Bachjret jest okręgiem idealnie nadającym się do zamieszkania - sielankowa perspektywa życia przyciąga nie tylko miłośników tutejszych ogrodów botanicznych, ale i osób o średniej płacy, którzy nie mają ochoty na przepłacanie.

Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Apartament 323a

10 cze 2015, o 18:52

Mina zrzedłaby jej prędko, gdyby nie to, że Harper pojawił się tutaj żeby jej pomóc. Już na Omedze wydała się znajoma... Ile było takich osób, które przypadkiem mogło ją rozpoznać, tak jak ten tutaj? To nie nastrajało zbyt pozytywnie do powrotów na Ziemię. Ale z drugiej strony jak dotąd miała spore szczęście. To, że Hearrow się z nim przyjaźnił, było najlepszym, co mogło się wydarzyć.
- Ciekawe hobby - mruknęła tylko, również wyciągając do podporucznika rękę po szklankę soku.
Nie do końca wiedziała, co takiego zabawnego było w tym, co powiedział. Może to jakieś typowo przymierzowe określenie beznadziejnego przydziału. Albo wręcz przeciwnie. Albo może miejsce? Nie, to raczej nie, pytała Arrowa wcześniej o to gdzie był i nie chciał jej powiedzieć, więc nie rzuciłby tego tak beztrosko teraz, przy niej. Ale nie miała czasu zastanawiać się teraz co to mogło znaczyć. Uśmiechnęła się tylko, nie dlatego że wiedziała o co chodzi, ale przez śmiech Erica, który był nawet trochę zaraźliwy. W sumie wolała kiedy się śmiał, niż kiedy gadał.
W tym przekonaniu upewniła się, gdy wyrzucił z siebie swój kolejny słowotok. Spojrzała na niego z rozbawieniem. Tak, ślub, najlepiej już teraz. Obrączki i wypuszczane z klatki gołębie. I dwa myśliwce Przymierza odmalowujące na niebie wielkie serce. Pokręciła głową i parsknęła śmiechem.
- Zapamiętam - rzuciła tylko, nie dodając nic więcej. Nie widziała sensu w tłumaczeniu mu, jak bardzo ta jego wizja przyszłości mija się z wizją Irene.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kiedy Harper zaczął wymieniać warunki. Nie był pierwszym, od którego to słyszała i za każdym poprzednim razem okazywało się, że jednak coś dodać od siebie musi. Robisz wszystko, co ci każę, i absolutnie niczego poza moją wiedzą. Irene nie planowała robić więcej zamieszania w bazach Przymierza, niż już zrobiła, ale jak już będzie miała do nich dostęp, kusiło ją, by sprawdzić co z ojcem. Tylko i wyłącznie z czystej ciekawości. Wpisać nazwisko i dowiedzieć się tylko jak zginął, gdzie, albo czy może żyje nadal? Tylko przeczytać, nic nie kombinować. Może się uda.
Skinęła głową.
- Będę grzeczna - obiecała i uśmiechnęła się. Harper naprawdę był jak katarynka. Arrow czasem rozgadywał się, właściwie mówił chyba więcej niż Irene, ale Eric przebijał ich oboje razem wziętych. - Wolałabym jednak biało-złotego konia, jak już idziemy w klasykę. Varreny nie są zbyt piękne.
Hearrow się stresował. Widziała to i nie była pewna dlaczego, przecież ufał im obojgu. Naprawdę wierzyła, że wszystko pójdzie dobrze, bo co złego mogłoby się wydarzyć? Chyba że to wyrzuty sumienia dręczyły go aż do takiego stopnia. Cóż, to będzie rekompensować mu jak wróci, bez tej smyczy w postaci zgłoszenia wiszącego w Przymierzu. Dopiła sok i podniosła się, by przejść do sypialni. Tam tylko wyciągnęła Tłumiciela z torby i wsunęła go za pasek z tyłu spodni, po czym narzuciła na siebie krótką kurtkę, która całkowicie go zasłaniała. Nie sądziła, żeby był jej potrzebny, zresztą nikt nie musiał wiedzieć że ma go ze sobą, ale jakoś tak czuła się bezpieczniej. Prawdopodobnie odniesie go tu z powrotem, bez dobywania go ani razu, bo kto rozpętywałby strzelaninę w samym środku Ambasady, czy dokąd tam oni się wybierali. Splotła włosy w gruby warkocz i przerzuciła go na plecy.
I zorientowała się, że znów przygotowuje się, z góry zakładając, że będzie musiała znikać, uciekać. Ubrana na czarno, ze związanymi dla wygody włosami, a przecież wszystko miało być dobrze. Przyzwyczajenia jednak zostawały. Westchnęła i wyszła z sypialni, by podejść do Hearrowa i pocałować go krótko przed wyjściem. Nic nie mówił, więc ona też nie, odpowiedziała tylko uśmiechem na jego uśmiech i zniknęła za drzwiami.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

15 cze 2015, o 22:35

Hearrow niewiele myśląc stwierdził całkowicie spontanicznie, że spacer między okręgami dobrze im zrobi zamiast szybkiego przelotu z miejsca na miejsce. Zresztą nie widział powodu, dla którego mieliby się gdziekolwiek spieszyć. Od rana wszystko szło tak jak należy, chociaż sam podporucznik miał wrażenie, że za dużo wszystkiego jak na jeden raz. Wciąż odczuwał lekkie wyrzuty sumienia i tylko fakt, że udało mu się w jakiś sposób uszczęśliwić Irene go trzymał, w jako takiej kupie. Ale był trochę nieobecny.
Po wejściu do mieszkania odsunął trochę kota, żeby ten nie pakował się od razu pod nogi. Zdjął buty i kurtkę i przeszedł do salonu. Skoro zaproponowała, że zrobi obiad nie miał zamiaru się wtrącać. Zresztą w tej chwili kanapa była najbardziej kuszącą perspektywą ze wszystkich dostępnych. Po drodze zahaczył jeszcze o kuchnię sprawdzając, z ciekawości, markę wina, które pili wczoraj i usiadł na kanapie zarzucając nogi na ławę naprzeciwko. Mógł się iść przebrać jak to miał w zwyczaju, ale jakoś mu się nie chciało. Włączył tylko telewizor i tak już został. Na szczęście Rado był na tyle stęsknionym żeby wskoczył obok Hearrowa na łóżko i dać się głaskać. Przynajmniej mógł czymś zająć ręce i było tak spokojnie.
- Dalej nie wiem w końcu co będziesz robić, konkretnie – rzucił otwierając ponownie extranet i przeglądając w nim artykuły z drogim whisky. Nie mógł wciąż pojąć, jakim cudem i czym Irene musiała się zajmować, żeby w tak krótkim czasie stać ją było na tak drogi napitek. Ale musiał sprawdzić jeszcze to drugie, po prostu musiał, chociaż serce waliło mu jak oszalałe i czuł, że robi mu się coraz cieplej. Oczywiście przez myśl zdążyło mu już przejść z milion scenariuszy i to jeden lepszy od drugiego. Ale wpisał tą nazwę i wcale się nie rozczarował, chociaż zdecydowanie wolałby widzieć coś…tańszego. On sam na alkoholu się nie znał a do tego był mało wybredny, ale po dzisiejszym dniu doszedł do wniosku, że częściej powinien się tym interesować. Westchnął zaciskając zęby i wpatrując się w ekran. – Chyba, że to jakaś następna, wielka tajemnica – mruknął zakładając ręce za głowę.
Tych akurat miał dość, bo to nigdy do tej pory nie kończyło się dobrze. Wolał wiedzieć wszystko, nawet, jeśli to miałoby rodzić jakieś komplikacje niż dowiadywać się gdzieś przypadkiem. Nie miał dobrego nastroju, przynajmniej, jeśli chodziło o porównanie do Irene. Powinien chyba cieszyć się jej szczęściem i naprawdę starał się to robić. No bo w końcu i ten rozwód i usunięcie informacji o poszukiwaniu to były dobre, bardzo dobre wiadomości. Nie licząc już przyznawania się do uczuć, które gdzieś tam między nimi były. To było na tyle miłe, że Arrow rozluźnił się na dłuższą chwilę.
- No i jak chcesz gdziekolwiek się wybierać, to trzeba nad tym wreszcie pomyśleć. Po niedzieli będę miał ze trzy wolne dni między turnusami, możemy wtedy się gdzieś wybrać. Jak masz jakieś pomysły co do miejsca, to jestem otwarty na propozycje. W końcu jesteś już wolna – uśmiechnął się i podniósł z siedzenia, żeby przejść na moment do kuchni. Przerwał jej na moment, cokolwiek tam robiła i objął od tyłu przytulając do siebie. Jego głowa znalazła się tuż obok jej ucha, tak, że ciepłe powietrze wydychane przez podporucznika odbiło się delikatnie od niego. Odgarnął jej włosy i pocałował kilka razy w szyję, próbując trochę sam siebie przekonać, że nie ma się czym martwić. Że już nie ma powodów, dla których mogłoby się teraz coś spieprzyć. – Nie ukrywaj niczego więcej przede mną.
Puścił ją i przeszedł powoli do sypialni, a stamtąd na balkon. Potrzebował jeszcze odrobiny świeżego powietrza.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

15 cze 2015, o 23:21

To był dobry dzień. Mimo wszystkiego, co działo się wczoraj, drobnych spięć i nieporozumień, teraz Irene nie miała na co narzekać. Była wdzięczna podporucznikowi za to, co dla niej załatwił. Miała ochotę pójść teraz do Ambasady Ludzkości i po prostu tam siedzieć, napawając się faktem, że nikt już nie może jej nic zrobić. Nikt nie może spakować jej na prom i wysłać na Ziemię bez jej zgody. Wyciągając mięso z lodówki zerknęła tylko na Arrowa, który postanowił poprzyglądać się butelkom i uniosła na niego pytające spojrzenie. Ale nic nie powiedział, więc zajęła się obiadem. Usłyszała, że włączył telewizor, a to znaczyło że zajął się czymś, więc miała chwilę dla siebie i swoich myśli. Nie przepadała za szumem wiadomości - czy co on tam teraz oglądał - ale po chwili przyzwyczaiła się do niego i w pewnym momencie przestała go już słyszeć. Za to zaczęła cicho nucić, z przyzwyczajenia i ucichła dopiero, gdy zorientowała się, że Hearrow coś do niej mówi.
- To nie jest tajemnica - westchnęła. Czuła już awanturę wiszącą w powietrzu. Wiedziała, że będzie naciskał, dopóki nie powie i nie podobało się jej to. Dlaczego musiał o wszystko pytać? Zdawała sobie sprawę z tego, że jest mu coś winna za zorganizowanie dzisiejszego dnia, ale to nie znaczyło, że musi teraz mieć wszystko pod kontrolą. Mieć pod kontrolą. I wiedziała, jak zareaguje. Nawet jeśli powie mu konkretnie co i jak, nie będzie wiedział o co chodzi. Albo się wścieknie, albo sprawdzi w extranecie i wyciągnie swoje, niezbyt szczęśliwe wnioski.
Ale póki co nie powiedziała nic więcej, zresztą nie miała teraz głowy do kłótni. Zajęła się obiadem, skupiając na nim całą swoją uwagę, przynajmniej dopóki nie przyszedł do niej i jej nie objął. To akurat się nie zmieniało, jego bliskość wciąż działała na nią tak samo i teraz też uśmiechnęła się, nieruchomiejąc. Zamruczała cicho, z zadowoleniem, gdy pocałował ją w szyję.
- Ja bym wybrała miejsce, gdzie jest więcej niż dziesięć stopni, ale przecież już ci obiecałam - odłożyła nóż i obróciła się w miejscu, przodem do niego. - Teraz mogę spokojnie powiedzieć, że się dostosuję. Dogadajcie się z Harperem, czy z kim tam mamy lecieć, a mnie po prostu weź ze sobą. Chcę polecieć gdzieś, gdzie nigdy nie byłam, to tyle - uśmiechnęła się i stanęła na palcach, żeby pocałować go krótko i zaraz odwrócić się z powrotem do obiadu, tym bardziej, że odsunął się już od niej. - Dobrze, nie będę - obiecała, nadając swojemu głosowi jak najbardziej neutralne brzmienie.

