Prezydium to obszar wewnętrznej strony pierścienia łączącego okręgi. Znajdują się tutaj ambasady ras uznających zwierzchnictwo Cytadeli, a także wiele sklepów, lokalów rozrywkowych czy drogich mieszkań, na które pozwolić sobie mogą najbogatsi. Znajduje się tu także Wieża Cytadeli.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[WIEŻA CYTADELI] Atrium

23 wrz 2022, o 21:49

Mężczyzna był napięty. Stres, podobnie jak i chaos, tworzyły błędy, więc gdy jego mina tężała pod wpływem wypowiadanych przez nich słów, milczał. Nie pozwalał sobie ulec złości, nawet, gdy ta zakradała się do jego spojrzenia lub głosu. Przełykał ślinę, brał głęboki oddech i... sięgnął po omni-klucz.
- Nie mam uprawnień, żeby rozmawiać z tobą na ten temat, Widmie - odparł, wciąż, usilnie, ignorując stojącego obok Ugarra. Raik był cierpliwą osobą z natury, ale teraz odgłosy buzującego w oddali alarmu podsycały niepewność unoszącą się w powietrzu.
Panika ludzi za ich plecami nie miała nic wspólnego z tym, co działo się w wieży, a jednak energia tłumu odbijała się w umysłach otaczających ich operatorów SOC. Biegnący tam i z powrotem ludzie, szukający kontaktu do swoich bliskich, może mknących w obawie o własne życie i kolejny atak w stronę schronienia, nie mieli pojęcia o tym, co działo się w środku, ale policjanci, podobnie jak Viyo, wyczuwali te delikatne, niewidoczne nitki zależności pomiędzy oboma wydarzeniami.
Nie było lepszego momentu niż ten, by zaatakować. Wiedzieli to tak, jak wiedział to Donovan Reed.
Wysoka asari wyrosła za ich plecami. Jej pancerz, choć nosił znamiona SOC, przypominał ten, który nosiły komandoski. Viyo widział ją tylko raz - to, jej zachowanie, sposób, w jaki reagowali na nią pozostali i wreszcie oznaczenia na jej piersi potwierdzały, że była tutaj dowodzącą.
- Widmie Viyo, kapitan N'alla - przedstawiła się krótko, oficjalnie. Była dojrzała, prawdopodobnie odsiedziała swoje w wojsku nim trafiła tutaj. - Sprawca skaził cały sektor wieży z pomocą broni biologicznej, której markery odpowiadają Lyesiańskiemu wirusowi, który atakuje organizmy o prawoskrętnym DNA. Według naszych doniesień, ma znacznie przyśpieszony czas inkubacji, od zakażenia do okazania objawów upływa mniej, niż godzina.
Uruchomiła omni-klucz, ukazując mu przybliżony schemat wieży. Nie zdziwił się, gdy dostrzegł, że epicentrum wydarzenia znajdowało się na piętrach, które pokrywały się z tymi wynalezionymi przez Skinnera.
- Nie ewakuowaliśmy całej wieży, jedynie ten sektor i trzy piętra nad, oraz trzy piętra pod. Ale trzymamy budynek w zamknięciu i nikt nie może z niego wyjść, ani do niego wejść. Nie wiemy, czy zarażeni nie przedostali się na inne piętra i bez skrupulatnego sprawdzenia, nie możemy pozwolić sobie na wydostanie się wirusa poza stację - kontynuowała, dezaktywując swój omni-klucz. - Rady nie ma w Wieży. Irissa jest poza Cytadelą. Nie mamy z nią kontaktu od czasu eksplozji Przekaźnika w układzie Baldr.
Ugarr przestąpił z nogi na nogę, zwracając uwagę kobiety. Jej brwi zmarszczyły się nieco, deformując znaczące jej twarz tatuaże.
- Rozumiem, że odpowiadacie za kroganina, Widmie. Ale ja odpowiadam za Wieżę - zakończyła dobitnie. - W środku trwa operacja Widm, nie mówiąc o zamknięciu wszystkich pięter czy szalejącym tam, morderczym wirusie. Jeśli chcesz tam wejść, nie zatrzymam cię, odpowiadasz przed Irissą. Ale moi ludzie nie wpuszczą twojego towarzysza.
Otaczający ich korowód policjantów, zabezpieczając perymetr holograficzną taśmą, teraz zwrócił się w jego stronę, wyczekując reakcji.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 13:20

Biurokracja była cierniem w jego boku od samego początku, stając przeszkodą niemal w każdym miejscu, w którym się pojawił. Nie mógł jednak powiedzieć, że nie rozumie pobudek funkcjonariuszy SOC. Mieli swoje rozkazy, które musieli wykonywać, a te dodatkowo nadeszły z jedynego źródła, które było w stanie zakwestionować i nadpisać bezkarność Widm. Irissa znała go doskonale, a jej wytyczne personalnie były ukierunkowane na powstrzymanie go we wszelką ingerencję w plan odbywający się we wnętrzu Wieży, żeby osobistym powiązaniem z celem nie skaził trwającej akcji. Policjanci blokujący wejście stanowili tylko przedłużenie jej woli.
Pojawienie się kapitan oddziału sprawiło, że przeniósł na nią wzrok, zaprzestając prób narzucenia swojej pozycji mężczyźnie pilnującemu przejścia. Jej słowa sprawiły, że zmrużył tylko oczy ale nie skomentował odkrycia, które potwierdziło jego wcześniejsze domysły. Reed nie próżnował - tak jak i prace nad lyessiańskim wirusem, które najwyraźniej były kontynuowane po zniszczeniu AZ-99, a przed upadkiem Castora. Było coś poetyckiego w tym wyborze. Który niejako potwierdzał kto był jego celem.
- Dziękuję za informację, pani kapitan - odpowiedział tylko krótko, przesuwając spojrzeniem po wyświetlonym schemacie. Wiadomość o nieobecności Rady nakreślała pewien obraz sytuacji, chociaż brak wieści od strony Irissy nie wróżył nic dobrego. - Ale ja również odpowiadam za członka mojej załogi, który jest w środku.
Z drugiej strony oznaczało to, że Irissa prawdopodobnie miała większe problemy niż zajmowanie się jego graniczną niesubordynacją.
Podniósł wzrok z planów Wieży, przesuwając go z powrotem na twarz kobiety. Przyglądał się jej przez długą chwilę, próbując przebić się przez oficjalne spojrzenie oraz postawę doświadczonego dowódcy, ale nie dostrzegł tam bezmyślnej potrzeby bycia służbistą dla samego faktu. Asari musiała być wcześniej w wojsku, a jej nowy przydział do oddziałów wzmocnionych po poprzednim ataku na Cytadelę, nie mógł być przypadkiem.
- Nawet najprostsze plany nie przetrwają próby rzeczywistości - odezwał się pod nosem, kierując swoje słowa bardziej w stronę Raika niż jej. Odwrócił wzrok na otaczających ich funkcjonariuszy, w milczeniu kalkulując w głowie ich liczbę, uzbrojenie oraz położenie, przez kilka uderzeń serca obracając w głowie jedną potencjalną ścieżkę, z której żadne ze stron nie byłaby zadowolona.
Ścieżkę, która wszystko by skomplikowała i która kosztowałaby ich cenne minuty.
- Wejdę sam - odezwał się w końcu, opuszczając nieznacznie karabin, który chwilę później nieświadomie ułożył wygodniej w ramionach. Oderwał wzrok od policjantów, przenosząc go przelotnie na Raika. - Nie mamy na to czasu, Ugarr. Pozostań ze mną w kontakcie - rzucił, odwracając się w stronę wejścia.
- Kapitan N'allo, jeżeli masz kontakt do Widm prowadzących operację wewnątrz, byłbym wdzięczny za udostępnienie mi go - dokończył zdawkowo, ruszając do drzwi.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 16:57

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kapitan N'allo nie wyglądała na kogoś, kto trzyma się swojego zdania wyłącznie ze strachu przed konsekwencjami potencjalnej niesubordynacji. Prawdopodobnie jeśli ktoś, to właśnie ona mogła wpłynąć na rozporządzenia, których trzymali się jej ludzie, jednak nie zamierzała ulegać prośbom Widma. Trudno było jej się dziwić - operacja trzech Widm z pewnością leżała znacznie wyżej na liście priorytetów niż upór jednego z nich, celowo odsuniętego od szczegółów tej misji, który dopiero przybył na miejsce.
Choć zgodziła się, by wszedł do środka sam, nie miała mu nic więcej do przekazania. Kontaktu z Widmami nie było, lub też nie chciała się nim podzielić - jeśli Viyo wkraczał do wnętrza wieży, robił to na własną rękę, będąc wcześniej wyraźnie ostrzeżonym o potencjalnych konsekwencjach.
- Dobra, będę ubezpieczał tyły - mruknął mężczyzna, wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw. Ugarr nie tylko zgłosił się do pomocy ze zwykłej chęci odpłacenia się Viyo za ich ratunek z Szanghajskiej ruiny - kroganin wyraźnie łaknął tego starcia w równym stopniu, co on sam. Palący się do walki, zemsty za wydarzenia z przeszłości, z trudem przełknął gorycz pozostania w miejscu, w dodatku w środku chaotycznej wrzawy latającego tam i z powrotem tłumu. - Ale jak tylko coś się spierdoli, wchodzę - dodał ostrzegawczo, ewidentnie kierując słowa nie do Widma, a do stojącej przed nimi kapitan, która pokręciła tylko przecząco głową.
Cokolwiek by się działo, żądny krwi, obcy kroganin byłby prawdopodobnie ostatnią osobą, którą chciałaby wpuścić do środka wieży Cytadeli, wciąż wypełnionej ogromną ilością zamkniętych w środku cywili i polityków.
Nim turianin wszedł do środka, Raik zatrzymał go nagle, wyciągając w jego kierunku obrożę. Na sam jej widok N'alla westchnęła coś pod nosem, odwracając się do nich bokiem, jakby niewiedza miała uchronić ją przed konsekwencjami.
- Bierzesz? Przyda ci się pewnie bardziej, niż mi - zaproponował, wręczając turianinowi ciężki przedmiot, który ten zamocował sobie do wolnego miejsca przy magnetycznym zaczepie.
Wnętrze atrium było w głównej mierze puste. Przywitała go cisza, wypełniona jedynie szelestem barwnych liści pnących się w stronę sufitu drzew i odległym szeptem zgromadzonych w okolicach wyjścia cywili. Gdy tylko drzwi za nim zamknęły się z sykiem, a panel zmienił kontrolkę na czerwoną, dostrzegł pierwszą, wychylającą się ku niemu asari. Za nią nadeszli kolejni - ludzie, salarianie, a nawet dwójka turiańskich polityków, wszyscy odziani w zwykłe, niechroniące ich przed niczym ubrania. Niektórzy okazywali strach, inni, wyraźnie obrażeni na twarzach, nie byli w stanie pojąć, dlaczego ktoś, pomimo wszczętego alarmu, ośmielałby się trzymać ich w środku.
- Widmo Viyo! - krzyknął jeden z nich, który rozpoznał w nowoprzybyłym znajomy pancerz. Dla Vexariusa był człowiekiem zupełnie obcym - może poznali się kiedyś, wewnątrz Wieży, może wykonał w zamierzchłych czasach dla niego przysługę, a może zwyczajnie mężczyzna zapamiętał jego wygląd z artykułu w extranecie, który wyczytał. Kimkolwiek był, wyszedł ku niemu jako pierwszy. - Co się dzieje? SOC nic nam nie mówi.
- Chcemy wyjść! - warknął turiański dyplomata, stając za nim, domagając się odpowiedzi. - Jeśli wewnątrz panuje jakiś wirus, nie zamierzamy stać tutaj i czekać, aż nas zainfekuje!
W jego hełmie piknął komunikator, choć zamiast znajomej ikonki Etsy, jako rozmówcy czekającego po drugiej stronie, pojawił się krótki napis Nadawca nieznany.
- Tu Isaac. Spróbuję dostać się do systemów - odezwał się znajomy głos, nim serce zdążyło wybić następne uderzenie, zatrzymane w trwodze. - Reed spodziewa się, że SI ci pomaga, nie spodziewa się mnie. Nie wiem, czy to cokolwiek zmieni, ale uznałem, że może tak będzie bezpieczniej.
Asari podeszła nieco bliżej, z rękoma wspartymi na biodrach.
- Widmie Viyo, domagam się, żebyście przekonali tych debili na zewnątrz do otworzenia drzwi.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 18:21

