młody ludzki mężczyzna. Ustępując jednak miejsca dwóje volusów, pochłoniętych rozmową i niemal nie zwracających na niego uwagi, uderzył w stos. Paczki ze szczytu zaczęły staczać się na dół, aż jedna z nich uderzyła w kontener przewożony na podnośniku. Chwilę potem światło dzienne ujrzało ponad tuzin sond bojowo-obronnych, cześć z których jednak zamiast potulnie rozsypać się na podłodze, zaczęły z niewiadomego powodu zajmować pozycję. I namierzać najbliższe cele...
Wyświetl wiadomość pozafabularnąSkontaktuj się proszę ze mną w sprawie:
- Mechaniki (czy chcesz, abyśmy z niej skorzystali? Poćwiczymy?)
- KS (Czy względem wersji zapisanej przez administrację chcesz wprowadzić jakieś zmiany?)
- Mapka (Czy takowej potrzebujesz?)