Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

[KLINIKA] Camentix

18 lis 2017, o 21:29

Mężczyzna miał podobne myśli co ona. Nie było jednak sensu na ten moment z tego powodu robić problemu. Nie teraz, kiedy wszystko wychodziło znowu na prostą. Ścisnął jej dłoń trochę mocniej.
-Też to widziałem. Sonya, to była walka. Przypadki się zdarzają.
Sam chciał wierzyć w jej historie ale miał zbyt duże doświadczenie bojowe by rzucać jakimikolwiek zarzutami zaraz po misji. Nie mili tego jak zweryfikować. Oczywiście zamierzał o tym poinformować Vove, a może i nawet Siemiona bo posiadanie takiego człowieka w swoim szeregach mogło stworzyć znacznie więcej problemów niż korzyści.
- Sonya. – Opuścił lekko wzrok. – To nie wydarzyłoby się gdybyś mnie też posłuchała. – Westchnął cicho. – Miałaś ratować Daryla, a nie mnie. Nie pierwszy raz oberwałem.
Wspomnienia tamtego wydarzenia wracały do niego. Ten moment w którym Sonya, zamiast skupić się tylko i wyłącznie na jego bracie, ta postanowiła mu pomóc. Czuł jak zbierają się w nim kolejne emocje. Nie chciał by teraz kontrolował ją gniew, nie teraz. Zbliżył się do niej bliżej niż wcześniej.
- Musisz Sonya, chociaż na te dwa dni. Załatwię potem transport medyczny na Ziemię. Teraz nie możesz się denerwować.
Jego głos chyba pierwszy raz brzmiał jakby właśnie zadawała mu największy ból w życiu. Przysunął jej dłoń bliżej swojej twarzy. Cierpiał o wiele bardziej niż mogło się to wydawać na pierwszy rzut oka.
- Zabiorę cię gdzie tylko będziesz chciała po tym wszystkim, po prostu odpocznij teraz trochę. Błagam cię. – Przymknął delikatnie oczy. – Ja. – Połknął głośno ślinę. – Kiedy. – Nie wiedział jak miał zacząć. – Spadałaś, chciałem od razu wskoczyć tam za tobą. Chciałem cię uratować, zrobić cokolwiek. – Pochylił głowę lekko do przodu. – Od razu pobiegłem na dół.
Ręce lekko mu dygotały. Widać było dopiero teraz jak to wydarzenie bardzo na niego wpłynęło. Na pewno bardziej niż mogłoby się to na początku wydawać. Przycisnął jej ręce do swoich ust.
- Jak zobaczyłem cię tam na dole, chciałem samemu skończyć swoje życie. Tylko dzięki tobie potrafiłem zrozumieć, że może jest dla mnie szansa w życiu ale tylko wtedy, kiedy jesteś obok mnie.
Na jego policzku pojawiła się łza. Oczy dalej miał przymknięte, chociaż jego powieki mocno drgały. On też miał swoje granice wytrzymałości psychicznej. Teraz one po raz kolejny pękały. Musiał to z siebie wyrzucić.
- Proszę odpocznij chociaż trochę, jeśli chociaż po tym wszystkim cokolwiek jeszcze dla ciebie coś znaczę. Proszę.
Teraz. Pomimo tego, że chciał uniknąć rozmowy z Abramem była ona nieunikniona. Nie miał zamiaru robić jednak tego sam. Potrzebował do tego jego przełożonego.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

18 lis 2017, o 21:57

- To nie był przypadek - zaprotestowała, ale nie miała tyle siły, by rzucać teraz w Charlesa argumentami. Może to wszystko było wytworem jej wyobraźni, może podświadomość podpowiedziała jej widok Abrama zerkającego za plecy, zanim biotyczny wybuch ostatecznie naruszył strukturę hangaru.
A gdy padły kolejne słowa, frustracja Wade przeniosła się na mężczyznę, który siedział obok niej. Tempo jej pulsu znów wzrosło, a ona sama skrzywiła się, gdy w jej głowę wbiła się kolejna szpila bólu. Miała jednak wystarczająco dużo siły, by wyrwać mu swoją dłoń i tym razem jednak nie po to, żeby przesunąć nią po jego policzku.
- Nie, Charles - odezwała się, tym razem głośniej. - To by się wydarzyło i tak. Jedyne, co się zmieniło, to że zabiłam tę turiankę. Myślisz, że te trzy sekundy więcej, które spędziłam w hangarze, miało tak wielki wpływ na to, że odpadł? To ty zaszarżował...
Zamilkła, unosząc ręce, by przycisnąć je do oczu. Miał rację, nie mogła się kłócić, nie mogła się denerwować. Ale jednak to było silniejsze od niej, zwłaszcza, że Charles obarczył ją teraz winą za wszystko. A ona się z tym nie zgadzała. Tylko głowa nie pozwalała jej na przekonywanie go do swojej racji.
- Zrobiłam... wszystko... co mogłam. Hangar nie urwał się przeze mnie, Charles. Nie przeze mnie.
W jej głosie zabrzmiała rozpacz, spowodowana tym, że mężczyzna jej nie wierzył. Że po wszystkim, co tam zrobiła, wciąż uważał, że zabieranie jej ze sobą było błędem i gdyby nie ona, nie siedzieliby teraz w szpitalu. Chciała pomóc, taki był plan i wszystko szło jak powinno, do momentu w którym spadła.
- Nie... nie rozumiesz - jęknęła i odsunęła ręce od twarzy, pozwalając łzom spływać po policzkach. Może po części były wywołane frustracją i bezradnością, a może po części tym, co Striker powiedział później. Zamknęła oczy, usiłując się uspokoić, tak jak jej kazał, ale monitor nadal pikał szybko, równo z jej przyspieszonym biciem serca.
- To nie była moja wina - powtórzyła jak mantrę, zbyt roztrzęsiona przez to, do czego według niego doprowadziła. Nie mogła słuchać o tym, jak chciał się zabić, widząc, że spada w dół. - To naprawdę nie była moja wina. Zrobiłam wszystko dobrze. Nie rozumiesz.
Lekarz wpadł do pomieszczenia, natychmiast podchodząc do Sonii. Gdzieś tam musiał odezwać się alarm, informujący go, co dzieje się z organizmem jego pacjentki. Spojrzał na Charlesa z niezadowoleniem, nie mając najmniejszego pojęcia, o czym rozmawiają, ale za to widząc, do jakiego stanu doprowadził on Wade.
- Czy pan ma po kolei w głowie? Proszę się odsunąć - warknął, zmieniając coś na panelu obsługi urządzenia. - Spokojnie. Proszę oddychać głęboko, pani Wade. Powoli.
Uruchomił omni-klucz, by przeprowadzić skan, tak samo jak zrobiła to pielęgniarka, gdy obudził się Striker. Tylko w tym przypadku pojawiło się kilka alarmujących komunikatów. Mężczyzna westchnął i wrócił do konfigurowania maszynerii. Musiał coś podać ciemnowłosej, bo kobieta uspokoiła się w ciągu kilku sekund i raczej nie zrobiła tego świadomie.
- Myślałem, że chce pan siąść i potrzymać ją za rękę, nie doprowadzać do takiego stanu. Proszę wyjść w takim razie.
- Nie, proszę - powiedziała Sonya cicho. - Nie możesz... niech nie wychodzi.
- Pani Wade musi teraz odpoczywać.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

