Prezydium to obszar wewnętrznej strony pierścienia łączącego okręgi. Znajdują się tutaj ambasady ras uznających zwierzchnictwo Cytadeli, a także wiele sklepów, lokalów rozrywkowych czy drogich mieszkań, na które pozwolić sobie mogą najbogatsi. Znajduje się tu także Wieża Cytadeli.

Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Ambasada Ludzkości

27 sie 2014, o 14:46

- I dobrze zgadujesz. – spoważniał na moment. Rozmowa o jego interesach nie wiązała się być może z czymś, co Diego mógł uznać za ciekawe, jednak śmiało mogła pytać o to, czym on się zajmuje. Nie powiedziałby jej naturalnie zaraz o wszystkim jednak był już na tyle doświadczony, że mógłby odpowiedzieć tak jak odpowiadał każdemu, kto go o to pytał. Naturalnym było, że jeśli chodziło o jego biznes narkotykowy to nikt bezpośrednio nie spotykał się z Rodriguezem, a tym bardziej nie w jego gabinecie. Poza najbliższymi współpracownikami.
Resztę spraw takich jak wspomniane pożyczki oczywiście doglądał osobiście, na tyle na ile mu się to udawało. Ponadto biznes Diega opierał się o finansowanie przedsięwzięć, na których innych nie stać, zwyczajnie był udziałowcem, co wiązało się z czerpaniem zysków jak i ponoszeniem kosztów w różnych aspektach i dziedzinach jego działalności. To wszystko, co legalne sprzyjało natomiast dobremu obrotowi pieniędzy pochodzących z innych źródeł, ale mniejsza z tym.
- Ja? Nie… - uciął Diego robiąc minę jakby zupełnie nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Przecież doskonale wiedziała, że sugerował i robił to niemal przy każdej okazji. No ale czy trzeba o wszystkim mówić od razu tak bezpośrednio? Skoro ona lubiła sobie tak z nim pogrywać, to i on nie pozostawał jej dłużny. Nie widział zresztą większego powodu, dla którego miałby to wszystko przerywać i rezygnować z tej jakże uroczej zabawy.
- Jak zawsze. – dodał tym razem i on niezbyt skromnie. Szarmanckość, wrodzony urok osobisty i ten nieznikający niemal nigdy z twarzy półuśmiech mógł być klasyczną wizytówką Diega. Do tego dochodziły oczywiście inne, dodatkowe bonusy, którymi raczył Iris od czasu do czasu, ale intensywnie. Jednak chyba jego największą w tej chwili zaletą był fakt, że wiedział, kiedy może sobie na takie coś pozwolić, a kiedy należy przestać.
No i kiedy Diego stwarzał do wszystkiego piękną otoczkę, bawił się w podchody, znaki i całą masę innych subtelnych gestów, Iris ni z tego ni z owego zwyczajnie go pocałowała. Nie krył zaskoczenia, ale także miłego zadowolenia. Pokręcił tylko głową z niedowierzaniem i westchnął. Naprawdę nie miał pojęcia jak na to wszystko reagować, kiedy to działo się tak niespodziewanie i przede wszystkim nieprzewidywalnie. Starał się za nią nadążać, wybiegać myślami przed i kiedy tak przewijała mu się masa scenariuszy, które wydawałoby się są idealne do danej sytuacji, Iris dokładała to wszystkiego coś nowego. Coś, co zupełnie zaskakiwało Rodrigueza.
- Zależy na co masz ochotę. Tak jak mówiłem, żaden ze mnie szef kuchni, ale wody też nie przypalam. – uśmiechnął się zmierzając w kierunki drzwi i wciąż trzymając ją za rękę. – Można poeksperymentować i zrobić coś, czego jeszcze nie robiłem, albo coś klasycznego.
Po chwili poczuł jak w żołądku mu się lekko przewraca. Rzeczywiście był głodny, a rozmowa o jedzeniu wcale nie pomagała się z tym zmagać.
- Tylko koniecznie cokolwiek wymyślimy, życzę sobie do tego wino.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

2 gru 2014, o 22:59

Ambasada jak zwykle o tej porze tętniła jeszcze bardziej życiem niż samo Prezydium. Hearrow za to, co chwilę się z kimś witał, albo kog przepraszał przepychając się obok kolejek i ciągnąć za sobą Irene. Było tłoczno, ale to było raczej tutaj normalne. Poza ludźmi z Przymierza, tymi obiecanymi w mundurach znajdowało się tutaj także sporo interesantów do samej radnej, której gabinet znajdował się u szczytu schodów zaraz za obszernym biurkiem stojącym pośrodku.
- Jeśli chcesz mogę cię tutaj zostawić, kto wie, może będziesz mieć okazję zobaczyć panią Fel jak wychodzi albo wchodzi do gabinetu. Swoją drogą zaskakujący jest fakt, że jest taka… drobna – Hearrow zwrócił się do Irene, kiedy już przebrnęli przez mały tłum ludzi i stanęli tutaj gdzie było trochę więcej swobody i wolnego miejsca. – Ja idę tutaj, kawałek dalej – wskazał na korytarz ciągnący się zaraz obok. – To tamte drzwi.
Pozostawił Francuzce decyzję o tym czy chciała zostać przed gabinetem radnej czy może pójść z nim dalej i poczekać przez samymi drzwiami do dowództwa, gdzie podporucznik musiał wejść. W tej części kręciło się już tylko Przymierze i masa różnych stopni desygnowanych na takich samych, niebieskich mundurach. Po chwili Marshall zniknął za drzwiami i nic nie wskazywało na to, że szybko stamtąd miałby wrócić. Skoro Irene studiowała dyplomację, powinna zdawać sobie doskonale sprawę z tego jak wyglądają tego typu sprawy i dlaczego trwa to tyle i trwać musi.
- Hej, ja cię znam – za jej plecami odezwał się niski męski głos. Mężczyzna, który wyrósł przed nią był postury podporucznika i kobieta mogła w nim rozpoznać, tego samego osobnika, którego mijała w hotelu na Omedze, wtedy, kiedy przyszła do Marshalla. – Yvonne… Isabella… I… Irene! Właśnie! Jesteś z Hearrowem?
Mężczyzna spojrzał na nią z góry. Na pierwszy rzut oka wydawał się typem dziwnego wesołka, takim, co to nic mu w życiu nie potrzeba do szczęścia, żeby uśmiechać się na prawo i lewo. Stanął teraz przed Francuzką uśmiechając się od ucha do ucha a w ręku ściskając kilka datapadów.
- Słyszałem, że rzucają go do Francji, ma chłopak szczęście – przesunął wzrokiem po sylwetce kobiety z uznaniem kiwając głową. – Jak widzę nie tylko do przydziałów. Ale! Gdzie moje maniery… Chorąży Harper. Eric Harper. Nie wiedziałem, że przywiózł cię tutaj z Omegi, musisz być bardzo przekonująca. Od nas nie chciał żadnej i za żadne pieniądze.
Obrócił się na moment witając z kilkoma żołnierzami przechodzącymi obok, przełożył datapady z ręki do ręki i wrócił spojrzeniem do Irene. Dziwnie aż za wesoły uśmiech nie schodził mu z twarzy, co na dłuższą metę mogłoby wydawać się odrobinę przerażające.
- To gdzie ten twój żołnierzyk? – zapytał rozglądając się na boki, jakby co najmniej faktycznie szukał podporucznika. I w zasadzie ani on, ani Irene nie musieli już długo czekać, bo zaraz z korytarza wyłonił się Arrow i na widok Harpera wyraźnie zmarszczył brwi. Nie to, że był niezadowolony, raczej zdziwiony.
- Harper… co ty tu robisz?! Myślałem, że przenieśli się na okręt – Marshall wyciągnął rękę do mężczyzny i uścisnął mu dłoń wciąż nie mogąc się pozbyć zaskoczenia z twarzy. Objął jednocześnie Irene ramieniem wyraźnie dając do zrozumienia, z kim tutaj przyszła, zbyt dobrze znał niektórych swoich kolegów. Zwłaszcza tego, który teraz z nimi rozmawiał.
- Jeszcze trzy dni wolności. A ty, co… Francja farciarzu. Wiesz ilu z nas marzyło o tym, żeby polecieć na Ziemię? Pół Przymierza czeka na taki przydział – chorąży pokiwał głową z uznaniem, które wyraźnie odznaczało się w jego głosie. To, czego Hearrow nie wspomniał Irene, doskonale teraz wyjaśnił Harper. Taka była prawda, marzeniem każdego żołnierza Przymierza był przydział na Ziemi. Niejako powrót do domu, do korzeni. To przypominało wojskowym, za co i dlaczego walczą i codziennie narażają życie. To naprawdę było wyróżnienie.
- Nie tym razem – Arrow uciął dyskusję krótkim stwierdzeniem. Nie chciał się teraz nad tym rozwodzić, nie po decyzji, którą już podjął. – Wybacz Harper, trochę nam się spieszy. A i uważaj na starego, ma dziś kiepski dzień…
- Dobra, trzymajcie się. A, Irene… pilnuj go – rzucił jeszcze chorąży na odchodne mrugając do Francuzki. Po krótkim pożegnaniu Marshall przesunął rękę na biodro Irene i uśmiechnął się do niej.
- To co? Chcesz zobaczyć jeszcze tą Wieżę?
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

