Prezydium to obszar wewnętrznej strony pierścienia łączącego okręgi. Znajdują się tutaj ambasady ras uznających zwierzchnictwo Cytadeli, a także wiele sklepów, lokalów rozrywkowych czy drogich mieszkań, na które pozwolić sobie mogą najbogatsi. Znajduje się tu także Wieża Cytadeli.

Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Szpital Huerty

7 wrz 2016, o 21:03

Do gabinetu badań szła z nosem utkwionym w wyświetlaczu datapada, przeglądając wciąż historię medyczną swojego pierwszego pacjenta. Było tego zbyt wiele, by zdążyła się z tym zapoznać w krótkim czasie, który jej pozostał.
- Ten facet to jakaś masakra... - mruknęła do siebie - Jego historia choroby jest chyba dłuższa niż spis ludności niejednej kolonii...
- Marshall Hearrow, gabinet 35 - usłyszała z głośników i uświadomiła sobie, że jej pierwszy pacjent jest właśnie wywoływany.
W lekkiej panice podniosła wzrok i jej spojrzenie trafiło na drzwi, pod którymi właśnie stała. Drzwi opatrzone tabliczką "Gabinet badań" i numerkiem 35. To tutaj - pomyślała i odwróciła się w kierunku korytarza akurat w momencie, gdy swe kroki kierował ku niej ludzki mężczyzna.
- Porucznik Marshall Hearrow, chwilowo bez przydziału - odezwał się i wyciągnął ku niej rękę.
Odwzajemniła uścisk, taksując go przez chwilę wzrokiem. Górował nad nią,musiała zadrzeć głowę bu spojrzeć mu w oczy.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała szybko i spuściła wzrok. Nie chciała, by w jej oczach dostrzegł niepewność, lekkie rozkojarzenie i... ciekawość. Tori nie miała dotychczas kontaktu z ludźmi, a jedyni obcy, których widziała na własne oczy to turianie i batarianie. Tego człowieka starała się traktować po prostu jako pacjenta.
Otworzyła drzwi do gabinetu i weszła do środka, słysząc kroki mężczyzny wchodzącego za nią. Cały czas mówił, ale asari słuchała go jednym uchem, zerkając wciąż do dokumentacji.
- Będzie pani mnie oglądać? - spytał w końcu, koncentrując na sobie jej uwagę.
Zmrużyła oczy i uniosła brew. Ten człowiek był albo żartownisiem, albo zblazowanym marine, jakich już zdążyła spotkać na Manae.
- Obawiam się, że bez tego się nie obejdzie - odpowiedziała uśmiechając się i przerzuciwszy dane z ekranu datapada na terminal, już po chwili rozpoczęła badanie.
Przyjrzała się uważnie bliznom na brzuchu mężczyzny. Jedna starsza, druga wyraźnie świeższa, ale rana już dawno się ładnie zabliźniła.
- Mam nadzieję, że stosuje się pan do zaleconej diety - zerknęła na terminal, po czym podniosła głowę i odwzajemniła spojrzenie mężczyzny. - Rozległy uraz wielonarządowy to nie przelewki. Mógł zostawić patologiczne zmiany. Ale zobaczmy, co ma pan w środku. Proszę położyć się na leżance. - wskazała stojące pod ścianą łóżko z czujnikami aparatury zawieszonymi nad nim. - Nie, spodnie niech zostaną na miejscu - dodała szybko widząc, ze mężczyzna wykonuje ruch, jakby chciał je również zdjąć.
Przysunęła sobie do leżanki krzesło na kółkach i siadając, uruchomiła skaner medyczny. Nad leżącym mężczyzną wyświetlił się hologram będący zobrazowaniem jego struktury kostnej,mięśni i narządów wewnętrznych.
- Widzę masę zrostów... - przesunęła ręką nad wyświetlonym holograficznym obrazem odsłaniając kolejne "warstwy" skanu - I masę tkanki bliznowatej na dwunastnicy i prawym płacie wątroby. Zaleciłabym próbę usunięcia tych zmian, jeżeli wyrazi pan na to zgodę. Zabieg jest nieinwazyjny, ale wymaga kilku sesji biolaserem. I może być bolesny - oderwała wzrok od hologramu i spojrzała w oczy leżącemu. - Nie daje również gwarancji całkowitego cofnięcia patologii. Zatem decyzja należy do pana.
Odepchnęła się nogą i razem z krzesłem podjechała do biurka z terminalem. Wklepała szybko wyniki swych obserwacji do karty pacjenta i przejrzała listę zaleceń.
- Widzę zalecenia dotyczące ćwiczeń rehabilitacyjnych... Wpiszę pana na listę pacjentów. Sesje odbywają się co drugi dzień, o 11-tej. O ile nie zdecyduje się pan na proponowany przeze mnie zabieg, może pan zacząć nawet jutro.
Zmarszczyła brwi odnajdując jeszcze jeden akapit w dokumentacji. Odepchnęła się znów i podjechała ponownie do leżanki. Przełączyła tryb wyświetlania skanera i na hologramie zamiast tkanek pojawił się cybernetyczny implant Marshalla.
- Jak dawno miał pan przeprowadzaną diagnostykę implantu? W dokumentacji nie ma nic na ten temat, a bojowe implanty powinny być serwisowane i regulowane przynajmniej raz na pół roku...
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Szpital Huerty

12 wrz 2016, o 20:01

Odruchowo szybko zabrał ręce od paska od spodni i uśmiechnął się przepraszająco. Wciąż nie był przyzwyczajony do tego typu badań i wciąż ich równie bardzo nie lubił. No ale jak mus to mus. Wysłuchał także wszystkiego, co powiedziała mu Tori, ze skupieniem na twarzy. Nie było w tym niczego czego by wcześniej mu już nie powiedziano.
- Zrobię co trzeba - odpowiedział na propozycję usunięcia wspomnianych zrostów. Wcześniej nie miał do tego w zasadzie głowy, by przyłożyć się aż tak bardzo do tego co w środku mu się podziało. Ćwiczenia wykonywał chętnie, bo to zwyczajnie lubił, natomiast jeśli chodziło o to, czego nie było widać... cóż. To była zupełnie inna sprawa.
Ból, o którym mu wspomniała, nie przeszkadzał mu w zupełności. Niejednokrotnie przyzwyczajony był do takich sytuacji, więc nie było problemu. Nie znaczyło to jednak, że w całości był z tego zadowolony. Zwłaszcza, że jak to ujęła "nie daje pewności".
Poruszał tylko głową przytakując i dopiero przy wspomnieniu o ćwiczeniach ożywił się znacznie, nieco podnosząc na łokciu.
- Oczywiście, chętnie przyjdę, aczkolwiek w domu również sporo nad tym pracuję - pochwalił się wyszczerzając zęby. To akurat uważał za całkiem sporo zaletę w obecnej sytuacji. Nie musiał nigdzie chodzić na specjalne zajęcia, a większość ćwiczeń mógł spokojnie sam sobie ogarnąć w domu, bez zbędnego zajmowania miejsca ludziom, którzy naprawdę tego potrzebowali.
Na słowa o implancie zmarszczył nieco brwi.
- Może dlatego nic nie ma w dokumentacji, ze względu na to, że jeszcze żadnego nie mam - odpowiedział. Pani doktor właśnie zrodziła mu nową zagwozdkę nawet nie zdając sobie pewnie z tego sprawy. Trochę przydziałów, kilka misji i cholera, żadnej inwestycji w implant bojowy. Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem właśnie nie przez to działo się z nim to co się działo. Spojrzał na swój brzuch. Tatuaż z końmi, owszem zakrywał część blizn - zwłaszcza tą z Omegi, załatwioną od vorche - ale nie mógł się przecież tatuować po każdej takiej sytuacji. Po chwili zdał sobie sprawę, że milczy zdecydowanie zbyt długo.
- Sądzi pani, że powinienem w coś takiego zainwestować? - wymownie wskazał na brzuch i uniósł brwi spoglądając na Tori.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Szpital Huerty

