Bachjret jest okręgiem idealnie nadającym się do zamieszkania - sielankowa perspektywa życia przyciąga nie tylko miłośników tutejszych ogrodów botanicznych, ale i osób o średniej płacy, którzy nie mają ochoty na przepłacanie.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Ogrody botaniczne

25 maja 2015, o 14:02

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obecnie obszar Ogrodu obejmuje 7,4 ha (i 0,33 ha pod szkłem) i znajduje się w nim około 7,5 tysiąca gatunków roślin szklarniowych i gruntowych.
Na terenie ogrodu, głównie w Arboretum rosną: cypryśniki błotne, mamutowce, sekwoja wieczniezielona, cedry, szydlice, kuningamie, modrzew polski metasekwoje, cyprysowce Leylanda i sośnice.
Spośród rosnących na terenie Ogrodu drzew za pomniki przyrody uznano 27 z nich: dęby, cisy, miłorzęby, buki i platany.
Na terenie ogrodu znajdują się niewielkie kładki stanowiące przeprawy dla pieszych przez staw. W ramach założeń ogrodu w ciągu alei spacerowych wybudowano drewnianą kładkę i pomost. Na drugim, mniejszym stawie, nie ma wybudowanych kładek.
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

25 maja 2015, o 14:29

- Noveria brzmi dobrze – uśmiechnął się przechodząc do sypialni i przebierając podkoszulek na coś bardziej nadającego się do wyjścia i pokazania ludziom. Nałożył jeszcze przed wyjściem buty i w zasadzie był gotowy. Tylko mina Irene jakoś go przestraszyła. Przecież nie powiedział nic w sposób mogący budzić jakiekolwiek obawy. Mało tego, był przecież całkowicie rozluźniony, a uśmiech nie chciał zejść mu za nic z twarzy. Wiedział jak działają słowa „musimy porozmawiać”, ale w tym wypadku nie było to nic, czego można było się przestraszyć. A przynajmniej tak mu się wydawało…
- Nie możesz chwilę poczekać, prawda? – Zaśmiał się zablokowując drzwi i odwracając się przodem do korytarza. Objął Irene ramieniem i ruszył w stronę wyjścia. Jeszcze przez krótką chwilę milczał chcąc, chociaż dojść do początku ogrodów i nie rozmawiać o tym na środku ulicy, więc kiedy tylko otoczyły ich pierwsze drzewa Hearrow odchrząknął.
- Mówiłem ci, że mogą mnie przerzucać tu i tam – zaczął powoli. Chciał to ułożyć jakoś w miarę składnie i żeby brzmiało dla niej sensownie, bez niepotrzebnego chaosu i zamieszania. Jeszcze wczoraj, kiedy leciał promem wracając z Ziemi wydawało mu się to całkiem dobrym pomysłem, chociaż miał on też swoje minusy. Teraz miał nowe informacje, chociażby o jej pracy i nie miał pojęcia jak zareaguje na to, co miał zamiar jej powiedzieć, ale w końcu musiał podjąć jakąś decyzję. – Co pół roku mogę mieszkać w innej części galaktyki. Wcześniej wcale mi to nie przeszkadzało, bo wracałem do domu tylko na moment. Teraz jesteś w nim ty i to wszystko zmienia.
Przeszli parę kroków w stronę pobliskiego stawu i Hearrow zszedł z głównej ścieżki prowadząc Irene obok najbliższego drzewa. Szum wody sprawiał, że można było się tutaj poczuć praktycznie jak za Ziemi i dlatego Marshall tak sobie cenił to miejsce. Po chwili usiadł pod nim opierając się o korę plecami i pociągając Irene za rękę, żeby usiadła między jego nogami.
- Nie chcę przylatywać do domu na dwa, trzy dni, co pół roku – objął ją ramionami i znów zamilknął ja dłuższą chwilę pozwalając jej przyswoić wszystko, co do tej pory powiedział. I trochę też, dlatego, że zapach jej włosów znów wytrącił go kompletnie ze skupienia na rozmowie a przypomniał o innych, przyjemnych rzeczach. – A co jeśli akurat nie będzie cię w domu? Nie zrozum mnie źle, cieszę się, że znalazłaś sobie coś, czym możesz się zająć, nie o to mi chodzi. Po prostu…
…po prostu sam nie wiem, o co mi chodzi. Dokończył w myślach nie mogąc nijak ubrać w słowa tego, co wyrywało mu się z piersi i co plątało się po głowie. Uwielbiał to, co robił i nie wyobrażał sobie tak naprawdę innego życia, z tym, że to rodziło naprawdę masę komplikacji. Zwłaszcza przy próbie budowania jakichkolwiek relacji z drugą osobą. Stałych relacji. Zbyt dużo już słyszał o porozbijanych małżeństwach żołnierzy, o pozrywanych zaręczynach czy o niedotrzymanych obietnic w związku. Nie chciał tego tak bardzo, że już sam nie wiedział, co ma powiedzieć więcej, a widział, jak za każdym razem wcześniej, przy jakiejkolwiek próbie zacieśnienia więzi się spinała.
Westchnął.
- Mogę przenieść się na kontrakty – powiedział w końcu jakby była to rzecz, która Irene wyjaśni wszystko. Dopiero po dłuższej chwili dotarło, że przydałoby się jakieś rozwinięcie tego tematu. – To znaczy jechać na przykład gdzieś na rok, a potem wrócić do domu na dłużej, nie tylko na chwilę.
Nie wiedział, co jeszcze mógł do tego dodać, jeśli będzie chciała wiedzieć coś więcej to spyta. W parku było przyjemnie, spokojnie. Byli praktycznie sami, a to go bardzo uspokajało.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

25 maja 2015, o 15:05

Gdyby wiedziała, że planuje sadzać ją na ziemi, ubrałaby się inaczej. Na pewno nie nałożyłaby jasnych spodni i butów na obcasie, bardziej spodziewała się ławki. Ale te rozważania przerwał jej Hearrow, który w końcu zdecydował się na podjęcie tego poważnego tematu. Usiadła przed nim i oparła się o niego plecami, powoli przesuwając spojrzeniem po okolicy. Park był ładny i nawet przypominał ziemskie, chociaż części roślin nie rozpoznawała. Ale nie wiedziała, że na Cytadeli są takie miejsca. Co chwilę stacja ją zaskakiwała.
- Arrow... - wtrąciła się, kiedy zrobił przerwę w swoim monologu. - Wiedziałam na co się piszę. I nadal wiem, przecież nigdy nie miałam pretensji o to, że znikasz na tak długo.
Chociaż to nie znaczy, że mnie to uszczęśliwia. Powinien rozumieć, co Irene miała na myśli. Dla niej niezależność była ważna i ten układ miał też swoje plusy. Wiedział o niej więcej, niż ktokolwiek inny i chyba domyślał się, jak to działa, dlaczego posługuje się różnymi nazwiskami i że nie potrafi usiedzieć za długo w jednym miejscu. Chyba mu o tym mówiła, a może nie. Nie pamiętała. Czy wiedział, że kradnie? Tego też nie wiedziała, a wolała nie sprawdzać. Szanse na to były niewielkie.
- Jeśli odpowiednio wcześnie mnie poinformujesz, że wracasz, to będę w domu. Cokolwiek by się nie działo.
Na rok. Kontrakty może i wydawały się dobrym pomysłem, skoro miałby po tym roku nieobecności wrócić i przez kolejne pół zostać z nią. Ale teraz, kiedy dopiero co pojawił się w domu, kiedy nie spędziła nawet jednego dnia w jego ramionach, nie umiała sobie wyobrazić, że miałby zniknąć na tak długo. Skoro zostawał tu na miesiąc, a ten miesiąc wydawał się jej niesamowicie długim okresem czasu, ile miałby trwać dla nich rok? Obróciła się i siadła bokiem do Hearrowa, ramieniem opierając się teraz o jego klatkę piersiową. Spojrzała na niego w zamyśleniu, ale wyraz jej twarzy niczego nie pokazywał, miała w końcu wprawę w utrzymywaniu pokerowej miny. Podporucznik był jedyną stałą w jej życiu, w którym zmiany zdarzały się często i szybko. Co, jeśli wszystko pozmienia się tak bardzo, że nie będzie w stanie przy tej jednej stałej pozostać? Już nie chodziło o znalezienie kogoś innego, bo Irene do tej pory nie spotkała nikogo, kto mógłby choć po części zająć jego miejsce, ale... ona nie była stworzona do czegoś takiego. Hearrow był tą jedną rzeczą, która robiła z niej kogoś... lepszego. No tak, była całkowicie świadoma tego, że nie jest święta i że on ją zmienia. Jeśli wróci po tak długim czasie i spotka zupełnie nie tę kobietę, którą tu zostawił?
- Nie wiem - powiedziała w końcu, odwracając wzrok. - Rok to... to bardzo długo.
Zamilkła, nie wiedząc zupełnie co więcej może dodać. Wiedziała jak jest i pogodziła się z tym, ale Marshall uświadamiał jej, że to jest jednak większy problem, niż się jej wydawało. Dlaczego nie mogli spędzić tego jednego dnia bez stresu, najlepiej nie wychodząc z łóżka, nie zastanawiając się nad poważnymi rzeczami? Zapatrzyła się na powierzchnię stawu i odezwała się dopiero po dobrych kilku minutach.
- A nie mogę być z tobą? - spytała cicho. - Tam, gdzie będziesz stacjonował? Zawsze jesteście zamknięci w swoim gronie i nie wolno wam opuszczać wyznaczonych granic? - nie miała pojęcia jak to działa, więc mogła mówić brednie, ale miała nadzieję, że zrozumie o co jej chodzi. - Wiesz, że lubię podróżować. Nawet gdybym była na tej samej planecie...
...to Handlarz Cieni mógłby w każdej chwili skontaktować się z nią i dać jej zlecenie po drugiej stronie galaktyki. Dlaczego to było takie trudne? Czy naprawdę musieli wszystko ustalać? Westchnęła.
- Nie wiem, Arrow.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

