Pytanie Iris początkowo przeszło bez echa. Nie miała pewności, czy w całym tym zamieszaniu w ogóle została usłyszana, ale tego typu rozważania szybko zostały zepchnięte na dalszy plan. W tej chwili jej uwaga skupiona była na omni-kluczu, który aktywował się na jej dłoni i zaczął wyświetlać wszystkie istotne informacje. O ile przypadek asari już wcześniej stanowił dla niej zagadkę, o tyle teraz zaczął ją wręcz niepokoić. Próżno było szukać jakichkolwiek urazów, stanów zapalnych, zmian genetycznych. Poza normę wykraczała tylko aktywność układu nerwowego. Kiedy dzięki najnowszej technologii mogła wręcz zajrzeć do wnętrza poszkodowanej, widok od razu skojarzyła z reakcją łańcuchową. W kierunku jej mózgu wędrowały, stopniowo zyskujące na sile mikroeksplozje. Jedna po drugiej wstrząsały całym ciałem biotyczki, aż do momentu kiedy całkowicie ustały.
Iris lekko zdziwiona uniosła wzrok i dopiero teraz zrozumiała, że kobiecie zostały podane silne środki uspokajające, które zdawały się zaradzić problemowi. Właśnie wtedy podszedł do niej salarianin - jeden z grupy, która przetransportowała asari do Huerty. Mężczyzna przez krótką chwilę lustrował postać radnej, dopiero jakby po krótkiej chwili rozpoznając tak znaną na Cytadeli twarz.
-
To jakiś dziwny przypadek - oboje znaleźli się w pobliżu łóżka pozbawionej przytomności asari, Iris mogła więc dokładnie się jej przyjrzeć. Niestety wstępne oględziny nie wykazały by w jakikolwiek sposób różniła się od innych przedstawicielek swojej rasy, może poza wyraźnie zaawansowanym wiekiem. -
Otrzymaliśmy anonimowe wezwanie do okręgu przemysłowego. Po dotarciu na miejsce znaleźliśmy tylko ją, nieprzytomną, siedzącą na ławce. Nie wyglądała na ranną, ale zgodnie z procedurą musieliśmy przeprowadzić dokładniejszą diagnostykę. Wszystko wyglądało w porządku, przynajmniej do momentu odzyskania przez nią przytomności.
W trakcie przemowy salarianina, radna mogła obserwować jak dwójka pozostałych sanitariuszy instaluje wokół łóżka wszystkie potrzebne urządzenia monitorujące stan nieznajomej.
***
Choć niecodzienny, widok miotającej się w konwulsjach asari nie przykuł uwagi Zeervusa na długo. Przybył do szpitala w ważniejszym celu i tylko w tym celu. Dlatego pozwolił się minąć grupie sanitariuszy, wraz z napotkaną w wejściu kobietą, która dołączyła do zespołu medyków. Swe kroki skierował natomiast ku recepcji, od razu prosząc o istotne dla siebie informacje. Mężczyzna stojący przed komputerem w służbowym uniformie przywitał go tylko z lekkim uśmiechem.
-
Jest pan członkiem rodziny? - Turianin instynktownie drgnął słysząc te słowa. Na szczęście kiedy spojrzał na twarz pracownika szpitala i zauważył, że ten nadal sprawdza coś w komputerze, słusznie uznał, że było to tylko niewinne pytanie, a nie element jakiejś procedury.
-
A, owszem, Livia Tornax - wyczytał nie odrywając wzroku od monitora. -
Przed kilkoma dniami poszkodowana w wypadku, na szczęście szybko wraca do zdrowia. Odwiedziny nie powinny stanowić problemu. Będę musiał tylko potwierdzić pana tożsamość.
Turianin po spędzeniu całego życia w wojsku nie widział oczywiście nic dziwnego w tego typu standardowych procedurach. Bez słowa sprzeciwu uruchomił więc swój omni-klucz. Już rozpoczął przesyłanie potrzebnych informacji, kiedy wnętrzem szpitala wstrząsnęło coś, co od razu przywołało niechciane wspomnienia. W jakiś sposób obcy, ale jednak nie ulegało wątpliwości, że będący efektem jakiejś eksplozji dźwięk wydobył się z sali, do której przetransportowano asari.
***
Nawet ustabilizowanie kobiety i na pierwszy rzut oka zażegnanie kryzysu, nie zdołały uspokoić Iris. Nadal trwała przy łóżku kobiety, starając się znaleźć odpowiedzi na swoim omni-kluczu. Szybko zrozumiała, że nie tędy droga. Cokolwiek działo się z nią jeszcze przed momentem, teraz zdawało się być całkowitą przeszłością. Nie było żadnych śladów, żadnych odczytów poza normą. Ledwie na wyciągnięcie jej ręki nie leżała jednak maszyna, a żywa istota. Natura nie wyposażyła żadnego ze swoich tworów w coś tak trywialnego jak włącznik, który mógłby od tak zapoczątkować, a chwilę później zakończyć równie gwałtowną reakcję.
