Dzielnica mieszkaniowa położona na niższych poziomach stacji, do której w łatwy sposób można dostać się przy pomocy promu. Słynie z tego, że na jej terenie umieszczona jest Klinika Omegi. Dzielnica ta objęta jest strefą kwarantanny z powodu nieznanej plagi, która dziesiątkuje populację.
Jedynym sposobem na dostanie się do dystryktu Gozu jest przejście przez dystrykt Doru lub Kima.

William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

[NPC] Klinika Mordina

12 paź 2014, o 10:56

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=TM38gD9 ... 8&index=10[/youtube] Will przemierzał przez zniszczone zarazą i wojną gangów ulicę strefy mieszkalnej. Gdzieniegdzie dostrzegł leżące w kątach uliczek zwłoki obcych, a czasem ludzi i najemników. Nawet tych należących do jego organizacji. Jak można było wysyłać swoich na pewną śmierć - pomyślał błękitny, dostrzegając opodal zwłoki turiańśkiego błękitnego. Podszedł do niego i ukucnął, zabierając od niego nieśmiertelnik. Popatrzył na niego, odczytując imię i nazwisko, a potem zaciskając go w ręce. Był nieco wkurzony, że zostawiano w taki sposób ludzi z jego organizacji. Co z tego, że nikt się nie znali, ale nawet takiemu turianinowi należą się honory. Kraiven zerknął raz jeszcze na uliczki. To był odrażający widok. Jednak nic tak nie przerażało jak palone ciała, które były ułożone jeden na drugim za pewnego rodzaju skalniakami. Kraiven nie zamierzał pozwolić by pamięć o zmarłych tu błękitnych zniknęła. Toteż wskazał Mailise by podchodzili do każdego napotkanego błękitnego, aby tam William mógł zbierać po nich nieśmiertelniki. Każdy zebrany, wkładał do pustej ładownicy. Mimo to, dziewczynka szła ze spokojem, nie tracąc zimnej krwi. Musiała przeżyć tutaj piekło skoro z niewzruszeniem szła dalej, nie bacząc na otoczenia. Przez cały czas panowała tu cisza, zagłuszana czasami w oddali wystrzałem z jakiejś broni. Pomimo tego, Kraiven nie tracił czujności. Ani na chwilę nie przestał się rozglądać, mając broń w pogotowiu. Szedł na równo z dziewczynką, gdzie można by rzecz, chciał ją kryć. Nie mógł sobie pozwolić na jej stratę, zwłaszcza, że jego nowa towarzyszka znała prawdopodobnie te tereny jak własną kieszeń. Kiedy ona się zatrzymywała, Will nie stawał za nią, a bardziej przed nią. Robił tak co chwilę podczas marszu, mijając zakręty i uliczki. Trupiarnia, inaczej tego miejsca nazwać nie można było. Obrzydzenie i złość. Takie uczucia odczuwał błękitny, patrząc na to wszystko. Wstyd mu tym samym było, że organizacja do którego należał, pozostawił ten dystrykt samemu sobie. Nic z tym nie zrobili, zwłaszcza, że zapewne wiedzieli, iż wirus nie działał na ludzi. Rodziło się zatem pytanie, kto i w jakim celu ich tu wysłał. Czyżby nowy szef organizacji chciał wystawić ich wszystkich na pewną śmierć? Wiedzieli, że Kraivenowi zależy na dystrykcie Gozu i strefy mieszkalnej, a placówce nie zupełnie? Cokolwiek to znaczyło, Will wiedział już jedno. Kiedy stąd wyjdzie, pogada sobie z obecnym liderem. Nawet jeśli zagrażać to będzie jego członkostwu. Nie dbał już o to. Ktoś musiał dać do zrozumienia, że obecna struktura działania szkodzi interesom jak i wszystkim członkom.
Po jakimś czasie, w końcu dotarli do kliniki Mordina. Jednak nim Will wykonał krok naprzód, przywitały go lufy mechów i strażnika. Kłócili się dość zażarcie, chcąc wyprosić błękitnego z tego miejsca. Widać nie przepadali tu za Błękitnymi Słońcami. Wyraźnie musieli bardzo zaszkodzić temu miejscu. Doszło by do rękoczynów, gdyby nie Ave, która wnet wyszła prosto z kliniki i wytłumaczyła, że był razem z nią. Dzięki temu, pozwoliło to ostudzić nieco relacje i pozwolili im wejść do środka. Przeszli małym korytarzem, milcząc. Kraiven nie miał zamiaru rozmawiać ze swoją kapitan, ani ta zapewne z nim. Kiedy już drzwi otworzyły się, oczom Williama ukazało się ogromne pomieszczenie z pacjentami. Zarówno z ludźmi jak i obcymi. Cześć kaszlała, a część siedziała sobie obok i starała się rozmawiać. Czyżby Mordin wynalazł już lek, że obcy byli odporni? Jego konsternacji jednak przerwała nagle Mailise, która zaczepiając go, napisała coś na datepadzie. Will natomiast, zdjął swój hełm i ukucnął przed nią, mówiąc coś i znów rozczochrał jej włosy. Nie dostrzegł jeszcze Derieta i Palmiry. Widać miał teraz inne zmartwienia, kiedy to Ave w końcu do niego przemówiła i zaczęli dość cicho rozmawiać. Choć bardziej wyglądało to na prawienie sobie morałów. Ta krótka wymiana zdań wystarczyła, że Kraiven z chłodnym podejściem, potraktował panią kapitan. Cokolwiek sobie powiedzieli, zapewne nie było to miłe. Ave udała się do wyjścia, zaś Malisie tak jak stała przed chwilą przy Willu, tak wmieszała się w tłum, znikając z pola widzenia. Błękitny nawet tego nie zauważył. Odprowadził jedynie wzrokiem panią kapitan. Wzdychając i opierając się plecami o jedną ze ścian, zdjął swój hełm, który z sykiem odczepił się od kombinezonu. Trzymając go w ręce, popatrzył jeszcze przez chwilę na wejście, po czym na betonową podłogę przed sobą. Nie mógł jednak wytrzymać i wyjąwszy papieros, udał się również po chwili do wyjścia. Tam na spokojnie, za zamkniętymi drzwiami do kliniki, przystanął i zaczął palić w spokoju i zaciszu. Dumając nad swoimi problemami. Choć co prawda w stróżówce strażnik z niepokojem doglądał go wraz ze swoimi mechami, gotowymi do strzału.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Deriet Kent
Awatar użytkownika
Posty: 600
Rejestracja: 23 sie 2012, o 14:18
Miano: Deriet Kent "Maska"
Wiek: 25
Klasa: Szpieg
Rasa: Drell
Zawód: Szpieg Błękitnych Słońc
Postać główna: Deriet Kent
Lokalizacja: Omega
Kredyty: 25.710

Re: [NPC] Klinika Mordina

13 paź 2014, o 17:53

Deriet siedział sobie na jednej z bocznych kanap powoli zdejmując hełm gdy zobaczył wchodzącą Palmirę wraz ze swoim dowódcą. Skinął im głowami z lekkim uśmieszkiem i wyciągnął paczkę fajek już na zaś. Gdy asari usiadła obok niego zielonoskóry obdarzył ją długim spojrzeniem chcąc zobaczyć czy sama nie odniosła obrażeń.
- Też się cieszę że widzę cie zdrową. - rzekł z uśmiechem widząc jej fascynację. - A jeśli chcesz porozmawiać z tym naukowcem to akurat masz przecież okazję. Chociaż chciałabyś pracować przy tej zarazie?
Wyciągnął z paczki papierosa po czym podsunął ją Palmirze. Szybko zapalił sobie wciągając odprężający dym do płuc po czym go wypuszczając. Cała ta sytuacja była beznadziejna, bo straciliśmy jednego żołnierza, a tak naprawdę tylko wleźliśmy po uszy w gównie nie mogąc wyjść. Spojrzał w stronę drzwi i zobaczył że przyszedł Will i zaczął się o coś wykłócać z ich dowódcą. Oho, widać mu nie przypadła do gustu i chce całą winę zwalić na resztę. No ale spodziewał się tego z jego strony. Will chyba dalej nie może zrozumieć że takie akcje to nie piknik i ludzie giną po obu stronach. No ale nie jego sprawa co będzie robił.
Myślami jednak wrócił do swojej pani naukowiec która siedziała z nim.
- Cóż, na badania trochę sobie poczekamy widząc po wielkiej kolejce. A co do Fenenny to pewnie tylko Kreiven wie. Ale skoro nie przyszedł tutaj z nią to albo nie żyje, albo zostawił ją tam samemu się wycofując. Nie mam pojęcia. - powiedział zgodnie z prawdą - Niestety w tym zawodzie ludzie giną po obu stronach i nie można udawać że tak nie jest. Nie jestem wstanie rozgryźć tego faceta, jakby nie wiedział w co się pakuje idąc na takie misje.
Mówił to spokojnie raz po raz biorąc bucha i zerkając za Kreivenem który właśnie wyszedł z kliniki. Powoli kolejka zaczęła robić się coraz mniejsza, a hol trochę mniej zatłoczony.
- Oho, chyba będziemy mieli możliwość przejść przez te wszystkie badania. Chcesz iść pierwsza?
ObrazekObrazek Bonusy:
Karabin Snajperski: +22.5% obrażeń (przedłużenie lufy IV) , Zmniejszenie kary za celność 12 (Mod skup. V)
Cywilne | Bojowe | Theme
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

14 paź 2014, o 20:34

Spostrzegłszy paczkę papierosów w rękach drella, Palmira miała ochotę wziąć sobie jednego, nawet bez pytania, ale jednak palenie w przychodni pełnej chorych nie było zbyt taktowne. Poza tym mając na głowie hełm nie miałaby jak wetknąć sobie fajki w usta, więc porzuciła ten pomysł, aczkolwiek nie zamierzała upominać w żadnej sposób swojego towarzysza. Machnęła tylko przecząco ręką, po czym oparła łokcie na kolanach.