25 maja 2015, o 17:13

- To było tylko luźne przemyślenie – powiedział odgarniając jej włosy z ramienia na plecy. Nie chciał prowadzić poważnych rozmów zaraz po przyjeździe, to był tylko pomysł to rozważenia. Nie musieli się przecież na nic konkretnego decydować i jeśli Irene odpowiadało to, co mieli do tej pory to Hearrow nie widział w tym problemu. Na coś musiał się tak czy siak zdecydować a z Przymierza przecież nie odejdzie. – Chciałem… To znaczy myślałem, że ty chcesz coś zmienić. Nigdy nie myślałem o tym, że zamieszkam w ogóle z kimkolwiek, a chciałbym, żeby wszystko było dobrze.
Oparł głowę o drzewo jednocześnie odchylając ją do tyłu i zamknął oczy na moment. Rzeczywiście, wcześniej nie zdawał sobie do końca sprawy z tego jak to będzie wyglądać w rzeczywistości. Wrócili z Omegi na ile? Na dwa dni? A on zaraz potem musiał wyjechać, bo kolejny przydział, kolejne wezwania. Zostawił ją samą praktycznie w swoim mieszkaniu i nawet nie pomyślał o tym, że mogłaby się tam czuć źle. Ale czy wtedy ona sama chciałaby tam zostać? Trzy dni na Ilium w perspektywie jego trzech tygodni poza Cytadelą wydawało się bardzo krótkim czasem.
- Mogłabyś, czasem, ale też nie wszędzie. Żołnierze czasem przenoszą się całymi rodzinami do koszar. Tylko, że… - zawahał się przez moment. Skoro już zapytała to był skłonny udzielić odpowiedzi, z tym, że wiedział doskonale jak na to zareaguje. Zbyt wiele razy już widział tą niepewność w oczach i delikatne spięcie mięśni. Może i umiała ukrywać emocje doskonale, ale jeśli czuje się do kogoś coś więcej to takie drobne zmiany widać od razu. Kto jak kto, ale ona powinna o tym wiedzieć. – To są rodziny.
Nie chciał mówić wprost co miał na myśli, ale nie trzeba było się nad tym długo zastanawiać. Żołnierze, którzy mieli dziewczyny i narzeczone nie mieli nawet możliwości jakiekolwiek przemytu w okolice jednostki. To też była długa i skomplikowana historia, w którą wolał się nie wdawać teraz. Odwrócił wzrok i zamilknął na dłuższą chwilę.
- Irene… Czy ty… - zaczął niepewnie przerywając ciszę, ale pozostałe słowa utknęły mu gdzieś w gardle. Wszystkie skojarzenia i kolejne części zdania wydały mu się w tej chwili tak bardzo niewłaściwe, że w sumie nie wiedział jak to skończyć. Powietrze, którego nabrał do płuc, kiedy zaczynał mówić uwięzło gdzieś w środku i jakoś nie chciało wydostać się na zewnątrz. Spojrzał na nią przez dłuższą chwilę nie odrywając spojrzenia z jej oczu. I tyle. Wypuścił powietrze, które zeszło z niego jak z przebitego balonika i pokręcił głową. Niepotrzebnie.Nieważne, pomówmy o czymś innym.
Przełknął ślinę odwracając wzrok i czując jak powoli gdzieś w środku robi mu się dziwnie ciepło, a serce zaczęło znów bić szybciej.
- Te trzy dni na Ilium – powiedział zmieniając temat, albo raczej wracając do tego, o czym rozmawiali w domu. – Powiedz mi w takim razie, na czym ma polegać ta twoja praca?
Jeszcze przez chwilę te dziwne emocje sprzed sekundy krążyły w nim budząc dziwny niepokój, ale starał się nie dawać po sobie niczego poznać. Dość mieli już po śniadaniu chwilę nieprzyjemności, Hearrow nie chciał budzić żadnych więcej dziwnych i niepotrzebnych myśli. Tylko, że rozmowa z Rebeccą na plaży coraz intensywniej wżerała mu się w myśli i im dłużej był teraz z Irene, tym bardziej niektóre rzeczy nie chciały mu dać spokoju. Spojrzał na nią ponownie i uśmiechnął się.
Była jego. Nie miała już męża, który mógłby w każdej chwili popsuć im plany na przyszłość, tą najbliższą i też trochę tą dalszą gdyby taka była. On sam już nie musiał zastanawiać się nad swoją moralnością i tym, co robi i dlaczego w ogóle tak postępuje skoro to jest niewłaściwe. Teraz nie było w tym niczego niewłaściwego i chociaż Arrow w sposób bardzo staroświecki podchodził do tego typu rzeczy wiedział, co Irene wycierpiała. I wiedział, że gdyby tylko spotkał go gdzieś kiedyś, to poważnie naraziłby się na dyscyplinarkę. Bardzo poważnie.
- Robiłaś w ogóle coś poza zwiedzaniem Ilium?
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

25 maja 2015, o 20:09

- Teraz jest dobrze - uśmiechnęła się i z powrotem zapatrzyła się w powierzchnię wody.
Bardzo starała się nie zareagować w żaden dziwny sposób na wyjaśnienie dotyczące rodzin. Mruknęła tylko cicho mhm i nie dodała nic więcej. Nie spięła się, bo to nie była sugestia, ani propozycja, ani tym bardziej żaden plan. Po prostu informacja, że tak to wyglądało i Irene nie miała na to wpływu. Co prawda było jej szkoda, że jest jak jest, ale rozumiała. Z prawnego punktu widzenia nie była dla Arrowa absolutnie nikim. Przeszło jej przez myśl, że gdyby coś mu się nie daj boże stało, mogliby jej nawet nie wpuścić do szpitala, o ile w ogóle by się o tym dowiedziała. Westchnęła.
Dopiero niedokończone pytanie sprawiło, że się zestresowała. Nie odwróciła spojrzenia, czekając na resztę zdania, ale serce waliło jej jak oszalałe, bo przecież nie wiedziała, jak odpowiedzieć. O cokolwiek by nie spytał, nie wiedziałaby co zrobić. A pierwsze dwa słowa, które z taką trudnością wypowiedział, nie wydawały się być tematem łatwym, beztroskim i przyjemnym. Na szczęście nie skończył. Patrzyła jeszcze na niego potem przez chwilę, ale w końcu też odwróciła wzrok. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że życie z nią nie jest łatwe, ale nie była w stanie nic na to poradzić. Chociaż przecież się starała, już i tak czasem aż samą siebie zadziwiała. Czy coś jeszcze robiła nie tak, to o to chodziło? Mogła się tylko domyślać.
Agentka Handlarza Cieni. To był efektowny tytuł i Irene była z siebie naprawdę dumna. Ale cała ekscytacja i chęć podzielenia się radością zniknęła w momencie, kiedy już na pierwszą informację Hearrow zareagował inaczej, niż się spodziewała. Ile w takim razie mogła mu powiedzieć i jak to zrobić, żeby znów się nie wściekł, że jest nieostrożna?
- No więc... - zerwała długie źdźbło trawy i zaczęła się nim bawić od niechcenia. Trochę żeby zająć czymś ręce, trochę po to żeby nie patrzeć na Hearrowa. - Nie będę musiała brać już prywatnych zleceń, które nie wiadomo jak się mogą skończyć, patrz Gozu - wzruszyła ramionami. - Uznałam, że to dobry pomysł, tym bardziej że organizacja jest dobra w tym co robi i to dla mnie też duże wyróżnienie. Do tego dbają o swoich ludzi, więc nie będziesz musiał się o mnie martwić - uśmiechnęła się lekko i zorientowała się, że do tej pory nie powiedziała nic konkretnego. - Będę pośredniczyć w handlu informacjami.
Jeśli słyszał o HC, była szansa że się zorientuje w czym rzecz. Ale też nie musiał. Mógł to być dla niego świat tak samo obcy, jak dla niej wojsko, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego idealistyczne podejście do życia.
- No właśnie niewiele - stwierdziła. - Zwiedzałam też Cytadelę, na Illium byłam w jednym klubie... te akurat są takie same wszędzie. Ale ta sala koncertowa... - pokręciła głową. - Była niesamowita. Akustyka powalała. Żałuję, że cię tam nie było ze mną - odrzuciła źdźbło trawy i uniosła spojrzenie w górę, na gałęzie drzewa o które Arrow się opierał. - Ale głównie siedziałam tutaj, oglądałam twoje filmy i rozpieszczałam Rado. Musiałam trochę odpocząć po tych wszystkich przejściach.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

