Stacja leżąca nieopodal stolic Noverii słynie ze swoich ultralabów - oczyszczonych z raknii przez Sheparda, spełniających teraz swoją rolę - stały się nowoczesnymi laboratoriami, w których przeprowadza się te badania i eksperymenty, z których słynie Noveria. Badania tak kontrowersyjne lub brutalne, że nie mogą się odbywać nigdzie indziej.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Biura pracowników

15 sty 2019, o 17:37

Avis nieco się uspokoił, a może po prostu lepiej wychodziło mu teraz udawanie, że akceptuje tę sytuację. Patrzył na ich oboje spode łba, zerkając co jakiś czas na Jeffersona, odpalającego powoli swojego papierosa. Nie, zdecydowanie nigdzie mu się nie śpieszyło, ale jego naturalna flegmatyczność też mogła mieć na to jakiś wpływ. Zgodził się z nimi współpracować, co nie zmieniało faktu, że wpadli do jego gabinetu mordując dwójkę ochroniarzy, którzy stali na warcie, grożąc bronią i żądając odpowiedzi, które niekoniecznie miał - a przynajmniej wydawał się nie mieć.
- Przeceniacie moją rolę - odparł z lekkim skrzywieniem, wypuszczając papierosowy dym z ust. Gęsty i jasny, pomknął w stronę sufitu, do otworów wentylacyjnych, które filtrowały powietrze w środku pomieszczenia.
- Co robiłeś na Chasce? - powtórzyła niebieskowłosa z Widmem, wyraźnie tracąc do mężczyzny cierpliwość.
- Opracowywałem i nadzorowałem implementację nowych technologii. Placówka położona jest w mroźnym klimacie. Mój patent na łączenia modułów zaoszczędził dwukrotnie koszty konserwacji i wyeliminował niektóre wady strukturalne typowych systemów stosowanych w koloniach - odpowiedział, tym razem bardziej rzeczowo i dokładnie. - To samo implementuję teraz tutaj, w placówce NDC.
Strzepnął nadmiar popiołu z końcówki papierosa do wnętrza popielniczki i pochylił głowę, masując dłonią skroń, jakby ich obecność przyprawiała go o zbliżającą się prędko migrenę.
- Czym jest baza na Chasce? To baza wojskowa?
Pokręcił głową, ale znów nie od razu, tylko dopiero po kilku sekundach od jej pytania, gdy jej dłoń trzymająca pistolet drgnęła a kobieta otworzyła ponownie usta, chcąc coś dodać lub go pośpieszyć.
- Jest centrum Castora, poniekąd.
Ponaglanie turianina chyba zaczęło go irytować. Jego kamienna maska wciąż miała się świetnie, lecz usta wygięły się w lekkim grymasie niezadowolenia. Jakby ich pytania go przytłaczały, było ich zbyt dużo, były zbyt agresywne. Nie lubił być traktowany jak wróg przez sam punkt swojego siedzenia. Volyova też nie pomagała.
- To było dawno temu - westchnął, prostując się. Irytacja wreszcie pojawiła się też w jego oczach. Sięgnął do swojego nadgarstka, po czym gwałtownym ruchem zdjął z niego omni-klucz i rzucił urządzenie do Widma, krzywiąc się. - Bierz sobie swój omni-klucz, Widmie. Niewiele ci powie. Ale współrzędne bazy na nim znajdziesz, może nawet kilka maili.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

15 sty 2019, o 21:07

Tym razem to jego łuki brwiowe uniosły się do góry po słowach inżyniera. Nie umknęły mu pierwsze szczeliny na masce spokoju inżyniera, chociaż ich natura nadal budziła wątpliwości. Jego irytacja oraz niechęć były nietypową reakcją na wtargnięcie dwóch opancerzonych postaci do jego biura chwilę po tym jak zamordowali jego ochroniarzy, ale powinni się już do tego przyzwyczaić. Dewitt przywitał ich pogardliwym uśmiechem i jawnym poczuciem wyższości, których nie umniejszyła lufa pistoletu przystawiona do czoła, reakcją Bryanta było kpiące rozbawienie i podszyta drwiną prowokacja, Reed emanował beznamiętną obojętnością, Katja buńczuczną pewnością siebie... Wyglądało na to, że Castor przyciągał do siebie pewien typ ludzi, którzy nie wpisywali się łatwo w ogólnie przyjęte schematy. Pod wieloma względami byli podobni do socjopatycznego przemytnika, którego torturował na dachu illyjskiego budynku, próbując wyciągnąć informacje na temat bomby, którą podłożył - targującego się z zakrwawionym uśmiechem o własne życie, bez cienia strachu czy skrupułów.
- Być może, ale ciężko mi w to uwierzyć. Zbyt wiele szczegółów do siebie nie pasuje - odparł po chwili, przysiadając na krawędzi biurka. - Tajna organizacja, której bardzo zależy na dyskrecji, zatrudnia inżynierów do skonstruowania sekretnej placówki znajdującej się w ukryciu przed Przymierzem i resztą galaktyki. Ta sama organizacja, która gdy ktoś próbuje z niej odejść, woli dokonać egzekucji na swoim ex-pracowniku i publicznie oflagować go jako terrorystę, niż pozwolić mu żyć w spokoju. Ta sama, która zaciera po sobie ślady z taką drobiazgowością, że znalezienie jakichkolwiek poszlak potrafi przyprawić o ból głowy. - Z każdym kolejnym zdaniem prostował jeden palec dłoni, wyliczając fakty, które udało im się zebrać na przestrzeni ostatnich miesięcy. - I jednak ta sama organizacja postanawia pozostawić swoich dwóch, uzbrojonych po zęby, doświadczonych żołnierzy, na straży jednego z inżynierów, który zna lokację ich bazy, zamiast po prostu dorzucić go do bezimiennego grobu jak całą resztę. Szczególnie, gdy ten sam inżynier nie ma rodziny ani bliskich, którzy mogliby zacząć węszyć po jego śmierci, jak sam zauważyłeś. Czy myślisz, że wszyscy pozostali ludzie z którymi pracowałeś, też dostali po dwóch ochroniarzy i żyją sobie gdzieś w spokoju, dalej pracując? Jeżeli naprawdę nie wiesz dlaczego zrobili dla ciebie wyjątek, to na pewno masz jakieś teorie - dodał niemal łagodnie. - Czy robisz dla nich coś jeszcze? Masz okresowo kontrolować te nowoczesne technologie? Pracowałeś przy innych placówkach? - podsuwał niespiesznie. Jefferson sprawiał wrażenie jakby nie lubił niepotrzebnego rozlewu krwi, co kłóciło się z jego spokojnym i wręcz nieświadomym podejściem do sprawy, ale Viyo nie mógł pozbyć się tego drapiącego uczucia pod łuskami na karku, że nie mówi im wszystkiego i że za jego osobą stoi więcej niż można by się spodziewać. Być może sprawiały to środki wrzucone przez Castora w utrzymanie Kevina przy życiu oraz zapewnienie mu bezpieczeństwa, przy jednoczesnej chęci zrobienia z Dewitta przynęty i praktycznie rzucenia go na pożarcie, a być może sam fakt, że inżynier prowadził niemal normalne życie posiadając wiedzę, która mogła zagrozić istnieniu całej organizacji. Organizacji, która opierała się na swojej anonimowości oraz fakcie, że nikt o niej nie wie.
Złapał rzucony omni-klucz, przez chwilę przyglądając się człowiekowi w milczeniu. Jego krótki wybuch irytacji podważył nieco przekonanie Viyo, że coś specjalnie przed nimi ukrywa, ale nie zamierzał protestować w obliczu tego, co właśnie dostali. Współrzędne placówki na Chasce były ich głównym celem i w teorii wszystko pozostałe było po prostu dodatkowym bonusem. W teorii. W praktyce odpowiedzi, które mógł im zapewnić Jefferson, dla niego osobiście miały wagę szczerego złota.
- Poniekąd? - podłapał temat, aktywując urządzenie. Nie zamierzał brać obietnicy człowieka na wiarę, zaczynając dzielić swoją uwagę na niego oraz na omni-klucz; wyświetlił dostęp do danych, łącząc swój ze zdobycznym komputerem, niejako wpuszczając do środka Etsy i szukając potwierdzenia, że rzeczywiście na urządzeniu znajdują się współrzędne placówki. A także sprawdzając ostatnie wiadomości Jeffersona, które zapewne odbyły się między nim, a Avisem. Jeżeli spotkał się z potrzebą hasła, zwyczajnie zapytał o to właściciela klucza.
Przesuwając palcami po wyświetlaczu i szukając tego na czym najbardziej im zależało, milczał przez chwilę, słuchając jego odpowiedzi. Jeżeli na urządzeniu rzeczywiście były dane o których mówił, być może zasługiwał na odrobinę mniejszy nacisk. Esencją każdego przesłuchania było dawanie jedną ręką i unoszenie drugiej, a w końcu dzięki niemu uniknęli rozlewu krwi. Przynajmniej na chwilę.
- Wiesz, niemal każdemu z żołnierzy Castora, których spotkaliśmy na swojej drodze, zadawałem jedno i to samo pytanie, ale niemal nigdy nie dostałem na nie odpowiedzi - odezwał się po paru sekundach, cichszym tonem, nie przerywając pracy. W jego głosie nie było jednak urazy, oskarżenia albo niechęci, ale przebijał się przez nie cień czegoś bardziej złożonego i trudnego do sprecyzowania. Nie ciekawość, nie zainteresowanie, ale bardziej... zmęczona potrzeba zrozumienia czegoś, czego nie mógł zrozumieć. I na co nigdy nie otrzymał bezpośredniej odpowiedzi od kogoś związanego z całą organizacją. - Wszyscy wolą ginąć niż rozmawiać, niż cokolwiek wyjaśnić. Może nie ma to związku z naszymi poszukiwaniami, ale powiedz mi... dlaczego? Domyślam się, że wiecie o nielegalnych eksperymentach na jeńcach wojennych, które Castor przeprowadzał w innej placówce, o tworzeniu wirusa który prawie zmiótł z powierzchni planety całe miasto, o wszystkich krwawych akcjach, szantażowaniu i manipulowaniu... więc dlaczego? Dlaczego z nimi współpracujecie? Ciebie też pytam, Avis. Pomóżcie mi zrozumieć.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