26 wrz 2016, o 09:07

Zmarszczyła brwi raz jeszcze wracając do dokumentów pacjenta i analizując je powtórnie.
- Hmmm... Albo w takim układzie ma Pan namieszane coś w dokumentacji, albo został Pan zaimplantowany nie wiedząc o tym, bo według tego, co tutaj widzę ma pan zainstalowany mod... Proponuję dokładniejsze konsultacje i badania na Oddziale Implantologii, tam wszystko zostanie wyjaśnione. Jest jeszcze również taka możliwość, że przekazano nam dokumentację z błędami, więc trzeba będzie informacje porównać z tymi posiadanymi przez wcześniejsze placówki - dopisała zalecenia do karty pacjenta. - Pozostawiam Panu również decyzję w sprawie zabiegu biolaserem... A w kwestii ćwiczeń wpisuję Pana w plan rehabilitacji. Cieszy mnie, że ćwiczenia wykonuje Pan we własnym zakresie, jednak dobrze byłoby, że by część z nich wykonywał Pan pod okiem specjalisty. - odwróciła głowę do Marshalla i uśmiechnęła się do niego. - Po pierwsze skontroluje on poprawność ich wykonywania, po drugie może pomóc, a po trzecie dobierze Panu najbardziej optymalną serię ćwiczeń, które później będzie można wykonywać w domu.
Zapisała wpisane dane i pliki z kartą pacjenta, po czym odwróciła się do niego ponownie.
- Na chwilę obecną to wszystko z mojej strony... chyba, że ma Pan jeszcze jakieś pytania. Może się Pan ubrać.
Wciąż taksowała wzrokiem człowieka, lustrując jego posturę i tatuaże. Gdy się ubierał, miała okazję obejrzeć także te, których wcześniej nie zauważyła. Zreflektowała się nagle, że jej spojrzenie może zostać niewłaściwie odebrane i odwróciła głowę by nie speszyć... sama nie wiedziała czy ubierającego się człowieka, czy bardziej siebie.
- Proszę zajrzeć do mnie pojutrze, przed pierwszą sesją rehabilitacyjną, przekażę wówczas Pana w dobre ręce - uśmiechnęła się, maskując swoje speszenie. - Chciałabym...
- Doktor Te'eria proszona o zgłoszenie się do gabinetu doktor Michel - przerwał jej komunikat szpitalnej WI dobiegający z głośnika interkomu umieszczonego nad drzwiami.
Tori spojrzała przepraszająco na pacjenta.
- Niestety, musimy zakończyć nasze dzisiejsze spotkanie. Zobaczymy się za dwa dni. Po skierowanie proszę zgłosić się do recepcji.
Pożegnała się z pacjentem i opuściła gabinet, ruszając w kierunku gabinetu dr Michel. Starała się polegać na własnej pamięci by tam trafić, jednak kilkakrotnie miała chwilę zawahania wybierając odnogi korytarzy. Szpital Huerty był zdecydowanie ogromną placówką i młoda asari zdawała sobie sprawę z tego, że trochę czasu zajmie jej nauczenie się plątaniny korytarzy, pięter, oddziałów i gabinetów. Nie martwiło jej to jednak - wręcz przeciwnie, stając ostatecznie pod drzwiami gabinetu swojej opiekunki była uśmiechnięta i rozbawiona swoją niepewnością.
Zapukała do drzwi i słysząc zaproszenie, weszła do środka.
- Doktor Michel, chciała się Pani ze mną widzieć?
- Tori. - rudowłosa kobieta podniosła wzrok znad ekranu terminala i spojrzała na wchodzącą - Usiądź, proszę.
Czekając aż asari zajmie miejsce na krześle przed jej biurkiem, oparła łokcie na blacie. Asari zasiadła na krześle i splotła dłonie na kolanach zastanawiając się nad celem tego nagłego wezwania.
- Jak Twój pierwszy pacjent? Przepraszam, że musiałam Cię wezwać tak szybko i oderwać Cię od pracy, ale mam pewną propozycję - spojrzenie poważnych, zielonych oczu świadczyło o tym, że sprawa, z którą Chloe wezwała Tori była zgoła inna, ale lekarka nie chciała od razu od niej zaczynać.
- Dziękuję, ale niewiele mogłam jak na razie zrobić. Była to w zasadzie konsultacja i skierowanie pacjenta na dodatkowe zabiegi... Co prawda odkryłam pewne nieprawidłowości w jego dokumentacji, ale sądzę, że zostanie to wkrótce wyjaśnione.
- Dobrze... - doktor Michel nie wnikała dalej, zerknęła tylko na ekran swojego terminala. -Tori, przejdę od razu do rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że to Twój pierwszy dzień u nas i nie poznałaś jeszcze naszej placówki, jak również nie miałaś jeszcze okazji poznać do końca naszej misji i trybu pracy, jednak mam dla Ciebie pewną propozycję.
Tori skinęła głową ściągając nieco brwi. Czy zrobiła coś złego? Niewłaściwego? Miała nadzieję, że już pierwszego dnia nie podpadła na tyle, żeby jej kontrakt został rozwiązany. Przecież nawet nie zdążyła nic zrobić... Przestraszyła się, że pierwszy jej dzień pracy w Huercie może okazać się ostatnim.
- Jak wiesz, nasza placówka stara się świadczyć opiekę medyczną w jak najszerszym zakresie - kontynuowała Chloe, nieświadoma burzy emocji towarzyszącej asari. - Wiąże się to również z pracą w pozamiejscowych pacówkach oraz delegowaniem naszych lekarzy do zadań... powiedzmy... specjalnych. Służba na statkach, organizowanie opieki medycznej w koloniach...
Palce doktor Michel zatańczyły na klawiaturze i na ekranie terminala wyświetlił się jakiś dokument.
- Dostaliśmy zapytanie od Korporacji Kobo w sprawie możliwości oddelegowania któregoś z naszych lekarzy na zasadzie kontraktu do udziału w projekcie badawczym na planecie Klendagon w klastrze Hawking Eta. Nie ukrywam, że nie mam nikogo wolnego w tej chwili, kogo mogłabym wytypować, mogę również ich zapytanie zignorować. Postanowiłam jednak zapytać Ciebie, czy nie chciałabyś w takim projekcie uczestniczyć. Masz przeszkolenie wojskowe, co jest Twoim dodatkowym atutem przy tym kontrakcie... Oczywiście byłabyś oddelegowana przez naszą placówkę, Twoja współpraca z Kobo odbywałaby się wciąż w ramach stażu.
Tori w pierwszej chwili nie zrozumiała, potem słowa Chloe zaczęły powoli do niej docierać. Kontrakt? Klendagon? Gdzie to w ogóle jest?
- Myślę, że jest to dla Ciebie spora szansa - rudowłosa kobieta potraktowała przedłużające się milczenie Tori za wahanie. - Nie chcę Cię namawiać, ale z jednej strony da Ci doświadczenie związane z pracą w surowych i nieprzewidywalnych warunkach, z drugiej zaś - poparte będzie dodatkowym wynagrodzeniem, które oferuje korporacja.
- Jeśli się zgodzę... - Tori splotła nerwowo dłonie i przygryzła na chwilę dolną wargę - To czy po zakończeniu kontraktu będę mogła wrócić na Huertę?
- Oczywiście. Tak jak wspomniałam, Twoja współpraca z Kobo odbywałaby się w ramach stażu, a naszej umowy nie zrywamy. Traktujemy to jako oddelegowanie do placówki zewnętrznej. Jeśli potrzebujesz czasu, by podjąć taką decyzję - nie ma sprawy. Daj mi tylko znać co postanowisz.
Klendagon - pomyślała Tori. - Nieznane warunki, nie wiadomo z jakim rodzajem pracy przyszłoby mi się zmierzyć. Na pewno będzie to coś zgoła odmiennego od tego, czego się spodziewałam po pracy na Huercie. Ale z drugiej strony zawsze mogę to potraktować jako symulację - gdy wrócę do wojska, nie mam pewności, że będę pracować w jakiejś stacjonarnej, dużej placówce. Równie dobrze mogę zostać oddelegowana na jakiś okręt, mogę być przydzielona do jakiejś niewielkiej bazy wojskowej na zapomnianej przez boginię planecie... Doświadczenie ze współpracy z Kobo może zaowocować. A do Huerty przecież wrócę po skończeniu tamtego kontraktu...
- Zatem, przekaż mi wiadomość gdy... - zaczęła doktor Michel po chwili ciszy, ale Tori przerwała jej.
- Zgadzam się. - uśmiechnęła się lekko, spoglądając ludzkiej kobiecie w oczy.
- Słucham? - Chloe uśmiechnęła się również.
- Zgadzam się - powtórzyła Tori - Proszę przekazać Kobo, że Huerta oddeleguje mnie do ich projektu. Tak, jak Pani wspomniała wcześniej - to może być okazja by nauczyć się czegoś nowego.
- Dobrze zatem. Prześlę Ci wszystkie informacje, które dostałam z Kobo, poproszę ich również o kontakt bezpośrednio z Tobą. Z tego, co zdążyli mi przekazać sprawa jest dość pilna, w ciągu trzech dni od podpisania kontraktu przyślą po Ciebie transport.
Tori skinęła z powagą głową, choć wewnątrz niej kłębiły się sprzeczne uczucia i emocje.
- Myślę, że Twoich pozostałych dzisiejszych pacjentów przekażę doktor Smith, drugiej mojej stażystce, a Tobie pozwolę już iść do domu. Skontaktuj się z Kobo, przygotuj się do wyjazdu. Trzy dni to niewiele czasu.
- Wystarczy aż nadto - Tori uśmiechnęła się do lekarki i wstała z krzesła - Dziękuję, doktor Michel.
- Zobaczymy, czy będziesz mi dziękować jak wrócisz. Nie wiem, co tam zastaniesz i z czym będziesz się mierzyć. Ale wierzę, że dasz radę.
Pożegnawszy się, Tori opuściła gabinet i skierowała się do windy, która miała ją zawieźć do lobby i głównego hallu.
Miejsca tu nie zagrzałam - pomyślała - Ani nie pomieszkałam na Cytadeli, ani nie zdążyłam jej zobaczyć. Ani tym bardziej nie poznałam Huerty tak, jak bym chciała to zrobić.
Zatopiona w myślach, opuściła szpital kierując się wprost do domu.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Szpital Huerty

17 lis 2017, o 21:46

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Mimo powrotu na Cytadelę, Tori nie zameldowała od razu tego faktu w Huercie. Niemal cały następujący po powrocie dzień spędziła w łóżku, odsypiając zaległości, obżerając się ledwo zjadliwą specjalnością pobliskiego baru, którego jedyną chyba zaletą był fakt, że dostarczali zamówione jedzenie do domu, na kanapie przed holoekranem, lub wybierając w extranetowych butikach ciuchy, które miały jej zastąpić utraconą garderobę. Może nie tylko zastąpić - ilość zamówionych ubrań zdecydowanie przewyższała ilość tych zostawionych na Klendagonie, ale asari, pogrążona w szale extranetowych zakupów, zdawała się tego nie dostrzegać. Frustracją jednak napełniał ją fakt, że nie była w stanie znaleźć żadnych informacji o Viyo. Mimo usilnych starań, mimo mocnego postanowienia, że nie spocznie, póki nie znajdzie jakiegokolwiek namiaru na Vexa, stopniowo musiała przyznać przed samą sobą, że jej możliwości się wyczerpały.
Nie złożyła jednak broni. Następnego dnia po powrocie obudziła się z mocnym postanowieniem działania i powrotu do żywych. Wciągnęła na grzbiet byle co (powyciągane, domowe dresy i bluzę), trochę czasu spędziła jednak nad makijażem, by zamaskować obrzęki, strupy i zasinienia na twarzy - wspomnienie klendagońskiej burzy. Mimo chęci rozpoczęcia dnia od wizyty w Huertcie, zaczęła jednak od drobnych zakupów - w witrynie jednego z mijanych sklepów dostrzegła bladoróżową, rozkloszowaną sukienkę z nieco podwyższoną talią, bez dekoltu, za to bez pleców i odkrywającą ramiona. Mimo sporej ilości ubrań które miały zostać do niej dostarczone, nie mogła się oprzeć jej prostemu urokowi. Po raz pierwszy w życiu nie patrzyła na cenę - świadomość, że na jej konto wpłynęło 15 tysięcy kredytów sprawiła, że do kompletu dobrała pasujące kolorem sandałki na obcasie i - zadowolona z efektu - ruszyła w kierunku Huerty zostawiając ubranie, w którym wyszła z domu, w pojemniku na odpady. Zostawiła przy sobie tylko jedno - generator tarcz, który - korzystając z porady sprzedawczyni i wykorzystując krój sukienki - przypięła na elastycznym pasku schowanym pod materią ubrania. Postanowiła, że od tej pory nie będzie się bez niego ruszać na krok.
Szła z wysoko uniesioną głową, obserwując z lekkim uśmiechem mijanych przedstawicieli przeróżnych ras. Coś się w niej zmieniło. Nie starała się pozostać niezauważoną, w cieniu, ale nie zdawała sobie sprawę, co jej dodało takiej pewności siebie - niedawne wydarzenia na Klendagonie, zagrożenie życia, przygoda, otarcie się o śmierć, czy... czy wspomnienia Vexa, które wchłonęła. Wspomnienia, doświadczenia i... umiejętności. Inne spojrzenie na świat? Być może. Ale zdała sobie sprawę, że to nowe wcielenie, "nowa ona", podobała jej się. Przyszła jej do głowy niemal bluźniercza myśl związana z wierzeniami o Ardat-Yakshi i o ich pasożytniczym, mrocznym oddziaływaniu. Ich umysły potrafiły w całości wchłonąć jaźń ofiar i karmić się ich emocjami, przejmować wiedzę i umiejętności, pozostawiając przy okazji z "nosiciela" pustą skorupę, ciało bez umysłu, które nie mogąc dłużej funkcjonować - umierało. Może właśnie Ardat-Yakshi nie były wynaturzeniem? Może właśnie były kolejnym etapem ewolucji asari, pozwalającym zdobyć za wszelką cenę doświadczenia i wiedzę istot mniejszych ras? Teraz Tori, świadoma swojej urody, świadoma spojrzeń, jakimi obdarzały ją niejednokrotnie mijane osoby, maszerowała w kierunku szpitala.
Tym samym, pewnym krokiem, głośno stukając obcasami, przecięła szpitalny hall, nie zaszczycając nawet skąpym spojrzeniem przypatrujących się jej dziwnie recepcjonistek i skierowała się wprost do wejścia dla personelu i po podaniu swojego osobistego kodu ruszyła korytarzami prosto do gabinetu dr. Michell. Gdy chwilę później stanęła pod drzwiami, zapukała krótko i nie czekając na zaproszenie nacisnęła klamkę.
Czworo oczu spoczęło na niej, gdy przekraczała próg. Jedne - bladozielone, należały do dr. Chloe Michell, a drugie - ciemne - do ludzkiej kobiety, siedzącej w tym samym miejscu, w którym Tori siedziała jeszcze kilka dni temu, podczas pamiętnej rozmowy przed wylotem na Klendagon. Obie odziane w białe, lekarskie fartuchy, wydawały się coś omawiać w chwili, gdy przerwała im asari.
- Doktor Te'eria... - zaskoczenie na twarzy dr. Michell było niemal zabawne.
- Doktor Michell - Tori uśmiechnęła się ciepło do swojej przełożonej, po czym skierowała swe spojrzenie na drugą z kobiet - I pani... przepraszam, ale nie miałyśmy jeszcze przyjemności się poznać.
- Alicia Smith... - zaczęła druga z kobiet machinalnie, niepewnie, lecz szybko jej mina zmieniła się z początkowego zdziwienia w drwiący uśmiech - Ach, już kojarzę... Doktor Te'eria, zesłana na jakąś zapadłą planetę...
- Klendagon - uściśliła Tori, wciąż utrzymując na swych ustach serdeczny uśmiech - Faktycznie, zapomniana przez boginię i chyba cały wszechświat. Spodobałaby się pani. To zimna, zgorzkniała suka. Podobnie jak pani, jak sądzę. Ale już wróciłam - ignorując zmrużone w złości spojrzenie młodszej z lekarek, spojrzała znów na Chloe. - Doktor Michell, mimo, że mój kontrakt na Klendagonie skończył się za szybko, zmuszona jestem prosić o kilka dni bezpłatnego urlopu. Muszę doprowadzić się do stanu używalności... Odniosłam kilka obrażeń, które muszą się zagoić. I domknąć kilka spraw. Tydzień?
- Szczerze powiedziawszy, to nie spodziewaliśmy się tutaj pani wcześniej jak przed upływem miesiąca, na jaki opiewał kontrakt. Z tego, co pamiętam - doktor Michell szybko otrząsnęła się ze zdziwienia.
- Tym lepiej - uśmiech na twarzy Tori nie zmienił się ani na jotę - Zatem spodziewajcie się mojego powrotu w ustalonym czasie. Dziękuję, pani doktor. Do zobaczenia - skinęła głową i - ignorując drugą z kobiet - zamknęła drzwi, po czym odetchnęła głęboko - Tym lepiej - powtórzyła, tym razem do siebie samej. Odwzajemniła spojrzenie mijającego ją turianina w lekarskim kitlu i uśmiechnęła się do niego promiennie, po czym skierowała się do wyjścia ze szpitala. Kolejnym punktem na jej liście miało być biuro voluskiego agenta Handlarza Cieni. Albo kogoś z jego podwładnych. Osób, które chyba najszybciej znajdą namiar na Vexa.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Szpital Huerty