25 maja 2015, o 21:30

No dobrze, brak prywatnych zleceń trochę go uspokoił, ale w całej tej pokręconej historii nie zrozumiał niczego więcej. Naprawdę. Nie miał pojęcia, o czym Irene w tym momencie do niego mówi i poza słowami „nie musisz się martwić” nic nie dotarło. Z zamyśleniem przyglądał się trawie przed nimi i nie wiedział nawet jak zareagować.
- To… dobrze. Chyba – powiedział w końcu zastanawiając się nad tym głębiej. Handel informacjami, pośrednictwo. Nic mu to nie mówiło. Może kiedyś, gdzieś o uszy obiło mu się cokolwiek o handlu informacjami, ale teraz nie mógł połączyć do kupy żadnych faktów. Nawet nie wiedział, o co pytać a jedyne, z czym mu się to skojarzyło to wywiad. Irene w żadnym wypadku nie wyglądała mu na szpiega, ale w tej chwili to akurat był atut. Przyjrzał się jej uważnie i zmrużył oczy. Wiedział jak było wcześniej, że pojęcia nie miał, kim jest, co robi i że zmienia nazwiska częściej niż on przydziały. Teraz to całkowicie zaczęło mu się układać w jedną całość i dopiero to w niego tak bardzo uderzyło. – Jeśli będziesz ją lubić i jeśli nie będę musiał się o ciebie martwić, chociaż pewnie i tak będę, to w porządku. Brzmi całkiem dobrze.
Potem wysłuchał w milczeniu resztę relacji z tego, co się działo jak go nie było. Wciąż brzmiało to lepiej niż to, czym on się zajmował i poza chwilową rozrywką, jaką zapewniło mu Vancouver nie miał tak naprawdę czym się dzielić. Zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie był na żadnej sali koncernowej już nie mówiąc o czymś tak wyszukanym jak filharmonia czy opera. To zdecydowanie nie były jego klimaty i jakoś zupełnie się tam nie widział. Już nie wspominając o tym, jakie uczucia budziło w nim słowo „garnitur”. Pokręcił głową i westchnął, już po raz kolejny dziś.
- Czy ja wiem… Jakoś się tam nie widzę – mruknął wysuwając się spod Irene. Wstał i przeszedł parę kroków bliżej stawu, a w myślach wciąż miał te same uczucia, które nijak nie chciały go opuścić. Nieskończone pytanie, rozmowa o zmianie przydziałów aż wreszcie sam początek dotyczący rozwodu to wszystko zlało się w jedną całość, która nie dała się odpędzić. Za wszelką cenę próbował zmieniać temat, przestać o tym myśleć, żeby znów wróciła euforia z poranka. – Ale spędziłaś ten czas lepiej ode mnie, cieszę się.
Powiedział przez ramię uśmiechając się, a potem wracając wzrokiem do powierzchni wody i wtedy coś mu się przypomniało. Rado.
- Co zrobiłaś z kotem, jak cię nie było? – Nie było w jego pytaniu pretensji, raczej czyta i bardzo łatwo wyczuwalna ciekawość. Naprawdę, że też wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Trzy dni to wcale nie tak dużo, ale był ciekaw jak Irene poradziła sobie w kwestii zajęcia się zwierzęciem. Nie sądził żeby wzięła go ze sobą, ale też nie przyszło mu do głowy, żeby znała kogokolwiek na Cytadeli, kto mógłby to zrobić.
Potem wreszcie odwrócił się i uśmiechnął trochę bardziej szczerze niż do tej pory, chociaż wyraźnie dało się zauważyć, że to wcale nie jest jeszcze to, co chociażby rankiem.
- Tak, zauważyłem, że dość mocno go rozpieściłaś. Dobrze, że już wróciłem, bo pewnie za niedługo ciągnąłby brzuchem po ziemi, co? – skrzyżował ręce na piersi unosząc podbródek. Nie, nie miał jej za złe póki w istocie Rado nie wyglądał jak dwa koty a nie jeden.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

25 maja 2015, o 23:02

Arrow nie wyglądał na przekonanego. Do tego wstał, zostawiając ją samą na tej ziemi, więc usiadła po turecku i przyglądała mu się przez chwilę, nie mówiąc ani słowa. Ale nie był na nią zły za to, jakiej pracy się podjęła, więc to już zawsze coś. Tylko to coś, co wciąż kryło się na dnie jego spojrzenia, czego Irene nie rozumiała. Nie wiedziała, co się dzieje i nie lubiła tego uczucia. Dlaczego nie mogło być wszystko w porządku, bez zastanawiania się nad zbędnymi rzeczami? Czemu nie mogli dać temu się normalnie rozwijać? Francuzka nie wiedziała, co zdarzy się jutro, a co dopiero snuć plany na daleką przyszłość.
- Poprosiłam twoją asari, żeby się nim zaopiekowała - odparła, uparcie nazywając ją tak samo. - Pamiętałam, że pilnowała go kiedy byliśmy na Shodan i próbowałam ją znaleźć, nie chciałam zawracać ci głowy tam, na poligonie, więc pochodziłam po twoich sąsiadach... Swoją drogą, niektórzy są naprawdę dziwni... i znalazłam w końcu Taeen - uśmiechnęła się zadziornie. - Nie była do mnie zbyt przyjaźnie nastawiona, pewnie dlatego że cię jej zabrałam, ale udało mi się z nią dogadać.
Na oskarżenia dotyczące kota, w lustrzanym odbiciu gestu Hearrowa skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i zmarszczyła lekko brwi.
- Po pierwsze to on wcale nie jest taki gruby - zaprotestowała. - Wreszcie więcej niż skóra i kości. I zobacz jaki jest teraz szczęśliwy - podniosła się z ziemi i podeszła do mężczyzny, stając naprzeciwko niego. - A po drugie, nie powiedziałeś mi jak się go obsługuje, mimo że pytałam. Nie wiedziałam jak go karmić, więc jadł wtedy, co ja. To źle? - zarzuciła Arrowowi ręce na szyję, zmuszając go do wyjścia z pozycji obronnej i objęcia jej. - Trzeba było się zainteresować swoim własnym kotem, zamiast ciągle tylko jakąś obcą rudą, którą mu sprowadziłeś do domu. Ciesz się, że nie był bardzo zazdrosny i się nie mści.
Uniosła głowę i pocałowała go, próbując w jakiś sposób odpędzić od niego te myśli, które sprawiały, że wciąż był nieco wycofany. Odkąd podzieliła się z nim rano nowościami, coś było nie tak, a naprawdę chciała, żeby był przy niej szczęśliwy. Był chyba jedyną osobą, której uczucia obchodziły Irene.
- Chodźmy - rzuciła i ruszyła brzegiem stawu. Chwyciła jego prawą rękę i sama się nią objęła, kładąc ją na swoim biodrze. W parku faktycznie nie było prawie nikogo, ale nie ma co się dziwić, był późny poranek, większość mieszkających w okolicy wybyła do pracy, na spacery był czas popołudniu. - Ta czerwonowłosa... Jak ona się nazywała? - spytała ni stąd ni zowąd. - Robiła tatuaż razem z tobą? - pytała z ciekawości, chciała wiedzieć więcej o tym, co robił, nawet jeśli o poligonie nic opowiedzieć jej nie mógł - albo nie chciał. Ewentualne ukłucia zazdrości póki co ignorowała. - Jakoś nie myślałam, że kogokolwiek stamtąd jeszcze spotkam... no i nie myślałam, że się dogadacie. Miała dość... konkretne zdanie na temat twoich wyborów - przesunęła wzrokiem po fioletowych kwiatach rosnących wzdłuż ścieżki. - Ciekawe co u Olivii.
Park był spory, a oni szli powoli, więc nie zastanawiała się kiedy skończy im się droga. Jej spojrzenie błądziło dookoła, między powierzchnią wody a kwiatami i gałęziami drzew. Faktycznie było tu prawie jak na Ziemi. Prawie. Obce gatunki roślin jednak rzucały się w oczy, jeśli miało się o tym jakiekolwiek pojęcie.
- Powiedz mi... jeśli będziesz miał przydział gdzieś, gdzie będziesz mnie mógł zabrać ze sobą, zrobisz to? - spytała cicho, unosząc wzrok na Arrowa. - Jeśli zdarzy się tak, że będę mogła zostać gdzieś... daleko od jednostki, czy jak to się nazywa, tak żeby mnie nikt z Przymierza nie rozpoznał... i gdybyś mógł do mnie przylatywać raz na jakiś czas, raz na tydzień na przykład, weźmiesz mnie?
Chciałaby, żeby tak się dało. Przymierzowcy są wysyłani czasem na ciekawe światy. Przydzielani w najdziwniejsze miejsca, które Irene zawsze chciała zobaczyć. Każdy, wszystkie. Gdyby na jednej czwartej z nich mogła pojawić się razem z Hearrowem... uśmiechnęła się do niego. Nie była jego rodziną, ale powiedział wcześniej "mogłabyś, czasem". To brzmiało obiecująco, przynajmniej dla Irene, która z założenia każdą taką okazją ekscytowała się dwa razy bardziej, niż powinna.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

