Niektórzy uznają Vancouver za stolicę Przymierza i nie pomylą się na tym polu zanadto. Siedzibę tutaj mają niemal wszystkie, ważne organy władzy, wraz z Radą Przymierza, a dodatkowo jest istotnym punktem dla rozwoju i szkoleniu przyszłych żołnierzy, ze względu na swoje wysoko rozwinięte placówki szkoleniowe.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Bar "GI Joe"

8 mar 2018, o 19:33

Widząc zamówienie od Strikera, kelnerka przestała wyglądać, jakby chciała ich wyprosić. W zaledwie kilka minut przygotowała to, czego chciał napić się mężczyzna, a potem wylądowało to na stole przed nim. Gdy jednak kobieta spytała, czy ktoś chce coś jeszcze, a nikt nie potwierdził, z powrotem wróciła jej marsowa mina.
Za to Perkins wydawał się bardziej zadowolony. Skinął głową, uznając to za zdecydowanie lepszy pomysł, niż Charlesa szarżującego na wejście z okrzykiem na ustach. Jeśli uda im się znaleźć Clarę, o ile ta dotarła już na Illium, a nie gdzieś zupełnie indziej, to kobieta powinna poprowadzić ich dalej, w kierunku Wade, która gdzieś tam w tym ciągu miała swoje miejsce. Pytanie tylko, po której ze stron. Raczej nie siedziała z nimi dobrowolnie, biorąc pod uwagę to, jak wyglądało mieszkanie, ale stan apartamentu w Montrealu mógł być też skutkiem innych wydarzeń, które teraz nawet nie przychodziły im do głowy.
- Tak, jest przeszklona - potwierdziła Snow, włączając na omni-kluczu stronę internetową Sanctum i wyświetlając przed nimi holograficzny obraz kliniki. Strona oferowała nawet wirtualny spacer, z przyjazną WI opowiadającą o każdym z ogólnodostępnych pomieszczeń, o sprzętach najnowszej generacji i przełomowych, ale kompletnie bezpiecznych technologiach stosowanych w ich implantach. Budynek był przeszklony, duży i efektowny, z ogromnym holem i długą recepcją, przy której mogłoby siedzieć recepcjonistek siedem, nie jedna. Ośrodek należał do prywatnego właściciela, nie do Nos Astry, więc wirtualny spacer przedstawiał duże, jednoosobowe sale z widokiem na jezioro.
- Wątpię, żeby ona tam była - mruknął Daryl. - Zwłaszcza, jeśli przetrzymują ją wbrew jej woli. Tutaj nawet przez okno da się wyjść i pójść hen, w dal.
- To, co widać na prezentacji, to nie musi być całość kompleksu - odpowiedział mu Will, w sumie mający rację. - Ładne. Gdybym miał cokolwiek sobie wszczepiać i chciał wydać na to dwa razy więcej pieniędzy, niż to warte, poleciałbym tam. Zwłaszcza, że prowadzone przez ludzi.
- Jeśli wylecimy w ciągu godziny, dotrzemy na Nos Astrę w godzinach wieczornych. Klinika jest do dwudziestej, powinniśmy zgrać się idealnie, o ile nasz lot się nie wydłuży - zauważyła Snow.
- Obstawimy budynek od strony wszystkich trzech wejść, przynajmniej tyle ich tu widzę... i będziemy liczyć na to, że zauważymy którekolwiek z nich. Najpewniej Clarę. Polecimy za nią do domu i tam spróbujemy dostać informacje na temat twojej Sonii. Gorzej jak nie mieszka sama. Wolałbym uniknąć ofiar wśród osób postronnych.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