31 gru 2017, o 15:25

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Tori postanowiła kuć żelazo póki gorące. Zdając sobie sprawę z faktu, że zdobycie informacji od swojej opiekunki stażu i z komputerów Huerty może być stosunkowo najprostszym z czekających ją zadań, postanowiła zrobić to jak najszybciej. Poprzedni dzień spędziła niemal cały na przeglądaniu dziesiątków dokumentów zawierających schematy i opisy implantów układu nerwowego, jednak nie znalazła tego, czego szukała. Informacje dostępne w publicznym ekstranecie były bardzo pobieżne i ogólne, zaś znalezienie dostępu do parametrów technicznych, wyników badań - zarówno technologicznych, z etapów projektowania, jak i z testów klinicznych, jak również wyników zaimplantowanych osobników było trudne, bo w publicznej sieci raczej nie udostępniano. W tym celu musiałaby raczej skontaktować się z producentem implantu... i liczyć na to, że ktoś będzie chciał takich informacji udzielić. Bez wiedzy o producencie i konkretnym modelu urządzenia nie było szansy na dowiedzenie się czegokolwiek. Tym bardziej paląca stała się konieczność rozmowy z doktor Michel i dotarcie do archiwów Huerty.
Zaplanowała, że do szpitala wybierze się przed południem - była większa szansa, że zastanie swoją opiekunkę w placówce. Liczyła również na to, że kobieta znajdzie chwilę czasu na rozmowę i będzie w nastroju, by cokolwiek opowiedzieć. Na tą okazję Tori wystroiła się nieco - stwierdziła już jakiś czas temu, że zrywa z wizerunkiem mniszki i wbrew pozorom świetnie się z tym czuła. Codzienne przebieranki i dobieranie strojów podobało jej się bardzo i coraz bardziej żałowała, że jedyne lustro, jakie ma w domu to to w łazience. Tym razem zdecydowała się na białe, długie spodnie z lekkiego materiału i krótki, również biały, wiązany na szyi, odsłaniający brzuch top bez pleców - z sandałkami na stopach i kopertówką w ręku dumnie, z podniesioną głową wmaszerowała do szpitala.
Minęła stojących przy recepcji pacjentów, z uśmiechem skinęła głową recepcjonistkom i skierowała się prosto do wejścia dla personelu, a kilka chwil później stała już przed drzwiami opatrzonymi tabliczką "Chloe Michel, M.D.". Odetchnęła głęboko. Teraz zaczynały się schody - musiała przekonać lekarkę, żeby ta udzieliła jej jakichkolwiek informacji, a to wymagało delikatności. Zapukała cicho i usłyszawszy zaproszenie do wejścia, weszła do środka.
Wnętrze gabinetu nie zmieniło się, a siedząca za biurkiem rudowłosa kobieta wyglądała na pogrążoną w pracy. Wpatrywała się ze skupieniem w wyświetlacz terminala i porównywała jakieś dane z leżącymi na biurku wydrukami. Podobnych dokumentów, spiętych w grube tomy, leżało z boku jeszcze kilka - widać, że lekarka pogrążona była w pracy administracyjnej, która - sądząc po jej minie - nie bardzo jej odpowiadała. Tori nie odezwała się jako pierwsza, czekała aż jej przełożona podniesie na nią wzrok.
- Tori... - doktor Michel uśmiechnęła się na widok swojej stażystki - Witaj. Co cię do nas sprowadza? Postanowiłaś już wrócić?
- Dzień dobry - Tori uśmiechnęła się ciepło. - Jeżeli jest taka potrzeba, to jak najbardziej mogę wrócić. Jednak przychodzę do pani w sprawie jednej z moich pacjentek z Klendagonu, która podobno leczyła się kiedyś w Huercie i której przypadek prowadziła właśnie pani... Chodzi mi tak naprawdę o konsultacje.
- Ciekawe... - doktor Michel wygasiła terminal i zaprosiła ją gestem do zajęcia miejsca na krześle naprzeciwko. - Kim jest twoja pacjentka? Jest z tobą? Co jej dolega?
Tori zajęła miejsce i zaplotła ręce opierając je na kolanach. Od słów, które teraz wypowie będzie wiele zależeć...
- Nie - uśmiechnęła się - Została na Klendagonie. - w sumie Tori nawet nie skłamała, było to zgodne z prawdą. Diana już nigdy Klendagonu nie opuści... - Pacjentka to Diana Vesser. Ludzka kobieta, wiek poniżej trzydziestki. Cierpiąca na zaburzenia snu, które mogą mieć powiązania z wszczepionym jej na Huertcie implantu imitującego funkcje wzgórza ośrodkowego układu nerwowego. Nie posiadam jednak żadnej dokumentacji medycznej - ani związanej z zabiegiem, ani z samym implantem. Modelu, producenta, numeru seryjnego... Zastanawiałam się, czy pani ją może pamięta. Czy mogłaby Pani rzucić nieco światła.
Spojrzała wyczekująco na lekarkę. Czy argumenty Tori przemówią do niej? Czy w ramach lekarskiej solidarności pomoże? Czy w ogóle pamięta Dianę?
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

2 sty 2018, o 19:51

https://i.imgur.com/EokL3vV.png[/imgw]
Rise and Shine
Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Tori Te'eria
“The thorn from the bush one has planted, nourished and pruned pricks more deeply and draws more blood.”
― Maya Angelou


Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wnętrze gabinetu doktor Michel kąpało się w słonecznym świetle wpadającym do środka z iluminatorów nieba Prezydium. Nim sztuczne Słońce wzejdzie w południe i zacznie chylić się ku zachodowi miała minąć jeszcze godzina. Wnętrze pachniało świeżymi kwiatami pochodzącymi z powierzchni Sur'Keshu, ustawionymi na biurku w wysokim, eleganckim dzbanie. Blisko biurka mieszało się z wonią dopiero co zaparzonej kawy, na powierzchni której unosiła się mleczna pianka.
Kobieta wydawała się być zaskoczona gdy uniosła wzrok znad terminala, mierząc nim kobietę, która weszła do jej gabinetu. Odchyliła się w krześle, zapraszając na fotel przed biurkiem Tori, choć asari wcale takiego zaproszenia nie potrzebowała. Sama założyła nogę na nogę, spoglądając na nią zafrasowana.
Gdy padło nazwisko Diany Vesser, kobieta drgnęła, a jej wzrok na sekundę zaszła mgła wspomnień, przypominająca pacjentkę sprzed lat. To, że ją rozpoznała było widoczne na jej twarzy, ale też zmieniło spojrzenie, którym oceniła swojego rozmówcę. Z uprzejmego zainteresowania pozostały tylko lekko uniesione brwi. Zamiast tego, w jej mimice Te'eria dostrzegła zmartwienie.
Milczała przez krótką chwilę, potrzebną do strawienia nowych informacji. Gdy wreszcie otworzyła usta, wydawała się zmieniać temat, który od razu poruszył gość w jej gabinecie.
- Tori... Powoli proszę - westchnęła, łapiąc za ucho filiżanki i obracając ją w miejscu bez celu. - Napijesz się kawy? Alicia zakupiła nam nowe ziarna do ekspresu, Thessiańskie.
Uśmiechnęła się zachęcająco, wskazując na swoją kawę. Przez zaslonę pienistego mleka nie wyglądała na rożniącą się zbyt wiele od tej, którą piła wcześniej.
Zawiesiła spojrzenie na filiżance, unosząc ją i upijając łyk w zamyśleniu. Wyraźnie podchodziła do Tori z ostrożnością - podobną do tej, którą asari przejawiała wobec niej, poruszając temat jej pacjentki. Tylko jej powód musiał być inny.
- Co z tą pacjentką? Co z nią jest? - spytała krótko, oszczędnie, po chwili namysłu. - Dlaczego potrzebujesz tych informacji?
Westchnęła ponownie, unosząc dłoń by odgarnąć niesforne włosy z powrotem na ich miejsce. Swoim wzrokiem wydawała się próbować przeszyć Tori na wylot.
- Niepokoi mnie twoje zachowanie odkąd wróciłaś z Klendagonu, Tori. Wydajesz się nie być sobą.
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Szpital Huerty