Opuścił wzrok na przedmiot trzymany w ręce Raika i bez słowa skinął głową, odbierając go z jego dłoni i przypinając do magnetycznego zaczepu. Paskudna obroża była odbiciem całej tej sytuacji, a także podsumowaniem tego jak bardzo ostatnie miesiące zmieniły jego priorytety, ale nie zamierzał odstąpić od jej użycia, jeżeli okazałoby się, że wszystko inne zawiodło. Nie zmieniło tego na poły zakłopotane spojrzenie Myers, nie zmieniło westchnięcie kapitan asari, która słusznie uznała, że o niektóre rzeczy nie warto pytać.
- Dziękuję - powiedział tylko, podłapując na krótki moment spojrzenie wojownika. Chociaż ich plan posypał się już na starcie, to wsparcie kroganina oraz jego gotowość pomocy - nawet jeżeli znaczna jej część była motywowana przez pragnienie zemsty za wydarzenia w Szanghaju - nie pozostało przez niego niezauważone. Raik i Skinner stanowili nietypowy i być może tymczasowy dodatek do jego zespołu, uzupełniając tą dziwną grupę postaci, które przewinęły się przez Arae, ale bez wątpienia zostawili swój ślad. Doceniał to.
Nawet pomimo tego, że oboje zdawali sobie sprawę, że słowa kroganina są najprawdopodobniej tylko pustą obietnicą. Wieża była spowita wirusem śmiertelnym dla turian, Reedowi towarzyszyła Maya, a on wciąż nie w pełni wyzdrowiał po ostatniej walce. Jeżeli coś się spierdoli, to szansa, że Ugarr zdąży przebić się przez oddział SOC, a potem dostać na właściwe piętro i zrobić różnicę, nie była zbyt wysoka. Ale wiedzieli na co się piszą. Vex beznamiętnie obracał tą myśl w głowie, gdy za jego plecami zasunęły się z powrotem drzwi wejściowe wieży i gdy przez krótką chwilę stał samotnie w atrium, słuchając szumu powietrza poruszanego w konarach drzew przez klimatyzację oraz jednostajnego wycia alarmu.
Budynek nie był jednak pusty.
Obrócił twarz w stronę niepewnie zbliżających się pechowych bywalców Wieży, którzy teraz znaleźli się po niewłaściwej stronie kwarantanny.
- SOC ma swoje obowiązki - odezwał się zdawkowo, przesuwając spojrzeniem po niewielkim tłumku. Ruszył przed siebie w stronę wind, nie zamierzając się zatrzymywać, ale też nie protestując jeżeli rozzłoszczeni i przestraszeni dygnitarze ruszyli za nim. Rozszalałe, spanikowane tłumy z Lyessi wciąż stawały mu przed oczami ilekroć przeciskał się przez ludzką masę, ale teraz były tylko przypomnieniem co może wywołać strach. - Z tego co mi przekazano, to udało się ograniczyć zagrożenie do najwyższych pięter Wieży, więc nic wam tutaj nie grozi. SOC nie zamierza jednak podejmować zbędnego ryzyka, bez względu na to jak nikłe by było, dopóki wszystko nie ucichnie. Czy wy też chcielibyście ryzykować, gdyby na szali stało życie tysięcy pozostałych mieszkańców Cytadeli? Albo waszych bliskich?
Pytania były retoryczne, bo zdawał sobie sprawę, że w niektórych przypadkach próżno szukać wśród przestraszonych tłumów logiki lub empatii, ale nie planował poświęcać więcej zasobów, żeby ich uspokoić. Na tyle, na ile mógł ułatwił pracę kapitan SOC, ale jego umysł był zajęty tym co czekało na niego wyżej. Kiedy w jego hełmie odezwało się połączenie, a potem usłyszał głos Isaaca, uniósł jedną dłoń, pokazując pozostałym, żeby na chwilę wstrzymali się z pytaniami.
- Słusznie. Raik musiał zostać na zewnątrz - rzucił do komunikatora. - Niech Etsy pomoże mu zdobyć jakiś prom, na wszelki wypadek.
Sam ruszył dalej, kierując się w stronę korytarzy prowadzących do wind lub na wyższe piętra, rozglądając się jednak też za pomieszczeniami ochrony, jeżeli były po drodze. Pozyskanie monitoringu lub ułatwienie hakerowi dostępu mogło pomóc.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 19:23

Wyświetl wiadomość pozafabularną Prawdopodobnie w tej chwili żaden argument nie trafiłby do serc przestraszonych, wściekłych i zdezorientowanych ludzi. Każda istota w zamknięciu w pewnym momencie zaczynała przypominać zwierzę. Świadomość otaczających ich, metalowych ścian, szum pracujących systemów podtrzymywania życia, puste zapewnienia przesyłane im przez policję. Wieża trzymała ich w uwięzieniu niczym bajkowe księżniczki, a gdy dostrzegli pierwszego księcia przekraczającego jej granicę, ten ośmielił się odmówić im pomocy.
- Przecież jesteśmy zdrowi, do cholery! - ryknął turianin, chwytając Widmo za bark, który ten musiał wyszarpnąć, by kontynuować swą wędrówkę do windy. Pozostali, jak duchy kurczowo trzymający się jednego śmiertelnika w ich świecie, sunęli za nim, powoli, niechętnie. Nawet filtr w jego hełmie nie potrafił odsączyć z powietrza unoszącej się wokół, wstrętnej woni desperacji. - Dlaczego nas nie wypuszczą?
- Wyglądamy ci na chorych, Widmie? - prychali, jeden po drugim, krocząc za nim. Ich głosy niemal zagłuszały mamroczącego hakera. - Chcesz, żebyśmy zachorowali, ty podła szujo? - warknęła ludzka kobieta gdzieś w oddali, jako pierwsza zatrzymując się w miejscu. Może to jej duma nie pozwoliła jej dalej błagać, a może zwykła logika pozwoliła jej dostrzec, że Viyo nie zamierza się tutaj zatrzymywać. - Ten wirus i tak dotyczy tylko takich, jak ty! - padł krzyk, na dźwięk którego trzymający się blisko niego turianin obrócił się na pięcie, rozwścieczony. - Co masz na myśli przez takich jak on, Marion?!
Żadne z nich nie ośmieliło się wejść z nim do windy. Gdy jej drzwi się zamknęły, odseparowały go od szumu błagań, krzyków, oskarżeń i cichych szlochów. Ich los, podobnie jak jego, został zapieczętowany, a jego wodze oddane gdzieś zerkającej ku nim z góry Fortunie.
- Ekhm. Załatwiła ci prom - odchrząknął Skinner, który musiał usłyszeć część z tego, co działo się na zewnątrz. - Wygląda na to, że wszystkie piętra są odizolowane i zamknięte, ale z przepustką Widma możesz korzystać z wind - stwierdził, jakby nie było to oczywistością, gdy turianin wprawił maszynę w ruch, sięgając do panelu umieszczonego na ścianie. - Według tego, co widzę, kwarantannie poddane jest kilka pięter, ale pierwsze raporty nadeszły z sektora 31 do 33.
Niewinne liczby lśniły na holograficznym panelu. Nic nie przeszkodziło mu w wybraniu pierwszego z nich - trzydziestego pierwszego, za sugestią Skinnera, który chciał, by coś po drodze załatwił.
- Znajdź mi węzeł centralny, jak będziesz na miejscu - poprosił. - Pokażę ci zaraz, jak wyglądają.
Winda sunęła w górę szybko i bezgłośnie. Nie było tu miejsca na metaforę trudnej, żmudnej wspinaczki w górę, na której końcu miał czekać jego cel. Nawet wciśnięcie przycisku nie wymagało od niego żadnego ułamka siły, gdy ten unosił się w powietrzu, holograficzny, zawsze wykrywający jego ruchy.
Niewiele potrzeba było, by przetransportować go w przeszłość.
Korytarz trzydziestego pierwszego piętra był chaotyczny. Niektóre ze świateł dawały zwykłą, dzienną barwę, inne czerwoną, ostrzegawczą, a jeszcze inne żadnej. Wokół trwała cisza - pasująca do grobowca, w którym się znalazł. Pierwsze ciała dostrzegł przez uchylone drzwi prowadzące do jednego z gabinetów jakiegoś polityka. Turianinin leżał w przejściu, wygięty w nienaturalnej pozycji, w ubraniu splamionym błękitną krwią. Choć twarz skrytą miał po drugiej stronie drzwi, Viyo doskonale wiedział, jak ta wyglądała. Widział ją przed sobą gdy przymykał powieki.
Węzeł centralny nie był oznaczony w żaden sposób znajomy dla niego. Fakt tego, że Skinner wskazał mu, jak go znaleźć bez większego problemu, był nieco kontrowersyjny, ale Isaac, korzystając z powagi sytuacji, nie zamierzał się z tego tłumaczyć. Po podłączeniu się doń omni-kluczem, haker rozpoczął żmudną pracę.
- Chyba mam Widma, które tu wysłali - oznajmił, gdy turianin, powoli, ostrożnie, szedł do przodu. - Wykorzystali swoje sygnatury by obejść blokadę pięter.
Dane, które otrzymał, spływały powoli na jego omni-klucz. Hełm separował go od otoczenia, gdy dzieląc swą uwagę na urządzenie i zdradzieckie wnętrze korytarza przestępował nad porzuconymi na ziemi datapadami, ignorując widok kolejnych ciał cywili, którzy w ostatnim tchnieniu próbowali wydostać się ze swoich gabinetów, jakby to one były źródłem ich nieszczęścia.
Pierwszym Widmem była Ralla Kryik. Turiańska kabała, której krótki życiorys Skinner wyciągnął z samego extranetu. Odznaczona w bitwie o Cytadelę, po której wcielono ją do oddziału Widm. Odznaczona żołnierka, której życie za młodu nasiąknęło zapachem sukcesu. Ambitna i zdecydowana, była perełką, której Hierarchia nie chciała oddawać na rzecz Rady Cytadeli, szczególnie w obliczu wciąż rosnących napięć w przestrzeni galaktyki. Pomimo stylu życia, który Viyo znał doskonale, zdołała założyć rodzinę. Irissa wyciągnęła ją ze środka przepustki, którą ta spędzała na Palavenie.
Z trudem rozpoznał Rallę. Jej hełm był zaparowany, a pod półprzeźroczystą zasłoną chowała się wykrzywiona w karykaturalny sposób, okrwawiona twarz. Ciało turianki, choć spoczywało obok okrwawionych ciał członków SOC, wydawało się nietknięte, ledwo draśnięte zbłąkaną kulą w krótkiej chwili, w której generator tarcz zawiódł. Draśnięciem na tyle drobnym, że Viyo niemal go nie dostrzegł pod snopem swojej latarki, a wystarczającym, by wirus wtargnął do środka, załatwiając resztę.
Przed nim ostatni odcinek korytarza prowadził do drugiej windy, która była wyłączona. Zamiast niej, obok znajdowało się wejście techniczne, schodami, na poziom trzydziesty drugi.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 21:11

