Niektórzy uznają Vancouver za stolicę Przymierza i nie pomylą się na tym polu zanadto. Siedzibę tutaj mają niemal wszystkie, ważne organy władzy, wraz z Radą Przymierza, a dodatkowo jest istotnym punktem dla rozwoju i szkoleniu przyszłych żołnierzy, ze względu na swoje wysoko rozwinięte placówki szkoleniowe.

Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Bar "GI Joe"

14 sty 2018, o 21:47

Powrót do żywych trochę mu zajęło. Odczekał, aż wszystko się zagoi jednak zamiast próbować jakiejkolwiek rehabilitacji postanowił od razu rzucić się do działania i rozwiązać problem, który miał teraz na głowie. Dopóki się go nie pozbędzie to jakakolwiek myśl o wolności pozostawała mrzonką. Oczywiście cały ten czas, kiedy spędzał w Berlinie starał się spędzić jak najbardziej efektywnie. Myślał co ma zrobić i jakie podjąć kroki wiedząc, że na swój oddział nie ma co liczyć. Jak najbardziej chciałby im zaufać ale wiedział, że nie mógł.
W tym czasie zdążył jednak wysłać jedną wiadomość Sonyi.
Jak to wszystko się skończy, obiecuję ci, że wrócę.
Kolejny raz uaktywniła się jego paranoja. Dlatego tym razem nie poruszał się już tak otwarcie jak wcześniej. Wiedząc, że Cerberus może go znowu śledzić. Kiedy więc uznał, że musi spotkać się ze swoim bratem obierał bardzo dziwne drogi. Znacznie bardziej skomplikowane i idiotyczne niż zazwyczaj. Może dlatego, zamiast polecieć na miejsce spotkania jak człowiek promem to przetoczył się przez kilka krajów używając różnych sposobów transportu ciągle będąc ostrożnym. Wybierał się przecież do stolicy Przymierza. Do miejsca, które było wyjątkowo blisko mieszkania Sonyi. To chyba bolało najbardziej. Nie mógł po prostu tam wrócić.
Z bratem był umówiony w jakimś typowym dla trepów barze. Miał nadzieje, że lokalna klientela nie zrobi mu problemów. Nie był żołnierzem, a do miejsca pewnie dość szczególnego dla nich się wybierał.
Po przekroczeniu progu zauważył, że nie ma zbyt wielu gości. Może niewielu z nich miało teraz przepustki. Cholera wie. Przynajmniej można było palić w środku. Zajął jedno z wolnych miejsc gdzieś bardziej na uboczu. Zamówił tylko ciepłą herbatę. Był za wcześnie. Zazwyczaj się spóźniał, a wiedząc, że jego brat się pewni spóźni to sam posiedzi tu jakiś czas. Poświęcił go więc na obserwacje lokalu.
Był on dość mały. Pewnie w okresie ruchu w bazach musiał być wręcz wypchany żołnierzami. Gdyby nie ściany, które zostały udekorowane elitarnymi sztandarami jednostek wojskowych z całego świata to nikt nie uznałby tego miejsca jako miejsce spędu Przymierzowców.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

14 sty 2018, o 22:51

Wade nie odpisała na wiadomość. Ale odebrała ją, bo potwierdzenie wyświetliło się Charlesowi niecałe pół godziny po wysłaniu jej. Może nie lubiła pisać, a może nie miała mu niczego do powiedzenia. Nie wiedział, czy zamierzała na niego czekać, czy po przeczytaniu parsknęła z frustracją i wyłączyła omni-klucz. Prawdę mówiąc, nie miał pojęcia co teraz robi. Dostała pieniądze po Burelu, które ustawiały ją na wiele długich lat, ale postanowiła większą ich część wydać na coś, co okazało się zupełnie do niczego nikomu nie potrzebne. Znając ją, nie siedziała bezczynnie w domu, tylko znalazła sobie jakieś zajęcie, które sprawiało jej przyjemność, zapewniało względnie sensowny dochód gotówki i nie zajmowało dużo czasu. I na pewno nie była to praca dla Kassy.
Daryl, naturalnie, spóźnił się. Był dobre pół godziny po umówionej godzinie, ale gdy wszedł do środka, nie wysilił się nawet na żadne przeprosiny. Siadł naprzeciwko swojego brata i od razu wyciągnął z kieszeni papierosy, by idąc śladem Charlesa zapalić jednego, a potem zamówił sobie kawę do picia i jakieś ciastko do zjedzenia. Dopiero wtedy westchnął, ściągnął z siebie kurtkę i oparł się wygodniej, wbijając spojrzenie w twarz brata. Pewnie wciąż nie mógł się przyzwyczaić do tego, że wrócił on do ich życia. Świąteczny klimat szybko przemijał i łatwo było zapomnieć co działo się wtedy w domu. O tym, że rodzina chwilowo stała się większa o dwie osoby. Może zastanawiał się teraz, gdzie jest Sonya, zakładając, że spotka się tu z ich dwójką. Tymczasem Striker był sam. I to w nie najlepszym stanie.
- W święta wyglądałeś lepiej - zauważył, opierając się łokciami o stół. Miał na sobie jakieś codzienne ubrania, spodnie i koszulę, która wyjątkowo mu pasowała. A może jemu po prostu z zasady pasowało wszystko.
- Co ci się stało z nosem?
Znacznie starsza od Strikera kelnerka przyniosła mu zamówioną herbatę, stawiając ją przed nim ostrożnie. Na spodku, obok dużej filiżanki, leżało pojedyncze, suche ciastko. Chyba niekoniecznie specjał lokalu.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

14 sty 2018, o 23:22

Oczekiwanie na brata strasznie się wydłużało. Popielniczka zwiększała swój załadunek wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego w barze. Towarzyszyło mu dziwne uczucie, jakby to właśnie tutaj miał trafić zamiast do Rosenkova. Rozwodzić się nad prostymi dylematami lub po prostu odpoczywać po kolejnej udanej misji. Zamiast tego jego największym problemem było jak rozpieprzyć Statnera w taki sposób, by Cerberus dał mu święty spokój. Nawet jeśli pozbyłby się statku, jakimś cudem, to wciąż musiał usunąć dane o swojej osobie. Musiał zniknąć z list pracowników agencji. Najlepiej jeśli całkowicie ta sytuacja nie miała miejsca. Więc kto byłby lepszy niż największy wróg Cerberusa? No właśnie. Nikt.
Kiedy jego brat zajął miejsce naprzeciwko Charles’a ten tylko skinął głowa. To prawda, najstarszy z rodzeństwa wyglądał jak gówno. Na nosie wciąż miał plastry, gdyż rana na nosie nie chciała się zagoić. To znaczy chciała ale tryb życia mężczyzny nie pozwalał na to. Oznaczać to mogło dodatkową bliznę do jego kolekcji. Jak tak dalej pójdzie to będzie jedną wielką blizną.
- To trochę dłuższa historia.
Westchnął. Tym razem chyba pierwszy raz traktował swojego brata całkowicie poważnie. Obydwaj się postarzeli o te dziewięć lat. Nie byli już dziećmi.
- Pamiętasz jak mówiłem, że ktoś mnie wykupił z więzienia? – Spojrzał na brata zaciągając się papierosem. – Spotkałem się z tymi ludźmi, zaoferowali mi pracę. Nic specjalnego. Typowe zadania bojowe. Tyle, że one wcale nie okazały się zadaniami bojowymi.
Ścisnął pięść. Widok złego starszego brata nie było czymś co widywało się na co dzień. Wiadomo dużo mogło się zmienić w ich życiu ale widok zawsze trzeźwo myślącego i spokojnego Charles’a mógł być dość nowy dla Daryla. Zresztą wszystko co dotyczyło jego starszego brata mogło być teraz nowe dla niego.
- Mieliśmy przetransportować trzy asari na pieprzony statek. – Spojrzał na brata z całą powagą jaką potrafił. – To był Majesty, pieprzony pancernik Cerberusa.
Warknął wręcz. Wziął mocno powietrze w płuca aby się uspokoić. Zaczął uderzać palcami w stół zastanawiając się co powiedzieć dalej. Zresztą to nie było łatwe.
- Kiedy dowiedziałem się, że robimy dla nich od razu się postawiłem zabijając na statku jednego z ich agentów. Nie spodobało się to wierchuszce ale kazali mi zostać. Właśnie dlatego moja twarzy wygląda jak wygląda. – Westchnął. – Myślałem, że mnie zabiją i to rozwiąże problem. Jak widać nie rozwiązało.
Odpalił kolejnego papierosa. Wyglądało, że do czegoś zmierza. Do jakiejś puenty. Bez powodu nie spotkałby się teraz z bratem. Wiedział, że Charles musiał coś kombinować.
- Dlatego, będę potrzebował twojej pomocy. Mianowicie Przymierza. Potrzebuje kogoś wewnątrz. Dostarczę wam pozycję pancernika, a wy się go pozbędzie w raz danymi. Wiem, że nie jesteś na pozycji by negocjować takie rzeczy ale znasz ludzi. Musiałbyś też odnaleźć kolesia o imieniu Terry Perkins, chyba robi dla Przymierza dalej. Nie ważne co się stanie ze mną,
muszę ten problem rozwiązać żebyście mieli święty spokój.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