18 lis 2017, o 22:22

Słuchaj jak jej słowa wbijają w jego serce szpila. To też nie była jej wina. Po prostu stało się. Było to coś co się zdarza w podczas takich misji. Po prostu w tym wszystkim była też jej wina. Nie tylko jej. Jego, Abrama, jego brata. Wszystkich. Zrzucanie jednak winy na wszystkich dookoła nie było czymś co Striker potrafił zrobić. On zawsze brał wszystko na siebie. Odpowiedzialność za wszystko. Dokładnie tak jak teraz.
Dopiero jednak to jej łzy zadziały na niego najbardziej. Miał jej pomagać, wspierać oraz być przy niej. Jedyne co robił teraz to ją krzywdził. To w sumie umiał robić najbardziej. Krzywdzić innych, dokładnie tak jak teraz to robił jej. Nie zasługiwała sobie na takie traktowanie. Nie potrafił jednak przyznać jej racji.
Kiedy lekarz wszedł do pomieszczenia on nie zamierzał się niego ruszać. Jeśli chciała by przy niej siedział to będzie siedział. Chociaż im dłużej się nad tym zastanawiał tym bardziej nie potrafił tego zrobić. On nie zasługiwał na kogoś takiego jak ona. Powinien teraz siedzieć w tej swojej gównianej restauracyjce i gnić dalej.
- Wiem, że zrobiłaś wszystko dobrze. To po prostu się zdarzyło.
Twarz. Nie było sensu kłócić się też z lekarzem. Jeśli jej stan był tak bardzo zły jak mówił lekarz to wolał go nie pogarszać. Szczególnie teraz, kiedy podał jej środek uspokajający.
Znowu poczuł tą niewiarygodna chęć ucieczki. Nie przed tym wszystkim bo się bał, po prostu uważał, że robi jej zbyt dużą krzywdę swoja osobą. Umiał tylko krzywdzić innych. Zawsze potrafił tylko to robić. Wstał w końcu z taboretu, pewnie środek zaraz za chwilę pozwoli jej już spokojnie zasnąć.
Odwrócił się w stronę lekarza.
- Ile będzie mnie kosztować położenie jej w prywatnym miejscu, gdzie tylko Pan będzie miał dostęp?
Jego ton głosu zmienił się. Był całkowicie zimny. Jakby coś przestawiło się w jego głowie. Kolejna zła decyzja, której przez swoją psychikę nie potrafił uniknąć. W jego planie nie było już rozmowy z bratem, powrotu do rodziny czy nawet powrotu gdziekolwiek. Kolejny raz to samotność była ostatecznym wyborem. Jeśli zostałby dłużej, skrzywdziłby nie tylko ja ale i wszystkich bliskich sobie ludzi na których nie zasługiwał.
Wychodząc rzucił Abramowi spojrzenie, które mogło oznaczać znacznie więcej niż te rzucane mu wcześniej. Striker mógł go teraz zabić i nawet nikt by go nie powstrzymał, różnica była jednak taka, że on nie przerzucał winy na innych.
Musiał wyjść. Chwilę odetchnąć, chociaż na krótką chwilę. Nie wyszedł głównym wyjściem ale tym przeciwpożarowym. Zablokował drzwi. Wyciągnął z kieszeni papierosy, a drżącymi dłońmi próbował je odpalić. Właśnie teraz w jego głowie pojawiał się plan, w którym mógł za parę chwil całkowicie zniknąć z życia wszystkich.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

18 lis 2017, o 22:35

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

18 lis 2017, o 22:48

- Charlie, proszę - powiedziała jeszcze Wade, wbijając w niego spojrzenie, zanim jej powieki opadły i straciła siłę na dłuższe proszenie mężczyzny o to, żeby z nią został. Nie powiedziała nic więcej, bo środek zadziałał, ale chciała, żeby nie wychodził. Może bała się Abrama, a może bała się czegoś innego, ale chciała, żeby Striker był przy niej. Jednocześnie widziała, jak odchodzi i nie mogło to być najspokojniejsze zaśnięcie w jej życiu. W końcu to przy nim czuła się najlepiej, nieważne, czy się dogadywali, czy nie do końca. To przy nim zawsze zasypiała najszybciej.
Lekarz pokręcił głową.
- Nie mamy jednoosobowych sal - odparł. - Dwuosobowe są najmniejsze. To Omega, nie Cytadela. I nie ma pustej. Jak temu tu wszczepią implant, to będzie miała salę dla siebie. Dopóki nie trzeba będzie zapewnić komuś łóżka. Przykro mi.
Ostatnie dwa słowa nie brzmiały szczerze, ale cała reszta już owszem. To nie była luksusowa klinika, jakie mijał pracując w stolicy galaktyki. To była podrzędna umieralnia, zajmująca się też czasem właśnie wszczepianiem implantów. I tak dobrze, że Sonya mogła leżeć na takiej sali, a nie na sześcioosobowej, na której obudził się Striker.
Abram odprowadził Charlesa spojrzeniem, ale w żaden sposób nie zareagował na groźbę, którą zobaczył w jego oczach. Nie słyszał, co na jego temat powiedziała mu Wade, bo starała się mówić cicho, nie miał więc pojęcia jak nastawiony teraz był wobec niego Striker. Pewnie był przekonany, że podejście mężczyzny do jego osoby pozostaje negatywne jeszcze po rozmowie w Zaświatach.
Nikt go nie zatrzymał, kiedy wychodził na papierosa. Na zewnątrz było znacznie cieplej, niż na Ziemi. Tylne drzwi kliniki otwierały się na jedną z mniejszych uliczek. Niedaleko stały kosze na odpady medyczne i inne śmieci, dla odmiany też nie kręciły się tu vorche. Mimo słabej opinii, szpital znajdował się w całkiem porządnym miejscu - w stosunku do wszystkich poprzednich, w których dzisiaj byli. Striker mógł w spokoju zapalić, pogrążając się w swoich depresyjnych przemyśleniach.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

18 lis 2017, o 23:03

Dym papierosowy wypełnił jego płuca. Bardzo tego teraz potrzebował. Tej niewielkiej chwili dla siebie. Tym bardziej, że rozmowa przed chwilą wcale nie sprawiła, że poczuł się lepiej. Patrzył po prostu w alejkę nie czując absolutnie żadnego chłodu. Jedyne co zrobił to usiadł na małych schodkach zaraz obok drzwi kliniki.
Czuł się w tym miejscu wyjątkowo dobrze. Wśród tych wszystkich śmieci mógł poczuć się jakby był właśnie w domu. Pasował do tego miejsca. Zresztą już od dawna uważał się za śmiecia wiec miejsce było naprawdę adekwatne.
Nie wiedział co ma zrobić. Chciał wrócić, siedzieć przy niej tylko po to żeby siedzieć. Po prostu być obok niej. Jednak inna część Strikera mówiła mu, że to będzie ogromny błąd. Krzywdził ja swoją osobą, a nie potrafił żyć inaczej. Jeśli dalej będzie kontynuował takie życie, jeśli dalej będzie ją zabierał na takie misje to w końcu ona zginie. Przebywanie przy nim było zbyt ryzykowne dla kogokolwiek. Teraz znowu zaczął zastanawiać się nad tym czy dobrze zrobił kontaktują się rodziną.
Udało mu się uratować brata, więc mógł zrobić chociaż tyle by odkupić swoje winy. Nie wiedział co się teraz musiało dziać w głowie Daryla ale to nie był na ten moment jego główne zmartwienie. Jedyne nad czym się naprawdę zastanawiał było pójściem dalej tą alejką i opuszczenie tego miejsca. Po prostu wyruszyć z powrotem na Cytadele całkowicie zaprzepaszczając wszystko co do tej pory zrobił. Oprócz Sonyi nikt nie wiedział w jakiej knajpie pracował, do tego była ona całkowicie nie uboczu. Jego rodzina mogłaby go nigdy nie znaleźć. Przynajmniej jego matka jeszcze nie wiedziała, że jej najstarszy syn dalej żyje.
Był chyba w połowie papierosa, kiedy coraz bardziej wierzył w to, że decyzja dotycząca ucieczki miała sens. Wszyscy wróciliby do swojego życia, zapominając o nim po raz kolejny. Nic by się nie zmieniło. Tylko jego życie dalej byłoby staniem w miejscu oraz stagnacją.
Opuścił wzrok na ziemię. To nie tak miało wyglądać. To wszystko poszło w tak złą stronę. Chociaż nie wiadomo czy po prostu nie podpowiadała mu tego psychika. W pewnym momencie wystrzelił spalonym papierosem w ścianę.
Wrócił do kliniki zamykając za sobą drzwi. Skierował kroki z powrotem do sali w której była Wade. Wszedł powoli do środka i ponownie zajął miejsce na taborecie. Po prostu siedział, nie odzywał się już. Nie wiedział, czy ta decyzja jest w ogóle słuszna. Po prostu robił to co uważał za słuszne. Jeśli będzie chciała go zostawić po tym wszystkim, niech i tak będzie. Teraz powinien być przy niej.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