2 gru 2014, o 23:32

Została przy pierwszych drzwiach i pozwoliła podporucznikowi załatwiać swoje sprawy. Owszem, chciałaby zobaczyć radną na żywo. Oparła się o ścianę i wpatrywała się w drzwi gabinetu, rozważając jak potoczyłoby się jej życie, gdyby nie zdecydowała się uciec. Może teraz też podróżowałaby po galaktyce tak, jak to robi teraz, a może miałaby właśnie takie biuro, pod którym plątałyby się setki ludzi i musiałaby w nieskończoność przerzucać sterty papierów.
Odwróciła się, słysząc głos który z niczym się jej nie kojarzył, ale najwyraźniej jego posiadacz skądś Irene znał.
- Hej - uśmiechnęła się szczerze i chociaż za wszelką cenę chciała sobie przypomnieć, gdzie się spotkali, to nie była w stanie. Dopiero gdy nazwał ją jej prawdziwym imieniem, szybko wydedukowała całą resztę. Co nie znaczyło, że jest zadowolona. Na pewno nie rozmawiali z podporucznikiem przy tym mężczyźnie, więc wyglądało na to, że Arrow swoje mu powiedział. I zrobił to źle. Mógł podać każde inne imię, chociażby Eva, którym posługiwała się na Omedze. Ale sympatyczny uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Tak, poszedł rozmawiać o przydziale - machnęła ręką w kierunku pomieszczeń dowództwa.
Podała mu rękę, kiedy się przedstawił, ale nie odpowiedziała tak samo. Tym bardziej, że nie wiedziała o czym mężczyzna już wie od samego Hearrowa.
- Żadnej... żadnej czego, przepraszam? - spytała, unosząc brwi. Jej wzrok stał się chłodny i gdyby nie Arrow, który pojawił się chwilę później, pewnie nie skończyłoby się to tak przyjemnie.
Nie wtrącała się w ich rozmowę, drgnęła tylko lekko gdy dotarło do niej, z czego dla niej rezygnował. Cóż, nie była w stanie tego zmienić, a do Francji wrócić nie mogła. Chyba, że siedziałaby non stop w domu, albo ścięła i przefarbowała włosy, żeby uniknąć rozpoznania. A żeby to zrobić, musiałaby być mocno nienormalna. Przydział na Ziemi... dostanie jeszcze taki. Nie mogą przecież w nieskończoność rzucać ludzi po statkach, stacjach i koloniach. A kto wie, może kiedyś nadejdzie dzień, kiedy Francuzka przestanie wyświetlać się na komputerach Przymierza jako poszukiwana.
- Pilnuję - uśmiechnęła się i machnęła do mężczyzny, ale kiedy tylko się odwrócił przewróciła oczami. Spojrzała na podporucznika pytająco. - I jak?
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

3 gru 2014, o 00:13

Zaśmiał się widząc jak Irene przewraca oczami, kiedy tylko Harper odwrócił się od nich.
- Co, nie spodobał ci się chorąży? – przeszedł kawałek dalej prowadząc Irene na drugi koniec ambasady, tam gdzie było mniej ludzi i mogli spokojnie usiąść. – Muszę poczekać, nie dadzą mi decyzji od razu, ale zważając na to, że odprawa miałaby być jutro, to za chwilę powinienem coś wiedzieć.
Rząd krzeseł obitych skórą i ustawionych pod ścianą zajmowało zaledwie kilka osób, tak, że kiedy Hearrow z Irene na nich usiedli obok wciąż pozostawały wolne miejsca. Podporucznik oparł się wygodnie chwytając Francuzkę za rękę i wkładając ją między swoje dłonie. Nie pozostało im nic innego jak czekać zwłaszcza, że Hearrow nie wiedział czy decyzja będzie za pięć minut czy za godzinę. Mogli owszem udać się do Wieży Rady i umilić sobie ten czas, ale podporucznik był zbyt zdenerwowany całą tą sytuacją a wycieczkę zaproponował tylko ze względu na Irene. Zresztą jak wszystko, co właśnie robił.
- Sztabowy nie był zadowolony, stwierdził, że musi skonsultować się z generałem, bo to on podpisywał rozkaz – wyjaśnił pokrótce, nie wgłębiając się w szczegóły, których Irene mogłaby nie rozumieć. Już nawet nie chciał tłumaczyć, że cała procedura przeniesienia była cholernie skomplikowana i wiązała się z całą masą biurokracji i jeszcze większą ilością rozdysponowania od nowa ludzi. Na miejscu zawsze musiał być komplet i nikogo nie obchodziło to czy komuś się podoba bycie w tym miejscu czy nie. Oczywiście żołnierze mieli swoje odwołania i właśnie z tego też skorzystał teraz Hearrow, ale nie chciał mówić Irene, że szanse na to są mniejsze niż połowa. Zresztą sam wierzył w to, że musi się udać inaczej… Inaczej wszystko, co nawet dobrze się nie zaczęło przepadnie. Ścisnął nieświadomie jej dłoń mocniej, kiedy tak to wszystko rozważał w swojej głowie.
- Proponują SSV Narwik. To okręt wojenny stacjonujący obecnie w Mgławicy Żmii – nie chciał zakładać od razu najgorszego scenariusza, ale gdyby Arrow w tym momencie otrzymał mobilizację wojskową na okręt stacjonujący w pobliżu strefy należącej do batarian, nie byłoby najmniejszych szans na to, żeby w jakikolwiek sposób mogliby się widywać. Westchnął ciężko, ale musiał jej o tym powiedzieć, nie mógł przecież ukrywać tego faktu, zwłaszcza, jeśli to właśnie tam go przeniosą. – Jeszcze Elysium, kolonia w Mgławicy Petra, całkiem blisko i brzmi nawet sensownie. Najemnicy i piraci, to też brzmi całkiem sensownie… nawet bardzo.
Nie miał pojęcia, co w tej chwili byłoby dla nich lepsze, ani jedna, ani druga opcja nie wydawała mu się optymalna a jedyne, co Arrowowi w tej chwili przychodziło do głowy, to faktycznie ta papierkowa robota na Cytadeli. I czekanie na wezwanie do akcji bojowych.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

3 gru 2014, o 01:05

- Chyba wziął mnie za jakąś... - skrzywiła się i machnęła ręką. Poszedł już, więc nie było czego rozważać. Dopóki cała ta rozmowa była tylko grzecznościową gadką i nie będą musieli się zżyć na siłę, nawet jej imię w tym kontekście przestawało mieć znaczenie. - Nieważne.
Dziwne wyrzuty sumienia, które ją dopadły, kiedy usiedli i słuchała wyjaśnień Hearrowa, za nic nie chciały dać się odpędzić. Opuściła głowę i przyglądała się ich splecionym dłoniom. Nie była dla niego nikim, łączyło ich zbyt mało żeby mogła zmuszać go do takich decyzji. Poprosiła go o zrezygnowanie z tego, co przecież było dla niego ważniejsze niż jakaś ruda, poznana w podwodnej bazie. Ona nie zrezygnowałaby z niczego z tak błahego powodu. Była inna.
- Arrow, przepraszam - odezwała się w końcu. - Nie powinnam była prosić cię o to...
Powiedziała o przeniesieniu pod wpływem emocji, tak strasznie nie chciała żeby miał cokolwiek wspólnego z Francją, zwłaszcza okolicami w których się wychowała. Może faktycznie lepiej by było, gdyby pozwoliła mu lecieć tam, gdzie miał przydział, nie ingerując w jego decyzje.
- Posłuchaj... Jeśli to jest dla ciebie ważne, to ja nie chcę stanowić przeszkody - to było więcej, niż obietnica. Podporucznik dla niej zmieniał najbliższe pół roku swojego życia, mimo że prawie się nie znali. Zakładał, że wszystko ułoży się tak jak powinno i to z nią będzie wychowywał dzieci na Ziemi. Nie powiedział tego co prawda, ale Irene wiedziała, że tak jest. A co ona mogła mu ofiarować w zamian? Życie pełne niepewności i niewiadomych. I historii, o których potem chciał zapomnieć. - Francja, farciarzu - uśmiechnęła się smutno. Zorientowała się, jaki ogromny wpływ miała na jego decyzje. Przecież nie zrobiłby tego dobrowolnie, gdyby nie prośba Irene. Podporządkowywał właśnie wszystko pod nią. A to przecież ona była wolna i niczym nieskrępowana i to ona powinna dopasowywać się do niego. Pożałowała teraz całego tego dnia, od poranka po chwilę obecną.
- Trochę mam nadzieję, że się nie zgodzą - przyznała. - Przynajmniej będziesz wtedy tam, gdzie chcesz być... A ja... ja nie wiem, może jakoś uniknę kontroli, albo będziesz przylatywał do mnie tutaj, czy gdzieś indziej... Sama już nie wiem.
Wolną ręką założyła włosy za ucho i zajęła się analizowaniem płytek na podłodze. Mogła rano zebrać się i zniknąć, tęskniłaby wtedy i pewnie tęskniłby też on, ale przynajmniej nie musieliby przechodzić tego, tutaj. Z drugiej strony gdyby od razu dostał przydział na statek, który zaproponowali mu teraz, pewnie ponarzekałby trochę, ale nie biegłby do dowództwa z podaniem o wysłanie na Ziemię.
Wszystko, co było między nimi, opierało się na wspólnych ciężkich przeżyciach i namiętności. Co, jeśli coś się spieprzy za miesiąc, a on będzie musiał zostać w miejscu, którego nie znosi? Ta jedna prośba o przeniesienie związywała ich na całe pół roku, a na pewno cała odpowiedzialność za nią spadała na barki Irene. Jak miała żyć z czymś takim? Jak to się stało, że ja kiedykolwiek wzięłam ślub, przeszło jej przez myśl i drgnęła, wybudzając się z zamyślenia. Uniosła zagadkowe spojrzenie na Marshalla i czekała, bo nie pozostało jej przecież nic innego.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