8 mar 2018, o 20:01

W końcu dostał swoją herbatę. Posłodził ja i wrzucił do środka plasterek cytryny. Kolejny raz zapowiadało się, że nie będzie mógł się cieszyć smakiem tego cudownego napoju przez najbliższe kilka dni. Ta operacja wydawała się być najbardziej skomplikowana niż przejęcie Pancernika. Tutaj wszystko było bardziej delikatne i wymagało pewnego wyrachowania. Celem była istota ludzka, a jak wiadomo istota ludzką trochę łatwiej ukryć ale znacznie trudniej złapać. Statek był zawsze łatwiejszym celem.
Budynek był naprawdę mocno przeszklony i super nowoczesny. W sumie idealnie wpasowywało się w to w koncept Cerberusa. Czyste rączki, wszystko dla dobra ludzkości i inne bzdury. Budowla była wielka. Więc jej piwnice musiały być podobne jak nie większe. Spojrzał w pewnym momencie na Daryla i Willa.
- Nie interesuje nas to co jest nad ziemią ale pod nią. Pewnie mają windę pracowniczą, która prowadzi gdzieś w dół. To Cerberus. Oni uwielbiają takie zagrywki. Jeśli będziemy mieć szczęście to może nie wzmocnią załogi laboratorium po ataku na Majesty.
Zaciągnął się papierosem. Powoli plan zaczynał się klarować. Wygląda to znacznie lepiej i już nie tak chaotycznie jak wymyślone na szybkości wcześniejszy plan Strikera. Na swój sposób cieszyło go to jak mogli bez większego nadzoru i z zielonym światłem Przymierza spuszczać wpierdol tej organizacji. W życiu nie czuł satysfakcji z tego co robił w swoim życiu. Tutaj do przodu pchała go swego rodzaju wewnętrzna vendetta jak i zasady typowego wojskowego, które wpajane mu były od dziecka.
- Muszą tam stacjonować. – Uśmiechnął się do Willa. – W razie czego w czasie przelotu skontaktujesz się z nimi, że jesteś zainteresowany implantem. Na przykład powiększającym przyrodzenie czy coś w tym stylu. –Parsknął śmiechem. Zawsze miał problemy z wybraniem dobrych sytuacji na żarty. – Spytasz się kto jest dostępny w najbliższych dniach i takie tam. Raczej recepcjonistka nie wpadnie na to, że dzwoni do niej osoba, która zamierza zaatakować budynek.
Upił łyk herbaty. Musieli wykorzystać wszelkie możliwe sposoby na zdobycie dodatkowych informacji. Nawet tak głupich jak zwykły telefon. Nie było to ryzykowne bo większość ludzi nigdy nie zakłada złych scenariuszy dopóki się nie wydarzą. Jak z nowotworem. Każdy zawsze podchodzi do tego w stylu „Przecież mnie to nie spotka”. Tam pracowali pewnie też zwykli cywile dla których myśl, że ktoś planuje dokonać najazdu na ich miejsce pracy było wręcz idiotyczne.
- Też wolałbym, żeby nikogo tam nie było. Chociaż mogłoby to ułatwić wyciąganie z niej informacji. – Uśmiechnął się lekko. – Przecież nic złego się nie stanie jak wykorzystamy techniki Cerberusa przeciwko ich własnym podwładnym. – Westchnął wiedząc jak to zabrzmiało. – Możemy ich pobić lub postraszyć ale obiecuje ci, że postaram się nikogo niewinnego nie zabić. Może i połamałem swojego byłego pracodawcę tak, że na podłodze wyglądał jak ludzki precel ale go nie zabiłem. – Podrapał się po głowie. – Nie podchodzę do niektórych spraw już jak kiedyś. Ofiary wśród osób postronnych, kiedyś dla mnie znaczyły tyle co nic. Teraz staram się ich unikać.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

8 mar 2018, o 23:40

- Nie każdy potrzebuje takiego implantu, nie mierz wszystkich swoją miarą - odgryzł się Perkins, uśmiechając się do Strikera lekko. Pod tym względem akurat nic się nie zmieniło. Wciąż rozmawiali ze sobą tak, jakby nie widzieli się miesiąc, nie dekadę. Obaj się zmienili, ale relacja pozostała taka sama. Przynajmniej do momentu, w którym Charles nie podzieli się z Willem całą swoją historią. Wtedy może się to skończyć trochę inaczej. - Ale tak, wymyślę sobie jakiś implant i zadzwonię. To jest dobre rozwiązanie.
Plan zaczynał się krystalizować, tak samo jak na Feros, gdy przygotowywali się do wylotu na pancernik. Tylko teraz faktycznie była to sprawa nie tak wielka, a bardziej misterna, musieli poruszać się ostrożniej i uważać, by coś nie poszło nie tak, bo tu utrata członka załogi byłaby już nieco bardziej bolesna. Może dla Charlesa nie licząc Ortiza, bo jego przecież nie znał, ale na życiu wszystkich pozostałych mu zależało. I na życiu ich celu prawdopodobnie jednak też.
- Pamiętam cię jeszcze z czasów, zanim ofiary zaczęły znaczyć dla ciebie tyle, co nic - mruknął Perkins. - Może to i dobrze, że wróciłeś do poprzedniego nastawienia i nie załapałem się na to... bezwzględne - oparł się na krześle, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nie było już sensu przyglądać się planom kliniki, bo te prezentowały im wyłącznie ogólnodostępną dla klientów część, w której przetrzymywanie Wade było zupełnym absurdem.
- To z pracodawcą nie było akurat niczym nadzwyczajnym. Ja zrobiłabym to samo - wtrąciła Snow. William zmierzył ją uważnym spojrzeniem, po czym skinął głową. Był w stanie im uwierzyć na słowo.
- To zbierajmy się. My jesteśmy gotowi. Czym przylecieliście? Zmieścimy się wszyscy?
Biorąc pod uwagę, że prom należał do Przymierza, był doskonale przystosowany do przewozu oddziałów do dziesięciu osób. Może daleko mu było do luksusów promu, który zapewnił im Statner, ale wciąż był to dobry, sprawdzony pojazd. A Daryl swobodnie radził sobie z pilotowaniem, choć prowadzenie tego nie wymagało niesamowitych umiejętności - nawet Sonya to potrafiła, choć niekoniecznie dobrze.
- Zajdę po coś do jedzenia na drogę - zasugerowała Susan. - To kilka godzin, a ty pewnie nawet nie myślisz o tym, żeby mieć coś w żołądku, co?
Martwili się o niego oboje, choć ona pewnie trochę mniej niż jego brat. Z jakiegoś powodu czerwonowłosa wykształciła w sobie pewnego rodzaju przywiązanie do Charlesa. Może była mu wdzięczna za to, że uwolnił ją od Cerberusa. Za to, że zajął się organizacją akcji przejęcia Majesty i doprowadził ją do końca, uwalniając ją od Statnera i jego gróźb. A może tak jak on potrzebowała kogoś, kto nada jej życiu cel, przynajmniej na najbliższe godziny.
- Dopij tę herbatę do końca i lećmy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