18 lis 2017, o 23:27

Jego myśli podążyły dziwnym torem, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Nie mógł już teraz tak po prostu zniknąć z ich życia, bo zbyt wiele się wydarzyło. Może więc to właśnie ta podświadoma myśl kazała mu wrócić do kliniki. Znał swoją siostrę, wiedział, że gdyby teraz znikł ponownie, zrobiłaby wszystko, by go znaleźć. I raczej nie uwierzyłaby w kolejną sfingowaną śmierć. Wade z kolei wiedziała, gdzie żyje i gdzie pracuje. Jak tylko doszłaby do siebie, znalazłaby go na tej Cytadeli tylko po to, żeby wyrazić swoją wściekłość. Nietrudno było nawet wyobrazić sobie jej lodowate spojrzenie i zaciśnięte w złości usta, bo doświadczył już tego, kiedy próbował jej uciec w Montrealu. Tylko wtedy sytuacja była trochę inna, był dla niej wówczas tylko zasobem do wykorzystania. A brat? Nie wiedział, jak zmienił się jego brat. Mógł być zupełnie nowym człowiekiem, mógł być też tym samym porywczym młodzikiem co osiem lat temu. Charles wrócił do nich i wypowiedział w stronę Wade słowa, których nie dało się cofnąć. Nawet jeśli mieli już nigdy nie dogadać się w kwestii tej sytuacji w hangarze, nie znaczyło to, że kobieta chce, by zniknął z jej życia. Chyba że on faktycznie tak bardzo potrzebował z powrotem swojej permanentnej samotności.
Gdy wrócił, w sali Wade i Abrama nic się nie zmieniło. Kobieta spała, oddychając spokojnie, lekarza nie było. Charles mógł usiąść obok niej i poczekać, aż się obudzi, upewniając się w międzyczasie, że Abram nie zrobi niczego głupiego. Bo przecież chyba tego Sonya się obawiała, choć było to nieco irracjonalne. Nawet jeśli blondyn był bezpośrednią przyczyną tego, jak skończył hangar, to nie znaczyło, że w zatłoczonej klinice będzie usiłował doprowadzić swój szalony plan do końca - tylko po to, by zemścić się na Strikerze za wyśmianie go w Zaświatach.
Minęły dobre dwie godziny, zanim Sonya zaczęła budzić się z powrotem. W sumie trudno było mówić o "zaczynaniu", po prostu w pewnej chwili drgnęła i już była w stu procentach świadoma. Wyglądała, jakby śniło się jej, że spada. W chwili obecnej było to mało zaskakujące. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła siedzącego obok mężczyznę, a część jej spięcia zniknęła jak ręką odjął. Był tutaj, pilnował jej. Mimo słów lekarza nie zostawił jej samej.
- Hej - powiedziała w końcu, odwracając do niego głowę i wyciągając rękę, tak, by mógł ją chwycić z powrotem, jeśli chciał. Potem długo nie odzywała się, zatopiona w rozmyślaniach, na które mogła sobie pozwolić, będąc z powrotem świadomą. Wciąż jednak patrzyła na Charlesa.
Westchnęła ciężko.
- Jesteś na mnie zły? - spytała cicho. - Chciałam tylko... chciałam pomóc. Żaden ze mnie najemnik i żaden żołnierz. Przepraszam, jeśli... jeśli naprawdę uważasz, że to ja to spieprzyłam.
Nadal była nieco zaspana, choć wyglądała trochę lepiej, niż te dwie godziny temu. I jej głos brzmiał też zdrowiej, a z monitora zniknął jeden z czerwonych komunikatów - cokolwiek on znaczył. Lekarz miał rację, kobieta potrzebowała odpoczynku.
- Widziałam twoją twarz jak wychodziłeś. Myślałam, że już nie wrócisz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 00:04

Czas mijał. Nawet nie wiedział ile czasu minęło za nim usłyszał jej powitanie. Przez ten cały czas był obok walcząc ze swoimi myślami. Skupiał się na wszystkim byle tylko nie planować ucieczki oraz ponownego zniknięcia gdzieś w galaktyce. Nie opuszczał swoje miejsca obok niej. Nawet nie wyszedł już na kolejne papierosy. Po prostu był przy niej. Nie potrafił jej zostawić samej, szczególnie teraz, kiedy go tak bardzo potrzebowała. Obiecał jej to, że będzie przy niej. Więc kiedy usłyszał ponownie jej głos tym razem już był przygotowany.
-Hej.
Miał na twarzy już ten sam delikatny uśmiech jak zawsze. Znów tak samo ciepły jak przez te ostatnie dni. Oczywiście złapał ją ponownie za rękę. Tak jak ona i potrzebował tych niewielkich gestów, które dla obojga znaczyły znacznie więcej.
Nie naciskał. Czekał, aż będzie gotowa mówić. Przyglądał jej się delikatnie gładząc jej dłoń. Jakkolwiek miało się to skończyć chciał, żeby wiedziała jak bardzo chce być przy niej i mimo wszystko dalej jej pomagać. Nawet potem gdy wspomniała o poprzednim temacie też westchnął.
- Sonya, nie jestem na ciebie zły. Po prostu byłem przerażony myślą, że mogłaś tam zginąć i to przeze mnie.
Taka była prawda. Bał się, że ją straci. Nawet myśl, że gdyby przybył chwile później i znalazł by ją martwą przyprawiał go o ból. Była kobietą jego życia. Jeśli by go nawet zostawiła to nigdy nie potrafiłby o niej zapomnieć.
- Po prostu mnie nie posłuchałaś, ale to nie powinno mnie chyba dziwić.
Cicho parsknął śmiechem. Teraz, kiedy wiedział, że wszystko z nią w porządku mógł sobie pozwolić na ten mały zgryźliwy komentarz. Żyła i to było najważniejsze, a to co wydarzyło się wcześniej było tylko przypadkiem.
- Nic nie spieprzyłaś, przecież misja zakończyła się pełnym sukcesem.
Westchnął już głośniej nie potrafiąc puścić jej ręki. Przysunął taboret trochę bliżej. Wcześniej opierał się plecami o ścianę, więc siedział trochę dalej. Teraz preferował oparcie się łokciami o materac łóżka i być jak najbliżej.
- Bo chciałem uciec. – Jego głos na sekundę dosłownie się złamał. – Dobrze wiesz, dlaczego. Pomimo tego, nie potrafiłbym cię zostawić. Nie mógłbym.
Nie musiał jej mówić. Znali się już na tyle, że mogła się domyśleć co mogło się dziać w głowie Charles’a przez te ostatnie parę godzin.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 00:37

Wade westchnęła, choć już nie przez ciężar, który nie chciał opuścić jej klatki piersiowej, ale ze zwyczajną ulgą. Teraz było lepiej, teraz mogła porozmawiać ze Strikerem normalnie. Pewnie celowo nie poruszała tematu Abrama, bo nie chciała znów się denerwować, a gdy Charles siedział tu z nią, nie musiała stresować się jego obecnością. Ciepła dłoń mężczyzny zaciśnięta na jej drobnych palcach była wszystkim, czego teraz potrzebowała. Zamknęła znów oczy.
- Przestań - poprosiła, gdy znów wziął winę na siebie. - Musimy się zastanawiać, czy to przeze mnie, czy przez ciebie? Udało się, Charlie. Mamy twojego brata. Chciałam ci pomóc, nie pozwoliłabym ci zrobić tego samemu.
Uśmiechnęła się później lekko.
- Chyba nie powinno. Ale więcej na takie akcje z tobą nie idę. W ogóle więcej na takie nie idę. Nie nadaję się do tego.
Brzmiało to trochę jak rezygnacja, a trochę jak obietnica, z której Striker powinien być zadowolony. Lepiej dla niego było, gdy kobieta trzymała się od tego wszystkiego z daleka. Może i potrafiła utrzymać się przy życiu, prawie tak samo dobrze, jak on, ale zarówno poprzednia, jak i ta misja nie skończyły się dla niej najlepiej. Miała jakiś tam naturalny talent do walki, mimo to jednak nie na tyle duży, by być pewną pozytywnego zakończenia. Z omni-ostrzem radziła sobie doskonale, była cieniem, którego przeciwnicy zauważali zdecydowanie za późno. Ale za każdym razem kończyła ranna. Ani nie sprawiało jej to przyjemności, ani nie dawało żadnej satysfakcji, ani nie było częścią jej pracy. Mogła więc odpuścić.
- Długo teraz spałam? - spytała. - Rozmawiałeś z Darylem?
Nie wiedziała, że przez całe ostatnie dwie godziny Charles siedział przy niej, nie umiejąc jej zostawić, bo ostatnim, o co poprosiła zanim podany specyfik na nią zadziałał, było to, żeby nie wychodził. Otworzyła oczy i przeniosła wzrok na siedzącego obok mężczyznę. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu.
- Nie wiem, co się działo odkąd wylądowałam na dole. Ty mnie tu przywiozłeś, tak? - utkwiła spojrzenie w zabandażowanej części jego klatki piersiowej. - Z mojej strony to wyglądało, jakby trafiła ci prosto w serce.
Faktycznie, kula przeszła na ukos, wstrzelona w jego ramię od góry, bo inaczej turianka nie mogła wtedy tego zrobić. Prawdopodobnie znów przeżył cudem, gdy pocisk minął ważne organy dosłownie na milimetry.
- Powiedziałeś, że zabierzesz mnie potem gdzie chcę - przypomniała słowa, które wypowiedział gdy ona wydawała się zbyt roztrzęsiona, by je zapamiętać. - Chcę do domu. Do Kanady. Chcę do swoich kotów i swojego łóżka.
Teraz była zmęczona wszystkim, co się wydarzyło. Bólem, który rozsadzał jej czaszkę i nerwami, które towarzyszyły jej za każdym razem, gdy przypominała sobie kto leży za parawanem.
- Charles - odezwał się głos, który mężczyzna zdołał już częściowo zapomnieć. Gdy odwrócił głowę, w drzwiach do sali stał jego brat. Wyglądał już znacznie lepiej, przebrany w świeżą szpitalną koszulę wciśniętą w spodnie, umyty i ogolony. Na pewno też coś zjadł. Gdyby nie ubranie, można by było powiedzieć, że miał za sobą po prostu ciężką noc, która równie dobrze mogła być porządną imprezą. Taka wersja pasowała do niego bardziej, niż niewola u turian.
- Nie mogłem cię znaleźć w sali. Pielęgniarka wysłała mnie tu - przez chwilę milczał, podchodząc blizej. Stanął u stóp łóżka Sonii. Kobieta przeniosła na niego spojrzenie, wreszcie mogąc mu się przyjrzeć. Może szukała podobieństw, a może liczyła różnice. - To naprawdę ty? Skąd... dlaczego akurat teraz? Dlaczego ty żyjesz, do cholery?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 01:09