3 gru 2014, o 13:02

- Ty jesteś dla mnie ważna – powiedział wreszcie chcąc zapewnić Irene, że sam również nie chce za bardzo tego przydziału. Skoro już zdecydowali to niech tak zostanie, Hearrow był pewny, co do tego, co właśnie robi. Być może nie myślał logicznie i nie rozumował jasno i klarownie. Być może gdzieś w środku pojawiła się przez moment myśl, że może tej decyzji bardzo żałować, ale równie szybko jak się pojawiła tak też zniknęła. To nie było tak, że miał, co do nich jakieś wielkie plany i zamierzenia, ale nie chciał też traktować tego, jako przelotny romans. No i w dodatku był w takiej sytuacji po raz pierwszy w życiu, więc mógł odrobinę wszystko wyolbrzymiać i koloryzować. Zwyczajnie nie dopuszczał do siebie myśli, że cokolwiek mogłoby się spieprzyć.
- Ale ja chcę być tutaj – przerwał jej przesuwając ręką po zewnętrznej stronie jej dłoni wyraźnie dając Francuzce do zrozumienia, że ma na myśli coś zupełnie innego niż miejsce, w którym akurat się znajdowali. Przecież doskonale wiedziała, że Arrow sam sobie przydziału nie wybierał i to nie było tak, że musiał tam za wszelką cenę się dostać. Już mniejsza o tą Ziemię, o Francję i nawet same Ardeny. – I ja już mam swoją Francję – uśmiechnął się do niej ciepło i oparł głowę o ścianę czekając na decyzję od sztabu.
Kolejne przewijające się przez ambasadę osoby zlewały się mu już powoli w jeden monotonny tłum i już rzadko odróżniał jedną osobę od drugiej. Chyba, że ktoś wyraźnie się z nim witał. Minuty ciągnęły mu się niemiłosiernie i tylko obecność Irene obok sprawiała, że podporucznik nie zaczął krążyć jak oszalały tam i z powrotem po korytarzu wydeptując w nim dziurę.
- Irene, czego tak się boisz? – zapytał wreszcie przerywając tymczasową nerwową ciszę wywołaną oczekiwaniem i niecierpliwością. – Nie chcesz się zobaczyć z matką? Przecież nie może być aż tak źle… Na pewno byłby jakiś sposób żebyście się dogadały.
Pamiętał tylko jak wspomniała mu o tym, że uciekła z domu. Byli wtedy akurat w Londynie, ale Hearrow nie wnikał wtedy w to, dlaczego. I zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma pojęcia, co spowodowało wtedy taką a nie inną decyzję kobiety. Nie zastanawiał się nad tym i nie pytał wcześniej uznając, że to nie jego sprawa. Teraz już chyba trochę była jego, prawda?
Nie wiedzieć czemu akurat pół sekundy po tym pytaniu Marshalla, drzwi, za którymi wcześniej zniknął otworzyły się i jeden z wojskowych wezwał go gestem do środka. Arrow westchnął i ścisnął jeszcze na koniec dłoń Irene, żeby wreszcie ją puścić i niemal pobiegł w głąb korytarza. Po drodze czuł jak serce wali mu jak oszalałe i po chwili zniknął za drzwiami.
Kiedy po dłuższej chwili wyszedł i ruszył w kierunku Irene, jego twarz nie zdradzała żadnego wyrazu. Niczego, co można było na pierwszy rzut oka wyczytać i sklasyfikować jako posiadanie dobrych albo złych informacji. Opadł na siedzenie obok, westchnął i przetarł twarz dłońmi. Dopiero teraz poczuł jak palce jego rąk delikatnie drżą.
- Dwa tygodnie – powiedział wreszcie nie patrząc na Irene. Nie chciał widzieć jej reakcji, ale więcej już nie mógł poradzić na to, jaka była decyzja. – Mam pojechać na dwa tygodnie i dobrze się zastanowić czy na pewno chcę tego przeniesienia.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

3 gru 2014, o 14:18

Przez cały czas miała nadzieję, że uda się uniknąć tego pytania. Że przynajmniej dziś nie będzie musiała na nie odpowiadać. I zniknięcie Marshalla za drzwiami wcale nie poprawiło jej humoru, bo dobrze wiedziała że to nie przejdzie bez echa. Że nie zapomni, niezależnie od odpowiedzi jaką dostanie. W końcu Irene miała powód, żeby prosić go o przeniesienie i wcześniej czy później będzie musiała to wyjaśnić.
Oczekiwanie na powrót podporucznika dłużyło się niemiłosiernie. Siedziała naprzeciw drzwi i wpatrywała się w ich kontrolkę. Zaraz mignie, Arrow pojawi się w progu i powie, jak wygląda sytuacja. Nerwowo uderzała obcasem w podłogę, zaciskając dłonie w pięści. Jeszcze nie jest za późno, możesz teraz zniknąć, odezwał się głos w jej głowie i zmusił ją do wstania z miejsca. Szybkim krokiem przeszła kawałek korytarza w stronę wyjścia, ale zaraz wróciła. Nie zwracała uwagi na to, że ludzie patrzą na nią dziwnie, kiedy tak miotała się w tę i z powrotem, bo nie potrafiła sobie poradzić z własnymi myślami, a co dopiero z cudzymi. Nie potrzebuję nawet torby, przecież już niejednokrotnie zaczynałam od nowa, nie mając przy sobie kompletnie niczego. Tylko Wdowa... została w mieszkaniu, gdyby ją sprzedała mogłaby przynajmniej mieć jakiś start. Może zdążyłaby polecieć, spakować się i złapać jakiś prom dokądkolwiek, zanim Arrow się zorientuje co się dzieje.
Zastanawiała się zbyt długo. Kiedy drzwi otworzyły się w końcu, Irene odwróciła się w ich kierunku jak spłoszone zwierzę. Widok Hearrowa trochę ją uspokoił, chociaż nadal nie była pewna co ze sobą zrobić. Usiadła obok niego, czekając aż podzieli się wieściami. O nic nie pytała, wiedziała przecież że tę informację uzyska i wcale nie zamierzała go poganiać. Ale siedziała jak na szpilkach, bo chęć ucieczki wciąż paliła się w niej silnym płomieniem.
- Och... - nie potrafiła powiedzieć nic mądrzejszego. Poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, a pragnienie zostawienia tego wszystkiego w cholerę narasta. Mogła poinformować go, że zaraz wraca i wcale nie wrócić. Niechby już leciał do tej Francji i został tam na całe pół roku, nie musiałby zadawać pytań i nie miałoby znaczenia czy Irene udzieli mu jakiegoś wyjaśnienia, czy nie. - To... to dobrze, widzisz, Francja...
Świadomość, że znajduje się w miejscu, gdzie prawie każdy z obecnych wokół niej należał do Przymierza, uderzyła w nią z siłą tak wielką, że niemal wgniotło ją w krzesło, na którym siedziała. Osunęła się tylko trochę, zamykając na moment oczy i po długiej chwili milczenia odetchnęła głęboko.
- Dobrze, w takim razie... pokażę ci coś. Dzień wyznań - zaśmiała się sucho i powoli wstała, z dłońmi wciąż zaciśniętymi w pięści. - Znajdź dostęp do waszych baz danych. Wpisz Irene Grisey.
Znała już Hearrowa na tyle, że mogła mieć pewność, że nie zakuje jej w kajdanki i nie odeśle do domu. Ale innych, równie nieprzyjemnych reakcji mogło być milion i każda zdawała się logiczna. Trudno, najwyżej zabierze się z jego życia, pozwalając mu lecieć w swoją stronę i będzie unikać też jego. To tylko jedna osoba więcej do omijania, a galaktyka nie jest małym miejscem.
Po wpisaniu podanego przez nią nazwiska, w ciągu niecałych dwóch sekund na terminalu pojawiło się jej zdjęcie. Tuż obok widniała informacja o zaginięciu, dokładny rysopis którego nie sposób było pomylić z kimkolwiek innym, mówił bowiem nawet o tatuażu na plecach... i data. Zgłoszenie miało ponad dwa lata, ale było nadal aktualne. Na samym dole widniały dwa linki z kontaktami.
Aude Dubois (matka), Paul Grisey (mąż).
Irene zacisnęła zęby i czekała na wybuch wściekłości.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