- Nie mogę teraz zbliżać się do niego, najpierw przejdę badania kontrole i poddam się pełnemu oczyszczaniu, a dopiero potem spróbuję zarekrutować się u Mordina. Muszę koniecznie u niego osobiście. Gdybym tylko mogła jakoś mu zaimponować, to mogłaby być wielka szansa dla mojej przyszłości. Jego sława, wiedza i możliwości pozwoliłyby mi wyjść z tego niekończącego się kryzysu... - ostatnie słowa wypowiedziała z nieukrywanym żalem. - Oczywiście praca przy zarazie będzie dla mnie dużym ryzykiem, ale z drugiej strony skoro Mordin chciał zajmować się zarazą na Omedze, inaczej nie zdobędę jego aprobaty. A bardziej zależałoby mi na badaniach laboratoryjnych niż opiekowaniu się chorymi. Mam szczerą nadzieję, że moje nazwisko cokolwiek obiło mu się o uszy. Obie moje matki ...- ugryzła się w język.- Moi rodzice są znanymi na całą Galaktykę naukowcami... Niemniej obawiam się nieco, że mogły... mogli mieć z Mordinem nienajlepsze stosunki... - zmarszczyła usta. Umysł jak zawsze podsuwał jej tylko najczarniejsze scenariusze.

Palmira rozgadała się i dopiero po chwili spostrzegła, że Deriet wpatruje się w kierunku drzwi wejściowych do kliniki. Rzuciwszy tam wzrokiem zauważyła Williama z ... dzieckiem? Było to niewątpliwie ludzkie młode, ale po ubiorze i ogólnym wyglądzie trudno było asari stwierdzić jakiej płci. W każdym razie wyglądało na zaprzyjaźnione z najemnikiem. Nache zwęziła oczy. Dopiero po scenie, która ewidentnie wskazywała na pożegnanie, pomachała ręka na Kraivena, co przyniosło dość zaskakujący skutek, ponieważ kilka osób w kolejce do badań kontrolnych ostentacyjnie odsunęło się zarówno od drella jak i niej samej.

- Usiądźmy tam, kochanie... - powiedziała nawet jakaś kobieta, prowadząc swoje dziecko w najdalszy kąt pomieszczenia.

- Zgaś to, do cholery.- burknęła Palmira, wyciągając papierowa z ust drella. Rzuciła go na ziemię i przydeptała. W końcu co innego mogło aż tak odstraszać tutejszych jak nie szkodliwy dla dzieci dym papierosowy i potencjalność zachorowania? - Sekundę, wybacz, ale zaraz mnie krew zaleje... - burknęła, widząc, jak William ściąga hełm i wychodzi z kliniki - Jak chcesz, to wejdź pierwszy...- powiedziała, po czym ruszyła marszem w stronę wyjścia.

Wyszedłszy na zewnątrz, zauważyła znanego sobie najemnika. Kiedy zrównała się z nim wyrwała mu z ręki jego hełm. - Co ty!- warknęła głośno, ale zauważywszy, że ochroniarze spojrzeli się w jej stronę, wepchnęła hełm z powrotem w ręce mężczyzny i zaczęła znacznie ciszej, starając się panować nad temperamentem. - Co ty wyprawiasz, co cholery. Zakładaj to z powrotem. Jesteś w samym jądrze choroby wśród tylu zarażonych, a ani nie przeszedłeś badań, nie przeszedłeś oczyszczenia i jeszcze narażasz się na zachorowanie!

Wyświetl uwagę administratora
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

15 paź 2014, o 21:02

Kraiven stał oparty plecami o ścianę tuż przy drzwiach wejściowych do kliniki. Na przeciwko siebie praktycznie miał stróżówkę, gdzie strażnik z mechami, doglądał go bacznie. Nienawiść i obrzydzenie malowało się na twarzy człowieka. Will patrzył na niego z obojętnością, paląc sobie dalej papierosa i nie spuszczając z niego wzroku. To było tak, jakby zgodził się na wyzwanie odnośnie bitwy na spojrzenia. Nie dziwił się jego zachowaniu, ale nie mógł sobie pozwolić by jakiś ułomek miał mu dyktować warunki. Kiedy strażnik na chwilę zaniechał spoglądania na błękitnego, ten również począł znów oglądać betonową podłogę niż na gościa z wyrzutami. Zastanawiał się nad tym co mu powiedziała Ave oraz Malise. Był zły na tyle, że miał ochotę wyjąć karabin i podziurawić mechy przed sobą. Przynajmniej miałby upust z emocji, które się w nim gotowały, a LOKI i ich pokerowe twarze, wcale mu nie pomagały w zwalczaniu tego. Ostatecznie zaniechał tego, gdy nagle drzwi od kliniki się otworzyły, ale nim Will zdążył się odwrócić, asari wyszarpnęła mu z ręki hełm. Co ciekawe, wcale się przy tym nie siłował z nią. Tak jakby, nie miał zamiaru tego robić. - Też się ciesze, że cię widzę - odparł ze spokojem i spojrzał na nią, trzymając papieros w ustach. Zachowywał spokój. Nie chciał by zgotowane w nim emocje wypuścić właśnie na Palmirę. To mechy miały być celem. Nie ona. Nie mniej, kiedy Nache spojrzała na strażników, Will również to uczynił. Zdecydowanie ta atmosfera wcale mu nie pomagała. Popatrzył na strażnika, po czym znów na asari. Dopiero gdy oddała mu hełm, wysłuchał jej kazania. Niestety panowanie nad nerwami u niego nigdy nie było mocną stroną. W miarę jak mówiła, złość i wściekłość malowały się na jego twarzy, uświadamiając sobie prawdę. Sam natomiast odpowiedział jej od razu, nieco ściszonym i stanowczym głosem - Wirus nie działa na ludzi, Nache... - spojrzał na nią, wiedząc, że gdyby mógł to by krzyknął. Dziękował jednak niebiosom, że tak się nie stało. Westchnął przeciągle, wyjmując papieros z ust i zgniatając go, kontynuując ze spokojem - Sam jestem w szoku, że błękitne słońca o tym nie wiedziały - zerknął raz jeszcze na stróżówkę i znów na asari - Muszę ci coś powiedzieć, ale nie tutaj. Te pokerowe twarzyczki na przeciwko, nie ułatwiają mi zadania... - odpowiedziawszy, ruszył przed siebie wgłąb w miarę oświetlonego korytarza, prowadzącego do strefy mieszkalnej. Jednak nim ruszył, odwrócił się jeszcze na moment do Nache, nalegając by podążała za nim. Will nie udał się bezpośrednio na plac. Odszedł tylko kawałek, nawet nie dochodząc do kolejnych drzwi, prowadzących na zewnątrz. Dopiero tutaj, mógł w spokoju rozmawiać. Wyjął paczkę papierosów, częstując nawet asari jeśli chciała i zapalając je. Zaciągnął porządnie, wypuszczając dymek gdzieś na bok i zastanawiając się co miał powiedzieć asari. Praktycznie cała misja poszła w cholerę przez brak organizacji i prawdy. Miał teraz jej to powiedzieć? Wszystko? Nie miał wyboru. Zasługiwała by wiedzieć - Ave opuściła nas. Udała się do posterunku błękitnych słońc, który znajduje się niedaleko. Kazała mi wam przekazać byśmy się tam udali zaraz po badaniach. Jednak ja nie zamierzam nigdzie się ruszać - spojrzał jej w oczy - Okłamali mnie Nache. Im wcale nie zależy na strefie mieszkalnej. Ich zadanie tutaj to czystka. Zabijają każdego napotkanego osobnika, który nie należy do błękitnych. Nawet nie starają się pomóc. Tylko...strzelają - zacisnął zęby, a papieros zgniótł w dłoni - Wysłali nas tutaj byśmy odwrócili uwagę by tamci mogli bez problemu zabijać niewinnych. Przez to zginęła Fennena, a ja nic nie mogłem zrobić! Tylko patrzeć jak umiera! - popatrzył na nią w gniewie, ale zdał sobie sprawę, że trochę przesadził. Westchnął przeciągle i zasłonił ręką oczy, odpowiadając - Wybacz...jestem wkurwiony, że do tej pory miałem klapki na oczach - zdjął rękę z twarzy i znów spojrzał ze spokojem na nią. Z pożałowaniem, dokończył - Przez moją ambicje...wpakowałem nas w niezłe gówno. Masz prawo być zła. Jednak wiedz, że to wszystko robiłem w dobrej myśli dla tych wszystkich mieszkańców dystryktu. Tak samo dla ciebie - ostatnie dwa zdania odpowiedział z zapałem. Choć wiedział dobrze, że to go od niczego nie usprawiedliwia, to jednak ta cząstka pewności wciąż się w nim znajdowała. Możliwe, że dalej będzie coś próbował z tym wszystkim zrobić. Ciężko to było wyczuć.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Deriet Kent
Awatar użytkownika
Posty: 600
Rejestracja: 23 sie 2012, o 14:18
Miano: Deriet Kent "Maska"
Wiek: 25
Klasa: Szpieg
Rasa: Drell
Zawód: Szpieg Błękitnych Słońc
Postać główna: Deriet Kent
Lokalizacja: Omega
Kredyty: 25.710

Re: [NPC] Klinika Mordina

16 paź 2014, o 18:46

Cóż, on nie miał nic do palenia w takich miejscach. Wszyscy są zestresowani więc pewnie nie tylko on palił. Szczególnie ze na zewnątrz stacji nie było jak zapalić gdyż wszędzie panował ten wirus, a przez hełm nie da rady chyba że się chce zginąć przez uduszenie. Ciekawa perspektywa śmierci której wolałby nie próbować.
Słuchał uważnie tego co asari miała do powiedzenia. Miała tutaj swoja szansę i chciała realizować swoje marzenia więc nic w tym złego nie było. Szczerze to on sam nigdy nie był zainteresowany tym salarianinem o którym była mowa. Nikt nie zlecał na niego zabójstwa, bo chyba był jedyną istotą w galaktyce która mogła wyleczyć tą całą chorobę która trawiła tą dzielnicę. Przez chwilę zastanawiał się jaki tamten jest z charakteru, ale pewnie to rodzaj zamkniętego w sobie naukowca który nie widzi życia poza pracą. Ale czy z derietem jest inaczej? W sumie to nie ma długoterminowych planów ani marzeń więc można uznać że marnuje życie.
Dopalił jedynie do połowy gdy Palmira kazała mu zgasić na co ten tylko wzruszył ramionami przepraszająco.
- Wybacz, po prostu zbyt długo bez papierosa to ciężko było się powstrzymać. - przyznał się do błędu. Nikt przecież nie jest idealny.
Powędrował za nią wzrokiem i westchnął w duchu. Mimo wszystko nie czuł się dobrze gdy widział jak ta szła w kierunku Kreivena. Coś jakby kuło go w boku, ale co mógł zrobić. Przecież nie była jego własnością. Po prostu wstał i ustawił się pod drzwiami do kontroli by mieć za sobą te wszystkie badania.
W końcu nastała jego kolej i wszedł do białego pokoiku gdzie przebywała miło wyglądająca ludzka pielęgniarka. Poprosiła go by się rozebrał co zabrało trochę czasu i zaczęła badania które miały sprawdzić czy deriet przez przypadek nie zachorował na tego całego wirusa.
Dla niego to byłą lekka strata czasu, bo przecież nikt go nie postrzelił, ani nie został ranny więc raczej nie było możliwości by organizm dostał się do jego organizmu, ale pozwolił robić kobiecie co chciała. W końcu trzeba mieć to wszystko z głowy.
ObrazekObrazek Bonusy:
Karabin Snajperski: +22.5% obrażeń (przedłużenie lufy IV) , Zmniejszenie kary za celność 12 (Mod skup. V)
Cywilne | Bojowe | Theme
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

16 paź 2014, o 20:41

Palmira zmrużyła oczy i zmarszczyła brwi, słysząc słowa Williama.