Strach, zagrożenie, niepewność, desperacja... Mieszanka emocji, które wypełniały atrium, była mu aż za dobrze znana i wiedział do czego potrafi doprowadzić. Panika wypełniała żyły lodem, u jednych wywołując przytłaczające wrażenie bezradności, a u innych niepohamowaną złość na niesprawiedliwość świata oraz na własnego pecha - złość szukającą jakiegokolwiek ujścia, jakiegoś celu na kim można było ją wyładować, winnych których można by ukarać za swój los. W chwilach, gdy własne przetrwanie stawało pod znakiem zapytania, umysł wypełniały najbardziej pierwotne potrzeby i obawy, dusząc wszelką logikę, moralność i obietnice. Człowiek, turianin, asari... Pod wieloma względami wszyscy różnili się od siebie, ale gdy obdarło się ich z konwenansów, zagroziło ich życiu i zamknęło w ciasnym pomieszczeniu, ostatecznie wszyscy poddawali się warczącej, przestraszonej bestii, która tkwiła w środku i która tylko czekała by dojść do głosu, by dołączyć to tłumu sobie podobnych.
Widział jej iskrę na twarzach polityków i ambasadorów, którzy uparcie szli za nim i próbowali go zatrzymać, desperackimi gestami próbując zdziałać to, czego nie mogły słowa; widział ją w przestraszonych spojrzeniach, w zaciśniętych z bezradnej złości ustach, w wykrzykiwanych oszczerstwach. Pierwsze przebłyski jej prawdziwej twarzy, tej która w końcu wyrwie się na zewnątrz, pochłonie tłum i przemieni się w nieugiętą, bezkształtną masę tratującą ciała, niszczącą ulice i zdobiącą bruk krwią. Zaledwie odbicie. Ale to wystarczyło.
Nie odezwał się już więcej, bez słowa wchodząc do windy i zostawiając mały tłumek za sobą. Iskra była niewystarczająca, by zmusić ich do podążenia za nim, bo tylko duchy wiedziały co by musiał wtedy zrobić. W milczeniu odwzajemniał wzrok kilkunastu wściekłych i przerażonych twarzy tak długo, aż drzwi windy zasunęły się między nimi, jednym, płynnym ruchem wygłuszając okrzyki oraz protesty, a zostawiając tylko głos Isaaca i dźwięk własnej krwi pulsującej w uszach.
- Zacznę od dołu - odezwał się ochryple po dłuższej chwili ciszy, której małe pomieszczenie potrzebowało by przebić kilka pięter, a on zakopać własne myśli pod warstwą dyscypliny. Trzydzieste pierwsze piętro wydawało się być dobrym miejscem na start, biorąc pod uwagę jak wiele innych zostało ograniczonych dostępem.
- Prom nie jest dla mnie. - Liczby na wyświetlaczu zmieniały się powoli, rosnąc w miarę przebywania kolejnych metrów. - Raik nie zdziała nic na dole, ale musi być gotowy. Reed na pewno zaplanował sobie jakąś drogę ucieczki i założę się, że przebijanie się przez atrium oraz oddział SOC, nią nie jest.
Widok, który powitał go na pierwszym piętrze odciętym od reszty Wieży, wyglądał jakby został wyrwany z innego świata. Koszmarnego, znajomego świata. Półmrok przejścia skąpany w migoczących błyskach rozbitych jarzeniówek wypełniały długie cienie i ślady walki - nie tylko żołnierzy z oddziałów Widm, ale również te, które toczyły ofiary dotknięte wirusem w swoich ostatnich chwilach. W ciałach leżących w progu gabinetów, we krwi rozpryśniętej na ścianach oraz zbierających się pod nimi na podłodze i w nienaturalnej, martwej ciszy nie było nic z ekskluzywnej, tętniącej życiem Wieży stanowiącej polityczne serce Cytadeli.
Odnalazł centralny węzeł wskazany przez Isaaca niemal mechanicznie, nie zadając żadnych pytań. Jego spojrzenie skupiało się na kolejnych przejściach oraz nieruchomych ciałach, przesuwając lufę karabinu opartego o ramię między każdym cieniem oraz każdym zaułkiem. Pozwalał hakerowi mówić, wypełniając jego własne myśli, a samemu w ciszy poruszał się do przodu o kolejne metry. Zatrzymał się dopiero, gdy dostrzegł jedne zwłoki, które różniły się od innych.
- Znalazłem Kryik - powiedział cicho, przyklękając przy martwej turiance. Chłód wypełniał jego żyły, gdy oglądał zwłoki kobiety, szukając śmiertelnego ciosu, ale wiedząc, że go nie znajdzie. Powietrze na tych piętrach było skażone i to ono były źródłem jej śmierci - niewidzialny przeciwnik z którym nie można było walczyć bez względu na to jak dobre miało się przeszkolenie, jak potężną broń czy doświadczenie. Nie znał Ralli, ale w pewien sposób stanowiła jego własne odbicie. Wyglądało na to, że awansowała w podobnym czasie co on i w podobnych okolicznościach, zaczynając tworzyć swoją własną ścieżkę... która teraz została zakończona przez jeden przypadkowy pocisk. Ucinając wszystko co zrobiła, co przeżyła, czego dokonała.
Walcząc w pułapce zastawionej z jego powodu.
Pancerz zazgrzytał cicho, gdy podniósł się z powrotem na nogi. Przesunął promieniem światła latarki po pozostałych ciałach, nim sztywno ruszył dalej.
- Wirus wciąż jest żywy i zabójczy. Nie może wydostać się do Cytadeli - powiedział cicho, gdy dotarł do nieczynnej windy. Snop światła z jego ramienia przesunął się na przejście do wejścia technicznego, ku któremu sam skierował się chwilę później. Nowa świadomość tego co to oznacza coraz bardziej zaczynała się budzić w jego umyśle, ale zdławił ją na dnie. - Winda na trzydzieste drugie jest nieczynna. Idę schodami.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 21:45

Wyświetl wiadomość pozafabularną Schody na trzydzieste drugie piętro przeniosły go do świata, w którym biel padającego nań światła była rzadkością, a posadzkę wyścielały przeszkody, z których niewidzialna ręka wyszarpnęła życie.
Nie wiedział, do czego służyło to piętro - być może, jak i inne, było zwykłymi biurami, przeznaczonymi dla średniego szczebla pracowników wieży. Nie spotkał na swojej drodze ani jednego Opiekuna, nie dostrzegł też wśród ciał nikogo znajomego, kogo mógłby rozpoznać wcześniej, w wiadomościach, lub na swojej drodze kariery. Leżący na ziemi tworzyli bezkształtną masę, a ich twarze, pozbawione wyrazu, zastygnięte w wyrazie ostatecznego spokoju, malowały się gdzieś na ścianach jego podświadomości. Nawet, jeśli wkrótce miały dołączyć do tych, które odwiedzały go w snach, dziś były tylko czymś, co obserwował. Kłodami, które zmuszały jego wciąż sztywne od odniesionych obrażeń nogi do uniesienia się nieco wyżej przy stawianiu kroku.
Wśród nich leżeli inni. Odziani w mundury lub pancerze SOC, z brońmi w dłoniach, które teraz leżały gdzieś obok, jak artefakty, które zabrali ze sobą na inny świat. Czerwona, fioletowa i niebieska krew łączyły się w kałuże jednakowego brązu, a tam, gdzie pasiaste, czerwone światło awaryjne nie padało zbyt dobrze, przypominały kleistą, czarną smołę, wypełniającą wszystkie wgłębienia w podłodze pod jego nogami.
Śmierć nie widziała różnicy. W bohaterskim, samobójczym marszu na przeciwnika, w porywie odpowiedzialności i dumnie wypiętej piersi służbisty, w przypadkowym, gardłowym wrzasku toczonego chorobą organizmu. Wbrew wojennym historiom i opowiadanym dzieciom legendom, bohaterowie ginęli tak samo, jak tchórze - przypadkowo, nagle, nie odciskając piętna na tym świecie innego niż koszmar śmiałka, który musiał przestąpić nad ich ciałem, by dotrzeć do celu.
- Według tych logów, Reed musiał rozpylić wirusa jakieś dwie godziny temu - odezwał się głos w jego słuchawce. Skinner wydawał się w tej chwili przynależeć do zupełnie innego świata, innego wymiaru - tego, w którym otaczało go ciepło znajomej Arae i sojusznicy na wyciągnięcie ręki. - Skąd w ogóle wiemy, że on tam dalej jest? Już dawno by uciekł.
Stal otaczających Viyo ścian zbrukana była śladami walki, która przetoczyła się tym korytarzem w przeszłości. Otaczało go wiele osób, lecz żadna nie zdołałaby odpowiedzieć mu na to pytanie, gdyby zadał je w głos.
- O, mam kamery - tryumfalnie ogłosił, choć chowało się w jego intonacji ale - Szkoda tylko, że na zewnątrz. Postaram się te w środku ogarnąć, czekaj...
Zerkając na omni-klucz, mógł śledzić jego postępy. Kamery, którymi od razu się podzielił, faktycznie nie pokazywały wiele - tłum ludzi dalej tłoczył się na Promenadzie i naciskał na ustaloną przez SOC, bezpieczną przestrzeń. Raik wykłócał się, mocno gestykulując, z jakąś asari - prawdopodobnie kapitan N'allą. Choć wewnątrz wieży wydawałoby się, że minęła co najmniej godzina, świat na zewnątrz żył swoim własnym, leniwym trybem.
Jego urządzenie odkryło dane kolejnego Widma gdy dostrzegł znajome logo na jednym z ciał.
Ish Baalo był jednym z niewielu salarian, których wojskowa kariera zaprowadziła na wysokie szczebla OZS. Niewiele wiadomo było o jego przeszłości, co prawdopodobnie lepiej opisywało jego działania jako szpiega, niż jakiekolwiek słowa wspomnienie w extranecie. Przez ostatnie lata uczestniczył w tajnej operacji na powierzchni Virmiru, prawdopodobnie związaną z niestabilną sytuacją na planecie. Na prośbę Irissy, sprowadzony tutaj poprzez radną Eshel, w której oku był oczkiem. Znalazł go w sercu osmolonej powierzchni, której smród palonego ciała i topionego metalu przedostawał się przez jego filtry w formie okrojonej, lecz wystarczającej dla szalejącej wyobraźni. Eksplozja miny rozerwała jego ciało w pół, paląc wszystko to, co wydostało się ze środka pod wpływem impetu.
Schody prowadzące na trzydzieste trzecie piętro były puste.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 22:38

Vex szedł przez rzeź pozostawioną przez Reeda niemal mechanicznie, omiatając snopem światła każde kolejne ciało, każdą kałużę krwi, każde szkliste, nieruchome spojrzenie pustych tęczówek, które lśniły, gdy musnął je promień latarki. Jakikolwiek plan miały trzy Widma wysłane przez Radną Irissę, to on również nie przetrwał starcia z rzeczywistością, a dowody tego błędu leżały co kilka metrów, martwe. Donovan był niepowstrzymaną siłą natury, która niszczyła wszystko na swojej drodze, a trzydzieste drugie piętro wieżowca stanowiło makabryczne potwierdzenie na to, co się działo, gdy dało mu się wystarczająco wiele czasu na planowanie.
Wciąż trudno było jednak uwierzyć, że to wszystko potrafił zdziałać jeden człowiek, ale jego wzrok nie wychwytywał pośród zniszczeń tego, czego się spodziewał. Tam gdzie płomienie eksplozji znaczyły ściany oraz podłogę, a ciała traciły swoją jednolitość oraz humanoidalny kształt, stając się masą zimnego mięsa, nie było znajomych pasm czarnych wypaleń; meble zniszczone falą uderzeniową były rozrzucone i połamane, a ich krawędzie były krzywe i ostre, nie próbując nawet udawać idealnie wyciętych z fizycznego świata, kulistych fragmentów brakującej materii; zwłoki urzędników oraz agentów SOC były martwe, ale ich śmierć nadeszła od pocisków, wirusa oraz eksplozji, a nie języków czarnej biotyki.
- Nie wiemy. - Głos Isaaca stanowił jedyny element tego cichego piekła, który dochodził z innej rzeczywistości. Ale nawet on wydawał się być nie na miejscu, znajdując się tam gdzie zawsze mógł odnaleźć kojący, znajomy głos Etsy. - Dlatego kazałem, żeby każde z was miało oczy dookoła Arae. I dlatego Raik musi mieć od razu możliwość transportu. Bo to wszystko, to równie dobrze może być tylko odwrócenie uwagi.
Patrząc na liczbę ciał oraz śmierci, która wypełniała wnętrze Wieży, umysł nie potrafił ująć takiej możliwości, że istniał ktoś, kto poświęciłby tyle istnień tylko po to, żeby osiągnąć coś zupełnie innego. Ale Vex znał Reeda. I jeżeli ktokolwiek byłby w stanie to zrobić, to był to właśnie on. Podejrzewał, że pułapka trzech Widm nigdy nie była pułapką. Nie dla łowcy.
Nowe znalezisko hakera odwróciło jego uwagę tylko na chwilę, ale zewnętrzne kamery nie były czymś, co mogłoby im pomóc. Jego kroki niosły się echem po grobowej ciszy piętra, cichnąc gdy zatrzymał się na parę sekund nad ciałem salarianina. Jasna krew dotknęła podeszwy jego buta, znacząc ją ciemnymi smugami i dołączając do pozostałych.
- Ish Baalo. Martwy - zakomunikował drętwo Isaacowi, dołączając kolejną ofiarę do listy bezimiennych ciał, które mijał do tej pory i półświadomie katalogował we własnym umyśle. Irissa nie ściągnęła wyłącznie turian do polowania na Reeda, ale salarianina nie pokonał wirus, a moment nieuwagi. Pupil Eshel, którego życie zgasło w ułamku chwili i rozbłysku zastawionej miny, był następną ścieżką przerwaną w połowie, gdy jej droga splotła się z konsekwencjami jego własnej.
Nie wiedział czy którekolwiek z Widm chociaż trochę osłabiło łowcę, czy ich ciała stanowiły tylko kolejne elementy jego własnej układanki. Ale miał przeczucie co zastanie piętro wyżej.
Zwolnił kroku, wchodząc na kolejne schody i docisnął karabin mocniej do ramienia, prześlizgując się spojrzeniem zarówno po pustej klatce, jak i niżej, po potencjalnych pułapkach zastawionych przez Reeda, które trzecie Widmo mogło ominąć i zostawić za sobą.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