15 sty 2019, o 21:36

- Nie, nie myślę - odpowiedział, tym razem niemal od razu, ale znów umilkł. Maya zaklęła pod nosem, przestępując z nogi na nogę. Enigmatyczność mężczyzny i trud, z jakim wyciągali od niego jakiekolwiek odpowiedzi, grały jej na nerwach jeszcze mocniej niż Vexowi. - Może eliminowani są wszyscy, którzy mogą być zagrożeniem?
Pozwolił sobie na oszczędny uśmiech, rzucając do Viyo swój omni-klucz. Był zabezpieczony hasłem, ale podał je bez zawahania. Skoro rzucił mu już urządzenie, odmowa odbezpieczenia go byłaby śmieszna. Turianin zobaczył, jak poprzez jego omni-klucz, Etsy łączy się z tym drugim, natychmiast przeszukując jego zawartość i wyświetlając kilka rzeczy. Były tam maile, ale było ich bardzo mało i większość dotyczyła NDC. Znajdowało się za to jedno połączenie z Chasci, zachowane w zupełnie osobnym folderze, wraz z dokumentacją techniczną i, całkiem możliwe, koordynatami.
- Centrum dowodzenia, kwatera główna, jakkolwiek wolisz to nazwać - odrzucił, poprawiając się w miejscu.
Słuchając go, powoli zaciągnął się papierosem, wtykając go sobie do ust. Obserwował go obojętnie, nie pozwalając, by jego maska tym razem odsłoniła coś więcej. Milczał, gdy Viyo skończył, tak jak milczał Avis. Maya obróciła się w stronę żołnierza, patrząc na niego wyczekująco, ale sama nie dodała niczego więcej i nie pośpieszyła żadnego z nich tym razem. Dobrowolne oddanie omni-klucza było już jakimś sukcesem. Małym, ale zawsze jakimś.
Etsy wyświetliła na jego urządzeniu komunikat o znalezieniu transmisji z koordynatów, które odpowiadały jednej, nieoznaczonej placówce na powierzchni Chasci w tej samej chwili, w której Jefferson otworzył usta.
- Paskudny nałóg - powtórzył, nieco ciszej. Siedział na krześle jak wcześniej, z ręką opartą o podłokietnik, trzymając w dłoni papierosa, w którego z zamyśleniem się wpatrywał. - Ludzie zawsze mieli do niego słabość. Nawet gdy był przyczyną śmierci pięciu milionów ludzi na świecie, rocznie. Później sześciu. Dziesięciu. W 2147 roku rocznie piętnaście milionów ludzi umierało w skutek aktywnego lub biernego palenia.
Westchnął, strzepując nadmiar popiołu do popielniczki obok i dość obojętnie zaciągnął się dymem ponownie, obracając głowę w kierunku Viyo. Gdy wypuścił powietrze z ust, dym go przesłonił, ale tylko na chwilę.
- Rok później fascynująca grupa naukowców rozpoczęła testowanie pierwszej, skutecznej terapii przeciw nowotworom płuc i reszty układu oddechowego.
- To nie jest odpowiedź na żadne z pytań - warknęła niebieskowłosa, postępując o krok naprzód. Inżynier spojrzał na nią bez śladu lęku na twarzy, po czym wrócił spojrzeniem do turianina, do którego najwyraźniej kierował swoją opowieść.
- Jest. Naukowcy rozpoczęli testowanie znacznie wcześniej. Podwaliny do ich osiągnięć stanowiło tysiące błędów - sięgnął do popielniczki, gasząc swojego papierosa choć wypalił go dopiero do połowy. - Przyszłość, Widmie Viyo. Za nią warto ginąć. I za nią giną żołnierze, których napotkałeś na swojej drodze.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

15 sty 2019, o 22:54

Potwierdzenie współrzędnych, które pojawiło się na urządzeniu od Etsy, sprawiło, że uniósł głowę i spojrzał w stronę biotyczki, podłapując jej wzrok. Skinął nieznacznie, bez słowa pokazując, że mają to na czym im zależało; mały sukces, który pozwoli im na postawienie kolejnego kroku na wojennej ścieżce z Castorem, który być może nawet będzie jednym z pierwszych gwoździ dla całej organizacji. Dopóki umysł nie myślał o tym, że żeby cokolwiek zrobić z tą informacją, będą musieli zaatakować placówkę pełną żołnierzy pokroju Avisa, Reeda oraz martwej dwójki zaścielającej korytarz, a także wyjść z tego cało, było to nawet podbudowujące. I dopóki nie pamiętało się, że otrzymanie danych to dopiero połowa sukcesu.
Niestety on nie miał tego luksusu.
Przeniósł wzrok na człowieka, obserwując go w milczeniu i słuchając jego opowieści. To co z pozoru było zwykłą anegdotką o szkodliwości tytoniu, pozornie niezwiązaną z tematem, w rzeczywistości miało o wiele głębsze znaczenie. Może sprawiła to wrodzona niecierpliwość biotyczki i obecne napięcie, a może jego własne zamiłowanie do metafor, które nie tak dawno zarzucił mu Skinner po zaledwie paru minutach rozmowy, ale zrozumiał odpowiedź Jeffersona o wiele wcześniej niż Maya, dostrzegając sylwetkę tego do czego dążył jeszcze nim ta warknęła, próbując go pospieszyć. Śledził spojrzeniem jego ruchy, myślami błądząc dookoła historii oraz tego co oznaczała. Chęć zrozumienia pobudek mężczyzny była główną podwaliną jego pytania, ale nie była bezpodstawna, nie opierała się tylko na ciekawości oraz patologicznej potrzebie odpowiedzi na wszystkie pytania kłębiące się w głowie. Wiedza o poglądach człowieka mówiła o nim więcej niż lakoniczne odpowiedzi, flegmatyczne gesty czy irytująca niespieszność w zbieraniu myśli; wyjaśniała też częściowo jego pierwsze pytanie, to które wałkowali przez ostatnią minutę.
Jefferson podzielał wizję Castora. Być może już dla nich nie pracował, ale samo podejście oferowało współpracę w przyszłości, wyglądając na wystarczająco mocne, by rzeczywiście nie stanowić zagrożenia. Obopólne zrozumienie było silniejszą motywacją niż pieniądze lub strach. Dlatego wciąż żył i cieszył się swobodą.
- Potrafię to zrozumieć - odezwał się po chwili milczenia. Obrócił w palcach omni-klucz i wsunął go do zasobnika przy pasie, podnosząc wzrok na mężczyznę. Ludzie nie mieli długowieczności pozostałych ras, nie mieli ich cierpliwości. Popychanie postępu do przodu kosztem własnych pobratymców oraz wyparcia etyki, umożliwiało im progres. Odwieczny dylemat poświęcenia jednostek dla dobra ogółu, tyle że skoncentrowany do problemu nielegalnego eksperymentowania oraz odkryć naukowych. Ewolucja kosztem ideałów. - Właśnie to robi Castor na Chasce? Wiemy, że oprócz centrum dowodzenia, mają tam też sekcje badawcze. Powiedz nam co wiesz o tej bazie. I dla kogo tam pracowałeś.
Zrozumienie było jednym, ale poparcie drugim. Przesunął spojrzeniem po twarzy inżyniera, śledząc wzrokiem ruch jego papierosa, gdy opuścił go ku popielniczce. Czy to przypomnienie o chorobie, która zebrała swoje żniwo na jego rasie, odebrało mu apetyt, czy co innego sprawiło, że uznał wygaszenie go za zbliżający się koniec konwersacji.
- Postęp w nauce dla dobra własnego przetrwania lub rasy czasami wymaga kompromisów, rozumiem. Ale to co znaleźliśmy w innych placówkach nie było tym o czym mówisz. Nie było próbami stworzenia przyszłości lepszej dla innych ludzi, nie było szukaniem rozwiązań na lekarstwo - kontynuował, obracając nieznacznie twarz w stronę Avisa i obserwując go w trakcie, gdy mówił, upewniając się, że chwilowa utrata uwagi ze względu na otrzymane informacji, nie wiązała się z jakąś reakcją z jego strony. - Przyszłość nad którą tam pracowano, była przyszłością złożoną z wojny na galaktyczną skalę i ludobójstwem. To właśnie za taką przyszłość chcecie ginąć? - rzucił, tym razem kierując swoje pytanie bezpośrednio do miecznika i mierząc go spojrzeniem. Jeżeli nie otrzymał odpowiedzi, przeniósł swoją uwagę z powrotem na Jeffersona.
- Skąd Reed wiedział, że po ciebie przylecimy? I kto ostrzegł cię o naszym lądowaniu?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

15 sty 2019, o 23:26

Chwilowe zmniejszenie napięcia ze strony Widma nie wpłynęło w żaden sposób na ochroniarza. Patrzył się na niego tak samo nienawistnie jak wcześniej. Kilka razy jego wzrok uciekał w kierunku broni, ale na drodze stała mu biotyczka, gotowa strzelić do niego w każdej chwili, lub cisnąć nim o ścianę i skręcić kark. Zerkała na niego częściej niż Widmo, uważając na ich jeńca, podczas gdy on przesłuchiwał Jeffersona.
- Nie - odparł cicho, jakby sam do siebie. - Nie sądzę, żebyś rozumiał.
Milczał, obserwując Widmo gdy mówił, ale samemu nic od siebie nie dodawał. Nawet bezpośrednie pytanie o bazę i to, dla kogo pracował bezpośrednio, spotkało się jedynie z krótkim spojrzeniem w jego kierunku. Inżynier nie był skłonny do rozmowy, choć powiedział im już wiele - przynajmniej ze swojej perspektywy. Avis mógł tylko zaciskać pięści, wściekły na siebie, lub na niego, a już na pewno na dwójkę, której udało się tutaj dotrzeć. Ale z każdą minutą rozmowy Kevin wydawał się tylko bardziej zmęczony tym, że musi taką rozmowę w ogóle prowadzić.
- Baza na Chasce to serce, łączące wszystkie inne organy ze sobą - odrzekł i uśmiechnął się nawet lekko. - Znajdziesz tam odpowiedzi na swoje pytania, Widmie. I prawdopodobnie swój koniec. Ja dla ciebie ich nie mam.
Odchylił się w krześle, przyglądając mu otwarcie. Nawet gdy wspomniał ludobójstwo, mężczyzna ani drgnął, odwzajemniając jego spojrzenie. Avis nie zareagował wcale. Musiał o tym słyszeć, albo być nauczonym nie interesować się tym, czym nie musiał się interesować, czego nie musiał wiedzieć.
- Przetrwanie to skromny cel. Zapewniliśmy je sobie wiele lat temu. Teraz możemy tylko doskonalić to, co sobie zagwarantowaliśmy.
- Wojna to twoja wizja doskonałej przyszłości? Eksperymentowanie na turianinach, na niewinnych ludziach? - odparowała ze wzgardą, ignorując drugie pytanie Viyo, nie mogąc powstrzymać się przed komentarzem.
Inżynier spojrzał na nią z niezadowoleniem, jak na kogoś, kto zadał mu bardzo głupie pytanie, zanim zdecydował się odpowiedzieć. Ruchem podbródka wskazał na Vexariusa stojącego obok.
- Myślisz płytko. Spójrz na swojego towarzysza - odrzucił cierpliwie, choć w jego oku błysnęła fascynacja. - Wyobrażasz sobie ile planet moglibyśmy skolonizować, ile domów stałoby się dla nas dostępnych, gdyby ludzkość miała turiańską odporność na promieniowanie? Jaką przewagę zyskałyby nasze armie mając turiański wzrok? Ludobójstwem nazywasz efekt uboczny ewolucji. Gdy ludzkość ewoluuje, starsze gatunki będą musiały wymrzeć.
Niebieskowłosa wydęła usta w grymasie obrzydzenia, choć początkowo patrzyła na mężczyznę z mieszanką szoku i oburzenia. Chcieli poznać jego poglądy, ale tak jak wcześniej zachwalał lekarstwo na raka, tak teraz, z takim samym spokojem i pochwałą dla nauki, mówił o klatkach, w których trzymano pobratymców Viyo jako szczury laboratoryjne. Może nigdy nie widział ich na własne oczy, może karmiono go ideami, ale wydawał się w nie wierzyć.
- Słyszałem o tobie - powiedział nagle, ale jego wzrok utkwiony był w Mayi. - Gdybyś dostrzegła postęp własnymi oczami, zrozumiałabyś. Tak jak ja zrozumiałem.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