- A skąd ty możesz coś takiego wiedzieć?- odparła mimowolnie w pierwszej chwili, ujawniając niechcący swoje nastawienie do Williama. Może i nie był głupi i wiedział do czego służy wielki gnat, ale z pewnością nie był dla Palmiry autorytetem w dziedzinie medycyny... Dopiero po chwili zaczęły przychodzić jej do głowy paranoiczne myśli. A jeśli rzeczywiście to ludzie są odporni? Czy to może być przypadek? Czy ta potworna epidemia to wymysł chorych umysłów rasy rządnej władzy? Nawet na myśl o tym poczuła obrzydzenie do homo sapiens, aż odsunęła się od Kraivena o krok. - Żeby stwierdzić coś takiego, trzeba by było badań. Nie możesz być pewny czegoś takiego. -

'Chyba, że natrafiłeś z Fenenną na dane, których nie powinieneś był widzieć'- przemknęło jej przez myśl.

Bardzo niecierpliwie podążyła za Williamem, oczekując jakichkolwiek dalszych wyjaśnień. Zatrzymała się po kilku krokach w miejscu, gdzie mężczyzna ją doprowadził, po czym wpatrywała się w niego z oczekiwaniem, choć oczywiście mając na twarzy hełm nie dało się tego tak wyraźnie zarejestrować. Odsunęła nerwowo papierosy, przecież nie zamierzała ściągać osłony i rozszczelniać kombinezonu... Teraz chciała tylko informacji!

Dopiero z każdym kolejnym słowem Williama, serce Palmiry zaczęło bić coraz mocniej. Co tu mówić, była przerażony jego słowami. I mimo setletniego życia i własnych niechlubnych dokonań, prowadzenie takiej rzezi było czymś, na co chyba i ona sama nigdy by się nie zdecydowała. Tyle niewinnych istot skazanych za korporacyjną politykę, nie prowadzącej nawet w najmniejszym stopniu do jakiegokolwiek rozwoju inteligentnych ras. Nie mającym nic innego na celu niż zwykły zarobek... porachunki. Zwykła masakra bronią biologiczną. Potakiwała głową, mając coraz większe obrzydzenie do ludzi... i do Błękitnych Słońc. Rzuciła Kraivenowi w końcu pełne nienawiści spojrzenie, którego nie mógł widzieć, ale które mimowolnie zagęściło tmosferę.

- I ty należałeś do tej chorej instytucji. I potrafiłeś bronić jej poczynań. Haha!- zaśmiała się złośliwie z nieukrywanym pożałowaniem. Chciałaby nawet krzyknąć, że to przez niego zginęła Fenenna. Zresztą przez własną głupotę też. Ale powstrzymała się przed tym komentarzem. Skwasiła tylko usta i nabrała jeszcze bardziej mrukliwego nastroju. Przeszła się kilka kroków, łapiąc się za głowę jedną ręką. Miała ochotę zdjąć z siebie tez obrzydliwy hełm, ale nie mogła... inaczej... nie mogłaby zachorować z poczucia dumy, a to prawie już głupota. W końcu uderzyła pięścią w pobliską ścianę, a łzy stanęły jej w oczach z bezsilności względem tego obrzydliwego świata, skażonego polityką, obrachunkami tych na szczycie. Całkowicie pozbawiona wszelkiej motywacji przez kompletny brak kontroli nad takimi sytuacjami. Gdyby tylko miała chociaż butelkę wódki, napiłaby się z niej z gwinta. Upiłaby się i przyzwyczaiła szybko do myśli, ze wszystko powinno być jej już dawno obojętne. I to też...

- Vanitas vanitatum... - wyburczała przez zęby, czując, jak krew uderza jej do głowy, a nerwy i złość całkiem odbierają trzeźwość myślenia. Bezsilność sprawiała, że silne uczucie kłucia w sercu było wręcz nie do opanowania. Czuła się tak samo jak wtedy, kiedy matki więziły ją i torturowały. Jak wtedy, kiedy karmiła roślinę ludźmi. Jak wtedy, kiedy tańczyła w klubie dla obcego mężczyzny. Bezsilność, nienawiść.

'Teraz.. teraz...' myślała całkiem nieskładnie. Uciekać, ukryć się, czy wybuchnąć?
Odwróciła się w kierunku Williama, mając tylko jego na swojej drodze.

- Czemu nie podałeś mi współrzędnych, kiedy ci kazalam?!- warknęła, wskazując na niego oskarżycielsko palcem. - Mogłam ją chociaż uratować, nie wiesz, z jakich stanów wyciągałam rożne stworzenia. Gdybyś mi powiedział, ona by jeszcze żyła, rozumiesz?- krzyczała, nie powstrzymując już potoku swojej furii, która kumulowała się w niej w stosunku do Williama juz od bardzo dawna. Z powodu tego, jak bezdusznie ja potraktował w hotelu, jak potem namieszał jej w Glowie. Dlatego, że jest akurat z rasy ludzkiej, że działa na nią jak narkotyk i odbiera rozsądek. Za to, ze należy do Błękitnych Słońc i na domiar złego w ogóle nie chce jej słuchać. - Tak, miałeś, kurwa, klapki na oczach. - potwierdziła, zaciskając pięści i podsumowując tym całą zaistniałą sytuację.

Dopiero po tych słowach odwróciła się do niego plecami, kładąc dłonie na swoich ramionach. Westchnęła i milczała przez długą chwilę. Myśląc wszystko, a raczej nie myśląc juz nic konkretnego. Spodziewała się tego, co teraz może powiedzieć William Bohater. Przed chwilą twierdził, że robił to dla niej. A teraz dla niej pewnie jeszcze spróbuje zbawić świat, zostawiając ją znowu samą i idąc w samotna walkę z wiatrakami. I żaden przeciwny argument do niego nie trafi... Czemu on tak bardzo potrafił rozbijać ją emocjonalnie, pozbawiać pewności siebie?

- Wybacz... wcale tak nie myślę.- wyszeptała po chwili, już bezradnym głosem. Kiedy emocje z niej opadły, miała ochotę tylko napić się, zabawić z kimkolwiek i położyć spać. Nic nigdy nie kończy sie tak, jakby sobie tego życzyła.- Wybacz... wiem, to nie twoja wina. Nikogo z nas. Po prostu świat taki jest właśnie okrutny... Gdzie my maluczcy jesteśmy marionetkami w rekach bogów... - przygryzła wargi Milczała kolejną chwilę.- I co teraz zamierzasz?- zapytała matowym głosem.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