25 wrz 2022, o 23:43

Wyświetl wiadomość pozafabularną Ostatnie Widmo przywitało go u szczytu schodów.
Poniekąd, nie mógł się go spodziewać. Gdy nogi pchały go w górę, pokonując stopień za stopniem, wzrok skierowany był tam, gdzie sięgała lufa karabinu - wysoko, niemal w stronę sufitu. Potencjalny przeciwnik miałby pojawić się w przejściu, może u szczytu schodów, a może czekał na niego w głębi, planując atak gdy tylko dostrzeże czubek jego głowy. Gdy więc napotkał drobne ciało leżącej na schodach asari, nieomal potknął się o nie. Było schludne. Nie towarzyszyły mu bruzdy podłogi i ścian - ślady nabojów posłanych w jej kierunku. Nie było kałuży krwi, która odbiłaby się na podeszwach jego butów, mieszając z resztą niewyróżniającego się brązu. Brakowało tych małych fanfar, namacalnych dowodów na to, że przed swym odejściem, kobieta przyczyniła się do czegokolwiek - do opóźnienia swojego przeciwnika, do zadania mu obrażeń, cholera, do zatrzymania go choćby na chwilę.
Alyssa Irel była młodsza, niż się tego spodziewał. Setki lat, które miała na karku, nie odbijały się zmarszczkami na jej zawieszonej w szoku twarzy, której nie skalała ani jedna blizna. Nie była młodym Widmem - ba! Na tej posadzie piastowała pięciokrotnie dłuższą kadencję od niego. Podobnie jak Tela Vasir, której Irissa nie chciała wplątywać w tę sytuację, była ulubienicą, kimś zaufanym - kimś skutecznym. Wokół jej operacji próżno było szukać zamieszania lub sensacji. Załatwiała swoje problemy po cichu, bez pomocy nikogo innego - tak samo, jak idący jej śladami Viyo, pozbawiona sojuszników nie zatrzymała się, prąc do przodu, wbrew jej malejącym szansom na przetrwanie. Jej skręcony kark nie był oczywisty. Na ceramicznym pancerzu brakowało rys, które wyrządzała w nim ciemna materia, ale dostrzegł pęknięcia w płytkach chroniących jej szyję, jak i wygięty materiał, który je łączył. Jej śmierć była cicha, gwałtowna - prawdopodobnie nadeszła z tyłu, z ciemności, z których się wyłaniała. Buzująca w głowie Viyo wyobraźnia natychmiast nakazała mu się odwrócić, spodziewając się dostrzec przeciwnika za swymi plecami, lecz zamiast niego, przywitał go nędzny obraz tej samej klatki schodowej, którą zostawiał z tyłu, w dole.
Korytarz był tak cichy, jak zwykle.
Jeden, długi krok sprawił, że ostatni z symbolicznych podarunków Reeda pozostał za jego plecami - tak, jak wszystko inne. Widmo nie mógł tylko wiedzieć, czy to hełm separował go od stęchlizny towarzyszącej jego krokom śmierci, czy to własne wspomnienia zamykały jego emocje w odległej twierdzy, czyniąc z niego pozbawionego empatii robota.
- Wokół Arae stare śmieci. Nic się nie dzieje - odezwał się Isaac. Jego opóźnienie wyraźnie wskazało, że nim to przekazał, wstał ze swojego miejsca i poszedł się upewnić w tym przekonaniu. - Tylko ludzie na zewnątrz szaleją.
Stając na rozwidleniu, rozejrzał się, szukając poszlak. Dopiero po chwili jego umysł zarejestrował, że na końcu jednej odnogi, światło połyskiwało lekko, hen, daleko. Na końcu tej drogi krzyżowej, którą musiał pokonać, przestępując nad krwistym polem walki, wobec której niektóre z ofiar nie miały najmniejszych szans jeszcze zanim do niej przystąpiły.
- Nie wydaje mi się, żeby była z twojej lokalizacji łatwa ucieczka - dodał, nieświadom nowego odkrycia, którego doznał kierujący się w stronę światła Viyo. - Nie ma żadnych balkonów, ani dróg pożarowych. Może gdyby zjechał na dół, w tych tłumach udałoby mu się schować... Ale no, Arae jest bezpieczne, więc tym się nie przejmuj.
Błękitne, znajome światło wypełzało z wnętrza jednego z pomieszczeń, którego drzwi były otwarty. Pogrążony w ciemnościach tunel, który doń prowadził, wydawał się czarną, grubą zasłoną, która odgradzała to miejsce od reszty świata. Ciemność była łaskawa - chowała horrendalnie wygięte ciała, gdy odsuwał od nich promienie swojej latarki. Była niczym zaciśnięcie powiek, które odsuwało problemy otaczającej rzeczywistości na później.
Wpierw wysunęła się lufa trzymanego w jego dłoniach karabinu. Przedłużenie ręki, ale i gwarant bezpieczeństwa, czy zwykły, wojskowy odruch. Gdy sylwetka Viyo weszła w promień błękitnego światła, jego wzrok padł na jego źródło - inne niż to, czego się spodziewał.
Ściana pokoju wyłożona była holograficznymi ekranami, z których wszystkie prezentowały widok z kamer monitoringu - ten sam, który udało się wyciągnąć z systemów Isaacowi. Kamery zwrócone były na zewnątrz, na tłum gromadzący się na Promenadzie, ale też na wejście do wieży, oblegane przez pierwszych, zbuntowanych polityków. Na tle świetlistej bariery, portalu do innego świata, tkwiła czarna w kontraście sylwetka - cień siedzącego w krześle człowieka, którego wzrok, zamiast na kamery, zwrócony był do wejścia.
Donovan Reed zajmował jedyny fotel, który dostępny był w tym małym punkcie bezpieczeństwa, który wykorzystywała ochrona. Świetliste obrazy z kamer za jego plecami tworzyły niemalże aureolę wokół jego okutego w pancerz ciała, oświetlając siwiejące włosy - dłuższe niż wtedy, gdy widział go po raz ostatni. Nie miał na swojej głowie hełmu - jedynie papierosa, w połowie wypalonego, którego trzymał w ustach, gdy Viyo wszedł do środka. W jednej, wolnej dłoni trzymał luźno wsparty o swoje biodro karabin, druga swobodnie opierała się na oparciu fotela. Dopiero po chwili, turianin dostrzegł w jaskrawym blasku, że bok jego głowy błyszczał się od pokrywającej go krwi, częściowo zastygłej w czasie, który upłynął. Jego pancerz, czarny i znajomy, nosił wiele blizn, w których ciężko było rozpoznać ich świeżość.
- Nie śpieszyłeś się.
Volyovej obok nie było.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

26 wrz 2022, o 20:50

Wyświetl wiadomość pozafabularną Ciało asari zatrzymało go na kilka dłuższych sekund, podczas których przyglądał się jej w milczeniu. Trzecia, ostatnia ofiara Reeda stanowiła kropkę na końcu zdania, którego nie chciał wypowiedzieć, a które potwierdzało, że chociaż bardzo chciał, to się nie mylił w swoich przypuszczeniach. Kobieta leżała w bezruchu, tam gdzie zastała ją nagła śmierć - płomień świecy zgaszony gwałtownym podmuchem, który nadszedł ze strony, której się nie spodziewała, pozostawiając po sobie wyłącznie zimny, nienaturalnie skręcony knot. Plan Widm wysłanych przez Irissę kończył się w tym miejscu, bez względu jaki by nie był, znacząc śladami krwi, dymu i pustych spojrzeń pasmo podjętych decyzji oraz prób zastawienia pułapki na człowieka, który przez lata umykał takim jak oni.
Była jednak jedna decyzja za którą był wdzięczny Fortunie. Z przeszklonego hełmu ciała leżącego na schodach mogły spoglądać na niego oczy Vasir, gdyby Irissa podjęła inny wybór.
- Alyssa Irel - powiedział cicho, tym razem nie kończąc zdania, ale pozwalając hakerowi po drugiej stronie słuchawki domyślić się reszty. Prawda była jednak taka, że nie relacjonował znalezionych ciała na użytek Isaaca; każde wypowiedziane imię, każda zapamiętana twarz, były małym, pustym gestem, stanowiącym pożegnanie dla żołnierzy Rady, którzy oddali swoje życie z jego powodu. Były ostatnią stroną ich opowieści, ostatnim rozdziałem, który kończył się tu i teraz. A jego przypomnieniem.
Klatka schodowa poniosła echo jego kroków, gdy wznowił wędrówkę. Ostatnie piętro spowite było w mroku, ale wszyscy, którzy mogli powstrzymać łowcę, zginęli w drodze do tego miejsca. Kiedy Vex dostrzegł blask błękitnego światła na końcu przejścia, bez słowa ruszył w tamtą stronę; widmowe, zimne refleksy pełgały po ścianach, wydłużając cienie i sprawiając, że te przypominały duchy stojące na krawędzi pola widzenia. Ciche, nieruchome. Obserwujące.
Wbrew wszystkiemu, wiedział że Reed nie zaatakuje go z ukrycia. Jego sadystyczna gra nie zakończyłaby się niespodziewanym strzałem w tył głowy, nie wieńczyłby jej cios omni-ostrza wysuwający się z przeoczonej szczeliny w korytarzu ani nagła eksplozja miny. Relacje między nim, a łowcą nie pozwoliłyby żadnemu z nich zakończyć tej sprawy w taki przyziemny, przypadkowy sposób. Były zbyt personalne. Złożone między nimi obietnice były tak bardzo odmienne od tych, które on sam dobrowolnie zapewnił Etsy i Mayi, ale w ten sam sposób pętały ich szyje i zmuszały do robienia tego, co robili. W pewien sposób zarówno Donovan jak i on byli więźniami własnej zemsty, nawet jeżeli żaden z nich tego tak nie postrzegał.
Dlatego, gdy wyłonił się z korytarza, wchodząc w blask światła rzucanego przez monitory ochrony, nie uniósł karabinu i nie wycelował go w siedzącego mężczyznę. Zatrzymał się na skraju przejścia, wpatrując się w łowcę w milczeniu, niemal nie słysząc słów Skinnera. Makabryczny labirynt ciał i mordu prowadził do tego jednego miejsca, kończąc się na spokojnej twarzy czekającego na niego Donovana.
- Nie wiedziałem czy wciąż mam po co.
Krew na twarzy mężczyzna stanowiła dowód na to, że pomimo swojej śmierci, trzy Widma których ciała ścieliły pozostałe piętra, zostawiły swój ślad na jego pancerzu. Było to marne pocieszenie ich losu, ale nie odeszli bez walki. Vex przesunął spojrzeniem po ranach łowcy, nim zatrzymał go z powrotem na szarych, beznamiętnych tęczówkach.
- Po co to wszystko, Reed? - zapytał cicho. - Po co ściągać mnie tutaj, w jedno z najbardziej zabezpieczonych miejsc w galaktyce, skoro dobrze wiesz, że wystarczyło, żebyś wysłał mi dowolne koordynaty, a bym się pojawił gdzie chcesz? Co chcesz osiągnąć, ryzykując w ten sposób?
Dym papierosowy mieszał się z odległą wonią spalenizny, metalicznego posmaku krwi w powietrzu oraz gryzącego dymu, ale zaledwie cień tych zmysłów dobiegał do niego przez filtry panerza, który zagłuszał niemal wszystko dookoła. Rozżarzona końcówka papierosa, tląca się w półmroku i podświetlająca twarz Donovana otoczonego przez lśniące ekrany za plecami, odbijała się na powierzchni wizjera jego własnego hełmu.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