Wiedział, że miała rację. Zadręczanie się teraz tym wszystkim nie miało żadnego sensu. Ważne było to, że wszyscy wyszli z tego cało. Poturbowani, ranni, ledwo żywi ale wyciągnęli stamtąd wszystkich. Co do jednej osoby. To był cud. Chociaż pewnie ważnym czynnikiem było to, że ich przeciwnik okazał się być o wiele słabszy niż na początku zakładali. Nikt tak naprawdę porządnie przez nich nie oberwał, no może Abram.
- Wiem i bardzo ci za to dziękuje.
Pocałował ją w dłoń którą trzymał. Teraz, kiedy strach przed jej śmiercią powoli odchodził na bok on w końcu mógł zacząć się cieszyć tym, że wszystko poszło dobrze. Poczuł też spokój słysząc, że kobieta nie będzie już chciała ruszać na takie akcje. Wciąż uważał, że jest świetnym żołnierzem ale po prostu trudno mu byłoby mu pracować z nią razem na kolejnej misji jeśli w głowie miałby cały czas sceny z tego wydarzenia.
- Dwie godziny. Byłem tutaj przez ten cały czas. Tak jak prosiłaś.
Uśmiechnął się do niej ciepło. Chciał żeby to wiedziała, chciał by wierzyła, że nie jest dla niego ważna. Oczywiście nie musiał o tym całkowicie wspominać ale na swój sposób miał problemy z myślami w których ona wciąż uważa to wszystko za jego dziwną grę.
- Jeszcze nie. Wolałem być tutaj.
Nie odrywał od niej swojego wzroku. Zmieniał się, powoli znowu był taki do którego mogła się już przyzwyczaić. To spojrzenie, które mówiło chyba wszystko co do niej czuł.
- Od razu pobiegłem na dół, żeby sprawdzić co z tobą. – Wspomnienia tego widoku dalej go prześladowały. – Zabrałem cię najszybciej jak się dało. Musiałem nastraszyć quarianina żeby nas tutaj zabrał. – Westchnął głośno. – Potem straciłem przytomność, ale już wszystko jest dobrze.
Miało to sens. Mimo wszystko też był blady na twarzy bardziej niż zazwyczaj. Nawet nie mogła sobie wyobrazić jak bardzo ryzykował wtedy swoim życiem byle tylko uratować jej. Pewnie jego rana musiała być nieźle rozszarpana pod sam koniec. Wykonując te wszystkie czynności nie oszczędzał się nawet na sekundę.
- Wiem, że wyglądało to źle ale to nie był pierwszy raz, kiedy oberwałem. Już wiesz, że tak łatwo nie jest mnie zabić. Chociaż ty byłaś naprawdę blisko.
Parsknął śmiechem. Minęło może pięć dni od Islandii, a on już potrafił z tego żartować jakby to nie było nic takiego. Jakby tamto wydarzenie stało się lata temu. Trzeba było przyznać, że Striker całkowicie inaczej postrzegał ten cały świat i może to właśnie było jednym z powodów dla których postanowiła się przed nim tak otworzyć.
- Jak tylko lekarze uznają, że jesteś w stanie normalnie funkcjonować to zabiorę cię do domu.
Zbliżył się do niej znacznie bliżej niż wcześniej i delikatnie pocałował ją w usta. Dotknął swoim czołem jej. Odezwał się nagle bardzo cicho.
- Kocham cię.
Wrócił znowu na swoje miejsce wiedząc, że Sonya wciąż powinna odpoczywać. Miał coś jeszcze dodać, kiedy usłyszał za sobą głos swojego brata. Ta rozmowa też byłą nieunikniona. Odwrócił głowę w jego stronę.
- Ponieważ ja nigdy nie umarłem Daryl. – Nie potrafił mu teraz odpowiedzieć na to dłuższą wersją tej historii. Planował mu wszystko opowiedzieć jak swojej siostrze ale nie mógł się kłócić bratem przy Sonyi. - Spotkałem się z Emily kilka dni temu. Opowiedziała mi o wszystkim, więc przyleciałem tutaj i zrobiłem to co zawsze jak wpadałeś w kłopoty.
Jego brat bardzo się zmienił. Mógł to zauważyć szczególnie teraz, kiedy już nie wyglądał tak źle jak wcześniej. Wydoroślał, chociaż wciąż nie wiedział jak bardzo mógł zmienić się jego charakter.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 01:37