14 sty 2018, o 23:54

Daryl chyba spodziewał się historii o barowej bójce. Słuchając słów starszego brata poważniał coraz bardziej i mimo, że gdy siadł przy stole, jego usta wygięte były w lekkim wyrazie rozbawienia, tak teraz było mu do niego bardzo daleko. W pewnym momencie zapomniał o papierosie, który trzymał w dłoni, więc ten przez chwilę jeszcze żarzył się lekko, a potem zgasł. Gdzieś w międzyczasie przyszła też na stół jego kawa, ale próbując przetrawić zasłyszane słowa nawet tego nie zauważył.
- Co? - rzucił gdzieś w międzyczasie. To mogło być irytujące, że ludzie reagowali ostatnio tak na wszystko, co mówił Charles. - Jak?
Nie rozumiał, jakim cudem Striker wpakował się w Cerberusa. To znaczy rozumiał, ale nie docierało to do niego. Ta organizacja dawno już przestała być małym irytującym cierniem w pośladku galaktyki i zaczęła faktycznie robić problemy. Jak choćby ten atak na Cytadelę nie tak dawno temu. Może gdyby skontaktowali się z Charlesem wcześniej, on też by w nim uczestniczył, a Daryl stałby po tej drugiej stronie barykady i nawet by o tym nie mieli pojęcia.
- Ja mam ci pomóc? - młodszy brat parsknął śmiechem i uniósł w końcu papierosa, by się zaciągnąć. Dopiero wtedy zorientował się, że ten już się nie pali, więc naprawił ten drobny błąd i chwilę później chmura dymu wzniosła się pod sufit. - Kurwa, Charles, chyba żartujesz.
Nie mówił tego jednak po to, by zaprotestować, bo ton jego głosu świadczył zgoła o czymś innym. Opuścił wzrok na blat stołu i przez chwilę w zamyśleniu przyglądał się jego lakierowanej powierzchni. Po prostu nie wiedział jak może mu pomóc. W Przymierzu był nikim, jego awans był żartem, a ranga tylko literkami przed nazwiskiem. Nie miał wpływów ani możliwości, które mogłyby powalić komórkę Cerberusa odpowiedzialną za wykupienie i wykorzystywanie jego brata.
- Znam ludzi, ale co mam im powiedzieć? Dzień dobry, majorze, mam dla pana lokalizację pancernika Cerberusa, który moglibyśmy rozpieprzyć, ale w zamian proszę popilnować mojego starszego brata, który niechcący dla nich pracuje? - zauważył swoją kawę i ciastko, więc zgasił końcówkę papierosa w popielniczce i przyciągnął sernik do siebie. - To w sumie nie jest taki głupi pomysł - mruknął pod nosem i spróbował wypieku. Chyba był całkiem niezły, bo w żaden sposób nie wyraził dezaprobaty. - Po pierwsze, Charles, od momentu w którym przyleciałeś do domu nie ma "nieważne co się stanie ze mną". Mogłeś sobie tak mówić wcześniej, ale drugi twój pogrzeb mamę zabije. Po drugie, kojarzę nazwisko Perkinsa, więc chyba tak, chyba robi dla Przymierza. Nie wiem czy go nie spotkałem w jakimś ośrodku szkoleniowym. Mogę go znaleźć. Po co ci on?
Uniósł wzrok na brata, popijając ciasto gorzką kawą. Znów przyglądał się mu przez chwilę, choć patrzył bardziej przez niego na wylot, niż bezpośrednio na jego twarz.
- Co za gówno, Charles. Trzeba było się z więzienia do Emily odezwać. Wykupiłaby cię zanim zdążyliby ci tak spierdolić życie - skrzywił się. - Co z Sonią?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 00:15

Obserwowali się w milczeniu. Przez te lata ich charaktery stały się trochę podobne, a może po prostu tak już myśleli dorośli. Chociaż Striker wciąż miał problemy z zachowaniem się jak dorosły. Do tego brał teraz na siebie ciężar tak wielki, że trudno go było opisać. Chciał dokonać czegoś, co pewnie mało osób byłoby gotowych zrobić. On niestety nie miał wyjścia. Musiał iść tą ścieżką. Nie było żadnego pójścia w prawo czy w lewo, szedł po prostu jedną linią, która prowadziło go ku jednemu celowi. Samozatraceniu.
- No coś w tym stylu mógłbyś przekazać. – Westchnął. – W najgorszym wypadku zaprowadzisz mnie do tego majora i mu wszystko wyjaśnię. Jakby nie patrzeć nasza rodzina dalej coś znaczy w Przymierzu. Wujek raczej nie byłby ucieszony z obrotu sytuacji.
Westchnął. Nie wiedział już jak wysoko zaszedł ich wujek ale to on był tym z pokolenia ich ojca, który obrał drogę wojskową. Ostatni raz widział go po otrzymaniu pochwał za ukończenie akademii z wyróżnieniem. Miał szansę widzieć go jeszcze kilka razy, ale brat jego taty nigdy nie pogodził się z tym, że chce marnować swój talent w jakiejś korporacji, a nie walcząc dla Przymierza. Nie chciał go widzieć na oczy. I tak zakończyła rodzinna miłość do tamtej strony rodziny.
- Ja, przecież. – Pokręcił głową. Hoghart miał rację. Rodzina była wadą. Problemem. Zawsze wiedziała, gdzie uderzyć aby zabolało najbardziej. – To nie jest takie proste ale postaram się nie zginąć.
Ostatnio bardzo dużo ludziom obiecywał, zazwyczaj jego obietnice można było potłuc o kant dupy. Wciąż miał problemy ze zrozumieniem świata, jak to miało niby działać. Dlaczego wszystkim tak na nim zależało. Wiedział, że był częścią tej rodziny ale nie potrafił tego po prostu zrozumieć. Jeśli by zginął to rozwiązałby wiele problemów. Chwilowe reakcje jak smutek czy łzy minęłyby. Może jednak nie powinien był wracać do domu ale gdyby nie wróciłby to wykonanie tego planu zajęłoby znacznie dłużej.
- Perkins był moim przyjacielem. – Spojrzał na swoją herbatę. – Na studiach. Poznaliśmy się na pierwszym roku. Też amerykaniec i z wojskowej rodziny. Jego rodzina stacjonowała w Forcie Abramow. On też ukończył akademie z wyróżnieniem. Pewnie zaszedł gdzieś daleko. Warto by było mieć z nim jakikolwiek kontakt.
Byli trochę jak bracia. Rozumieli się znacznie lepiej niż na przykład Charles i Daryl. Byli w tym samym wieku. Rozumieli się naprawdę dobrze oraz byli najlepsi. Byli rywalami ale zawsze mogli na sobie polegać. Trudno było znaleźć kogoś takiego. Szczególnie później, kiedy już był operatorem.
- Nie wykupiłaby. Nie posiadałaby takiej sumy i wtedy. Nie za bardzo chciałem żeby ktokolwiek mnie próbował ratować.
W końcu wziął łyk zimnego już naparu. Herbata na ziemi zawsze smakowała lepiej niż ta w kosmosie. Była świeższa. Miała bogaty bukiet, nawet jeśli była z dolnej półki. Kiedy spytał o Sonye, Charles poczuł jak przechodzi go zimny dreszcz.
- Nie wie o niczym. Chce się z nią zobaczyć ale nie wiem czy powinienem tak ryzykować.
Był przecież tak blisko. Montreal był blisko. Vancouver to co innego. Stoli Przymierza, nawet Cerberus nie ryzykowałby swoich agentów by obserwowali takiego „varrena” jak Striker. Nie był priorytetem. Przynajmniej to się zgadzało.
W końcu złapał za omni-klucz i wysłał kobiecie wiadomość czy chce się spotkać. Raczej nie oczekiwał zbyt pozytywnej odpowiedzi.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 00:31

- Może tak zrobię. Muszę się z tym przespać - odparł Daryl, wzdychając ciężko, zupełnie jak Kyle w promie.
Striker zrzucił na niego ciężar, który trudno było opisać słowami. Informacje, którymi się z nim podzielił, nie były czymś, co tak po prostu mówiło się komuś przy spotkaniu na kawę w pierwszym lepszym barze. Nie chciał, by jego brat pracował dla Cerberusa, zresztą nikt by nie chciał. To była organizacja, która niszczyła życia i stawiała ludzkość w bardzo złym świetle. Przymierze stanowiło całkiem dobry ciężar po drugiej stronie tej równoważni, ale działania takie jak ataki na Cytadeli mocno przechylało tę szalę na stronę niechęci do ludzkiej rasy.
- Postaram się nie zginąć - powtórzył Daryl. - Dopiero co powiedziałeś "myślałem, że mnie zabiją i to rozwiąże problem". Ciężko mi uwierzyć w takie bezsensowne obietnice, Charles. Nie jestem Emily, mnie do tego nie przekonasz czterema słówkami, które znaczą tyle co nic. Jak nie zginiesz, to będę wiedział, że się postarałeś.
Jego głos zabrzmiał nieprzyjemnie. Może miał jakieś doświadczenia, które sprawiały, że takie zachowanie wywoływało w nim agresję. Nie widzieli się przez lata, mogło wydarzyć się wiele. Mógł mieć styczność z ludźmi, którzy mówili to samo, a którym później składał wieńce na grobach. Mógł mieć pretensje do samego Charlesa o to, jak potoczyło się jego życie i co teraz musiał przez niego przechodzić. A Striker nie miał jak zajrzeć do jego głowy, by wiedzieć, skąd wzięła się ta nagła reakcja. Kto wie, czy nie z zaległej braterskiej miłości.
- Spoko. Spróbuję go znaleźć - zgodził się, wracając do swojego ciasta. Nie powiedział nic więcej, więc brat musiał zaufać mu na słowo. Raczej powinien to zrobić, bo w jego interesie nie leżało trzymanie Charlesa z dala od starych znajomych.
- W sensie co, nie masz z nią kontaktu? - uniósł wzrok znad talerza, a do jego oczu wróciło rozbawienie. Kącik ust mężczyzny uniósł się lekko w górę. - Przyprowadziłeś ją na święta, przedstawiłeś rodzinie, a potem zostawiłeś? Wow. To nawet ja tak nie robię.
Odłożył widelczyk na moment, robiąc przerwę w spożywaniu dużego kawałka ciasta. Oparł się wygodnie na krześle i uniósł filiżankę ze swoją czarną, gorzką kawą.
- Szkoda. Gdzie teraz jest, w Kanadzie? Może ktoś powinien ją odwiedzić. Pocieszyć.
Nie mówił poważnie, ale bardzo bawiło go prowokowanie Strikera, nawet jeśli w jego słowach nie było ani krzty prawdy. A może była? Z Darylem nigdy nie było wiadomo jak stoją sprawy w tej kwestii.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 01:06