16 paź 2014, o 22:37

Prawda, należy do chorej organizacji zrzeszająca morderców. Głupio myślał, że będzie miał do czynienia z profesjonalnymi najemnikami, dla których liczył się dobry zarobek i zasady. Jednak to było tylko mydlenie oczu. Już wcześniej gdy zaczynał jako zwykły świeżak błękitnych, czuł, że coś tutaj jest nie tak. Jednak postanowił sobie wmówić, że tego nie dostrzega. Nie chciał tego dostrzegać. Will narzucił sobie jasno zasady bycia najemnikiem. Dobry zarobek, reputacja i honor. Co prawda jego ideologia była nieco spaczona przez przeżyte doświadczenia w Przymierzu, ale Kraiven jako człowiek, również miał swoje słabości. Ludzie nie są idealni, ale właśnie wola pójścia naprzód, nie zatrzymywała go przed niczym w osiągnięciu swoich celów. Teraz było podobnie. Naturalną kolej rzeczy byłoby by odszedł z błękitnych słońc. Zrezygnował gdy jeszcze tylko mógł zanim popełni straszliwy błąd. Jednak też dobrze wiedział, że gdyby tak zrobił, z pewnością organizacja nie popuściłaby mu tego płazem. Nie chciał także narażać życie swoich bliskich i przyjaciół. Zwłaszcza Palmiry, która już przez niego się w to wszystko wciągnęła. Za dużo już wiedziała tak samo jak on. William nie chciał ryzykować. Uciekać i kryć się jak ostatni tchórz zamiast stawić temu czoło. Do tego właśnie przecież zmierzał. Naprawić ten cholerny system w błękitnych słońcach tak by niewinni ludzie przestali cierpieć z ich powodu. Wpatrywał się w nią, milcząc i przyjmując niczym skała cały jej gniew i furie. Rozterki, a także jej uczucia względem tego wszystkiego. Miała rację co do wszystkiego. Na wspomnienie o Fennenie tylko opuścił głowę do dołu. Zastanowił się przez moment, a co jeśli Nache miała racje? Co jeśli rzeczywiście była możliwość jej uratowania? Może sobie tak tylko wmówił, że nie było opcji ratunku? Nie, to co zrobił było słuszne. Takie jest życie najemnika. To on zawinił i tylko na jego barki spadła odpowiedzialność za jej śmierć czy zostawienie na pastwę losu. Nie mógł narażać Palmiry, zwłaszcza, że gdyby podał jej współrzędne, ta by szybko biegła przez całą strefę mieszkalną byle by dostać się do Fenneny. Straciła by przez to życie. Zastrzelona przez najemników czy przez snajpera. I to byłaby wina Kraivena. Nie mógłby wtedy tego znieść psychicznie. Utrata kolejnej osoby, którą przez te kilka dni i wspólną noc poznał aż za dobrze. Kraiven zacisnął pieść. Przed jego oczami znów pojawił się obraz jak Fennena padła ofiarą snajpera. Przekręcił głowę na bok i zacisnął zęby, zamykając tym samym oczy. Znów był wkurzony z tej bezradności. Jej ciało spoczywało gdzieś na ulicy, ale dopóki żyje przyrzeka jedno. Znajdzie snajpera i zabije go. Stał tak w bezruchu przez długi czas, wchłaniając od Palmiry i od siebie jak gąbka te wszystkie wyrzuty. Gąbka ta, powoli stawała się być już na tyle ciężka, że należałoby ją wycisnąć by mogła znów być zwyczajną gąbką. W pełni do działania, taktycznego i racjonalnego myślenia. I dopiero wtedy gdy Nache przeprosiła, wszystko ucichło. Znów się uspokoił, choć dalej trwał w bezruchu. Przestał zaciskać zęby, ale dalej miał oczy zamknięte.
- Nie...masz rację. Jestem głupcem o głupich ideałach - powoli podniósł głowę, otwierając tym samym oczy i wpatrując się w asari. Jego twarz, choć wyrażała niechęć do wszystkiego, dalej paliła się determinacją. Nie zamierzał się poddawać. Znów pojawił się jego nonszalancki uśmieszek, który choć skrywał ważniaka, chciał nieco załagodzić sytuacje jaka przed chwilą zapanowała między nimi - Złożyłem obietnice - przestał się uśmiechać, kontynuując nieco poważniej - Błękitnymi Słońcami zajmę się później. Teraz są ważniejsze rzeczy tutaj do zrobienia. Nie mogę pozwolić by najemnicy, a zwłaszcza Błękitne Słońca, zabijali bezbronnych. Co będzie jak zechcą napaść na klinikę Mordina? - zamyślił się przez chwilę, kierując swój wzrok gdzieś na bok, po czym ponownie spojrzał na Nache, podchodząc do niej powolnym krokiem, wyjmując tym samym zasobniki z tlenem i odpowiadając - Nie mogę jednak zostać bezpośrednio w klinice - dał jej do ręki zasobnik i zacisnął lekko rękę tak by je trzymała i zmuszając ją by wzięła nawet jeśli zaprzeczała - Weź te zasobniki z tlenem. Tobie bardziej się przydadzą niż mi. Ludzie krzywo patrzą i boją się błękitnych słońc, ale klinika zgodziła się na zbadanie ciebie i Derieta. Zróbcie to i pomóż chorym, Nache. Potrzebna jesteś tutaj - dał jej do ręku zasobnik i zacisnął lekko rękę tak by je trzymała i zmuszając ją by wzięła nawet jeśli zaprzeczała - Ty nie jesteś z błękitnych słońc. Tutejsi naukowcy ci uwierzą. Ja będę na zewnątrz i doglądał kliniki byście byli bezpieczni - właśnie wtedy przypomniał sobie również bardzo ważną rzecz. Deriet również był z błękitnych słońc. Należał do grona tych lojalnych co też mogło tak być, że gdyby dowiedział się, iż rozkazano by mu zastrzelić cywila, zapewne by tak uczynił. Will nie wiedział praktycznie nic o drellu. O jego przeszłości, a także pracy w organizacji, ale wiedział jedno o drellach. Byli fanatycznie oddani swojej pracy. A to mogło oznaczać tylko jedno. Kłopoty - Nache... - odezwał się po chwili namysłu - Deriet...jest lojalnym członkiem Błękitnych Słońc. Nie wiem jak zareaguje gdyby usłyszał rozkaz od Avy by udać się do tutejszego posterunku błękitnych...On sam musi zdecydować co chce zrobić. Nie będę go zatrzymywał, ale też nie zamierzam poinformować go o rozkazie - patrzył na Nache poważnie by dać jej do zrozumienia, że czeka ją z nim poważna rozmowa. Domyślał się, że ona i on darzyli siebie uczuciem. Żal mu było, że możliwe iż właśnie przekonywał ją do obarczania takiego zadania, ale kto mógł to zrobić jak nie ona? Will nie wybaczył by sobie gdyby od tak poinformował drella o rozkazie i zasilił kolejny kordon o dodatkowego członka do eksterminacji - On nie może tutaj zostać. Strażnicy go zabiją jeśli się stąd czym prędzej nie wyniesie. Mnie zresztą też. - dokończył, czekając na jej odpowiedź. Przy odrobinie szczęścia, może uda się asari namówić drella o słuszności jego sprawy. Jednak to igranie z ogniem. Drelle mają swój kodeks, którego się trzymają, ale czy potrafią go złamać dla ukochanej osoby? Gryzło go strasznie, że właśnie wystawiał Nache na ciężką próbę.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

17 paź 2014, o 11:10

Szczęśliwie dla Palmiry i Derieta badania przeprowadzone w klinice jednoznacznie potwierdziły, że oboje jak na razie uniknęli zakażenia dziesiątkującym populację dzielnicy wirusem. Obserwując wszystkich, gorączkujących, pokasłujących pacjentów kliniki mogli uważać się za prawdziwych szczęściarzy. Jednak mimo iż choroba ich ominęła, nie umożliwiało im to opuszczenia strefy kwarantanny. Wyglądało na to iż będą tu uwięzieni tak długo aż ktoś wynajdzie lek na plagę lub organizacje najemnicze, na polecenie Arii, przeprowadzą w dzielnicy czystkę.
- Przepraszam – usłyszeli za sobą lekko drżący głos – Wyglądacie na zdrowych, nie chcielibyście może trochę zarobić? - przerywane gwałtownym kaszlem pytanie zostało wypowiedziane przez stojącego tuż za nimi, na oko poważnie chorego batarianina. - Ktoś musi odebrać paczkę z mojego domu w strefie mieszkalnej i dostarczyć ją w okolice kordonu. Tam odebrały ją mój kumpel, on by wam zapłacił – zapewnił przyglądając się z nadzieją trójce najemników.
Nie dało się ukryć, że nawet jeśli by się zgodzili to podróżowanie po dzielnicy ogarniętej zarazą i opanowanej przez vorche na pewno nie należało do najbezpieczniejszych zajęć. Z drugiej jednak stony nowe zlecenie, choćby i najprostsze, pozwoliłoby im przełamać monotonię oczekiwania na zbawienie lub śmierć.
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

17 paź 2014, o 18:34

Palmira odwróciła się znów przodem do Williama i wysłuchała go najpierw bez słowa, dając mu możliwość wylania i swojej złości, choć tego właściwie nie zrobił. Miała przy tym zmarszczone brwi i usta zwinięte w trąbkę. Ręce założyła przed sobą. Dopiero gdy skończył powiedziała bardzo stanowczo.

- Świata nie zbawisz, William. Ani nie powstrzymasz swojej organizacji. I szczerze wątpię, byś był w stanie poradzić coś, gdyby zaatakowano tę klinikę. - rzekła szczerze i być może nawet boleśnie.

Kiedy William wręczył jej zasobnik z tlenem, popatrzyła na mężczyznę z dezaprobatą.

- Skoro już sam zauważyłeś, że warto było mnie słuchać, to posłuchaj mnie teraz. Załóż swój hełm i nie zdejmuj go, dopóki nie upewnię się, że możesz go zdjąć, zrozumiano?- powiedziała, oddając mu jego zasobnik.

- Nie nazwałabym Derieta lojalnym członkiem Błękitnych Słońc ani fanatykiem. Myślę, że jemu głównie chodzi o zarobek, a akurat ze snajperką mu do twarzy. - stwierdziła, po czym chrząknęła. - Nie mnie oceniać moralność jego zachowań...- w końcu sama nie widziała nic złego w zabijaniu w sobie tylko znanym celu. - Ale myślę, że potrafi ocenić, czy rozkaz zabijania w takim charakterze jest na miejscu, więc o niego bym się nie martwiła. W każdym razie mogę zamienić z nim parę słów na ten temat.
*** Po rozmowie z Williamem, Palmira wróciła do środka kliniki. Udało jej się też przekonać Williama do tego, żeby nie obawiał się wchodzić do wnętrza. Może i Błękitne Słońca robiły czystkę, ale miejsce takie jak to nie odmawiało pomocy nikomu. W związku z tym nie musiał obawiać się aż tak, jak sądził.

Po przeprowadzeniu rytunowych badań okazało się, że wszyscy byli zdrowi i to wcale nie zdziwiło asari. Przecież przestrzegała wszelkich zaleceń. Bardziej martwiła się o Williama i Derieta, którzy nie obawiali się zdejmować hełmów, ale ona po uzupełnieniu swoich zasobów nie miała zamiaru ryzykować i chciała upewnić się, że i oni zrobią tak, jak należy.

W oczekiwaniu, aż Kraiven wyjdzie z gabinetu lekarskiego, Palmira miała chwilę, żeby porozmawiać z Derietem. Nieco było jej głupio, że wyciągnęła mu papierosa z ust, ale z drugiej strony on nie wydawał się tym zbytnio obrażony. Złapała go pod ramię i poprowadziła w nieco ustronniejsze miejsce.

- Dostałeś rozkazy?- zapytała enigmatycznie, oczekując, że ten od razu będzie wiedział, o co chodzi. - Ponoć masz się zgłosić do postrunku Błękitnych Słońc w tej dzielnicy. - popatrzyła drellowi w oczy. - Ponoć Błękitne Słońca urządzają czystkę. Mają rozkaz zabić wszystkich w dzielnicy... Wiesz o tym?

Wtedy rozmowę przerwał im William, wychodzący z gabinetu, a chwilę potem odezwał się jakich obcy batarianin. Poirytowana tym Palmira przewróciła oczami. Nie po to przyszła do kliniki, żeby biegać i przekazywać jakieś paczki. Chciała poznać samego Mordina, którego, jak się okazało, jednak nie ma w tej chwili w przychodni, ale który na pewno prędzej czy później tam wróci. Odwróciła się do batarianina przodem i spiorunowała wzrokiem, zakładając ręce przed sobą.