W trakcie jedzenia nic nie mówiła - wystarczyło, że już przy śniadaniu przeszkadzała Arrowowi rozmową, nie mogła mu tego robić teraz. W szczególności, gdy przypomniała sobie jego niepewną minę, gdy nie wiedział, czy odpowiedzieć na pytanie, czy zająć się kanapką. Dopiero gdy naczynia odniesione zostały do kuchni, a przed nimi została reszta dnia do wykorzystania w każdy możliwy, dowolny sposób (łącznie z odwiedzinami wszystkich Przymierzowców na Cytadeli i bieganiem po stacji, wykrzykując swoje imię i nazwisko), usiadła, splatając dłonie na kolanach. Przez długą chwilę wpatrywała się w Hearrowa zagadkowo, z całkowicie poważną miną, jakby coś rozważała, by w końcu wyrzucić z siebie dwa słowa:
- Handlarz Cieni - mogła teraz to zrobić, byli sami i nikt ich nie słyszał. I przecież to nie było tak, że powinna się z tym za wszelką cenę kryć. Przed nim nie musiała, zresztą Yasmea sama o nim wspominała. - Organizacja handlująca informacjami - dodała jeszcze. Wolała sama wyjaśnić niewiadome, zanim podporucznik postanowi sprawdzić wszystko na własną rękę. Extranet nie był obiektywny. - Płacą naprawdę dobrze i dbają o swoich, tak jak wspominałam. Chcesz wiedzieć, co będę robić, więc w porządku, chodzi o zdobywanie informacji, albo przekazywanie ich w odpowiedni sposób. To nie jest trudne, a ja jestem w tym naprawdę dobra - uśmiechnęła się wreszcie. - Więc być może tak, coś jak wywiad. Tylko nie do końca. Bardziej... bierne, nie narażam się tak - nie do końca prawda, ale może było wystarczająco uspokajające? Miał prawo wiedzieć, ale Irene zaczynała się coraz bardziej irytować, choć nie pokazywała tego po sobie. - Nie martw się o mnie, jestem dużą dziewczynką - znów nawiązała do jego słów z momentu wejścia do Atlantis i wzruszyła ramionami. Wciąż była beztrosko uśmiechnięta, licząc na to, że chociaż to go przekona.
Po chwili milczenia odchrząknęła i opuściła wzrok na swoje paznokcie, jakby nagle stały się najbardziej interesującą rzeczą w pomieszczeniu.
- I mam Tłumiciela, skoro już mam niczego nie ukrywać - dodała cicho. - Wygrałam go w kwazara.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 10:59

Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem jadł obiad tak po prostu. Zrobiony przez kogoś, podany i jeszcze wspólny. Chyba tylko na Ziemi, w Londynie a i to jedynie od czasu do czasu. Czasu, którego nie miał na przebywanie w rodzinnym domu. Trochę zaczął tego żałować, ale myśl, że Irene już poznała jego matkę wywołała na jego twarzy szczerzy uśmiech rozbawienia. Szybko. Pokręcił głową śmiejąc się do siebie nad talerzem, ale nie powiedział nic więcej. I właśnie dokładnie to wspomnienie sprawiło, że wreszcie całkowicie się rozluźnił odganiając od siebie wszelkie niepotrzebne i budzące dziwne emocje myśli. Postanowił póki co nie dawać im wyjść z siebie, bo przecież tak naprawdę nie wiedział nic, a wysnuwanie własnych wniosków definitywnie mijało się z celem.
Po obiedzie wrócił na swoje miejsce na kanapie czując się najedzonym i sennym. W końcu zawsze to tak działało kiedy było spokojnie, nie musiał się z niczym spieszyć i był zrelaksowany. Po prostu zdrzemnąć się na moment, to było takie beztroskie. Kiedy Irene usiadła obok uśmiechnął się do niej wreszcie tak naturalnie jak powinien od początku. Może i chciał wszystko wiedzieć, może naciskał i może faktycznie chodziło mu o kontrolę, ale taki już był. Jeśli zdecydowała się zostać to albo go zaakceptuje z wszystkimi tymi wadami, które miał, a których część zdążyła już poznać, albo po jakimś czasie dojdzie do wniosku, że to jednak nie ma najmniejszego sensu. Spakuje się i wyjedzie. Hearrow nie miał na to najmniejszego wpływu, chociaż przy niej i tak starał się nie być tak bardzo przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa i słuszności podejmowanych przez Irene decyzji.
Handlarz Cieni gdzieś już do słyszał, chociaż nie mógł w tej chwili skojarzyć w zasadzie gdzie. Mieszkał na Cytadeli od trochę ponad roku i swoje już wiedział, ale nigdy takich usług nie potrzebował. Był tylko prostym żołnierzem i nigdy nie zagłębiał się w coś takiego. To, co Francuzka postanowiła mu teraz wyłożyć brzmiało dla niego tak abstrakcyjnie, że na moment się we wszystkim pogubił.
- Czyli wywiad, tylko trochę bardziej… hmm – zmarszczył brwi na chwilę szukając odpowiedniego słowa. – Szpiegowski? Nie wiem. Słyszałem, gdzieś kiedyś o tym, ale nie mam pojęcia, o co chodzi. A jak nie mam o czymś pojęcia, to się tylko denerwuję. Skoro jednak mówisz, że nie mam się martwić to w porządku. To twoja praca, nie będę w to ingerować, jeśli ją lubisz i nie robisz czegoś… no wiesz – machnął ręką krzywiąc się lekko, jakby słowa nie mogły przejść mu przez gardło. Przed oczami pojawiła się na moment cena złożona ze zbyt wielu cyfr. – Wiecznie cię nie upilnuję i nie mam wpływu na wszystko, co się z tobą dzieje. Masz rację, jesteś dużą dziewczynką.
Westchnął.
Nie wiedział, co sensownego mógłby powiedzieć, bo też nie miał pojęcia jak to dokładnie działa. Nie wiadomo, dlaczego to wszystko skojarzyło mu się z czymś złym. Czymś, w co nie powinien się raczej zagłębiać, żeby znów nie tworzyć chaosu, więc to zostawił. Nie łączyły ich żadne stosunki prawne, więc w żaden sposób nie mógł wymagać czegoś, co według niego byłoby dla niej dobre. Postanowił to zostawić i dać czas na dalszy rozwój wypadków. W końcu mieli go jeszcze sporo przed sobą.
Przeciągnął się odpowiadając również uśmiechem i odchylił głowę do tyłu na moment zamykając oczy. Spokój to było jedyne, czego w tej chwili potrzebował, bo ranek był dla niego wyjątkowo stresujący i Irene chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo. Zwłaszcza, że tego spokoju nie zapewniła mu kolejnym wyznaniem. Otworzył szeroko oczy i zamarł wpatrując się w sufit. Prawie przestał oddychać. Nagle kwestia nowego zatrudnienia stała się zupełnie nieistotna.
Arrow był porucznikiem Przymierza, oficerem szkoleniowym i miał do czynienia z bronią więcej niż standardowy żołnierz. Wiedział o niej praktycznie wszystko, od parametrów po dostępne i najlepsze, dobrane do niej modyfikacje. Znal licencje, znał producentów, a nawet prototypy. To była jego praca i był w tym naprawdę dobry. O Tłumicielu wiedział dużo, bardzo dużo.
- Ciężki pistolet zaprojektowany wyłącznie na potrzeby Przymierza. Bardzo skuteczny w eliminowaniu przeciwników na krótkich dystansach z wbudowanym tłumikiem. Idealny dla, no popatrz, szpiegów. Broń samopowtarzalna, sześć pocisków na pochłaniacz, niski odrzut. Najlepsi zadają nim spore obrażenia, bardzo skuteczny – zamilknął na chwilę z powrotem zamykając oczy i czując jak mięśnie szczęki powoli, aczkolwiek bardzo mocno się zaciskają. Wygrałam w kwazara. Jasne. Pistolet warty więcej niż moje roczne zarobki w grę dla pijanych bufonów.Chyba jeszcze o czymś zapomniałem… a tak, właśnie. Cywilne wersje są nielegalne, a i w Przymierzu potrzebujemy na to specjalnego zezwolenia.
Mówił spokojnie, nawet nie podniósł głosu, aż sam się sobie dziwił, z jakim spokojem wypowiadał kolejne słowa. Wreszcie podniósł głowę i spojrzał na Irene.
- Naprawdę masz mnie za takiego idiotę?
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 11:38

Reakcja była całkiem znośna. Mógł się wściec i zabronić jej wychodzić z domu, ale oboje dobrze wiedzieli, że to by skończyło się tylko w jeden możliwy sposób - zabrałaby swoje rzeczy i po prostu zniknęła. Ograniczanie jej w jakikolwiek sposób mocno ją irytowało, a jeśli powiedziałby, że to nie jest praca dla niej i że ma posłusznie siedzieć tu i grzecznie się nie wychylać, to byłoby już przegięcie. Uśmiechnęła się więc do niego, ciesząc się nie tyle z aprobaty, co z braku protestu.
Po pierwszych słowach dotyczących jej nowej broni już wiedziała, że coś będzie nie tak. Uniosła wzrok na Hearrowa, mrużąc lekko oczy. Na początku brzmiało jak zwyczajna specyfikacja, zupełnie obiektywna, dopóki się nie okazało, że jednak nie do końca o to chodzi. Przekręciła się w jego stronę, nie przerywając monologu, tylko uważnie obserwując jego zaciskającą się szczękę. Harper miał rację. Nie tyle w tym, że powinna się podporucznikowi przyznać, ale w tym, że jego reakcja nie będzie tą, jakiej oczekiwała. Gdyby dostała Tłumiciela od samego Przymierza, tak jak stało się z Wdową, pewnie nie mrugnąłby nawet okiem. Teraz spojrzał na nią tak, że znów wróciła jej ochota zebrania się i wyjścia.
Dlaczego to było takie trudne? Dlaczego nie mogła po prostu być sobą, robić co robiła? Czy ten pieprzony idealizm zawsze będzie problemem? Nie pamiętała dnia, który spędzili bez stresów, kłótni i wzajemnych pretensji. Chociaż w sumie nie wzajemnych, bo ona nigdy się Marshalla nie czepiała, zawsze było w drugą stronę. Ciągle coś robiła nie tak, nawet jeśli się starała. Czy mimo wszystkiego, co usiłowała mu dać, mimo że starała się zmienić i podejmowała dla niego decyzje, jakich nie podejmowała dla nikogo innego, on wciąż musiał być niezadowolony? Gdzieś z tyłu jej głowy pojawiła się myśl, że Arrow nie będzie z nią szczęśliwy, prawdopodobnie nigdy, bo wciąż coś będzie z nią nie tak. Nigdy nie stanie się kobietą, jaką sobie podporucznik u swojego boku wymarzył. I ta myśl jakoś nie dawała się odpędzić.
Westchnęła i przewróciła oczami.
- Dlaczego mi nie wierzysz? - naprawdę już się starała jak mogła. Wciąż coś było nie tak. - Myślisz że co, dali mi pistolet dla, no popatrz, szpiegów i wysłali, żebym eliminowała niewygodnych ludzi? - zmarszczyła brwi. - Czy ty mnie w ogóle nie znasz? Widziałeś co się ze mną działo jak zabiłam skośnookiego w Atlantis, czy już tego nie pamiętasz? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, ignorując kota, który wskoczył na kanapę między nich i otarł się głową o jej łokieć. - Czego nie zrozumiałeś, jak mówiłam, że nie wpakowałabym się w coś, z czego nie byłabym zadowolona? Nie do końca wiem, o co mnie teraz podejrzewasz, ale jedno wiem na pewno: nie masz racji. Nie dostałam go z góry, w ramach podpisania kontraktu, ani go... nie wiem... nie ukradłam - sapnęła z irytacją. - Na Cytadelę przylatują różni ludzie i być może owszem, nie mam go z legalnego źródła, chociaż tego nie wiem. Nie wiem, kim była kobieta, która mi go zostawiła - kolejna półprawda. Nie miała pojęcia czym zajmowała się druga czerwonowłosa, którą poznali w Gozu. - Ty po pijaku zgłosiłeś się do zlecenia za milion kredytów. Myślisz, że ludzie nie robią innych głupich rzeczy, kiedy popiją? A ja w kwazara jestem naprawdę dobra.
Kolejny z jej talentów, o których nie wiedział, zresztą całkowita prawda. Odwróciła się do telewizora i przez chwilę siedziała tak, ze skrzyżowanymi rękami i nogami, całkowicie odcięta od Hearrowa. Jego ostatnie słowa odbijały się w jej głowie echem. Nie miała go za idiotę. Z idiotą by nie zamieszkała i idiota nie budziłby w niej takich uczuć. Tylko dlaczego nie pozwalał na to, by wszystko było dobrze? Dlaczego wciąż drążył, niezmiennie się dopytywał i ciągle ją tylko potępiał? Na początku było inaczej. Byli razem, tak po prostu. Nie musiała się z niczego tłumaczyć.
- Podoba mi się, jest niewielki i pasuje mi bardziej, niż Wdowa. Chcę go mieć, nie oddam go - mruknęła jeszcze. Zabrzmiało to trochę jak bezradny protest dziecka, ale mówiła prawdę. To była jedyna broń, która jej pasowała. Nigdy go jeszcze nie użyła i nie wiedziała, czy i kiedy będzie mieć okazję, ale gdy zaciskała na nim dłoń, nie czuła takiej niepewności, jak w przypadku karabinu snajperskiego, czy chociażby Paladyna, którego wypróbowała dziś w strzelnicy. Był jak stworzony dla niej. Arrow mógł ją opieprzać, obrażać się i złościć, było jej w tym momencie wszystko jedno. Prędzej oddałaby Wdowę.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 12:20