26 maja 2015, o 13:43

- Jeśli jadłaś dwa razy dziennie to dobrze – wzruszył ramionami. No tak, mógł mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie ale z drugiej strony… - Mogłaś zawsze napisać, albo sprawdzić w extranecie. Ja wiecznie żył nie będę.
Przesunął rękami po jej talii i odetchnął spokojnie kiedy go pocałowała. Co mógł więcej zrobić? Nie chciał jakiś dramatów dzisiaj, a do tego klimat, jaki panował w parku był całkiem przyjemny. Przez myśl przeszła mu jeszcze Ziemia, na której można było spotkać kilka pór roku i Hearrow tęsknił za zimą. Lubił ją, chociaż większość ludzi zdecydowanie preferowała lato i cieplejsze klimaty. To nie było tak, że podporucznik nie lubił ciepła, po prostu preferował zimniejsze temperatury. W sumie mogliby przecież wybrać się na Ziemię, chociażby gdzieś do Skandynawii żeby nie rzucać się od razu w niesamowicie wielkie mrozy na Noveri. Ale potem przypomniało mu się, że w kwestii pewnych spraw Ziemia odpada a Irene i tak wolałaby udać się gdzieś gdzie jeszcze nie była.
Szedł w sumie niewiele już więcej mówiąc, bo nie widział takiej potrzeby. Przyjemne ciepło i lekki wiatr kołyszący delikatnie gałęziami wprawiał go w nastrój prawie skłaniający do przemyśleń. Zresztą był blisko, a wydawało się w tej chwili, że bez słów czas mija zdecydowanie lepiej, bo odkąd zaczęli rozmawiać to tematy schodziły na zdecydowanie złe ścieżki. Dopiero, kiedy Irene zadała mu pytanie o panią sierżant podporucznik odwrócił głowę w jej stronę przez chwilę zastanawiając się nad tym, co działo się w Gozu i uśmiechnął się szeroko po chwili.
- Rebecca Dagan, sierżant Przymierza. I masz rację, wtedy wydawała mi się dość… specyficzna – przypomniał sobie, że faktycznie była jedną z osób, które nie pochwalały walenia vorche w pysk. Zresztą wtedy ciężko było tam o kogokolwiek, kto by to popierał i gdyby nie Irene, Olivia i tamta asari pewnie reszta rzuciłaby się na niego i zlicznowała. Przypomnienie o tatuażu sprawiło, że Marshall mimowolnie przesunął wolną ręką po boku. Zasłonięcie go przed wyjściem folią było dobrym pomysłem biorąc pod uwagę fakt, że rysunek goił się w bardzo szybkim tempie i wydzielał jeszcze z siebie różne dziwne substancje. – Owszem, robiliśmy razem. Jakoś nie była co do tego przekonana, ale rozkaz to rozkaz.
Uśmiechnął się przypominając sobie minę Dagan i jej pierwsze obiekcje dotyczące jego pomysłu i pokręcił głową z rozbawieniem.
- Zrobiła sobie rękaw i kazała się przy tym trzymać bardzo mocno za rękę – zaśmiał się cicho patrząc krótko na Irene a potem z powrotem z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy zaczął oglądać pobliskie rośliny, chociaż rozbawienie nie chciało jakoś zniknąć z jego oczu. Cóż, ta rozmowa o niczym w zasadzie, o pierdołach, bez poważnych spraw, bez dylematów, bez decyzji sprawiła, że Arrow się rozluźnił. Owszem wciąż miał w głowie słowa Dagan z plaży, które za nic nie chciały z niej wyjść (zwłaszcza, że teraz jeszcze o tym mówili) to starał się uspokoić i powtarzać sobie, że co ma być to będzie. Przecież on i tak sam nie był w stanie niczego zmienić, a póki mógł się cieszyć towarzystwem Irene, wreszcie po trzech tygodniach, nie trzeba było mu do szczęścia niczego więcej.
- Ciekawe… - przyznał przypominając sobie panią doktor. Była jedyną osobą, której zawdzięczał więcej niż komukolwiek innemu. W zasadzie gdyby nie ona to pewnie Hearrowa teraz tutaj by nie było, albo chociaż byłby w stanie mało sprzyjającym jakimś spacerom. – Nie kontaktowałaś się z nią ostatnio? Fajnie by było się czasem spotkać.
Wspomnienia z Shodan nie należały do najprzyjemniejszych, ale w zasadzie gdyby nie tamto zlecenie to nie poznałby Irene i nie spotkałby Olivii. To, co tam przeżyli zacisnęło więzy i podporucznik naprawdę zaczął się zastanawiać gdzie jest Harvin i co się z nią dzieje.
No i już, po beztroskich tematach.
- Oczywiście – odparł bez namysłu. – Chyba nie masz co do tego najmniejszych wątpliwości? Przecież gdybym mógł to bym cię przyczepił do siebie wszędzie gdzie jestem. Na każdy wieczór i każdy poranek taki jak dziś.
Nie chciał teraz się zastanawiać nad tym gdzie, kiedy i czy w ogóle będzie mu dane gdziekolwiek zabrać ze sobą Irene, ale faktycznie taka możliwość rzeczywiście istniała. Zwłaszcza, że Hearrow większość czasu spędzał jako oficer szkoleniowy, a to nie wiązało się z zadaniami bojowymi. Co innego jeśli przyjdzie mu stawić się na przydział mobilizacyjny a co innego jak pojadą razem, na pół roku na Horyzont chociażby.
- Miałaś jakieś plany na te kilka dni jak tu jestem? Poza wyjazdem? – zapytał po chwili, kiedy wyszli zza drzew na bardziej otwarty teren ogrodu. Tutaj też zrobiło się trochę tłoczniej. Kilka osób siedziało przy fontannie popijając coś i śmiejąc się głośno, na co Marshall odwrócił wzrok przyglądając im się przez moment. - Bo może byśmy zaprosili moją asari na jakiś obiad skoro już się dogadałyście. Podziękować za fatygę, poza tym, ktoś będzie musiał się nim zająć jak nas nie będzie znów.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

26 maja 2015, o 15:08

- Trzy, cztery... - uśmiechnęła się przepraszająco. - I nie mów tak - poprosiła cicho. Nie musiał jej o tym przypominać, że jego zawód wiąże się z raczej sporym niebezpieczeństwem, a on brzmiał jakby to było strasznie zabawne. O ile starała się tego po sobie nie pokazywać i nie myśleć o tym kiedy go nie było, to jednak ją to stresowało i chyba zdawał sobie z tego sprawę.
Nigdy nie miała problemów z zazdrością. I do tej pory też nie zastanawiała się nad tym, z kim Hearrow spędza czas i na czym to spędzanie czasu polegało. A teraz ta historia, zapewne opowiedziana w skrócie, obudziła w niej dziwne uczucia, takie, których jeszcze nie znała. Domyślała się, że to nic takiego, ona sama swojemu tatuażyście prawie wydrapała oczy te kilka lat temu, więc rozumiała jak to działa. Ale mogło się skończyć jak zwykle. Ludzie, z którymi spędza się większość czasu, stają się wreszcie ważniejsi i bliżsi od tych, do których wraca się raz na pół roku. To było naturalne, ludzie tak funkcjonowali. Tak było łatwiej. Zerknęła tylko na moment na Arrowa, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Nie - odparła. - To znaczy... ostatni raz widziałyśmy się na Omedze. Próbowałam się z nią skontaktować później, ale nie odpowiadała. Nie wiem co się z nią dzieje, może jest gdzieś, gdzie wiadomości nie dochodzą, a może mój omni-klucz po resecie źle skopiował jej ID - jakoś nie umiała przyjąć do wiadomości, że Olivii mogło się coś stać. - Może się kiedyś odezwie sama.
Uśmiechnęła się do Arrowa szeroko. Wizja towarzyszenia mu w jednym z przydziałów miała teraz stać się najciekawszym z planów na przyszłość, ex aequo z pierwszym zleceniem od HC. Na jedno i drugie będzie czekać z takim samym zniecierpliwieniem.
- Mhm... - zapatrzyła się w zamyśleniu gdzieś przed siebie, wciąż uśmiechając się, tym razem do nie tak dawnych wspomnień. - To był dobry poranek. Zdecydowanie lepszy od budzenia się z głodnym Rado leżącym mi na twarzy.
Przez moment jeszcze milczała, przypominając sobie poranny prysznic. Nogi same ją poprowadziły na jeden z pomostów, więc pociągnęła podporucznika za sobą. Tam oparła się o barierkę i zapatrzyła się w powierzchnię wody. Dopiero propozycja Arrowa sprawiła że obróciła się w miejscu i spojrzała na niego, marszcząc nieco brwi.
- Noo... możemy, jeśli chcesz przez całe popołudnie wysłuchiwać subtelnych aluzji, że nie jestem odpowiednią osobą dla ciebie - wzruszyła ramionami. - Nie możemy jej po prostu kupić wina czy innego kwiatka i niech sobie siedzi u siebie? Albo zróbmy jej obiad i zanieśmy w pudełku, a my sobie zjemy resztę we dwoje - uśmiechnęła się w końcu, nie mogąc już zachować powagi. Nie zamierzała się z Taeen kłócić o to, która z nich jest lepsza, a podejrzewała, że asari bardzo by chciała udowodnić, że z Irene jest coś nie tak. Z drugiej strony - i to było właśnie to, co ją bawiło - to mogło być ciekawe. - No ale dobrze, Rado ją lubi i Ty najwyraźniej też. Możemy ją zaprosić - stwierdziła, by jeszcze po chwili dodać. - Będę miła, obiecuję. Dzisiaj?
Jej mina świadczyła kompletnie o czymś innym, rozbawienie odmalowane w oczach i uśmiech trochę bardziej niejednoznaczny, niż zwykle. Złapała Arrowa za rękę i przyciągnęła go do siebie.
- Chciałam jeszcze zauważyć, że ja też opiekowałam się twoim kotem. I to starałam się bardzo, co po nim zresztą widać... - odchrząknęła cicho. - Będziesz mi dziękował za fatygę?
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