- Panie, czy ja wyglądam na gońca?- warknęła - Ja jestem NAUKOWCEM i lekarzem. Nie przyszłam tutaj, żeby taszczyć jakieś paczki. - burkęła, po czym z powrotem odwróciła się do Williama i Derieta przodem.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

17 paź 2014, o 19:55

Czyżby asari chciała by i Kraiven dał ponownie upust swojej złości? Nie chciał się tego dowiadywać. Może dlatego, że sytuacja na to nie pozwalała. Darcie się i kłótnia nic tu nie zdziała. Trzeba po prostu robić swoje. Kiedy tak trzymał znów jej rękę, czując delikatną i zimną skórę, poczuł coś czego nie czuł od dawna. Popatrzył na zasobnik, który jej wręczył, po czym prosto w jej oczy jak ta odpowiedziała mu wcześniej i stanowczo odnośnie jego zamierzeń. Ponownie na jego twarzy zagościł słynny uśmiech - Przynajmniej bym spróbował - zabrał z powrotem zasobnik z tlenem, wzdychając ociążale. Asari nie należała do osób, które uwierzyłyby na słowo, a szkoda. Przynajmniej raz by mogła w stosunku do Williama - W porządku, zachowam te zasobniki, ale w stu procentach jestem pewny, że wirus nie działa na ludzi. Dowiedziałem się tego od małej przewodniczki, która zaprowadziła mnie bez żadnych problemów do kliniki. Ufam jej. Chciałbym byś i ty mi zaufała. Nawet jeśli przewyższa to moją naukową i medyczną wiedzę - odparł na spokojnie i z proszącym tonem. Co do Derieta, nie wypowiedział się. Jeśli asari tak uważała odnośnie drella, to lepiej by ona uznała co jest dla niego najlepsze. Nie jemu mieszać się w ich prywatne sprawy. Potem już tylko przeprowadzili zwyczajną rozmowę co do kliniki oraz tego by Kraiven jednak został. Nache przekonywała go, że z pewnością klinika nie wyrzuci go na zewnątrz jeśli nie będzie miał złych zamiarów. Nie był do końca przekonany co do tego. Widział jak ochroniarze na niego patrzyli, ściskając swoją broń. Zapewne gdyby mogli, już teraz rozpoczęli by strzelaninę z błękitnym. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Może Mordina obecnie nie było i nie chcieli podważać jego rozkazów? Nie mniej, Will pokiwał głową i zgodził się by pilnować Nache bezpośrednio w klinice. Założył hełm co by też nie wkurzać jej, że zignorował ją prośbę, ale wyłączył obieg zamknięty, przełączając się na zwykłą maskę z filtro-pochłaniaczami. Ruszył za nią wzdłuż korytarza, ale zanim minął stróżówkę i mechy, znajomy mu strażnik, zatrzymał ich obydwoje. Nakazał zdać broń dla bezpieczeństwa, skoro postanowili jednak zostać, po czym puścił ich wręcz upominając, że wszyscy tu obecnie w klinice mają ich na oku. Will nie dziwił się temu wcale. Weszli do środka, a obecni tam ludzie i inne rasy, wręcz patrzyli w nich jak obrazek. Niektórzy szeptali na ich temat, inni tylko odsuwali wzrok, bądź spuszczali głowę. Jeszcze inni patrzyli na nich z nienawiścią w oczach i obrzydzeniem. Błękitny ponownie westchnął. Nie chciał tego doświadczać, ale skoro Palmira nalegała, nie miał wyjścia. Musi to zdzierżyć i pilnować by nic jej się nie stało. Spojrzał na asari, odpowiadając - Pójdę zatem na te badania. Choć mam nadzieję, że doktor miast zbadać mnie, nie zabije mnie swoją strzykawką - parsknął, uśmiechając się żartobliwie, robiąc dobrą minę do złej gry. Choć bardziej obawiał się, że tak właśnie może się stać. Nie widział Malise. To też go trochę niepokoiło. Dziewczynka choć zaradna i przebiegła, była sama.
Kiedy błękitny zmierzał do kolejki, ludzie odstępowali mu miejsca, wręcz pośpiesznie odchodząc na bok. Strażnicy zaś, widząc ponownie błękitnego, podeszli ostrożnie nieco bliżej by mieli na niego baczenie. Ściskali swoje karabiny. Praktycznie już mieli nawet palce na spuście. Wystarczyło tylko, aby podnieśli swoją broń. Will mimo to szedł powolnym krokiem, mierząc ich wzrokiem. Nie chciał ich prowokować, więc wystarczy, że tylko zbada się i dotrze do Palmiry, która również mogła zauważyć, że i na nią krzywo wszyscy się patrzyli. Gdy Will przekroczył drzwi, gdzie była doktor, aż wzdrygnęła się, a obecny tam ochroniarz, od razu namierzył na niego karabin, drąc się by wyszedł. Kraiven podniósł ostrożnie ręce do góry, uspokajając ich, że nie ma złych zamiarów i nie należy do grona błękitnych, którzy prowadzili domniemaną czystkę w Gozu. Ostatecznie lekarz zgodził się rutynowo zbadać pacjenta bo taka była jej praca, ale nie wierzył Kraivenowi na słowo. Utwierdziła go również w fakcie, że wirus rzeczywiście nie był groźny dla ludzi, ale pobierali od każdego człowieka krew. Na wszelki wypadek w razie nieprzewidzianych wydarzeń. Ochroniarz natomiast, który zirytowany, iż doktor zgodziła się na zbadanie błękitnego, parsknął, obserwując go dalej z ostrożnością. Badanie trwało dość długi czas. Will nie wiedział co działo się na zewnątrz i tym się martwił. Czy wszystko było w porządku? Postanowił jednak skupić się na zadawanych bólach od szczepionek, która pani doktor wyraźnie nie była przy tym delikatna. Kiedy już wyszedł cały obolały, skierował swe kroki do Palmiry i Derieta, uciskając pancerz na ramieniu. Błękitny nie miał hełmu założonego. Miał go przyczepionego przy pasie, więc można było zauważyć, iż nie był skory do radości co do przeżytych tam doświadczeń. Gdy podszedł bliżej, już widział to złowrogie spojrzenie Nache. Chciał ponownie ją utwierdzić, że wirus nie działa na ludzi i powiedziała mu to właśnie pani doktor, ale nie zdążył przez batarianina, który kaszląc, podszedł do nich i zaczepił, prosząc o coś. Z początku Will chciał by ich zostawił, ale ostatecznie wysłuchał obcego co miał im do powiedzenia. I było to dość ciekawe. Gdyby zgodzili mu się pomóc, może przy odrobinie szczęścia, ludzie przychylniej by spojrzeli na Nache jako naukowca. Zapewne przez pancerz, który na sobie miała, nie przekonała by do siebie innych naukowców, że wypożyczyła go od błękitnych słońc by dostać się do kliniki. To byłaby nawet marna wymówka. Tak czyś jak, pomagała błękitnym.
- Poczekaj Nache...ten batarianin może nam pomóc - spojrzał raz na Nache, po czym znów na batarianina - Co to za paczka? Pilnowanie kliniki i tej asari jest teraz moim obecnym priorytetem, ale myślę, że możemy się dogadać. Mi nie zależy na kredytach od was. Zależy mi by Palmira - wskazał ręką na asari - dostała możliwość pracy w klinice. Jednak przez pancerz, który ma na sobie, raczej nie zapewnia jej dobre alibi, ale zapewniam, że nie jest w organizacji. Nie ma nic wspólnego z błękitnymi słońcami - podszedł do niego bliżej, marszcząc brwi- Jeśli zapewnisz mnie, iż asari dostanie szansę posady jako tutejszy lekarz i naukowiec, to mamy umowę. Nie dbam o to jak to uczynisz. Jednak zanim ją zawrzemy, muszę widzieć czy ta cała "paczka" nie zagraża tutejszym ludziom w strefie mieszkalnej - skrzyżował ręce na piersi, oczekując jego odpowiedzi. Była mała szansę na jego przekonanie, ale wiedział jedno. Wystarczy odrobina szczerości, dobrego słowa by ludzie przychylniej spojrzeli na trójkę nieznajomych. Wykonywanie zadań kurierskich może też mieć inną stronę medalu. Mimo to, wszystko zależy od tego, co to za cholerna paczka. Bez tego nie zamierzał nigdzie się stąd ruszać.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Deriet Kent
Awatar użytkownika
Posty: 600
Rejestracja: 23 sie 2012, o 14:18
Miano: Deriet Kent "Maska"
Wiek: 25
Klasa: Szpieg
Rasa: Drell
Zawód: Szpieg Błękitnych Słońc
Postać główna: Deriet Kent
Lokalizacja: Omega
Kredyty: 25.710

Re: [NPC] Klinika Mordina

18 paź 2014, o 12:55

Deriet wiedział że nie jest chory ale rutynowa kontrola go w tym utwierdziła jeszcze bardziej. Mimo wszystko gdzieś w głębi duszy czuł niepokój jako że na samym starcie ostatniej misji przeciął sobie rękę tym głupim naszyjnikiem, ale na szczęście nie spowodowało to napływu choroby. Możliwe iż jego organizm również był odporny, albo był to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności, gdyż choroba nie musiała dotykać każdego.
Wszedł do gabinetu jako pierwszy dając pozostałej dwójce czas na rozmowę chociaż nie był zbyt zadowolony ze znajomości Palmiry z Kreivenem który zawsze szczycił się że pierw zabijał, a potem myślał. Oczywiście wszyscy mieli krew na rękach, a Deriet nie był tutaj inny.
Cokolwiek Błękitni nie zrobili w Gozu to na niego nikt nie zwróciłby uwagi w tym pancerzu który nie posiadał godła organizacji. W końcu on był zabójcą, szpiegiem i nie mógł sobie pozwolić by ktokolwiek powiązał go z tą organizacja gdyby go złapano. Pewnie nawet nie widniał w rejestrach błękitnych jak i większość ich szpiegów, ale normalnie awansował i stał w hierarchii.
W końcu badania dobiegły końca, a do niego podeszła asari do której się uśmiechnął. Gdy rzuciła mu od razu co się dzieje w ustronnym miejscu zmarszczył lekko brew i wyjął swój omniklucz by sprawdzić czy nie przegapił jakiejś wiadomości lub połączenia, ale ten świecił pustkami.
- Nic takiego nie dostałem. - pokazał jej swój klucz. - Ale to o niczym nie świadczy. Jestem szpiegiem, zabójcą. Nie zajmuję się masową eksterminacją ludzi i nigdy nie dostałem takiego zlecenia. Pewnie Kreiven ci coś takiego nagadał? Cóż widzę dwa wyjaśnienia tej sprawy: albo słońca korzystają z okazji i próbują jakoś wzmocnić swoją władzę tutaj, albo coś ich sprowokowało, lub Kreiven mógł ci nakłamać. Chociaż widzę że ci ludzie dziwnie się zachowują wobec niego, ale to możliwe że może on coś tu kiedyś zrobił w przeszłości. Widziałem go na jednej misji i sam zabijał innych jak leci nie zastanawiając sie czy to wróg czy cywil. W sumie prawie się pozabijaliśmy kiedy chciałem by przestał. Oczywiście jestem zabójcą, ale staram się nie zabijać tych kogo mam po drodze do celu, a jego zachowanie kłóciło się z moimi zasadami. Tak czy inaczej ja żadnego wezwania nie dostałem, ale jeśli to by była prawda to by raczej wszystkich ostrzegli że ludzie mogą chcieć nas pozabijać, a tak się nie stało. - odpowiada jej ze spokojem drapiąc się przy tym po głowie.
Całość powiedział bez żadnych uczuć, a po prostu prawdę. On nic nie wiedział o czystce, ale dowództwo nie jest głupie i poinformowałoby każdego że taka akcja ma miejsce i należy na siebie uważać. Jaki byłby sens w niemówieniu takich rzeczy własnym ludziom.
Wtedy to podszedł do nich Kreiven, a za nim jakiś chory batarianin. Drell dał się wypowiedzieć im chociaż on chyba jako jedyny zaciekawił się bardziej tą robotą. W sumie to on lubił też od czasu do czasu takie robótki, chociaż wszystko zależało od ceny. Z drugiej strony popatrzył dziwnie na Willa, który gadał dziwne bzdury o jakimś alibi. Przecież jakby batarianin miał wtyki w lecznicy to raczej by tak choro nie wyglądał.
- Może jednak byśmy się przeszli Palmiro, nie wiemy kiedy Mordin wróci, a lepiej coś zarobić niż siedzieć i po prostu czekać? Bo równie dobrze może wrócić za tydzień i zanudzimy się na śmierć. A jak wróci to raczej zostanie tutaj wystarczająco długo byś mogła go poznać. Dodatkowo wątpię by on miał wtyki w lecznicy, ale zawsze będziesz mogła powiedzieć ze pomogłaś jego pacjentom. - następnie zwrócił się do batarianina. - A ile płacisz w ogóle za tą przesyłkę? Bo nie mam ochoty narażać życia dla marnych stu kredytów.
ObrazekObrazek Bonusy:
Karabin Snajperski: +22.5% obrażeń (przedłużenie lufy IV) , Zmniejszenie kary za celność 12 (Mod skup. V)
Cywilne | Bojowe | Theme
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