- Dlaczego nie wierzę? – wtrącił się gdzieś między słowa Francuzki. Był zły i w zasadzie już nie pamiętał, kiedy ostatnio się aż tak wkurzył. Do tej pory towarzyszyła mu jedynie irytacja, bo nie rozumiał pewnych rzeczy związanych z Irene, ale potem w końcu wszystko i tak było w porządku. Teraz zaczynały się problemy, bo przecież nie może być wiecznie pięknie i cudownie. Już wystarczy, że w ambasadzie wszystko poszło po ich myśli. Gdyby to było coś, na czym się nie znał, coś, o czym nie miał pojęcia może by mu przeszło, ale tak nie było. Więc złościł się jeszcze bardziej. – Może dlatego, że nie było mnie trzy tygodnie, bo biegałem po pieprzonym poligonie, a kiedy wracam do domu w szafce stoi alkohol za pierdyliard kredytów, a ty mi oznajmiasz, że dostałaś… przepraszam, wygrałaś broń, którą ja miałem w życiu tylko raz w ręce. Bo jestem z Przymierza.
Wstał przechodząc parę kroków od kanapy do okna. W głowie naprawdę mu szumiało a wszystkie mięśnie były tak spięte, że lada moment Hearrow miał wrażenie, że wybuchnie. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę opierając o parapet i patrząc przez okno. To nie trzymało się kupy, za dużo było nieposkładanych elementów układanki, żeby mógł tak po prostu w to uwierzyć. Może wciąż gdzieś z tyłu chodziło za nim to, co ukrywała wcześniej, o swoim małżeństwie, a przecież wiedziała jak podchodził do tego w kwestii moralności. Ale taki już był, po prostu. Teraz z kolei miał wrażenie, że nie ma już rzeczy, które ich łączą i w zasadzie poza Atlantis nigdy takich nie było. Różnili się i to bardzo, dopiero teraz tak dosadnie to w niego uderzyło.
- Zgłosili mnie owszem, ale poszedłem tam tylko ze względu na ciebie – podciągnął koszulkę do góry odsłaniając wytatuowany bok i miejsce, w którym była blizna po Gozu. – To też mam ze względu na ciebie.
To był jeden z momentów, kiedy wychodziło z niego coś więcej niż tylko złość. Ostatnim razem czuł się tak bardzo, bardzo dawno temu z podobnymi emocjami i pomieszanymi z tym głębszymi uczuciami. Tak było zawsze, gdy coś nie szło po jego myśli i być może nie były to zbyt przyjemne słowa, tylko, że wtedy się nad tym wcale nie zastanawiał.
- Poprosiłem Erica, żeby usunął te informacje dla ciebie. Martwię się, bo cię kocham do jasnej cholery. Mogłabyś chociaż raz pomyśleć o mnie, a nie o tym, co ty chcesz. Chociaż raz – i to tyle, jeśli chodziło o spokój o opanowanie. Marshall wcale by się nie zdziwił gdyby połowę z tego, co teraz powiedział było słychać na korytarzu. Rado, wcześniej siedzący na kanapie, zeskoczył z niej teraz i zniknął gdzieś w mieszkaniu. Podporucznik zaczynał czuć jak drżą mu ręce i już kompletnie przestał nad sobą panować. – Uważam, że powinnaś mieć broń. Teraz każdy ją powinien mieć, dlatego uczę cię jak z niej korzystać. Ale nigdy w życiu nie uwierzę, że Tłumiciela można wygrać w jakąś pieprzoną grę. Nie wmówisz mi tego. Nie na Cytadeli. A nawet, jeśli na Cytadeli, to wolę nie myśleć po jakiś ulicach się włóczyłaś. Zresztą, to są twoje pieniądze, rób sobie z nimi, co uważasz za stosowne. Zresztą… rób sobie co chcesz.
Machnął ręką, miał już dość, za dużo mu się skumulowało od rana. Może faktycznie nigdy nic z tego nie będzie, bo im dłużej byli teraz ze sobą razem, tym więcej pojawiało się dylematów i nieścisłości. Do tego Hearrow miał wrażenie, że Irene wciąż nie była z nim do końca szczera. Tylko, że w tym momencie wszystko już było mu obojętne. Wyszedł z salonu i poszedł do sypialni czując narastającą gdzieś w środku wściekłość. Wściekłość, której dawno nie czuł i która kojarzyła mu się z momentami życia, o których chciał zapomnieć. Wszedł do środka i spojrzał na siebie w lustrze na szafie. Wyglądał zupełnie jak nie on, a to go jeszcze bardziej zdenerwowało. Lampka nocna stała zdecydowanie za blisko niż powinna a lustro okazało się mniej solidniejsze niż sądził. Trochę mu ulżyło. Na tyle, że mógł usiąść na skraju łóżka i ścisnął głowę między dłońmi.
To wszystko było bez sensu.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 12:58

Zignorowała wzmiankę o alkoholu. Wolała, żeby myślał, że zarabia dużo więcej niż w rzeczywistości, niż wiedział, jak naprawdę go zdobyła. Mogła wymyślić kolejną historyjkę o jakiejś promocji, czy opowiedzieć, że w systemach sklepu pojawił się błąd, zmieniający ceny na absurdalnie tanie, a ona z tego skorzystała. Ale nie miała na to siły. Podążyła za nim wzrokiem, kiedy przeszedł do okna i w milczeniu obserwowała jego spinające się we wściekłości mięśnie. Przecież nie zrobiłam nic złego, do cholery.
Gdy pokazał bliznę zakrytą tatuażem, zacisnęła zęby i odwróciła wzrok. To nie było miłe. Wiedziała, że ma ją przez to, że to Irene namówiła go na to zlecenie, ale nie musiał jej tego wypominać. Sam postanowił przywalić Frickowi i to akurat nie była jej wina. Ona nie wypominała mu tego, że na Shodan znaleźli bazę Przymierza i że mógł coś zrobić wcześniej, korzystając ze swojej przynależności, zanim rozpętało się tam piekło. Mimo że też nic, co się tam nie wydarzyło, nie było spowodowane przez niego.
Po chwili namysłu doszła do wniosku, że właściwie to ona była przyczyną tego całego burdelu.
- Wszystko robię dla ciebie - wysyczała przez zęby, podnosząc się z kanapy. Ten wyrzut zabolał ją jeszcze bardziej. - Ale ty tego nie widzisz. Najlepiej żebym posłusznie siedziała w domu i nie sprawiała problemów, tak? No to przykro mi cię o tym informować, ale nie jestem w stanie się zmienić w miesiąc, nie po wszystkim co przeszłam - była już właściwie tak samo wściekła, jak on. Zwykle pilnowała akcentu, ale teraz uwydatnił się tak bardzo, że gdyby nie przyzwyczajenie Hearrowa, to pewnie by ją ledwie rozumiał. Zrobiła krok do tyłu. Muszę stąd wyjść. Teraz. - Zostałam tu, z tobą, nie dlatego, żeby się pozbyć informacji o zaginięciu. Nie prosiłam cię o to, sam zaproponowałeś. I staram się, do cholery, robię co mogę, żeby wszystko było dobrze, a ty ciągle jesteś niezadowolony, cały czas jestem niewystarczająca. To co mam zrobić, jak najwyraźniej nie jestem w stanie cię uszczęśliwić?
Kolejny krok do tyłu. Rób sobie co chcesz. Arrow minął ją i wpadł do sypialni, skąd zaraz usłyszała brzęk tłuczonego szkła.
To już było za wiele.
Nie była w stanie tego znieść. Nie potrafiła sprawić, żeby było mu z nią dobrze. Może czasem, może kiedy nic nie mówili, tylko pozwalali namiętności mówić samej za siebie, wtedy wiedziała, że jest tym, czego on chce. Wszystkim, czego potrzebuje. Ale potem okazywało się, że owszem, pod warunkiem że diametralnie się zmieni. Więc o co chodziło, znowu tylko o jej wygląd? Tylko pożądanie, a reszta dopiero jak postanowi zostać przykładną żoną i matką?
Nie mogła opowiedzieć mu o wszystkim, nie popierałby tego. Nigdy by nie zrozumiał i wyglądało na to, że faktycznie to wszystko było bez sensu. Powinna była słuchać głosu rozsądku, który jeszcze miesiąc temu, w strzelnicy, mówił jej że nie należy się w to angażować. Bo Przymierze. Może i byłaby nadal poszukiwana, ale w tym momencie radość z wolności prysnęła jak bańka mydlana. Teraz to, co czuła, było gorszym ciężarem, niż zlecenie wiszące w bazach Przymierza.
Nie mogła zabrać swoich rzeczy z sypialni, bo Hearrow był w środku. Nie chciała tam wchodzić, nie chciała na niego już patrzeć, tym bardziej że on chyba nie miał ochoty patrzeć na nią. Przez jeden, pieprzony pistolet. Zgarnęła więc tylko wino za pierdyliard kredytów z kuchennej szafki, swoją kosmetyczkę z łazienki... i to było właściwie wszystko, co mogła zabrać. Po wszystko inne musiałaby przekroczyć te przeklęte drzwi. Nałożyła buty i wyszła z mieszkania, sama nie wiedząc po co i gdzie powinna teraz pójść. Między jej nogami, przez drzwi wyjściowe wybiegł też Rado i zniknął za rogiem korytarza, ale nie pobiegła za nim. Była na siebie wściekła, za swoją naiwność. Skąd jej w ogóle przyszło do głowy, że to się może udać? Po cholerę się przywiązywała? To się zawsze kończyło źle.
Mówiła, że ucieknie, ale nie sądziła, że w taki sposób. Że to wściekłość Arrowa wypędzi ją z domu. Nogi same zaprowadziły ją do parku, pod drzewo, gdzie siedzieli jeszcze poprzedniego dnia razem. Przez chwilę stała i przyglądała się mu, by wreszcie ruszyć dalej. Szła po prostu przed siebie, pewnie planując w końcu dojść do portu i polecieć... gdziekolwiek. Przesunęła dłonią po dekolcie i po raz kolejny zacisnęła zęby, aż ją zabolały.
Naszyjnik, który dostała od podporucznika wczoraj, został na stole w salonie, rzucony tam we wściekłości przed samym wyjściem. Teraz tego żałowała. Chciała zachować przynajmniej to.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 14:02