3 gru 2014, o 15:16

Siedział tak jeszcze przez moment i spodziewał się, że Irene po prostu zaraz podziękuje mu za wszystko i wyjdzie. Tak po prostu. No, ale lepsze dwa tygodnie niż pół roku prawda? Dopiero, kiedy znów odezwała się do niego uniósł spojrzenie. Nie bardzo wiedział, o co jej chodzi, ale wstał i podszedł za nią do terminala. Po co chciała dostępu do baz danych Przymierza i co niby chciała mu tam pokazać? Kompletnie nic z tego nie rozumiał i o ile wcześniej wszystko zdawało się być w miarę przejrzyste tak teraz jej zachowanie kompletnie zbiło go z tropu. Jakby nagle po prostu zmieniła temat, chociaż słowa, których użyła wyraźnie wskazywały na to, że takiej zmiany tematu nie będzie.
Nie bardzo tez wiedział, dlaczego obok jej imienia wpisywał inne nazwisko. Czyżby też znał inne? Jedno z takich, które podawała wszystkim przypadkowo poznanym osobom wcześniej. Albo… Przesunął wzrokiem po wyświetlonej informacji. To akurat go nie zdziwiło, taka informacja przecież powinna się pojawić skoro Irene nagle zniknęła z rodzinnego domu, to też pewnie ktoś jej szukał. Arrow wiedział, że w takim przypadku zrobiłby dokładnie to samo. Dopiero, kiedy dotarł do końca tekstu, który pojawił się na ekranie terminala zatrzymał się na moment. Na ułamek sekundy tylko na jednym, jedynym słowie, bo cała reszta nagle przestała być tak bardzo istotna.
Stał tak długą, bardzo długą chwilę i miał wrażenie, że poza terminalem, Irene i nim samym nie ma dookoła niczego. Już nawet zgiełk towarzyszący przewijającym się przez ambasadę ludziom zamienił się w kompletną ciszę. Żadne zewnętrzne bodźcie nie docierały do Hearrowa, który w tym momencie tylko zaciskał palce po obu stronach pulpitu. Czuł jak szybko wali mu serce i tylko policzek nerwowo drgał mu. Wszystko trwało naprawdę sporą chwilę i przechodzący obok ludzie nawet zaczęli się im dziwnie przyglądać.
- Ale… - otworzył wreszcie usta i tylko tyle z siebie wydusił, bo dalsza część zdania zamarła mu gdzieś w gardle. Przełknął ślinę odwracając się i zupełnie nieobecny odszedł kawałek siadając z powrotem na miejscu gdzie siedzieli wcześniej. Jego oczy nerwowo wędrowały od jednego kącika do drugiego, jakby próbował właściwe ogarnąć, co się przed chwilą stało. – Czy ty… czy wy… - nagle poczuł się jakby ktoś trzykrotnie wsadził mu omni-ostrze w brzuch i przekręcił je za każdym razem wyrywając na zewnątrz wnętrzności. Za dużo informacji jak na jeden raz, za dużo wiadomości jak na jedną osobę i nagle wszystkie poprzednie informacje przestały być istotnie w perspektywie tej, którą miał teraz. Liczył podświadomie na to, że chociaż sprostuje to dodając były mąż ale niczego takie nie usłyszał, co jeszcze bardziej go dobiło.
Znała go na tyle, żeby wiedzieć jak będzie podchodził do podobnych spraw. Wiedziała doskonale jaką moralnością obdarzony jest podporucznik i że nie będzie mógł tak po prostu tego olać i dalej bez niczego pchać się w coś, czego już teraz kompletnie nie był pewien. Cały sielski obrazek, wszystko, co powtarzał sobie, że będzie dobrze, że jej przeszłość z najemniczego statku nie ma znaczenia, że przecież teraz jest z nim i on nie da jej skrzywdzić nagle runęły jak domek z kart.
- Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? – nie poznał własnego głosu. Coś tak ścisnęło mu gardło i nie chciało puścić, że ledwo wydusił z siebie te słowa. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaka będzie odpowiedź. W końcu nie bez powodu tak odwodziła go od tego przydziału. Był zbyt zdezorientowany żeby się wściekać, ale wszystko nagle zdało mu się tak bardzo proste. Był podporucznikiem Przymierza, miał dostęp do baz danych… Tak to sobie zaplanowała? – Po to ci jestem? Takie było twoje zamierzenie? Uwiedziesz żołnierzyka, żeby pozbył się tych informacji z baz danych, tak?
Sam nie wiedział, co mówi, czuł tylko narastającą w nim gorycz i nagle zaczął zachowywać się straszliwe nerwowo. Zbyt mocno go to zabolało by mógł trzeźwo i logicznie na to wszystko spojrzeć. Zapomniał w jednym momencie, że są pośrodku ambasady i podobna rozmowa nie miała prawa mieć tutaj miejsca, ale już było mu wszystko jedno. Po prostu wstał z miejsca w kompletnej nieświadomości tego, co robi i co się z nim dzieje i wyszedł z ambasady. Tak po prostu. Na zewnątrz dopadł do pierwszej lepszej wolnej ławki w Prezydium i oparł łokcie na kolanach. Jak w ogóle mogło mu się wydawać, że ktoś taki jak Irene zainteresuje się nim zupełnie bez powodu?
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

3 gru 2014, o 16:03

Zamknęła okno z informacją dotyczącą jej osoby, bo Arrow najwyraźniej był zbyt roztrzęsiony, żeby o tym pamiętać. Przynajmniej nie zgłosił odnalezienia i nie poleciał od razu zaprowadzić jej do odpowiedniej osoby, takiej która odesłałaby ją na Ziemię. To było najważniejsze. Ale kiedy słyszała, że wysłowienie się sprawia mu większe trudności niż jej jeszcze przed chwilą i widziała, co się z nim działo, prawie do krwi przygryzła dolną wargę, nie wiedząc co może teraz zrobić. Emocje poniosły ją i chciała, żeby już wiedział, nie myśląc w ogóle o tym, że przydałoby się jakieś wprowadzenie. Jakiekolwiek, żeby te nowości nie spadły na niego jak grom z jasnego nieba.
- Nie, to nie tak - zaczęła, ale podporucznik zdawał się zupełnie jej nie słuchać. A fakt, że dłoń którą położyła mu na ramieniu, została zrzucona i zignorowana, tylko to potwierdzał. Kiedy odwrócił się do niej plecami i ruszył w swoją stronę, na początku nie byłą pewna czy w ogóle powinna za nim iść. Zacisnęła zęby, opuszczając głowę. Więc nie chciał jej już. Po co miała silić się na jakiekolwiek wyjaśnienie, skoro on i tak wiedział lepiej od niej samej jaki miała plan?
Powoli ruszyła w stronę wyjścia, przekonana że podporucznik czeka teraz aż zabierze swoje rzeczy z jego mieszkania i na zawsze zniknie z jego życia. Czuła się jak pijana, kiedy opuszczała ambasadę. Gdyby nie tłum, który popchnął ją w stronę drzwi, być może nawet by w nie nie trafiła. Wszystko zrobiła nie tak, od początku do końca. Dlaczego kiedy jej na kimś zależało, nie potrafiła myśleć racjonalnie? Dlaczego nie umiała podejść do tego tak, jak do każdej innej rozmowy?
Ale Marshall nie zniknął. Siedział na ławce w stanie kompletnej rozsypki i gdzieś wewnątrz Irene zapaliła się jeszcze iskierka nadziei. Spokojnie, tylko zrobić to dobrze.
- Arrow... - nie usiadła obok niego, bo nie chciała żeby znów zerwał się i odszedł w swoją stronę. - Naprawdę myślisz, że dlatego ci to pokazałam? Nawet przez myśl mi nie przeszło, że możesz to zrobić, nawet nie wiedziałam że masz do tego uprawnienia - to częściowo była prawda, bo faktycznie podporucznik mógł nie mieć możliwości modyfikacji takich danych. - Nie chciałam żebyś to widział i nie chciałam ci o tym mówić. Ja... on... traktował mnie gorzej niż Hound. Dlatego uciekłam, rozumiesz?
Opuściła głowę, nadal nie wiedząc czy może już usiąść, czy jeszcze nie powinna. Jej dłonie były zaciśnięte tak mocno, że aż zbielały jej kostki.
- Jak mogłam ci o tym opowiedzieć, skoro kiedy dowiedziałeś się o najemnikach, zareagowałeś tak gwałtownie? - zamilkła na moment, odwracając spojrzenie gdzieś w bok. - Hound przynajmniej mnie nie bił - dodała cicho. - Od początku było jasne czego ode mnie oczekuje. Na Ziemi... na Ziemi wszystko działo się w domu, a przy ludziach musiałam uśmiechać się i udawać, że jestem szczęśliwa. A moja matka wierzyła jemu i wszyscy wierzą jemu, bo potrafił bić tak, żeby nie było widać - skrzyżowała ręce na piersi, jakby chciała się zamknąć przed całym światem i zadrżała, a w jej oczach znowu zalśniły łzy. - Ja... nie chciałam żeby to wszystko tak wyszło. Nie chciałam żebyś w ogóle musiał o tym słuchać. To dlatego zależało mi na tym, żebyś nie wylądował we Francji, żebyś się nie dowiedział. Przez tyle lat byłam traktowana tak jak byłam i chyba przez to jestem... popsuta. Wiem, że jestem - odwróciła się i rękawem wytarła łzy z policzków. Zostawiły ciemne plamy na materiale bluzki. - Teraz wiesz też ty, więc... mogę... mogę spakować się zaraz i zniknąć. Zrozumiem. Ale proszę, nie każ mi tam wracać.
Opuściła ręce i spojrzała na Hearrowa. Była roztrzęsiona i wyglądała, jakby miała zaraz się rozpaść.
- I tak zrobiłeś już tyle... byłeś dla mnie dobry - z powrotem opuściła głowę. - Potrzebuję pięciu minut w mieszkaniu, żeby zebrać swoje rzeczy.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