Na jej ustach pojawił się uśmiech - na krótko, ale zawsze to coś - w chwili, gdy powiedział, że przez cały czas siedział tu z nią. Potem westchnęła i spróbowała zmienić pozycję, ale wszystkie były tak samo niewygodne, więc tylko sięgnęła do panelu kontrolnego łóżka i podniosła się razem z nim do pozycji pół-siedzącej. Tak mogła lepiej widzieć i nie musiała leżeć na płasko.
- Biedny quarianin - stwierdziła, wciąż unosząc w rozbawieniu jeden kącik ust. Łatwiej było żartować o tym, co w rzeczywistości było trudne, niż radzić sobie z tym ciężarem naprawdę.
Gdy przysunął się do niej, delikatnie odwzajemniła pocałunek, nie pozwalając sobie teraz jednak na zbyt wiele. W każdej chwili mógł ktoś wparować do sali, a ona nie lubiła okazywania jakichkolwiek uczuć przy ludziach. Wystarczyło, że za kotarą leżał mężczyzna, którego obecnie nienawidziła prawie tak mocno, jak Burela. Dopóki jednak Charles siedział tu z nią, była w stanie odsunąć od niego swoje myśli i cieszyć się tym, że oboje żyją.
- To dobrze - odpowiedziała na jego wyznanie, uśmiechając się nieco szerzej. Jeśli jednak zamierzała odpowiedzieć mu tym samym, to nie zdążyła, bo w sali pojawił się Daryl. A przy nim prawie natychmiast przestała się odzywać. Znów, tak samo jak przy Emily, wolała milczeć, by nie powiedzieć czegoś niewłaściwego. Tym razem jednak nie miała pod ręką prezentu przygotowanego dla młodszego Strikera. Może uznała, że uratowanie go przed czekającą go za kilka dni śmiercią było wystarczająco efektownym podarunkiem.
- Widziałeś się z Emily? - powtórzył Daryl, podchodząc bliżej. - Co mówiła na twój widok? Ona cię tu przysłała? Nie, ona nie pozwoliłaby ci tu przylecieć. Dlaczego...
Nie wiedział o co zapytać. Nie patrzył na brata z takim zachwytem, jak ich siostra. Nie rzucił mu się na szyję, na razie zbyt sceptyczny do wszystkiego, by w ogóle przejąć się tym wszystkim jakoś bardziej. To był Charles, owszem. Ale był inny. No i przede wszystkim miał być zwyczajnie martwy. Patrzył, jak go chowają.
- A mama wie? Jak to się stało, że się nagle znalazłeś? Minęło osiem lat. Pierdolone osiem lat, Charles. Serio, wracasz teraz jakby nigdy nic, stwierdzasz że jak zawsze mnie wyciągniesz z gówna, w które wpadłem i wszystko się ułoży? Co dalej, do domu na święta? Mama nie ma na to nerwów.
Przeniósł wzrok na Wade, a jego spojrzenie złagodniało nieco.
- Nic ci nie jest? Jak Ci na imię? - spytał.
- Sonya. I jak widzisz, bawię się świetnie - uniosła do góry rękę z usztywnieniem. Daryl odpowiedział jej na to jednym ze swoich szarmanckich uśmiechów.
- Dziękuję wam - powiedział. - Tobie w szczególności, Charles. Ale ni chuja nie wiem, co dalej. No nie wiem. Na to nie byłem gotowy, do cholery - zwrócił się do Wade. - Dobrze widzieć, że jesteś cała.
- Też nie narzekam.
Faktycznie, nie narzekała. Czasem krzywiła się z bólu, ale nie mówiła nic na temat tego, co i jak bardzo ją boli. Młodszy Striker zwrócił uwagę na to, że jego brat trzyma jej dłoń, ale w żaden sposób tego nie skomentował. Obszedł brata dookoła, na tyle, na ile się dało, między łóżkiem a maszynami, przyglądając się jednocześnie wszystkim widocznym tatuażom. Niektóre coś mu na pewno mówiły, większość jednak nie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 02:09

Charles przyglądał się mu. Kolejne pytanie. Ostatnio wszyscy zalewali go pytaniami. Nie powinien się jedna był tym przejmować, sam tego chciał i sam musiał to teraz wszystko załatwić najlepiej jak mógł. Chociaż jeśli jego brat nic się nie zmienił oznaczało to tylko ,że na pewno nie będzie to miła rozmowa.
- Cóż, kiedy się spotkaliśmy spodziewała się ciebie, a nie mnie. Oczywiście, że nie pozwoliłaby mi tutaj przylecieć. Jestem tutaj nieoficjalnie.
Mówił spokojnym tonem, trochę wręcz oschłym jak na siebie. Sonya mogła się już domyślać wcześniej, że jego kontakt z bratem raczej do najlepszych nie należał. Zresztą słowa jego brata też do najprzyjemniejszych nie należały. Nie odpowiedział na kolejną porcję pytań, jednak ścisnął dłoń kobiety trochę mocniej jakby powstrzymując się przed jakąkolwiek głupią decyzją.
Zachowanie jego brata irytowało go. Zachowywał się jakby to wszystko co się wydarzyło było całkowicie niczym. Nawet teraz próbował poderwać kobietę, którą ledwo co poznał. Rozumiał bardzo dobrze słowa swojej siostry, kiedy mówiła, że Daryl to Daryl. Nie miał prawa go oceniać po tych ośmiu latach ale jego zachowanie wyjątkowo działało mu na nerwy. Dopiero, kiedy brat postanowił go obejść ten postanowił cokolwiek powiedziec.
- Ja ci powiem co będzie dalej. Jutro z samego rana ty i twoi koledzy załadujecie się do promu lecącego na Ziemie. Zameldujesz się u swojego głównodowodzącego, że udało wam się uciec ponieważ, ktoś dokonał nalotu na przetrzymujących was turian.
To raczej nie była odpowiedź na jaką pewnie liczył. Charles zachowywał się wyjątkowo twardo wobec niego. Prawie tak samo jak wtedy, kiedy byli jeszcze dziećmi. Starszy Striker nie miał zbyt ciężkiego charakteru, po prostu zawsze starał się robić wszystko dobrze. Nie potrafił powiedzieć nie, bo chciał żeby inni go lubili. Jego brat był całkowicie inny. Dziwnie to wyglądało, kiedy to właśnie ten dobry skończył w największym gównie.
I chyba to właśnie irytowało go najbardziej. Jego brat mógł mieć wszystko o czym on mógł zapomnieć przez tyle lat. Kiedy on musiał robić rzeczy, za które wstydził się cały czas to Daryl zaprzepaszczał wszystko na hedonistycznym trybie życia, połączonym z byciem słabym żołnierzem.
-Ktoś mnie uświadomił, że ukrywanie się przed światem czasami nie jest najlepszym rozwiązaniem dlatego wróciłem. Jestem wolnym człowiekiem dopiero od kilku miesięcy.
Jak zawsze trudno było mu mówić o swoim poprzednim życiu. Przy Emily było to jakoś łatwiejsze. Przy swoim bracie jakoś nie mógł się otworzyć tak łatwo. Nawet maż jego siostry był osobą z którą mógłby się łatwiej dogadać.
- To nie jest dobre miejsce, żebym mógł ci opowiedzieć o tym co się działo w moim życiu przez ostatnie osiem lat.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 11:49

Młodszy Striker po chwili namysłu skinął niechętnie głową. Musiał się zgłosić do swojego przełożonego i dać mu znać, że żyją. Tylko że nie o to teraz pytał. Zastanawiał się, jak będzie wyglądało teraz ich życie, skoro Charles wrócił na łono rodziny. Zadawał te same pytania, które pewnie zada mu też matka. Dobre trzy razy będzie musiał się ze wszystkiego tłumaczyć, raz siostrze, raz bratu i raz kobiecie, która go wychowała. Pewnie już przy pierwszej takiej sytuacji miał dość, a Emily i tak zrozumiała go dość dobrze. Z Darylem mogło być nieco gorzej.
- No nie jest najlepszym. Zwłaszcza, że wszyscy widzieliśmy, jak cię chowają.
Te słowa Charles mógłby sobie już powiesić oprawione nad łóżkiem. Co innego by było, gdyby po prostu zniknął, poleciał na drugi koniec galaktyki i przestał odzywać się do rodziny. Ale miał pogrzeb, na którym oni wszyscy byli. Na którym płakali wszyscy troje, łącznie z jego młodszym bratem. Stracili go już na dobre i żadne z nich nie sądziło, że go odzyska.
Przez długą chwilę Daryl stał obok łóżka Sonii i wpatrywał się w Strikera. Choć nie był tak emocjonalny jak Emily, to jednak w jego oczach było widać wszystko, co dzieje się w jego głowie. A może po prostu znali się tak dobrze, że ciężko było cokolwiek ukryć, mimo tych nieszczęsnych ośmiu lat, w ciągu których obaj diametralnie się zmienili. Z jednej strony był niesamowicie poruszony tym, że jego brat pojawił się ponownie w ich życiu, z drugiej jednak był wściekły, że zrobił to w ten sposób, znów stając się osobą odpowiedzialną za naprawienie jego błędów. Już dawniej nie lubił, gdy Charles wsadzał nos w nieswoje sprawy, choć to nie znaczyło, że nie doceniał tego, co zrobił dla niego dziś. Opuścił wzrok na wytatuowaną dłoń, trzymającą za rękę Wade.
- Dziękuję - powiedział w końcu, choć było to słowo, które z trudem przeszło przez jego gardło. - Myślałem, że tam zginiemy. Nikt nie odpowiadał na żądania i nie dziwię się w sumie. Jak zobaczyłem ciebie, to myślałem, że to halucynacje z głodu. Ale potem... potem uznałem, że jesteś zbyt niepodobny do Charlesa, którego pamiętam, by wytworzył cię mój zmęczony umysł.
Może jednak trochę wydoroślał, może potrafił jednak myśleć rozsądnie. Wiedział, że jego brat zasługuje na podziękowanie, bo nie tyle wyciągnął go z jakiegoś byle konfliktu, co uratował mu życie, tym razem już tak na serio. Skinął głową w stronę ich splecionych dłoni.
- Kim jest twoje ranne nieszczęście? - spytał, wyraźnie mając na myśli Sonyę. - Po pancerzach domyślam się, że przyszliście po nas z jakąś organizacją najemniczą, jaka to? Pracujecie dla nich?
- Ja... jestem tłumaczem - odpowiedziała Wade, po czym parsknęła śmiechem. Jak na zawód, którym oficjalnie się zajmowała, zadziwiająco dobrze radziła sobie z bronią. Nie mogła jednak pozwolić sobie na śmiech. Skrzywiła się z bólu i zamilkła z powrotem. Jej ciało było wrażliwe po poważnej operacji. Faktycznie potrzebowała choćby tych dwóch dni, by dojść do siebie. Współczesna medycyna była już na tak wysokim poziomie, że przynajmniej zarówno wnętrzności, jak i skórę na zewnątrz miała już zasklepioną, ale to nie znaczyło, że jej to nie boli. Gorzej było z ręką. Tego nie mogli jej naprawić w godzinę.
Daryl też się uśmiechnął, słysząc jej mało wiarygodne słowa. Miał ten sam, przyjemny uśmiech, co osiem lat temu. Nic dziwnego, że zatracał się w hedonistycznym trybie życia, skoro z tym uśmiechem hedonistyczny tryb życia sam się do niego pchał. Przeniósł ten uśmiech na Charlesa.
- Więc... - zaczął i zamilkł, znów nie wiedząc co powiedzieć. W przeciwieństwie do Emily nie egzaltował się, nie płakał i nie rzucał mu się na szyję. - Będziesz... co teraz będziesz robił?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 12:54