19 paź 2014, o 14:57

Kraiven wpatrywał się się w batarianina w nieco bardziej niecierpliwy sposób niż powinien. Widać był cały czas zirytowany sytuacją jaka zapanowała u niego jak i zarówno dla całej operacji. Lekko zerknął na Derieta jak ten również zaproponował asari by podjąć się dostarczenia paczki. Dwa do jednego, przegłosowane można by rzec. Mimo to, wiedział, że Nache nie paliła się do kolejnego zadania dla najemnika. Niestety jednak, musiała zdawać sobie sprawę z tego, że była traktowana jako najemnik. W dodatku na usługach Błękitnych Słońc. Kent mógł tego aż tak nie odczuwać dzięki swojemu pancerzowi i brakiem przynależności. Pacjenci klinice nie wiedzieli co o nim myśleć, toteż całą swoją uwagę woleli skupić na Williamie i Nache. Czy to z ciekawości i strachu, czy wrogości i nienawiści.
- Nawet jeśli nie ma wtyków - dodał Will do drella - To zawsze może pogadać z tutejszymi ludźmi i naukowcami i przekonać ich o naszych dobrych intencjach. Nie ma co samemu przekonywać tutejszych, bo wątpię by chcieli z nami w ogóle rozmawiać. Wystarczy na nich spojrzeć, aby widzieć, że chcą mi i Nache wyrwać flaki - zerknął na pacjentów i ochroniarzy, którzy dalej się wpatrywali w grupkę nieznajomych. Błękitnych popatrzył na nich przez chwilę, po czym znów odwrócił się, wertując batarianina i czekając na jego odpowiedź. Miał nadzieję, że zadowalającą dla niego. Już dość stracili czasu, a siedzenie i nic nie robienie, wcale nie pomagała Kraivenowi. Wolał działać, coś robić by chociaż na bok odstawić swoje myśli odnośnie tej całej zaistniałej sytuacji.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

19 paź 2014, o 20:50

- Osiem tysięcy kredytów na łebka – usłyszeli od batarianina, który całkowicie zignorował niedorzeczne warunki Williama przenosząc uwagę na znacznie bardziej rozsądnego Derieta. Może i czterooki byłby w stanie szepnąć dobre słowo innym pacjentom czy personelowi, ale trudno było zakładać iż posiada wpływy o jakie podejrzewa go człowiek.– Może to i dużo, ale prawda jest taka, że jutro rano mogę być trupem a tak przynajmniej będę miał pewność, że paczka trafiła we właściwe ręce. Jej zawartość w żadnym razie nie jest niebezpieczna. – zapewnił drella, w międzyczasie znosząc się kaszlem – Ma dla mnie znaczenie osobiste, ale innym do niczego się nie przyda. Leży na łóżku w moim mieszkaniu, nie zdążyłem jej zabrać zanim vorche zaatakowały sektor. – wyjaśnił powody pozostawienia wyraźnie ważnej dla niego przesyłki samej sobie a także dając najemnikom jako takie pojęcie o czyhających tam niebezpieczeństwach. Nieważne czy Błękitne Słońca naprawdę planowały czystkę czy nie, teraz głównym zagrożeniem w strefie kwarantanny były odporne na zarazę vorche. – Jeśli uda wam się ją wydostać, a ja przeżyję, możecie liczyć na premię. Zrobicie to? Gdy się zgodzicie podam wam adres i kod do zamka. Mój przyjaciel będzie na was czekał niedaleko kordonu, odbierze od was przesyłkę i przeleje wynagrodzenie.
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

19 paź 2014, o 22:16

Po ostatniej rozmowie z Williamem, Palmira po raz kolejny zmieniła o nim zdanie. Jakoś ta walka z wiatrakami nie pasuje do wizerunku, który wcześniej sobie wymyśliła- lowelasa, najemnika bez sumienia i pomyślunku, który lojalnie dla swojej organizacji i nie zadając pytań, próbuje wspiąć się po szczeblach wątpliwej moralnie hierarchii organizacji. Nagle zaczęło okazywać się, że do tego już w tym momencie niespójnego wyobrażenia dodać trzeba było rycerskość, honor i poczucie odpowiedzialności. Taki był z niego Kordian wojownik... i wcale nie zdziwiło Nache, że w obliczu takich dowodów na Błękitne Słońca zdecydował się próbować naprawić tę chora instytucję. Bynajmniej nie polepszył mniemania asari o sobie... Ale jednak wydał się teraz dziewczynie bardziej wrażliwy i emocjonalnie i być może właśnie dlatego uwierzyłaby mu i chciałaby pierwszy raz zaufać, gdy... usłyszała wersję zdarzeń z ust szczerego do bólu i otwartego Derieta, którego nigdy nie posądziłaby o kłamstwo...

Nie zdążyła odpowiedzieć Derietowi, choć z każdym kolejnym jego słowem robiła coraz większe oczy. Jak ona mogła w ogóle uwierzyć w tę bajeczkę Kraivena... Taki niby wrażliwy i bohaterski, bzdura! A Fenennę być może nawet sam zastrzelił, nikt przecież poza nim nie widział całego zajścia. A Tocco była wyżej w hierarchii... A Palmira jak dziecko uwierzyła, że on może chciałby ją chronić... I tak zadziałał na jej emocjonalną stronę, wywołując silny żal do świata... Jak perfidnym trzeba być...

"Więc żadnego rozkazu nie było? Tylko po co tak perfidnie kłamał? Czyżby był aż tak wrednym manipulatorem? Chciał mną takim ohydnym kłamstwem zmanipulować ..."- Rzuciła mu oskarżycielskie spojrzenie, kiedy wracał z badań, ale i w pewnym sensie pełne podziwu spojrzenie. Już mu uwierzyła. Był w manipulacji naprawdę dobry. A sprawna manipulacja wymagała olbrzymiej inteligencji.

Teraz pozostawało zastanowić się, co w wypowiedzi Williama było prawdą a co kłamstwem. Rozkazu nie było... to czemu wszyscy wokół tak jego i Palmirę omijają szerokim łukiem? Być może próbował wykorzystać Palmirę do sobie tylko znanych celów. Sprawić, żeby poszła za nim jak za rączkę, a potem zwalić na nią całą winę za planowane zbrodnie... Już wcześniej przecież zabijał bez litości, tak powiedział Deriet.

W każdym razie Palmira nie zamierzała szybko dać Williamowi do zrozumienia, że wie, iż parszywie kłamie. Wręcz przeciwnie, zamierzała przyłapać go na gorącym uczynku, usypiając jego czujność.

- Dobra, dobra. Nie mam ochoty robić za gońca. Wolałabym pomagac tu w klinice, więc albo zaraz dowiem się, co ma zawierać ta niezwykle cenna paczka, albo szukaj innych naiwnych. - powiedziała do batarianina. - Jeśli mamy się narażać z powodu kilku pocztówek z wakacji, to jakoś tego nie widzę. Poza za osiem tysięcy nawet wacików nie kupię. Ale dajesz piętnaście tysięcy i może się dogadamy?- Palmira nie miała najmniejszej ochoty narażać się z powodu jakiej paczki, której zawartości nie znała. W każdej minucie nadejść mógł Mordin. A poza kliniką było niebezpiecznie. Nie sądziła, żeby batarianin zgodził się na taką stawkę, ale z drugiej strony takiej kwoty nie puściłaby już koło uszu.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