Nie słyszał nic poza dźwiękiem zamykanych drzwi, ale nim zdążył zareagować czy zrobić cokolwiek jej już nie było. Wciąż był wściekły, więc nie postanowił nawet za nią pobiec. Zresztą nie widział już tym sensu. Większość rzeczy Irene i tak została w sypialni, co dawało jakąś nadzieję. Przynajmniej do czasu, kiedy nie wyszedł wreszcie z sypialni. Dopiero teraz zauważył, że jeden z odłamków szkła tkwił teraz wbity w przedramię podporucznika. Skrzywił się i wyciągnął go patrząc przez moment jak krew spływa mu po ręce. Wszedł do salonu i jego wzrok padł na stolik, na którym leżał naszyjnik. Ten sam, który dał jej jeszcze wczoraj rano, gdy był szczęśliwy po powrocie. Pokręcił głową i westchnął. Czyli już po wszystkim. Wziął go do ręki i obrócił w palcach, nie zwracał uwagi na nic innego. Zamknął oczy i oparł się ciężko o kanapę.
Od zawsze był impulsywny i gwałtowny, co tysiąc razy już sprowadziło na niego kłopoty, ale nigdy nie przypuszczał, że może przez to stracić coś, co było dla niego naprawdę ważne. Nie wiedział czy ma teraz biegać po całej Cytadeli i szukać Irene czy siedzieć w domu, bo może wrócić. Włosy opadły mu na oczy, więc odgarnął je do tyłu przez długą, bardzo długą chwilę siedząc tak rozdartym pomiędzy rzeczami, które w tej chwili powinien zrobić.
- Ja pierdolę – mruknął tylko wreszcie podnosząc się z kanapy. Zauważył, że w miejscu gdzie trzymał rękę pojawiła się okrągła, czerwona plama i zaklął pod nosem. W całym domu panował teraz spory nieporządek od sypialni zaczynając. Hearrow w każdym razie zdecydował się na pozostanie w domu, bo nie widział jednak sensu w szukaniu teraz Irene. Zwłaszcza, że nie miał pojęcia, dokąd mogła pójść. Tylko, że wciąż był zły a to nie oznaczało niczego dobrego. Najpierw musiały spłynąć z niego emocje, żeby mógł zacząć racjonalnie myśleć.
Wstał i poszedł do łazienki przemywając wodą ranę. Nie była zbyt głęboka, przynajmniej nie na tyle, aby potrzebował szwów, kawałek był na tyle mały, że nie zrobił za dużo szkód. Potem zimną wodą przemył twarz i spojrzał w lustro. Nadal nie był tym samym człowiekiem, co wcześniej, a to go jeszcze bardziej denerwowało i dopiero teraz dostrzegł dziwną pustkę w łazience. Nie było niczego poza jego szczoteczką do zębów. Starał się opanować, a musiał coś zrobić ze sobą żeby do końca teraz nie oszaleć. Pierwszym, co przyszło mu do głowy, było posprzątanie przede wszystkim szkła z sypialni i wyrzucenie niezdatnej już do użytku lampki nocnej. Sprzątał trochę dłużej niż mogłoby się wydawać potrzeba było czasu, ale myśli krążyły mu w głowie dobijając całkowicie. Powoli zaczęły pojawiać się wreszcie wyrzuty sumienia. Może niepotrzebnie się wściekał? Tylko, że nie mógł uwierzyć, tak po prostu w historię o wygraniu tego pistoletu. No po prostu nie. Żałował tylko całej reszty, słów wypowiedzianych w złości, które mogły naprawdę zaboleć.
Dopiero kiedy uporał się z bałaganem zauważył, że czegoś jeszcze w mieszkaniu brakuje. Jak w ogóle mógł na to nie zwrócić uwagi wcześniej? Jeśli zabrała ze sobą kota to już była spora przesada. Znowu zaczął się denerwować, ale z drugiej strony znał Rado. Mógł po prostu skorzystać z okazji i spieprzyć, w końcu był kocurem. Zrobił więc, to, co w takiej sytuacji robił zawsze. Miał w SOC jedną znajomą, jedyną, która była na tyle miła, że zajmowała się sprawami zaginięcia jego kota, tak przy okazji. Zadzwonił do niej i na szczęście nie musiał nawet nic tłumaczyć. To go trochę uspokoiło.
Emocje wciąż szarpały jego nerwami w środku i nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. Włączył omni-klucz i długo wpatrywał się w puste pole wysyłania wiadomości, jakby nie będąc pewnym czy powinien to w ogóle zrobić. Tylko, że w tej chwili to była jedyna sensowna opcja, jaka przychodziła mu do głowy, zwłaszcza, że trochę się uspokoił. Zresztą, jeśli to miało się skończyć, to nie chciał tego robić w ten sposób. Niech chociaż przyjdzie odebrać swoje rzeczy.
Wróć, proszę.

Nigdy nie był zbyt wylewny i nie miał pewności, że wiadomość w ogóle dojdzie. Wszystko się rozsypało tak nagle, że miał ochotę pozbierać swoje rzeczy i zgłosić się na pierwszy lepszy przydział bojowy. Jak najszybciej. Postanowił więc, że jeśli Irene nie pojawi się do godziny czasu, to pójdzie do centrali Przymierza i tak właśnie zrobi. Ale teraz mógł tylko czekać.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 14:57

Droga do doków zajęła jej dużo czasu. Po drodze wyrzuciła wino do pierwszego lepszego kosza na śmieci, nie mając ochoty nawet na nie patrzeć. Wszystko zrobiła nie tak. Od początku do końca. Powinna była uciec dużo wcześniej, zanim doprowadziła do tego, że to wszystko tak ją bolało. Mogła Hearrowa wykorzystać, podejść do tego całkowicie obojętnie, sprawić żeby usunął wzmiankę o niej w bazach Przymierza rozkochując go w sobie i zniknąć. I tak to teraz w sumie wyglądało, prawda? Tylko że wcale tak nie było. Cholernie bolało. Nawet nie wiedziała kiedy dotarła do portu. Przez chwilę stała tam przed tablicą odlotów, obojętnie wpatrując się w przesuwające się litery. Potem, nie mogąc zdecydować się na żaden konkretny, usiadła na ławce i zacisnęła ręce na jedynym co zabrała - jasnej kosmetyczce. Wyglądała trochę idiotycznie. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że z oczu ciekną jej łzy i pierwszym, co przyszło jej do głowy było to, że spływa jej właśnie cały makijaż. Ot, absurdalna refleksja, która się pojawia żeby odwrócić myśli od tego, co boli.
Wiedziała już teraz, dlaczego nigdy do tej pory nikomu niczego nie wyznała. Zawsze uważała, że to prowadzi tylko do problemów i teraz proszę, miała za swoje. Powinna była trzymać wszystko w środku, wszystkie emocje, zdusić je w zarodku, podejść do Hearrowa obojętnie, tak jak do wszystkich innych ludzi. Albo w ogóle nie podchodzić. Po spotkaniu na Omedze i jednej miłej nocy zniknąć z jego życia i zostać tylko przyjemnym wspomnieniem. Teraz było już za późno, już tak nie potrafiła.
I wtedy dostała wiadomość.
Przez długą chwilę wpatrywała się w nią w bezruchu. Zamrugała, by pozbyć się łez z oczu, bo te rozmywały jej nieco świat. Kiedy otarła jeden z policzków, na jej dłoni została czarna smuga. Zaklęła cicho, bo to znaczyło, że wygląda dramatycznie. Zresztą o tym samym świadczyły zmartwione spojrzenia niektórych mijających ją osób. Jeden turianin spytał ją czy wszystko w porządku, ale odszedł bez słowa, gdy uniosła na niego zimne spojrzenie.
Wstała i ruszyła w stronę postoju taksówek. Nie powinna w takim stanie iść przez całą stację, już i tak patrzyli na nią jak na jakiegoś dziwoląga. Konie. Przed oczami stanął jej ten nowy tatuaż i zacisnęła dłonie w pięści, wyglądając przez okno skycara. Wróci, skoro prosił, dobrze. Ale to nie znaczyło, że zostanie. Już nawet nie chodziło o to, czego chciała, po prostu nie była w stanie dać podporucznikowi tego, czego oczekiwał. Często myślała tylko o sobie, owszem, ale nie miał prawa zarzucać jej egoizmu w stosunku do niego. Był jedyną osobą, na której jej zależało w tej całej pieprzonej galaktyce. Jeśli to znaczyło, że ma odejść, trudno.
Wysiadła i powoli ruszyła w stronę budynku, zaciskając zęby. Przynajmniej zabierze swoje rzeczy. Wcisnęła guzik w windzie i obróciła się do lustra. Jej odbicie patrzyło na nią zmęczonym wzrokiem, a od oczu w dół widniały dwie ciemne smugi, jedna z nich rozmazana jeszcze w porcie. Wytarła je dłońmi w miarę możliwości, ale i tak nie wyglądała najpiękniej. Trudno, będzie łatwiej.
W końcu stanęła przed drzwiami i przez długą chwilę wpatrywała się w nie, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Sięgnięcie do panela i otwarcie ich kosztowało ją cholernie dużo. Zwykle uciekała. Gdyby nie ten ciężar w klatce piersiowej, uciekłaby też teraz, ale jakoś... nie potrafiła. Tak bardzo nie wiedziała co ze sobą zrobić, nie wiedziała w którą stronę pójść, wrócić czy odejść, zostać czy pozwolić mu o sobie zapomnieć. Głupia kłótnia o pistolet, nie powinna skończyć się w ten sposób, ale się skończyła. Była kroplą, która przelała czarę goryczy.
Weszła do środka, rzucając wszystko gdzieś przy wejściu i stanęła w progu salonu. Utkwiła wzrok w podporuczniku, przez długą chwilę nic nie mówiąc. Oddychała ciężko, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w wyraźnym zdenerwowaniu. Zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła spojrzenie.
- Przepraszam - powiedziała wreszcie, bardzo cicho. - Ja... nie jestem idealna i nigdy nie będę. Staram się zmienić dla ciebie, ale to... to nie jest łatwe. Widzę, że nie jesteś ze mną szczęśliwy, cały czas się denerwujesz, nawet jak próbuję... próbuję jakoś...
Zamilkła. Nie była przyzwyczajona do tego rodzaju rozmów. Zwykle to inaczej działało. Albo to ona była przekonywana, albo po prostu znikała. Nadal nie wiedziała dlaczego właściwie wróciła. Wzruszyła ramionami.
- Zabiorę swoje rzeczy i zniknę, będziesz mógł znaleźć kogoś, kto będzie dla ciebie lepszy - odwróciła się w stronę sypialni. - Taeen na przykład. I nie jest tak jak mówisz. Nie myślę tylko o sobie. Jesteś jedyną osobą, na której mi kiedykolwiek zależało, więc... - westchnęła i zamilkła na moment. Czuła, jak całe jej ciało spina się w tej jednej, krótkiej chwili. - Mogę się spakować i wyjść w pięć minut, jeśli chcesz. Będziesz mógł być z kimś, kto da ci to, czego ja nie potrafię.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 15:39

Długo czekał na minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Co chwila spoglądał na zegarek, ale ten jak na złość nie chciał zmienić cyfr tak szybko jak Hearrow by sobie życzył. Wreszcie zaczął się uspokajać i coraz bardziej żałować tego, co się przed chwilą stało. Był owszem jeszcze zły o ten pistolet, ale nie chciał, żeby to wszystko przybrało aż tak poważny wyraz.
I kiedy już faktycznie miał się zbierać, bo minęła prawie godzina usłyszał dźwięk rozsuwanych drzwi. Normalnie pewnie zerwałby się i pobiegł w głąb korytarza, ale teraz wszystko go przytłoczyło i mógł jedynie siedzieć oddychając szybko z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w wejście. Najpierw usłyszał znajome kroki i momentalnie wróciło całe spięcie i zdenerwowanie. Ale tym razem nie to negatywne, tym razem był to strach i obawa, że znów za chwilę będzie coś nie tak. Nie wiedział, co mu powie, nie wiedział jak się teraz wobec niego zachowa, ale to, co zobaczył, gdy stanęła w progu znów nim wstrząsnęło. Tak jak wtedy, po pierwszej wizycie w ambasadzie i podobnie jak wtedy zerwał się teraz na równe nogi. I to w zasadzie było wszystko. Chciał zrobić krok do przodu, chciał coś powiedzieć, ale czuł się jakby ktoś przyspawał jego nogi do podłogi a głos w gardle gdzieś zamarł.
Patrzył teraz na nią czując jak dosłownie każdy mięsień mu się trzęsie i nawet nie chciał myśleć jak mu teraz wyglądać. Tylko, że to wcale nie było najważniejsze, zresztą Irene w ogóle na niego nie patrzyła. Dopiero po jej pierwszym zdaniu ruszył się wreszcie robiąc dwa kroki do przodu, w momencie, kiedy odwróciła się w stronę sypialni.
- Nie – wykrztusił z siebie jedno słowo, które i tak zabrzmiało dla niego tak bardzo nienaturalnie, że aż się siebie przestraszył. Czuł się jakby w ogóle nie panował nad swoim ciałem. Jakby ktoś go z niego wyciągnął i kazał patrzeć z boku, na to, co się z nim dzieje. A on nie miał żadnego wpływu. Jego ręka mimowolnie uniosła się i oparła na ramieniu Irene, ale nie poczuł tego pod palcami. Widział za to wyraźnie jak drży, a w gardle ma coś, co za nic nie chce się przesunąć i pozwolić mu mówić. Przełknął ślinę. To tylko głupi pistolet. W głowie miał kompletną pustkę i nie miał pojęcia, co powiedzieć, za to dotarły powoli do niego jej kolejne słowa.
Znów to samo uczucie kompletnego braku panowania nad własnym ciałem sprawiło, że Hearrow w jednej chwili znalazł się pomiędzy drogą do sypialni a Francuzką. Pokręcił tylko głową, bo gdy tylko ponowie spojrzał jej w oczy, czuł jak coś w nim pęka. Gdzieś bardzo, bardzo głęboko, aż musiał odwrócić wzrok i zamrugać oczami, mocno i kilka razy.
- To moja wina – powiedział wreszcie, starając się pozbierać w sobie. Nie chciał żeby przez niego cierpiała, nie w ten sposób, nie przez jakąś zwykłą pierdołę. To nie było tego wszystkiego warte. – Muszę się nauczyć, że nie wszystko będzie tak, jak to sobie układam w głowie.
Wydawało mu się, że mówi tak bardzo chaotycznie, że nie miał pojęcia, co ma sens a co sensu nie ma. Miał wrażenie, że właśnie wyrzucił z siebie szereg przypadkowych słów, które zupełnie nie układają się w żadną całość.
- Nie będę cię zatrzymywać, jeśli chcesz iść. Przesadziłem dzisiaj, wiem i mogę powiedzieć, że to przez to jak bardzo mi na tobie zależy, ale to żadne usprawiedliwienie – wreszcie zaczęło wracać mu czucie w mięśniach powoli i na tyle, że mógł ruszyć je z miejsca i wiedział, co się dzieje. Złapał ją za ręce i uniósł je do góry na wysokość swojej klatki piersiowej. – Nie chcę spędzić tego miesiąca sam, teraz w mieszkaniu zastanawiając się gdzie jesteś i co się z tobą dzieje. Bo nie potrafiłbym zapomnieć, tak po prostu.
Podniósł ręce jeszcze wyżej zaplatając je sobie na karku. Bliskość zawsze była czymś, co pomagało, a on w tej chwili potrzebował tego najbardziej, ale też nie mógł jej na siłę trzymać. Przynajmniej wróciła, tak jak prosił, więcej w tej chwili nic się nie liczyło. Objął ją i przytulił do siebie mocno czując jak mięśnie rozluźniają się bardzo powoli, wciąż bał się reakcji na to, ale nic innego już mu nie pozostało.
- Jeśli zostaniesz obiecuję już więcej nie mieć o nic pretensji – powiedział cicho nie odsuwając się od niej, gdzieś nad jej uchem. W środku wciąż coś go ściskało i bardzo chciał, żeby wreszcie puściło zanim on sam zacznie wyglądać jak kupka nieszczęścia. – I nie sprawiać, żebyś jeszcze kiedykolwiek w życiu przeze mnie płakała, bo to najgorsze, co mogę widzieć.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 19:27