I lepiej żeby się z tym przespał jak ze swoimi dziewczynami i chociaż ten jeden raz został z jedną na dłużej. Obydwoje wiedzieli, że praca dla Cerberusa to był błąd, który popełniało się tylko raz. Szczególnie przekonał się o tym Charles podczas ostatniej misji. Nie miał nic do innych ras, nie miał problemu z tym co robił ale teraz jego czyny reprezentowałyby idee, które zaprzeczały ideałom Przymierza. A te przez całe jego dzieciństwo o wiele bardziej trafiły do niego niż podejście tej ekstremistycznej organizacji.
- Wysoko stawiasz mi poprzeczkę, Daryl.
I znowu wrócił ten sam ton głosu co zawsze u starszego brata. Ton głosu, który zbuntowany brat znał od dziecka. Ton, który oznaczał tylko tyle, że w tym momencie Charles mógł poczuć się lekko rozdrażniony tym co powiedział jego brat. Miał rację, obiecywał ale tym razem chciał aby ta obietnica została spełniona. Robił coś dla nich nie dla siebie. Tak mu się przynajmniej wydawało.
- Spróbuj.
Ten sam tembr głosu. Spokojny, pozbawiony emocji. Niektórzy mogli by uznać, że to Rosenkov wytworzył w nim taki sposób mówienia. Tak naprawdę wyniósł go już z domu. Służalczość miał we krwi od samego urodzenia. Dopiero teraz. W wieku prawie trzydziestu lat starał się coś zrobić samemu.
Przewrócił oczyma słuchając brata. No tak. Bez docinków to nie byłoby spotkanie Strikerów. Czasami zastanawiał się czy jego brat nie robi tego w ramach jakiegoś konkursu gdzie liczy kto ile wygrał w ciśnięciu sobie nawzajem. Prawdziwa rodzinna miłość prawda? Chciał już coś odpowiedzieć, kiedy kolejne słowa chyba naprawdę zabolały Charles’a co można było zobaczyć po tym jak papieros w jego ręce się złamał. A papierosy były dla niego świętością. Skąd niby jego rodzony brat idiota mógł wiedzieć co przechodzi. Nie widzieli się naprawdę długo. Ten jednak komentarz spowodował, że poczuł się zły.
- Może spróbuj pocieszyć najpierw te wszystkie, które zostawiłeś. – Spojrzał na brata tak lodowato, że chyba przewyższył w tej umiejętności ich ojca. – Możesz zacząć od tej, którą przyprowadziłeś na ślub Emily.
Poprawił się na swoim miejscu. Był większej postury od brata, a ostatni powrót do życia w zawodzie sprawił, że znowu zwiększyła się jego masa mięśniowa do tej sprzed więzienia. Trudno było powiedzieć jakim cudem byli braćmi. Wyglądali całkowicie inaczej. Reprezentowali całkowicie inne podejścia do życia. Musieli jednak ze sobą współpracować. Rodzina potrafiła być jednak wrzodem.
Ponownie spojrzał na omni-klucz czekając na odpowiedź. Pierwszy raz czuł, że powinien był to zrobić wcześniej. Spotkać się z nią, wyjaśnić wszystko. Zamiast tego przez swój ślepy egoizm ją skrzywdził. Nie zdziwiłby się gdyby wiadomość mówiła, że mógł to zrobić wcześniej.
Wrócił wzrokiem do brata.
- Co u mamy i Emily?
Spytał już normalnym tonem. Nie miał siły ani ochoty się teraz spierać z bratem. Prawda była taka, że od kiedy podpisał kontrakt jego życie uderzyło wręcz o dno, a gdyby nie ciągła akcja to pewnie popadłby znowu w depresje.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 14:30

Mężczyzna przewrócił oczami, ale nie dał się sprowokować. To też się u niego zmieniło przez te wszystkie lata, w które się nie widzieli. Westchnął krótko, spoglądając na papierosa, którego Striker złamał w zaciśniętej dłoni. Przez chwilę milczał, nie wiedząc jak wycofać się z niekoniecznie trafnego żartu.
- Sorki - mruknął pod nosem. - Nie wiedziałem, że coś się stało.
Nie poczuł się urażony kolejnym nawiązaniem do jego zachowania na ślubie, czy też zaraz po nim. Wiedział przecież, zarówno od Emily, jak już też od Charlesa, że niekoniecznie było ono mile widziane. Rozumiał ich pretensje, co nie znaczyło że się z nimi zgadzał i odczuwał jakąkolwiek skruchę. Taki miał charakter i dla niego było to normalne. Nie uznał za stosowne podchwycić tematu, bo pewnie nie miał ochoty na kolejną tyradę dotyczącą tego, co wypada, a co nie.
- Emily poleciała gdzieś tam na zdjęcia - odparł. - Znaczy ona chyba już swoje nagrała, ale poleciała z Tadem, dotrzymać mu towarzystwa. Zawsze ze sobą jeżdżą, jeśli mają taką możliwość.
Pochylił się nad ciastem, by znów wsadzić sobie kawałek do ust. Zdecydowanie wyglądało lepiej od tego, które leżało na brzegu talerzyka Charlesa. To chyba miało już swoje dni, jak nie tygodnie. Nie kusiło do spożycia.
- U mamy? Nie wiem, chyba w porządku - wzruszył ramionami. - Zapisała się z psem na jakieś szkolenie.
Standardowo, nie był zbyt wylewny. A może po świętach opuścił dom rodzinny i wrócił do wojska, więc nie był tak naprawdę na bieżąco z tym, co działo się u ich matki i siostry. Cóż, na pewno wiedział więcej niż Striker, który postanowił odciąć się całkowicie.
Nikt się im nie przyglądał. Dwójka mężczyzn siedzących w kącie może normalnie przyciągałaby spojrzenia, ale tutaj pojawiały się różne osobniki. Przymierzowcy z zasady wyglądali podobnie, a Charles mimo swojej zniszczonej aparycji miał w sobie coś z żołnierza. Trudno było się temu dziwić.
- Może faktycznie będzie lepiej, jeśli zaprowadzę cię do któregoś z moich przełożonych - wrócił do poprzedniego tematu. Pewnie w ogóle nie przestał o tym myśleć. Charles wykorzystywany przez Cerberusa był czymś, co wywoływało ciarki na plecach ludzi, którym był bliski. A nawet jeśli relacja braci była specyficzna, tak mimo wszystko coś ich łączyło. - Ale nie masz jego lokalizacji teraz, dobrze rozumiem? Będziesz musiał tam wrócić. Mówiłeś, że musieliście przetransportować asari, to ile was było? Są wykupieni tak jak ty?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 17:13