26 maja 2015, o 19:23

Oparł się bokiem o barierkę obok niej i przez chwilę też patrzył na wodę i wsłuchiwał się w jej szum. Lubił takie chwile gdzie nie trzeba było się nad niczym zastanawiać i posiedzieć obcując trochę z naturą. Chociaż biorąc pod uwagę Kruljaven, tej Arrow powinien mieć już po dziurki w nosie. Ale nie mówił nic, tutaj przynajmniej było zdecydowanie chłodniej niż na poligonie i zdecydowanie bardziej przyjemnie.
- Daj spokój, przecież na pewno nie jest aż tak źle – powiedział wzruszając ramionami i odwracając się tyłem do płynącej wody. Skrzyżował ręce na piersi i zamyślił się na moment. Nigdy nie traktował Taeen, jako kogoś aż tak bliskiego by się w jakiś sposób z nią związywać. Ot, kilka wspólnych wieczorów u niego, pilnowanie kota podczas jego nieobecności i nic więcej. Nie sądził, żeby asari robiła z tego wielkie halo, chociaż scena, którą urządziła, kiedy całą trójką wpadli do niego po Shodan była dość… jednoznaczna. – Myślę, że do tej pory już jej przeszło. Zresztą mówiłaś, że naprawiłyście stosunki, więc nie powinno być tak źle. Bądźmy raz mili dla innych.
Przesunął się kiedy go pociągnęła i oparł o barierkę po obu jej stronach.
- Ciebie lubię bardziej – uśmiechnął się przybliżając się i przyciskając ją delikatnie do barierki. Spojrzał gdzieś nad nią na wodę, specjalnie tracąc zainteresowanie Irene, ale uśmiech rozbawienia nie schodził mu z twarzy. – Możemy dziś, możemy jutro. Mamy na to przez najbliższy miesiąc, jakieś trzydzieści obiadów mniej więcej. Chociaż szczerze mówiąc dzisiejszy dzień wolałbym spędzić tylko z tobą.
Splótł dłonie na barierce za Francuzką obejmując ją jednocześnie i zaciągnął lekko zapachem jej włosów. Tym samym, który czuł jeszcze rankiem, tym samym, który lubił sobie przypominać wieczorami przed snem, kiedy nie było go w domu i tym samym, który sprawiał że był gotów po prostu się rozpłynąć. To była jedyna rzecz, do której miał całkowitą słabość i która doprowadzała go na skraj bezbronności. Po prostu.
- Przecież zrobiłem ci rano śniadanie, jeszcze mam ci jakoś dziękować? – Oparł się czołem o jej czoło i uśmiechnął unosząc jedną brew do góry. – Nie za dużo byś chciała?
W głowie już nawet zabrzmiała mu odpowiedź, jakiej Irene teraz mogła mu udzielić i zapewne wiele w tej kwestii się nie pomyli. Znał ją już na tyle, żeby domyślać się odpowiedzi na niektóre pytania i reakcji na niektóre sytuacje. Tak naprawdę nie spędzili ze sobą przecież za dużo czasu, a znali się jedynie z tego, co wydarzyło się na Shodan, z kilku dni na Omedze i tych dwóch, najbardziej wpadających w pamięć już na Cytadeli. Mimo to Hearrow czuł się, jakby znał Irene od dawna i jakby właśnie na nią od dawna czekał. Może faktycznie lepiej było nie pośpieszać tego wszystkiego? Może lepiej było bez tony obietnic i mamy zapewnień? Przecież wszystko układało się tak jak trzeba – wyleciał, nie było go trzy tygodnie, wrócił a ona wciąż na niego czekała. I nawet nie miała pretensji, że znika na długo gdziekolwiek. Może to właśnie on za dużo chciał…
Przechylił wreszcie głowę całując Irene i przesunął brodą po jej policzku.
- Mogę dziękować, ale tak tutaj? – wyszeptał jej do ucha. Dobrze, że w parku o tej porze nie było nikogo, bo Hearrow wiedział jak na niektórych ludzi i nieludzi działa widok par obściskujących się w parku. On sam za tym nie przepadał, no przynajmniej do momentu, kiedy to on nie zaczął należeć właśnie do tych. Ale z drugiej strony przecież nie robili niczego gorszącego.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

26 maja 2015, o 21:01

- Przecież jestem bardzo miła - zaprotestowała i uśmiechnęła się uroczo. - Uśmiech numer trzy.
Objęła go, kiedy ją przytulił, wciąż rozbawiona wizją wspólnego obiadu. Trochę znała się na ludziach i chociaż asari były nieco inne w obyciu, to ta należała do tych dość... zwyczajnych. Nie każda musiała być Ra'aną z Anatemy, nie każda miała złoty tatuaż na nadgarstku i nie każda unikała odpowiedzi na pytania gorzej niż Irene. Taeen jej nie zawiodła, wystarczyło kilka subtelnych, wplecionych w rozmowę komplementów, odwołanie się do jej poczucia obowiązku i wspomnienie o wdzięczności Hearrowa, żeby początkowa niechęć wobec Francuzki choć trochę osłabła. Do tego wdzięczny uśmiech i wszystko udało się załatwić. Wspólny obiad? Tego nie zaplanuje od początku do końca, głównie dla tego, że pojawiał się trzeci aspekt - Marshall. Mogło się wydarzyć wszystko i o ile nie było to tak ekscytujące jak obrabianie sklepu z winem, to wciąż brzmiało jak ciekawy plan na popołudnie.
- Nie, myślę że wcale nie za dużo - zaśmiała się, odsuwając się nieco, chociaż barierka za plecami jej to utrudniała, a kręgosłup miał jakieś swoje granice. - Poza tym... śniadanie? To było podziękowanie? Liczyłam na coś bardziej... no wiesz - przekrzywiła lekko głowę, z rozbawieniem przyglądając się mężczyźnie.
Nie zmienił się szczególnie, ale jak mógłby się zmienić przez trzy tygodnie? Ciężkie przejścia wpływały na ludzi, więc chyba na tym poligonie faktycznie nie było tak źle. Teraz, w świetle sztucznego słońca mogła mu się przyjrzeć. Przez chwilę poczuła się jak w Londynie, zaraz po ewakuacji z Atlantis. Przypomniało się jej, że poznała już jego matkę. Co ciekawsze, robiła pranie w jego rodzinnym domu. Kto by się spodziewał.
- Nie tutaj - odpowiedziała też szeptem i zsunęła ręce z jego ramion na klatkę piersiową, tylko po to by odepchnąć go od siebie i ruszyć dalej, głębiej w park. - Idziesz?
Przez długą chwilę nic nie mówiła, idąc powoli ścieżką. Miesiąc to dużo czasu. Nie musieli się wreszcie z niczym spieszyć. Może poznają się lepiej... to był medal, który miał dwie strony. Trochę się bała, że idealistyczne poglądy Hearrowa w końcu zaczną się kłócić z jej niespokojną naturą.
- Myślałam nad usunięciem swojego - rzuciła w końcu, wracając do porannej rozmowy w łazience. Kiedy dotarło do niej, że Arrow może nie mieć pojęcia o czym mówi, dodała: - Tatuażu, w sensie.
Jej ręka zupełnie nieświadomie powędrowała do kamienia zawieszonego na szyi i zaczęła się nim bawić. Nie była przyzwyczajona do biżuterii, niezależnie od tego, czy takiej, czy tej za tysiące kredytów, która tkwiła zamknięta w pudełku w torbie, w szafie. Kamień był chłodny i miły w dotyku.
- Co teraz? Kiedy musisz się zgłosić do ambasady, dopiero pojutrze? - spytała z czystej ciekawości. - Będziesz wracał do domu na noc, prawda? - zerknęła na niego. - Podziwiam cię, wiesz - stwierdziła w końcu, sama nie wiedząc dlaczego. Te słowa wyrwały się jej zanim się nad nimi głębiej zastanowiła, więc westchnęła, bo wypadało dodać jakieś wyjaśnienie. - To znaczy... za to oddanie. Za to - przesunęła dłonią po swojej szyi, dając do zrozumienia, że chodzi jej o tatuaż Hearrowa. - Zastanawiałam się nad tym niedawno, próbowałam zrozumieć, ale nie umiem sobie nawet wyobrazić tego że mogłabym się znaleźć na twoim miejscu, więc co dopiero pojąć całą resztę - uniosła w półuśmiechu kącik ust. - Ja i bezkrytyczne wykonywanie rozkazów. Byłabym bardziej problematyczna niż pomocna - machnęła ręką. - To jak z tym N7 na Cytadeli?
Ścieżka zawracała i chyba zaczęli kierować się w stronę domu. Mogli jeszcze usiąść po drodze na jednej z ławek, jeśli Arrow czuł taką potrzebę, albo miał kolejną poważną rozmowę do przeprowadzenia, ale Irene sama z siebie się nie zatrzymywała. Z powrotem złapała jego rękę, by się nią objąć i tak po prostu szła przed siebie. Kiedy ostatnio spacerowała po parku? To zdecydowanie nie należało do jej standardowych rozrywek.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Ogrody botaniczne