3 gru 2014, o 16:53

Podniósł głowę, kiedy usłyszał swoją ksywkę, chociaż głos rozpoznał od razu. Nie był zły, nie, to, co go teraz ogarnęło to było zupełnie inne uczucie. Czuł jak wszystko w środku mu się przewraca a dziwne uczucie ściśniętej klatki piersiowej za nic nie chciało z niego zejść pomimo kilku głębokich wdechów. I kiedy tak stała przed nim nie miał nawet odwagi unieść spojrzenia.
Wszystko, co mówiła docierało do niego ze sporym opóźnieniem i dopiero po kilku zdaniach dalej zdał sobie sprawę z tego jak gwałtownie zareagował i tym razem. Nie umiał do tego podejść spokojnie i to był błąd. Za bardzo mu zależało, żeby odstawić na bok uczucia i włączyć rozumowanie. Jak w ogóle mógł być taki nieopanowany, zupełnie jak nie żołnierz Przymierza. Było tak dobrze dopóki nie zaczynali grzebać w przeszłości, że podporucznik zaczął żałować, że chciał się czegokolwiek dowiedzieć. Czemu zawsze musiało mu się wydawać, że wszystko jest wymierzone w jego osobę? Ochłonął odrobinę i uniósł wreszcie na nią wzrok. Wtedy zobaczył jej łzy i momentalnie coś w nim pękło. Cała złość, gorycz i wszystko, co do tej pory ogarniało zmysły podporucznika momentalnie zniknęło. Zerwał się na równe nogi i poprawił po jej rękawach ślady na policzkach przecierając je kciukami przyłożonych do twarzy Irene dłoni. Teraz nie liczyły się zupełnie jego uczucia, dotarło do niego jak kompletnym idiotą był jeszcze przed chwileczką. Jak mógł nie zauważyć ile ją to wszystko kosztuje…
- Nie wrócisz tam – powiedział wreszcie, a jego głos znów brzmiał tak jak powinien. Może było z nim trochę więcej troski niż wcześniej i był trochę czulszy. Po tym, czego się dowiedział teraz, nie miał najmniejszego zamiaru nawet próbować jej przekonywać do udania się z nim na Ziemię. Tylko, że on musiał tam polecieć na te dwa tygodnie i będzie musiał bardzo się powstrzymywać, żeby przy okazji nie zrobić tam niczego głupiego. Objął ją obiema rękami i przycisnął do siebie, nie przejmując się tym, że nawet nie są w ustronnym miejscu a ludzie mogą im się przyglądać. Chciał ją uspokoić i przy okazji sam się opanować zanim po głowie zaczną mu z powrotem krążyć mordercze myśli. – Ja wciąż chcę żebyś ze mną została. Ja… - odsunął się tak, żeby móc z powrotem spojrzeć jej w oczy i uniósł dłoń by otrzeć jeszcze jedną łzę, która pojawiła się na policzku Francuzki. - … przepraszam. Przepraszam, że musiałaś przeze mnie do tego wracać.
Czuł się winny, naprawdę winny wszystkiemu, do czego dziś doszło. Nie miał prawa oceniać jej w tej sposób ani tym bardziej osądzać, sam nie był święty i zdawał sobie z tego doskonale sprawę. No, tylko, że on nie miał żony.
Chyba zdecydowanie mieli dość na dziś przygód, informacji, spotkań i wycieczek. Odgarnął jej włosy z twarzy zakładając je za ucho, chciał zrobić coś, cokolwiek, żeby oboje przestali myśleć o dzisiejszym dniu i o tym wszystkim, co się stało.
- Zawsze możemy wrócić do mieszkania i kochać się tak, że o wszystkim zapomnimy – wyszeptał jej tylko do ucha, zdając sobie doskonale sprawę, że to być może nie jest rozwiązanie na wszystko. Ale za to bardzo skutecznie odwraca uwagę od niechcianych rzeczy. Zwłaszcza, że podporucznika jutro już miało nie być. Dwa tygodnie…
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

10 cze 2015, o 20:33

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tak. Harper zdecydowanie był, jaki był i należało się do niego po prostu przyzwyczaić. Ledwo wyszli za drzwi mieszkania mężczyzna milczał jedynie przez jakieś parę kroków. Tych, które dzieliło ich od transportu, w końcu nikt nie zamierzał chodzić teraz na spacer pomiędzy okręgami zwłaszcza, że sprawa była naprawdę priorytetowa. Harper pomógł wsiąść Irene do środka a sam zajął miejsce obok wybierając jako cel podróży parking przy ambasadach Przymierza. Mieli stąd jakieś dziesięć-piętnaście minut podróży.
- Mało jest takich ludzi jak Hearrow – odezwał się poprawiając się w fotelu i odwracając głowę w stronę Francuzki. – Znam go od bardzo dawna i nigdy nie podejrzewałbym, że sam z siebie wpadnie na coś takiego. To nie w jego stylu.
Zmierzył uważnie spojrzeniem kobietę jakby czekał na coś, co może świadczyć o tym, że Arrow jednak nie robił tego z własnej woli. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, przez co jego mina mogła być trochę przerażająca, ale zaraz rozpromienił się z powrotem.
- Jak do mnie zadzwonił, to nie myślałem, zdziwiłem się. Szczerze mówiąc wydawało mi się, jak go znam, że odwiezie cię na Ziemię i tam załatwi sprawy. Wiedziałem o tobie wcześniej, ale wiesz. W towarzystwie porucznika Przymierza byłaś bardziej bezpieczna niż ci się wydawało. Jak to mówią, najciemniej pod latarnią. Rozumiesz co mam na myśli, nie? – Zamilknął na moment czekając na jakąkolwiek reakcję Irene. Był to jeden z niewielu momentów, kiedy kobieta mogła cokolwiek powiedzieć, jeśli chciała skomentować jakoś jego słowa. Albo odpowiedzieć.
- W każdym bądź razie… Nic się nie martw, załatwimy to szybko i bezboleśnie. Arrow coś wspominał, że umiesz podrabiać podpis matki. To dobrze, na wszelki wypadek może się przydać, ale myślę, że uda mi się go cyfrowo skopiować z nakazu poszukiwania. Wiesz, musiała taki podpisać. Z tym jest więcej papierkowej roboty niż w urzędzie. Tu podpisz, tam zakreśl. Na początku myślałem, że szlag mnie z tym trafi, ale kiedy zobaczyłem kredyty za pierwsze zlecenie to wiedziałem już, że warte jest to wszystko zachodu. Wiesz czym się różni poszukiwanie zaginionych od poszukiwania zbiegów? – Znów spojrzał na Irene oczekując chyba jakiegoś zainteresowania sprawą z jej strony. Mówił dużo, bardzo dużo i w ogóle się przy tym nie męczył, ale za to podróż mijała szybciej niż normalnie. No przynajmniej dla Erica. – Za zaginionych zawsze jest więcej kredytów. Za ciebie też jest sporo, wiesz? Co prawda wypełniałem dużo korzystniejsze zlecenia, ale gdyby nie Arrow chętnie bym na ciebie zapolował.
Wyszczerzył zęby i roześmiał się szczerze. Na horyzoncie zamajaczył im parking, a jeszcze wcześniej wysoka Wieża Cytadeli gdzie rada miała swoją siedzibę. To zwiastowało koniec podróży a coraz bliższe spotkanie z tym, co było im teraz przeznaczone. Eric zdawał się w ogóle nie być zestresowanym, być może dobrze to ukrywał a być może należało się tym zacząć martwić. Decyzja należała do Irene.
- Na miejscu do centrali będziemy musieli przejść przez bramki, jeśli masz coś metalowego to będziesz musiała zostawić. Będziemy musieli wypełnić metryczkę i inne takie pierdoły a potem będziesz już wolna. Nie będzie epickiego włamywania się do terminalów Przymierza i strzelanin w korytarzach.
Zaśmiał się i pomógł Francuzce wyjść z promu. Stanęli przed wejściem do ambasad dokładnie w miejscu, gdzie jeszcze niedawno Irene przeżywała swoje dramaty z Marshallem. Teraz wszystko w tym samym miejscu miało się dla niej zmienić. Jeszcze kilka kroków, jeszcze kilka minut…
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