2 sty 2018, o 21:33

Pamiętała. Tori widziała to w oczach doktor Michel. Co było na tyle intrygujące w przypadku Diany, że została zapamiętana? W ciągu lat praktyki przez gabinet Chloe przewinęły się zapewne setki pacjentów i raczej wątpliwe było, żeby kobieta zapamiętała ze szczegółami medyczne przypadki wszystkich z nich. Tori liczyła raczej, że jej opiekunka będzie się wypytywać jakichś szczegółów pozwalających zidentyfikować tą właśnie pacjentkę, być może przeszuka rejestry archiwów medycznych, ale... w spojrzeniu kasztanowłosej kobiety asari dostrzegła ten błysk zrozumienia. Jednocześnie emocje widoczne na jej twarzy zmieniły się - przemknął przez nią... niepokój? Zmartwienie? Również zmiana tematu wskazywać mogła na potrzebę grania na czas, zebrania myśli. Co było tak wyjątkowego? Tori już wcześniej była ciekawa - jak doktor Michel zareaguje, czy pamięta swą dawną pacjentkę, czy będzie w stanie pomóc. Teraz pojawiło się zaintrygowanie nietypową reakcją lekarki.
- Alicia? - przed oczami Tori przemknęła twarz drugiej stażystki, Alicii Smith. Czy to z powodu zawodowej zazdrości, czy z jakiegokolwiek innego powodu, asari czuła do dziewczyny antypatię. Nie zdążyły się poznać, ale nie sądziła, by kiedykolwiek zostały przyjaciółkami. Ten jej ironiczny ton, którym zwróciła się do Tori ostatnim razem gdy widziały się tutaj, w tym gabinecie... - Ach, kojarzę - uśmiechnęła się. - Przepraszam za moje ostatnie zachowanie wobec niej. Nie powinnam była tak zareagować. A za kawę dziękuję... Mimo, że pochodzi z Thessii - skinęła głową rozmówczyni, a uśmiech znów pojawił się na jej twarzy.
Słuchając lekarki wiedziała, że stąpa po grząskim gruncie. Od tego, co powie teraz, będzie zależało wiele - albo skłoni Chloe do zwierzeń, albo nie dowie się niczego... Wciąż z uśmiechem na ustach spojrzała na stojące w wazoniku kwiaty, których zapach czuła wyraźnie - zmieszany z wonią kawy, był jednak dość wyraźny i intensywny. Przez chwilę zastanowiła się, czy ten element dekoracji został tu umieszczony przez samą Chloe, czy był to prezent? Jakkolwiek by nie było, ten drobny element dodawał uroku sterylnemu, szpitalnemu pokojowi biurowemu. Tori nie znała ani gatunku, ani pochodzenia kwiatów, przyznać jednak musiała, że były ładne. I delikatne, podobnie jak atmosfera panująca między obiema lekarkami. Tori zastanawiała się ile prawdy może powiedzieć, by jej rozmówczyni zechciała się podzielić swoimi wspomnieniami.
- Dianę poznałam na Klendagonie... - zaczęła cicho, nie patrząc na ludzką kobietę, po chwili jednak podniosła wzrok i utkwiła spojrzenie w oczach doktor Michel. - Była moją przewodniczką. Na Klendagonie pracuje już od kilku lat, zna główną bazę, jej otoczenie, jak i posterunki przejściowe. I zna ludzi z Kobo. Często... była kierowcą. Kilka razy wyjeżdżałyśmy razem na pustynię. Podczas jednego z takich wyjazdów zdarzył się wypadek. Gwałtowna burza piaskowa uderzyła w mały posterunek w którym akurat przebywałyśmy... - Tori zawiesiła na chwilę głos. Wszystko, co dotychczas opowiedziała pokrywało się mniej - więcej z prawdą. Teraz musiała wpleść w tą prawdę nieco kłamstwa. Nie chciała mówić jeszcze o Oku. Być może opowie Chloe o tym kiedyś, w przyszłości, ale jeszcze nie teraz - nie wiedziała, jak jej opiekunka zareagowałaby na takie rewelacje. Co by ona sama pomyślała słysząc o jakimś tajemniczym urządzeniu mogącym wpływać na ludzkie zachowanie, a będącym być może w posiadaniu psychopaty? Czysta fikcja. Szaleństwo. A za szaloną Tori uznana być nie chciała. Przynajmniej - jeszcze nie. wyjawienie informacji o Oku będzie ostatecznością.
- Podczas burzy zdarzył się wypadek. Posterunek nie wytrzymał, zawaliła się jedna ze ścian. Ucierpiałyśmy obie -Diana i ja - jej dłoń na chwilę dotknęła świeżej, ciemnogranatowej blizny na prawym boku, nieosłoniętej materią krótkiej bluzki. Tori nie wstydziła się jej, nie była osobą która miałaby mieć kompleksy z tak błahego powodu. Zresztą, za kilka miesięcy blizna zblednie na tyle, że niemal nie będzie widoczna. - Ale mimo to właśnie Diana i pozostali w trakcie szalejącej burzy wynieśli nas z budynku i zapakowali do transportera. Chyba mogę powiedzieć, że zawdzięczam jej życie.
Zagryzła wargi i spuściła wzrok. Nie wiedziała, na ile dobrym psychologiem była Chloe, a wolała, by w chwili kłamstwa lekarka nie patrzyła jej w oczy. Wolała sprawiać wrażenie pogrążonej w bolesnych wspomnieniach.
- Już w głównym ośrodku miałam możliwość podejrzeć lokalną dokumentację medyczną Diany. Nie do końca... legalnie. Ale wyczytałam tam informacje o implancie, o tym, że został założony w Huercie jako proteza po dawnym urazie... I o poważnych zaburzeniach snu Diany. Braku snów i przerywanym śnie, co może tłumaczyć częste zmiany nastrojów i rozdrażnienie Diany, może mieć wpływ na jej ataki furii czy lekkiej agresji. I sądzę, że implant może działać wadliwie lub został źle dobrany. Nie znam jednak wszystkich jego funkcji. Dlatego przychodzę z tym do pani.
Podniosła ponownie wzrok na lekarkę i westchnęła.
- Chcę jej pomóc. Myślę, że jestem jej to winna. A wiem, że nie zmuszę jej do opuszczenia Klendagonu i przylot na Huertę. Pozostawiłaby tam swoją narzeczoną.
- Doktor Michel - dodała po krótkiej przerwie która zapadła po jej ostatnich słowach - Nie jest tajemnicą, że implantologia interesuje mnie bardzo i w tym kierunku chciałabym się specjalizować. Ten przypadek interesuje mnie zarówno z medycznego jak i osobistego powodu...
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

5 sty 2018, o 16:47

Tajny rzut MG
A<30<B<60<C
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

5 sty 2018, o 23:43

Kobieta skinęła oszczędnie głową, gdy Tori odmówiła kawy. Tak czy inaczej musiałyby opuścić pomieszczenie i udać się do pomieszczenia służbowego gdzie ulokowany był ekspres, a rozmowa, którą odbywały, była dość ważna. A przynajmniej taką miała się okazać.
Doktor Michel zawiesiła swój wzrok na asari, słuchając jej opowieści i nie przerywając w żadnym jej etapie. Jej wyraz twarzy zmieniał się jak w kalejdoskopie, ze zdumienia, poprzez zaintrygowanie, aż po obawę, widoczną w jej oczach już na samym początku ich rozmowy.
- Tori, tak personalne podejście do pacjentów jest bardzo częstym przypadkiem, szczególnie u młodych lekarzy - zaczęła ostrożnie, nie dając po sobie poznać, jeżeli wykryła kłamstwa Tori. - Ale... nielegalne zaglądanie do kart? Nie uważasz, że przekroczyłaś pewną granicę?
Westchnęła, unosząc dłoń i przecierając delikatnie czoło, w pełnym zamyśleniu. Z jakiegoś powodu to ona sprawiała wrażenie osoby stąpającej po bardzo kruchym lodzie. Ostrożnie dobierała słowa, zastanawiając się długo przed otworzeniem ust. Jej wzrok prześlizgnął się po widocznej na boku asari bliźnie. Jasna i świeża, była świadectwem przynajmniej części jej słów.
- Myślę, że potrzebujesz odpoczynku. Nie jesteś nikomu nic winna, Tori. Udało ci się wydostać z tej planety cało i na zawsze będę Bogu za to dziękować. Że też w ogóle posłałam cię na tę planetę, będę pluć sobie w brodę do końca życia za to - westchnęła, choć mówiła zdecydowanie. Czy uwierzyła w wersję asari, czy nie, nie podobało jej się to, jak inwestowała się w tę całą sprawę. Troska z jej oczu nie znikała.
- Wykorzystaj resztę swojego urlopu. Jeżeli chcesz, doktor Hailey wróciła ze swojego. Myślę, że przeduskoowanie tego z nią ci pomoże znacznie bardziej niż rozmowa ze mną - odchyliła się w krześle, upijając łyk kawy. Wspominane nazwisko brzmiało znajomo - doktor Hailey była jedną z terapeutek w szpitalu Huerta. Tori nie miała z nią wcześniej zbyt wiele do czynienia - musiała wrócić z urlopu gdy doktor Te'eria była wciąż na Klendagonie.
- Myślę, że ten uraz wywołał w tobie lekką traumę. Daj sobie trochę czasu. Klendagon nie ucieknie, prawda? - uśmiechnęła się niepewnie znad filiżanki, z której powoli ubywało ciepłego napoju.
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Szpital Huerty