26 maja 2015, o 22:05

- Czegoś bardziej co? – Zapytał unosząc brwi w udawanej nieświadomości. Pokręcił głową cofając się jakieś dwa kroki do tyłu i obserwując Irene z tej odległości przez chwilę jak ruszyła przed siebie. – Idę – mruknął do siebie, po czym rozejrzał się dookoła i ruszył powoli dołączając do niej.
I pewnie szedłby dalej obok niej, przed siebie nie myśląc o niczym innym gdyby nie następne słowa. Na początku faktycznie nie miał pojęcia, o czym Francuzka mówi, ale kiedy sprecyzowała stanął w miejscu prawie wykrzykując: - Dlaczego?! – Przy okazji rozłożył ręce a na jego twarzy pojawiło się coś pomiędzy kompletną dezorientacją a szokiem. Dopiero, kiedy zdał sobie sprawę jak bardzo efektownie na to zareagował uspokoił się nieco. Brakowało tylko zrywających się na dźwięk jego okrzyku ptaków z drzew.
- Nie rób tego – powiedział wreszcie trochę spokojniej ruszając z powrotem przed siebie. Pamiętał doskonale, kiedy zobaczył go po raz pierwszy i była to też jedna z rzeczy, którą kojarzył nieodzownie z osobą Francuzki. – Lubię go i podoba mi się. Trochę przypomina mi o Omedze.
Uśmiechnął się po części do kobiety po części do siebie. To było wspomnienie, do którego bardzo lubił wracać. To, co działo się jeszcze przed zejściem na uliczki Gozu z pojemnikiem przytwierdzonym do pleców. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że spotka ją kiedykolwiek po Shodan. Po tym, co zaszło i na strzelnicy i potem w mieszkaniu, wtedy myślał, że to tylko tak, na jeden raz. Na chwilę. Nie sądził też, że zobaczą się całkowicie przypadkowo na drugim końcu galaktyki i mało tego, że Irene wróci z nim do domu i w nim zamieszka. Z nim i jego kotem.
Wszystko szło idealnie, bez planowania, bez myślenia i zastanawiania się. A teraz był w domu, przez cały miesiąc i mogli z tego miesiąca korzystać do woli w każdy możliwy sposób, jaki tylko mógł im przyjść do głowy. Oczywiście poza momentami, kiedy Hearrow będzie musiał stawiać się w dowództwie.
- Za trzy dni przylatują tutaj młodzi z Sandhurst, dostali się na jakiś program szkoleniowy dla wybitnie uzdolnionych czy coś takiego – machnął ręką w nieokreślonym geście dając do zrozumienia, że sam do końca nie wie jak to działa. – Mają trzy turnusy każdy po tydzień czasu, a że jestem jedynym oficerem szkoleniowym obecnie na Cytadeli i do dyspozycji to będę ich opiekunem. Porucznik Marshall Hearrow – opiekunka dla dzieci na zawołanie.
Zaśmiał się na chwilę i skrzywił. W sumie dokładnie tak to miało wyglądać. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej, praca do praca. Dostał rozkaz taki a nie inny, robił to, co zawsze tylko, że tym razem pod swoje skrzydła dostanie bandę dzieciaków, które będą chciały postrzelać trochę z Walecznego czy Orła.
- Symulacja warunków naturalnych, trening strzelecki, wykłady na temat zdolności przetrwania… - kontynuował nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo rozgadał się na tematy, w których siedział, na co dzień. Znów. Już któryś raz z kolei, kiedy zaczęli rozmawiać o wojsku, o Przymierzu i o jego służbie. Było mu miło, kiedy usłyszał o tym, że go podziwia, chociaż wcale tego nie potrzebował do szczęścia. Czasem właśnie dla takich chwil upewniał się w tym, co robi i że nigdy by z tego nie potrafił zrezygnować. – I tak, będę wracał do domu na noc. Chyba, że…
Przeszedł sprawnie za plecy Francuzki nie przestając iść w kierunku domu i objął ją momentalnie znajdując się gdzieś obok jej ucha.
- Jakaś młoda, ładna studentka będzie chciała korepetycje ze strzelania. Późną nocą, w strzelnicy – pocałował ją w szyję i momentalnie odsunął się robiąc parę kroków do przodu wyprzedzając tym samym Francuzkę. – Wtedy już nic na to nie poradzę – rozłożył ręce w geście bezradności i odwrócił się w stronę Irene uśmiechając szeroko. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od jakiegoś czasu już nie są w parku a ulica zaczyna być powoli lekko tłoczna. Na szczęście do domu nie było już daleko.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Nathala T’Kori
Awatar użytkownika
Posty: 65
Rejestracja: 11 paź 2015, o 11:40
Miano: Nathala T'Kori
Wiek: 47
Klasa: Adeptka
Rasa: Asari
Zawód: Ziemska archeolog, tancerka, krupierka
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 4.750

Re: Ogrody botaniczne

24 paź 2015, o 21:17

Choć fakt, że Nathala bez dłuższego zastanawiania się, postanowiła udać się w inne miejsce z ledwie jej znajomym człowiekiem mógłby wydawać się dla niektórych dziwny, to ona sama nie miała z tym aż takich problemów. Nie żeby bezgranicznie mu zaufała - nie przesadzajmy, lecz po prostu polubiła toczącą się z nim dyskusję, nawet jeśli jej ton był bardzo zmienny. Zawsze to była jakaś odmiana od tej tymczasowej rutyny, przerywanej od czasu do czasu przez jej wypady archeologiczne. Kiedy więc wysiadła wraz z Gavynem z taksówki, ruszyła wraz z nim ku wejściu do ogrodu. Zawsze wydawało jej się dziwne to, jak bardzo to miejsce było odosobnione od reszty. Będąc w środku, z łatwością można było się tam zatracić i zapomnieć, że przebywało się na terenie ogromnej stacji kosmicznej. Przez chwilę z lubością, z zamkniętymi oczami wdychała powietrze wyprodukowane przez rośliny. W tym momencie przypominały jej się jej rodzima planeta, Thessia, oraz Ziemia. Brakowało jej tu jedynie szumu wiatru poruszającego liśćmi. Ruszyła następnie przed siebie, idąc powolnym krokiem wzdłuż wytyczonej ścieżki.
- To miejsce pozwala mi zapomnieć - wspomniała, nie dokańczając swojej myśli. W rzeczywistości chciała zapomnieć nie tylko o tym, gdzie się znajdowała, ale też o własnych problemach. To było idealne miejsce na medytację, której sztukę poznała kiedyś od matki.
- Często tu bywasz? - spytała, nie odwracając ku niemu głowy, wciąż przyglądając się niezliczonym gatunkom roślin.
GG: 52739159 Steam: natalias967
ObrazekObrazek
ARMOUR OUTFIT #1 OUTFIT #2 (CITADEL)
Gavyn Ramsey
Awatar użytkownika
Posty: 69
Rejestracja: 7 paź 2015, o 22:03
Miano: Gavyn Ramsey
Wiek: 29
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Postać główna: Zeto'Seya
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Przymierze
Kredyty: 5.200
Lokalizacja: Breslau