Znieruchomiała, kiedy położył dłoń na jej ramieniu i uniosła na niego wzrok. Nie wiedziała, co się teraz stanie. Jego mina była tak niepokojąca, że mógł równie dobrze ją przytulić, co obrócić nią w miejscu i wypchnąć z powrotem przez drzwi, wyrzucając za nią walizkę. Co znaczyło nie?
Słuchała jego wyjaśnień, wciąż tak samo spięta, wpatrując się w niego bez absolutnie żadnych emocji odmalowanych na twarzy. Otworzyła się wcześniej i to był błąd, więc teraz wszystkie schowała najgłębiej, jak potrafiła. Zarówno te dobre, jak te złe. Otoczyła się z powrotem wygodną skorupą, na twarz włożyła maskę i dopiero wtedy poczuła się trochę bezpieczniej. Co by nie powiedział teraz, ona to zniesie.
Ale Hearrow ją przytulił i tym jednym gestem znów zburzył wszystkie mury, które wokół siebie postawiła. Nic już nie rozumiała. Nie wiedziała, co ma robić, nigdy nie zależało jej na nikim tak jak na nim i nie wiedziała, jak powinna się zachowywać. Zwyczajnie nie potrafiła być w związku, takim, gdzie obie strony chcą się nawzajem uszczęśliwić. Próbowała, odkąd wrócił próbowała bardzo, i co? Najpierw informacja o rozwodzie, Arrow się wściekł. Potem prezent, który dolał tylko oliwy do ognia, podporucznik wcale się z niego nie ucieszył. Wręcz przeciwnie. Potem wyznanie, które udało się jej dopiero za drugim razem, przy pierwszej próbie skonstruowane tak skrajnie beznadziejnie że znów się wkurzył.
- Ciągle jesteś na mnie zły, co chwilę - mruknęła, uspokajając się trochę w jego ramionach. Ale nie odwzajemniła uścisku. Dopiero kiedy sam sobie zaplótł jej ręce na karku, pozwoliła się przyciągnąć bardziej.
Obiecuję.
- Nie masz wpływu na to, czy masz pretensje czy nie - odparła, odwracając wzrok. - Zawsze znajdzie się coś, na co będziesz mógł się wściec i nie będziesz wtedy pamiętał o tej obietnicy.
Zmarszczyła brwi i wyplątała się z jego objęć, by przejść do sypialni. Ale nie zaczęła się pakować, tylko minęła łóżko, szafę z rozbitym lustrem i wyszła na balkon. Tam usiadła na krześle, podciągając kolana do klatki piersiowej i obejmując je rękami. Tak się czuła lepiej. W swojej własnej bezpiecznej otoczce. Arrow ją przestraszył i zgasił cały jej optymizm dotyczący przyszłości. Źle zrobiła, że z nim została ten miesiąc temu. Że tu zamieszkała, że powiedziała mu co czuje. Tylko że wróciła i nadal siedziała u niego, zamiast zabrać swoje rzeczy i odejść. Sama nie wiedziała, co robi.
- Nigdy nie chciałam wywołać takiej reakcji. Od wczoraj próbuję... próbuję pokazać ci, że mi na tobie zależy i wszystko robię nie tak, ja po prostu nie potrafię - przyglądała się koronom drzew w parku, wciąż nie podnosząc wzroku na podporucznika. - Chciałbyś, żebym była inna. Żebym odrzuciła wszystko, co robiłam do tej pory, żebyś już nigdy nie musiał się niczym przejmować. Chciałbyś, żebym otworzyła się całkiem i żeby się okazało, że jestem niewinna i bezradna, czysta jak łza. Ale nie jestem, Arrow - zerknęła na niego na moment. - Jestem zepsuta. Mówiłam ci o tym. To, co przeżyłam, ukształtowało mnie tak, a nie inaczej. Mój charakter, moje podejście do... do wszystkiego. Kiedy się poznaliśmy, nie miałam mieszkania, domu, żadnych znajomych, bo wszystkich zabił Hound ze swoją świtą, na moich oczach - mówiła o tym? Nie, chyba nie. Już nie wiedziała, co wiedział, a o czym nie wspomniała. - Byłam świeżo po ucieczce i jedyne, co było dla mnie ważne, to przeżyć i nie dać się znaleźć. Na ulicach Omegi. Byłeś tam. Wiesz, co ona robi z ludźmi.
Dawno nie potrzebowała zapalić tak, jak teraz. Ale nie miała przy sobie w tym momencie ani papierosów, ani zapalniczki. Odetchnęła nerwowo.
- Próbuję, cały czas. Nie dla siebie, tylko dla ciebie, niezależnie od tego co sobie o mnie myślisz. Możesz mnie brać za najgorszą egoistkę świata, bo owszem, oduczyłam się wrażliwości, choć przedtem też nie miałam jej zbyt wiele. Ale ty budzisz we mnie uczucia których nie znałam i nie wiem, po prostu nie wiem co mam z nimi zrobić. Próbuję być lepsza, naprawdę, ale mam wrażenie że wszystko robię źle.
Zamilkła na długą chwilę. Nie wiedziała, czy to, co mówi, w ogóle ma sens. Nie wiedziała po co to mówi. Może żeby ułatwić mu decyzję. Może jednak postanowi, że lepiej będzie, jeśli Irene zniknie z jego życia.
- Nie jesteś ze mną szczęśliwy, nie jestem ślepa - znów odwróciła się w stronę parku. - Nie chcę wywoływać więcej negatywnych emocji niż pozytywnych. Nie chcę, żebyś się wściekał przez to, że nie umiem sobie radzić z tym... tym wszystkim. Nie jestem w stanie zmienić się nagle, w tak krótkim czasie. Przy tobie mi się wydaje, że jest jeszcze dla mnie szansa, ale są chwile... - zacisnęła zęby i opuściła wzrok na swoje kolana. - Kiedy się odwracasz, zaciskasz zęby, minęły dwa dni a ja spowodowałam to co najmniej trzy razy, a przecież tylko próbowałam...
Westchnęła i dodała coś po swojemu, ale na tyle cicho i niewyraźnie, że Hearrow nie mógł tego wyłapać. To nie były udawane łzy, te wcześniej, i teraz bardzo mocno powstrzymywała się przed kolejnymi. Wydawało się jej że mówi w kółko to samo. I nawet nie wiedziała, czego właściwie oczekuje. Nie była wystarczająca, nie była tym, kogo chciał mieć u swojego boku. Nigdy się nie spodziewała, że kiedykolwiek będzie mieć taki problem, ale on był i nie widziała dla niego rozwiązania.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 20:23

Puścił ją, bo nie miał innego wyjścia. Myślał, że to trochę ich jakoś uspokoi, ale kiedy z powrotem został sam przez moment stał tak wpatrując się w ścianę nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Zwiesił ramiona wzdłuż ciała i dopiero po chwili ruszył za Irene na balkon. I usiadł w samym progu opierając ręce na kolanach. Nie wiedział, co ma mówić, zresztą żadne sensowne słowa nie przychodziły mu do głowy. Więc siedział tak i słuchał każdego słowa, które z każdą chwilą uderzały w niego coraz bardziej i coraz intensywniej. Już nie czuł złości, tylko rosnącą gdzieś w środku rozpacz, która opanowywała go powoli nie pozwalając żadnym innym emocjom się zastąpić. Nie pozwoliła się nawet odsunąć na bok, przez co czuł, że za moment stanie się coś, czego bardziej nie chciał. Nie on. Nie tutaj i nie teraz. Odwrócił głowę w bok i zamknął oczy, tak było zdecydowanie łatwiej.
I kiedy skończyła po prostu milczał, bo nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć. Cokolwiek. Nic mądrego ani sensownego nie przychodziło mu teraz do głowy. Odsunęła się od niego i to tylko ze względu na to, że ona sam miał jakiś problem i nie był on do końca wcale tak niepotrzebny. Miał powód żeby się tak zachowywać, ale nie sądził, że to wywoła aż taki chaos.
- Ludzie się kłócą – powiedział w końcu, trochę nie bardzo wiedząc, do czego nawiązuje i czy to w ogóle ma jakiś sens. – Jak im na sobie zależy.
Wciąż nie odwracał głowy w jej stronę, zresztą chyba nawet na niego nie patrzyła, ale starał się mówić na tyle głośno, żeby nie miała problemu z usłyszeniem go. Chociaż pojęcia nie miał jak to wychodzi. Za to był pewny jednego. Tak coś go ściskało w gardle, że ledwo wydusił z siebie te słowa, w dodatku głos strasznie mu drżał a na to nie miał kompletnie żadnego wpływu.
- Nigdy z nikim nie byłem. Przez dwadzieścia osiem lat żyłem sam, bo albo wojsko albo mój boski charakter – o ile on wiedział o niej całkiem sporo, tak Irene wciąż mogła mieć jedynie szkic tego, kim był wcześniej, czym się zajmował i jak w ogóle wyglądało jego życie. Ten krótki powrót do wspomnień, który zdarzył mu się jeszcze trzy tygodnie temu był zaledwie małym wycinkiem. – Mam w głowie obraz tego jak powinno być, bo nie miałem czasu nauczyć się na błędach. Nie dzieliłem się z nikim nigdy uczuciami, chociaż może inaczej niż to było w twoim przypadku. Dla mnie to też nowość.
Już nie wiedział czy się usprawiedliwia czy bardziej ją przekonuje, czy jaka cholera. Nie chciał żeby odchodziła. Tylko, że to nie była teraz tylko jedno decyzja. Powoli odwrócił głowę i spojrzał na nią przyglądając się przez chwilę tym zbolałym spojrzeniem, którego nigdy wcześniej nie doświadczył.
- Ja naprawdę szybko się przywiązuję, przywiązałem się do ciebie. Przez całe swoje życie kochałem kogoś tylko raz, ale wtedy… - przerwał na moment wykonując niezidentyfikowany gest dłonią. To była jedna z rzeczy, o których nie potrafił mówić tak po prostu. Budziła w nim emocje, które były przez tyle lat uśpione gdzieś głęboko, a przywołanie ich z powrotem do siebie bolało jak przypalanie żywym ogniem. To była jedna, jedyna historia, której nie znał nikt. O której Hearrow nigdy nie opowiadał i którą trzymał wyłącznie dla siebie. Tylko dla siebie. – Dlatego ja się z nikim nie spotykałem. Dlatego nikogo wcześniej nie miałem. Dlatego byłaś pierwsza.
Znów musiał przerwać czując to samo ściskanie w gardle, co przed chwilą. Teraz był bardziej zestresowany niż zły, a rozpacz, która go ogarnęła z każdą chwilą nabierała na sile. Nie miał pojęcia co ma robić, co mówić. Jak się usprawiedliwiać, czy jak ją przekonać, żeby została. Że on chce, żeby została.
- Teraz te uczucia wróciły, a ty je przyjęłaś. Tylko, że ja zacząłem sobie już wszystko układać. To jak według mnie powinno być, to jak ja to sobie wyobrażam i najgorsze jest to, że gdzieś w tym wszystkim zgubiłem ciebie – wstał i otrzepał spodnie, chociaż przecież w zasadzie w ogóle nie były brudne. Znowu przypomniało mu się, że w domu nie ma kota, ale w tej chwili mógł się skupić tylko na jednym problemie. I na próbie jego rozwiązania. – I robię to dlatego, że jestem szczęśliwy. Z tobą. Przy tobie. Byłem po drugiej stronie galaktyki, co noc zasypiając z tobą przed oczami. Liczyłem dni, kiedy wreszcie będziemy mogli być razem znowu.
Westchnął odwracając się w stronę wejścia do mieszkania.
- Chcę za dużo i najlepiej już. Nie jestem cierpliwy. I masz rację, wolałbym żebyś była w domu i nigdzie się z Cytadeli nie ruszała, ale nie mogę ci tego zrobić. Pozwól mi się nauczyć zaufania, którego nie miałem okazji przy nikim się nauczyć. Pozwól mi poznać spokój, który daje dzielenie życia z kimś, kto znaczy dla mnie wszystko. Bo jesteś najważniejsza i od kiedy cię mam, od kiedy jestem twój, nie ma dla mnie nic ponad to – pokręcił głową. Miał wrażenie, że recytuje jakieś puste slogany napisane przez słabego reżysera dramatu, więc przetarł tylko twarz dłonią. – Nie będę cię zmuszać żebyś została, nie mogę ci tego zrobić. Jeśli chcesz odejść i zacząć gdzieś od nowa, nie będę cię zatrzymywać. Jeśli zdecydujesz inaczej, będę w salonie.
Musiał wyjść, musiał jej dać opcję do wyboru. Zresztą jakoś wydawało mu się, że Irene woli teraz zdecydowanie zostać sama, zwłaszcza po tym jak się od niego odsunęła. Minął więc drzwi do sypialni i zamknął je za sobą, gdyby potrzebowała prywatności na przemyślenia. Sam poszedł, tak jak powiedział, do salonu i usiadł na fotelu naprzeciwko okna, żeby wreszcie pozwolić sobie na chwilę słabości. Teraz, kiedy już nie było szans na to, że go zobaczy.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 20:59