16 sty 2019, o 00:55

Wyświetl wiadomość pozafabularną Widmo milczał, obracając w głowie słowa mężczyzny. Częściowo potwierdzał to co już wiedzieli, ale nie była to żadna wstrząsająca rewelacja, a dawkowanie im informacji, które już mieli. Irytująca opieszałość i ważenie każdego słowa sprawiały, że każda odpowiedź wychodząca z jego ust niosła ze sobą zaledwie szczątkową prawdę, maskując stratę czasu pod pozorem współpracy. Czasu, którego nie mieli w nieskończoność.
Albo może to niewłaściwe pytania zadawali. Może odpowiedzi, które mężczyzna im dawał, były dokładnie tymi, które potrzebowali.
- Mówiłeś, że nie pracujesz dla Castora - powiedział ciszej, ale wbrew pozorom nie było to pytanie skierowane do żadnego z mężczyzn. Jego umysł pracował intensywnie, przetwarzając całą rozmowę i próbując znaleźć źródło denerwującego drapania z tyłu głowy. Być może to nie powtarzanie pytań stanowiło problem, a to jak je zadawali. W końcu skorumpowana sekcja linii B nigdy nie była tworem jednej osoby, powtarzał to zarówno Khouri jak i Dewitt. Nie była wężem skrytym w cieniu ani pająkiem, a mitologiczną hydrą. Może to nie pracodawca Jeffersona stanowił problem, bo może naprawdę żadnego nie było. Może jego udział był o wiele większy niż sam próbował im wmówić.
Wiedział zadziwiająco wiele jak na zwykłego inżyniera, który nadzorował budowę konstrukcji. I miał wystarczającą siłę przebicia, żeby przekonać żołnierza należącego do Reeda, że nie chce opuszczać planety oraz żeby ten złożył broń.
- Gdzie są pozostałe placówki? - rzucił, wstając z biurka. Jeżeli jakimś cudem uda im się przebić przez bazę na Chasci, prawdopodobnie dużo łatwiej będzie im znaleźć stamtąd wszystkie połączenia do lokacji porozrzucanych po galaktyce, ale każde pytanie otwierało nowe drogi, nowe możliwości. A przynajmniej tak było w przypadku zwykłego rozmówcy. Nie to jednak zaprzątało teraz jego głowę. - Kto z tobą współpracował? Kto odpowiada za Chascę, za Kerath? Kto jeszcze pracuje dla Castora?
Pytania, nawet jeżeli spotykały się z milczeniem, nie trafiały w próżnię. A każda odmowa zmniejszała przydatność inżyniera. To jego odpowiedź na słowa pod adresem przyszłości, była dopiero najdłuższą wypowiedzią, która wydostała się z jego ust odkąd tylko zaczęli z nim rozmawiać. Ciężko było ukryć pasję i oddanie nawet za maska spokoju i zblazowanej obojętności, którą zakrywał swoją twarz; niestety on sam miał do czynienia już z tyloma fanatykami, żeby tylko skrzywić się niechętnie w reakcji na jego słowa. Wizja ewolucji kosztem jego rodaków więzionych w klatkach jak zwierzęta sprawiała, że w jego sercu budziło się coś niebezpiecznego, coś co odbiło się w grymasie wściekłości w spojrzeniu niebieskowłosej.
- Więc o to chodzi? Analiza innych ras, bioinżynieria ludzkości w celu asymilacji naszych zalet, a potem oczyszczenie z nas galaktyki i zajęcie naszego miejsca w łańcuchu pokarmowym? - powtórzył cicho, idąc niespiesznie przez pomieszczenie do biurka stojącego po przeciwnej stronie od Avisa i Mayi. Sięgnął po leżący na nim miecz, podnosząc go i obracając w dłoni; w jego spojrzeniu nie było jednak zwyczajowej fascynacji nowoczesną technologią ani wrodzonym zamiłowaniem do uzbrojenia. Zamyślenie i ponura, skręcająca żołądek wizja tego co mu podpowiadała inna część umysłu, od kilku minut intensywnie pracująca nad rozwiązaniem innego problemu, który leżał w niedalekiej przyszłości, przesłaniały normalną ciekawość. - Ile jeszcze innych ras badacie?
Uniósł w ciszy wzrok, omiatając spojrzeniem pomieszczenie w poszukiwaniu kamer lub innych narzędzi do monitorowania. Dopiero po chwili obrócił się z powrotem w stronę Jeffersona. W dłoni jednak cały czas trzymał wakizashi Avisa, niemal nieświadomie. Uwaga mężczyzny skierowana w stronę Mayi sprawiła, że zerknął w jej stronę przelotnie, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie. Nie daj się sprowokować. Skąd jednak zwykły inżynier miałby informacje o biotyczce? Nawet jeżeli była to próba prowokacji.
- A co takiego dostrzegłeś? Jaki postęp miałeś okazję oglądać? - zapytał, ruszając powoli z powrotem w stronę biurka. - Przecież to o czym mówisz jest praktycznie niemożliwe.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

16 sty 2019, o 01:04

Tajny rzut MG
A<33<B<66<C
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

16 sty 2019, o 01:32

- Nie pracuję - odrzekł bez zająknienia. - Podziwiam efekty z daleka.
- Czyli utrzymujesz z nimi kontakt - odparowała instynktownie niebieskowłosa, sprawiając, że mężczyzna wypuścił powietrze z ust. Jego twarz pozostała kamienną, ale była to przynajmniej jakaś reakcja.
- Skądś wiedziałem o tym, że przyjeżdżacie - przypomniał jej cierpliwie. - Utrzymuję to zbyt wiele powiedziane. Nie ja się kontaktuję, nie mam numeru, który mogę wam dać.
Jego omni-klucz mógł być cenniejszy niż się wydawało, zakładając, że Reed nie posłał inżyniera na straty. Musiał wiedzieć, że Jefferson nie opuścił planety, wątpliwe by ryzykował połączeniem, które i tak mogło nadejść niewiadomo kiedy. Równie dobrze skontaktować mógł się z nimi, bo prawdopodobnie odnalezienie numeru do Widma nie byłoby dla niego trudnym zadaniem. Turianin podzielił się nim już z wieloma osobami, mniej lub bardziej zaufanymi, które napotkał na swojej drodze, a był też osobą medialną.
- Nie wiem - wzruszył lekko ramionami, odpowiadając na jego pierwsze pytanie. Podniósł głowę, obserwując, jak Widmo wstaje z biurka. - Niewiele słyszałem o Karath. Tylko to, co obiło mi się o uszy.
Enigmatyczne odpowiedzi wywołały pełne frustracji westchnienie ze strony Volyovej, ale nie skomentowała tego, również zerkając na turianina gdy ten podszedł do biurka. Avis patrzył na niego spod zmarszczonych brwi, krzywiąc się, gdy Widmo dotknął jego broni. Katana była wykonana bardzo porządnie. Nie miała wielu zdobień, ale jej ostrze wydawało się wystarczająco solidne, by omni-ostrze nie złamało go w pół przy jednym uderzeniu, musiało móc wytrzymać co najmniej kilka. Zresztą, w dobie omni-broni nie korzystałby z takiego oręża, gdyby nie miało swoich plusów.
- Mnie interesuje wyłącznie nauka, Widmie Viyo - odparł spokojnie, choć uważnie go obserwując. - Czystka galaktyczna to nie jest moje zajęcie. Nie bez powodu nie pracuję już na Chasce.
Volyova podłapała jego spojrzenie i kiwnęła lekko głową, wracając spojrzeniem do inżyniera. Nie dała się sprowokować, nie odpowiedziała niczego, choć patrzyła na niego teraz nieco uważniej, lekko zamyślona. Nie wyglądała na świadomą tego, co chce jej tym samym przekazać. Może pomyślał, że z ludzką kobietą dogada się łatwiej niż z turiańskim Widmem. Może nie wiedział o niej nic, po prostu doskonale blefował.
- Co robisz? - ochrypły głos Avisa poniósł się po pomieszczeniu, gdy Viyo ruszył w drogę powrotną z mieczem.
W oczach Jeffersona zaszła zmiana. Nie była ona trwogą, ciężko było zidentyfikować co odczuł widząc bezpośrednią groźbę, ale z pewnością ją zrozumiał. W jego kamiennej twarzy ukazało się pierwsze pęknięcie, być może początek czegoś owocnego, a może bezowocny, ślepy zaułek.
Wygiął usta w uśmiechu, pozbawionym radosnego charakteru. Słowa Widma przestały mieć dla niego takie znaczenie gdy w rękach trzymał ostrze.
- Myślisz, że ja za tym wszystkim stoję, prawda? Że jestem głową węża, którą odetniesz żeby uratować galakykę? - spytał. Choć jego głos brzmiał beznamiętnie, wydawał się wyśmiewać naiwność stojącego przed nim turianina. Kpina, którą się posługiwał, była bardzo subtelna, ale przedarła się przez jego pozbawioną emocji maskę. - Widzisz tylko wrogów, których musisz się pozbyć, kiedy prawdziwy wizjoner naprawia nasz świat. - wycedził nagle, ale choć otworzył usta by dodać coś jeszcze, ochroniarz z tyłu poruszył się gwałtownie.
Maya podskoczyła, od razu przymierzając broń do jego skroni. Avis wciąż wyglądał wściekle, ale patrzył na Viyo z determinacją.
- Mathias Steiger zarządza Chascą - powiedział głośno, po czym przeniósł wzrok na inżyniera i wrócił nim do turianina. - Zostawcie Jeffersona w spokoju.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