Re: Ogrody botaniczne

24 paź 2015, o 21:38

Wysiadł z taksówki wyciągając się zadowolony. To był dopiero komfort podróży, nie to co ten cholerny Mako. Tutaj nie musiał się garbić ani siedzieć w ścisku. Podążył za Nathalą, zastanawiając się co on tu właściwie robi? Co go tu przygnało, i dlaczego jakby nigdy nic spokojnie sobie za nią drepcze.
- Zapomnieć o czym - zapytał, mimo iż nie spodziewał się odpowiedzi.
Miejsce było spokojne i klimatyczne. Ale kiedy usłyszał jej pytanie uśmiechnął się sam do siebie, ciesząc się z tego, że nie widziała tego uśmieszku. Ostatni raz jak tu był, SOC wypraszało go i jego znajomych, grzecznie wyciągając z jego dłoni butelkę. Picie tu było zakazane, ale na przepustce człowiek robi dziwne rzeczy.
- Nie, raczej nie odwiedzam tego miejsca zbyt często - stwierdził wesoło - byłem tu raz czy dwa. Zwykle bywam krótko na cytadeli i nie mam czasu na zwiedzanie. Mógłbym Ci więcej pokazać na mojej planecie, Eden Prime. Mam tam za domem spory las, warty zwiedzenia, a nieopodal góry. Jest co zwiedzać.
Wątpił żeby kiedyś miała go odwiedzić, ale powiedzieć nie zaszkodzi. Każdy pewnie chce wywołać dobre pierwsze wrażenie. Może nie było to wcale "pierwsze", ale można to było potraktować jak te pierwsze spotkanie.
Rozejrzał się po ogrodzie, oglądał rośliny i gdybał sobie. Taki ogród to wspaniałe miejsce. Pomaga się zrelaksować, zaczerpnąć świeżego powietrza. Kiedy był młodszy lubił chodzić po lasach i tam rozmyślać o różnych pierdołach. Potem skończył 19 lat i życie nie było już takie sielankowe. Jednak sentyment pozostał.
- Sądząc z twojej odpowiedzi, wnioskuję że ty często tu bywasz - zrównał z nią krok.
ObrazekObrazek
Nathala T’Kori
Awatar użytkownika
Posty: 65
Rejestracja: 11 paź 2015, o 11:40
Miano: Nathala T'Kori
Wiek: 47
Klasa: Adeptka
Rasa: Asari
Zawód: Ziemska archeolog, tancerka, krupierka
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 4.750

Re: Ogrody botaniczne

25 paź 2015, o 10:22

Tak jak się tego spodziewał po niej Gavyn, Nathala nie odpowiedziała na jego pytanie, a przynajmniej nie od razu. Potraktowała to po prostu jak swoiste pytanie retoryczne, na które odpowiedź była tak oczywista jak oddychanie. Ludzie z dziwnych, niewyjaśnionych przyczyn byli bardzo podobni do nich, asari. Dopiero gdy znów na niego spojrzała, przypomniała sobie o tych wszystkich różnicach.
- O tym, gdzie jestem i co robię - odpowiedziała mu w końcu - Zapomnieć o wszystkich troskach - dodała. Nie chciała jednak dodawać nic więcej, nie chciała zwierzać się prawie całkowicie nieznanej jej osobie z jej życia. Nie była aż tak ufna. Gdy weszła na drewniany most, podeszła do barierki i oparła się o nią, wpatrując się w niewzruszoną taflę wody w stawie. W okolicy nie było zbyt wielu ludzi, o tej porze wiele osób pracowało. Gdzieś w oddali można było jedynie dostrzec parę ludzi z dziećmi, czy też jakieś asari lub turian z SOC patrolujących okolicę. Zastanawiała się też, czy Kazuyuki wrócił już do domu - wiedziała, że prowadził kurs pewnej wyjątkowo uporczywej grupce handlarzy volusów.
- Eden Prime... Być może kiedyś moja praca mnie tam sprowadzi - wspomniała, cały czas wpatrując się w dal - Chciałabym opuścić Cytadelę, ale nie mogę.
Dług, praca, zagrożenie ze strony Zbieraczy - to wszystko sprowadzało się do tego, że pozostawała cały czas na tej stacji kosmicznej. Nie chodziło nawet o to, że chciałaby się z niej wyprowadzić. Po prostu oddałaby wiele, żeby znaleźć się poza nią. Nawet na jakimś statku. Nie raz doskwierały jej nawet mdłości - to wszystko przez te sztuczne powietrze, klimatyzację, te wszystkie filtry które miały pomóc wszystkim obcym rasom. Tęskniła za Ziemią, tęskniła za Thessią.
- Tak, pozwala mi to uciec od tych klaustrofobicznych uliczek z Okręgu Zakera.
GG: 52739159 Steam: natalias967
ObrazekObrazek
ARMOUR OUTFIT #1 OUTFIT #2 (CITADEL)
Gavyn Ramsey
Awatar użytkownika
Posty: 69
Rejestracja: 7 paź 2015, o 22:03
Miano: Gavyn Ramsey
Wiek: 29
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Postać główna: Zeto'Seya
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Przymierze
Kredyty: 5.200
Lokalizacja: Breslau

Re: Ogrody botaniczne

25 paź 2015, o 20:00

W sumie spodziewał się takiej odpowiedzi. Gdyby on powiedział coś równie enigmatycznego, co miałoby mieć znaczenie dla niego, też by się nie rozwodził nad tym. Przecież nikt się nie otwiera przed osobami nieznajomymi. Dobry znak, rozsądnym trzeba być. Chyba zaczynał coraz bardziej lubić tę cichą Asari.
Gavyn przysiadł sobie na barierce z drugiej strony, wpatrując się przez chwilę w młodą parę z dzieckiem. Odwrócił głowę z głośnym westchnieniem. Co zrobisz, nic nie zrobisz.
- A gdzie pracujesz, że tak podróżujesz - zapytał by podtrzymać rozmowę - i dla czego nie możesz? Nie masz pieniędzy, coś cię tu trzyma?
Kto wie jak jej się tu żyje. Może ma faceta, którego zostawić nie chce, może ma jakieś problemy. Wstał i podszedł do barierki obok niej, patrząc się na nią i lekko wychylając się nad taflę wody.
Może to dziwne, ale przyszła mu na myśl pewna stara piosenka, i stojąc tak nad wodą i wpatrując się w nią, poruszał bezgłośnie ustami. Raczej tego nie wiedziała, ale przypomniał sobie tekst piosenki Beatelsów.
- Anyway, może pozostawimy smutne tematy za sobą. Każdy z nas ma dość własnych problemów. Trzeba myśleć o przyszłości, z odrobiną optymizmu. Pomyśl jak ty masz dobrze, ile lat przed tobą. Zdążysz jeszcze pozwiedzać wszystko co Ci się podoba. Jak już ma się cel, to sposoby na jego osiągnięcie same się znajdą - pokiwał głową robiąc zamyśloną minę - spójrz na mnie. Ja ciężką pracą osiągnąłem pewien stopień w wojsku, spełniając swój cel i już mam następny. Grunt to patrzeć przed siebie.
Optymistycznie, może nieco naiwnie, ale szczerze.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek
Nathala T’Kori
Awatar użytkownika
Posty: 65
Rejestracja: 11 paź 2015, o 11:40
Miano: Nathala T'Kori
Wiek: 47
Klasa: Adeptka
Rasa: Asari
Zawód: Ziemska archeolog, tancerka, krupierka
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 4.750