Przysłuchiwał się informacjom podawanym przez swojego brata. Sprawiały one, że wypełniało go uczucie tak samo obce jak wtedy, kiedy poznał Sonye. Czuł się spokojniejszy słuchając o tym, że prowadzą spokojne życie. Chyba takie życie, nie było pisane dla męskiej części rodziny Strikerów. Oparł się wygodniej o stół, a jego wzrok przez chwilę stał się znacznie bardziej przejrzysty. Nie wyglądało to jak jego zwyczajowe spojrzenie pełne pustki. Jak widać powrót na łono rodziny w jakiś sposób wpłynęło na niego. Potrzebował jednak czasu, aby w końcu zrozumieć jak oni są dla niego ważni.
- Nawet ich rozumiem. – Westchnął. Sam chciałby być znowu blisko Sonyi, czuł jednak, że to co było, kiedyś już chyba nigdy nie wróci. – Trenuje tego psa, jakby miał jedynym ułożonym męskim członkiem tej rodziny.
Parsknął śmiechem. Ich matka zawsze była apodyktyczna. Dlatego Charles bardzo szybko w dzieciństwie przestawił się na bycie bezmyślnym dronem przy niej. Tak było po prostu wygodniej. Daryl preferował taktykę buntu, zazwyczaj kończyło się to dla niego znacznie gorzej niż dla reszty rodzeństwa. Chyba tylko Emily robiła wszystko by przypodobać się matce. Chociaż, ta była dla niej najbardziej wyrozumiałą jako, że była najmłodsza.
Brak jakiejkolwiek odpowiedzi od Sonyi była dla niego trochę, przerażająca? Niby nie powinien się tak stresować. Przecież mogła być po prostu teraz zajęta. Nie musiała przecież odpisywać na jego wiadomości. Stan ich związku był teraz pod wielkim znakiem zapytania. Pewnie byli na jakimś extra netowym serwisie społecznościowym to musieliby zaznaczyć rubrykę „to skomplikowane”.
- To dobry pomysł ale musimy mieć absolutną pewność, że twój przełożony nie będzie należeć do jednych z tych, którzy postanowią mnie zamknąć zaraz po tym jak dowie się, że jestem agentem Cerberusa.
Może i był od niedawna. W sumie to od jednej misji. Oznaczało to jednak, że był zdrajcą Przymierzą. Pewnego rodzaju piętno, które było mu nieść bardzo trudno. Szczególnie, że pochodził z typowej wojskowej rodziny. Zgasił papierosa w popielniczce biorąc kolejny łyk czarnego naparu z obrzydzeniem przyglądając się ciastku. Wyciągnął z paczki papierosa. Chwilę na niego popatrzył za nim nie dał mu szansy na jakąkolwiek obronę przed zapalniczką.
- Nie mam. – Parsknął śmiechem. – Nie wiedziałem wtedy, że to cerberus i nie noszę przy sobie nadajników.
Chociaż następnym razem na pewno będzie jeden przy sobie miał. Musiał tylko taki załatwić sobie od Przymierza. Nasłanie floty na taki statek byłoby czymś niewiarygodnym i jakże przyjemnym. Musiał jednak dogadać się z rządem. Mógłby nawet dla nich pracować.
- Jest ich czwórka. Każdego zastraszają na inny sposób. Mnie grozili, że zabiją Wade. Jednemu z nas grozili zrobieniem krzywdy jego córce. Tandetny sposób współpracy. Oczywiście, nie podoba mi się ta współpraca ale to było głównym powodem dla którego muszę pozbyć tych ludzi i tego statku.
Daryl nie wiedział nawet jak dosłowne mówił to Charles. Gdyby mógł to wyrżnąłby całą załogę statku. Dodatkowo miał pewną kartę przetargową. Jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o badaniach na tym pancerniku to Przymierze musiałoby się grubo tłumaczyć. Na pewno bardziej niż zazwyczaj. Brutalne badania lubiły też bardzo szybko przenikać do prasy.
- Może po tym wszystkim. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to dostaniesz awans, może nawet przyjmą mnie do Przymierza. Wyobrażasz sobie to sobie? Dwóch Strikerów, w ramię w ramię w walce z terrorystami. Mam nawet już plan działania i jak to zrobić.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 21:11

- Akurat pod tym względem nie ma poprzeczki wysoko - stwierdził Daryl, słysząc komentarz o psie. Faktycznie ani on, ani Charles nie należeli do tego rodzaju syna, którym można było się chwalić na prawo i lewo. Może Darylem trochę, jeśli ktoś nie interesował się bardziej jego osobą i nie miał czasu na zadanie zbyt dużej ilości pytań.
- Nie wiem. Dowiem się. Jeśli będę miał pewność, to cię z nim skontaktuję. Jak nie, to znajdę kogoś innego. Przymierze to trochę więcej niż jedna osoba.
To wciąż była odległa przyszłość, a cała akcja wymagała więcej przygotowań, niż wybranie osoby, do której pójdzie z informacją o Cerberusie. Daryl miał jeszcze czas. Zanim Striker będzie w stanie funkcjonować na tyle normalnie ze swoją odnowioną nogą, by wysłali go na kolejną akcję, pewnie minie co najmniej tydzień czasu. Póki co wciąż jeszcze bolała, wciąż utykał, a Statner na pewno doskonale o tym wiedział. Nie byłby normalny, gdyby chciał narażać misję jeszcze ze względu na problemy fizyczne, nie tylko psychiczne Charlesa Strikera.
- I dlatego trzymasz się od niej z daleka? - spytał młodszy brat, łącząc fakty. Przez chwilę zastanawiał się nad czymś, by w końcu pokręcić głową i parsknąć krótko suchym śmiechem. - Jesteś idiotą. Co zrobił tamten drugi? Odstawił córkę do bidula?
Dopił swoją kawę do końca. Nie była duża, więc nie zajęło mu to dużo czasu. Ciastko też się skończyło. Mężczyzna sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejnego papierosa. Siedzenie w towarzystwie kogoś, kto bez przerwy palił, sprawiało, że samemu też chciało się sięgać po fajki. Za chwilę chmura wypuszczonego z jego płuc dymu tytoniowego uniosła się pod sufit. Znudzona kelnerka siadła przy jednym z wolnych stołów i wbiła nieobecne spojrzenie w zawieszony pod sufitem monitor.
Daryl uśmiechnął się lekko.
- Taa, ramię w ramię z tobą? Sami byśmy się pozabijali - stwierdził, ale zarówno ton jego głosu, jak i mina świadczyły o tym, że całkiem podoba mu się taka wizja. Jakkolwiek mało realistyczna by nie była. Poprawił się na miejscu i oparł łokciem o blat stołu. - Jaki masz plan? Poza sprezentowaniem Przymierzu jebitnego pancernika Cerberusa? To całkiem niezły gest, muszę przyznać. Może nawet znalazłby się ktoś, kto by był pod wrażeniem. Ale to nie wymaże tego całego gówna, które się za tobą ciągnie. Raczej.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 22:07

To prawda. Przymierze to nie tylko jedna osoba. Miał tego pewną świadomość. Szczególnie, że jako operator robił też brudną robotę dla reprezentantów ludzkości. Przymierze jednak różniło się tym, że starało się zachowywać jakiekolwiek pozory moralności i tylko paru wybrańców miało szansę poznać tą organizacje od tych mniej przyjemnej strony. Chociaż, nawet ci, którzy robili naprawdę przerażające rzeczy dla nich robili to w jakimś większym celu. Na pewno nie w takim jakim robił to Cerberus. A, może po prostu Striker wciąż wierzył w idee Przymierza bardziej, niż wszystkie prawdy objawione jakie sprzedawał swoim wyznawcom Człowiek Iluzja.
Zamilkł słysząc słowa swojego brata. Co miał niby zrobić? Być ciągle obok i ściągnąć na nią niebezpieczeństwo? Chociaż. Może i miał rację. W razie czego zawsze sam mógł się rzucić na pomoc. Teraz dopiero to do niego docierało. Jak na inteligentnego człowieka zawsze wybierał rozwiązanie za proste. Logicznie zniknięcie miało znacznie więcej sensu niż trzymanie się blisko. Kto jednak w najgorszym wypadku miałby jej pomóc, jak nie on?
- Nie wiem co zrobił. – Chyba pierwszy raz miał minę jakby coś naprawdę ciężkiego uderzyło w jego duszę. – Spotkam się z nią dzisiaj. Możesz mieć rację.
To nie brzmiało jak ten zawsze zimny i kalkujący Charles, którego Daryl znał od dzieciństwa. W jego reakcji było widać, że on naprawdę się o nią martwi tylko nie potrafi tego okazać. Trzeba było przyznać, że ta dwójka dobrała się w tej kwestii bardzo dobrze.
Zaciągnął się papierosem cały czas licząc na to, że Sonya w końcu odpisze. Jeśli coś jej zrobili to sam ściągnie tą całą organizację. Nie ważne jak miałby to zrobić ale to zrobi. Teraz miał już plan ale zamiast być obok Wade i wysłuchać też jej rad wolał się ukrywać, wierząc w jakąś boską siłę, która powstrzyma jego pracodawców od zbliżenia się do niej o ile Charles będzie wystarczająco daleko.
Szybko odzyskał panowanie nad sobą. Chociaż wciąż można było zauważyć, że to naprawdę ciężko przeżywa. Jakby nie patrzeć to Charles miał zacząć nowe życie, a nie wrócić do starego i to jeszcze w tak beznadziejny sposób. Martwił się o nią całym sobą. Od kiedy tylko się poznali cały czas się o nią martwił. Teraz jeszcze to przez niego mogła zginąć lub zostać skrzywdzona. Bo nie był przy niej.
- Już nie gadaj. Żołnierkę mamy we krwi. Przystosowałbyś się pod moim dowództwem. – Parsknął śmiechem i upił kolejny łyk zimnego i cierpkiego już napoju. Zgasił papierosa w popielniczce. Zastanawiał się jak ma opowiedzieć o swoim planie, który wcale taki prosty nie był. Miał nadzieję, że Perkins naprawdę daleko zaszedł bo inaczej może być różnie.
- Nic się już za mną nie ciągnie. Ja oficjalnie żyje i mam się dobrze, jestem czystą kartą. No może nie licząc teraz pracy dla Cerberusa. – Westchnął. – Ten jebitny pancernik to nie tylko statek bojowy. To latające laboratorium. Lepiej, żeby przejęło go Przymierze za nim jakakolwiek informacja o nim trafi do mediów. Do tego ilości danych jaka się na nim znajduje na pewno ucieszyłaby analityków.
Uśmiechnął się do brata. Charles naprawdę wiedział co robi. To był właśnie jego brat. Za mądry na zwykłego trepa, ale za głupi, żeby żyć wśród normalnych ludzi. Zawsze miał wszystko zbyt dobrze zaplanowane, miał umiejętności wojskowego już jako dziecko ale nie radził sobie z rzeczami normalnymi. To on miał być na miejscu Daryla. Miał to w genach.
- Więc tak. – Złapał za ciastko i położył je na stole. – To pancernik Cerberusa. Po wykonaniu zawsze wysyłają nam jego położenie. Flota powinna więc znajdować się w pobliżu, aby udać się tam jak już potwierdzę lokacje. Oczywiście będziemy skądś startować z przesyłką. Tym się zresztą zajmujemy. W drodze na statek trzeba będzie dokonać małej przesiadki. Na nasz prom wsiądą dwa oddziały bojowe Przymierza. To Kodiak więc duża liczba osób na pokładzie nie powinna być problemem. Jak przyjmie to mój oddział? Gówno mnie to obchodzi ale pewnie pójdą na współpracę. Oni pewnie też mają czyste karty.
Przesunął na środek stołu kostkę cukru, która miała przedstawiać prom.
- Inny wariant to zabranie żołnierzy z miejsca, gdzie wykonywaliśmy misje. Jakakolwiek to jednak będzie opcja to nie będzie ona mogła długo trwać. Pancernik się zbliży do nas, abyśmy szybciej zostawili przesyłkę.
Przesunął kostkę cukru w stronę ciasteczka.
- W tym momencie następuje abordaż. Będziemy mieć około 24 ludzi, o ile twoje dowództwo się zgodzi, na zabezpieczenie hangaru. Statki floty przywalą w pancernik impulsem elektromagnetycznym. Muszą go wyłączyć, ewentualnie my wniesiemy ładunek. Nie będzie działał tak długo jak flotowy ale powinno dać nam czas na zabezpieczenie pozycji. Flota powinna zniszczyć ich zewnętrzne anteny komunikacyjne. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to zostanie nam tylko powolne czyszczenie statku z wrogów. To Cerberus więc pewnie trzeba będzie zabić ich wszystkich.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 22:41