8 sty 2018, o 22:07

Przez chwilę myślała, że jej wyjaśnienia sprawią, że jej rozmówczyni da się przekonać. Miała nadzieję, że przedstawione argumenty okażą się wystarczające i doktor Michel powie to, co chciała wiedzieć. Ale gdy lekarka odezwała się, cała nadzieja prysła, a na twarzy Tori pojawiła się zawiedziona mina, której asari nie dała rady ukryć. "Gdzie popełniłam błąd?" - pomyślała, wysłuchawszy delikatnej reprymendy dotyczącej zaglądania do akt pacjentki. - "Dlaczego to wszystko musi być tak cholernie trudne? To miała być najłatwiejsza część zadania, a już na dzień dobry mam takie schody? Jak sprawić, by Michel zaczęła współpracować? Co na moim miejscu zrobiłby Vex?"
Chloe dalej mówiła. Ale gdy wspomniała doktor Hailey, Tori żachnęła się. Spuściła głowę i pokręciła nią lekko.
- Widzę, że także starsi stażem lekarze potrafią zapamiętać i żżyć się ze swoimi pacjentami - mruknęła, po czym dodała głośniej - Faktycznie, Klendagon nie jest miłym wspomnieniem, choć nie żałuję, że tam poleciałam. Dał mi sporo... - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa, ale tylko ponownie pokręciła głową. - Zmienił mnie. To prawda. Ale nie tak, jak pani myśli.
Wstała z krzesła, obdarzyła siedzącą naprzeciwko niej lekarkę przeciągłym spojrzeniem, po czym podeszła do okna i wpatrzyła się w widoczną za nim panoramę Prezydium. Pozornie wpatrzona w widok za oknem - budynki, skwerki zieleni, przedstawicieli wszystkich ras przechadzających się chodnikami i estakadami, w rzeczywistości biła się z myślami. Z jednej strony mogła teraz odejść. - Chloe nie powiedziałaby nic, zrzuciłaby dziwne zachowanie Tori na "traumę" po Klendagonie. Z drugiej strony - przekonanie jej do współpracy mogłoby być owocne. Nie tylko ze względu na informacje, które mogła posiadać, ale ze względu na jej doświadczenie i wiedzę medyczną. Ze względu na to, że była miła i empatyczna. Miło by było w końcu współpracować z kimś, kto nie chciałby Tori zabić, wystrychnąć na głupka, potraktować jak dziecko i wykorzystać. Tylko czy... czy Tori nie pomyliła się w ocenie doktor Michel? Jeśli powie za dużo, może skończyć na najbliższym posterunku SOC, a jej zaczynająca się dopiero kariera legnie w gruzach. Z drugiej strony...
- Proszę, żeby to, co teraz powiem zachowała pani dla siebie. Kontrakt na Klendagonie nie miał nic wspólnego z medycyną - odezwała się w końcu, wciąż wpatrzona w widok za oknem. - Nasz zespół - początkowo pięcio-, później czteroosobowy, miał zbadać sprawę zaginięcia geologów pracujących na planecie. Jedną z osób z naszego zespołu był Widmo Vexarius, a naszą przewodniczką - szóstym członkiem - była Diana. Do końca jednak nie zdawaliśmy sobie sprawy z faktu, że to ona, a właściwie jej implant był kluczem do rozwiązania zagadki.
Przerwała na chwilę i westchnęła głośno. Teraz okaże się czy szczerość popłaca. Co zrobi jeśli Chloe potraktuje ją jak wariatkę? Nad tym zastanawiać się będzie później...
Tori odwróciła się od okna i oparłszy plecami o chłodną ścianę splotła ręce na piersi i spojrzała na lekarkę.
- Pani doktor, z pewnością wie pani sto razy więcej ode mnie na temat fizjologii snu, fal theta i gamma. To co teraz powiem brzmi fantastycznie i nie zdziwię się, jeśli pani w to nie uwierzy. Proszę jednak pomyśleć... Co by było, gdyby ktoś potrafił generować fale o podobnej częstotliwości? Fale powodujące interferencję z umysłami istot żywych i indukujące coś na zasadzie snu na jawie? Jakkolwiek by to fantastycznie i niedorzecznie brzmiało, coś takiego znajduje się na Klendagonie. Widziałam nagrania ludzi poddanych działaniom tych fal i zachowujących się tak, jakby byli obudzeni, a jednocześnie ich EEG wyglądało jakby byli w fazie REM. I bez wahania wykonywali to, co było im polecone. Byli sterowani, choć niczego później nie pamiętali.
Przez chwilę obserwowała reakcję doktor Michel. Czy uwierzy? Czy te argumenty przemówią do niej?
- Jedynie Diana była w stanie oprzeć się działaniu tego nadajnika. Sądzę... Jestem niemal pewna, że był to efekt działania implantu. Dlatego muszę wiedzieć o nim jak najwięcej. I muszę mieć możliwość przebadania podobnego egzemplarza. A Diana nie jest w stanie mi pomóc, bo... nie żyje. Została zastrzelona przez człowieka, który chce przejąć kontrolę nad tym nadajnikiem. I wykorzystać go do własnych celów. Jeśli mu się to uda, nikt nie będzie bezpieczny...
Oderwała się od ściany i podeszła znów do biurka doktor Michel, stając o pół kroku od niej.
- Proszę o pani pomoc - odezwała się znów, akcentując "proszę". - Sprawa Klendagonu nie jest zakończona i wciąż współpracujemy z Widmo Vexariusem. On zapewne będzie w stanie dotrzeć do tych danych korzystając z innego źródła. Pomaga mi również agent Handlarza Cieni. Ale ja wolałabym uzyskać pani pomoc i wsparcie - uśmiechnęła się przyjaźnie, choć do śmiechu jej nie było. - Jeśli pani odmówi, wyjdę z tąd i nigdy do tematu już nie wrócę. Ale nie odpuszczę. I w taki czy inny sposób dowiem się wszystkiego.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

8 sty 2018, o 22:56

Kobieta wypuściła powietrze z ust, przez chwilę wyraźnie myśląc, że Tori planuje wyjść, nie otrzymawszy reakcji, której się spodziewała. Utkwiła w niej spojrzenie, spoglądając na jej profil gdy ta obserwowała widok na Prezydium, prezentujące się z perspektywy okna w gabinecie. Za niedługo sztuczne Słońce miało wzbić się jeszcze wyżej pośród błękinego nieba, lecz do południa pozostało kilkadziesiąt minut.
- Czyżby? - spytała łagodnie, zachęcając ją do tego, by powiedziała więcej na ten temat. Upiła łyk stygnącej kawy, znad której już dawno przestał unosić się dymek.
Kawa na ławę. Doktor Michel uniosła wysoko brwi, słuchając historii, która z każdym kolejnym słowem wydawała się być coraz mniej prawdopodobna. Oparła się o swój fotel o skórzanym obiciu, odkładając w pewnym momencie trzymaną filiżankę z powrotem na blat, gdy Tori okazała się być bardziej zajmująca niż uważanie, by ciepły napar nie wylądował na jej eleganckim, idealnie wyprasowanym uniformie.
- Tori - odchrząknęła, poważniejąc, choć początkowo ciężko było rozpoznać, czy jej zmiana tonu wynikała z tego, że wreszcie jej uwierzyła i zaczęła traktować asari poważnie, czy straciła do niej cierpliwość.
Zamknęła na sekundę oczy, odcinając się w swoim własnym świecie, w którym musiała podjąc decyzję. Gdy je wreszcie otworzyła, wróciła do nich troska, tym razem zmieszana ze współczuciem.
- Bardzo chciałabym ci wierzyć. Ale w świetle informacji, które otrzymałam wczoraj, nie wiem, czy mogę - jej usta wygięły się w smutku. Uruchomiła swój komunikator, nagle sięgając do komputera i otwierając skrzynkę pocztową. Te'eria co prawda nie mogła zobaczyć jej zawartości bez stawania za doktor Michel, ale najwyraźniej ona sama potrzebowała oprzeć na tym wzrok. - Otrzymałam twój list rekomendacji i zaświadczenie ukończenia praktyk na Klendagonie. Zarządca ośrodka, pan Darron Girbach, bardzo pozytywnie wypowiedział się o twoim doświadczeniu w centrum medycznym i tym, jak łatwo wzbudziłaś zaufanie swoich pracowników. Tak jak mówiłam, posłałam cię na tę nieszczęsną planetę, bo takie doświadczenie mogłoby przyspieszyć twój staż i taki dokument właśnie to zrobi, ale...
Uniosła niepewnie wzrok znad ekranu komputera, wpatrując się w niebieskoskórą przez dłuższą chwilę, walcząc przy tym z myślami. Jedna ze stron w pewnym momencie wygrała, sprawiając, że doktor ponownie otworzyła usta.
- Wraz z rekomendacją dostałam notkę od Klendagońskiego lekarza. Zalecenie przydzielenia ci dłuższego urlopu. Napisano, że odniosłaś poważne obrażenia podczas burzy, ty i jeszcze jeden członek waszego zespołu. Diana Vesser - jej głos brzmiał martwo, odbijając się od ścian gabinetu echem. W pomieszczeniu nagle cisza zaczęła być miażdżąca. Piszczała w uszach w przerwach między jej słowami. - Straciłaś przytomność i nie byłaś w stanie uratować tej kobiety. Doktor... jak mu tam... - zmarszczyła brwi, wracając wzrokiem do komunikatora. - Doktor Michael Rutland stwierdził, że to wydarzenie wprowadziło cię w szok. Straumatyzowało na tyle, że odmawiałaś powrotu na Cytadelę. Nie dziwię ci się, Tori. Naprawdę - dodała szybko, nachylając się nad blatem, bardziej w jej stronę. - Gdy straciłam pierwszego pacjenta, było... bardzo ciężko. Ale z czasem nabierzesz odpowiedniego dystansu. Teraz potrzebujesz odpoczynku. Twoje rany muszą się zagoić, spojrzenie zresetować.
Uśmiechnęła się zachęcająco, dając jej do zrozumienia, że jest tutaj - dla niej. Może na nią liczyć, choć nie w tej kwestii, na której Tori najbardziej zależało - ku jej rozczarowaniu.
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Szpital Huerty