16 sty 2019, o 03:51

Wyświetl wiadomość pozafabularną Omni-klucz Jeffersona stanowił istotny nabytek pod więcej niż jednym względem, nawet jeżeli człowiek myślał że nic na nim nie znajdą. Ostatnie połączenie, które odbyło się z Chascą mogło być ślepą uliczką, ale mogło też dać im kilka dodatkowych okruchów. Ludzie nie dostrzegali tak wiele rzeczy, pomijając subtelne wskazówki, które same w sobie były nic nie znaczące, ale razem potrafiły stworzyć większą całość - źdźbła informacji, rozbite między bitami rozrzuconymi na kilku nośnikach. Coś poza ich zasięgiem... ale nie poza wzrokiem SI. Dwóch. On sam nie pokładał w nim całych swoich nadziei, ale tyle czasu spędził już na tropieniu duchów, że potrafił docenić nawet szczątkowe ślady. Reed zapewne wiedział, że Jefferson nie opuścił planety, ale nie był pewien. Mógł nie kontaktować się z Jeffersonem, ale mógł spróbować z Avisem, któremu wydawał rozkazy, a którego urządzenie również bezpiecznie znajdowało się przy jego zasobniku.
Okruchy. Obraz całości podzielony na rozrzucone fragmenty.
Na pewnym etapie nawet satysfakcja z odebrania połączenia od Reeda i powiedzenia mu, żeby spierdalał, była małym sukcesem.
Ostrze katany stanowiło małe dzieło sztuki. Monomolekularne zwieńczenie broni było niemal przezroczyste, obiecując skuteczność cięcia o wiele bardziej precyzyjną od poszarpanego, pulsującego omni-ostrza. Widmo przez chwilę wpatrywał się we własne odbicie na jego powierzchni, zniekształcone i wypaczone; dwa zielone punkty wpatrywały się w niego ponuro, otoczone czerwonymi, powykrzywionymi pasmami ciemnego tatuażu, przypominając twarz kogoś innego, śledzącego jego ruchy po drugiej stronie lustra.
- Czyli to za ten element waszego dzieła odpowiada Chasca. Za czystkę - powtórzył słowa inżyniera, wyłapując znaczenie którego mężczyzna prawdopodobnie nie chciał przekazać. Może to widok ostrza sprawił, że kolejna rysa pojawiła się na jego masce, a może sama niezwerbalizowana groźba zmusiła go do szybszej odpowiedzi, powodując mały błąd. Jego odpowiedź sugerowała jednak, że pracownie badawcze w kompleksie prawdopodobnie miały to samo przeznaczenie, które poruszyli podczas burzy mózgów na Crescencie, a już samo to zaciskało szpony w klatce piersiowej. Może mieli rację podejrzewając kolejne wirusy. Chasce była sercem. Może to właśnie tam spływała cała krew z pozostałych placówek, całe efekty ich pracy.
Innych piramid, innych laboratoriów zaściełanych klatkami.
Obrócił się powoli i ruszył z powrotem w stronę biurka, ignorując nagłe pytanie Avisa. Może sprawiła to broń w jego dłoni, a może coś innego, ale obydwaj mężczyźni wyczuli zmianę tonu doskonale. Reakcja miecznika była jednak pierwszymi słowami, które wydostały się z niego odkąd go zakuli, przebijając się przez ścianę wściekłości; reakcja Jeffersona była bardziej subtelna, ale również dostrzegalna, co samo w sobie przypomniało w jakiej sytuacji się znajdowali. Może nie było w nim strachu przed śmiercią, trwogi przed bólem czy obawy przed ranami, może pęknięcie na masce było po prostu zdziwieniem. A może każdy miał jakieś słabości, tak jak mówił Reed.
- Nie - odpowiedział cicho, zatrzymując się przed biurkiem inżyniera i patrząc na niego z góry. Pomimo pogardy, która zaczynała prześwitywać przez maskę uprzejmości człowieka, jego własny głos zrobił się niemal beznamiętny. - Bardziej przypominacie chorobę toczącą organizm. Rozprzestrzeniającą się, częściowo ukrytą i psującą go od środka. Ty, Jefferson, nie jesteś głową węża, bo nie wierzę, żeby taka była. Nie, jesteś ropiejącym strupem, zepsutym fragmentem mięsa. Być może większym od innych, a być może nie, ale w ostateczności nie ma to znaczenia, bo i tak trzeba cię wyciąć, żeby choroba nie wróciła w innym miejscu. Koniec gierek, koniec lawirowania między pytaniami. Daj mi jakikolwiek powód, żebym tego nie zrobił. Daj sobie powód, żeby mieć szansę doczekać na przyszłość, której tak wyglądasz. Na to by twoja praca, na której tak ci zależy, nie urwała się niedokończona, tu i teraz.
Chociaż zdawał sobie sprawę z konsekwencji morderstwa inżyniera NDC w sercu noveryjskiej placówki i że byłoby to prawdopodobnie nieodwracalnym ciosem dla jego kariery, tak jego gorsza część, ta ukryta na dnie jego serca, z łatwością widziała również możliwe rozwiązania. Jak prosto byłoby zabić Kevina bronią Avisa, zrzucić to na miecznika, a potem jeszcze oskarżyć NDC, że to ich wina, bo blokowali ich na tyle długo papierologią, że nie zdążyli uratować inżyniera przed zabójcą?
Jego własny potwór w klatce. Własne czarna materia.
Niespodziewany wybuch żołnierza przerwał jednak jego kontemplacje, sprawiając że obrócił powoli głowę w jego stronę i obserwował go przez kilka sekund w milczeniu. Wbrew pozorom to nie nieznane nazwisko wzbudziło jego pierwsze zamyślenie, a sama reakcja żołnierza. Było coś interesującego w lustrzanym odbiciu całej sytuacji sprzed kilku minut, gdy to Jefferson negocjował o życie miecznika. Powodów mogło być mnóstwo, ale który był prawdziwy? Czy Avis obawiał się o własne życie, gdyby wrócił do Reeda bez Jeffersona i z informacją o jego śmierci, bo niezadowolenie skończyłoby się poważnymi konsekwencjami dla niego lub dla kogoś mu bliskiego? Już wcześniej napomniał, że nie może wrócić z pustymi rękami i nie zabrzmiało to lekko. Czy może czuł się zobowiązany w ochronie inżyniera, gdy ten wstawił się za nim wcześniej? Tyle pytań, które musiały czekać na swoją kolej, żeby zostać zadane. Jakaś jego część żałowała, że być może nawet po drugiej stronie barykady znajdują się dobrzy żołnierze, którzy po prostu nie mieli wyjścia lub którymi kierowały inne pobudki.
Natomiast inna część bez ogródek podpowiedziała, że najprostszą drogą do odpowiedzi od obiektu A, jest zamęczenie obiektu B, który jest mu w jakiś sposób bliski.
- Kim jest Mathias Steiger? - zapytał wprost, odwzajemniając wzrok Avisa, ale po chwili przenosząc wzrok z powrotem na inżyniera. Imię mogło być tylko pospiesznie zebranym kłamstwem, ale nie brzmiało na takie. Tym razem jego pytania były skierowane do obydwu z nich, poparte uniesieniem katany i oparciem jej pod podbródkiem Jeffersona, jeżeli zaszła potrzeba. Powinien pamiętać, że pod pewnymi względami ich wiedza mogła się nie pokrywać, a uzupełniać. - To jego wielką wizją jest Castor oraz przyszłość o której mówiłeś? Na jakim etapie są wasze badania, jakiego postępu byłeś świadkiem, że tak was to przekonało? Jakie siły stacjonują w Chasce, jakie są tam zabezpieczenia?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

25 sty 2019, o 15:11

Wyświetl wiadomość pozafabularną Jefferson wpatrywał się w niego jak w potencjalnego, przyszłego kata, ale gdy groźba stawała się realniejsza z każdą chwilą, pęknięcia na jego masce zasklepiały się. Jego mimika formowała się w coś innego, coś zbyt złożonego, by Viyo był w stanie to teraz przeanalizować i zrozumieć. Emocje wirujące w sercu inżyniera nie pasowały do jego położenia, nie zachowywał się jak osoba, która konfrontuje się z własną śmiertelnością w tej właśnie chwili. Złość z niego uleciała, bo była tylko chwilowym wzburzeniem na idealnie stoickim jeziorze, którego śladów próżno teraz było szukać na gładkiej tafli.
- Zawsze wiedziałem, że byłby ze mnie słaby sprzedawca - odpowiedział, uśmiechając się nawet lekko, z wyraźnym smutkiem w oczach. - Przykro mi, jeśli myślisz, że potrafię targować się o swoje życie. Spodziewałem się, że któregoś dnia do tego dojdzie.
- Jesteś gotów umrzeć za swoje przekonania? - w głosie Volyovej, tym razem, nie słychać było irytacji. - Za wiarę w to, że zabijanie niewinnych, słabych, chorych lub starych doprowadzi nas do świetlanej przyszłości?
Pomimo tego, że Viyo przysłaniał mu większość pomieszczenia, Jefferson obrócił głowę w kierunku niebieskowłosej i pokręcił nią lekko, przecząc.
- Nie pochwalam tych metod. Ale nie stanę na drodze postępowi, skoro przynoszą efekty - odpowiedział cicho, nie patrząc na ostrze, niebezpiecznie zbliżające się do jego twarzy.
Gdy padło znajome nazwisko, drgnął lekko, zerkając na Avisa, ale nie komentując początkowo jego otwartości. Nie wyglądał na zainteresowanego ochroniarzem stojącym teraz gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia, z Volyovą gotowa do strzału przy jednym, większym poruszeniu.
- Kieruje badaniami w Castorze. Z Chasci - odrzucił ochroniarz, choć niechętnie. Jak zwykle gdy Viyo wypluwał z siebie kilka pytań, ostrożnie mieląc je, któreś z nich odpowiadało głównie na jedno, przynajmniej z początku. - On kazał mi wydostać stąd Jeffersona. Nie chcecie go zabijać.
- Widziałem to, o co pytał Widmo - przerwał mu, poniekąd, inżynier. - Słyszałem płacz dzieci, które nigdy nie miały się narodzić. Widziałem uprawy zbóż rosnących w zamarzniętej ziemi, odpornych na szkodniki, które niszczą nasze zapasy na Ziemi. Rozmawiałem z biotykami, których ciała zwalczały komórki rakowe rozsiane przez pierwiastek zero - z każdym zdaniem mówił nieco głośniej, z błyskiem uznania i fascynacji w oczach, nawet ciepła, które wydawało się nie pasować do jego jednostajnie smutnej, szarej twarzy i mysich włosów. - Mathias jest Castorem. Jest...
Uśmiechnął się, milknąc, jakby słowa, która odnalazł, nie były odpowiednie do wypowiedzenia na głos i ostrze oparte o jego podbródek niczego nie zmieniało.
- Kult jednostki. Świetnie - prychnęła niebieskowłosa, robiąc krok naprzód w stronę mężczyzny.
- Podziwiam go, ale nie czczę - zaprzeczył, przyglądając jej się otwarcie. - Nie byłabyś w stanie zrozumieć.
Warknęła pod nosem przekleństwo, sfrustrowana enigmatycznymi odpowiedziami, wymijającymi komentarzami, półsłówkami i nieustannym ciągnięciem za język. Zacisnęła pięść by rozprostować po chwili palce z lekkim trzaskiem założonej rękawicy.
- Jakie siły stacjonują na Chasce? - powtórzyła twardo, broń wciąż mając skierowaną w stronę Avisa, ale ku Jeffersonowi wyciągając dłoń. - Jakie są tam zabezpieczenia?
Wokół jej pięści pojawiło się kilka, czarnych jak smoła iskier, wzniecających błękitny ogień. Falując między jej palcami, łuna przykuwała oko, również inżyniera, którego uwagę pochłonęło to zjawisko bez reszty.
- Nie wyobrażam sobie życia z taką wściekłością w moim sercu - powiedział krótko, patrząc na nią już bez entuzjazmu w oczach ani uśmiechu błąkającego się po ustach. - Widziałem takich jak ty. Castor mógłby ci pomóc.
Niebieskie płomyki wystrzeliły wzdłuż jej ramienia, jak gdyby jego słowa dolały oliwy do małego ogniska, które teraz płonęło wokół jej sylwetki, a blask odbijał się w złotych oczach, wpatrzonych w inżyniera z furią.
- Jakie siły stacjonują na Chasce?! - krzyknęła, zbliżając się na pół kroku, ale trzeźwo nie odchodząc zbyt daleko od Avisa, który poruszył się w miejscu niespokojnie widząc jej gwałtowność.
- To zwykły cywil!- warknął, szarpiąc omni-kajdankami, które uniemożliwiały mu bezpośrednią reakcję. Zaklął głośno, wzburzony swoją bezradnością.
Niebieskowłosa przygasła nieco, o dziwo reagując na słowa ochroniarza. Odetchnęła głęboko, wygaszając niebieskie smugi krążące wzdłuż jej ciała i falujące jak pod wpływem wiatru, na który były niewrażliwe. Cofnęła się bliżej wyjścia, do Avisa, który odsunął się już od ściany, pod którą go postawili wcześniej i bronią zmusiła go do powrotu na miejsce.
Ich omni-klucze piknęły w jednej chwili. Komunikat od mężczyzny, który wpuścił ich do kolejki na Stacji.
Posiłki są w drodze, wyruszyły z Portu Hanshan.
- Mamy piętnaście minut - mruknęła Maya, odczytując komunikat natychmiast i informując go, żeby nie musiał samemu tego robić.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