Charles cicho westchnął. Zastanawiał się przez chwilę co by było gdyby musiał to jeszcze przedyskutować ze swoim ojcem gdyby żył. To byłaby pewnie najcięższa rozmowa. Miał charakter podobny do ojca z tą różnicą, że Charles nie był, aż tak dobrym człowiekiem. Ktokolwiek kto znał jako operator Rosenkova wiedział co potrafił zrobić w tamtych latach. Czyny, które prześladowały do dziś dzień. Kiedyś o nich będzie musiał komuś opowiedzieć.
- Dziwię, że pozwolili wam przeżyć tak długo ale nie martwi się Daryl. – Spojrzał na niego, aż w końcu na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Ten sam złośliwy wyraz twarzy, który mu sprzedawał jeszcze, kiedy byli dziećmi. – Emily dokończy ich dzieła. W życiu nie widziałem jej, aż tak wściekłej.
Może i przez te lata Charles miał jakaś urazę do swojego brata. Miał nawet do tego powody. Jego zachowanie było bardzo specyficzne i raczej nie każdemu mogłyby przypaść do gustu. Bardzo dobrze opowiadała o tym jego siostra. O ślubie o wszystkim. Nie chciał go winić za ostatnie wydarzenia. Może Sonya miała rację. Jego zniknięcie mogło też wpłynąć na to robił w swoim życiu.
Spojrzał na Wade. To pytanie też było nieuniknione. Różnica była za to taka, że tym razem nie będą mogli trzymać się historyjki w które ona jest tylko zwykłym tłumaczem. Przynajmniej będą musieli trzymać się tej części historii w której poznali się w restauracji. Oficjalnej wersji raczej nikt nie potrafiłby zrozumieć.
- Nie. To byli ludzie, których wynająłem do tego zadania. Siedząc w pace można poznać bardzo ciekawych ludzi.
Westchnął. Nie było sensu ukrywać tej części jego życiorysu bo na tle całej reszty nie wyglądała ona tak najgorzej. To było tylko więzienie. Taką informację dało się jeszcze przetrawić. Na pewno łatwiej niż całą resztę, w której Striker zabił naprawdę wielu ludzi.
- Ja jestem kucharzem. – Mówił to bardzo poważnie. – Poznaliśmy się Sonya w restauracji w której pracuje. Jakoś tak wyszło, że skończyliśmy razem.
Uśmiechał się do kobiety jakby wspomnienie tamtego dnia wcale nie kojarzyło mu się z tym, że został wykorzystany oraz prawie przez nią zamordowany. To nie było ważne. Żyła, była przy nim oraz chciała być. Tylko to się dla niego liczyło w tym wszystkim. Nic innego nie miało znaczenia. Najchętniej zabrałby ją stąd już do Kanady by mogła odpocząć w swoim domu oraz przy kotach.
- Musze wrócić na Cytadele zamknąć kilka spraw. Postaram się wrócić na Ziemię. Znaleźć jakieś mieszkanie i spróbować jakoś dalej żyć.
Westchnął. Te wszystkie zmiany wcale nie były dla niego proste. Nigdy nie chciał niczego zmieniać w swoim życiu, bo zawsze myślał, że nie zasługuje na swoją szansę. Teraz, kiedy to wszystko się już zmieniło musiał przystawać się do czegoś nowego. Wciąż też nie wiedział, czy Wade będzie chciała z nim mieszkać. Wyjątkowo mocno wziął do siebie te słowa.
- Emily chce żebym przyjechał na święta do mamy. Zresztą muszę ją jeszcze poinformować, że jesteś żywy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 13:30

- Co? - Daryl parsknął śmiechem. - Kucharzem? Kurwa, Charles, to jest tak samo wiarygodne, jak to, że ona jest tłumaczem.
Wade uniosła na niego spojrzenie, zastanawiając się pewnie dlaczego mężczyzna nie jest w stanie uwierzyć w te słowa. Ale w sumie nietrudno było go zrozumieć. Nie tak pamiętał brata, a nawet teraz starszy Striker nie wyglądał przecież na kucharza. Patrząc na niego, łatwo było przyjąć informację, że dopiero co wyszedł z więzienia. Znacznie trudniejsza była ta, mówiąca że na co dzień zajmował się gotowaniem. Nie pasowało to do niego zupełnie, a gdy ostatni raz bracia się widzieli, Charles umiał zrobić jajecznicę i ugotować wodę. No, może nie aż tak, ale mniej-więcej tak to wyglądało.
- Pracuje w restauracji - Wade potwierdziła jego słowa. - Na Cytadeli. Ja pracowałam jako tłumacz starych dialektów dla... jednej z organizacji. Teraz zajmuję się tym prywatnie.
Kpiący uśmiech zniknął z ust Daryla, kiedy powoli docierało do niego, że mówili mu prawdę. Może nie umiał wyobrazić sobie, że ktoś zajmowałby się czymś tak prozaicznym, jednocześnie biegając z bronią i wybijając bez wysiłku turiańskich separatystów. Sam poświęcił swoje życie wojsku, choć nie wychodziło mu to najlepiej, ale nie zajmował się niczym innym. Niczym, co byłoby zwyczajną pracą, jaką mógł zajmować się każdy.
- Kucharzem? - powtórzył jeszcze, tym razem nie z rozbawieniem, a z niepewnością. Znów przeniósł wzrok na dłonie brata. No nie były to ręce, które widziało się, gdy człowiek myślał o gotowaniu.
- No... w każdym razie... - podrapał się po głowie. - Osiem lat, hm? Może mi opowiesz w święta. Jak będziesz opowiadał mamie. Zresztą najpierw musisz jej powiedzieć, że ty jesteś żywy, bo rozumiem że o tym nie wie. Ja polecę do domu już teraz, znaczy jutro. Muszę zadzwonić do nich. Zaraz to zrobię.
- Mam nadzieję, że Emily nie będzie od razu potem dzwonić do mnie - mruknęła Wade słabo. Faktycznie, to mogło się wydarzyć. W końcu to Sonya obiecała kobiecie, że znajdzie ludzi, którzy uwolnią jej brata, tak samo jak znalazła poprzedniego. Była w swoich działaniach wyjątkowo skuteczna, na pewno z punktu widzenia Emily. Lepiej, żeby tak zostało, a póki co ciężko było jej rozmawiać.
- To na święta do nas, co? Jak dawniej? - wzrok Daryla przesuwał się po widocznych tatuażach i bliznach na ciele Charlesa. Sam pewnie też jakieś swoje już miał, choć ukrywała je teraz szpitalna koszula. Jakiekolwiek znamiona zdołał zebrać przez te lata, nie mogły się one z pewnością równać z tym, jak wyglądał jego brat. - Ugotujesz coś? - uśmiechnął się, znów w ten sposób, który mógł być dla Strikera irytujący. - Matka znowu będzie mi truła, skoro nawet ty kogoś masz, święta będą doskonałe.
W kiepskich żartach ukrywał targające nim emocje, wiążące się z powrotem jego brata. Ale w jego oczach było widać to wszystko, czego nie wypowiadały usta. Pretensje i złość. Zaskoczenie i radość. Za dużo, by sobie z tym poradzić w ciągu jednego dnia, jednej rozmowy. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, odgradzając się w ten sposób od wszystkiego dookoła.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 13:47