17 wrz 2020, o 21:58

- Doktor Te'eria proszona do izby przyjęć - obwieścił syntetyczny głos WI szpitala przez interkom pokoju lekarzy.
Tori westchnęła cicho. Jej dwunastogodzinny dyżur zbliżał się ku końcowi i asari dosłownie chwilę wcześniej zakończyła rozmowę ze swoim ostatnim pacjentem tego dnia. Miała nadzieję na chwilę spokoju i możliwość uzupełnienia brakujących danych w kartach dzisiejszych pacjentów, ale gdy tylko weszła do azylu lekarzy i zalogowała się do terminala, znów została wezwana. Ignorując skierowane ku niej spojrzenia pozostałego personelu medycznego obecnego w pokoju wygasiła terminal i ruszyła w kierunku drzwi nie zamieniając z nikim ani słowa.
W ciągu ostatnich miesięcy nie nawiązała przyjaźni ani nawet bliższej znajomości z żadnym ze współpracowników - po klendagońskiej misji przylgnęła do niej łatka dziwaczki i odludka, co zaakceptowała i traktowała jako coś ze wszech miar oczywistego i naturalnego. Nie tęskniła za znajomościami, przyjaciółmi czy gronem adoratorów, wystarczało jej obecne status quo - przynajmniej tak długo jak nikt nie podważał jej umiejętności, zdolności i kompetencji. Z czasem, powoli zdobywała sobie szacunek i zaufanie współpracowników, ciężką pracą i poświęceniem przecierając sobie ścieżkę na szczyty kariery. W chwili obecnej zbliżała się do końca swojego stażu w Huercie i oprócz zwyczajowych plotek na swój temat na twarzach współpracowników widziała czasem podziw, czasem zawiść - świadczące, że jej umiejętności i wiedza stawały się zauważalne. Pozytywne oceny od lekarzy prowadzących z którymi współpracowała, coraz częstsze prośby o konsultacje, podziękowania pacjentów i skąpe i oszczędne, lecz optymistyczne opinie od jej zwierzchników uświadamiały jej coraz częściej, że czas już najwyższy rozejrzeć się za prowadzącym specjalizację - i zdecydować się na jeden z kierunków w którym chciała się rozwijać w przyszłości.
Poprawiając poły lekarskiego fartucha skierowała się do windy i zjechała osiem pięter w dół, ostatecznie stając na najniższym piętrze, w izbie przyjęć. Wywołała na swoim omni-kluczu ostatnią informację i skierowała się ku jednemu z gabinetów IR, z którego pochodziło wezwanie. Będąc już blisko, przez przeszklone ściany i drzwi pokoju widziała zamieszanie w środku - dwóch pielęgniarzy starało się przytrzymać i założyć pętle ograniczające leżącej na leżance, wijącej się, zakrwawionej ludzkiej kobiecie. Dwóch młodych stażystów próbowało oczyścić i opatrzyć rany głowy i klatki piersiowej rannej kobiety, ale zamiast chłodnego profesjonalizmu i stanowczości który Tori tak ceniła, biła od nich panika, bezradność i niezdecydowanie.
Zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi i weszła do środka, wdychając aromat środków aseptycznych, bandaży i medykamentów pomieszanych z drażniącym nos zapachem krwi, strachu i uryny. Głośne jęki i okrzyki bólu rannej w połączeniu z sapiącymi oddechami siłujących się z nią pielęgniarzy dodawały dramatyzmu całej sytuacji.
- Doktor Te'eria - jeden z młodych lekarzy odwrócił głowę ku niej i skinął głową, starając się jednocześnie unieruchomić głowę pacjentki przytrzymując ją dłońmi - Przepraszam, że wezwaliśmy właśnie panią, ale potrzebujemy pomocy kogoś z implantologii w sprawie tej pacjentki. Według informacji w komputerze ma implant układu motorycznego rdzenia nerwowego i wszystko wskazuje na to, że upośledzenie jego działania doprowadziło do jej wypadku...
Tori zbliżyła się do leżanki oceniając pobieżnie stan pacjentki. Głębokie rany cięte na twarzy, głowie i klatce piersiowej kobiety obficie broczyły krwią, a jej szarpanina nie poprawiała sytuacji - utrudniała nie tylko opatrzenie ran, ale także ocenę obrażeń.
- Przede wszystkim - proszę znieczulić pacjentkę i uśpić ją. W obecnej sytuacji nie widzę możliwości przeprowadzenia skanu - odezwała się suchym głosem, starając się zakreślić wyraźną granicę i pokazać dystans między nią a stażystami.
Drugi ze stażystów słysząc jej słowa szybko skoczył w kierunku szafki z lekami, chwycił jedną z ampułek i pneumatyczny pistolet - injektor. Chwilę mocował się z uchwytem ampułki, ale już po chwili przytknął wylot pistoletu do zagięcia ramienia pacjentki i nacisnął spust. Ranna jęknęła głośniej ale już po chwili jej ruchy stały się mniej gwałtowne, stając się wręcz ospałe i leniwe. Kilka minut później asysta pielęgniarzy już nie była potrzebna - kobieta leżała nieruchomo na leżance i jedynie jej szeroko otwarte oczy o stopniowo rozszerzających się i zwężających źrenicach oraz dźwięk - będący ni to charczeniem, ni to gulgotem - dobiegający z jej gardła w rytm każdego oddechu świadczyły o tym, że kobieta wciąż żyje.
Ignorując obu stażystów Tori zbliżyła się do pacjentki i zaświeciła jej w źrenice ołówkową latarką, oceniając stopień ich zwężania w reakcji na ostre światło.
- Szarpanina z pacjentem do niczego nie prowadzi. Po pierwsze mamy nie szkodzić, a swoim działaniem przysporzyliście jej dodatkowego bólu i stresu. Jej i sobie. - uruchomiła program diagnostyczny na swoim omni-kluczu i skierowała jego promień na ciało pacjentki, przesuwając go powoli od głowy do miednicy i znów w górę. Chwilę później zestawiła wyniki skanu z kartą medyczną pacjentki, która została pobrana z archiwum szpitala bazując na wynikach skanu DNA - Istotnie, implant układu motorycznego... ale nie mamy żadnych danych na jego temat... - kilka kolejnych kliknięć na wyświetlaczu omni-klucza i Tori dostała się do protokołów komunikacyjnych implantu, włączając jego auto-diagnostykę. Westchnęła, widząc jej rezultaty i spojrzała ponownie w zmasakrowaną twarz rzężącej kobiety i ignorując drugiego stażystę, zaglądającego jej przez ramię na wyniki skanu - Brak numeru seryjnego i producenta. Niekompletne oprogramowanie diagnostyczne. Brak informacji w naszej bazie danych... to piracki implant.
- Piracki? - stażysta zaglądający jej przez ramię podniósł na nią wzrok i uniósł brew.
- Tani zamiennik. Niestety, to się zdarza... Czemu sądzicie że to on był przyczyną obrażeń?
- Według świadków kobieta straciła kontrolę nad własnym ciałem i z impetem wbiegła na przeszkloną ścianę pomieszczenia konferencyjnego. Według ich relacji "zachowywała się jak zdalnie sterowana lalka" - drugi ze stażystów korzystając z nieruchomości pacjentki pracowicie oczyszczał i dezynfekował głębokie cięcia, szykując pacjentkę do szycia.
Tori westchnęła ponownie, wygaszając swoje omni "Te pirackie implanty to prawdziwa plaga ostatnimi czasy" - pomyślała - "Kilka kredytów mniej, a ludzie rzucają się na nie jak wygłodniałe varreny..."
- Po skończeniu opatrunku proszę skierowac pacjentkę na trzynaste piętro. Zalecenie: usunięcie pirackiego implantu. I proszę sprawdzić jej ubezpieczenie, czy kwalifikuje się do plastyki twarzy. Obawiam się, że bez tego się nie obejdzie..."
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Szpital Huerty

7 maja 2021, o 22:02

- Doktor Tori Te’eria… Przebieg stażu - w zasadzie bez negatywnych incydentów. - Doktor Chloe Michelle unikała wzroku stojącej przed jej biurkiem asari, wpatrując się w ekran terminala i przewijając kolejne raporty, wykresy i statystyki - Z tego co widzę w finalnym raporcie, nie było na panią skarg, nie zanotowano żadnych incydentów. Praktyka realizowana na zadowalającym poziomie, Żadnych znaczących skarg, kilka pochwał, w większości pozytywne opinie personelu głównego i pomocniczego… W zasadzie mogłabym to uznać za pozytywne podsumowanie pani pracy u nas. Jest pani cenionym lekarzem, zarówno pozostali stażyści jak stały personel przekazali pozytywne opinie na pani temat, pacjenci byli obsługiwani na akceptowalnym poziomie pomijając kilka przypadków spoufalania się i wchodzenia w bardziej… przyjacielskie relacje, co nieco rzutowało na pani profesjonalizm…
- Uznałam, że odrobina empatii może wzbudzić większe zaufanie do mnie jako lekarza i dać pozytywne efekty w terapii - Tori, wciąż ubrana w lekarski fartuch i stojąca przed biurkiem jej przełożonej zaczynała się czuć jak na przesłuchaniu i w niejasny sposób czuła, że nastawienie Doktor Michelle było dalekie od przyjaznego. Chloe nie zaproponowała jej miejsca siedzącego, unikała jej wzroku, była bardziej oschła i zdystansowana niż zwykle. - Podmiotowe podejście do pacjentów dawało mi możliwość bliższej współpracy i jak mi się wydaje dawało zadowalające rezultaty. Pacjenci nie wydawali się niezadowoleni z takiego podejścia, a mój profesjonalizm na tym nie ucierpiał.
Doktor Michelle nawet nie odwróciła głowy od wyświetlacza, zdając się nie słyszeć słów Tori albo celowo na nie nie reagując.
- …Zatem zważywszy na czas pracy, który poświęciła pani naszej placówce i na zadowalające wyniki z dniem dzisiejszym kończę pani staż. Od dzisiaj zdobywa pani pełne prawo do wykonywania zawodu zarówno w oficjalnych placówkach należących do strefy Rady i Cytadeli, jak i w prywatnych punktach medycznych które podpiszą z Panią stosowny kontrakt. Ma pani prawo również rozpocząć praktykę prywatną, która oczywiście będzie monitorowana pod kątem spełniania misji lekarza i niesienia pomocy potrzebującym.
- Jeśli miałabym wybierać, moim wyborem byłoby pozostanie w Huercie. - Tori zmarszczyła brwi. Coś tutaj było nie do końca takie, jak się spodziewała. Doktor Michelle zachowywała się dziwnie, jakby nagle nabrała głębokiego sceptycyzmu i niechęci względem Tori = Przywykłam do obowiązujących tutaj standardów, zasobów i możliwości jakie ta świetna placówka oferuje mi i naszym pacjentom. Gdybym…
- Doktor Te’eria, będę z panią szczera. - Chloe po raz pierwszy odwróciła wzrok od monitora i spojrzenie bladozielonych oczu spoczęło na asari i… nie było to przyjazne spojrzenie. - Nie jest pani jedyną stażystką tutaj a ja wybrałam już kandydatkę, która mi odpowiada. I niestety nie jest nią pani. Doceniam pani zaangażowanie, pracę i rezultaty, ale obawiam się nieszczerości pani intencji. W pierwszej kolejności pamiętam pani załamanie nerwowe po oddelegowaniu na Klendagon, po drugie dotarły do mnie sygnały o nieco… hulaszczym i rozwiązłym trybie pani życia poza godzinami pracy. To może negatywnie rzutować na naszą misję, rezultaty pracy i sponsorów. A tego tolerować nie mogę. Nic nie mogę zarzucić pani profesjonalizmowi i rezultatom i życzę pani powodzenia, ale niestety nie podpiszę z panią kontraktu. Wierzę jednak że znalezienie posady odpowiadającej pani standardom, wiedzy i umiejętnościom nie nastręczy pani trudności. Wystawiłam pani ocenę celującą, co w połączeniu z oceną pani dyplomu otworzy pani możliwość zarówno powrotu do armii jako lekarz wojskowy, jak i znalezieniu stanowiska w dowolnej placówce czy na dowolnym okręcie. - zrobiła przerwę i oparła się wygodniej w swoim fotelu - Obawiam się, ze Pani czas w Huercie dobiegł końca. Pozostaje mi tylko podziękować za współpracę.
Przez chwilę Tori nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Nie tego się spodziewała, nie tego oczekiwała. Poświęcała wszystko pracy tutaj. Nie nawiązywała znajomości… Przynajmniej nie stałych. Nie brała urlopów. Zostawała po godzinach. Studiowała przypadki przydzielonych pacjentów. Pomagała innym stażystom. To miała być jej nagroda? „Jesteś spoko, ale ktoś inny jest lepszy?”
- Dziękuję, doktor Michelle - starała się opanować, bo miała największą ochotę by użyć biotyki i roztrzaskać biurko lekarki o pancerne okno. Najlepiej wraz z lekarką. Zamiast tego szybkimi, gwałtownymi ruchami zdarła z siebie lekarski fartuch i przez chwilę trzymała go w ręku - Za pozytywną ocenę i za podsumowanie mojej pracy. I proszę się nie martwić, dam sobie radę. Proszę przekazać doktor Smith, że gratuluję jej awansu. Jak sądzę to ona zostanie zakontraktowana? Cóż… Ludzie zawsze są bardziej otwarci na swoich… Do zobaczenia.
Upuściła trzymany fartuch na ziemię i bez słowa pożegnania skierowała się do wyjścia z gabinetu. Znajome korytarze szpitala minęła niemal truchtem, docierając do recepcji i do wyjścia na zewnątrz. Tutaj przystanęła i pozwoliła, by ogarnęły ją hamowane emocje, opierając się rękami o balustradę i zamykając szklące się napływającymi łzami oczy.
„To by było na tyle. Zrobiłaś co do ciebie należało. Zaczynasz nowe życie. Nowe… Inne…”
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Szpital Huerty