10 cze 2015, o 21:45

Wsiadła do taksówki i uśmiechnęła się do Harpera. Tak jak się spodziewała, nie milczał zbyt długo. Nie spędziła z nim zbyt wiele czasu, ale podejrzewała, że gadał nawet przez sen.
- Co, myślałeś że znalazł poszukiwaną i postanowił jednak ją sobie zatrzymać? - zaśmiała się. - Nie... nie był za bardzo zadowolony, kiedy dowiedział się o tym wszystkim - to było mało powiedziane. - Kiedy spotkaliśmy się w ambasadach poprzednim razem, myślałeś pewnie, że przyprowadził mnie żeby zrealizować zgłoszenie? Cóż, wygląda na to, że myśleli tak wszyscy, którzy mnie tam widzieli - wzruszyła ramionami i wyjrzała przez okno. - Przynajmniej każdy, kto mnie rozpoznał. Liczę na to, że nie było takich zbyt wielu.
Nie myślała, że jeszcze kiedykolwiek w życiu przyjdzie jej podrabiać podpis matki. Nie robiła tego od dobrych... ośmiu lat? Na pewno odkąd skończyła szkołę. Później nikt tego od niej nie wymagał, bo po co? Teraz będzie musiała przypomnieć sobie jak to się robiło. Znów się poczuła, jakby uciekała z zajęć i parsknęła śmiechem. To były pierwsze chwile, które pokazały jej ile ciekawszych rzeczy można przeżyć, kiedy nagina się zasady.
Pokręciła głową w odpowiedzi na wpleciony w monolog pytanie.
- No tak, rodzina odda wszystko, żeby ściągnąć kogoś bliskiego z powrotem - mruknęła. Ciekawa była jak matka przeżyła informację o rozwodzie-niespodziance. Pewnie zapluła się jadem. Irene spojrzała na Harpera spod rzęs i uśmiechnęła się lekko. - Nie złapałbyś mnie - stwierdziła z rozbrajającą pewnością, wzruszając ramionami. - Gdyby nie Arrow, pewnie nigdy byś na mnie nie trafił - i szczerze w to wierzyła. Zbyt często zmieniała miejsce pobytu, by można było ją tak po prostu znaleźć. - Ile?
Jakoś dotąd się tym nie interesowała, ale to jednak było całkiem ciekawe. Znać swoją cenę. Wiedziała mniej-więcej ile warta jest dla Hounda, teraz pozostawało pytanie kto da więcej. W końcu jej rodzina należała do bardzo zamożnych. Znów wyjrzała przez okno. Czyli jednak lecieli do Ambasad. Wrodzona ostrożność mówiła jej, że Eric może zabrać ją wszędzie, więc lepiej się przygotować, ale tu wszystko było tak, jak miało być. Normalnie, łatwo, przynajmniej póki co. Odzwyczaiła się od tego.
Wyskoczyła z taksówki i wyprostowała brzegi kurtki. Spojrzała na Harpera i skrzywiła się nieco, słysząc jego wyjaśnienia. Zostawić coś metalowego, hm? I tyle z próby zabezpieczenia się przed niespodziankami. Odchrząknęła i ruszyła za mężczyzną, po chwili zastanowienia z westchnięciem sięgając za plecy i wyciągając stamtąd pistolet.
- Trzymaj - mruknęła, przewracając oczami. - Wiem, nie będzie, ale słyszałam już takie obietnice. Kończyło się podtopieniem, albo granatem dymnym rzuconym pod nogi i tymi waszymi N7 wbiegającymi przy huku wystrzałów. Od tamtej pory właściwie się z nim nie rozstaję. Na wszelki wypadek.
Oddała mu broń i wsunęła ręce do kieszeni, robiąc niezadowoloną minę.
- Jeśli ja go wyciągnę, będą problemy, sam rozumiesz. A chciałabym żeby do mnie wrócił... - Harper powinien wiedzieć, że wersje cywilne tych pistoletów są nielegalne, jeśli miał jakieś pojęcie o broni. A skoro to wiedziała Irene, to on musiał też sobie z tego zdawać sprawę. - Wygrałam go - dodała jeszcze, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie. - W kwazara - zerknęła jeszcze na Erica krótko, kiedy zbliżali się już do wejścia. - Tylko nie mów Marshallowi, proszę. On... nie lubi, jak coś jest nie tak, jak powinno być. Może się wkurzyć.
Przekroczyła próg budynku, teraz już gotowa, bo co więcej mogła zrobić? Rozejrzała się. Teraz jej się wydawało, że każdy w mundurze Przymierza, albo mający z mundurem Przymierza cokolwiek wspólnego, wie kim jest ruda, która właśnie weszła do środka. Znów ją to przytłoczyło, tak, jak poprzednim razem, ale tym razem też ktoś nad nią czuwał. I za jakiś czas, wcale nie tak długi, to uczucie zniknie. Na zawsze.
Nie mogła się już doczekać i gdyby nie miała dwudziestu czterech lat, a dwanaście, to pewnie zaczęłaby podskakiwać w miejscu. Ale teraz tylko uśmiechnęła się znów do Harpera i utkwiła w nim pytające spojrzenie.
- Prowadź - poprosiła i ruszyła za nim.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: Ambasada Ludzkości

10 cze 2015, o 22:19

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

10 cze 2015, o 22:32

Zdumienie wymalowane na twarzy Harpera było niemal tak samo szczerze jak ten uśmiech wiecznie przyklejony do jego twarzy. I zamilkł na długą (jak na niego) chwilę patrząc to na Irene to na Tłumiciela, którego trzymała w rękach. Dopiero po chwili sięgnął po broń.
- Czy ty zwariowałaś? Nie można biegać z czymś takim po cytadeli. Tu jest ogólny zakaz noszenia jakiejkolwiek broni. W sensie w ambasadach, mówiąc coś metalowego miałem na myśli… nie wiem… klamerkę w pasku od spodni. Albo rozrusznik serca. Nie broń, która jest niedopuszczona do użytku przez kogoś poza Przymierzem – pokręcił głową z niedowierzaniem, ale przyjął pistolet. – Znam go dłużej niż ty i wiem jaki jest. Dlatego uważam, że powinnaś mu o tym sama powiedzieć. Ale cóż, ja nie jestem głosem rozsądku, więc nie będę cię ani opieprzać, ani przemawiać do rozumu. A on to zrobi. Na pewno.
Przeszedł dalej prowadząc Irene korytarzem, który zdążyła już poznać wcześniej będąc tutaj z Hearrowem. Wciąż było tu sporo Przymierza i podobnie jak Marshall wcześniej, teraz Eric kłaniał się i witał z bardzo wieloma mijającymi ich ludźmi. Przechodząc obok schodów do gabinetu radnej Harper skinął głową w tamtą stronę.
- Arrow ci mówił? Zna radną osobiście, studiowali na jeden uczelni – zaśmiał się mijając skręt w lewo i poprowadził Irene do korytarza, gdzie wcześniej Hearrow składał prośbę o przeniesienie. Tylko, że minęli pierwsze drzwi, a potem kolejne idąc dalej w głąb. Tutaj już nie było tylu żołnierzy, chociaż od czasu do czasu ktoś wychodził z poszczególnych pomieszczeń i znikał za innymi drzwiami.
- Marshall do niego nie pasuje – odezwał się Harper, kiedy wreszcie stanęli przed odpowiednimi drzwiami opatrzonymi napisem „Generalne Biuro Zgłoszeń i Zawiadomień”. – Arrow, to Arrow. Jesteś pierwsza, która wyraża się o nim po imieniu. Zaraz po jego matce.
Eric wstukał kod w kontrolkę na drzwiach wczytując jednocześnie swoją przepustkę i przeprowadził Irene przez próg. Oczom kobiety ukazało się sporych rozmiarów pomieszczenie z kilkoma biurkami ustawionymi pod różnym kątem, zwalonymi datapadami i z terminalem pośrodku. Przy tym, które wydawało się być głównym siedział mężczyzna o pociągłej twarzy i zmęczonym spojrzeniu, którym zaszczycił dwójkę znad okularów. Gdyby zdjąć z niego mundur śmiało można by go zakwalifikować jako zwykłego ciecia od otwierania bram. I był dość stary. Dookoła kręciło się kilku innych żołnierzy, ale ci zdawali się nie zwracać na przybyłą dwójkę zupełnie uwagi.
- Eric Harper – mruknął mocno zachrypniętym głosem mierząc wzrokiem Irene. – Widzę, że znalazłeś kolejną zgubę. Wiesz co robić.
Machnął ręką w prawo trochę bardziej jakby odganiał się od natrętnego owada i wrócił do przeglądania danych na leżącym przed nim datapadzie.
- Dzięki Eskildsen – odpowiedział chorąży wciąż uśmiechając się jak gdyby nigdy nic i gestem wskazał Francuzce drzwi po ich prawej stronie. Tam z kolei było całkowicie pusto jeśli chodziło o kogoś żywego. Sam pokój poza biurkiem z terminalem (bardzo uporządkowanym biurkiem) zawierał szereg sprzętu, którego przeznaczenia Irene nie mogła na pierwszy rzut oka zidentyfikować. Harper jednak wyłapał jej spojrzenie.
- Tym zajmiemy się później, chodź, siadaj – wskazał jej fotel naprzeciwko siebie i podsunął bliżej jeden, z dwóch datapadów, które zabrał ze sobą z pierwszego pomieszczenia. Widniał na nim dokładny wzór zgłoszenia o poszukiwaniu, taki, jaki widziała jeszcze nie dawno razem z Hearrowem na terminalu w ambasadach. To samo zdjęcie, ten sam opis i tylko na samym dole pod podpisami widniała kwota, którą wyznaczono za sprowadzenie jej do domu. Sto dwadzieścia tysięcy kredytów na dzień obecny.
Eric uśmiechnął się i wskazał na drugi datapad.
- Wypełnij.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