Daryl pokiwał głową w zamyśleniu. To naprawdę brzmiało dobrze. Nawet jeśli badaniom Cerberusa daleko było do humanitarnych, to wyniki jakie udało im się już osiągnąć musiały być przynajmniej trochę zadowalające. Przymierze będzie umiało z nich skorzystać, przystosować je w zgodności z prawem galaktycznym i wyciągnąć z nich jakieś wnioski, które nie będą skutkować stworzeniem superżołnierzy, a zwyczajnym rozwinięciem umiejętności biotycznych. Chociaż kto wie, Striker dobrze wiedział, że istnieje ciemniejsza strona wojska, o której nie mówiło się na co dzień. Ta, która nijak nie pasowała do wizerunku żołnierza, promowanego przez media.
- Skąd wiesz, że zawsze? Mówiłeś, że do tej pory tylko jedną misję dla nich wykonałeś. Całkiem możliwe, że pokierują cię za drugim razem gdzieś indziej. Na inny statek, na kolonię, na jakąś stację. Jaki jest procent szansy, że faktycznie wrócisz na... jak to było... Majesty? Czy warto dla tego procentu stawiać na nogi część floty Przymierza i ryzykować tym, że skończy się twoja kariera nie tylko dla wojska, ale też dla Cerberusa?
Podrapał się głowie i zaciągnął papierosem. Tym razem nie zapominał, że trzymał go w dłoni, bo żadna z informacji nie zaszokowała go tak bardzo, jak wieść o tym, że jego brat przypadkiem zaciągnął się do organizacji proludzkich ekstremistów, z którymi Przymierze było teraz w dość napiętych stosunkach. Tak jak zresztą cały świat. Zerknął przez ramię, przesuwając spojrzeniem po prawie pustym barze i znudzonej kelnerce, zapatrzonej w ekran. Nikt ich nie słuchał, nikt nie był nimi zainteresowany. W sumie dobrze się składało, choć bezpieczniej na pewno by było omawiać takie szczegóły w zaciszu jakiegoś mieszkania.
- Nie musicie nawet robić tego, co wam zlecą. Zamiast tego przylecielibyście do nas. To by nam dało czas na przygotowanie się, ustawienie floty, wprowadzenie lokalizacji do systemów okrętów. Jeśli to jest, tak jak mówisz, statek-laboratorium, to mogą wcale nie stanowić dużego problemu pod względem samej walki. Gorzej z zabezpieczeniami. Korzystają ze sprzętu, który Przymierze będzie miało może za dwa lata.
Przysunął się bliżej, a palce jego wolnej ręki wystukały bliżej nieokreślony rytm na blacie stołu.
- To jest dobre - mruknął pod nosem, wpatrując się w kostkę cukru, jakby na niej rozrysowany był plan całej akcji. Ale pewnie przetwarzał to sobie teraz w głowie. - Jeśli faktycznie wezwą was potem na ten pancernik, cała reszta będzie do załatwienia. Ta dwudziestka powinna wystarczyć na początek. O ile to naprawdę jest statek badawczy.
Przez chwilę jeszcze mocno się zastanawiał, by w końcu westchnąć. Jego zmarszczone brwi rozprostowały się, a sam mężczyzna oparł się z powrotem wygodnie na krześle. Dopalił papierosa i zgasił go w popielniczce.
- Zajmę się tym. Może nie dzisiaj, ale pomyślę, jak to przedstawić. Może uda mi się umówić spotkanie z tobą, chociaż... jeśli cię obserwują, może nie jest to najlepszy pomysł, żebyś robił cokolwiek osobiście.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 23:00

- Masza rajcę. – Zamyślił się. Nie wiedział czy będą mieć szansę na dostanie się na Majesty przy kolejnej misji. Może za jakiś czas jak będą musieli dostarczyć dodatkowe obiekty do badań. Nie wiedział na jaką misje wyśle ich teraz Statner. Jednak zawsze mógł wykorzystać pewną kartę przetargową. Mógł poprosić o osobistą audiencje u swojego pracodawcy w ramach przeprosin i podziękowania za szansę jaką dał mu Cerberus i jak bardzo to teraz do niego dotarło.
- Zazwyczaj nasze przeloty na statek są bardzo krótkie, więc będą się kręcić w pobliżu. Zależy na czym będzie polegać kolejna misja. Zresztą nie musimy tego planu wykonać od razu. Możemy poczekać. Zresztą przekonanie Przymierza też zajmie swoje. W razie czego jakoś wykombinujemy spotkanie. Nie wiem, może jak spotkamy się tu ponownie to wybuchnie bójka i żandarmi zabiorą nas do aresztu myśląc, że jestem żołnierzem. Tam moglibyśmy się spotkać.
Uśmiechnął się lekko. Nie było najlepsze rozwiązanie ale przynajmniej mogło na jakiś czas odwrócić uwagę oczu Cerberusa. Widywania z bratem przecież mu nie zabraniali. Do tego znając ich przerośnięte ego to byli absolutnie pewni, że po tym co mu zrobili odechce mu się kolejnych prób uwolnienia się spod jarzma kontraktu. Jak widać nie znali go na tyle dobrze.
- Prom może mieć nadajniki. Jeśli zauważą, że lecimy na Ziemie to od razu zauważą, że coś jest nie tak. Chyba, że misja będzie na Ziemi. Wtedy to ułatwia sprawę. Jeśli nie, to trzeba będzie się spotkać na innej planecie. – Ryzyko, że przyłapią ich w czasie ładowania ludzi na pokład było największe. – Do tego, moglibyśmy wykorzystać więźniów jako dodatkową siłę bojową. Oni na pewno będą chcieli się zemścić za to co im się stało.
Chociaż nie wiedział, czy potem Przymierze od tak ich wypuści. Więźniowie więźniami. Albo ich puszczą by głosili nowinę, że ludzkość jednak stara się dbać o wszystkie rasy albo ich zabiją aby nikt nie dowiedział się o działaniach Cerberusa na statku. Tym już jednak miały się zająć mądre głowy na szczycie łańcucha pokarmowego armii.
- Pewnie mają jakieś zabezpieczenia. Dlatego musimy je usmażyć. A przynajmniej te w hangarze. Potem pójdzie już z górki. No i oczywiście ich szef działu naukowego jest mój. Nazywa się Ben Statner. Nie grzeb przy nim za dużo, zauważą jeśli ktoś się zainteresuje jego nazwiskiem. Najlepiej niech zrobi to ktoś z wywiadu. Informacje o rodzinie i takie tam. Mogą się przydać.
Dla Statnera miał specjalny prezent. Kto jak nie Przymierze mógł mieć dane na temat jego osoby? O rodzinie, bliskich. O każdym z nim związanym. Charles przecież zawsze mógł upaść na tyle nisko, aby zabezpieczyć jego rodzinę przed atakiem. Zawsze warto było mieć kartę przetargową.
- Będę się zbierał. Nie chce, aby nabrali podejrzeń o ile mnie obserwują. Mam nadzieję, że Sonyi nic nie jest.
Westchnął powoli wstając od stołu. Dalej nie odpisywała. Tym razem chciał udać się do Montrealu. Do jej mieszkania. Nie chciałby tam spotkać nikogo z Cerberusa, a jeśli by spotkał to po prostu ich zabije.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