28 wrz 2022, o 20:37

Wyświetl wiadomość pozafabularną Była w tym ironia, choć w żaden sposób nie była zabawna. Każde z nich miało prostsze, łatwiejsze sposoby, których mogli podjąć się by wyeliminować drugiego. Nikt nie powiedział, że byłyby skuteczne, ale z pewnością byłyby czymś innym niż czyste szaleństwo, w które brnęli oboje. Choć mawiano, że zemsta oślepia, Reed nigdy nie wydawał się tak skupiony, trzeźwy, świadomy obecnej chwili jak teraz, gdy wreszcie nastała. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, spokojnie, a wraz z niektórymi wydechami ujście z jego płuc odnajdował tytoniowy dym. Pancerza, który Viyo widział nieraz, nie przykrywały dziś poła wyświechtanego płaszcza. Na znajomej twarzy pojawiło się kilka, dodatkowych zmarszczek, lecz żadnych nie podkreślał grymas złości lub niepokoju. Zlepione krwią, siwiejące włosy w blasku sztucznego oświetlenia wydawały się ciemne, a pokrywająca je posoka stężała. Ślady walki, którą odbył, sugerowały, że co najmniej jedno z Widm musiało sprawić mu problem - być potknięciem na drodze. Może to zbłąkana kula, jak ta, która dobiła turiańską kabałę, a może atak znienacka komandoski asari - któraś śmierć poszła nieco mniej na marne niż inne.
Właśnie to sprawiało, że nic w tej ironii nie było zabawne. Reed pozostawiał za sobą szlak bezsensownych, niepotrzebnych trupó w, które nic dla Viyo nie mogły znaczyć - nie znał żadnej z tych osób. W dodatku mężczyzna jedynie ryzykował, wpraszając się do środka fortecy, którą była Cytadela, gdy mógł, zwyczajnie, wybrać odpowiednią skałę w kosmosie, na której jedno z nich miało umrzeć.
Westchnął ciężko, wyrzucając niedopałek papierosa na ziemię, by od razu zgnieść go podeszwą ciężkiego, okutego ceramiką buta.
- Dlaczego stoisz tu, zadając pytania, zamiast do mnie strzelić? - odparł, pytaniem na pytanie, przekrzywiając lekko głowę. Być może usiłował dojrzeć zielone tęczówki za wizjerem jego hełmu, dostrzec w nich odpowiedź, na którą czekał.
Własne odbicie.
Lyesiański wirus nie groził mu w żaden sposób, więc jego własny hełm leżał wsparty na jego udzie, podczas gdy wolna dłoń chwyciła nieco mocniej karabin.
- Czy nie tego chciałeś, Viyo? - dodał, pozwalając, by emocje wykrzywiły jego usta w lekko pogardliwym uśmiechu. - Możemy wystrzelać się w samym centrum galaktyki, a nawet, jeśli przeżyję, dobije mnie SOC, które spotkam po drodze. Więc na co czekasz?
Przesunął spojrzeniem po uzbrojeniu, które przy sobie miał turianin. Pomieszczenie, w którym siedział, było dość małe - nie oferowało też żadnych osłon. Gdyby jedno z nich otworzyło ogień, prawdopodobnie ich bitwa byłaby krótka, acz krwawa. Dopiero, gdy jego wzrok natrafił na przyczepioną do magnetycznego zaczepu, grubą, metalową obrożę, jego uśmiech poszerzył się nieco, a w ciemnych oczach rozbłysło rozbawienie.
- To dla mnie? - spytał, wskazując podbródkiem przedmiot. - Doceniam gest.
Za jego plecami, holograficzne ekrany migotały lekko, ukazując zgromadzony na Promenadzie tłum i rozgarniających cywili policjantów. Przy drzwiach nadal czekał Raik, tym razem opierając się z założonymi rękami o ścianę, wściekły i niezadowolony z tego obrotu wydarzeń.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

28 wrz 2022, o 22:43

Wyświetl wiadomość pozafabularną Zgrzyt buta gaszącego papierosa o posadzkę był niczym wystrzał w niewielkim pomieszczeniu oraz grobowej ciszy, która wypełniała zwieńczenie wypełnionego ciałami piętra. Vex nie poruszył się i nie odpowiedział od razu, śledząc mężczyznę milczącym spojrzeniem
- Wiesz dlaczego.
Być może gdyby sytuacja była inna, wszystko wyglądałoby inaczej. Gdyby przy boku Reeda stała Maya, a przy jego Raik, być może właśnie tak by zrobił, idąc za wcześniejszą radą kroganina - odrzucając na bok wszystko inne, pozwalając logice wziąć górę i ruszając do ataku zanim łowca w ogóle otworzyłby usta, trzymając się określonego na Hebe planu. Ich walka byłaby krwawa, krótka i finalna, dla jednej lub dla obydwu stron, ale wszystko rozwiązałoby się w trakcie paru sekund. Żadnych dyskusji, żadnej próby przebicia myśli drugiego, żadnego wsłuchiwania się w bicie własnego serca i mrowienie napiętych mięśni, gdy oczy śledziły ruch drugiego, przyglądając się mu w oczekiwaniu tak jak czeka się na atak nieruchomego węża. Wszystko byłoby o wiele prostsze.
Ale rzeczywistość wyglądała inaczej.
Nieobecność Raika sprawiła, że prosty plan upadł. Nie było osoby, która mogłaby powstrzymać go od sięgnięcia po jedną z figur szachowych, podnosząc ją wbrew wszelkiej logice i przesuwając na nowe pole pod spokojnym spojrzeniem łowcy.
- To czego chcę rzadko kiedy pokrywa się z tym co powinienem.
Śmierć Donovana rozwiązałaby większość horrorów, które towarzyszyły mu przez ostatnie miesiące. Mężczyzna był źródłem zarówno jego spoglądania przez ramię, jak spoglądania w przyszłość; był powodem niepokoju i desperacji, ale też furii oraz zimnego uporu. Reed zaatakował jego rodzinę, jego dom, jego przyjaciółkę. Zgodnie ze swoją obietnicą, mścił się i uderzał wszędzie tam gdzie bolało najbardziej, zrywając z niego kolejne warstwy rozsądku oraz pewności siebie, a ich miejsce wypełniając goryczą, bólem i apatią. Był nożem, który ciął coraz głębiej i głębiej, i oboje wiedzieli, że zostawiony sam sobie, prędzej czy później dotnie do końca.
Vex nie tylko chciał jego śmierci. Chciał żeby zapłacił za wszystko co zrobił. Chciał zamknąć mu obrożę na szyi, włączyć jej moc na maksimum i wyrzucić go w błoto na AZ-99, a potem obserwować z okrętu jak zapada zmrok i na krawędzi słońca uciekającego przed nocą zaczynają się pojawiać pierwsze, smukłe gadzie sylwetki, nasłuchujące nowej ofiary. Chciał połamać mu ręce i nogi, a potem zamknąć go w celi na dnie piramidy i zostawić by umarł z głodu oraz pragnienia pośród cieni i turiańskich duchów. Chciał odnaleźć jego rodzinę i kogoś kto był mu bliski, wygrzebać ich z cienia w których ich ukrył, a potem na jego oczach zabić połowę z nich, żeby druga połowa musiała żyć ze świadomością, że to była jego wina. Chciał pokazać mu raporty Rady z każdej zniszczonej komórki Castora, z każdego projektu Steigera, który został zaprzepaszczony, z każdego planu do którego dążyli, a które teraz rozsypały się w proch po śmierci Mathiasa, której Reed nie zapobiegł.
Świadomie lub nie, ale Reed stał się twarzą jego wszystkich koszmarów oraz wszystkiego co przydarzyło mu się w ostatnich miesiącach. Twarzą, która była zbyt łudząco podobną do jego własnej, pomimo pozornych różnic.
Nie sądził, żeby którykolwiek z jego towarzyszy na Arae zdawał sobie sprawę o jak trudną decyzję go prosili, gdy Raik zaproponował, żeby zignorować łowcę i skupić się na odbiciu Mayi. Nie wiedział też na ile mieli świadomość tego jak bardzo jego zgoda była powierzchowna, chwiejna i pozbawiona prawdziwej intencji. Gdy Grace dawała mu obrożę, nie miała świadomości, że daje mu nabity pistolet, którego użyteczność on od razu dostrzegł nie w pierwotnym planie, do którego miał służyć, ale do uwolnienia swojego pragnienia zemsty, które wypalało go od środka przez ostatnie tygodnie. Być może Reed był jedynym, który to dostrzegł w krótkim spojrzeniu na metalową obrożę i jedynym który to mógł zrozumieć.
Jedynym gwarantem ich planu był Raik, ale nie dlatego, że potrzebowali jego siły by zatrzymać Reeda. Vex potrzebował go po to, by mieć siłę dotrzymać to, co obiecał.
Ale Raika nie było.
- Gdzie jest Maya, Reed?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