2 gru 2021, o 22:29

Trzeba było przyznać, że oddzielona od głównego szpitala klinika należąca do Huerty, a przeznaczona specjalnie dla vipów sprawiła, że Diego poczuł się wyjątkowo dobrze zadbany. Wciąż co prawda przebywał na Cytadeli, z którą nie mógł teraz wiązać dobrych wspomień, jednak przynajmniej z całego tego majdanu udało mu się wyjść w jednym kawałku. Nie miał co prawda kontaktu ani z Bernard ani z Peralez, ale Nicole skutecznie go odwiodła od myślenia o czymkolwiek innym poza własnym odpoczynkiem. Asystentka Rodrigueza pojawiła się co prawda w klinice na samym początku jego rekonwalescencji, jednakże szybko wróciła na Ilium doglądać spraw biznesowych.
Diego czuł się już na tyle dobrze by swobodnie spacerować po oddziale, robić sobie wycieczki do przyszpitalnego parku czy oddawać rozrywkom oglądania vidów, jednak lekarze usilnie próbowali mu wmówić, że powinien zostać jeszcze kilka dni dłużej. Mógłby przysiąc, że ten czas niesamowicie działał mu na nerwy, ale fakt był faktem i Diego nie musiał się przynajmniej niczym przejmować.
- Panie Rodriguez - drzwi do jego sali otworzyły się i stanął w nich lekarz prowadzący. Rodriguez skinął głową na powitanie. - Może pan już wracać do domu. Mam nadzieję, że pan wypoczął i jest zadowolony z opieki w naszym szpitalu.
Diego uśmiechnął się półgębkiem.
- Już myślałem, że zostawi mnie pan tu na zawsze - powiedział. Zza pleców lekarza pojawiła się pielęgniarka, niosąc drobny pakunek.
- Pana rzeczy, prosto z Ilium, przesyłka specjalna. Dziękujemy za pobyt, życzmy miłego dnia.
Lekarz wraz z pielęgniarką zniknęli za drzwiami. Diego sięgnął do paczki, w której był porządnie skrojony garnitur wraz z koszulą i całą resztą niezbędnych do odziania się rzeczy. Nawet o to zadbała Nicole.
Z wiadomości galaktycznych dowiedział się, że całą sytuację udało się opanować i nikt nie zginął. Trochę go to uspokoiło, zwłaszcza, że od czasu ataku nie miał żadnej wiadomości od Iris.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Szpital Huerty

3 gru 2021, o 14:16

Koszmar się skończył. A przynajmniej tak się jej wydawało, do momentu, aż po całym dniu nie zostawała sama. To, co przeżyła podczas ataku terrorystycznego na Cytadeli wracało do niej najczęściej we śnie; zrywała się z łóżka, błądząc na wpół przytomnym wzrokiem po zaciemnionej sypialni, napotykając widok pustego miejsca obok, do którego jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić.
Mimo nieprzespanych nocy, funkcjonowała nieźle. Bez problemu nadążała za szaleńczym tempem, które zostało jej narzucone. Terminarz spotkań pękał w szwach, momentami wymagając na niej, aby dosłownie teleportowała się z jednego końca Prezydium na drugi. Spotkania Rady były częstsze, również Przymierze życzyło sobie codziennych rozmów najlepiej twarzą w twarz. Nikt nie chciał powtórki z rozrywki, a dojście do odpowiedzi, jak jednej osobie udało się sparaliżować całą stacje, wciąż było długie oraz kręte.
Cierpiała na chroniczny brak czasu, wykorzystała jednak sprzyjającą chwilę, a także swoje dojścia, aby upewnić się, że wszyscy jej bliscy wyszli z odcięcia się Cytadeli w jednym kawałku. Chciała napisać. Kilkakrotnie łapała się na tym, że uruchomiała omni-klucz, a następnie wybierała kontakt do niego, lecz kiedy wystukała kilka pierwszych słów, niespodziewanie traciła pewność siebie. Z tyłu głowy nadal miała treść wiadomości, jakie napływały do niej od Rodrigueza w godzinie ataku, a także wątpliwości, czy pisał je on sam, czy wyłącznie zawirusowane SI wykorzystywało stare dane, aby ją złamać.
Trzymała rękę na pulsie, dlatego też doskonale wiedziała, kiedy Diego opuszcza klinikę. Gorący okres miała w większości za sobą, a resztę rozegrała tak, aby z zapasem kwadransa, zdążyć wjechać windą na odpowiednio poziom Huerty i w kordonie funkcjonariuszy, przejść długim korytarzem, prosto do skrzydła, gdzie vipy mogły cieszyć się prywatnością. Oficerowie, wtopili się - dosłownie - w cień, nie chcać budzić podejrzeń, a także niepokoju, z kolei Iris stanęła przed drzwiami. W drodze, minęła się z lekarzem prowadzącym, który pozdrowił ją uprzejmym skinięciem.
Konstrukcja drzwi nie przewidywała czegoś takiego, jak pukanie, dotknęła więc do panelu, a te stanęły przed nią otwarte na oścież. Wystarczył krok, aby weszła do środka sali bardziej przypominającej hotelowy pokój, niż szpitalną rzeczywistość. Palce, zacisnęła na drobnej paczuszce, którą przyniosła ze sobą. Ozdobny papier, cicho zaszeleścił.
- Chyba nie planowałeś odlecieć na Nos Astre bez słowa, co? - odezwała się, obejmując spojrzeniem całą jego sylwetkę. Naturalnie, szukała oznak potwierdzających, że jest cały i zdrowy. Nie miała podstaw, aby nie wierzyć raportom ze szpitala, nie mniej i tak musiała zobaczyć na własne oczy, aby uwierzyć.
Prezent, odstawiła na okrągły stolik. Nie były to ani czekoladki, ani kwiaty, które przynosiło się bliskim do szpitala. Ponieważ w grę wchodził Rodriguez, Iris schowała w środku elegancką piersiówkę wypełnioną ziemskim whisky, za którą nie jeden turiański dyplomata oddałby wszystkie swoje najlepsze kontakty.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Szpital Huerty

6 gru 2021, o 20:27

- Iris - powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Nie spodziewał się niczego innego, chociaż nie sposób było ukryć że jej widok go ucieszył. Nie był w stanie określić czy to z czystego sentymentu czy jednak faktycznie się martwił o radną w czasie ataku, jednakże teraz był już spokojny.
Napięcie poprzednich dni, zarówno tych podczas poszukiwań jego siostry jak i próba odizolowania się od wszystkich problemów na Cytadeli, aż wreszcie atak terrorystyczny sprawiły, że Diego nie do końca był sobą. Dawno nie przeżywał tylu stresów, aczkolwiek trzeba było przyznać, że nie do końca odzwyczaił się od wszechobecnej w jego życiu adrenaliny. I chociaż ostatnimi czasy było tego jakby mniej, to jednak potrafił wciąż panować nad emocjami.
- Dobrze cię widzieć - podszedł do radnej uśmiechając się, ale tym razem w jego uśmiechu było więcej szczerości niż tego tajemniczego, zawadiackiego błysku w oku. Jego spojrzenie padło na pakunek położony na stolik, bez namysłu więc chwycił go do ręki i rozpakował. Piersiówka leżała idealnie w dłoni, sprawdził więc czy równie dobrze pasuje do wewnętrznej kieszeni marynarki. Włożył ją do środka i poprawił klapy. - Dobrze leży, dziękuję.
Nie zamierzał teraz sprawdzać zawartości, przynajmniej nie w momencie wypisywania ze szpitala, ale na prywatnym promie w drodze na Ilium, czemu nie. Teraz jednak byli wciąż w szpitalnej sali, a Rodriguez wcale nie miał zamiaru przebywać tutaj dłużej, niż to konieczne.
- Zakładałem, że masz wiele spraw na głowie po tym... - zrobił nieokreślony gest rękoma, jakby chciał nakreślić obraz chaosu jaki nastąpił na stacji z momentem pierwszego wybuchu. W głowie od czasu do czasu wciąż mu się kręciło, a przebity bok dawał się we znaki, jednak mógł chodzić bez kuli a to był duży plus. Tylko szwy na łuku brwiowym psuły wrażenie nieskazitelności rysów twarzy Diega. Musiał jednak chwilowo z tym żyć. - Jak ma się stacja? Bardzo ucierpiała?
Rozejrzał się dookoła sprawdzając jak bardzo są w tym momencie podsłuchiwani, ale Iris wyraźnie mogła wyczuć, że Diego wcale nie pyta o Cytadelę.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Szpital Huerty