15 sty 2018, o 23:44

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

20 sty 2018, o 22:05

Obrazek Upadek
MG: Irene
Gracz: Striker

Dziś właśnie odda cię Pan w moją rękę, pokonam cię i utnę ci głowę.
Dziś oddam trupy wojsk filistyńskich na żer ptactwu powietrznemu i dzikim zwierzętom.
~1 Sm 17,46

Czas spędzony na Islandii trudno było opisać inaczej, jak idealnym. Warto było wydać kredyty na wynajęcie domku o trochę wyższym standardzie niż ten, w którym przygotowywali się do akcji będącej początkiem tego wszystkiego. Tutaj mieli nawet luksus niewielkiego jacuzzi, które w rzeczywistości dla Charlesa było niczym więcej, jak dużą wanną, ale Wade lubiła w niej przesiadywać, gdy nie zabierał jej do gorących źródeł. Spędzali dużo czasu na poznawaniu się nawzajem, bo przecież ich krótka, choć intensywna znajomość, nie do końca dała im czas na podzielenie się historiami z przeszłości - choć Sonya nawet teraz niezbyt chętnie opowiadała o sobie, za to ze szczerym zainteresowaniem słuchała Strikera. W szczególności gdy opowiadał o Emily, z którą w końcu całkiem się polubiły. Oglądanie zorzy stało się ich codziennością, która uszczęśliwiała kobietę bardziej, niż wszystkie gorące źródła razem wzięte.
W końcu jednak trzeba było wrócić do świata żywych, bo do Strikera odezwał się brat i poprosił, by umówili się na spotkanie w tym samym barze, w którym widzieli się ostatnio. Nie było to może najbezpieczniejsze miejsce, jakie mogli wybrać, ale na pewno było lepsze niż którekolwiek z ich mieszkań, czy dom rodzinny. Lepiej było już teraz zakładać, że są one obłożone podsłuchami i pewnie też kamerami, by Cerberus w razie czego mógł zareagować, zanim będzie za późno. I nawet jeśli nie były teraz aktywne i nikt nie słuchał, to mogli zmienić zdanie w każdej chwili, zarówno po ich spotkaniu, jak i przed nim.
Gdy Charles dotarł do Vancouver i dał bratu znać, że mogą się umawiać, Daryl czekał na niego już w barze. Trudno było wrócić do niezbyt przyjemnej rzeczywistości po ponad tygodniu spędzonym upojnie w towarzystwie Sonii i bez żadnych obowiązków, ale Striker nie miał wyjścia, jeśli chciał doprowadzić to wszystko do końca zgodnie ze swoim planem. Młodszy brat jednak dla odmiany postanowił traktować to poważniej, niż wszystko do tej pory. Inna sprawa, że równie dobrze mógł po prostu poważnie podchodzić do niektórych tematów, w przeciwieństwie do tego, co Charles pamiętał sprzed ośmiu lat.
Siedział przy tym samym stoliku, co ostatnio, choć tym razem miał na sobie typowy kombinezon Przymierza - taki, który nosiła większość żołnierzy, gdy akurat nie byli na akcji, a nie potrzebowali elegancji munduru. Na widok brata uśmiechnął się nerwowo, lekkim kopnięciem odsuwając od stołu krzesło naprzeciwko, by Striker mógł usiąść.
- Cześć. Jak lot? - spytał. - Miałeś opóźnienie, czy nie leciałeś z Montrealu?
Musiał sprawdzić, kiedy dociera prom z Montrealu i coś mu się teraz najwyraźniej nie zgadzało.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

20 sty 2018, o 23:48

Odpoczął. Pierwszy raz od nie wiadomo ilu lat w końcu odpoczął. Od wszystkiego. Był na urlopie. Z kimś. Nie jak wtedy, kiedy pracował dla Rosenkova i wysyłali ich w grupach albo pojedynczo. Po raz pierwszy czuł się świeży. Pełny sił. To co przeżył na Islandii nie było czymś co powinno go spotkać w tym życiu, a jednak się wydarzyło. Był na wakacjach. Zwykłych. Do tego spędził jego tylko i wyłącznie na jedzeniu, rozmowach i relaksowaniu się w obecności kobiety, która miała mu wpakować kulkę w głowę.
Powrót do normalnego jednak dla niego życia było trudne. Znacznie trudniejsze niż mogło się wydawać. Szczególnie, kiedy żegnał się z Sonyą. Miał uczucie jakby łamał jej serce tym, że musiał w końcu zabrać się za wykonywanie tego karkołomnego planu. Jednak właśnie ten plan był ich jedyną szansą na to co robili na Islandii. Na spokój o którym marzyli w tej chwili obydwoje.
Kolejny raz wylądował w Vancouver. Stolica Przymierza powoli podobała mu się coraz bardziej. Czuł się tam wyjątkowo bezpieczny. Tak jakby jego podświadomość nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby Cerberus wysyłał tam swoich ludzi. Może i tak było. Pewnie kontrwywiad ciężko pracował nad zabezpieczeniem tego miejsca. Zresztą kamery znajdowały się na każdym rogu. Prawie wszędzie. Kolejny raz zajął się poszukiwaniem taksówki w jego rozmiarze. Jednak tym razem poszło znacznie bardziej gładko bo wylądował w mnie uczęszczanych godzinach. Ostatnim razem uznał, że świetnym pomysłem będzie wybranie się tam w godzinach szczytu, kiedy większość pojazdów była już zajęta.
Do baru wszedł jak do siebie. Wzrokiem szybko dostrzegł swojego brata. Nie było to trudne. Obydwaj raczej byli takich rozmiarów, ze nie musieli się nawet zbytnio starać aby zauważyć się nawzajem.
- Jakiś ty piękny dzisiaj.
Parsknął śmiechem. Po Charlesie widać było, że jest znacznie bardziej wypoczęty. Nawet nie utykał. Chociaż na jego nosie pojawiła się nowa blizna, to nie potrafiła ona rzucić się w oczy tak mocno jak jego wyjątkowo trzeźwy wzrok. Nie był mętny jak zazwyczaj, pozbawiony jakiejkolwiek chęci wykonania czegokolwiek. Przed Darylem stał człowiek tak bardzo skoncentrowany, że trudno było to sobie wyobrazić. Pewnie gdyby powiedział mu, że zaraz idą walczyć to ten by podskoczył z radości jak małe dziecko.
- Byłem na urlopie na Islandie. Musiałem trochę odsapnąć od tego wszystkiego.
I zrobiło mu to naprawdę dobrze. Nawet jego wyraz twarzy wydawał się znacznie bardziej jaśniejszy. To musiało naprawdę zastanawiać jakim cudem udało mu się przetrwać tak długo w Rosenkovie, skoro nigdy będąc ich pracownikiem nie potrafił tak wypocząć. W sumie nigdy nie wypoczął. Po prostu staram się skupiać na czymkolwiek innym. Tylko to pozwoliło mu przetrwać.
- Jak sytuacja?
Rozsiadł się wygodniej na krześle. Teraz dopiero Daryl mógł zobaczyć, że jego brat zachowuje się i wygląda jak stary weteran wojenny. Miał jakąś dziwną aurę żołnierza. Pewnie pełno było ludzi podobnych do niego, jednak w jego zachowaniu można było zauważyć ogromną różnicę. Nie wyglądał już jak dowódca szwadronów śmierci.
Odpalił papierosa oczekując jakichkolwiek pozytywnych informacji od swojego brata.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