29 wrz 2022, o 01:13

Wyświetl wiadomość pozafabularną Być może Donovan Reed był jego koszmarem.
Zakrzywionym obrazem rzeczywistości, postrzeganej przez zniszczony wojną i okrucieństwem umysł. Sztyletem podświadomości, która swym ostrzem szukała ujścia, ucieczki z czarnych zakamarków jego myśli. Cieniem zawieszonym za jego plecami gdy jego wzrok czasem, ukradkiem zerkał w lustro, nie poświęcając mu należnej uwagi. Może siedzący teraz przed nim człowiek i przerażenie, jakie budził, nie miało źródła w trzymanej przez niego broni, ani nawet obojętności na muśniętej własną posoką twarzy - a w jego podobieństwie do stojącego naprzeciw Viyo. Czy też byli dwoma stronami tej samej monety, czy związanym ze sobą wspólną krwią ying i yang, gdy turianin spoglądał w oczy Ziemianina, dostrzegał w nim cechy, które i on nosił w swoim sercu.
Ale koszmary nie były szczere, choć w danej chwili wydawały się prawdziwe. W chwili przebudzenia zawodny mózg szatkował je na odzyskane fragmenty i zlepiał w jedną całość. Własna percepcja o tym, co było ich treścią, niejednokrotnie była źródłem ich fałszu.
- Rozumiem, dlaczego uważasz nas za podobnych. Jednak gdybym był na twoim miejscu, pociągnąłbym za spust - odrzucił, a wygięte w pół uśmiechu usta z wolna wróciły na swoje miejsce w surowej masce, która przykrywała jego twarz. - Nie posiadasz luksusu bycia takim jak ja, Viyo.
Viyo, podobnie jak Reed, wypowiedziane na głos przez któregokolwiek z nich zawsze brzmiało inaczej od reszty zdania. Jakby te cztery litery niosły ze sobą prawdziwe przesłanie, następujące po uprzejmych słowach - nasączone jadem, któremu jedynie mogło dorównać zgorzknienie. Choć w powietrzu pozory mieszały się ze śmiertelnym, ale i na swój własny, chory sposób symbolicznym wirusem, zakorzeniona w ich intencjach prawda pozostawała jak nieprzyjemny posmak na języku.
Donovan w żaden sposób nie wyglądał na przygotowanego do walki - tarcze z pewnością zatrzymałyby kule wyplute z wnętrza wycelowanego w niego karabinu, dając mu chwilę czasu na kontratak, lecz walka w zwarciu była dla niego ryzykowna. Nie było tu miejsca na taktykę, na własnoręcznie przygotowaną arenę, na której mógłby pozbyć się swojego przeciwnika w na tyle bolesny sposób, by zdołał usatysfakcjonować jego żądne zemsty serce. Niedoszły oficer Steigera z pewnością był targany własnym szaleństwem, lecz jego miejsce w krześle nie wydawało się być jej owocem. Dotarcie do wnętrza wieży Cytadeli musiało kosztować go wiele potu, krwi i ryzyka, w którym niespecjalnie się lubował. Nie powielał nawyków skaczącej w otchłań Volyovej, niezważającej na konsekwencje swoich czynów, niewidzącą przed sobą przyszłości. Reed był łowcą, czyhającym w cieniu, kalkulującym każdy, następny ruch, nawet jeśli do walki nie pchała go żadna przyszłość - jedynie własna wendeta.
- Pamiętasz, co obiecałem ci na Chasce? - spytał łowca, nie odpowiadając na jego pytanie niczym, co samo nie zawierałoby na swym końcu pytajnika. Rzucona w chwili śmierci Steigera groźba była niczym zaklęcie - a raczej klątwa, znacząca plecy idącego naprzód turianina, gdy ten usiłował pozostawić przeszłość za sobą. Była manifestacją tego, co Widmo chciałby uczynić, lecz nie powinien - obietnicą odebrania mu wszystkiego, co tworzy fundamenty jego rzeczywistości szczęścia, w tak okrutny sposób, jak to możliwe. - Mógłbyś to zakończyć, tu, teraz. Koniec twojej walki ze mną, koniec tego pieprzonego ryzyka. Nie tego chcesz, Widmie?
Drgnął lekko w swoim miejscu, rozkładając nieco ramiona, których cień padł na brudną od krwi podłogę. Łuna zimnego światła otulała jego sylwetkę, malując po jego twarzy czernią tam, gdzie nie docierały niebieskie promienie. Tłum na ekranach zafalował lekko, rozstępując się - obraz unoszący się w przestrzeni na wysokości męskiej twarzy wydawał się nierealny, nieistotny - niczym tło do rozgrywających się wydarzeń, zawieszonych w nieznośnym, pełnym napięcia tu i teraz. Cywile nie wydawali się niczym więcej, jak pionkami na szachownicy - mrówkami panoszącymi się po deptaku Promenady, masą pozbawioną twarzy, które mogłyby gnębić umysł Vexariusa gdy ten zaciskał powieki. Nieistotni, tkwili tam, gdzieś w dole, pod setkami metrów niezniszczalnej konstrukcji, których niektóre zbrukane były śmiercią i krwią. Choć reprezentowali panujący na dole chaos, z perspektywy odległych kamer wydawali się sunąć do przodu leniwie, rytmicznie, jak jeden, działający organizm.
- Vex, mamy pro-... - słowa Isaaca, odbijające się w hełmie turianina, zostały natychmiast przerwane przez połączenie o wyższym priorytecie, po którego drugiej stronie rozpoznał nerwowy głos Ugarra. - Wracaj tu, kurwa, natychmiast.
Raika najłatwiej było odnaleźć na monitoringu. Ogromne cielsko kroganina odznaczało się od reszty, nawet na tle opancerzonych policjantów. Dostrzegł, że ten odkleił się od ściany, o którą wcześniej stał oparty, a w jego dłoniach tkwiła ciężka strzelba. Zwrócony był w jednym kierunku - tym samym, w którym, jak jeden mąż, jedna siła, obrócił się pilnujący wejścia oddział i przewodnicząca mu kapitan. Gdzieś w oddali, na rubieżach obrazu dostrzegalnego przez czujne oko kamery, pośród tłumu zrodziła się mała iskra, czarna jak smoła, artefakt na holograficznej powierzchni. Wbrew swojej naturze, wbrew prawom wszystkiego, co znane, nie zrodziła wokół siebie szalejących płomieni, lecz inną ciemność - dym, chłonący na swojej drodze wszystko, co żywe. Tłum rozstąpił się, nagle, gwałtownie, niczym biblijne morze.
- Jestem tu, Viyo. Przed tobą - głos mężczyzny przedarł się przez ciszę, podczas gdy na obrazach za jego plecami szalejąca burza przemieszczała się przez Promenadę, pochłaniając wszystko na swojej drodze. - Na wyciągnięcie ręki.
Znajoma sylwetka błysnęła, znikając w jednym miejscu i pojawiając się w drugim. Owładnięta ciemną energią, parła na przód w rozbłyskach błękitu i krwi tych, których pochwyciła. Nie wydawała się dążyć do żadnego miejsca, ani mieć żadnego, wyznaczonego jej celu, innego niż otaczający ją ludzie. Pionki na szachownicy, zrzucane w niemym krzyku rozpaczy, który dźwięczał w turiańskiej czaszce choć nie rejestrowały go kamery monitoringu. Mrówki panoszące się po Promenadzie w usilnej, prymitywnej potrzebie ucieczki przed miażdżącym je butem. Masą pozbawioną twarzy, w którą zmieniały się skąpane we własnej krwi ciała. Gdy zbliżyła się do wieży, policja rzuciła się w jej kierunku szaleńczo, lecz zorganizowanie - cały oddział, który wyznaczyła Irissa do powstrzymania innego człowieka. Pośród snopów czarnych iskier i eksplozji błękitu rozbłysły wystrzały kierowanych w jej stronę broni, i tylko stojący pośród tego Ugarr usiłował powstrzymać ich przed pozbyciem się zagrożenia i zamordowaniem niebieskowłosej.
Koszmar być może siedział w krześle, lecz jego odbicie malowało się krwią na holograficznej powłoce.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

29 wrz 2022, o 13:42

Vex tkwił w bezruchu, wpatrując się w łowcę w milczeniu i słuchając jego słów. Otoczona poświatą żarzących się monitorów sylwetka mężczyzny była źródłem wszystkich jego problemów i Reed doskonale to wiedział. Byli podobni, ale zarazem różni, chociaż ta granica z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się zacierała. Był to efekt uboczny każdego podstępu mężczyzny, każdego jego ataku i każdej tortury, którą mu aplikował, zdzierając z niego warstwy tego kim był wcześniej - wypalając idealizm, niszcząc wszelkie poczucie szczęścia czy jakiejkolwiek nadziei, pozostawiając pustą, beznamiętną apatię, która sprawiała, że każdy następny cios bolał coraz mniej i wywierał coraz słabszy efekt. Każde ciało, każde zabójstwo, każda trudna decyzja, którą łowca mu wrzucał na kark, każda wina zarówno jego jak i innych, zwiększała ciężar, który nosił na ramionach, ale po miesiącach dźwigania szczegóły zaczynały się zacierać, a niewygodny balast zaczynał stawać się tylko tym - bezosobowym, coraz bardziej pozbawionym personalnej inwestycji obciążeniem, do którego wbrew wszelkim oczekiwaniom zaczynał się przyzwyczajać.
- Nie, nie posiadam - odpowiedział cicho, nie spuszczając wzroku z Donovana. - Jeszcze nie.
Słowo dane przez łowcę na Chasce było tym samym, którym pożegnał go podczas ich pierwszego spotkania w Szanghaju. Mężczyzna sukcesywnie spełniał jedno po drugim, atakując jego rodzinę, atakując Etsy, atakując Mayę. Vex miał tego świadomość odkąd tylko łowca uciekł z eksplodującej placówce na Chasce, znikając w cieniu. Nigdy nie zapomniał.
Ale coraz bardziej zaczynało to tracić na znaczeniu.
- Obydwaj jesteśmy więźniami swoich obietnic, Reed - kontynuował tym samym tonem, nie wykonując żadnego ruchu w stronę jego kpiącego zaproszenia. Coś się jednak zmieniło w jego postawie, gdy po raz pierwszy odkąd przekroczył próg, a z jego ust popłynęło coś więcej niż tylko wcześniejsze krótkie, zdawkowe wypowiedzi. - Dlatego tu jesteś. Dlatego ryzykowałeś atakując Cytadelę, dlatego na mnie czekałeś i dlatego obydwaj wiemy jak to się skończy. Poza tą złożoną mi obietnicą nie masz już nic. Możesz usprawiedliwiać przed sobą naszą rozgrywkę i podejmowane ryzyko w jakikolwiek sposób, ale prawda wygląda tak, że to jedyne co ci zostało. Straciłeś Steigera, a lata które poświęciłeś jego wizji okazały się bezcelowe. Straciłeś Castora i wszystko co dla niego zrobiłeś, obróciło się w popiół. Wszystko przez jedno potknięcie, jeden błąd. Twój błąd. Dobrze wiesz, że dotrzymanie tej obietnicy nic nie zmieni, ale pomimo tego nie potrafisz przestać.
Gdy za plecami mężczyzny widok na monitorach ochrony uległ zmianie, Vex obrócił nieznacznie głowę, spoglądając w ich stronę. Ale pomimo tego, że od razu zrozumiał co widzi oraz co to oznacza, to nie poruszył się nawet o milimetr. Igła lodu, która eksplodowała w jego głowie i sercu, była ostatnim gwoździem wbitym w trumnę, która powinna wywołać gorycz, ból, złość i frustrację, ale w efekcie nie wywołała zupełnie niczego, napotykając zimną apatię - kolejną porażką niszcząc tą ostatnią ostoję sensowności, która dogorywała w jego umyśle. Przyglądał się jak czarna chmura biotyki rozprzestrzenia się pośród tłumu, pochłaniając kolejne istnienia, jak oddział SOC obraca się w stronę nowego zagrożenia, a w jego słuchawce dwa głosy biją się o uwagę.
I nie zareagował.
- Ja też nie - wznowił cicho swoje słowa, błądząc tęczówkami po ekranach. Kilka miesięcy temu rzuciłby się do biegu, przeklinałby, błagał Fortunę o trochę więcej czasu... ale to było długie kilka miesięcy. Ten Vex, który zawrócił sprzed drzwi oddzielających go od Tanyi, by pognać na ratunek Teli popędzany emocjami i strachem, umarł dawno temu zabity przez własne decyzje, tak samo jak ten, który rzucił się wściekle na Reeda w Szanghaju, gdy ten powalił Mayę oraz ten, który próbował negocjować ze Steigerem na granicy błagania, by ten zostawił jego rodzinę. - Na tym polegał twój plan, prawda? Możesz zabić każdego na kim mi zależy, Reed. Zniszczyć mój dom, moją rodzinę, moich przyjaciół, moją karierę. Możesz raz za razem stawiać mi ultimatum, które pomoże ci uciec, a ja wciąż będę cię ścigał. Bo tylko to mi zostało i nie mogę przestać.
Oderwał wzrok od ekranów i zawiesił go z powrotem na twarzy łowcy, gdy ten rozłożył ręce. Przyglądał się mu bez słowa przez dwa, trzy powolne uderzenia serca, ignorując głos Raika oraz wydarzenia na monitorach.
- Jesteś - potwierdził powoli, sztywno ważąc to jedno słowo oraz wszystkie jego implikacje. Mentalne pazury, które zaciskały się na krawędzi obroży, teraz się rozluźniły, gdy to proste stwierdzenie ukazało o wiele bardziej uniwersalną prawdę. - I będziesz znowu. Raz za razem. Bo ty też nie możesz przestać.
Błądził po twarzy swojego koszmaru, wypalając sobie jego widok w umyśle.
A potem odwrócił się do niego plecami.
Zostawił odblask monitorów za sobą, gdy skierował się z powrotem w stronę korytarza z którego przyszedł. Karabin leżący na kolanie łowcy był naładowany, ale po raz pierwszy od bardzo dawna jego instynkt samoobrony nie krzyczał ani nie próbował go zmusić do działania. Opuścił pomieszczenie ochrony, ruszając powoli w głąb korytarza i sięgając do komunikatora przy uchu, by przełączyć na kanał Isaaca.
- Znajdź mi nieskażone pomieszczenie z niezabezpieczonym oknem najbliżej mojej pozycji.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