11 cze 2015, o 07:22

Zrobiła zawstydzoną minę i wzruszyła ramionami w czymś w rodzaju niemych przeprosin. Ale w głowie przewróciła oczami, bo nie rozumiała w czym problem. Nie wiedziała, czy aby na pewno lecą do ambasad i czy coś dziwnego nie wydarzy się po drodze. Miała do tego prawo, prawda? Do bycia zaniepokojoną i przesadnie ostrożną. Poza tym były też zakazy śmiecenia, a papierków, pustych kubków i innych dziwnych rzeczy widziała już na ulicach Cytadeli mnóstwo. Jeśli Harper myślał, że stosują się do nich wszyscy, to był w dużym błędzie. Ludzie chodzili tu z bronią i z całą pewnością znajdowali sposoby, żeby wnieść ją do środka nie będąc związanymi z Przymierzem. Nie poczuła się urażona, bo wyglądało na to, że to była cecha wszystkich Przymierzowców. Sztywne trzymanie się zasad, żadnej elastyczności. Westchnęła. Nie wiem dlaczego myślałam, że u Harpera będzie inaczej. Pozostawało mieć nadzieję, że jednak jej ten pistolet odda - jej, a nie Hearrowowi po powrocie. On już i tak był wystarczająco zestresowany.
- Nie mówił - uniosła wzrok na drzwi gabinetu radnej, gdy go mijali. Arrow też przecież nie przepadał za opowiadaniem o sobie. Historie dotyczące Przymierza uznawał za nudne, absolutnie niemogące jej interesować, a wszystko z wcześniej sprawiało, że budziło się w nim coś dziwnego, coś, co Irene uznawała za co najmniej niepokojące. Dogoniła Harpera, który ją trochę wyprzedził i zrównała się z nim.
- Co? Ja nie... - zmarszczyła brwi, by przez chwilę analizować swoje słowa sprzed wejścia. Pokręciła głową. - Zwykle tak nie mówię. To było niechcący.
Po wejściu do pomieszczenia wcisnęła ręce jeszcze głębiej w kieszenie i przyjęła na twarz całkowicie obojętną minę. Nie wiedziała, jak Eric ma zwyczaj wprowadzać odnalezionych - siłą, czy może przekonując ich wcześniej że powrót do domu jest dobrym pomysłem, a może po prostu wybierał takich, którzy wracać chcieli. Irene zmierzyła tylko mężczyznę za biurkiem długim spojrzeniem. A więc to jemu matka musiała truć przez te wszystkie lata. Nie ma się co dziwić, że wygląda tak źle.
Posłusznie podążyła za Harperem do pustego pomieszczenia i usiadła naprzeciwko. Chwyciła datapad i przesunęła zgłoszenie na sam dół, by na widok obiecanej kwoty za dostarczenie córki do domu uśmiechnąć się lekko. Nie wiedziała ile daje za nią Hound, ale ta kwota była sześcio-, nie pięciocyfrowa, więc tu postarali się bardziej. Jakby nie mogli zrozumieć, że gdyby chciała, to by przecież wróciła.
Na drugim datapadzie miały się znaleźć wszystkie informacje o niej, jakie można było sobie wymarzyć. Szkoda że nie pytali o rozmiar buta. Uzupełniła wszystko i oddała listę Harperowi.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Uniosła na niego pytające spojrzenie.
- Co teraz? - postukała paznokciami w blat biurka i obejrzała się za siebie. - Co z tym Eskilnsenem? Czemu powiedziałeś, że tym bardziej mi chcesz pomóc, kiedy dowiedziałeś się że to on? Wygląda na niegroźnego.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: Ambasada Ludzkości

11 cze 2015, o 15:35

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

11 cze 2015, o 15:58

Harper skinął głową odbierając od Irene datapad i przeglądając informacje tam zawarte oraz porównując je z tym, co miał na zgłoszeniu. Uśmiechnął się podpisując w odpowiednich miejscach i uzupełniając to, co należało do jego obowiązków. Dopiero kiedy Francuzka zadała pytanie uniósł wzrok i pokręcił głową z dezaprobatą.
- To długa i bardzo nieprzyjemna historia. Esklinsen pracuje tu odkąd ja zacząłem się zajmować zaginionymi. Na początku całkiem przyjemnie nam się współpracowało, nie był takim… tetrykiem. Potem praca za bardzo go zaabsorbowała i zaczynał robić swoje przekręty – Harper wstał i gestem wskazał Irene stolik po drugiej stronie pomieszczenia wyraźnie dając do zrozumienia, żeby za nim poszła. – Dogadywał się z niektórymi chłopakami, że nie będzie wpisywał do baz aktualizacji statusów zaginionych. W ten sposób zlecenie można było wykonać dwa razy. Problem tkwił jednak w tym, że część z tych zleceń zbliżała się ku przedawnieniu. – Eric wyjął z szafki obok stolika kartkę podzieloną na pięć części i opisaną symbolami, które z początku niczego Irene nie mówiły. Szybko jednak zorientowała się w czym rzecz, kiedy chorąży dołączył do niej ciemny tusz w niewielkim pudełku i wyciągnął rękę po jej dłoń. – Za takie zlecenia płaci rząd kraju z którego ono wyszło. Byli sprytni. Wyszukiwali rodziny, wyłudzali od nich mniejszą kwotę za odnalezienie zaginionego, a potem jeszcze wysyłali zgłoszenie do rządu. – Zamoczył po kolei każdy palec Irene w tuszu i odbił na kartce, a kiedy skończył podał jej nawilżoną szmatkę do otarcia ciemnych teraz opuszków. – Kiedy dowództwo zorientowało się, co jest na rzeczy, Esklinsen wykręcił się od odpowiedzialności a dyscyplinarkę dostało kilku moich dobrych kolegów. Między innymi bardzo dobry przyjaciel twojego chłopaka, zresztą mój też. On miał problemy, potrzebował tych pieniędzy dla chorego dziecka, bo żołd nie wystarczał, więc trochę mu się nie dziwiłem. Ale kiedy prawda wyszła na jaw i kazano zwrócić wszystkie kredyty to był koniec. Dzieciak mu umarł a jego znaleźliśmy w koszarach z przestrzeloną głową i własnym pistoletem w ręce.
Eric zeskanował odciski palców Irene i wgrał je do datapadu po czym wrócił na swoje poprzednie miejsce. Nastała cisza, które trwała długo, bardzo długo jak na wrodzoną gadaninę Harpera. Chorąży przez ten czas wstukiwał coś w terminalu, podpisywał, wygrywał do datapadu. Wreszcie wyszczerzył się szeroko i oparł wygodnie w fotelu patrząc na Francuzkę.
- Dobra kochana, teraz najlepsze – przesunął ekran odwracając go w stronę Irene. Oczom kobiety ukazała się elektroniczna wersja dowodu osobistego jej matki. – Proszę bardzo, cyfrowy podpis. Teraz pokażę ci magię – włączył swój omni-klucz i podłączył się pod terminal. Całość zajęła mu dobre kilkanaście minut. Minut, które Francuzce mogły wydać się całą wiecznością. Wreszcie Harper wydał z siebie odgłos przypominający głośne „ha!” i podsunął jej ten sam datapad, który przed chwilą ona uzupełniała. Z podpisem własnej matki poświadczającym odebranie swojej zguby.
- Za dwa dni przyniosę to tutaj, żeby nie nabrali podejrzeń –postukał palcem w datapad i uśmiechnął się. – To tyle. Proszę bardzo, możesz iść sprawdzić w terminalu czy cię jeszcze szukają, ale pewnie niczego tam nie znajdziesz.
Mężczyzna wstał i otworzył drzwi przepuszczając w nich Irene. Wyszli z korytarza tą samą drogą, którą tutaj przyszli i na dowód, że nie kłamie poprowadził ją do terminala i wpisał Irene Grisey. Jedyne, co ukazało się ich oczom to komunikat „Brak pasujących wyszukań.”
- Proszę - powiedział otwierając Francuzce drzwi do taksówki i oddając Tłumiciela. - Sama zdecyduj co z tym chcesz zrobić. Ale wolałbym nie być na Twoim miejscu, jak Arrow go przypadkiem znajdzie. Swoją drogą - sięgnął do swojego omni-klucza marszcząc brwi. - Twój rycerz jest na strzelnicy, znów pobił mój rekord, ja muszę lecieć, mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Zajrzę do was w niedzielę.
Wyprostował się i poklepał bok pojazdu robiąc kilka kroków do tyłu, na bezpieczną odległość.
- I pamiętaj, pilnuj go.
Rzucił jeszcze na odchodne i ruszył w swoją stronę. Irene została sama ze świadomością, że jest całkowicie wolna i z uczuciem, które pewnie przez jakiś jeszcze czas będzie nowe. I będzie się musiała do niego przyzwyczaić.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