25 sty 2019, o 20:30

Wyświetl wiadomość pozafabularną Widmo przyglądał się inżynierowi i zmianom, które zachodziły na jego twarzy. Pęknięcia na masce okazały się być ślepą uliczką, ot chwilą słabości, której nie udało się poszerzyć; mężczyzna z powrotem odzyskiwał spokój, chowając za nim emocje jak za parawanem pogodzenia się z własnym losem i akceptacją nadchodzącej przyszłości. Słowa Mayi nie potrzebowały odpowiedzi, bo widział ją w spojrzeniu Jeffersona oraz w jego flegmatycznych ruchach. Castor pełen był fanatyków i osób całkowicie oddanych sprawie, a Kevin, chociaż był cywilem, nie różnił się od nich zbytnio. Być może jego pobudki były inne, być może z wierzchu wyglądały na bardziej skomplikowane lub bardziej wyrafinowane od tych, które pobudzały do działania ludzi pokroju Dewitta lub Bryanta, ale w ostateczności sprowadzały się do tego samego.
- Zabawne. Kevin twierdził, że rozkaz pochodził od Reeda - powiedział po chwili milczenia, gdy za jego plecami niechętnie odezwał się Avis. Nie odrywał wzroku od inżyniera, ale jego myśli nie krążyły już dookoła niepewnej przyszłości. Kłamstwo czy nie, w zobojętniałym wzroku Jeffersona nie znajdą więcej odpowiedzi. Być może gdyby znajdowali się na Elpis, gdyby nie wisiało nad nimi widmo konsekwencji, gdyby mieli jakikolwiek sposób na potwierdzenie prawdziwości ich słów, gdyby wiedzieli jakie pytania zadawać... być może wtedy wszystko wyglądałoby inaczej. Być może rozmowa trwałaby godzinami, a maska człowieka popękałaby po pierwszym uderzeniu pięści, a być może nic by to nie zmieniło. Jefferson miał swoją naukę i swoją wizję; nie było rodziny na której mu zależało, nie było bliskich, nie było innych pragnień ponad to żeby spełniła się przyszłość, o której opowiadał. A tej jednej rzeczy nie mogli mu obiecać, nie mogli go nią przekupić, ani jej zagrozić, bo wszyscy w tym pomieszczeniu wiedzieli, że zrobią wszystko, żeby jej zapobiec. Prawda była taka, że żadna z tych rzeczy mogła nie być prawdziwa. Avis i Kevin mogli im celowo podsuwać nazwisko, licząc że bez namysłu połknie ideę głowy węża, którą mógłby odciąć, widząc w nim tego samego ślepego rycerza o którego go posądzał inżynier.
Ale nie sądził żeby tak było. Przekonanie w oczach Jeffersona i pasja z jaką opowiadał o Steigerze wyglądały na prawdziwe. Kult jednostki, jak to opisała biotyczka. Jeżeli takie nie były, to zasługiwali na to, żeby zostać oszukani, bo mężczyzna byłby lepszym aktorem, niż oni żołnierzami.
Furia niebieskowłosej przelała się przez krawędzie czary goryczy, na krótką chwilę rzucając na ściany biura błękitne refleksy. Wyglądało na to, że on jeden pozostał niewzruszony, nawet pomimo tego, że wyczuwał jak czarna materia w jej sercu gotuje się i miota, ledwo powstrzymywana przez jej właścicielkę. Niemal fizycznie czuł jej wściekłość, gdy krzyczała na inżyniera, gdy smoliste języki wyłoniły się dookoła jej przedramienia, gdy powietrze w pomieszczeniu zrobiło się gęste od elektryczności statycznej i promieniowania pierwiastka zero. Ale nie sięgnął do jej ramienia, nie spróbował jej uspokoić, nie przywołał jej do rzeczywistości za pomocą jej imienia, nie oderwał nawet wzroku od inżyniera. U Mayi wściekłość przypominała kumulującą się pożogę, która gdy przekroczyła pewien próg, eksplodowała i niszczyła wszystko w zasięgu wzroku z rykiem niepowstrzymanej energii. U niego była lodową ścianą oddzielającą rzeczywistość od zimnej pustki kosmosu, gdzie złość powodowała coraz silniejsze pęknięcia i szczeliny, gdzie gniew z początku rozbijał się w huku uderzeń o jej powierzchnię, ale gdy w końcu przebił się na drugą stronę, wpuszczał do środka tylko lód i spokój.
- To właśnie Castor jest jej powodem - powiedział cicho na komentarz Jeffersona. Okrzyk Avisa podziałał jednak jak wiadro zimnej wody, gasząc niebieski ogień budzący się do życia za jego plecami; być może przez przypadek przypomniał Mayi jedną z ich pierwszych rozmów, pierwszą kłótnię od której to wszystko się zaczęło. O różnicy między cywilem, a żołnierzem, między tym co trzeba zrobić, a tym czego robić się nie powinno.
Piknięcie omni-klucza było kolejnym bodźcem rzeczywistości. Piętnaście minut. Cały ocean czasu w porównaniu do tego czym zwykle dysponowali.
- Co na ciebie mają, Avis? Co ci zrobią jak się dowiedzą, że zawiodłeś, a Jefferson zginął? - zapytał w przestrzeń. Jefferson był inżynierem, podkreślał to wielokrotnie, więc siły stacjonujące na Chasce pewnie były mu nieznane, a nawet jeśli, to przy jego tempie odpowiedzi, kwadrans wystarczyłby im na wyartykułowanie mu dwóch albo trzech zdań. Ale miecznik był żołnierzem.
Obniżył ostrze katany, opierając je pod obojczykiem Kevina i naciskając na nią lekko.
- Moja towarzyszka zadała wam dwa pytania.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

25 sty 2019, o 20:36

A<50%<B
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

25 sty 2019, o 21:49

Wyświetl wiadomość pozafabularną Avis odwzajemnił spojrzenie Widma, nie otwierając ust, wciąż wydętych w grymasie złości. Widać było, jak zaciska pięści spętanych rąk, jak szybko i gwałtownie wpuszcza i wypuszcza powietrze z płuc. Nie spuszczał turianina z oka, ale częściej przesuwał wzrok ku ostrzu, które trzymał Viyo w ręku. Pokręcił głową, odpowiadając, poniekąd. Może do samego końca nie wierzył w to, że Widmo jest w stanie to zrobić - zamordować cywila, inżyniera pracującego w Noveryjskiej placówce, którego NDC nie chciało mu wydać, którego obecności broniło i prawdopodobnie któremu wiele zawdzięczało, skoro implementował tu swoje nowoczesne technologie i obniżał ich koszta. Były pewne granice, do których stróż prawa mógł co najwyżej się zbliżyć, a przecież tym były Widma, tym był Viyo. Wściekłość Volyovej była bardziej oczywista, czyniła z niej odkryte zagrożenie, bo nie była osobą publiczną, nie miała niczego do stracenia, miała tylko wściekłość w sercu, o której mówił Jefferson. Mogła zamordować ich oboje chcąc tylko ulżyć we własnym bólu, podczas gdy Viyo zależało na odpowiedziach i niektórych przeszkód nie mógł przeskoczyć przez swoje zobowiązania.
Gdy turianin przycisnął ostrze do ciała inżyniera, natychmiast przebiło się przez cienkie warstwy materiału, docierając do wrażliwej skóry i przebijając ją bez żadnego wysiłku. Jefferson stęknął cicho, odsuwając się na tyle, na ile mógł, ale siedząc w swoim krześle nie miał się jak ruszyć. Avis ruszył do przodu, automatycznie, ale jedno pchnięcie Volyovej posłało go z powrotem ku ścianie, a wycelowana w niego lufa pistoletu przypomniała o tym, że ma się nie ruszać z miejsca.
- Jesteś takim pierdolonym idiotą - wycedził i zaklął głośno, trzęsąc się w miejscu ze złości. Uderzył plecami o ścianę i z wściekłością odchylił głowę do tyłu, uderzając w metal i nią. - Niczego nie rozumiesz. Nie umiesz dodać dwóch do dwóch.
Z tyłu dobiegł turianina głuchy odgłos uderzenia. Żołnierz przyjął cios kolbą pistoletu w szczękę bez zająknienia, z wzgardą spluwając w bok i odwzajemniając spojrzenie biotyczki, która go wymierzyła, po czym podniosła broń w górę i oparła celownik o jego gorące czoło.
- To pomóż nam zrozumieć, zanim popełnimy wielki błąd - zacytowała go zimno, wpatrując się w jego gorejące od złości oczy z wzajemnością.
Oddech Kevina przyspieszył, a na koszuli, częściowo odkrytej przy rozpiętej marynarce, pojawiła się stopniowo rosnąca, czerwona plama. Wilgoć przesączała się przez pomięty materiał, podczas gdy klinga z każdym, najdrobniejszym ruchem zagłębiała się mocniej w jego ciało, choć wciąż jedynie zarysowała jego powierzchnię, nie naruszając niczego witalnego ani nie tworząc zagrożenia dla jego życia.
- Avis, nie musisz im niczego mówić - wychrypiał i odchrząknął. W tym momencie jego spokój przypominał apatię. Nie miał podłoża w łagodnym charakteru, a w dobijającym przeświadczeniu o czymś, co wypełniało również jego ciemne spojrzenie w chwili, w której weszli do gabinetu. - To niczego nie zmieni.
- Myślisz, że wysłaliby naszą trójkę żeby bronić gościa przez jego ideały? Że ludzie o przekonaniach Jeffersona są taką rzadkością, że trzeba ich przed wami bronić? Spytaj ludzi w barze na Cytadeli czy poświęciliby dwustu bezdomnych żeby wyleczyć dwieście tysięcy normalnych obywateli - wycedził przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w Volyovą, której pistolet opierał się o jego głowę, ale nagle obrócił się w bok. Ryzykował tym, że jej reakcją będzie naciśnięcie spustu, ale odsunęła się odrobinę, nie zdejmując go z muszki. Spojrzał na inżyniera z taką samą złością jak ta, z którą przyglądał się Widmu czy Mayi. - Dlaczego nie mogłeś zostać na Chasce? Czemu musisz być tak, kurwa, uparty?
- Nie mamy na to czasu - Volyova pokręciła głową, z trudem utrzymując swój spokój, choć w jej oczach odbijała się pokusa uciszenia Avisa raz na zawsze, skoro nie mówił niczego przydatnego ani nie odpowiadał na pytania tak, jak powinien. - Zapytam cię ostatni raz - warknęła, wolną ręką wskazując na krwawiącego na krześle inżyniera. - Kim on jest?
Żołnierz milczał, przenosząc wzrok z Widma na Jeffersona, z Jeffersona na wściekłą Mayę. Zamknął oczy, uderzył potylicą o ścianę, zaklął pod nosem, przestępując z nogi na nogę. Z każdą chwilą wydawał się bliższy utracenia resztek panowania nad sobą, ale niewiele był w stanie teraz zrobić.
- W bazie na Chasce jest głównie wysokiego szczebla personel, naukowcy i cywile. W skład ochrony wchodzą wyszkoleni żołnierze. Większość nie jest tak dobra jak tamta dwójka. Jest ich trzydziestu, może czterdziestu - odpowiedział, patrząc prosto w oczy Widma, ignorując Volyovą i jej ostatnie pytanie jakby z dwojga złego wybrał wreszcie jedno. - Nie mają z nami kontaktu, założą, że przechwyciliście i mnie, i Jeffersona, więc ewakuują większość personelu i doślą posiłki do ochrony, może dwa razy tyle. Steiger raczej się nie ruszy z miejsca. Jest tylko jedno lądowisko, zamknięte, więc nie wlecicie tam promem. Więcej nie wiem, nie znam protokołów, nie stacjonuję tam na ogół, tylko czasem.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