29 wrz 2022, o 15:25

Wyświetl wiadomość pozafabularną W ciasnym pomieszczeniu monitoringu, ich ciszy towarzyszył jedynie wszechobecny fetor śmierci. Wirus, który mężczyzna wdychał do swoich nozdrzy, niosący ze sobą widmo tysięcy ofiar Lyesiańskiej masakry. Ciała poległych, rozrzucone po korytarzach jak marionetki - cichych słuchaczy, świadków tu i teraz, chwili, w której tkwili oboje. Wyjętej spoza rzeczywistości rozgrywającej się wokół wieży, niczym rozdział książki hermetycznie odcinający ich od fabularnego tła. Nic im nie przerywało. Nawet, gdy tłum za plecami Reeda zafalował, zwracając na siebie turiańską uwagę, mężczyzna nie odwracał się, by spojrzeć na efekt swojego dzieła. Przyglądał się Widmu, chłonąc skryte za wizjerem emocje, które umykały z jego mimiki z każdym uderzeniem serca.
Wiele zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy - więcej, niż wyrażały siwe kosmyki i blizny zdobiące turiańskie ciało.
- Nie jestem duchem, więzionym na świecie przez swoje błędy. To ty zniszczyłeś Castora, nie ja - odrzekł, w spokoju, który kontrastował z pełnymi furii, wściekłymi słowami groźby, wypowiedzianymi w chwili zniszczenia wszystkiego, nad czym pracował Steiger. - Chasca była królestwem, lecz nigdy nawet jego część nie należała do mnie.
Jego głowa uniosła się lekko, butnie, przyglądając stojącemu w przejściu mężczyźnie. Choć turiańskie Widmo stanowiło odbicie łowcy, choćby i w krzywym zwierciadle, brakowało w nim niektórych części, niektórych elementów, które spajałyby obraz w całość.
- Jesteś psem, takim jak ja. Pies nie rozumie z początku, co się dzieje, gdy znika trzymająca go smycz. - zakończył. - Jestem wolny.
Wolność, podobnie jak luksus, w kontekście ich konwersacji nigdy nie była tym, czym powinna. Enigmatyczne słowa, rozłożone na części pierwsze i wsparte dziesiątkami bolesnych wspomnień, nadal były tylko tym - słowami. Ich znaczenie, skryte w głębi ciemnego spojrzenia siedzącego naprzeciw niego mężczyzny, pozostawiło jedynie swój ślad, unoszący się w powietrzu, w ciszy, która nastała. Jeśli luksusem było nieposiadanie ludzi, których mógłby utracić, to z pewnością go posiadał - przynajmniej na tyle, na ile Widmo miał tego świadomość. A jeśli wolnością miało być wyzwolenie od ciążącej na nich przeszłości, to każde z leżących na korytarzach ciał, nad którymi Viyo musiał przejść docierając do tego punktu, stanowiło tego zaprzeczenie.
Błyski na holograficznych ekranach odbijały się na brudnej powierzchni podłogi, niczym wpełzające przez okna do wnętrza domów światło wybuchających fajerwerk.
- Obawiasz się, że odbiorę ci wszystko, za miesiąc, rok, dekadę? - odrzucił za nim, z westchnieniem, niemalże frustracją, a jednocześnie powątpiewaniem. Jakby odwrócenie się Vexariusa nie było tym, czego pragnął, choć czego się spodziewał. Czymś, co stanowiło gorzką prawdę, przekonanie, które spełniło się na jego oczach. - Czy tego, że choć tego nie zrobię, któregoś dnia odwrócisz się od tego, co nadal ci zostało, bo nie potrafisz przestać? - dodał, przyglądając się jego plecom, gdy Viyo kierował się do wyjścia.
Łowca został sam, pozbawiony kary, umykając ostrzu sprawiedliwości pomimo nieruszenia się z krzesła, w którym siedział.
Trupy wyścielające podłogi korytarza, omijane przez idącego do przodu turianina, przyglądały mu się swoimi pustymi spojrzeniami, w których wnętrzu skryty był wyrzut. Cisza manifestowała się wysokim piskiem w uszach i szumem gwałtownie przetaczającym się przez umysł myśli.
- Na prawo - posłusznie odparł haker, kierując go do zamkniętych drzwi prowadzących do jednego z biur. Zamek był zamknięty, lecz nie zablokowany, i nie wymagał od Widma wiele finezji, nawet bez potrzeby ingerencji ze strony Isaaca. Wnętrze było puste i jedynie jedno, samotne ciało turianki leżało pod jednym z biurek, zwinięte w pozycję embrionalną - jedynie, już nie . - Znalazłeś Reeda? - spytał cicho, gdy Viyo stanął naprzeciw przeszklonej osłony. Nie posiadała zamka - musiał zbić szybę, jeśli chciał przedostać się na drugą stronę.
Była wytrzymała - w kosmicznych warunkach musiała być, jeśli miała gwarantować tym w środku szansę na przetrwanie w nagłych wypadkach. W tej kwestii, na swój sposób, nie spełniła swojego zadania. Gdy któreś uderzenie wreszcie przebiło się przez barierę, stworzone pęknięcie przecięło jej powierzchnię, nim szyba prysnęła na tysiąc, kryształowych odłamków, a do wnętrza wieży wtargnął zimny wiatr.
Wskaźniki w jego hełmie poinformowały go o niskiej zawartości tlenu w pomieszczeniu. Ponad jego głową połyskiwały fioletowe obłoki mgławicy, w których znikały odległe końce ramion Okręgów.
Setki metrów pod jego stopami, błękitna Furia przetaczała się przez Promenadę przy akompaniamencie odległych krzyków.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

29 wrz 2022, o 17:52

Wyświetl wiadomość pozafabularną Słowa Reeda towarzyszyły mu, gdy szedł korytarzem w przeciwną stronę, zostając w głowie nawet gdy głos mężczyzny przebrzmiał i ucichł. Wolność w ich wydaniu była o wiele bardziej skomplikowanym słowem, ale nie był pewien czy którykolwiek z nich znał jego prawdziwe znaczenie. Łowca polował dla trzymającego łańcuch Steigera w taki sam sposób w jaki on tropił dla znajdującej się na drugim końcu jego własnej smyczy Irissy, ale czy któryś z nich robiłby coś innego, gdyby ich nie było? Castor upadł, a Reed nie zaprzestał łowów, nie przerwał pościgu ani zostawiania za sobą trupów pomimo braku wiodącej go ręki; natomiast po drugiej stronie, w jego krzywym odbiciu, Vex dalej był na usługach Radnej, ale pomimo jej jasnych wytycznych oraz zakazów wciąż robił to czego nie powinien. Obroże, które obydwaj nosili na szyjach, były tylko w małej części dziełem innych.
Reed uważał, że miał luksus bycia pozbawionym emocji i moralności. Że to właśnie to różniło ich od siebie. Ale przechodząc między ciałami leżącymi w korytarzu, odprowadzany wzrokiem ich pustych tęczówek, Vex nie potrafił tego dostrzec. Nie widział tej różnicy w wyborze jednej, rzuconej w ciemnej sypialni, zapomnianej i wypalonej obietnicy ponad sprawiedliwość dla dziesiątek zamordowanych przez łowcę w Wieży. Nie widział tego kontrastu w rozbijanej szybie oraz powiewie zatęchłego powietrza, które uciekło z budynku. Nie widział tego luksusu w pustej świadomości tego co robi oraz sztywnej, bezsensownej decyzji w wyborze między własnym słowem, a istnieniem wielu - decyzji podjętej mechanicznie, jak zaprogramowany do tego robot, który nieustannie robi jedną i tą samą rzecz, bo tylko ją potrafi i tylko do tego został stworzony.
- A czy ma to jakieś znaczenie? - odezwał się po chwili milczenia, gdy Isaac zadał swoje pytanie, stojąc na krawędzi rozbitego okna i patrząc na wieżowce stacji rozsiane po ramionach Cytadeli, chowając karabin na plecy. Ich plan trafił szlag, Maya mordowała cywilów, Raik stał między młotem, a kowadłem. Reed równie dobrze mógł znajdować się całą galaktykę dalej. Słowa hakera uświadomiły mu jednak, że chłopak nie był obecny przy rozmowie z łowcą - lub uznał, że bezpieczniej dla niego będzie, jeżeli tak będzie wyglądało.
- Pracuj dalej nad dostępem do kamer. Chcę wiedzieć czy na ostatnim piętrze znajdują się jakieś, które wciąż działają. I jeżeli tak, to żebyś skasował wszystkie zapisy z tego piętra, na których się znajduję.
Rozbite szkło zazgrzytało pod jego stopami, gdy przekroczył krawędź budynku i odbił się lekko, pozwalając by porwała go grawitacja, zawierzając w prototypowy projekt Viktora. Metaforyczny krok poza krawędź urwiska stał się jak najbardziej rzeczywisty, gdy otulił go pędzący wiatr, zabierając z dala od korytarzy wypełnionych śmiercią, prostu w nowe piekło czekające na dole.
Jakaś jego część pragnęła, by Kavinsky popełnił błąd.
Inna musnęła odpowiedni przycisk, nie dając mu takiego luksusu. Ryk silników odrzutowych przebił się ponad huk wiatru, gdy oprogramowanie Dewastatora przekierowało przepustnice na pełną moc, wyhamowując jego kilkuset metrowe spadanie w otoczeniu ognia i dymu. Przez jego ciało przeszedł impuls znajomego bólu, gdy grawitacja poddała się nie bez walki, wywierając nacisk na napięte mięśnie, ale w perspektywie wszystkie co się działo, było to zaledwie echo w tyle jego głowy. Uderzenie serca później wylądował z głośnym hukiem opancerzonych butów i pracującego napędu w sercu biotycznej burzy, w wolnej przestrzeni między Mayą, a Raikiem oraz oddziałem SOC. Spojrzenie skryte za maską hełmu nie odrywało się od niebieskowłosej sylwetki, której otoczone czarnymi płomieniami ciało odbijało się od jego wizjera.
- Raik.
Ignorując ciała, które kobieta zapewne już zostawiła dookoła siebie, sięgnął wolną ręką do magnetycznego zaczepu i odpiął od niej obrożę, po czym rzucił ją do kroganina nie patrząc w jego stronę. W jego drugiej dłoni błysnął dozownik, który otrzymał od Grace, a który chwilę wcześniej wyciągnął z ładownicy przy pasie.
Jeżeli kapitan asari wciąż żyła i nadal była w pobliżu, Vex obrócił nieznacznie głowę w jej stronę, nie odrywając jednak spojrzenia od niebieskowłosej.
- Kapitan N'allo, trzymaj swoich ludzi z daleka.
Dał SOC tylko to jedno ostrzeżenie. W następnej chwili nacisnął inny przycisk i wystrzelił w stronę Mayi z rykiem silników.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

4 lis 2022, o 01:39

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nie było dogodnego miejsca do lądowania pośrodku absolutnego chaosu. Dostrzegając błękitne błyski na Promenadzie, ludzie daleko w dole nawet nie poderwali głów w jego stronę, nie dostrzegając nadlatującego pocisku. W pogorzelisku, którego zapach ozonu wdzierał się w nozdrza i wypełniał podświadomość, niepowstrzymany przez żaden hełm, nadejście zbawiciela było dostrzeżone przez tylko jedną osobę.
Raik ruszył w jego stronę, być może jako jedyny zachowując trzeźwość myślenia - a może przez sam fakt tego, że spodziewał się jego nadejścia. Viyo po raz pierwszy dostrzegał kroganina w boju, widział więc, jak jego twarz wykrzywia specyficzny grymas, z którym stawiał czoła zasadzce. Pochwycił rzuconą mu obrożę wolną dłonią, drugą zaciskając wokół trzymanej broni.
- Wyczyszczę ci drogę - rzucił chrapliwie, gdy Viyo wymijał go nie zwracając na kroganina uwagi większej, niż była potrzebna.
- Niczego nie wyczyścisz.
Kapitan N'allo stała obok, spłoszona nagłą sytuacją, ale też gotowa do walki. Jej ciało owijały błękitne, biotyczne smugi, a jednak wydawały się kompletnie inne od tych rozproszonych wokół ciała Volyovej. Jak jasne płomyki pośród czarnego dymu, wydawały się być duszone przez sadzę, gdy tylko Maya zbliżała się w ich kierunku.
- To wciąż ludzie. Żadnych strat, kroganinie - warknęła, choć, mimo jej zacięcia, ruchem ręki powstrzymała swoich ludzi przed podejściem bliżej. W jej głosie pobrzmiewało powątpiewanie, nawet jeśli nie powiedziała ani słowa, które mogłoby podkreślić jej brak przekonania w słuszność takiej decyzji. Ludzi było zbyt wiele, a panika, która roznosiła ich trzewia na strzępy, uniemożliwiała jakąkolwiek walkę pośród nich bez żadnych strat.
- Powodzenia - burknął Ugarr, łapiąc któregoś cywila, który ewidentnie nie skręcił w dobrym kierunku i obracając go w drugą stronę. Łatwo było odczuć, że jego słowa wcale nie były skierowane do Viyo, ale do towarzyszącej im asari.
Pomimo odrzutu rakietowych silników, niebieskowłosa wydawała się nie mniej odległa, jak jątrząca się rana spalonego układu.
Volyova dostrzegła nadciągającą w jej kierunku sylwetkę. Pośród tłumu, wreszcie podchwycił jej twarz - spowitą dymem i niebieskimi płomieniami, skrytą w mroku siły czerpiącej z gwiazd.
W błysku zniknęła, gdy jego dłoń zamachnęła się z podarowanym mu przez Myers podarunkiem. Na chwilę omiotły go cienie, gęsty dym przywodzący na myśl kosmiczną pustkę, nim na powrót nie wyłonił się z niego chaos. Volyova stała trzy metry dalej. Jej sylwetka, wyprostowana tak dumnie, jakby na jej zniszczonym napierśniku dalej malowała się odznaka porucznika czy litery N7, stanowiła jedyny, stały element pośród biegających wokół cywili. Jej buty niknęły w morzu czerwonej krwi, skryte pod otaczającymi ją ciałami. Dłonie zaciskały się w pięści, tak, jak zawsze, gdy się wściekała, lecz wstrzymywała się z powodzeniem choćby słowa.
Jej oczy, zwykle pełne miodu i obietnicy lepszej przyszłości, teraz były bezdennie czarne, a białka przekrwione, przywodzące na myśl obcą istotę, której daleko do człowieczeństwa.
- Miałeś go zabić - syknęła, otoczona ciemnością, gdzieś na granicy własnej, wolnej woli a sztucznych gestów, wgranych do jej rdzenia jak nowe oprogramowanie.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