Też nic nie odpowiedziała. Pozwoliła mu wrócić do mieszkania, nie zatrzymując go. Zresztą potrzebowała chwili na to, żeby te słowa przetrawić. Powiedziała mu wszystko, co miała do powiedzenia, powiedziała że może odejść jeśli nie jest dla niego odpowiednia, a on nadal chciał ją zatrzymać. Przyznała, że może nie potrafić się zmienić od razu, że na niektóre rzeczy nie ma wpływu, a Arrow stwierdził, że to nie ma znaczenia.
Wiele z jego słów potrzebowało głębszego przemyślenia. Musiała posiedzieć sama. Była mu wdzięczna za to, że pozwolił jej na chwilę samotności. Nie była do tego przyzwyczajona, do tego, że nie jest dla kogoś idealna. Ale też zawsze dostosowywała się do tego, czego od niej oczekiwano, zresztą nie miała za bardzo wyjścia. I to dlatego za każdym razem uciekała. Nikt nie dawał jej swobody, której przecież potrzebowała. Z Hearrowem została głównie dlatego, że nie pytał, nie naciskał, nie zatrzymywał jej na siłę. Pozwalał jej być i wydawało się jej, że tak jest dobrze. Do dzisiaj.
Nie czuła się tak do tej pory. Nigdy dotąd chyba nie czuła się tak beznadziejna. Jej poczucie własnej wartości było bardzo wysokie i jeszcze się nie zdarzyło, by spadło tak straszliwie, jak teraz. Nie umiała go uszczęśliwić i mimo tego, że twierdził inaczej, ona wciąż była na siebie za to zła.

Siedziała na balkonie bardzo długo. Może zbyt długo. Ale dopóki nie wychodziła z sypialni razem ze swoją walizką, to podporucznik nie powinien się niczym martwić. W końcu jednak wstała z tego krzesła, bo zrobiło się jej zimno i wróciła do środka. Przez chwilę jeszcze stała i wpatrywała się w swoje odbicie w resztkach zbitego lustra. Kilka fragmentów jej sylwetki i pęknięta twarz z rozmazanym makijażem. Boże, wyglądam okropnie. Westchnęła i w końcu otworzyła drzwi na korytarz, ale tylko po to, by najpierw przejść do łazienki i doprowadzić się do jakiegoś stanu używalności. Umyła twarz i rozpuściła włosy, by choć trochę ją zasłoniły.
W końcu stanęła przed Arrowem, dokładnie między nim a oknem i spojrzała na niego, nie odwracając wreszcie wzroku. Nie wyglądał najlepiej. Westchnęła.
- Jakbym chciała odejść, to bym tu w ogóle nie wracała - powiedziała cicho. - Ale powiedziałam ci wczoraj co... co czuję. Więc wiesz. Chodziło mi tylko o to, że jeśli jest ci ze mną źle, mogę zniknąć. Co nie znaczy, że chcę.
Podeszła bliżej i usiadła na oparciu jego fotela, by złapać go za rękę i położyć ją na swojej nodze. Przesunęła palcami po jego dłoni, nie odrywając od niej spojrzenia.
- Przepraszam, postaram się... - przerwała, jakby sama nie wiedziała co chce dalej powiedzieć. - Postaram się być lepsza. Wiem, że czasem robię głupie rzeczy, ale już nie tak często, jak dawniej. Masz na mnie chyba dobry wpływ - wzruszyła ramionami. - Nie chcę, żebyś się na mnie wściekał.
I dopiero wtedy zwróciła uwagę na jego przedramię. Znieruchomiała znowu.
- Kolejna rana przeze mnie - pokręciła głową i już zamilkła. Nie wiedziała, co więcej może powiedzieć. Zsunęła się tylko z podłokietnika na jego kolana, przytulając się w końcu. - Przepraszam.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

16 cze 2015, o 21:38

Czekał już postanawiając więcej nie naciskać w żaden sposób. Potrzebowała czasu? W porządku, mógł jej ten czas dać i nie widział przeciwskazań, chociaż ciągle w środku obawiał się, że faktycznie zabierze swoje rzeczy i wyjdzie. Ale przysiągł sobie, że cokolwiek już nie będzie się działo, to będzie nad sobą panować. Żeby już więcej nie było tak jak dziś, nigdy. W końcu mieli powód by się cieszyć i chciał mieć tych powodów teraz jak najwięcej.
Usłyszał otwierające się drzwi i przetarł szybko dłonią oczy i twarz. Nie chciał żeby go widziała w tym stanie, chociaż przypuszczał, że i tak wygląda nie najlepiej. Nigdy nie sądził, że budowanie wspólnie jakiś relacji będzie wiązało się z jakimiś tragediami. Wsłuchał się w kroki skierowane do łazienki i odetchnął powoli. Ucieszył się dopiero w momencie kiedy Irene faktycznie przyszła do salonu. Czyli jednak zostanie, będą mieć kolejną szansę, żeby spróbować.
- Już nie musisz nic mówić, nie wracajmy do tego po prostu. Ja… ja naprawdę obiecuję, że to się więcej nie powtórzy – przesunął powoli dłonią po jej udzie i uśmiechnął się do siebie. Nie chodziło tylko o pożądanie. Objął ją kiedy się do niego przytuliła i oparł się policzkiem o jej głowę zamykając oczy. Potrzebował teraz spokoju i tylko to się liczyło. – To tylko zadrapanie. Rado już robił mi gorsze rzeczy.
Uspokoił ją i momentalnie otworzył oczy odsuwając lekko głowę od Irene.
- Tak przy okazji. Nasz kot poszedł na wycieczkę – powiedział dochodząc do wniosku, że skoro Francuzka nie przyprowadziła go z powrotem, to musiał sam gdzieś pobiec. To się zdarzało, bardzo rzadko ale się zdarzało dlatego Hearrow nie miał jakiś większych obaw co do nieobecności Rado. Zresztą ufał funkcjonariuszce, że może gdzieś na niego trafi jak zwykle. Albo po prostu odprowadzą go sąsiedzi. Rado nie był byle jakim kotem, Hearrow swego czasu zabierał go nawet na wystawy. W końcu był rasowy, dlatego też przygotowany na wszelkie ewentualności podporucznik zwyczajnie go zachipował. Nie pożałował tej decyzji ani razu. – Ktoś go przyprowadzi, nie mam ochoty teraz biegać po Cytadeli. To się zdarza. Czasem zeskakuje z balkonu.
Prawda była taka, że nie miał ochoty się zupełnie teraz nigdzie ruszać. Mógł w ten sposób spędzić kolejnych kilka godzin, bo w ten sposób czuł spokój a ciepło, które towarzyszyło jej obecności było czymś przyjemnie kojącym. Serce wreszcie się uspokoiło i Arrow odetchnął z ulgą. Dobrze, że już więcej nic nie mówiła, o nic nie pytała. Bał się, że będzie musiał opowiadać o czym, o czym nie miał zupełnie ochoty mówić. Zresztą w obecnej chwili to było mało istotne. Wsunął tylko dłoń pod jej bluzkę chcąc zniwelować wszelkie bariery między nimi i przesuwał palcami po skórze jej pleców. Nie wiedział co jeszcze mógł dodać, więc postanowił nic nie mówić. Po prostu być i już. Spojrzał jeszcze tylko na zegarek, minęło tak dużo czasu i nawet nie wiedział kiedy.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Apartament 323a

17 cze 2015, o 16:22

Alicja w Krainie Czarów

mistrz gry Rebecca Dagan
gracze Irene Dubois, Marshall Hearrow
Największą wadą niespodziewanych wiadomości jest to, że... są niespodziewane. Przychodzą zawsze w najmniej odpowiednim momencie i ani myślą czekać na stosowny moment. Nowy komunikat, jaki przybył teraz na adres omni-klucza Irene był perfidny dokładnie w ten sam sposób - choć być może dałoby się wyliczyć garść innych, bardziej sprzyjających okoliczności, w których wiadomość mogłaby nadejść, ta pojawiła się właśnie teraz i teraz też wymagała uwagi.
Pierwszym, najbardziej logicznym podejrzeniem byłoby chyba to związane z Handlarzem Cieni. Irene nie przypominała sobie, by oczekiwała na jakąś konkretną wiadomość, stąd myśl, że może być to komunikat od nowego pracodawcy - lub, co bardziej prawdopodobne, od któregoś z jego pośredników - była całkiem naturalna. Zlecenia, pytania czy żądania wysuwane przez Handlarza miały to do siebie, że trudno było przewidzieć, kiedy dokładnie się pojawią, stąd prawdopodobieństwo, że najnowsza informacja pochodzi właśnie z tego źródła było spore. Jakież więc było zdziwienie zdziwienie Dubois gdy okazało się, że jej treść jest zupełnie inna od spodziewanej.
Wiadomość składała się właściwie z dwóch oddzielnych plików. Pierwszy z nich był oficjalnym, zamkniętym w ramach standardowych, powszechnie znanych klepsydr.

Z głębokim żalem zawiadamiamy, że dnia 11 czerwca 2186 roku, przeżywszy 46 lat, zmarł

Ś.P.
Alain Trémoille

Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się w prywatnej kaplicy pw. św. Piera Giorgio Frassati
w dniu 14 czerwca 2186 roku o godzinie 9:00, po czym nastąpi odprowadzenie Zmarłego
na miejsce wiecznego spoczynku

o czym zawiadamia pogrążona w żałobie żona i córka
Przeszła już data ceremonii świadczyła wyraźnie o tym, że bynajmniej nie było to standardowe zaproszenie na pogrzeb. Jaki dokładnie był cel otrzymanej przed momentem wiadomości - to wyjaśniała jej druga część, będąca już nieformalną, prywatną notą od niejakiej Nathalie Trémoille.
  • Droga Irene,
    z wielką ulgą informuję, że Alaina dopadła wreszcie zasłużona śmierć i choć sama szczerze ubolewam nad jej łagodnym charakterem, darowanej kobyle podobno w zęby się nie zagląda - więc i ja narzekać nie będę. Jednocześnie, pamiętając o ostrych słowach, które nas podzieliły, a które nieodmiennie wiązały się z mym małżonkiem, chciałabym wreszcie naprawić to, czego dotąd naprawić nie umiałam.
    Nie informowałam cię o pogrzebie Alaina, bo wiem, że i tak nie zdecydowałabyś się w nim uczestniczyć. Teraz jednak, gdy spoczywa on już w grobie, chciałabym Cię bardzo serdecznie zaprosić do naszego - a w zasadzie już mojego - domu. Ostatni Dom, pamiętasz? Wymarzona willa na odludziu, której dotąd nie chciałaś odwiedzić.
    Także Alice dołącza się do zaproszenia. Moja mała córeczka stęskniła się już za Tobą, kochanie.
    Nie daj się prosić. Teraz, gdy tak wiele się zmieniło, naprawdę nie masz powodu, by nas unikać.