25 sty 2019, o 23:20

Wyświetl wiadomość pozafabularną Plama szkarłatu rozszerzała się leniwie na koszuli mężczyzny, barwiąc jasny materiał kolorem krwi i ukrywając prawdziwą ranę pod spodem, napędzając wyobraźnię. Miedziany zapach pobudzał adrenalinę równie skutecznie co dźwięk wystrzałów, szczególnie gdy miało się świadomość, że granica za którą nie ma odwrotu jest równie cienka co ostrze monomolekularnej katany trzymanej w jego dłoniach. Jedno pchnięcie wystarczyło, by życie Jeffersona, kimkolwiek był, zakończyło się tu i teraz, jeden mocniejszy nacisk sprawiłby, że wszystkie odpowiedzi ukryte w jego głowie zniknęłyby na dobre.
I może to było jakieś wyjście, bo jaki był z nich pożytek, skoro i tak nie mogli ich dosięgnąć?
Dostali już to czego chcieli, a śmierć inżyniera rozwiązałaby problem, którego nawet nie potrafili dobrze opisać. Przekleństwa i obelgi Avisa docierały do niego jak zza grubej ściany, gdy wpatrywał się w tęczówki człowieka i odbijającą się w nich mieszankę emocji oraz apatii, których nie potrafił zrozumieć. Był pewien, że i w jego własnych przesuwają się myśli piętrzące się wewnątrz jego głowy, zaledwie zarys pod szmaragdową taflą wody, ale tym razem nie towarzyszył im ani chaos, ani wściekłość, ani bezradność. Może udzieliło mu się opanowanie Jeffersona, a może po prostu zmęczenie wzięło w końcu górę - zmęczenie zadawaniem ciągle tych samych pytań, zmęczenie błądzeniem po omacku, zmęczenie podążaniem za nićmi pajęczyny której nie potrafili zrozumieć przez sam jej ogrom, zmęczenie przeszkodami, które sam sobie stawiał, próbując zachować resztki idealizmu o który posądzała go Vasir i jednocześnie doprowadzić sprawę do końca - ale po raz pierwszy od dość dawna czuł spokój.
Spokój podjętej decyzji.
- Być może masz rację - odpowiedział po długiej chwili milczenia na słowa żołnierza. - Może jesteśmy zbyt głupi, może wiemy zbyt mało, a może po prostu zadawaliśmy niewłaściwe pytania. Ale ostatecznie to nie ma znaczenia. Brzytwa Ockhama. Czy nie macie takiej zasady?
Obrócił nieznacznie ostrze, ale zaledwie o włos. Przekrzywił głowę, nie wypuszczając inżyniera z uścisku własnego spojrzenia. Słyszał uderzenie pistoletu Mayi, słyszał jęk żołnierza, a potem jego szereg przekleństw. W jego oczach to oni byli tymi złymi, to oni byli terrorystami takimi jak Khouri. Jakaś drobna część Viyo żałowała Avisa, bo sprawiał wrażenie dobrego żołnierza - honorowego, oddanego. Takiego z którym dogadałby się, gdyby okoliczności były inne, a sytuacja spokojniejsza. Gdyby stali po tej samej stronie barykady.
Nie zareagował na zaczepkę oraz na potok jadu, który popłynął z jego ust. Nie chciało mu się powtarzać, nie chciało mu się przypominać, że spędzili pierwsze dziesięć minut na maglowaniu tematu, że Jefferson nie jest kimś zwyczajnym. Ten fakt nigdy nie zniknął pod powierzchnią, nawet jeżeli przestali go poruszać, zbyt poirytowani rozbijaniem się o szczątkowe odpowiedzi oraz wymijające kłamstwa. Poruszył się dopiero po jego ostatnich słowach, obracając nieznacznie twarz ku żołnierzowi i dając mu tym samym znać, że słucha.
Czterdziestu ludzi w zabezpieczeniu Chasci było wysoką liczbą, ale nie mieli jej jak potwierdzić. Dodatkowe posiłki też stanowiłyby problem, ale przecież już to podejrzewali i wiedzieli, że tak to się skończy. Co więcej, miał pomysł jak to wykorzystać. Tylko informacja o lądowisku była teraz interesująca.
- Dobry z ciebie człowiek, Avis, pomijając to wszystko. Gdzieś tam pod tymi przekonaniami, może zanim wciągnęli cię w to wszystko - odezwał się po chwili, prostując się. Cofnął ostrze, wysuwając je z ranki inżyniera i opuścił je luźno. Gest pojednania.
Promyk słońca w sercu burzy, obietnica nadziei.
- Kim jest Jefferson?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

26 sty 2019, o 00:06

Wyświetl wiadomość pozafabularną Brzytwa Ockhama nie była wystarczająco interesującym zagadnieniem by skłonić którekolwiek z nich do odpowiedzenia. W chwili, której ostrze Avisa, trzymane przez turianina, przebiło skórę siedzącego w krześle inżyniera, wszyscy stracili ochotę na gierki słowne i półuśmiechy. Żołnierz akurat nie wydawał się do nich przekonany od samego początku. Tak naprawdę poległ już wtedy - szanse na to, że uda mu się załatwić ich dwójkę i uratować Jeffersona były nikłe. Jego porażka już musiała go uderzyć, a omni-kajdanki uwierać w sposób, który nie wywoływał fizycznego bólu, a zupełnie inny, bardziej przenikliwy. Jego ciałem znów wstrząsnęło gdy Kevin gwałtownie wypuścił powietrze z ust pod wpływem poruszającego się ostrza, zagłębionego w jego skórze.
Z gardła inżyniera wydostało się przeciągłe westchnienie. Odchylił głowę do tyłu, odkładając ją na szczyt oparcia siedzenia i zamykając na chwilę oczy. Plama na jego klatce piersiowej wciąż rosła, przesiąkając przez jego marynarkę, zakrywając całą pierś i spływając dalej, wzdłuż boku i żeber.
Pozytywna uwaga odbiła się od ściany, o którą opierał się Avis, nie docierając do niego ani trochę. Patrzył na turianina z wzgardą, nie doceniając tego, jak dobrym on mógł być człowiekiem, kim mógł być pod maską napędzanego sprawiedliwością, lub żądzą zemsty Widma. Może obiło mu się coś o uszy, a może wiedział o Viyo jeszcze więcej niż mężczyzna, którego ciało leżało gdzieś w korytarzu, który zostawili za sobą. Ich głowy pełne były odpowiedzi, każda za inną parą drzwi i choć Vex starał się tak, jak tylko potrafił, do niektórych nie było nawet kluczy, które mogliby znaleźć i ich użyć.
Ochroniarz wyraźnie odetchnął, gdy inżynier stęknął cicho pod wpływem wysuwanego ostrza. Gdy Widmo odwrócił się, zmierzył go przeciągłym spojrzeniem, ważąc swoje opcje i jego słowa. Kevin otworzył oczy, wpatrując się w niego ze smutkiem i ponurą akceptacją, którą na twarzy miał od samego początku. Przestał mówić, choć wcześniej nie miał z tym problemu, przestał zwracać na siebie jakąkolwiek uwagę. Nawet Maya przyglądała się teraz żołnierzowi, ignorując na chwilę Jeffersona bo oboje wiedzieli, że to nie od niego dostaną jakąkolwiek odpowiedź.
Żołnierz odchrząknął lekko, rozluźniony, gdy bezpośrednie zagrożenie, ostrze sprawiające ból, chwilowo zniknęło.
- Ostatecznie to nie ma znaczenia - odpowiedział lżej, powtarzając jego poprzednie słowa, potwierdzając, że wcześniej go słuchał.
Z ust Mayi wydostało się bliżej nieokreślone warknięcie. Odsunęła się od ochroniarza, stając na środku pomieszczenia, z wzrokiem utkwionym w inżynierze. Jej ciało znów zapłonęło błękitną aurą, strzelając groźnymi, czarnymi odpryskami.
- Przetrącę mu ten pierdolony kark jeśli nie odpowiesz! - krzyknęła, unosząc pięść, a za jej ruchem, coś w powietrzu zafalowało. Zmieniło się, przeleciało obok turianina, wyczuwalne choć nienamacalne. Krzesłem inżyniera rzuciło do tyłu, kilkanaście centymetrów dalej, gdzie uderzyło w blat biurka, do którego stało zwrócone tyłem.
Jefferson skrzywił się, przykładając przyciśniętą dłonią marynarkę do rany, z której nieustannie leciała krew. Podniósł głowę, wpatrując się w złote spojrzenie, z którego ziała wyłącznie nienawiść. Jego było puste, poza tym samym, jednym i stałym uczuciem, które wydawało się balansem między rezygnacją, a akceptacją.
- Ludzkie życie jest krótkie i kruche. Kto wie, ile jeszcze masz czasu. Ile każde z nas ma. - odpowiedział cicho, wyginając usta w przykrym uśmiechu, który maskował jego grymas bólu, pozostawiając ten sam spokój, który miał na twarzy przez większość czasu. - Mam nadzieję, że zaznasz kiedyś spokoju i pozwolisz sobie na trochę miłości.
Ciałem niebieskowłosej drgnęło, gdy kolejne słowa wydawały się przekraczać ostatnią z granic, które trzymały ją w ryzach. Kolor miodu zastąpił błękit gdy zrobiła krok naprzód, gotowa zrobić to, czego nie dokończył Viyo, gdy znów powstrzymał ją głos żołnierza stojącego obok. Tak jak wcześniej, patrzył na nią z obawą, gdy to ona zaczęła stanowić bezpośrednie zagrożenie, jakby robiła to na zmianę z Widmem, utrzymując sytuację w nieustannym napięciu.
- Gratulacje - odezwał się ponuro, tak, jakby słowa ledwie przechodziły mu przez gardło. - Ze wszystkich osób w Castorze, znaleźliście od razu jedyną, na której Steigerowi zależy.
Piknięcie na omni-kluczu Volyovej przerwało ciszę, zmusiło ją do skupienia się i zerknięcia na przypomnienie, które ustawiła.
- Dziesięć minut.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

26 sty 2019, o 02:53

Nadzieja była delikatnym płomieniem, tak jak kiedyś wspomniał to Mayi gdy leżeli obok siebie w jego kajucie. Odsunięcie ostrza od ciała Jeffersona było gestem pojednania, pozwalającym jej zapłonąć nieco silniej, rozpalić ponownie pośród duszących ją węgielków. Tam gdzie napięcie i wrażenie bezradności przytaczało, a apatia zaciskała na gardle palce, wyrywając z płuc ostatnie podmuchy powietrza, tam cień nadziei potrafił wpuścić w ciało nowe życie. Wiedział o tym, wiedział jaką siłę może mieć to niewielkie uczucie.
Ale wiedział też, że jest to obosieczne ostrze.
Wybuch Mayi, rozjuszonej słowami Avisa, ubiegł jego własną reakcję o uderzenie serca, ale nie różnił się zbytnio od tego co sam chciał zrobić. Nadzieja, chociaż potrafiła być niespotykanie silną motywacją, była równie delikatna i wrażliwa, szczególnie w chwili, gdy próbowało się ją uchwycić. W oczach żołnierza zagrożenie Jeffersona minęło ze strony Widma, ale fala furii, która eksplodowała z biotyczki była czymś zupełnie odmiennym, czymś równie namacalnym co zakrwawione ostrze w jego dłoni. Płomyk nadziei, dopiero co rozniecony, przygasł do żaru pod naporem niewidzialnej siły, która targnęła fotelem inżyniera, grożąc rozerwaniem go na strzępy. A Vex nawet nie drgnął, zaciskając tylko szczękę i wbijając wzrok w miecznika.
Jakaś jego część zastanawiała się ile było wyrachowania we wściekłości Mayi, a ile rzeczywistą utratą cierpliwości. Manewrowali zagrożeniem na zmianę, przenosząc je między siebie, ale gdyby spojrzał w lustro i na własne odbicie, nie potrafiłby powiedzieć ile z tego było grą przesłuchania, a ile rzeczywistymi emocjami. Biorąc pod uwagę jak sam był daleko poza własnymi granicami, podejrzewał że u biotyczki nie było inaczej.
Chociaż znając ją, to byli świadkiem cudu, że Jefferson wciąż ma głowę przymocowaną do szyi.
Szczególnie po tym co wydostało się z jego ust po pierwszej fali biotycznej energii.
Wyczuł zmianę w pomieszczeniu jeszcze nim błękit zalał oczy kobiety i odruchowo zrobił krok w jej stronę. Świadomie czy nie, Jefferson poruszył struny o których wiedział ile dla niej znaczą - zagrał na słowach o których sami rozmawiali, o wizji przyszłości, którą rozważali, o cieniach skrytych za jej murami. Prawdopodobnie tylko głos Avisa uratowały go od śmierci w tamtym momencie, od zakończenia żywota w fotelu i powitania zakończenia własnej historii, którą już tak zaakceptował.
Cisza która nastała po jego słowach była wręcz namacalna. Vex obrócił w głowie ich znaczenie oraz to co implikowały, obserwując ponurego człowieka i doszukując się w jego głosie fałszu. Nic takiego jednak nie znalazł. Kimkolwiek był Mathias Steiger, miał swój słaby punkt i natknęli się na niego przypadkiem, a teraz siedział pokrwawiony w fotelu, zdany na ich łaskę. Jeżeli to było prawdą...
Jakaś jego część podpowiedziała mu, żeby wykończyć inżyniera tu i teraz. Taką wiadomość z pewnością przesłałby Khouri - zdjęcie martwego Kevina z dziurą po pocisku w czole, dostarczone prosto do osobistej skrzynki głowy stojącej za Chascą. Tak samo jak zostawiał ciała innych żołnierzy Castora i jak pozwalał zobaczyć się kamerom... Wiadomość.
"To się stanie jak nie będziecie trzymać się z daleka".
"Idę po was".
"Tak się czują bliscy tych, których wymordowaliście w imię postępu".