20 cze 2015, o 17:57

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Teoretycznie powinna stawić się na Noradzie. Po powrocie do mieszkania powinna zafundować sobie gorący prysznic, zjeść wiaderko czekoladowych lodów, wypalić paczkę fajek, wypić butelkę wina, ewentualnie skorzystać z pomocy psychologa i teraz, po kilku dniach - być już gotową do służby.
Gówno. Nie była. Nie była i w praktyce po raz pierwszy w życiu całkiem świadomie i z nieprzymuszonej woli wystąpiła o przedłużenie przepustki, której w tych okolicznościach nie można jej było odmówić (szczególnie, że psychologa rzeczywiście odwiedziła - tylko po to, by dostać odpowiednie zaświadczenie i stwierdzić, że rozmowa wcale nie pomaga jej bardziej niż zorganizowane na własną rękę środki zaradcze).
Najpierw liczyła minuty, potem godziny. Zamykając się we własnym mieszkaniu, długi czas przesiedziała po prostu zapatrzona w wizualizowane na oknie, ciemne niebo, zasypiając, gdy organizm zaprotestował przeciw dalszej gotowości i budząc się, gdy zregenerowała trochę sił. Po przebudzeniu wcale nie czuła się lepiej.
Nie miała koszmarów. W nocy nie prześladowała jej śmierć Jasona czy bliskość własnego zgonu, którego uniknęła tylko dzięki temu, że... Miała szczęście. Nie tłumaczyła sobie tego inaczej. Miała szczęście i tyle, a Nielson po prostu go nie miał.
Potem, gdy ciemne niebo już na nią nie działało, patrzyła na zdobiący jej prawą rękę tatuaż. Napinając mięśnie, spoglądała, jak obrazek zmienia się nieco, grając na jej naciągającej się skórze. Litrami wlewając w siebie wodę - zwykłą, czystą wodę mineralną - nie była w stanie funkcjonować. Pogrążona w apatii, dopiero teraz, po kilku dniach wegetacji, zdobyła się na zmienienie luźnej bokserki na przydziałową koszulkę, krótkich szortów na spodnie od munduru.
Wiedziała, gdzie pójdzie jeszcze zanim podjęła świadomą decyzję. Opuszczając mieszkanie po godzinach tkwienia tam w półmroku i ciszy, czuła się dziwnie. Jak gdyby zmuszona była na nowo poznawać świat. Spod oka patrząc na mijających ją ludzi, próbowała znaleźć sobie w tym wszystkim miejsce. Miejsce po.
Lekarz uznał, że jest zdatna do dalszej służby. Bo była. Nie przeszła załamania, nie miała syndromu stresu pourazowego. Po prostu... Była lekko wstrząśnięta. Na to się nie umiera, nie staje się przez to kaleką.
Do ambasady przyszła jako... No właśnie, kto? Bo przecież już nie pracownik - przydział zmieniono jej na Norada. Nie była też jednak petentem - nie potrzebowała od urzędujących tu dyplomatów niczego poza tym, by pozwolili jej usiąść w kącie i po prostu posiedzieć. Oczywiście, nie wygonili jej. Znali ją i jakkolwiek dziwna mogła być jej prośba, wiedzieli, że Dagan swoje dziwactwa po prostu ma. Póki jej obecność nie przeszkadzała im w pracy, póty sierżant mogła tu zostać.
Została więc, przysiadając na jednym z wolnych krzeseł w pomieszczeniu. Nieco na uboczu, by nie zakłócać rytmu dnia i nie odstraszać potencjalnych klientów, kołysała się lekko na tylnych nogach mebla, palce dłoni zahaczając o spód siedziska. Nie miała tu nic konkretnego do roboty, a jednak chciała tu być. Spędziła tu większość swej dotychczasowej służby - tej zasadniczej, po opuszczeniu stacji Mnemosyne. Jakkolwiek sama nie potrafiła tego rozumieć, atmosfera ambasady uspokajała ją, pozwalając jednocześnie powoli wrócić do ludzi.
Potrzebowała tego. Trochę bardziej potrzebowała wprawdzie pracy - w jednej chwili gotowa była zasiąść na swym dawnym stanowisku i ponownie zająć się bezpieczeństwem lokalnej sieci - ale ambasady miały już nowego informatyka, nowego żołnierza. Nie była im już potrzebna i nie zamierzała wcinać się na siłę.
Niech pracują. Ona sobie tylko posiedzi.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

23 cze 2015, o 23:05

W tym, że była od kilku godzin na nogach, nie było niczego dziwnego; Iris po obradach za zamkniętymi drzwiami w Wieży Rady resztę dnia spędzała w ambasadzie, przyjmując interesantów oraz delegacje. Jedna z nich zasługiwała na szczególną uwagę, otóż asari o miłej dla oka aparycji, którą bardzo umyślnie oraz na swoją korzyść potrafiła podkreślić, od dobrej godziny przedstawiała radnej raporty dużego koncernu farmaceutycznego z Thessi, który zainteresowany był nawiązaniem współpracy z jednostką Przymierza, wyposażoną w aparaturę do badań nad mutacjami genetycznymi.
Asari miała może i brzydki zwyczaj, ale niezwykle potrzebny dla kogoś, kto był przedstawicielem, mówienia dużo i w sposób taki, który starał się być za wszelką cenę o krok przed swoim rozmówcą, jakby chciał każde, możliwe wtrącenie zanegować. Pozwoliła jej więc mówić, bardzo grzecznie słuchając i uprzejmie pochylając się nad holograficznymi wykresami, od których troiło się jej w oczach. Problem pojawił się, kiedy kobieta oczekiwała jednoznacznego stanowiska już, teraz, zaraz, co było w przypadku Iris... awykonalne. I Pani Asari musiała wylądować na pozycji oczekującej na spotkanie w przyszłym tygodniu, ufając, że do to wystarczająco czasu dla Przymierza. Nie bardzo interesując się, czy dla Radnej również.
Z grzeczności odprowadziła swojego gościa do drzwi, ale ledwo wyściubiła nos za nie, a już dopadł ją admirał, czatujący na radną od porannych godzin. Nie, nie można było zwlekać z ustaleniem szczegółów jej wizyty na nowej kolonii; Przymierze potrzebowało bogatego wywiadu, dopasowania się do harmonogramu prac Rady.
Była zmęczona. Nie miała już sił opisywać swoich preferencji żywnościowych, ani wymogów co do zakwaterowania. Z nadgorliwym mundurowym rozstała się na rozstaju korytarza, w głównym holu ambasady. Potarła palcami skronie.
- Królestwo za papierosa.
Mruknęła bardziej do siebie, w eter, niż do kogokolwiek konkretnego; jako że Dagon siedziała cicho jak mysz kościelna, kiedy z westchnięciem opadła na część kanapy obok niej, w pierwszej chwili nawet nie zdała sobie sprawy z faktu, że ktoś jeszcze tutaj jest. Tak blisko.
Jakby Radny nie był człowiekiem z krwi i kości, tylko szklanym tworem, zdolnym się rozpaść na tysiące kawałeczków w kontakcie z osobą trzecią.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Ambasada Ludzkości

29 cze 2015, o 17:16

Rebecca nie miała w zwyczaju rozglądać się dookoła. Jeszcze będąc faktycznie oddelegowaną do pracy przy ambasadach, zawsze zajmowała się tym, co zostało jej zlecone - i niczym więcej. Nie była towarzyską i nie czuła potrzeby zawierania znajomości w pracy. Jasne, wiedziała, z kim pracuje - nie była przecież ślepa czy głucha - tym niemniej nie potrzebowała dowiadywać się więcej, niż tylko imienia, nazwiska i funkcji pełnionych przez urzędników w ambasadzie. Podobnie też nie oczekiwała, że zainteresuje pozostałych swoją osobą. Nie łaknęła pytań o to, kim jest, jak się czuje i jak jej się pracuje. Podobne grzeczności były absolutnie zbędne i właściwie, z perspektywy Dagan, utrudniałyby tylko pracę. Przychodziła tu przecież nie dla przyjemności, a po prostu dlatego, że tak jej polecono. Nie oczekiwano od niej zżywania się z pracownikami ambasady, a profesjonalnego zabezpieczania tutejszej sieci.
Teraz jednak było inaczej. Teraz już tu nie pracowała, teraz czekał na nią raczej Norad aniżeli własne mieszkanie. To nie w ambasadzie musiała meldować się co rano i nie z pracy tutaj miano ją rozliczać. W tym momencie była tu na zupełnie innych zasadach. Zasadach, które nie tylko nie zmuszały jej do koncentrowania się na zleconym jej zadaniu, ale wręcz nakłaniały do bycia człowiekiem. Po prostu.
Oczywiście, dla Rebeki podobne odczucia były czymś nowym. Tak jak nieoczekiwane poczucie winy, jakie wzbudziła w niej śmierć Jasona, tak też obecna potrzeba towarzystwa była czymś, czego Dagan zwyczajnie się nie spodziewała. To było dla niej coś obcego, coś, z czym dopiero musiała się oswoić - i czego nie umiała jeszcze ocenić. Nie była pewna, czy podobnie prospołeczne uczucia są jej miłe. Bo przecież wcale nie musiały, prawda? Mogły być tylko utrudnieniem i tak trudnego życia.
A jednak odezwała się. Po krótkiej chwili śledzenia sylwetki radnej w milczeniu, po momencie przyglądania się kobiecie, co do której wiedziała w zasadzie tyko tyle, że nazywa się Iris Fel i jest najwyższą reprezentantką ludzkości na Cytadeli - po tym krótkim czasie czerwonowłosa wyciągnęła z kieszeni wojskowych spodni paczkę papierosów i podsunęła ją w kierunku blondynki w sugestywnym geście.
- Ciężki dzień?
To nie tak, że Dagan nagle zapragnęła szczerej rozmowy z drugim człowiekiem. Rebecca nie rozmawiała, nie żaliła się, ze wszystkim radziła sobie sama. A jednak papierosami nie podzieliła się w milczeniu, dała im dla towarzystwa dwa grzeczne słowa.
Bo chyba po prostu tak wypadało.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek

Wróć do „Krąg Prezydium”