19 paź 2014, o 23:20

Kraiven zerknął na Nache jak ta się odezwała po raz pierwszy w rozmowie. W pewnym sensie, zaskoczył ją. Spodziewał się, że również będzie chciała zdobyć rozgłos jako "pomocnik kliniki". Z pewnością zauważyła jak i mogła się domyślić, że ludzie nieprzychylnie na nią patrzyli przez ten przeklęty pancerz. Mimo to, nie obchodziło ją to. Dlaczego? Czyżby jednak pomylił się co do niej, a jej prawdziwym zamiarem nie była pomoc w klinice, a czysty zarobek? Nie, przecież sama powiedziała, iż wolałaby zostać tutaj i pomagać ludziom. Jednak ciężko będzie zdobyć przychylność ludzi, a już tym bardziej by mogli uwierzyć asari, że zależy jej na pomocy, a nie czystego świadczenia usług za kredyty. Pieniądz robi swoje. Nie śmierdzi, ale dla błękitnego póki co nie miały one żadnej wartości. Dla niego odzyskanie choć cząstki zaufania co do szczerych intencji wobec kliniki, liczyło się najbardziej. Błękitne Słońca wraz z innymi najemnikami, prowadziły na zewnątrz czystkę. Przynajmniej tak mówiły plotki w klinice, gdzie każdy mógł o tym usłyszeć. Czy to co się tam działo na zewnątrz było rzeczywiście prawdą? Ciężko było stwierdzić. Will jeszcze tego nie widział na własne oczy, ale palone zwłoki na ulicach, mówiły same za siebie. Dlatego też, Kraiven zdawał sobie sprawę jak bardzo potrzebne jest pokazanie się ludziom i innym rasom, z tej dobrej strony. Jeśli strefa mieszkalna miałaby kiedykolwiek się pozbierać po wirusie, to należało właśnie teraz zacząć działać. Nie mniej, kiedy batarianin przemówił, Kraiven zerknął na niego. W miarę jak mówił, błękitny opuścił ręce i zacisnął prawą pięść wyrażając zbulwersowanie. Rozumiał, że był najemnikiem to można sobie podejść i wynająć go, ale zignorowanie ważnych faktów jakim jest chęć okazania pomocy klinice, strasznie go wkurzyło. Już miał ochotę złapać go za fraki i powiedzieć mu parę niemiłych słów, ale ostatecznie się powstrzymał. Nie wyszło by to nikomu na dobre, a szczególnie Williamowi. Udowodniłby tylko, że nie przyszedł tutaj zaprowadzić porządek, tylko zarobić i pogrozić. Szkoda tylko, że asari i drell patrzyli na to obecnie z innej perspektywy. Dlatego też Kraiven tylko przeciągle westchnął na tą całą sytuację, wpatrując się raz w sufit kliniki, a ostatecznie zerkając na batarianina, odpowiadając - Jak mówiłem, nie pójdziemy po coś, co nie wiemy czym jest. Tym bardziej powiedziałem ci, że nie zależy mi na kredytach, ani premii. Zależy mi by tutejsi ludzie zrozumieli, że przyszliśmy pomóc. Nie dorabiać sobie na boku. No...przynajmniej ja na to tak patrze. Dlatego jeśli nawet weźmiemy tą robotę, a ty przeżyjesz, proszę byś tylko przekazał dobre słowo by ułatwić mi tutaj i asari robotę. Chyba nie proszę o tak wiele? - spytał prawie, że rozkazującym tonem i zirytowanym, bowiem Will nie lubił się powtarzać. Nie był rasistą, ale ze wszystkich obcych ras, nie znosił batarian. Zabijał ich wielu na pograniczu kiedy był w Przymierzu i poznał ich brutalność i sposób myślenia. Prawdopodobnie sam ów batarianin, darzył tak samo "sympatią" do wszystkich ludzi. Dlatego też, najnormalniej w świecie go ignorował, ale czasem trzeba dojść do porozumienia. Nawet w sytuacji kiedy co niektórym nie pasuje.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Deriet Kent
Awatar użytkownika
Posty: 600
Rejestracja: 23 sie 2012, o 14:18
Miano: Deriet Kent "Maska"
Wiek: 25
Klasa: Szpieg
Rasa: Drell
Zawód: Szpieg Błękitnych Słońc
Postać główna: Deriet Kent
Lokalizacja: Omega
Kredyty: 25.710

Re: [NPC] Klinika Mordina

20 paź 2014, o 18:25

- Owszem jest to dużo ale w normalnych warunkach jakie panują na cytadeli, a nie w dystrykcie w którym panują Vorche i Zaraza która zabija w tydzień każdego kto się z nią zetknie. Tak więc Palmira ma racje piętnaście będzie odpowiednia kwotą.
W sumie to było racjonalne myślenie. Przecież nikogo innego nawet nie ma, tu sami chorzy, a ochrony przecież nie poprosi, bo ci się stąd nie ruszą gdyż ktoś musi ochraniać klinikę przed bandytami których tu pełno. Gdzieś tam są przecież ci przywódcy najemników których mieli wybić wcześniej więc możliwe iż teraz mogą się na nich natknąć.
Następnie drell spojrzał na Kreivena który dalej brnął w swoje i jeszcze wyglądał z tymi zaciśniętymi pięściami jakby zaraz miał wybuchnąć i przetrącić batarianowi kark.
- Uspokój się Kreiven, czemu do ciebie nie dociera że gdyby był wysoko postawionym biznesmenem czy politykiem czy kimkolwiek innym kto wie gdzie co szepnąć to już od razu by się zgodził lub nawet już by go tu nie było. A zamiast prosić by ktoś rozpuszczał o tobie plotki jaki ty dobry to może zrób coś byś mogli tak myśleć bez nacisków ? - drell uniósł brew, ale jego twarz nie wyrażała kompletnie nic.
Dziwny typ był z tego Kreivena, mówi że chce być taki dobry i uczynny, a zapisuje się do jednej z lepszych band najemników którzy zajmują się morderstwami i zamachami. To nie tak że nie wiedział, każdy mimo wszystko wie że jak się wstępuje do Bs'ów to będzie się mordowało. Czy willowi nagle odezwał się kręgosłup moralny czy po prostu udaje przed asari, tego nie wiedział ale on znał go dłużej i wiedział że ciepłe słówka nie przekonają drella by zapomniał o zastrzelonym, bezbronnym inżynierze podczas ich wspólnej misji.
ObrazekObrazek Bonusy:
Karabin Snajperski: +22.5% obrażeń (przedłużenie lufy IV) , Zmniejszenie kary za celność 12 (Mod skup. V)
Cywilne | Bojowe | Theme
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

20 paź 2014, o 22:13

Will nigdy nie miał mocnych nerwów. Zawsze gdy ktoś podważał jego autorytet, ten praktycznie wybuchał gniewem. Czasem mniej, a czasem bardziej. Niekiedy nawet przechodząc do rękoczynów. Raz Deriet mógł tego doświadczył podczas jednej misji z człowiekiem. Choć Kraiven starał się nad tym panować, to drell poznał to aż za dobrze. Jego słowa, skierowane do błękitnego, sprawiły, że ten spojrzał na niego nieco gniewnym wzrokiem. Był niczym gotująca się woda. Wystarczyło tylko jeszcze bardziej ją dogrzać, aż w końcu nie wytrzymał. Postanowił wyrzucić z siebie wszystko, a znalazł idealnego kandydata do tego.
- Uspokoić się? Mówisz, że mam się uspokoić?! - wskazał na niego palcem, grożąc - Może tobie nie zależy na załagodzeniu obecnej sytuacji w Gozu, ale mi tak! - odmachnął ręką, zaraz po tym - Może dla ciebie liczą się tylko kredyty, ale ja w obecnej sytuacji wolę próbować wszelkich metod by powstrzymać tą bezsensowną rzeź na zewnątrz! Nie pisałem się na branie udziału w mordowaniu cywili! - wskazał znów oskarżającego w niego palcem - Jak myślisz, jak ludzie będą na to patrzeć?! To jest... - zawiesił się na moment, zdając sobie sprawę, że właśnie ludzie i inne obce rasy, dookoła niego, skupili się na nim i w milczeniu słuchali. Zrobiło mu się wstyd, połączony z pożałowaniem do siebie, że znów pozwolił by nerwy wzięły nad nim górę. W pewnym sensie gniew ten nie powstał z powodu drella. Powstał on z powodu kotłujących się już od dawna emocji oraz tego, że musiał drellowi przyznać po części rację. Trzeba było coś zrobić by ludziom pokazać, przywrócić nadzieję na lepszy byt w tym miejscu. Will powątpiewał by zadanie od batarianina w jakikolwiek sposób, przyczyniło się do pokazania się od tej dobrej strony. Może się mylił? Udawadnianie komuś coś na siłę też nie było dobre. Potrzebny był jakiś impuls. Batarianin mógł praktycznie nic nie zdziałać ani szepnąć, a skoro zobaczył błękitnych, którzy normalnie się poruszali po klinice, mógł załatwić swoje niedokończone sprawy zanim umrze. Prawdopodobnie od wirusa. Dlatego błękitny przez tą krótką pauzę, postanowił przestać, dokańczając - Cholera! - machnął prawą ręką do góry i bez słowa udał się na zewnątrz kliniki. Musiał znowu ochłonąć, a nawarstwiające się emocje w klinice, wcale mu nie pomagały. Co prawda nie wiedział czy tak naprawdę czystka miała już miejsce, a to co powiedziała mu Ave była prawdą, czy kolejną dezinformacją, która padła z jej ust. Już nic nie wiedział. Nie chciał o tym myśleć. Gdy wyszedł już na zewnątrz, Kent i Nache mogli zauważyć jak mała dziewczynka wybiegła za nim, kiedy to drzwi do kliniki zamknęły się. Zapanowała cisza, która została przerwana jakiś czas później przez pacjentów, lekarzy i ochroniarzy, powracając do swoich poprzednich rozmów.
Kraiven natomiast po wyjściu z kliniki, zdjął hełm z głowy i westchnął przeciągle. Ponownie pozwolił sobie wyjść z równowagi przez byle komentarz jakiejś osoby. Coraz bardziej miał z tym problemy. Możliwe, że śmierć Fenneny jeszcze bardziej nim wstrząsnęła niż by sobie to wyobrażał. Choć starał się to skrywać, to wciąż leżało mu to na serduchu. Nie byłem w stanie jej uratować i dalej nic nie mogę zdziałać - takie myśli znów go nachodziły. Jednakże potrząsnął głową. Nie mógł pozwolić sobie by w taki sposób myśleć. Nie zamierzał się poddawać. Po chwili, wyjął papieros, który włożywszy sobie do ust, odpalił zapalniczką po uprzednim wyjęciu z bocznej kieszeni. Ruszył powolnym krokiem wzdłuż korytarza, ignorując spojrzenie strażnika ze stróżówki. Will kierował się do wyjścia, gdy w pewnej chwili ktoś go zaczepił. Zatrzymał się, wzdychając. Domyślał się kto go zatrzymał. Odwrócił się, spoglądając nieco w dół. Malise patrzyła na niego nieco oburzonym wzrokiem. Skryta za szalikiem, zaczęła stukać coś na datepadzie, pisząc. Ich rozmowa trwała krótką chwilę, zakończona tym samym. Pocieszeniem, prośbą i rozczochraniem włosów. Następnie się rozeszli. Kraiven udał się dalej do wyjścia korytarza do strefy mieszkalnej, a rudowłosa mała dziewczynka, z powrotem do kliniki. Ostatecznie Will nie wyszedł. Przystanął niedaleko drzwi wyjściowych tuż przy betonowych wzniesieniu, prowadzącym do wyjścia. Oparł się plecami do ściany, odprowadzając Malise wzrokiem, która znikła już za drzwiami kliniki.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