Tyle, że oni nie byli Khourim, a żywy Jefferson stanowił ogromną przewagę, jeżeli rzeczywiście było tak jak mówił Avis. A jeżeli nie przewagę, to chociaż przeciwwagę. I, paradoksalnie, miecznik miał rację - popełniliby ogromny błąd, gdyby go zabili. Nawet jeżeli teraz musieli świadomie popełnić drugi, żeby z tej przewagi móc kiedykolwiek skorzystać.
- Powinno wystarczyć - powiedział po chwili milczenia, myśląc intensywnie. Słowa skierowane były jednak do Mayi, a nie do żołnierza. Jego umysł wyrwał się z własnej apatii, gwałtownie rzucając na fragment informacji, która tak wiele zmieniała, wracając z powrotem w obrzeża granicy za którą się wypuścił. Obrócił się powoli i zbliżył z powrotem do inżyniera, ponownie opierając czubek ostrza pod jego brodą, ale tylko po to, żeby podnieść mu ją do góry i spojrzeć w oczy.
- W takim razie zadawaliśmy niewłaściwe pytanie. Dlaczego Steigerowi tak na nim zależy? - rzucił w przestrzeń. Odczekał kilka sekund na odpowiedź lub jej brak, tym razem jednak nie naciskając ponownie. Powody nie były aż tak ważne jak sam fakt, który wyjawił im żołnierz. A teraz czas leciał w drugą stronę.
- Jeżeli to coś zmieni... Teraz ty uratowałeś mu życie. Myślę, że jesteście kwita - mruknął po chwili, kierując swoje słowa do Avisa. Ciężko było powiedzieć czy to uspokoi jego ducha chociaż odrobinę. Albo czy mu w czymś pomoże. - Możesz przekazać to Reedowi, gdy go spotkasz. Maya, skończyliśmy. Ogłusz go.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

26 sty 2019, o 05:04

Wyświetl wiadomość pozafabularną Błękitna poświata wokół Mayi znów zbledła i zaczęła się kurczyć, niknąc w powietrzu w miarę, gdy kobieta się uspokajała, a jej palce rozprostowały, ciało odprężyło. Patrzyła na Jeffersona myśląc nad czymś intensywnie, podczas gdy on odwzajemniał jej spojrzenie bez żadnych konkretnych emocji. Nawet jej broń nieco się obniżyła gdy żołnierz wreszcie się odezwał, dając im ostatnią, wyczerpującą odpowiedź, której potrzebowali od samego początku. Widać było, jak w jej głowie niektóre elementy układanki wpadają na swoje miejsce, jak analizuje ich rozmowę od jej początku, dostrzegając powody niektórych odpowiedzi lub zachowania obojga mężczyzn.
- O to w tym chodzi? - skrzywiła się, jakby odpowiedź, której się nie spodziewała, nie satysfakcjonowała jej tak jak powinna. - O miłość?
Ironia, lub sarkazm, którą wyczuł w jej głosie sprawiła, że skrzywił się nieco. Nieprzyjemnie, wręcz niepodobnie do siebie i wyłącznie chwilowo, ale zmiana była dostrzegalna.
- Nie wiesz nawet o czym mówisz.
Wyprostował się, podnosząc nieco w krześle, wciąż przyciskając dłoń do swojej klatki piersiowej i marynarki nasączonej krwią. Rana była głęboka, choć nie zagrażała jego życiu. Wciąż wylewała się z niej krew, przesiąkając ubrania, które mężczyzna miał na sobie, ale wydawał się nie zwracać na to uwagi.
- Nie wiem jak można kochać kogoś, kto trzyma niewinnych ludzi w klatkach i eksperymentuje na nich jak na szczurach - prychnęła, nie zaprzeczając nawet jego stwierdzeniu. - Dlaczego opuściłeś Chascę? Skoro jesteś ważny dla Steigera, mogłeś mieć wszystko.
Rozłożyła lekko ręce na boki, wyrażając zdumienie podjętą przez niego decyzją. Avis zerknął na jej broń, gdy chwilowo znalazła się bliżej niego, a kobieta nie patrzyła w jego kierunku, ale pistolet wciąż był poza zasięgiem jego działania i Volyova zdawała sobie z tego sprawę. Otworzyła usta by powiedzieć coś więcej, ale westchnienie inżyniera jej przerwało.
Na chwilę w pomieszczeniu zapanowała cisza, tak gęsta, że trzymane przez Viyo ostrze mogłoby przeciąć ją na kilka kawałków. Gdy mężczyzna znów podniósł głowę by spojrzeć na swoją rozmówczynię, krzywił się już nieco, przestając radzić sobie z bólem, który wywoływała zadana mu przez Widmo rana.
- Stawałem się kimś, kim nigdy nie chciałem być - odparł cicho, bez drgnienia fałszu w swoim głosie, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w niebieskowłosą.
Piknięcie na jej omni-kluczu przypomniało jej o upływającym czasie, wyrwało z zamyślenia, w które od razu popadła. Teraz Jefferson nie był tylko istotny dla Avisa, ale i dla nich. Rozumieli znacznie więcej, ale czas nie działał na ich korzyść.
- Nie - zaprotestował, gdy ruszyła w jego stronę, znów podnosząc w górę dłoń, a on w niemal lustrzanym odbiciu podniósł własną, sprawiając, że zatrzymała się, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi. - Wiedziałem, że kiedyś taki czas nadejdzie.
Poprawił się w miejscu, tylko lekko krzywiąc przy tym, gdy każdy ruch wzmagał odczuwany przez niego ból. Zadarł głowę jeszcze wyżej, wpatrując się w Widmo, które wydało polecenie biotyczce.
W ciemnych oczach rezygnacja już nie przeplatała się z jego akceptacją. Teraz żaden blask nie zaburzał idealnego spokoju na jego twarzy.
- Prędzej zginę, niż zostanę waszym asem w rękawie.
- Nie masz za bardzo wyjścia, prawda? - westchnęła niebieskowłosa, ruszając się ponownie, gdy przerwało jej poruszenie Avisa.
- Nie rób tego.
Ochroniarz oderwał się od ściany i wszedł na środek pomieszczenia, wpatrując się w ich dwójkę butnie. Stanął między nimi a przejściem, choć Volyova oddzielała go od biurka, na którym leżał jego pistolet.
- Nie możecie go zabrać.
Krzesło zaskrzypiało, gdy inżynier wsparł się na podłokietnikach i, bardzo powoli podniósł. Dłoń, którą przyciskał materiał marynarki do rany, od wewnątrz mokra była od krwi. Mężczyzna pobielał nieco odkąd jego ciało przeszyło ostrze, ale na nogach stanął pewnie, wpatrując się w turianina twardo, z determinacją.
- Jeśli któreś z was wykona choćby krok w moim kierunku, nie dostaniecie niczego.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

26 sty 2019, o 19:18

Wyświetl wiadomość pozafabularną Miłość. Siła nawet potężniejsza niż nadzieja i równie destruktywna w swej naturze, potrafiąca napędzać tysiące ludzi, dokonywać cudów i wywoływać wojny. W ustach Mayi zabrzmiało to jak przekleństwo, ale potrafił to zrozumieć. Bez względu na to kim kierowało to uczucie i względem kogo lub czego, z reguły nie stawiało się go obok klatek wypełnionych zagłodzonymi więźniami, stołów do przeprowadzania wiwisekcji oraz posadzki zabryzganej posoką, a samo porównanie wydawało się wypaczone, obrzydliwe. Ale czy tak było w istocie?
On również umilkł, wracając myślami do rozmowy którą odbywali przez ostatnie kilka minut. Słowa, zdania, gesty... Wszystko niosło w sobie pewien cień i drugie dno, skrywające to co w końcu wyrwało się z gardła żołnierza w próbie uratowania inżyniera przed śmiercią. Kimkolwiek mężczyzna był, jego życie było niezwykle ważne dla Steigera. Dwóch martwych agentów Castora, środki wrzucone w ewakuację, desperacja przebijająca się w głosie miecznika... Wszystko to potwierdzało, że Kevin ma dla niego wielką wartość, tyle że do tej pory zakładali, że jest to jedynie wartość naukowa, że Jefferson jest kolejnym zasobem, którego utrata zraniłaby dobrze naoliwiony mechanizm jakim był skorumpowany odłam linii B. Bo kto mógł przepuszczać, że powód może być o wiele bardziej osobisty? Że krył się w nim brak logiki, której tak próbowali się doszukać?
I jeżeli tak wyglądała prawda, to co mieli teraz z tą informacją zrobić?
Usłyszał zamieszanie za plecami, gdy Avis odsunął się od ściany, gotowy rzucić się na nich bez względu na kajdanki, na broń w ich rękach, na brak własnego omni-klucza i wszelkiej nadziei. Ostatnie oddanie, nawet jeżeli miałoby być tylko próbą powstrzymania ich poprzez rzucenie im własnego, martwego ciała pod nogi. Przez chwilę można byłoby sądzić, że to jego napędza uczucie, które zarzuciła Jeffersonowi Maya. Nie odwrócił się jednak, obserwując inżyniera, gdy ten podniósł się z trudem.
Krew barwiła jego marynarkę, poszerzając się na powierzchni materiału, ale nie ustępując determinacji w jego spojrzeniu, która wyrwała się z jarzma apatii. Siła napędzająca jego czyny obudziła się pod wpływem realizacji tego co chcą zrobić, a pomimo różnic między nimi, tą jedną rzecz Vex rozumiał. Naprawdę rozumiał. Cała reszta była domniemaniem, ot podejrzeniem, które pojawiło się między słowami obydwu mężczyzn, między półsłówkami i sposobem w jaki formułowali zdania. Zwykłe przeczucie.
- Ile lat ci zostało? - zapytał cicho, opuszczając wzrok na katanę we własnej dłoni. Jej końcówka, idealnie gładka i ostra, lśniła jasną czerwienią, ale pojedyncze krople już jakiś czas temu przestały z niej kapać na posadzkę. - O to chodzi? To ciebie Steiger próbuje uratować swoim postępem?
Czy właśnie to oznaczały jego uwagi w stronę Mayi? Czy nie próbował jej dopiec, a jedynie mówił coś co znał z autopsji, nieświadomy, że trafia na dokładnie to samo podłoże? Obrócił miecz w dłoni, przyglądając się jak refleksy lamp odbijają się na ostrzu, jak również barwią się na czerwono. Czy rzeczywiście Steiger i Jefferson byli odbiciem jego i Mayi w cyrkowym gabinecie luster, wypaczonym ale tym samym, gdzie jedno próbowało uratować drugie za wszelką cenę? Nawet jeżeli...
Ostatecznie nie miało to znaczenia.
Wyglądało na to, że bezradność i obojętność była motywem przewodnim tej historii. Pobudki Steigera i Jeffersona nie miały znaczenia, gdy ginęły setki turian i gdy miały zginąć następne, jego własne opory nie miały znaczenia, bo i tak był już w tak głębokim bagnie, że ledwo sięgał ustami powierzchni, ich uzyskane odpowiedzi nie miały znaczenia. Reed i Steiger wiedzieli, że znaleźli Kevina przed nimi, więc Chasca tak czy owak zostanie ewakuowana, tak czy owak znajdzie się tam więcej żołnierzy, tak czy owak usuną lub przeniosą większość danych. NDC tak czy owak będzie wściekłe, bez względu na to czy znajdą martwego inżyniera w jego biurze czy tylko poranionego i torturowanego, Rada tak czy owak wyciągnie konsekwencje, a ta opowieść tak czy owak nie będzie miała szczęśliwego zakończenia.
Może się pomylił. Może wcale nie próbował utrzymać głowy ponad powierzchnią mokradeł, może już od dawna zatonął, tylko jego ciało dopiero zaczynało godzić się z tym faktem.
- Bo co? Przegryziesz kapsułkę z cyjankiem wewnątrz zęba? Rozdrapiesz ampułkę z trucizną wszytą pod skórą albo ukrytą w papierosie? - zapytał ze zmęczeniem, podnosząc wzrok na Jeffersona. W jego głosie nie było jednak kpiny i pogardy, nie było nawet zdziwienia, że kolejna przeszkoda stanęła im na drodze. Jeżeli w ogóle, bo na razie wyglądało na to, że była to pusta groźba, nie podszyta żadnym realnym zagrożeniem. - Ty może jesteś pogodzony ze swoją śmiercią, ale czy możesz powiedzieć to samo o Mathiasie? Co bardziej go złamie, twoja śmierć czy porwanie? Tylko jedna z tych rzeczy jest permanentnym zakończeniem historii, Kevin.
Prawda była taka, że pomimo uzyskania odpowiedzi, nadal błądzili w ciemności. Nie wiedzieli co przyniesie przyszłość. Przeczucie podpowiadało, że nie mogą zostawić inżyniera przy życiu ani na wolności, ale nie mogło znaleźć powodów, które by to wyjaśniały. Wiedzieli tylko tyle, że jest ważny dla Steigera, dla człowieka który był Castorem i że zabicie go z pewnością by go ubodło. Czy miał z nim jakieś związane plany? Czy po prostu mu na nim zależało? Nie wiedzieli i mogli po prostu rzucać monetą, ale czy to wystarczyło, żeby go zabili? Ot, na wszelki wypadek? Ot, żeby pokazać mu jak to jest stracić kogoś bliskiego, co ostatecznie i tak mogło się okazać bezcelowe? Czy coś tak trywialnego było warte przekroczenia granicę po raz ostatni i spalenia za sobą mostu?
- Daj nam chociaż jeden powód dlaczego, Avis. - Chociaż spoglądał na Jeffersona, jego słowa skierowane były do żołnierza za jego plecami. Nie wykonał żadnego kroku w stronę bladego mężczyzny, ale nie wyglądało na to, żeby groźba zrobiła na nim wrażenie. I rzeczywiście tak było. - Chociaż jeden powód dla którego powinno nas to obchodzić.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Biura pracowników