    [right]Pozdrawiam i całuję,
    Nathalie[/right]

    PS. Jeśli masz towarzystwo, które chciałabyś zabrać ze sobą, nie krępuj się. Drzwi Ostatniego Domu dawno nie były otwarte tak szeroko, jak teraz.[/size]
Do noty dołączona była także broszurka z urokliwym krajobrazem francuskich Alp i adres Ostatniego Domu... Lub raczej prosta instrukcja, jak do niego dotrzeć, gdy opuści się już ostatnią z posiadających własną nazwę ulic.
O tym, kim była Nathalie, Irene nie musiała sobie przypominać - doskonale pamiętała ciotkę, siostrę ojca, która słynęła z dwóch rzeczy: charakterystycznej, młodzieńczej urody nie blednącej pomimo wieku oraz wyjścia za mąż za obrzydliwie bogatego potentata, jednego z udziałowców powszechnie znanej, francuskiej firmy z branży przemysłu lotniczego. Sama Irene, choć od Nathalie młodsza o siedemnaście lat, nie przypominała sobie, by kiedykolwiek zwracała się do niej per ciociu. Choć rodzice nieustannie powtarzali jej, że dokładnie takiego zwrotu powinna używać, Dubois znacznie łatwiej przychodziło słuchać samej pani Trémoille, która kategorycznie zabroniła podkreślania w ten sposób łączących je więzów, a tym samym - jej wieku.
Stosunki z Nathalie, które przez wiele lat były dobre nad podziw, zepsuły się wraz z jedną z kolejnych wizyt w domu państwa Trémoille, kiedy to spod maski dobrze wychowanego dżentelmena wyjrzało drugie, bardziej codzienne, prywatne oblicze Alaina. Ciemnoskóry, postawny mężczyzna zachowywał się i wysławiał rzeczywiście nienagannie, co nie przeszkadzało mu w jednoczesnym znęcaniu się nad żoną zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Sama Nathalie przez wiele lat toksyczności związku zdawała się nie zauważać (być może byłoby inaczej, gdyby agresja Alaina zwrócona była także przeciw młodziutkiej Alice, tej jednak mężczyzna nigdy nie tknął - słodziutka córeczka była jego oczkiem w głowie) i właśnie to doprowadziło do zerwania kontaktów przez Irene. Rudowłosa złodziejka nie była w stanie akceptować podobnego stanu rzeczy, a skoro Nathalie tego nie rozumiała, to nie miały o czym ze sobą rozmawiać. Skończyły się sympatyczne, spędzane wspólnie wieczory, skończyło się sączenie drogich win i wspólne snucie marzeń o położonym wysoko w górach domu, w którym można byłoby kryć się przed cywilizacją. Jedynie kontaktów z Alice Irene zdecydowała się nie zrywać tak ostatecznie, choć w końcu, także ze względu na zawirowania w życiu samej Dubois, także i spotkania z małoletnią zaczęły należeć do rzadkości.
Biorąc to wszystko pod uwagę, otrzymana wiadomość rzeczywiście mogła być zaskakującą, podobnie jak ton sporządzonej przez Nathalie noty - czyżby kobieta wreszcie zmądrzała?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

17 cze 2015, o 17:31

Zanim otworzyła wiadomość, sprawdziła jej nadawcę. Jeśli to faktycznie byłoby zlecenie, wstałaby i odeszła kawałek, by Hearrow nie mógł zajrzeć jej przez ramię. Ale to, co zobaczyła, było zupełnie niespodziewane. Irene nie miała z nimi kontaktu od jak dawna...? Będą ze trzy lata. Odkąd uciekła, nie pojawiła się u Trémoillów ani razu, choć niejednokrotnie kusiło ją, by tam wrócić. Choć na jeden dzień, na chwilę wytchnienia od ciągłego uciekania, tym bardziej że gdzieś w środku czuła, że może im zaufać. Tylko Alain...
Patrzyła teraz na klepsydrę, po raz kolejny przesuwając wzrokiem po linijkach tekstu. Jeśli Arrow chciał, bez problemu mógł przeczytać wiadomość, nie ukrywała jej przed nim. Zresztą sama była zbyt zdziwiona nagłą próbą nawiązania kontaktu ze strony Nathalie, by zastanawiać się, czy powinna trzymać to w tajemnicy, czy nie musi. Czyli nie żyje. Ale to nie było zaproszenie na pogrzeb. Otworzyła drugą część i wczytała się w treść.
Umarł śmiercią spokojną, a szkoda. Czy to znaczyło, że może wrócić? Omni-klucz Irene był zmodyfikowany tak, by nadawcy nie widzieli, że otrzymała wiadomość, tak, by wydawało się, że jej ID nie istnieje. W razie czego więc nie musiała nawet odpowiadać, mogła skasować ją i dalej żyć w odcięciu od przeszłości.
Ale czy chciała?
Pamiętała wieczory spędzane na balkonie z Natalie, pamiętała śmiech Alice. To była jedyna część rodziny, którą Irene naprawdę lubiła, i chyba z wzajemnością. Nigdy nie kwestionowały jej wyborów, nie dostała od nich potępiającej wiadomości po ucieczce, wręcz przeciwnie, wiedziała że może na nie liczyć, choć nigdy z tej możliwości nie skorzystała. Teraz była wolna, dzięki temu, co zrobił dla niej HC i temu, co załatwił Hearrow. Czy to znaczyło, że może wrócić, jakby nigdy nic? Przekroczyć próg Ostatniego Domu i nie patrzeć już na podłą twarz Alaina, za to znów poczuć się jak dawniej? Wziąć ze sobą towarzystwo, które faktycznie chciała tam przy sobie mieć?
Obróciła głowę w stronę Arrowa, otwierając załączone zdjęcie francuskich Alp i uśmiechając się niepewnie.
- Byłam już u ciebie... może chcesz poznać teraz moją rodzinę? - sama nie wierzyła, że to mówi, ale wspomnienie Alice obudziło w niej dziwną tęsknotę za beztroską, której w tamtym czasie mogła doświadczyć tylko u Trémoillów. - Tę normalną część? Napisała do mnie ciotka - była przekonana, że podporucznik przeczytał już wszystko, ale nie mogła wyrazić swoich podejrzeń na głos. Przecież był porządnym człowiekiem, takich nie zżerała ciekawość. - Ma dom w górach i... trochę się pozmieniało odkąd widziałyśmy się ostatni raz, ale teraz mamy zaproszenie - cóż, nie konkretnie oni, ale Irene i jej towarzystwo, to jej wystarczyło. - Chciałeś polecieć gdzieś, gdzie jest zimno i chciałeś propozycji ode mnie, więc... co ty na to?
To było całkiem niespodziewane, zwłaszcza w kontekście ostatnich godzin. Do drzwi zadzwonił dzwonek, więc wstała i poszła otworzyć, zostawiając Marshalla na chwilę samego. Wróciła dwie minuty później z kotem plączącym się między nogami.
- Wrócił - stwierdziła krótko i usiadła z powrotem, po raz kolejny otwierając wiadomość.
To nie była prosta decyzja, ale Nathalie i Alice budziły w niej miłe wspomnienia. Spojrzała na Arrowa pytająco. Teraz już mogła lecieć wszędzie, a co mogłoby bardziej pokazać szczerość Irene wobec podporucznika, jak przedstawienie go rodzinie? To nie była żadna obietnica właściwie, ani zobowiązanie, tylko kilka dni w górach. Pierwszy raz mogła się poważnie zastanowić nad powrotem do przeszłości, choć częściowo, zupełnie nieinwazyjnie. Ostatni Dom był daleko od Saint-Malo.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

18 cze 2015, o 14:08

Hearrow zdecydowanie nie należał to ludzi, którzy zaglądają innym przez ramię, kiedy ci dostają wiadomości. Nie inaczej było tym razem, odchylił głowę do tyłu zamykając oczy. Mógł chcieć faktycznie ją kontrolować, owszem i wcale się z tym nie krył, jak chociażby przed chwilą, ale znał jeszcze granice. Dopiero kiedy podsunęła mu omni-klucz pod nos zmrużył oczy przyglądając się zdjęciu. Doskonale znał te góry, nie trzeba mu ich było dwa razy przedstawiać, a ich zarys poznałby wszędzie i na każdym zdjęciu.
- Alpy – powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem i przekręcił lekko głowę. Gdzieś w myślach pojawiła mu się regułka cytowana i powtarzana do bólu przez oficera na szkoleniu specjalizacyjnym: najwyższy łańcuch górski Europy, ciągnący się łukiem od wybrzeża Morza Śródziemnego po dolinę Dunaju w okolicach Wiednia. Łańcuch ma długość około 1200 km, szerokość od 150 do 250 km i zajmuje powierzchnię około 220 tys. km². Znał ich klimat lepiej niż ktokolwiek inny z obecnych na Cytadeli żołnierzy Przymierza. Był tego pewien, już nie mówiąc o masie ciekawostek i miejsc, w których był i które odwiedził podczas szkoleń na Mountain Leadera. Trochę żałował tego przydziału, który przemknął mu przed nosem miesiąc temu, kiedy mógł wrócić na Ziemię, w strony, które poniekąd uważał za dom. Teraz znów nadarzyła się ku temu okazja, chociaż była jedną z tych, których w życiu się nie spodziewał. – Ja… ale…
Zabrakło mu słów i poczuł jak gdzieś w środku robi mu się z powrotem gorąco. Nie chodziło o to, że nie chciał. Chciał, bardzo, ale nie był w żaden sposób stworzony do funkcjonowania z nowo poznanymi ludźmi. Takimi, którzy będą na niego patrzeć po raz pierwszy i go oceniać. Takich, którzy byli związani z Irene bardziej niż ktokolwiek inny. A już w życiu na pewno się nie spodziewał, że kiedykolwiek pozna jej rodzinę.
Już nie wspominając o tym, że dopiero co się pokłócili w zasadzie mógł już nie poznać jej wcale.
- Nie wiem… - wydukał w końcu z siebie patrząc na nią przepraszającym wzrokiem. Naprawdę nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. Dopiero co miał wrażenie, że Francuzka nie planuje żadnych zobowiązań, a w dwa dni przeszli od wyznań do odwiedzania rodzin. Kiedy wrócili z Shodan, a ona była u niego w domu, poznała jego matkę nie patrzył jeszcze wtedy na to w ten sposób. Cokolwiek Irene sobie teraz myślała, jakkolwiek dla niej była to niezobowiązująca sytuacja, tak Marshall miał na to całkowicie odmienne spojrzenie. Dla niego znaczyło to naprawdę sporo i było czymś bardzo poważnym.
Westchnął wyraźnie nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Tak, chciał z nią gdzieś pojechać, gdzieś gdzie jest zimno i na niedługo. Kilka dni, bo za chwilę musiał wracać przecież na Cytadelę. Do pracy. No ale co mu w końcu szkodziło, w końcu chciał z nią być, a to wiązało się z takimi rzeczami.
- Jeśli chcesz, to ja nie mam problemu. Lubię Alpy, przeżyłem tam trzy lata swojego życia biegając po śniegu, więc dla mnie brzmi dobrze – uśmiechnął się poprawiając włosy, które opadły mu teraz na czoło. To zaczynał być całkiem sensowny pomysł, jeśli tylko pozbędzie się pierwszego stresu i zacznie zachowywać jak człowiek. Jak oficer Przymierza, to może być całkiem udany wyjazd. – Powiem Harperowi, że coś nam wypadło na niedzielę i możemy polecieć. Na kilka dni, jeśli to dla ciebie ważne i chcesz mnie zabrać ze sobą.
Wstał, kiedy kot wpadł do mieszkania i stanął nad nim kręcąc głową.
- Drzwi wejściowe nie są dla ciebie, zapomnij o tym – mruknął, ale podrapał go za uchem. Nie wyobrażał sobie dnia, kiedy tego zwierzaka mogłoby zabraknąć w jego życiu. Dlatego, mimo, że był zły, to się cieszył z jego powrotu. – Kto go przyprowadził?
Przeszedł do kuchni i wyjął z lodówki świeżo otwarty sok. Nie chciało mu się teraz grzebać w szafce i szukać szklanki, więc napił się wprost z kartonu.
- Mamy jakąś konkretną datę ustaloną? W sensie jutro z rana, czy nie wiem, za tydzień?
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