21 paź 2014, o 20:57

- Jedenaście tysięcy. – odpowiedział Palmirze batarianin po raz kolejny znosząc się gwałtownym kaszlem. Ta oferta raczej nie wyglądała na podlegającą dalszym negocjacjom – Poza tym ta premia o której mówiłem… - kolejny atak kaszlu. Chory czterooki wyglądał jakby nie było pewne czy da radę doży momentu, w którym nieobecny salarianin opracuje lek. Z drugiej strony na terenie kliniki przebywało wiele znacznie gorzej trzymających się jednostek – jestem właścicielem niewielkiego warsztatu, naprawiam głównie omniklucze i generatory tarcz. Czasem zdarza się, że klient próbuje zrobić ze mnie wała i nie zapłacić, w takim wypadku sprzęt zostaje u mnie. – Obcy zachwiał się lekko od gorączki - Jeśli uda wam się dostarczyć paczkę zanim będzie po mnie przyślę wam przez przyjaciela adres warsztatu i kod do sejfu gdzie trzymam pozostawiony sprzęt. Jest dobrze ukryty, nawet jeśli vorche dostałyby się do środka nie dadzą rady go znaleźć. – wyjaśnił mając nadzieję, że najemnicy skuszą się na ofertę, niezłego i co najważniejsze darmowego, sprzętu. Inni pacjenci kliniki, najwyraźniej spragnieni rozrywki, która skróciłaby im czas oczekiwania uważnie przysłuchiwali się całej rozmowie. Być może zgodzenie się na bycie kurierem dla batarianina było dla Palmiry okazją by zabłysnąć w otaczającym ją tłumie i zmyć nieprzyjemne wrażenie jakie mógł wywołać mundur jej towarzyszy. Nawet jeśli oznaczałoby to wyprawę po nic nieznaczące pamiątki.
Palmira Nache
Awatar użytkownika
Posty: 609
Rejestracja: 26 gru 2012, o 13:26
Miano: Palmira Nache
Wiek: 230
Klasa: szturmowiec
Rasa: Asari
Zawód: niezależna badaczka
Kredyty: 27.650
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

22 paź 2014, o 19:34

William twierdził, że chciał działać dla ludzi w klinice. No właśnie, LUDZI. Palmira uśmiechnęła się trochę złośliwie. Kraiven obecnie wyglądał w jej oczach jak wspaniały członek tych wszystkich proludzkich organizacji politycznych na Ziemi, o których mowa była oczywiście też na innych planetach. W końcu jak można ufać rasie, która z taką zawziętością broniła swojej odrębności. Ba, nawet obwiniała wszystkie inne za doznane krzywdy czy własne braki. I ten najemnik niewiele się różnił w aczach asari, a już w szczególności po tym, co powiedział Deriet. Kraiven nie przypadkiem należał akurat do Błękitnych Słońc, które mordowały niewinnych. Tylko po co ta udawana rycerskość? Zresztą nieważne czy udawana czy szczera, po prostu naiwna. Ufał, że da się tu kogoś uratować i będzie w stanie zdziałać coś dla dobra chorych. Przecież to nierealne. Nache miała lepsze podejście. Nie chodziło tu o pacjentów, ale o własny rozwój, możliwość poznania wpływowego naukowca ... dopiero na trzecim planie była pomoc poszkodowanym, choć w zasadzie przy takich tłumach, gdyby to zależało tylko od asari, wcale nie pracowałaby w pocie czoła. Praca w takich warunkach ma marne skutki, jeśli jakiekolwiek. Co innego oczywiście, gdyby zachorował ktoś z nielicznych bliskich Palmiry. Ale kogo mogła ona w tym momencie doliczyć do tego grona? Chyba tylko Derieta... no i Matki... ale w zasadzie te nienawidziła, więc kto wie, czy nie omsknąłby jej się skalpel...

Tak więc Palmira stała i wodziła wzrokiem to na Williama, to na Derieta, ale po słowach drella już niemal się zaśmiała. Jak by nie było, nieco prowokował człowieka, tego to się Nache po nim nie spodziewała. Nie po kimś tak pokojowym i milutkim jak Kent. Tymczasem widać, że nie boi się komentować zachowań kolegi po fachu.

Wybuch Williama sprawił natomiast, że Palmira wzniosła brwi. Tego też się nie spodziewała. Kraiven wydawał się zawsze mieć nerwy na wodzy, a tutaj coś takiego... Ale czy sztucznie wybuch czy szczerze? Kiedy odchodził, Nache rzuciła Derietowi niepochlebne spojrzenie.

- Nie macie nic lepszego do roboty, tylko się tak głupio sprzeczać?- zapytała, ale nie powiedziała nic więcej. To nie był jej konflikt, wolała pozostac neutralna. - Niech będzie... - powiedziała batarianinowi. Co prawda nie zarobek był jej celem w tej klinice, ale kto wie, czy w ogóle będzie miała okazję porozmawiać z Mordinem i czy ten będzie chciał współpracować. Jeśli nie, to trzeba było jakos zarobić na sprzęt badawczy. Co prawda Batarianin nie powiedział ostateczno, co mają odebrać, ale może to i lepiej? I tak długo nie pożyje, a paczka musi byc naprawdę wartościowa, skoro w tym stanie wciąż się nią przejmuje. - Ale to tylko dla dobra tego biednego, chorego batarianina!- powiedziała na głos, żeby cały tłum słyszał. W końcu pod jej nieobecność mogłyby krążyć o niej dobre opinie, żeby po powrocie mogła pochwalić się czymś przed Mordinem. - Nie martw się, biedny batarianinie, załatwimy to. - po tych słowach klepnęła Derieta za ramię, żeby nieco przechylił się do niej, a potem szepnęła mu na ucho. - Idę tylko zobaczyć, co z Kraivenem. Lepiej, żeby siebie i nas nie zaraził z powodu swoich nerwów. Mógłbyś załatwić resztę formalności z tym batarianinem?

Palmira skierowała się do wyjścia, kiedy na jej drodze stanęła dziewczynka. Nache kojarzyła ją. To było to dziecko, z którym widziała Williama. Zanim dziewczynka uciekła, złapała ją mocno za kołnierz płaszczyka. Starała się być stosunkowo miła, choć w ogóle jej to nie wychodziło. Jedyne doświadczenia z dziećmi, jakie miała, to te, kiedy sama nim była. Pamiętała jednak, jak matki zwracały się do niej i mimowolnie powtarzała wyuczony przez nie wzór. Odwróciła dziecko przodem do siebie za ramię.

- Hola!- powiedziała stanowczo, ściskając dziewczynkę za ramię, żeby jej nie uciekła. - Co tutaj robisz?- spytała, kucając przed dziewczynką. - Odbyłaś rutynowe badania? Nie powinnaś kręcić się wśród chorych. Chyba nie chcesz zachorować?- pytała oschle i świdrowała dziecko wzrokiem.
William Kraiven
Awatar użytkownika
Posty: 677
Rejestracja: 17 gru 2012, o 21:19
Miano: Will
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Horyzont
Status: ex-Przymierze, Były komandos "Delta", Były porucznik SOC, Były najemnik Błękitnych Słońc. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 62,872
Lokalizacja: Cytadela
Medals:

Re: [NPC] Klinika Mordina

22 paź 2014, o 20:32

Maisie szła właśnie nieco szybkim krokiem wgłąb klinki, aż poczuła jak ktoś ją dosłownie chwycił za kołnierz i odwrócił. Dziewczynka z grobową miną zerknęła na asari. Mając szalik, który skrywał jej usta, ciężko było stwierdzić o czym właśnie myślała. Raczej nic dobrego skoro jakaś nieznajoma ją zaczepiła i szarpnęła jak jakąś lalką. Dopiero gdy poczuła ulgę, popatrzyła jeszcze na Palmirę, mrużąc oczami. Po chwili wyjęła jednak datepad i zaczęła coś pisać, a potem pokazując jej zawartość asari.
    • Wirus nie szkodzi ludziom.


Patrzyła się dalej, zachowując tą lodowatość w spojrzeniu, albo może bardziej obojętność. Zabrała detepad z oczu asari, kiedy ta przeczytała. Ponownie skupiła się na wirtualnej klawiaturze, pisząc coś i po krótkiej chwili dziewczynka pokazała kolejną zawartość słów na ekranie. Prawdopodobnie była niemową, ale jak widać nie zamierzała się tym za specjalnie chwalić.
    • Jesteś razem z Kraivenem? Mogłabyś z nim porozmawiać? Wydaje się być strasznie przybity i zagubiony po śmierci swojej partnerki.


Zabrała datepad, opuszczając ją nieco do dołu i czekając na odpowiedź, dalej wpatrując się tępo w Palmirę, czasem mrużąc oczami. Choć z pozoru niewinna, z oczu było jej widać, że musiała przejść tutaj piekło. Kto wie czy dziecko byłoby w stanie tyle wytrzymać jak ona. Zwłaszcza, że nie wiadomo czy nawet nie straciła rodziców w strefie mieszkalnej zabitych przez błękitnych czy może szalejących vorchy i innych najemników czy bandytów. To była w końcu strefa wojny. Kto wie co mogło się tutaj wydarzyć. Wirus szalał od dobrych paru miesięcy. Zamknięci tutaj ludzie i inne rasy mogli albo ze sobą współpracować, albo zginąć. Jak dotąd, jakoś dawali sobie radę. Na jak długo? Nie wiadomo. Póki stoi klinika, wszystko wskazuje na to, że nie powinno być problemów.
Obrazek ObrazekObrazek| +55% obrażeń od broni | +20% obrażeń od strzałów krytycznych | +1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni |
| +20% pancerza | 30% przywróconej maksymalnej mocy po utracie tarcz, pochłaniając przy tym 2 dawki omni-żelu |
| (15% jeżeli dostępna jest tylko 1 dawka omni-żelu) |
Obrazek |Obrazek| "Słowa" | [url=gg://28020261]Obrazek[/url] | "Myśli" | Obrazek | Obrazek Dla MG:Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Dystrykt Gozu”