Re: Ogrody botaniczne

25 paź 2015, o 21:04

Gdzie pracowała? Co miała mu powiedzieć? Że posiada zawód, który aktualnie nie daje jej żadnych dochodów? A może wspomnieć o tym, że jak wiele innych przedstawicielek jej rasy pracuje jako tancerka, oraz krupierka? Choć ona sama nie widziała w tym nic złego, doskonale wiedziała, jak ludzie postrzegali osoby pracujące w takich miejscach. Jej jedynym zabezpieczeniem było to, że wielu z nich nie odróżniało jednej asari od drugiej - a to już sprawiało, że nie była praktycznie wcale rozpoznawalna. Ścisnęła nieco mocniej barierkę o którą się opierała, pochylając się przy tym nieco do przodu. Już dawno ustaliła, że nie był on wcale taki, jak przypuszczała na początku, lecz nadal nie miała ochoty zbytnio się z nim spoufalać. Nie chciała opowiadać o tym, że przebywała na Ziemi, nie chciała stawać w obliczu tak niewygodnych pytań - zwłaszcza, że zapewne nigdy więcej nie miała go spotkać. Ot kolejna osoba, która miała niebawem zagubić się wśród tysięcy innych znajdujących się w Cytadeli.
- Pracuję jako asystentka archeologa - w końcu odpowiedziała na pytanie Gavyna - I tak, nie mam pieniędzy. Muszę spłacić dług - dodała, mówiąc być może nawet więcej niż powinna. Gdyby mężczyzna ujawnił jej jeszcze swoje myśli, to zapewne by się zaśmiała na jego ignorancję. Ludzie często zapominali o tym, że mimo, iż one, asari były kobietami, to nie zwracały uwagi na płeć. Dobierały sobie partnera, albo partnerkę, a samo to, że miałaby mieć po prostu "faceta", najpewniej by ją poirytowało. Niby drobnostka, ale ona sama była nie raz wyczulona na takie rzeczy. Co zaś się tyczy jego "bezgłośnego nucenia" - oczywiście nie rozpoznała słów po ruchu jego warg. Może i słyszała ją raz lub dwa, przebywając w Londynie, lecz nie na tyle uważnie, żeby powiązać to z obecną sytuacją. No i jej translator również nie raz miał pewne problemy z wychwytywaniem tego języka.
- Tak, chyba masz rację - odpowiedziała mu ze smutkiem w głosie. Znów przypomniała sobie o krótkiej żywotności jego rasy - Zawsze będziecie mnie zadziwiać, w tak krótki okres czasu, który dla nas byłby zaledwie chwilą, osiągacie coś, na co my byśmy musiały przeznaczać kilkadziesiąt lat - uśmiechnęła się, wspominając przy tym Kazuyukiego, który sam miał jedynie 26 lat - był od niej młodszy o 20, a uczył asari, które miały ich nawet 600, albo siłował się na rękę z 300-letnim kroganinem. Oczywiście jasnym jest to, kto wtedy wygrał, a kto wylądował na tydzień w szpitalu.
GG: 52739159 Steam: natalias967
ObrazekObrazek
ARMOUR OUTFIT #1 OUTFIT #2 (CITADEL)
Gavyn Ramsey
Awatar użytkownika
Posty: 69
Rejestracja: 7 paź 2015, o 22:03
Miano: Gavyn Ramsey
Wiek: 29
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Postać główna: Zeto'Seya
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Przymierze
Kredyty: 5.200
Lokalizacja: Breslau

Re: Ogrody botaniczne

25 paź 2015, o 21:30

A niech to, teraz zwrócił na to uwagę, była wyższa od niego. Nieznacznie, ale wyższa. Nie znosił kiedy kobieta (jakakolwiek), była wyższa od niego. Co nie było trudne, biorąc pod uwagę jego nikczemny wzrost. To nie tak, że wywołało to u niego jakąś reakcję, jedynie myśl przemknęła mu przez głowę.
- Długi to niewesoła sprawa - potwierdził kiwając głową - a archeologia to ciekawy przedmiot. Pewnie badasz rasę protean - w jego ustach brzmiało to jak stwierdzenie - szkoda, że na Ziemi nie ma po nich śladu. Ciekawe jak by się wtedy wszystko rozwinęło.
Postanowił nawiązać jeszcze do jej poprzedniej wypowiedzi, o uliczkach i cytadeli.
- Z resztą, nie jest tu tak źle. Może i bywa ciasno, ale powinnaś kiedyś zobaczyć bronks - zaśmiał się - taka dzielnica w jednym z naszych miast.
Rozmasował kark i zdjął gumkę z włosów, pozwalając by te opadły sobie swobodnie na boki. Następnie podrapał się po głowie i zaczesał je do tyłu. Zaczął się zastanawiać nad powodem swojego przyjścia tutaj. Był dla niego dość niejasny, miło się z nią rozmawiało, ale czas naglił. W razie czego, mogli pozostać w kontakcie. Przynajmniej tak mu się wydawało.
ObrazekObrazek
Nathala T’Kori
Awatar użytkownika
Posty: 65
Rejestracja: 11 paź 2015, o 11:40
Miano: Nathala T'Kori
Wiek: 47
Klasa: Adeptka
Rasa: Asari
Zawód: Ziemska archeolog, tancerka, krupierka
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 4.750

Re: Ogrody botaniczne

25 paź 2015, o 23:04

Na jego wzmiankę o proteanach, uśmiechnęła się jedynie. Nie wiedziała o nich zbyt dużo, daleko jej było do specjalistki. Może i była na wykopaliskach, ale to na rzecz ludzkiej historii poświęciła 5 lat swojego życia, a nie tej wymarłej cywilizacji. Wiedziała o nich tyle, ile zdołała się dowiedzieć w szkole. Mogła natomiast odpowiedzieć na dalszą część jego wypowiedzi - historia nowożytna była jednym z jej przedmiotów w Oxfordzie.
- Słyszałam, że odkryliście technologię protean na Marsie, to i tak bardzo blisko Ziemi - wspomniała, nadal omijając szerokim łukiem temat jej wykształcenia - Kto wie, może na waszej rodzimej planecie również gdzieś jeszcze czają się jakieś szczątki ich technologii.
Bronks? Prawdę mówiąc, o tym miejscu nigdy nie słyszała - i nie musiała tutaj nawet udawać, że tak nie było. Nie miała zbytnio okazji zapuszczać się do każdych zakątków Stanów Zjednoczonych, toteż również nie wiedziała czym był Bronks - jej przyjaciółka była przecież też Angielką, a przyjaciel Japończykiem (czego zresztą do tej pory nie rozróżniała). Gdyby zresztą wiedziała gdzie, co i jak, to i tak zapewne by się tam nie zapuściła, gdyż nie wyszłaby stamtąd żywa - i nie chodziło tu tylko o ilość obcych bakterii w powietrzu.
- Mimo wszystko, wolę otwarte przestrzenie - wzruszyła ramionami, patrząc jak rozpuszcza swoje długie włosy, czyli na dosyć częstą rutynę którą widziała u swojej przyjaciółki, a której ona sama nigdy nie miała doświadczyć. Zawsze owłosienie było dla niej zagadką, gdyż sama nie posiadała żadnego (nie licząc rzęs). Z tego co wiedziała, to była cecha wspólna u stworzeń, które były przez nich nazywane ssakami i sami się do nich zaliczali. Jakby szła tym tokiem myślenia, to jej pewnie byłoby bliżej do ośmiornicy. Uśmiechnęła się na samą tę myśl.
- Czy mogę się ciebie o coś spytać? - odwróciła się do niego, patrząc mu prosto w oczy - Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać? Wybacz, rzadko zdarza się, żeby człowiek tak bardzo spoufalał się z całkowicie mu nieznajomą asari - jego odpowiedź była dla niej naprawdę ważna, być może najważniejsza z całej tej rozmowy.
GG: 52739159 Steam: natalias967
ObrazekObrazek
ARMOUR OUTFIT #1 OUTFIT #2 (CITADEL)
Gavyn Ramsey
Awatar użytkownika
Posty: 69
Rejestracja: 7 paź 2015, o 22:03
Miano: Gavyn Ramsey
Wiek: 29
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Postać główna: Zeto'Seya
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Przymierze
Kredyty: 5.200
Lokalizacja: Breslau

Re: Ogrody botaniczne

26 paź 2015, o 18:50

Pokiwał głową słysząc jej słowa. On też lubił otwartą przestrzeń, nawet bardzo, na Eden Prime było jej dostatek. Aczkolwiek życie na stacji nie przeszkadzało mu aż tak bardzo. No, może ten nieustanny tłok. Czasami łatwo było się tu poczuć jak każdy inny, szary cywil. A Gavyn zawsze myślał o sobie jak o bardzo unikalnej osobie. Chyba każdy człowiek lubił tak o sobie myśleć.
- Spytać? Śmiało.
Dlaczego chciał z nią porozmawiać? Damn, sam nie wiedział. Co go tu przygnało? Nagły impuls, instynkt, zachcianka... A może po prostu runa mu to powiedziała?
- Wiesz, wierzę w różne dziwne rzeczy - powiedział po chwili namysłu - powiedźmy, że zaufałem pewnemu znakowi, swojemu szczęściu poniekąd - wyjął kamyczek z sakiewki i pokazał jej. Następnie wyrecytował:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jest taka radość
która zna niewiele trosk
bólu i smutku
taka, która sama przez się posiada moc dobroczynną

Zamilkł na chwilę, wpatrując się w nią, nie unikając jej wzroku ani na moment i wyczekując jej reakcji. Uśmiechnął się prawym kącikiem ust.
- Nie tego się spodziewałaś, co?
Wydawał się z siebie bardzo zadowolony. W gruncie rzeczy domyślał się, że wystawił się na pośmiewisko. Kto dziś wierzy w takie bzdury. Wyglądał i zachowywał się jak twardo stąpający po ziemi człowiek. A tak na prawdę wierzył w różne dziwne wartości, o których można się dowiedzieć po dłuższej znajomości. Niemniej miał świadomość, że mógł to wszystko zaprzepaścić tym, aczkolwiek nie lubił kłamać.
ObrazekObrazek

Wróć do „Okręg Bachjret”