6 gru 2021, o 21:14

W normalnych okolicznościach, zrobiłaby krok do tyłu, aby zachować i jednocześnie podkreślić dystans, lecz z Diegiem nie miała tego problemu. Nie przeszkadzało jej, że ten deptał jej przestrzeń osobistą, wchodził w nią z buciorami, owiewając skórę ciepłym oddechem, a nozdrza drażnił zapachem drogich, luksusowych perfum. Był wyjątkiem, który sama ustanowiła i choć łącząca ich zażyłość na przestrzeni ostatnich, kilku miesięcy zdecydowanie osłabła, nie zmieniły się dla niej pewne niepisane zasady.
Prawdę mówiąc, to nawet za nimi tęskniła.
Przekrzywiła głowę, obserwując, jak ten zręcznie chowa za pazuchę piersiówkę. Podejrzewała, że dobrała odpowiednią wielkość i na własne oczy przekonała się, iż nadal nie myliła ją pamięć.
- Pomyślałam, że postawi Cię na nogi lepiej, niż cokolwiek innego - kontynuowała tę niewinną grę słów, nadal pozostając w orbicie small talku. Tak było wygodniej i zdecydowanie mniej niezręcznie, aczkolwiek gdyby Rodriguez zaproponował jej lody w słodkim wafelku, tak, jak zrobił to na Ziemi, gdy minęli się przelotem na jednym z głównych portów tranzytowych, uzmysłowiła sobie, iż bez wahania dałaby mu się porwać na promenadę i nawet nie protestowała, iż odłożył w czasie dopełnienie formalności w szpitalu.
Cmoknęła, domyślając się, dokąd zmierza tak barwnie gestykulując.
- To prawda. Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spałam dłużej, niż pięć godzin, choć po tym, co zaszło w Wieży Cytadeli, najprawdopodobniej powinnam dać się zamknąć w miejscu takim, jak to, aż nie poczuje, że to wszystko zostaje za mną... Są jednak tacy, którzy ucierpieli o wiele bardziej i nie mogę pozwolić, aby atak kiedykolwiek się powtórzył - dodała nad wyraz szczerze, tym samym utwierdzając mężczyznę w przekonaniu, iż nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. W innym wypadku, zamknęłaby to, co chciała mu przekazać, w nieoczywistej metaforze.
- Właściwie to niewiele pamiętam - zaczęła, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Objęła jedną rękę drugą, ukrywając pod rękawem to, że coraz mocniej zaciskała palce na kości promieniowej.
- Ktoś zupełnie mi obcy, wyciągnął mnie z windy, w towarzystwie oficera SOC i dwójki najemników przeszłam korytarzami serwisowymi do Wieży, gdzie politycy odwracali wzrok, udając, że nie widzą tego, co dzieje się na ulicach Prezydium za wielkimi, przeszklonymi oknami. Próbowałam ich ostrzec, ale... - Urwała. Z nikim, nie rozmawiała o szczegółach wydarzeń w godzinie zero. Wszyscy wydawali się widzieć i nikt nie oczekiwał od Iris, iż wróci do tego, co przeżyła, własnymi słowami.
- Ale było za późno. Prom wbił się w salę, kiedy otworzyłam oczy, ktoś próbował zrzucić ze mnie żelastwo, Ci, którzy mi pomogli w korytarzach serwisowych, zanieśli mnie do ambulatorium. Obudziłam się, kiedy skrzydła Cytadeli zaczynały się otwierać, w środku była już Irissa. Ot cała historia - podsumowała nonszalancko, dusząc wylewne emocje.
Zadarwszy nieco głowę, popatrzyła się prosto na Rodrigueza. Źle zrobiła, dzieląc się z nim swoją historią? Może powinna zamknąć opowieść w słowach jest już dobrze? Tylko czy nie byłoby to subtelne kłamstwo? Albo chociaż próba zamydlenia oczu?
- Dostałam Twoje wiadomości. Zakładam, że są Twoje, choć... To równie dobrze mógł być zamachowca próbujący wytrącić mnie z równowagi.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Szpital Huerty

6 gru 2021, o 22:02

Jemu również nie łatwo było to wszystko wspominać i chociaż w swoim życiu naprawdę wiele widział, to takie obrazki nie należały do najprzyjemniejszych.
- Nie wiem czy dałabyś się zamknąć - uśmiechnął się. Cóż, znając Iris w obliczu zagrożenia jej własnych ludzi, prędzej odłączyłaby od siebie całą aparaturę i wyszła bez słowa, niż dała się położyć spokojnie do szpitalnego łóżka. Tego akurat był pewien, bo właśnie podobną postawą mu imponowała. To była rzecz, która zdecydowanie odróżniała Iris od każdej kolejnej i poprzedniej napotkanej w jego życiu. Prawdopodobnie również dlatego spędził z nią więcej czasu niż z kimkolwiek innym. Przeszłość jednak była przeszłością i nie było co jej rozpamiętywać. Jak wielu zresztą innych rzeczy również.
- Ja w zasadzie nie pamiętam za wiele, za to to - wskazał na swoje żebra. - Będzie mi przypominać o tej wizycie na Cytadeli, a jak sama wiesz, takie pamiątki trudno wymazać.
Żebra już nie bolały go tak bardzo jak wcześniej, kiedy znalazł się w szpitalu, jednak daleko jeszcze było do pełnego komfortu sprawnościowego. Z pewnością jeszcze parę razy przy gwałtowniejszych ruchach będzie mu to skutecznie przypominało o sobie.
- Myślę jednak - zaczął poprawiając sobie na ramieniu torbę. - Że nie ma co tego rozpamiętywać, chciałabyś mnie odprowadzić do doków?
Zapytał, ale to pytanie rozmyło się w następnych słowach wypowiedzianych przez Iris. Czy to pamiętał? Oczywiście, że tak, pamiętał również doskonale swoją reakcję na owe wiadomości. Widział je teraz przed oczami wyobraźni jak przesuwają się w kaskadzie niepowstrzymanego wysyłania. Nie spojrzał na Iris, spuścił wzrok i westchnął. Żadna odpowiedź w tym momencie nie była dobra i chociaż wtedy stali na granicy śmierci i prawdopodobnie mógłby teraz przyznać, że nawet program wysyłał to co Rodriguez myślał, to teraz w obliczu stanięcia w tej sytuacji twarzą w twarz, nie mógł. To jeszcze nie był ten moment i ta chwila. Diego przede wszystkim sam nie wiedział czego chce.
- Iris... - zaczął ale miał wrażenie, że każde kolejne słowo, które wypowie nie będzie miało żadnego sensu. Szukał w myślach desperacko jakiegoś ratunku, błądził wzrokiem po podłodze. Wreszcie westchnął. - Mamy za sobą trudne wydarzenia. Muszę wrócić na Ilium, przemyśleć pewne kwestie. Znasz mnie, jestem sobą, bez względu na wszystko.
Minął ją nie patrząc w oczy. Nie sądził, że byłby w stanie znieść teraz jej spojrzenie. Za dużo się wydarzyło, najpierw sprawa jego zaognionej siostry, teraz to... To było za dużo.
Stanął w progu i odwrócił się w stronę Iris uśmiechając rozbrajająco.
- To idziesz ze mną czy nie?
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Szpital Huerty

7 gru 2021, o 14:01

Uśmiechnęła się.
- Odprowadzić normalną, czy raczej okrężną drogą? - weszła mu w słowo, wychwytując moment, gdy Rodriguez kończył myśl. Co do jednego, miał rację – najwygodniej, byłoby zapomnieć. Nie wracać do wydarzeń z dnia ataku, nie rozpamiętywać tego, jak czuła się, gdy odzyskała przytomność, a pokaleczone ciało odmówiło jej posłuszeństwa, gdy wybudziła się po ciężkiej operacji, straciwszy wiele godzin z życia, które w momencie chirurgicznego zabiegu tak naprawdę wisiało na włosku… Stanowczo ukróciła gonitwę myśli, jako że te tylko czekały na dogodny moment, aby znów dojść do głosu.
Początkowo, chciała coś powiedzieć. Skomentować, być może nawet pociągnąć Diega za język, lecz zrozumiała, że sprawa była dość świeża. Końcem końców, potrząsnęła tylko głową, wprawiając w ruch jasne, wręcz płowe kosmyki skręcona w sprężyny.
- Dobrze to usłyszeć. Naprawdę. Gdybyś… Gdybyś stracił tę pewność siebie, nie wypuściłabym Cię z tej kliniki. A tak to… Masz wszystko? Niczego nie zapomniałeś spakować? Odbierze Cię ktoś na Nos Astrze?- zgrabnie, przeskoczyła na wygodniejszego i dla niej, i dla niego tematy, na razie postanawiając szerokim łukiem omijać te, na które nie są gotowi rozmawiać. Gdzieś, tam w bardziej dalekich myślach, pojawiła się jedna, nieśmiała, że być może jest to zapowiedź, iż wrócą do tej sprawy… Lecz nie chciała rozbudzać jakichkolwiek nadziei. Nie, gdy grunt był tak grząski. Nie tylko z Diegiem.
Drgnęła, uświadamiając sobie, że dzisiaj jest zdecydowanie o wiele bardziej rozkojarzona, a co za tym szło, łatwiej też odpływała i gdy ten mówił do niej, praktycznie już stojąc w progu, Iris nadal tkwiła pośrodku sali, zadzierając głowę w stronę wychodzącego na spokojniejszą część Prezydium okna. Jedną z nielicznych, która nie ucierpiała, gdy zamknęły się skrzydła stacji.
- Nigdzie beze mnie nie idziesz. Tylko spróbuj, mój drogi – zastrzegła pół żartem, pół serio. Podchodząc, chwyciła Diega pod ramię, aby ten mógł poprowadzić ich szpitalnym korytarzem prosto do wyjścia. Przynajmniej z założenia.
Byli w połowie drogi, gdy bez ostrzeżenia zatrzymała się i obejrzała przez ramię na witrynę sklepu. O dziwo, jej wzrok przykuły pluszaki z kolekcji Pluffy Fluffy.
- Wiesz co… Wejdziemy? - i nie czekając na odpowiedź, pociągnęła mężczyznę w tamtą stronę w sposób nie znoszący sprzeciwu.
Cała Iris
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Szpital Huerty

12 sty 2022, o 23:02

- Myślę, że okrężna droga brzmi dobrze - uśmiechnął się zarzucając sobie torbę na ramię i krzywiąc się przy tym nieco, gdyż odezwała się rana w jego boku. Żebra, choć naprawione i doprowadzone do porządku od czasu do czasu dawały o sobie znać nie pozwalając Rodriguezowi na zbytnie wyczyny wysiłkowe. Ruszył za Iris dziękując po drodze jeszcze raz lekarzom i żegnając się z pielęgniarkami w ich pokoiku socjalnym. Dołączył do Iris i szli spacerkiem wychodząc ze szpitala.
- Nicole już pewnie zadbała o wszystko co związane jest z moim powrotem - odparł doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że z pewnością tak było.
Kiedy Iris chwyciła go pod ramię, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to wszystko było jak najbardziej na miejscu. Naturalne, bez grama udawania, niechęci czy też próby niezręcznego dopasowania się do sytuacji. Złapał się na myśleniu o tym, że wcale przecież nigdzie mu się nie spieszyło. Można było spędzić jeszcze kilka dni na Cytadeli, może wreszcie w spokoju. Może wracając do Bernard i Peralez, kontynuując poszukiwania własnej siostry. Odłożył to jednak na bok i skupił się na przesuwających się krajobrazach wielkiego miasta. Cytadela w końcu właśnie taka była i chociaż nie było to Ilium, Diegowi to poniekąd odpowiadało.
Wyrwała go z zamyślenia pociągając w stronę dziwnego, aczkolwiek dość intrygującego stoiska z pluszakami.
- Serio? Kupisz mi wielkiego tygrysa? - uśmiechnął się zadziornie puszczając Iris przodem. W życiu czegoś takiego nie widział, ale też nie mógł stwierdzić czy kiedykolwiek wcześniej znalazł się w podobnym miejscu. Było to poniekąd nowe doświadczenie. Stanął przy ogromnym ekspozytorze na mini pluszaki w formie breloków i spojrzał pytająco na radną.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"

Wróć do „Krąg Prezydium”