21 sty 2018, o 00:51

- A dziękuję. Starałem się dla ciebie - odparł Daryl, uśmiechając się w sposób, który jednak przypominał dawne czasy. Gdzieś w środku nadal było w nim coś, co teraz przykrywały wojskowe przyzwyczajenia, nawet jeśli mimo wszystko był beznadziejnym żołnierzem. Teraz jednak wyglądało na to, że będzie miał okazję się wykazać, sprowadzając tu swojego brata i dając Przymierzu ogromną szansę, jaką było przejęcie owego pancernika. Tylko najpierw jeszcze trzeba było do tego doprowadzić, a to wymagało długiego planowania i ciężkiej pracy. No i przede wszystkim udanej akcji, ale to już nie zależało od tego spotkania.
- Na urlopie? - brat uniósł brwi, spoglądając na Strikera z zaskoczeniem. - Tego się nie spodziewałem. To jednak umiesz czasem wyluzować trochę. Jestem pod wrażeniem.
Oparł się wygodnie i splótł ręce na klatce piersiowej, uśmiechając się do Charlesa, jakby wcale nie mieli teraz wyrwać go ze szponów Cerberusa, ryzykując życiem jego i wszystkich, którzy byli z nim w jakikolwiek sposób związani. W tym samego Daryla. Ale jednak było to ryzyko, które warto było podjąć, mimo wszystko.
- Umówiłem ci spotkanie. Człowiek, z którym się zobaczysz, powinien podejść do tego rozsądnie, bo mimo swojej niechęci do Cerberusa utrzymuje kontakt z niektórymi ich agentami, tak przynajmniej twierdzi. Dla obopólnych korzyści. Nie powinien więc na samym początku tworzyć problemów, które nie istnieją. Ma wpływy i nazwisko, które ma w Przymierzu spore znaczenie. Przez krótki czas byłem pod jego dowództwem, ale potem przenieśli jego, przenieśli mnie i tak jakoś wyszło, że nie mam z nim bezpośredniej styczności. Ale uznałem, że będzie najbardziej odpowiednią do tego osobą, ze wszystkich, którzy przychodzili mi do głowy.
Przed Darylem stała pusta szklanka, w której mogla wcześniej być zarówno woda, jak i jakikolwiek inny napój. Przed przybyciem brata zdążył ją jednak opróżnił. W popielniczce na blacie stołu tkwiło kilka niedopałków po papierosach, które wypalił w oczekiwaniu. Zastukał palcami w blat i rozejrzał się niepewnie. Teraz w restauracji było trochę więcej osób, niż ostatnio, ale znów nikt nie był zainteresowany nimi dwoma. Na pierwszy rzut oka zresztą wydawało się, że to wszystko jest Przymierze na krótkiej przerwie od obowiązków. Pewnie dlatego rodzeństwo Strikerów nie robiło na nich wrażenia - teraz, bo gdy Charles wchodził do środka, sporo oczu odwróciło się w jego stronę.
- Miałem się odezwać, jak dotrzesz. Nie chciałem ściągać go tu niepotrzebnie. I tak przyleciał specjalnie z Cytadeli, szkoda żeby siedział tu ze mną jak może zająć się swoimi sprawami. Napisałem do niego, jak wszedłeś. Powinien być niedługo.
Zerknął przez ramię i skinął na kelnerkę, która prawie natychmiast do niego podeszła, z ustami wykrzywionymi w uprzejmym uśmiechu. Zamówił sobie herbatę i spojrzał pytająco na brata, jakby chciał dowiedzieć się, czy przypadkiem nie powinien zamówić dwóch. Potem wyciągnął z kieszeni papierosa i odpalił go - jak widać, już kolejnego. Momentami potrafili mieć podobne przyzwyczajenia.
- Widziałeś się z Sonyą, prawda? Byliście tam razem - zgadł, w jakiś sposób się tego domyślając. - Mówiłeś jej o tym wszystkim?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

21 sty 2018, o 01:31

Wzruszył ramionami. To prawda Charles nie należał do osób, które od tak potrafiły się zrelaksować. Może gdyby naprawdę był wielką górą mięśni bez mózgu to przychodziłoby mu to łatwiej. Po prostu nie potrafił od tak sobie wyrzucić z głowy większości swoich problemów. Szczególnie w ostatnich latach. Nawet nie chciał zaczynać tego tematu ze swoim bratem. Poczynając od myśli samobójczych, kończąc na wyrzutach winy tak wielkich, że nie robiło mu różnicy czy umrze czy nie. Tego naprawdę było dużo, a jedyną osobą, która o tym wiedziała była Sonya. Tylko ona rozumiała jak ciężką drogę przeszedł.
Wsłuchał się w opis osoby, która miała się z nimi spotkać. Jeśli jego brat nie leciał sobie teraz w chuja to możliwe, że ten zawszony plan miał prawo wypalić. Same już przygotowania tego co chcieli zrobić pochłonie tak wiele środków, że nie jeden człowiek w Przymierzu pewnie złapałby się za głowę. Aczkolwiek, jeśli uda im się odbić statek to armia przez najbliższe kilka lat będzie mogła trąbić o swoim niesamowitym sukcesie.
- Możemy mu ufać? – Westchnął. – Mówisz, że utrzymuje kontakty z agentami Cerberusa. Co jeśli uzna, że to nie przyniesie obopólnych korzyści? Jeśli cokolwiek piśnie to będę martwy.
Zaciągnął się papierosem. Wiedział, że to nie będzie łatwe przedsięwzięcie. Tutaj wszystko mogło pójść nie tak. Poczynając od kretów w Przymierzu, na zwykłym potknięciu się kończąc. Musiał więc ufać, każdej osobie z którą miał pracować. Zaciągnął się papierosem i wypuścił powoli dym z ust.
- Zobaczymy, Daryl. Zobaczymy. Co z Perkinsem?
Ściągnął w końcu z siebie kurtkę. Jego tatuaże były teraz znacznie bardziej widoczne. Zresztą znowu odrosły mu włosy, a o brodzie nie wspominając. Wyglądała bardzo nieregulaminowo. Pewnie gdyby teraz do środka weszło parę rekrutów to uznałaby, że musi robić w jednostkach z jakimiś bardzo dużymi przywilejami jeśli chodzi o wygląd. Cieszył się, że przynajmniej większość zwykłych żołnierzy z więzieniem ma wspólnego tyle co nic. Gdyby znajdowali się w jakimkolwiek innym miejscu to można byłoby uznać, że Przymierzowiec robi interesy z gangsterami.
- Wiesz, że ten plan to najbardziej ryzykowna rzecz jaką musiałem zrobić? – Zaciągnął się ponownie. Oparł wolną dłoń o blat. Jego dłonie były zniszczone niezliczoną ilością walk i operacji. Nie mówiąc już o okresie więziennym. – Uwierz mi, robiłem wiele pojebanych rzeczy ale ten teraz jest na miarę jakiś jednostek typu S. Tylko, że póki co jest nas dwóch. Były recydywista i gówniany żołnierz. Oddziałem Widm bym tego kurwa nie nazwał.
Parsknął. Chociaż poczucie humoru go nie opuszczało. Co było już dziwne bo Charles zazwyczaj skarbnicą pozytywnego myślenia nie był nigdy. To już musiał być wpływ Wade. Może jednak ta mała osoba mogła wpłynąć na niego znacznie bardziej niż mogło się na pierwszy rzut wydawać. Co tłumaczyło też dlaczego zabrał ją ze sobą na wigilie.
- Mówiłem. Lepiej, żeby wiedziała. – Westchnął. – Ona jest trochę jak ja. Prędzej poderżnie sobie gardło niż komukolwiek o tym powie.
Jakby się nad tym mocniej zastanowić to było to zawsze trochę dla niego dziwne, że potrafiła zachować, aż tak dobrze zimną krew. Przecież to co robili wymagało nie tylko umiejętności ale też doświadczenia bojowego. Nie wiedział jak dobrze trenował ją Burel ale skoro miał ją pod ręką przez tyle ponoć lat to musiał nią wręcz rzucać po podłodze żeby osiągnęła takie wyniki. Może po prostu była jak Striker i miała to w genach. Zresztą jego były kolega po fachu wspominał, że ma talent.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

21 sty 2018, o 17:57

- Nie piśnie - odparł Daryl krótko, nie oczekując po tym żadnej dyskusji. Był w stu procentach przekonany o tym, że mogą wspomnianemu człowiekowi zaufać, nawet jeśli faktycznie miał jakieś powiązania z Cerberusem. Może jednak był to rodzaj więzi, który nie odznaczał się szczególną sympatią i ufnością w praworządność jego działań. Jeśli młodszy Striker postanowił udać się właśnie do niego, musiał mieć ku temu jakieś powody.
- Perkins jest na misji teraz, ale jak wróci, to ma się do mnie odezwać. Nie mówiłem mu o co chodzi, bo by się zesrał na wiadomość o tym, że żyjesz, a zakładam że ma teraz czym się martwić. Chyba, że nie wie, że nie żyjesz? Znaczy, że nie żyłeś? Kurwa, w sensie, nie pamiętam, był na twoim pogrzebie? Powiedziałem że to ważne, stwierdził że przyleci do Vancouver jak będzie mógł, bo i tak ma tu coś do załatwienia w siedzibie. Mam nadzieję, że to nie potrwa więcej niż kilka dni. Mogę dać ci do niego kontakt, jeśli chcesz.
Jeśli Charles wyraził chęć, jego brat uruchomił omni-klucz i przesłał mu ID omni Perkinsa. Nic dziwnego, że żołnierz był w tym momencie niekoniecznie osiągalny. Czasy były, jakie były i nawet jeśli nie było żadnej jednej poważnej wojny, tak konflikty zdarzały się na wielu frontach. Choćby na tym z Cerberusem. Organizacja nie prezentowała się obecnie w najlepszym świetle, naturalne więc, że decydowała się na dość desperackie środki, byle tylko dopiąć swego. Jak chociażby to, w jaki sposób zdobyli Strikera - mnóstwo kredytów i brzydki szantaż.
- Wypierdalaj, Charles - odgryzł się Daryl, wydmuchując dym w stronę jego twarzy. - Byłbym lepszym żołnierzem gdybym miał lepsze wzorce.
Skinął dłonią w jego stronę, jasno dając do zrozumienia jakie wzorce ma na myśli, i uśmiechnął się złośliwie. Byli całkiem dobrzy w dogryzaniu sobie nawzajem, choć wyjątkowo nie kończyło się to kłótnią i bójką, z którą tylko ich matka potrafiła sobie poradzić. Może i Daryl nie był wylewny, ale jego starszy brat dobrze wiedział, że cieszy się z jego powrotu. Bardziej, niż potrafił to po sobie pokazać. Nieczęsto dostawało się martwe rodzeństwo z powrotem.
- Mhm - nie wydawał się przekonany obietnicą dotyczącą Wade, ale nie mógł z tym za bardzo nic zrobić.
Dostał swoją herbatę, więc dolał sobie do niej miodu i zamieszał, czekając aż wystygnie na tyle, by dało się to pić. Uniósł głowę, gdy usłyszał, jak drzwi baru rozsuwają się, a do środka wszedł średniego wzrostu mężczyzna, z pewnością od nich starszy, o nieco ciemniejszej karnacji. Jego twarz naznaczona była już sporą ilością przeżytych akcji, ale w oczach wciąż było widać determinację. Szybko zauważył Daryla przy jednym ze stolików i zdecydowanym krokiem skierował się w jego stronę. Kilka osób obecnych w lokalu przywitało się z nim skinieniem głowy, ale nikt go nie zawracał mu głowy na dłużej, widząc, że przyszedł tu w konkretnym celu. Za to Daryl wstał, by się przywitać. Nie salutował jednak, pewnie uznając, że tutaj nie musi tego robić, albo postanawiając wpasować się dobrze w stereotyp gównianego żołnierza.
- Kapitanie Anderson, to człowiek, o którym mówiłem - skinął głową w kierunku Strikera. - Mój brat, Charles.
Kapitan spojrzał na brodatego mężczyznę wzrokiem, który przeszywał na wylot, zapewne usiłując ocenić go po wyglądzie. Może to Daryl był tym nieszczęsnym gównianym żołnierzem, ale równie dobrze jego starszy odpowiednik też mógł mieć zadatki na brak jakiegokolwiek talentu do wojaczki. Ale wiedział już przecież, jak wyglądała sytuacja, więc nie mógł być zupełnym nikim. Wtedy nie kręciłby się wokół niego Cerberus.
- David Anderson - przedstawił się, podając Charlesowi rękę. Miał niski, dość miły głos. - To wszystko prawda? To, o czym mógł mi Striker? Chciałbym usłyszeć to bezpośrednio od pana, nie przez pośrednika. To nie jest bezkarna zabawa w kotka i myszkę.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