Zdając się na swój instynkt, postanowiła odłożyć przyrządy na bok i dokonać własnoręcznych oględzin. Coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że cokolwiek doprowadziło asari do takiego stanu, nie było dziełem ewolucji. Ewentualna aplikacja mogła więc pozostawić jakieś ślady po igłach, może mikroskopijne nacięcia. W gruncie rzeczy błądziła bez celu, ale jakkolwiek nie przypadało jej to do gustu - nie miała w tych okolicznościach innego wyjścia.
Ostrożnie diagnozowała biotyczkę, starając się nie doprowadzić do jej wybudzenia, ale kiedy uniosła jej prawą rękę, chcąc ocenić, czy na niej nie pozostawiono jakichś wskazówek, poczuła jak coś zaciska się wokół jej nadgarstka. Zaskoczona spojrzała w dół i dostrzegła, że została złapana przez samą asari, która w jakiś sposób odzyskała przytomność. Iris pozbawiona czasu na reakcje mogła tylko dostrzec jak w przeciągu ułamka sekundy oczy rannej stają się całkowicie czarne. Zespolenie nastąpiło natychmiastowo i było niebywale intensywnym przeżyciem. Pozbawiona kontroli nad swoim ciałem nieznajoma zdołała przekazać jej tylko strzępki obrazów, dźwięków i doznań. Radna czuła jej przerażenie, niepokój i niesamowity ból. Wtedy wszystko ustało. Całkowicie zdezorientowana, odnalazła się pośród nieprzeniknionej czerni, zupełnie jakby wszystkie myśli asari zniknęły. Właśnie wtedy za jej plecami, zupełnie znikąd, wyrósł jakiś ogromny kształt. Początkowo miała problemy z dostrzeżeniem szczegółów, ale kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do mroku, ujrzała gigantycznego węża. Zdające się ciągnąć w nieskończoność ciało bestii zaciśnięte szczelnie wokół asari, było ostatnim co dostrzegła, a przynajmniej tyle zdołała zarejestrować. Układ nerwowy odebrał jeszcze jedną, niezdolną do zinterpretowania przez nią informacje - ostrzeżenie. Układ nerwowy uaktywnił się jakby bez jej wpływu podnosząc barierę. Ledwie kilka uderzeń serca później ciałem pacjentki znowu zaczęły targać konwulsje, tym razem jednak znacznie intensywniejsze. Iris na własne oczy widziała jak cała sztywnieje, by chwilę później zostać dosłownie rozerwana na strzępy przez czystą, biotyczną energię wydostającą się z jej wnętrza.
Mimowolnie wzniesiona osłona była wszystkim co ocaliło radną przed skutkami eksplozji. Na szczęście pozostały personel opuścił wcześniej salę, więc nie musiała martwić się o przypadkowo rannych.
Niestety, w tej chwili zdawało się, że była to jednocześnie jedyna rzecz, o którą nie musiała się martwić.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: poniedziałek, godzin 24:00 (Trochę mniej czasu niż obiecałem w PW, ale Iris poinformowała mnie, że we wtorki jest nieobecna, więc chcę wcześniej zakończyć turę.)
Mój post pojawi się we wtorek około południa. Ewentualnie jeśli dacie radę wrzucić coś od siebie do 20, odpis będzie jeszcze tego samego dnia.
Kilka istotnych informacji:
- Ciało asari zgodnie z tym co wspomniałem w poście zostało dosłownie rozerwane od środka. Łóżko i w zasadzie cała sala pokryta jest więc sporą ilością krwi oraz fragmentów, które jednak trudno jednoznacznie zidentyfikować. Widok jest makabryczny, nawet dla Iris, która niejedno już w życiu widziała.
- Sam wybuch nie był zbyt tragiczny w skutkach. Pomieszczenie od strony konstrukcyjnej nie zostało w żaden sposób naruszone, za to wszelki sprzęt i meble znajdujące się w jego wnętrzu podmuch przewrócił, rozrzucił lub wręcz zniszczył. O ile więc wszyscy w Huertcie są świadomi zajścia i o czym możecie informować w swoich postach - będą kierowali się w stronę sali, o tyle z perspektywy Zeervusa absolutnie nic się nie zmieniło czytaj.: drzwi nie wyleciały z zawiasów, nie pojawiła się dziura w ścianie itd.