7 lis 2022, o 14:31

Ciężko było dostrzec w chaosie i rozszalałym tłumie dawną Promenadę. Ciała zaścielające ulicę oraz wszechobecna krew i dym sprawiały wrażenie jakby ten kawałek Cytadeli został wyrwany z zupełnie innego skrawka galaktyki i przeniesiony przed Wieżę Rady w efekcie jakiejś kosmicznej pomyłki. Poruszenie oraz niepokoje zapoczątkowane przez wydarzenia na Mindoir potrzebowały tylko pojedynczej iskry, żeby zamienić się w drugą Lyessię - ale zwykle tylko tyle wystarczyło, by wzniecić niekontrolowany pożar. A Reed dostarczył tę iskrę rękami Mayi, która teraz stała pośród leżących zwłok, trawiąc czarną biotyką wszystko co weszło w jej zasięg. Stanowiąc serce pożogi, źródło rozprzestrzeniającego się pandemonium.
Słowa kapitan N'alli oraz potwierdzenie Raika zniknęły gdzieś bezkształtnym echu jego własnego skupienia oraz krzyków tłumu. Jego umysł rejestrował ciała leżące na ziemi, brutalność całego zajścia oraz dalsze potencjalne ofiary cywilne, ale bez jednego, emocjonalnego zawahania odsunął te myśli na bok, od razu zamykając je wraz z innymi okropnościami, które pamiętał i których doświadczył. Przełącznik, który mógłby wywołać w nim jakąś różnicę, już jakiś czas temu został popsuty - przez Reeda, przez Steigera, przez Mayę. Promenada pełna śmierci była tylko odbiciem AZ-99, Lyessi, Nos Astry, Noverii, Szanghaju i Chasci. Kolejną zakładką na tej samej stronie. Leżący, zakrwawieni mieszkańcy Cytadeli byli tylko przeszkodami terenu, które utrudniały poruszanie się, a ci którzy wciąż uciekali - elementami otoczenia, które musiał brać pod uwagę, jeżeli chciał manewrować w żyjącym tłumie i dopaść biotyczkę.
Ryk silników zagłuszył jego myśli, gdy wylądował w miejscu w którym poprzednio znajdowała się kobieta, nie odnajdując celu swoim atakiem. Środek znieczulający trafił wyłącznie w czarny dym pozostawiony przez smoliste płomienie, ale Vex od razu wyhamował i odwrócił się czujnie, szukając sylwetki kobiety w tłumie. Jego opancerzone buty napotkały czyjąś rękę, gdy przekroczył jedno z ciał, obracając się przodem w stronę Volyovej.
A raczej tego co z niej zostało.
- Reed musi zaczekać na swoją kolej. Wciąż mam jeszcze jedną obietnicę do spełnienia - odpowiedział na jej słowa, mierząc ją spojrzeniem.
Już sam fakt, że tym razem odezwała się do niego, był odmienny od ich poprzedniego spotkania. Stojąc pośród krwawego pogorzeliska nie zachowywała się już jak sztywny robot wykonujący rozkazy ciała, ale nie umysłu. W czarnych tęczówkach dostrzegał to samo czego przebłyski widział wcześniej w Hexie, na Noverii czy na mostku przekraczającym górski strumień w Cordovie. Nie potrafił określić co to oznaczało dla lekarstwa Myers. Potrafił jednak dostrzec implikacje idące z tego jednego, prostego zdania - najwyraźniej wciąż miała kontakt z Reedem, skoro była świadoma efektu ich spotkania.
- Pomogę ci. Bez względu na to czy ci się to podoba, czy nie.
Odnalazł wzrokiem Raika w tej całej zawierusze, trzymając w tyle głowy, by ściągać na siebie uwagę kobiety, jeżeli sam by sobie nie poradził z jej spacyfikowaniem, po czym obrócił w dłoni strzykawkę i ponownie ruszył do ataku.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

10 lis 2022, o 16:35

[h3]inicjatywa[/h3]
Vex +57, Maya +73, Raik +62
0 [h4]Maya -> Raik -> Vex[/h4] [h3]akcja 1[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
[h3]akcja 2[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
[h3]akcja 3[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [WIEŻA CYTADELI] Atrium

15 lis 2022, o 20:58

Wyświetl wiadomość pozafabularną Spojrzenie Ugarra natrafiło na jadowicie zielone tęczówki Widma. Kroganin skinął głową, mocniej chwytając trzymaną w dłoniach strzelbę. Wiedzieli, że atakowanie Volyovej było ostatecznością - ale zarazem było jednym ze sposobów na spowolnienie jej, zapewnienie sobie przewagi. Niebieskowłosa była szybka, potrafiła zniknąć z miejsca, w które miały pokierować ich silniki rakietowe lub własne buty. Gonienie jej mijało się z celem, bo nawet, jeśli dorównywała Widmu prędkością, ich wstępny dystans zapewniał jej przewagę, dzięki której nie dałaby się złapać.
Ale znajoma, kobieca sylwetka ledwie drgnęła. Stojąc pośród otaczających ją ciał, w których biotyczne smugi wyżłobiły czarne blizny, przypominała lodową statuę, na zawsze zamrożoną w tej krótkiej chwili. Chwili wyciętej z czasu, jaki został im odebrany, pełnej milczenia i emocji wyzierających zza bezdennie czarnych tęczówek. Nie odezwała się ani słowem odpowiedzi. Może słowa, które mu przekazała, były tak samo zaprogramowane jak wszystko inne - a może nie wystarczyło jej sił, by zawalczyć o gest porozumienia raz jeszcze. Tak, jak wtedy, gdy czarne iskry wypaliły literę na podłodze, a zachowane znaczenie owinęły kłęby niewypowiedzianych intencji.
Gdy ruszył naprzód, pęd rakietowych silników odczuł w nogach, impuls słabości wędrujący do mózgu jak mgliste wspomnienie wbitych w jego uda ostrzy. Sylwetka w polu jego widzenia poruszyła się lekko, błękitne włosy zafalowały na wietrze. Ręce Volyovej uniosły się w górę, owładnięte błękitnymi ognikami o czarnych sercach, ciskając w jego stronę polem efektu masy. W locie dostrzegł zmianę natychmiast, choć być może dla postronnego oglądającego nie było żadnej. Jeśli powietrze było jak woda, biotyka przypominała olej, smolistą maź, w której poruszał się z trudem, reagował z opóźnieniem. Biotyczka odsunęła się lekko, zgrabnie, wymijając nadlatujący w jej stronę, turiański pocisk, nie znikając jednak ani na chwilę. Gdy zatrzymał się obok, stabilizując swoją pozycję w powietrzu, targany kosmiczną siłą, napotkał jej skupione spojrzenie tuż obok.
Choć mogła uciekać w nieskończoność, mogła znikać i pojawiać się aż utraci siły, lub w jego pancerzu zabraknie energii, niebieskowłosa tkwiła w miejscu, pośród usłanego ciałami morza. Z daleka będąc echem wspomnienia z Hexa, wyspy czy Noverii, w miarę skrócenia przez niego dystansu, odsłoniło się jej oblicze. Skryta pod pancerzem sylwetka była nienaturalnie wyprostowana, a wystająca z napierśnika szyja wychudła. Blada zwykle twarz nawet w ciepłym świetle Prezydium przybrała niezdrowy, siny odcień. Jej oczy były zaciemnione, podbite, a z bliska dostrzegł ciemne pajęczynki pękniętych naczyń krwionośnych, malujące gwiazdozbiory na jej skórze.
Dystans był zbyt mały. Gdy dostrzegał te małe detale jej twarzy, podstępny płomień wysunął w jego stronę swoje czarne macki. Destrukcyjna energia, która otaczała Volyovą, która potrzebowała tak wielu lat by odcisnąć na niej swoje piętno, łakomie wsunęła się na ceramiczną powłokę jego pancerza. Niczym patogen, opuszczający ciało nosiciela, konsumujący wszystko na swojej drodze. Tak, jak niegdyś pod lodową powierzchnią AZ-102 pozostawił wgłębienia na jego rękawicach, tak teraz w mgnieniu oka ogarnął jego ciało. Iskierki tańczyły na płytach pancerza, rysując nań blizny jak błyskawica uderzająca w drzewo, wdzierając się pomiędzy łączenia. Gdy napotykały miękki materiał, bez trudu przedostawały się na drugą stronę, raniąc ciało, które znalazły pod spodem - ale jego wypełniony adrenaliną organizm z początku nie rejestrował nawet tych małych ogników bólu.
Uniosła się lekko, a biotyka zatańczyła pomiędzy jej palcami. Wiedział dobrze, czego może się spodziewać - jej ruchy pozostały takie same, znajome. Jak wtedy, w Hexie, uniosła dłonie, a otaczające ją, niebieskie płomienie posłusznie skierowały się do jej dłoni, formując kulę.
Być może z początku nie zrozumiał, że kula otoczyła jego ciało. Jego generator tarcz zawarczał wściekle, znajdując się w nowym, wrogim środowisku, które wypełniał podstępny zapach ozonu i dymu, potrzebujący chwili by wkraść się do jego nozdrzy. Na moment zamknięty w kropli burzy, jego świat wypełniła czerń. Kosmiczna pustka, usłana migającymi smugami dymu Mgławicy Węża, czarnymi dziurami - nicością o ognistym warkoczu, czy migającymi ku niemu porozumiewawczo, jasnymi pulsarami. Kula pulsowała lekko, jak rozszerzające się pod wpływem oddechu płuca, jak bicie w tempie sześćdziesięciu uderzeń na minutę. Dopiero gdy posunął się naprzód, pozostawiając tę kroplę za sobą, na powrót dostrzegł Volyovą. Jego umysł odsunął trupy od świadomości, tak samo jak odsunął biotyczne wyładowania, które na moment go otoczyły, nim rakietowe silniki nie posłały go znów na spotkanie z biotyczką.
Volyova drgnęła, zaskoczona, gdy pocisk Ugarra trafił ją w bok, przemierzając ciemność. Krzyknęła wściekle, gdy strzykawka dzierżona przez Viyo zagłębiła się w jej szyi, gdy turiańskie Widmo wyskoczyło z wnętrza kuli, nie zważając na trawiące jego pancerz płomienie. Zatoczyła się, z wyrazem twarzy wykrzywionym w grymasie bólu, dłonią natychmiast sięgając do pustego już urządzenia, wyrywając je spod swojej skóry wraz z kilkoma kroplami ciemnej krwi.
Nim specyfik rozlał się po jej krwiobiegu, nim dotarł do mózgu kontrolującego czyny jej ciała, kobieca dłoń drgnęła lekko - w małym, odrażająco subtelnym geście, w którym jakaś jej cząstka sięgnęła serca kuli. Pochwyciła ją, porwała na strzępy, destabilizując ten iskrzący się wybryk natury, czyniąc z niego bombę, której pole rażenia wystrzeliło wokół. Pchnęło jego ciałem w bok, nim wyrównał lot, zaciskając zęby. Przeładowało jego generator tarcz, który poddał się w mgnieniu oka, pozwalając płomieniom zająć jego nieczułe w tej chwili na nic ciało. Wydarło ostatni krzyk ze wszystkich żywych, którzy miotali się wokół walczących, szukając dla siebie ucieczki.
Gdy szalejące płomienie zniknęły, mknąc ku kosmicznej pustce, która je zrodziła, jej ciało osunęło się na ziemię. W akompaniamencie zawodów dogorywających, z wolna ustępujących przeraźliwej ciszy Prezydium, Volyova zamarła, pustym wzrokiem wpatrując się w tego, który wbił w jej szyję strzykawkę. Z jej ust wydobyło się jedno, ostatnie westchnienie, nim klatka piersiowa zamarła, a ciało zastygło.
Na wzór wszystkich innych, wokół których leżała.

Wróć do „Krąg Prezydium”