21 sty 2018, o 19:13

Był zaskoczony odpowiedzią brata. Szczególnie, że był tak absolutnie pewny osoby o której opowiadał. Nie zamierzał już zabijać jego pewności siebie w wyborze. Skoro jego brat tak mówił to tak musiało być. Musiał mu zaufać. Innego wyboru zresztą nie miał. Nie był za to całkowicie zdziwiony tym, że Perkins był na misji. Nawet w akademii nie potrafił usiedzieć na tyłku, a co dopiero jak już trafił tam gdzie chciał być. Pewnie pchał się do każdej misji. Zastanawiał się przez chwilę jak bardzo zmienił się człowiek, którego nazywał przyjacielem podczas tych kilku lat studiów.
- Szczerze mówiąc nie wiem. Kiedy on trafił do Przymierza, a ja do Rosenkova to kontakt nam się lekko urwał. Nie mieliśmy czasu na rozmowy. Pewnie nawet nie wie, że umarłem. Możliwe, że w jego głowie ciągle myśli, że robie w sektorze prywatnym i się świetnie bawię. No chyba, że kontaktował się z naszymi rodzicami w tamtym czasie to może mu powiedzieli. Na pogrzebie go nie widziałem.
Wzruszył ramionami. Nie był zaskoczony tym, że jego tam nie było. Byli młodymi chłopakami z życiem przed sobą, raczej marne były szanse, że któreś z nich od tak po prostu zginie. Nawet jeśli ta śmierć miała być tylko zwykłym fałszerstwem. Przynajmniej Perkins dalej jakoś normalnie funkcjonował. Zawsze coś. Odebrał dane od Daryla i zapisał je w omni. Może jak będzie miał chwilę czasu to się z nim skontaktuje. Wątpił jednak, że ten odbierze jakiekolwiek połączenie od obcego numeru podczas misji.
- No kurwa na pewno.
Parsknął głośno śmiechem słysząc komentarz brata. Zaciągnął się naprawdę mocno papierosem, chociaż z jego twarzy nie znikał ten dziwny uśmiech. Uśmiech, który był naprawdę rzadkością. To nie był raczej widok, który można było zobaczyć codziennie.
- Zawsze miałeś dobre wzorce ty mały przegrywie.
Wypominanie wzrostu też było klasykiem w ich wieloletnim braterskim związku. Charles był wyższy o bite paręnaście centymetrów. Oczywiście biorąc pod uwagę ich ogólny wzrost to nie było, aż tak dużo. Osoby stojące obok nich zawsze musiały się czuć niskie. Jednak słysząc, tą krótką odpowiedź ze strony swojego brata na temat Wade, Charles nie spochmurniał ale poczuł się dziwnie. Po prostu sam chciał wierzyć w to, że tak będzie. Pomimo tego, że jego racjonalność powinna mu zabronić jakichkolwiek prób przekazania jej tej wiadomości. Szczególnie, że zawsze mogli wykorzystać ją przeciwko niemu.
Jego wzrok przeniósł się na drzwi by spojrzeć kogo to tym razem przyniosło do tej knajpy. Oczywiście, szybko wrócił wzrokiem do swojego brata. Dopiero jak ten wstał by przywitać się z mężczyzną Charles zrozumiał, że to ma być ten ich kontakt. I chyba w tym momencie zrozumiał jak wielkie działa sprowadził jego brat. Nie musiał nawet go przedstawiać. Dobrze wiedział kim jest osoba, która podeszła do ich stoli.
Striker jak jego brat skinął tylko głową. Co innego miał zrobić? Nie był żołnierzem aby mu zasalutować, a podaniem ręki splamiłby tylko jego mundur. Pieprzona ikona Przymierza. Ciągle nie wiedział jakim cudem jego brat go tutaj ściągnął. Spojrzał jednak na niego odpalając kolejnego papierosa.
- Już spodziewałem się Diane Anders, to by bardziej pasowało do mojego brata. – W końcu jednak wstał i wyciągnął rękę do człowieka, który miał uratować jego skórę. – Charles Striker. Kilka lat temu osłaniałem lądowisko dla Pana ludzi podczas zamieszek w Iranie.
To była prawda. Charles był jednym z lokalnych operatorów, który wraz z oddziałem zajmowali się bezpieczeństwem placówki w tamtym miejscu. Podczas zbrojnych zamieszek dostali rozkaz zabezpieczenie strefy lądowania dla wojsk Przymierze. Dopiero potem dowiedzieli się, że to miał być ten legendarny David Anderson. Jak na to patrzył z perspektywy czasu to nie potrafił zrozumieć jakim cudem wtedy mieli pomóc rządowi. Może nie było nikogo na miejscu, a Rosenkov dostał za to sporą sumkę? Cholera wie.
- To co przekazał Daryl to prawda. – Westchnął siadając na swoim miejscu. Chyba znowu przechodził w swój tryb żołnierza. – Może zacznę od początku. Po jednej z nieudanych operacji dla mojego byłego pracodawcy wylądowałem w więzieniu. Ktoś mnie stamtąd wykupił nie wiedziałem tylko kto. Przez ten czas zajmował się różnymi zleceniami oraz próbą odzyskania kontaktu z rodziną. Dwa miesiące temu odezwał się do mnie człowiek, który mnie wykupił. –Zaciągnął się papierosem. – Nazywał się Ben Statner, chociaż nie byłbym tak pewny czy to jego prawdziwe imię i nazwisko, prawdopodobnie jakiś alias. Podpisałem umowę, miałem dług do spłacenia. – Tym razem westchnął. – Wysłali nas na misję polegająca na ekstrakcji trzech wybranych asari ze stacji Trouge. Co oczywiście zrobiliśmy.
Oparł się wygodniej o krzesło. Bo właśnie teraz miał przedstawić informację na temat, który głównie interesował Andersona. Po to tu właśnie przyszedł.
- Nasz prom miał się udać na statek Majesty. Podejrzewaliśmy, że to jakiś wycieczkowiec dla bogaczy z dziwnymi zachciankami. Okazało się, że to pancernik badawczy Cerberusa. Nie muszę chyba mówić po co im były te asari prawda? – Spojrzał wzrokiem na Andersona w którym było więcej informacji niż mówiłem. Obydwoje zresztą wyglądali jakby widzieli już naprawdę wiele przerażającego gówna. – Mój oddział składa się z samych operatorów korporacyjnych. – Pierwszy raz rozmawiał o tym z kimś, kto tak naprawdę nie należał do rodziny albo bliskich. – Zajmowaliśmy się szpiegostwem korporacyjnym. Z szerszej perspektywy byliśmy oddziałami specjalnymi zdolnymi do wykonania każdego zadania. – Westchnął dość głośno. – Cerberus oprócz kontraktu, trzyma nas za gardło zastraszaniem. Grożą zabijaniem naszych bliskich jeśli się nie podporządkujemy. Nie przewidzieli jednak tego, że nikt z nas nie chce pracować dla nich.
Zamówił w końcu herbatę. Musiał się napić. Zasychało mu już powoli w gardle od opowiadania o tym wszystkim. Musiał też przyznać, że męczyło go już powtarzanie tej samej historii tyle razy.
- Wiem jak wielkim ryzykiem jest ufanie takiej płotce jak ja i zrozumiem odmowę w wykonaniu tego planu. – Chmura dymu opuściła jego płuca. – W takim wypadku będę ich musiał wykończyć sam.
W jego oczach błysła determinacja. Widać było, że był gotowy zrobić dosłownie wszystko byle tylko wykończyć tą organizację. Nawet niektórzy żołnierze w Przymierzu nie mieli zaszczepionego gniewu do Cerberusa tak jak on teraz.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Vancouver”