18 cze 2015, o 14:38

Wzruszyła ramionami, przyglądając się, jak Hearrow głaszcze kota. Wolała się nie przyznawać, że widziała jak ucieka, że przecież przebiegł między jej nogami i jakby się postarała, mogłaby go wtedy złapać, zwłaszcza że podczas nieobecności podporucznika średnie tempo biegu Rado nieco się zmniejszyło. Ale to prawda, dobrze, że wrócił. Gdyby skończył się chaos, a jego nadal by nie było, miałaby ogromne wyrzuty sumienia. W końcu to ona go nie dopilnowała.
- Facet z tego dziwnego małżeństwa, ci co tu mieszkają niedaleko - znów otworzyła wiadomość i wpatrzyła się w nią w zamyśleniu.
Dotarło do niej, jak mógł to odebrać Arrow. Może jako rekompensatę tego, co przed chwilą zrobiła. Albo jako dość poważną już deklarację. Tylko że Irene była w tak dużym szoku po otrzymaniu tej wiadomości, że nie zastanawiała się nad tym, co mówiła. Przyzwyczaiła się już, że w towarzystwie podporucznika może pozwolić sobie na większą swobodę, na odrzucenie kontroli nad każdym swoim gestem i każdym wypowiadanym słowem. Wciąż nie mogła powiedzieć wszystkiego, co by jej ślina na język przyniosła, ale czuła się przy nim w miarę bezstresowo. Cóż, przynajmniej do dzisiejszego dramatycznego popołudnia. Od powrotu z doków zaczęła się z powrotem pilnować, tylko to niespodziewane zaproszenie sprawiło, że na moment straciła kontrolę i kiedy uniosła niepewne spojrzenie na Hearrowa, nie była w stanie jasno stwierdzić co teraz działo się w jego głowie.
- Nie wiem... to znaczy, podejrzewam że możemy tam polecieć kiedy ci pasuje - wzruszyła ramionami. - Nie chcę, żeby ci to kolidowało z tym, co masz na Cytadeli do zrobienia. Chodzi o to, że... - zamilkła na chwilę, po raz -nasty już chyba przesuwając wzrokiem po linijkach tekstu. Westchnęła i wyłączyła omni-klucz. - Nathalie jest siostrą mojego ojca, byłyśmy bardzo blisko dopóki nie okazało się, że jej mąż... cóż, nie do końca się z nim dogadywałam. Potem uciekłam i od tamtej pory nie byłam na Ziemi. Teraz Nathalie jest wdową - wyciągnęła rękę do kota i podrapała go za uchem, gdy do niej podszedł. - Byłoby miło się z nimi zobaczyć w sumie, zwłaszcza, że sama do mnie napisała... Z nimi, to znaczy mam jeszcze kuzynkę tam, Alice. To są jedne z moich bardzo niewielu miłych wspomnień jeszcze z Ziemi. To nie jest jakoś szczególnie ważne... - uniosła wzrok na Arrowa, ale jej mina nie wyrażała żadnych emocji. - Nie spodziewałam się tego i w sumie nie jest tak, że musimy tam lecieć. Tylko... - odwróciła głowę w stronę okna, a zdanie przerwała długa pauza. W końcu dodała cicho: - Nie myślałam, że o mnie pamiętają. Sądziłam, że nie mam już nikogo.
Nawet osoby żyjące tak samotnie, jak Irene do tej pory, czasem potrzebują kogoś bliższego, niż samych ludzi poznanych przypadkiem, na kilka godzin, dla towarzystwa. Arrow był taką kotwicą w tym jej wzburzonym życiu i teraz się okazywało, że gdzieś tam jest jeszcze wyspa. Daleko od domu, w ciszy i spokoju wysokich gór. Z dala od zgiełku galaktyki i wszystkich, którzy chcieli teraz ją dorwać. Uśmiechnęła się lekko do siebie i odwróciła się z powrotem do podporucznika, podnosząc się z fotela.
- Nie musimy wylatywać już, w tej chwili. Nie musisz decydować się natychmiast. Jeśli nie chcesz, mogę polecieć sama, za ten miesiąc. Ale... wolałabym, żebyś był tam ze mną.
Trochę się jednak bała powrotu. Od trzech lat nie była na Ziemi. Obecność Hearrowa sprawiłaby, że Francuzka czułaby się dużo pewniej. Nie zamierzała nalegać. Ona potrafiła zmienić swoje plany w ułamek sekundy i z ekscytacją rzucić się w nowe. Nie każdy tak miał.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Apartament 323a

19 cze 2015, o 15:24

- Mówiłem, że mam za trzy dni pierwsze szkolenia – powiedział wstrząsając w zamyśleniu sokiem w kartonie. Musiał przeanalizować to, kiedy dokładnie miałby się odbyć ten wyjazd i jakby to wyglądało w perspektywie jego pracy, tutaj na Cytadeli. Tylko, że miał maksymalnie kilka dni wolnych i zazwyczaj nie dochodziły one nawet do tygodnia. Otworzył omni-klucz i przyglądał się rozpisce grafiku, który otrzymał po przydzieleniu do nowej grupy szkoleniowej. – Po tym tygodniu mam pięć dni wolnego i to jest najdłuższy czas, jaki mogę ci zaoferować bez biegania po Cytadeli.
To było dziwne uczucie. Jeszcze miesiąc temu Irene na wieść o tym, że Arrow ma otrzymać przydział we Francji robiła wszystko żeby tam nie poleciał. Teraz, kiedy zmieniło się tyle, sama go na ten wyjazd namawiała. Zaczął zastanawiać się ile jeszcze razy w ciągu bycia w tym związków wszystko się odwróci o sto osiemdziesiąt stopni zanim Hearrow zdąży się do czegokolwiek przyzwyczaić.
Wciąż był trochę zły o tego Tłumiciela, ale wolał już nie poruszać tego tematu dopóki nie będzie trzeba. Zresztą faktycznie wydawało się, że już mają i tak dość chaosu na najbliższy miesiąc i miał nadzieję, że znów nie wydarzy się coś, przez co będzie musiał hamować swój charakter i sposób bycia.
- To nam da trochę czasu na uporządkowanie spraw, będziesz mogła się przyzwyczaić do nowego sposobu funkcjonowania bez uciekania przez Przymierzem – uśmiechnął zakręcając karton i wkładając go z powrotem do lodówki. Owszem, nie lubił, kiedy plany spadały na niego jak grom z jasnego nieba, dlatego ciężko było u podporucznika o spontaniczność. Nie to, żeby mu się nie zdarzało, ale to było bardzo rzadko. Hearrow zdecydowanie należał do osób, które wolały mieć wszystko zaplanowane, bez zbędnych i mało wygodnych niespodzianek. Teraz mogli jeszcze tydzień spędzić na Cytadeli, pozwolić wszystkiemu się unormować i polecieć na tą Ziemię. Zwłaszcza, że to było chyba jedynie miejsce, za którym Arrow naprawdę mocno tęsknił i za każdym razem wracał tam bardziej niż chętnie. Z ogromną przyjemnością i podekscytowaniem. Tym bardziej, że teraz mogli znaleźć się w Alpach, a to był dodatkowy, bardzo duży plus. – Ja trochę popracuję, zdążę się zmęczyć i będziemy się cieszyć tym wyjazdem jeszcze bardziej.
Tylko ta rodzina… Był trochę zaniepokojony. Nie był przyzwyczajony do poznawania nowych ludzi w sposób, nazwijmy to towarzyski. Co innego w jednostce czy tam gdzie stacjonował w danym momencie. Tam była hierarchia, która uporządkowywała wszystko i zmuszała do interakcji z otoczeniem i przebywającymi wokół innymi żołnierzami. Teraz będzie musiał stanąć twarzą w twarz z kimś, kogo Irene znała, a on będzie obok jako… jako kto. To znów rodziło tyle problemów, że nie potrafił tego ogarnąć we własnej głowie. I wiedział, że to tylko i wyłącznie jego uprzedzenia i wymysły, ale nie potrafił się tego pozbyć. Po prostu.
Pięć dni to było całkiem sporo na swobodny wyjazd, spędzenie kilku dni na Ziemi i powrót do normalnych obowiązków, które jeszcze będą się ciągnęły za podporucznikiem przez kolejne dwa tygodnie. Ale przynajmniej będzie z nią, na Cytadeli każdego wieczoru i poranka przez ten czas. W perspektywie takiej przyszłości, ten wyjazd stał się czymś, co wzbudziło w Hearrowie całkiem pozytywne uczucia. Może nie ma się czym przejmować?
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Apartament 323a

19 cze 2015, o 19:30

- Chyba mi to zajmie więcej czasu, niż tydzień - uśmiechnęła się lekko wreszcie i opuściła wzrok na kota. Cieszyła się, że temat pistoletu się skończył i miała nadzieję go już nie poruszać. Szansa na to, że Hearrow o nim zapomni, była mniej niż zerowa, ale przynajmniej już się nie kłócili. No i dała mu teraz coś innego, czym mógł zająć swoje myśli. To nie była propozycja, którą Irene rzucała każdemu i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale prawda była taka, że bardzo, ale to bardzo nie chciałaby tam jechać sama. Zbyt mocno bała się tego, co zastanie na miejscu. Nie to, że coś miałoby pójść źle, po prostu jednego dnia odcięła się od całej swojej rodziny i nie wiedziała jak na nią zareagują po trzech latach. Z Alice wymieniła może kilka wiadomości od tamtej pory, zupełnie niezobowiązujących i na tyle enigmatycznych, że i ta znajomość się urwała. Ale nie mogła pozwolić sobie na więcej.
- W porządku - wstała. - Będziemy mieć tydzień, żeby przygotować się do wyjazdu. To chyba wystarczy, prawda?
Ona mogłaby ruszyć w każdej chwili, była do tego przyzwyczajona. Pytała podporucznika. On mógł potrzebować więcej czasu, chociaż właściwie nie wiedziała na co. Co trzeba było zrobić poza kupieniem biletów i zorganizowaniem sobie odpowiednio ciepłych ubrań?

Tydzień minął szybko. Zdecydowanie za szybko jak dla Irene, która już odliczała dni do wyjazdu Hearrowa. Nie to, że nie mogła się doczekać, wręcz przeciwnie, nie chciała zostać z powrotem w pustym domu. Owszem, miała wtedy więcej swobody, więcej miejsca w łóżku, Rado spał poza sypialnią i jedzenie z lodówki znikało dużo, dużo wolniej. Ale było pusto. Zimno. Zresztą nie po to została, by mieszkać tu samotnie.
Sporo ciepłych ubrań kupiła za kredyty, za które sprzedała zegarek Rodrigueza. Część wcześniej, część jeszcze teraz. Porządne spodnie, niekoniecznie podarte jeansy, kilka swetrów, wysokie skórzane buty. Do tego wiadomo, kurtka, cały zestaw. Westchnęła, nie mogąc dopiąć torby.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam ten problem - mruknęła do Hearrowa.
Na dnie, pod wszystkimi ciuchami, butami, kosmetyczką i milionem niezbędnych rzeczy, leżał też ten nieszczęsny Tłumiciel. Nie wyciągała go, więc mogła potem w razie czego stwierdzić, że po prostu zapomniała że tam jest. Ale wolała czuć się bezpieczniej, w razie gdyby to wszystko okazało się beznadziejnym podstępem matki. Wtedy mógł okazać się potrzebny.
Nie miała niczego, co mogłaby wziąć ze sobą, dla Nathalie. Po kłótni, pod wpływem emocji wyrzuciła ostatnie dobre wino do jakiegoś śmietnika na ulicy. Wolała się nawet nie zastanawiać kto je znalazł i co się z nim stało. Tak czy inaczej Irene powinna chyba kupić coś po drodze i to w jakiejś sensownej cenie. Tylko że biorąc pod uwagę, że Trémoillów było stać obecnie na wszystko, nic nie przychodziło jej do głowy. Chyba zostanie przy sprezentowaniu im swojej osoby i tyle.
- Trochę się stresuję - przyznała, kiedy wyszli i Arrow zamykał za nimi drzwi mieszkania. - Nie wiem... nie wiem nawet czego się spodziewać.
Pierwszy raz wyjeżdżali gdzieś razem, tak po prostu. Była tak samo podekscytowana co przerażona. W drodze do portu otworzyła wiadomość, by przypomnieć sobie adres. Potem złapała Hearrowa pod rękę i odepchnęła od siebie wszystkie negatywne przypuszczenia. Niech się dzieje, co się ma dziać. Żyła tak od kilku lat i wychodziło jej całkiem nieźle.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Okręg Bachjret”