Patrzył na niego widząc jego niedowierzanie. Niestety czasem prawda potrafiła być naprawdę zaskakująca. Obydwoje. Ona i on próbowali zerwać ze swoim starszym życiem i zająć się w końcu czymś co mogłoby im obojgu sprawić przyjemność. Przez lata żyli całkowicie inaczej niż by chcieli. Może teraz w końcu odnajdą chociaż trochę spokoju w tym wszystkim.
- Przez te kilka lat miałem bardzo dużo czasu żeby znaleźć sobie hobby dzięki któremu nie odstrzelę sobie głowy.
Westchnął. Chociaż te słowa można byłoby wziąć za żart to w jego przypadku były one cholernie prawdziwe. Gotowanie nie było tylko dla nie go czymś zwykły. Była to odskocznia od życia do którego był wtedy zmuszony. Ten jego mały świat w którym to on mógł robić co chciał i wyrażać siebie w jakikolwiek sposób.
Uśmiechnął się do Wade widząc, że obydwoje dalej starają się z tego jakoś wybrnąć. Nie wyglądali teraz na normalnych zwykłych zjadaczy chleba. Szczególnie, że młodszy Striker na pewno widział wszystko na miejscu. Strikera ufajdanego we krwi turian, Sonye, która przebiła omni-ostrzem jego porywaczkę. Nie mogli przecież zajmować się tak prozaicznymi rzeczami. Jednak tak właśnie było.
- Nie wiem czy mogę opowiedzieć mamie wszystko. Robiłem dużo złych rzeczy Daryl. Zbyt dużo.
Jego głos brzmiał poważnie. Oczywiście w przeszłości najstarszego ze Strikerów można było nazwać dość idealistycznym człowiekiem. Nigdy nie zrobił czegoś naprawdę złego, a nawet jeśli to miał zawsze powód. Teraz jednak, kiedy o tym mówił brzmiało to inaczej. Jakby to co wtedy robił musiało być naprawdę popieprzonym gównem.
- Słuchaj. Ja zadzwonię do Emily, i tak pewnie sama by do mnie zadzwoniła w najbliższym czasie. Zadzwoń do niej za jakieś 30 minut dobrze?
Poprosił brata. Wiedział, że Sonya ma rację i pewnie będzie do niej dzwonić. Jeśli sam do niej zadzwoni będzie mógł wymyśleć coś w stylu, że ona śpi i on przekazuje siostrze wiadomość. Po prostu powiedzieć jej cokolwiek byle nie widziała jej w takim stanie.
- Emily myśli, że nas tu nie ma. Rozumiesz, prawda?
Nie traktował swoje brata jak idioty, po prostu chciał być absolutnie pewny że nie chlapnie czegoś głupiego przez komunikator. Nawet nie chciał myśleć jak wjechałaby na niego jego siostra po tym co zrobili. Szczególnie, że to on oberwałby po głowie za narażanie życia Sonyi.
- Tobie będzie truć? Wiesz, że ona chciała już mieć wnuki jak miałem 18 lat? Uwierz mi to nie ty będziesz wtedy miał przesrane.
Parsknął śmiechem. Chociaż tak samo jak brat ukrywał pewnego rodzaju niepokój. Ten cały pomysł ze wspólnymi świętami mógł okazać się ogromną katastrofą. Raczej jedną z tych których nie da się opisać słowami.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 15:33

Słysząc o złych rzeczach, Daryl przewrócił oczami. Może na nim nie robiło to wrażenia, biorąc pod uwagę jego charakter. Nie reagował na to tak samo, jak Emily, bo byli dwiema zupełnie różnymi osobami. Domyślał się, o co chodziło, bo widział, jak Striker funkcjonuje podczas walki. Nietrudno było sobie wyobrazić, co musiał przejść, gdy patrzyło się na niego teraz, bez koszulki. Doskonale było widać zarówno bliznę na plecach, jak i te pojedyncze, w innych miejscach. Jakość niektórych tatuaży też pozostawiała sporo do życzenia, więc nie mógł ich zrobić w profesjonalnym studiu, za spore pieniądze. Mimo wszystkich swoich wad, Daryl nie był mało inteligentny. Ale nie oceniał brata - przynajmniej tak się wydawało - bo sam miał swoje za uszami. Przymierze tylko z zewnątrz wyglądało tak różowo.
- Spoko - mruknął mężczyzna, przenosząc spojrzenie na Sonyę. Przez chwilę przyglądał się jej, może zastanawiając się nad tym, czego sam Charles nie rozumiał, czyli jak to się stało, że teraz trzymała go za rękę i nie chciała puścić, a zostanie tutaj samej, bez niego u boku, było dla niej najgorszym, co mogło się w tej chwili wydarzyć.
- No przecież wiem - odparł Daryl z frustracją. Może i brat nie chciał traktować go jak idioty, ale on tak to odebrał. - Nie będę jej martwić. I tak się pewnie rozpłacze, jak usłyszy mój głos.
Parsknął krótko śmiechem, kiedy Charles wspomniał matkę i westchnął. To nie była tak swobodna rozmowa, jak ta, którą prowadzili wieczorem w apartamencie Emily i Tada. Tutaj między każdym wypowiedzianym przez Daryla zdaniem była chwila krępującej ciszy, ale trudno było się mu dziwić - właśnie żartowali sobie z typowych świątecznych rozmów z bratem, który od ośmiu lat był martwy. Znając go, od tamtej pory nie odwiedził grobu brata ani razu. Pewnie zachlał się gdzieś na dwa tygodnie, a potem uznał, że łatwiej będzie o tym nie myśleć. Teraz wyrzuty sumienia siedziały naprzeciwko i patrzyły na niego ciemnymi oczami Strikera. Może w święta będzie łatwiej, bo będzie tam Emily, która zawsze umiała rozładować sytuację, ale tutaj byli sami, a Sonya była zbyt zmęczona, żeby skutecznie spełniać tę rolę. Znów milczenie trwało trochę za długo.
- I... no. Mówisz, że na Ziemi - rzucił, ale do czegokolwiek zmierzał, nie udało mu się wymyślić następnego zdania. Westchnął i potarł czoło wierzchem dłoni.
- Zadzwoń do Emily, Charlie - odezwała się w końcu Sonya cicho, chcąc przełamać tę gęstą atmosferę. - Nie wiem, która godzina jest na Ziemi, ale na pewno od ciebie odbierze, nawet jeśli to środek nocy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 15:53