26 sty 2019, o 22:30

Wyświetl wiadomość pozafabularną Reakcja Jeffersona na zadane mu pytanie była niejasna. Uśmiechnął się krzywo, odwzajemniając jego spojrzenie bez zawahania. Nawet jeśli Widmo miał być jego oprawcą, nie było w nim strachu.
- Postęp w imię osoby? Nie ma jednostki, dla której powstałby Castor. Mathiasa napędza znacznie więcej niż to - odparł bez ogródek, odrywając jedną dłoń od swojej marynarki, jakby nie widział już sensu w uciskaniu rany. Może krwotok już zwolnił, albo całkowicie się zatrzymał, a wraz z nim ból przestał być tak pulsujący. Do wszystkiego ciało przyzwyczajało się z czasem i coraz łatwiej było to ignorować. - Zwykła miłość czyni ludzi głupim na tyle, by czegoś takiego dokonać. Nas łączy więcej niż to, o czym myślisz.
Jego następne pytania sprawiły, że coś w nim drgnęło przy jednym ze zdań. Może trafiły blisko prawdy, w końcu nie miał w zwyczaju rzucać gróźb bez pokrycia. Nawet Avis, choć wściekły, nie wykrzykiwał w ich stronę wyzwisk ani nie obiecywał im, że rozprawi się z nimi gdy tylko zdejmie z siebie kajdany. Oboje rozumieli swoje położenie, rozumieli to, jakie mieli opcje i szanse na przeżycie. Oboje dobrze analizowali potencjalne konsekwencje, ale akurat z tych, Jefferson wydawał sobie albo nie zdawać sprawy, albo go zwyczajnie nie obchodziły.
- Nie zostanę wykorzystany jako broń przeciwko niemu - odpowiedział, znów stanowczo, choć spokojnie i cicho. Jego determinacja nie przebrzmiewała w rozedrganym od złości głosie, nie objawiała się w twardym spojrzeniu ani nawet wyprostowanej postawie, a jednak była wyczuwalna, choć nie dało się dostrzec jej gołym okiem. - Zrozumie to, tak jak zrozumiał powody mojego odejścia. To i tak ciebie nie dotyczy.
Cokolwiek łączyło ich dwójkę, co nie było prozaicznym związkiem, gdzie jedna osoba była w stanie zrobić wszystko dla drugiej, wydawało się niemniej enigmatyczne niż spojrzenie inżyniera, puste, a zarazem przepełnione niezdefiniowanymi emocjami. Wydawał się mówić szczerze, ale tak samo dobrze przemawiał wcześniej, zapewniając ich o tym, że jest zwykłym pracownikiem. Każde jego kłamstwo, oglądane pod odpowiednim kątem, było prawdą, co sprawiało, że wszystkie były przekonujące i ciężko było wyłowić je z prawdziwych odpowiedzi na pytania.
Być może był tylko inżynierem, którego zmęczyła brudna strona praca na Chasce, więc postanowił odciąć się od procesu i jedynie podziwiać zbierane przez innych ludzi żniwa, w swoim egoizmie nie zakładając, że jego czyny i decyzje mogą mieć konsekwencje.
Widział na twarzy Avisa, że nie ma dla niego dobrego powodu. Nie pojawiło się na jego twarzy żadne olśnienie, żaden nowy argument, który mógłby przemówić do Widma dzierżącego jego broń. Wpatrywał się w Jeffersona, dopiero po krótkiej chwili decydując się na przeniesienie swojego spojrzenia na jarzące się, zielone tęczówki.
- Jesteś bardziej podobny do niego niż myślałem - odpowiedział tylko, przez zaciśnięte zęby, ale tym razem jego wzrok nie wrócił do Kevina, jakby nie mówił o nim. - Do Donovana.
Kolejne piknięcie na omni-kluczu Volyovej. Niebieskowłosa wygasiła komunikat, zerkając na niego pobieżnie. Gdy podniosła głowę, dostrzegł na jej twarzy niezdecydowanie. Odwzajemniła spojrzenie Vexariusa z niepewnością, przestępując z nogi na nogę. Sama nie wiedziała co powinni z inżynierem zrobić.
- NDC zaraz tu będzie, musimy iść - powiedziała cicho, przypominając mu o upływającym czasie choć musiał być go w pełni świadomy.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Biura pracowników

27 sty 2019, o 00:23

Wyświetl wiadomość pozafabularną Groźby bez pokrycia czy nie, Jefferson wydawał się być zdeterminowany zakończyć swoje życie. Stał przy biurku z zakrwawioną dłonią i koszulą przesiąkniętą szkarłatem tak głębokim, że jego blada twarz w porównaniu z nim wydawała się być alabastrowo biała, a jednak po biernej apatii nie było śladu. Teraz to nie było już pogodzenie się ze swoim losem, teraz jego śmierć zyskiwała w jego oczach na znaczeniu. Vex przyglądał się mu w milczeniu, chociaż trochę rozumiejąc co dzieje się za jasnym spojrzeniem. Dwa płomyki, palące się razem i opierające się rzeczywistości.
- Może masz rację. A może czegoś takiego nie da się zrozumieć, Kevin. Taka rana jątrzy się, rozrasta, aż w końcu pochłania cię całkowicie - odparł cicho, obserwując inżyniera. Jeżeli Mathiasowi rzeczywiście na nim zależało, to bez względu na opanowanie, które mogło go cechować, pojawiłyby się na nim pęknięcia. Złość, smutek, pragnienie zemsty... Nawet najlepsi podatni są na takie impulsy emocji, a to powoduje błędy. Uwaga głowy Castora skupiłaby się na mordercach inżyniera, w ten czy inny sposób, zapraszając do siebie potencjalny koniec. - Może Mathias by to zrozumiał i ruszył dalej. A może od tej pory każdy jego posiłek smakowałby popiołem, a za każdym sukcesem czaiłby się cień goryczy i twojego wspomnienia. Jesteś w stanie to zaryzykować? Jesteś pewien, że próbując nie stać się bronią wymierzoną w jego stronę, sam nie zamienisz się w nóż wbity w jego pierś?
Obrócił miecz w dłoni, przyglądając się mu po raz ostatni. Nawet ten kawałek specjalnie przetworzonej i wzmocnionej niewiadomymi stopami stali miał z pewnością jakąś swoją historię, będąc czymś istotnym dla Avisa. Żołnierz zapewne był zabójcą, a krew zdobiąca jej czubek na pewno nie była pierwszą, którą żywiło się ostrze; kto wie ile innych niewinnych ofiar zginęło pod jego bronią w imię przekonań Steigera i Jeffersona, kto wie ilu cywili doznało tego samego losu pomimo protestu żołnierza, gdy to samo chcieli zrobić z Kevinem.
Ostatecznie nawet jego śmierć niewiele zmieniała. On sam widział to rozwiązanie wyraźnie, jak kolejną ścieżkę która prowadziła w mrok - i ich, wymykających się NDC z ciałem Jeffersona, porzucających je w głębokim śniegu w górach i odlatujących z planety. Nadzieja była obusiecznym ostrzem. Czy Steiger trzymałby się jej kurczowo, gdyby dotarły do niego wieści, że znaleziono tylko trzy ciała jego ludzi, ale los Kevina jest nieznany? Czy uwierzyłby, że mężczyzna został przez nich uprowadzony, nie dlatego że nakazywała tak logika, a dlatego że tak dyktowało serce? Jefferson zostałby bronią na swojego towarzysza nawet pomimo próby samopoświęcenia.
- Być może - odpowiedział po chwili ciszy, która zawisła w pokoju, gdy Avis wycedził swoje słowa. Wbrew wszelkiej logice, nie ubodły go one zbyt silnie, ale głównie dlatego, że sam zdawał sobie z tego sprawę. Jego własny Reed spoglądał na niego spoza granic popękanego lustra, czekając na swoją kolej, na swoją chwilę wolności. - Ale w przeciwieństwie do niego, ja wciąż wierzę że pośród tych ludzi w barze na Cytadeli nadal znalazłoby się kilku, którzy nie zgodziliby się na takie poświęcenie - dokończył, również pokazując, że słuchał żołnierza, gdy ten wykrzykiwał swoje słowa kilka minut temu. Podniósł powoli głowę, przesunął ostatni raz spojrzeniem po ostrzu katany, po czym upuścił ją na ziemię. Brzdęk broni obijającej się o posadzkę był kropką na końcu zdania, ostatnim dźwiękiem informującym o podjętej decyzji bez względu na to co miała przynieść.
- Bo jeżeli nie, to jaki jest sens w tej waszej wymarzonej przyszłości?
Odwrócił się od Jeffersona i niespiesznie podszedł do porzuconego na ziemi ciężkiego karabinu, chwytając go i ponownie podnosząc. Jego wzrok napotkał spojrzenie Mayi i bez słowa skinął głową, dając jej znać, że skończyli. W przeciwieństwie do jej złotych tęczówek, w jego już nie było niepewności, chociaż może ta byłaby lepsza od pustego zmęczenia. Opancerzone buty zastukały o posadzkę, gdy ruszył w stronę drzwi i blokującego je Avisa, nie zważając na to czy mężczyzna się odsunie, czy będzie musiał po nim przejść, żeby wyjść na korytarz.
- Przekaż Reedowi, że będę wypatrywał go na Chasce.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Stacja szczelinowa”