Ta rozmowa wyglądała tak jak zakładał na początku. To znaczy tak sobie to właśnie wyobrażał tylko, że z większością swojej rodziny będzie to wyglądać podobnie. Reakcja Emily była całkowicie niż zakładał. Znał jej charakter, więc wtedy uznał, że wyrwie mu oczy za to co zrobił. Daryl był bardziej przewidywalny chociaż spotkali się w o wiele gorszej sytuacji. Pewnie gdyby był pijany to rzuciłby się na Charlesa albo dlatego, że go nie poznał albo dlatego że miałby ochotę urwać mu głowę.
- Pewnie tak.
Z opowieści jego siostry jego matka nie zmieniła się, aż tak bardzo. Zawsze była najbardziej uczuciową osobą w rodzinie. Pewnie, kiedy usłyszy że jej syn żyje pewnie oszaleje z radości. Nie był tak pewny czy jak zobaczy jego to czy zobaczy jakąkolwiek radość. Nawet nie chciał teraz o tym myśleć. Spotkanie i tak było nieuniknione. Czy tego chciał czy nie.
Spojrzał na swojego brata. Nawet nie chciał wiedzieć co on musiał mieć w głowie. Znali się dłużej. Ich różnica wieku nie była tak wielka, jak pomiędzy Charlesem, a Emily. Obydwoje znali się naprawdę dobrze dlatego też tak ciężko było im rozmawiać.
- Zajmę się tym.
Wstał powoli ze swojego taboretu. Ostatni raz zbliżył się do Sonyi pozostawiając na jej czole delikatny pocałunek. Wiedział, że nie lubiła okazywać uczuć przy innych ale po prostu chciał jej dać pewność, że cokolwiek się stanie jest tylko i wyłącznie dla niej.
- Zapalę i zadzwonię. Mógłbyś chwilę z nią posiedzieć?
Wolał nie zostawiać jej samej. Chciał żeby czuła się bezpieczna. Odebrał z recepcji tylko kilka swoich rzeczy oraz wziął czystą koszulę szpitalną z rozmiarem dla kroganina. Wrócił na tyły klinika, tam gdzie już wcześniej zdążył zapalić. Rozsiadł się na schodkach. Chwilę później papieros znajdował się już w jego ustach. Dzwonił do siostry. Wiedział, że trochę jej zejdzie za nim odbierze.
- Wybacz, że dzwonie tak późno lub wcześnie. Nie wiem jaka jest teraz u was godzina.
Zaczął dość spokojnie. Nie zamierzał od razu informować ją o wszystkim. Nie wiedział czy będzie zaspana czy wściekła, że dzwoni o tak dziwnej porze.
- Chwilę temu otrzymałem wiadomość, że Daryl oraz jego koledzy są już bezpieczni. Z raportu który otrzymałem od wynajętych ludzi znajduje się teraz w klinice na Omedze. Jest wycieńczony ale to nic takiego. Powinien niedługo się z tobą skontaktować, a jutro już będzie na Ziemi.
Jego głos brzmiał tak jak zawsze. To znaczy tak jak wtedy, kiedy byli młodzi. Charles miał dziwną manierę to mówienia zawsze tym samym tonem głosu nie ważne jak poważna byłaby sytuacja. Mogło to doprowadzać niektórych do kurwicy. Tylko przy Wade potrafił się zachowywać trochę inaczej.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 17:50

Wyjątkowo tym razem Wade nie zaprotestowała, ani nie spięła się w niezadowoleniu, gdy Striker się nad nią pochylił. Pewnie tylko dlatego, że zwyczajnie nie miała na to siły. Skoro już i tak leżała w opłakanym stanie, ubrana w coś, co było błękitne i z metalowymi śrubami w ręce, mogła sobie pozwolić nawet na okazywanie czułości przy innych ludziach, choć kłóciło się to mocno z jej przekonaniami.
Daryl skinął niepewnie głową, nie wiedząc w sumie czemu ma tu siedzieć, skoro kobieta była podłączona do monitora i właściwie czuła się już całkiem nieźle. Nie miał pojęcia o jej oskarżeniach i obawach wobec mężczyzny za parawanem. Zajął więc stołek, gdy Striker go zwolnił, choć zastępując go zrezygnował jednak z trzymania kobiety za rękę. Odprowadził brata spojrzeniem, nie zatrzymując go dłużej. Gdy ten wychodził z sali, weszła do niej elegancko ubrana asari, która skierowała się do Abrama i zaczęła mówić coś na temat dostępnych implantów i czasu oczekiwania na ich wszczepienie.
Gdy już się ubrał, wyglądał znacznie lepiej, choć szpitalna koszula nie była czymś, co z reguły nosił na co dzień. Przynajmniej zasłonił swoje blizny i tatuaże, które nie wszystkim musiały się podobać tak, jak z jakiegoś powodu podobały się Sonii. Nikt też nie zabronił mu wyjść na tyły kliniki - nie było żadnego lekarza ani pielęgniarki w okolicy, który zorientowałby się, gdzie udaje się ich pacjent, żeby popalać w samotności.
- Nie szkodzi, jest piąta - odezwała się w końcu Emily zaspanym głosem. Pewnie gdyby mieli ze sobą kontakt przez ostatnie osiem lat, byłaby teraz wściekła. Na chwilę obecną wyglądało to tak, że na pewno przez najbliższe tygodnie każdy telefon i każde spotkanie z odzyskanym bratem będzie dla niej wspaniałym doświadczeniem. Nawet jeśli dzwonił i budził ją jeszcze przed świtem.
- Naprawdę? - spytała już głośniej, gdy dostała informację o tym, co dzieje się teraz z Darylem. Charles usłyszał dźwięk rozsuwanych i zasuwanych potem drzwi. Pewnie wyszła z sypialni, by nie budzić Tada. - Boże, Charles, jak dobrze! Tak się martwiłam. Kto się tym zajął? Sonya załatwiła ludzi, tak jak mówiła? Jest tam gdzieś? Chciałam jej podziękować. Nie mogę się doczekać, jak ją zobaczę, żeby ją uściskać za to. Jesteście teraz na Cytadeli, tak?
Wyciągnęła wnioski z tego, co mówił Striker, gdy widzieli się ostatnio. Miał polecieć na Cytadelę, by pozałatwiać swoje sprawy, więc pewnie stamtąd do niej dzwonił. A Wade, cóż, ona pewnie była z nim, bo dlaczego miałaby być gdzieś indziej?
- Sama bym do niego zadzwoniła, ale wiem, że zabrali mu omni-klucz - było słychać już, jak łamie się jej głos. Ze szczęścia, naturalnie. Daryl dobrze ją znał, że z góry to zakładał. - Nawet jak ma nowy, to nie znam ID. Boże, jak dobrze. Pewnie musi znaleźć jakiś terminal. Muszę zadzwonić do mamy, ale może poczekam aż się obudzi. Nie wiem jak ja się wam odwdzięczę. Charles, twój powrót był najlepszym, co mogło się teraz wydarzyć. To był... to był jakiś cud.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KLINIKA] Camentix

19 lis 2017, o 19:00

Słysząc głos siostry poczuł się trochę lepiej. Zastanawiał się nawet przez chwile czy w ogóle odbierze. Dawno nie słyszał swojej siostry zaspanej. Kojarzyło mu się to z porankami w których to on musiał ją budzić do szkoły. Bo ojciec był już w zakładzie pracy, a mama była zajęta przygotowaniem dla całej trójki śniadania.
Słysząc radość w jej głosie sam delikatnie się uśmiechnął. Rzadko, kiedy ktoś mu za cokolwiek dziękował, a jeszcze rzadziej była to jego własna rodzina. Cieszył się, że mógł pomóc w tej sytuacji. Akurat zdarzyło się, że Charles posiadał bardzo przydatny wachlarz umiejętności idealnie pasujący do akurat takiej misji. O tym akurat jego siostra wiedzieć już nie musiała.
- Musieliśmy pogłówkować nad razem trochę. Musiałem się skontaktować z kilkoma starymi znajomymi, którzy mieli swoich ludzi na Omedze. Ludzie Sonyi zajęli się sprawdzaniem płyt oraz namierzeniem ich.
Pewnie słuchając tego jak to opowiada, to naprawdę mogła zauważyć, że ich dwójka tworzyła naprawdę zgrany zespół. Nawet Charles’a zaskakiwało to, że poradzili sobie z tym wszystkim tak efektywnie. Pewnie gdyby poznał kogoś takiego jak ona w Rosenkovie to nie opuszczałby jej na krok. Wtedy byłoby to ze względów uczuciowych ale z bardziej prozaicznych. Wiedziała co robi i miała całkowicie inne umiejętności niż Striker przez co idealnie się uzupełniali.
- Teraz śpi. To całe latanie jest dla niej bardzo męczące. – Delikatnie westchnął. – Tak, powinniśmy wrócić na ziemię za jakiś czas.
Kolejny raz zaciągnął się papierosem. Powoli wszystko było dla niego stawało się łatwiejsze. Cały ten stres związany z ostatnimi wydarzeniami też. Było już po wszystko. Dopiero teraz rozmawiając z siostrą to sobie uświadomił. Doprowadziło to też tego, ze zaczął odczuwać ogromne zmęczenie materiału.
- Możesz załatwić Sonyi rolę w jakimś serialu czy filmie.
Parsknął śmiechem do słuchawki. Żałował, że nie było jej gdzieś obok by zobaczyć ten wyraz twarzy mówiący, żeby się zamknął. W głowie zamierzał już jej wspomnieć o tej części rozmowy. Obiecał jej jakaś rolę więc właśnie to robił.
- Po prostu wróciłem w dobrym momencie.
Westchnął głośno. Cieszył z tego, że dzięki niemu to wszystko poszło tak gładko. Czuł jednak się winny temu wszystkiemu. Nie potrafił się pogodzić z tym, że ona tak po prostu to zaakceptowała i naprawdę cieszyła się z jego powrotu.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Fabularne”