9 mar 2018, o 00:08

Delikatnie uśmiechnął się słysząc Perkinsa. Może cos w tym było, że zachowywali się jakby prawie ta dekada braku kontaktu nigdy się pojawiła ale różnili się wręcz niesamowicie. Szczególnie ostatni komentarz mężczyzny świadczył naprawdę mocno. I szczerze mówiąc Will miał dużo szczęścia, że nie spotkał Charles’a, kiedy siedział w więzieniu albo w Rosenkovie. Dopiero te kilka miesięcy w jakiś sposób pozwolić mu wrócić jakoś do świata. Nie tylko fizycznie ale też mentalnie. Do tego nie wiedział jak ma mu później powiedział, że bezwzględny Charles to nie był człowiek, który uderzył jakiegoś tam cywila lub przypadkowo kogoś postrzelił. Nie. To były działania, które wykonywał z pełną premedytacją. Wiedział co robi i jakie mogą być tego konsekwencje. Przecież to właśnie wspomnienia tamtych koszmarnych dni tak często do niego teraz wracały.
- Bez problemu. Mamy prom transportowy Przymierza więc poczujesz się jak u siebie. Zdjęliśmy tylko z niego oznaczenia aby Cerberus nie zauważył nas już w momencie, kiedy będziemy przechodzić przez atmosferę planety.
Kodiaki. Pieprzone Kodiaki w ostatnim czasie stały się miejscem gdzie spędzał więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Dla niego też były swojego rodzaju domem. Najpierw te Rosenkova, potem prywatne, na końcu Cerberusa. Teraz musiał się gnieździć w tych należących do Przymierza. Nie były może tak wygodne jak ten, który dał im Statner ale wykonywał swoje zadanie tak samo dobrze. Nawet w tym czuł się trochę lepiej. Luksusowa wersja promu nie miała tego czegoś co Striker preferował bardziej, czyli prostoty i niezawodności.
- Co? – Spojrzał na Susan. Teraz jak się nad tym zastanowił to śniadanie ledwo tknął. Nie jadł chyba od momentu, kiedy był na Islandii z Sonyą. Szczerzę mówiąc nigdy się tak nie zapuścił jak przez te ostatnie dni. Nawet, kiedy działał w terenie to zżerał racje żywnościowe czy inne gówno, które miał pod ręką. – Tak. Załatw jakieś jedzenie.
Przez chwilę w jego oczach znowu można było zobaczyć to samo zmęczenie co dnia poprzedniego. Dalej nie był w najlepszej formie ale im bliżej byli rozpoczęcia akcji tym bardziej Striker wydawał się być skupiony na misji, a nie na swoich własnych emocjach. Może właśnie to sprawiło, że przetrwał tak długo w swojej korporacji. Nie przejmował się tym co się dzieje w jego głowie tak długo jak może wykonywać kolejne misje, które całkowicie go pochłaniały.
- Daryl, pójdziesz z nią? – Spojrzał na brata i upił łyk herbaty. – Chętnie powspominałbym z Willem czasy studenckie jak mamy chwilę czasu. Zresztą wypadałoby wymienić się pewnymi informacjami o naszej przeszłości.
I kiedy jego grupa wyszła postanowił się podzielić oględnie informacjami o swojej osobie i o tym co się z nim. Dzięki temu, że wszyscy o to ostatnio wypytywali to nauczył się już opowiadać tą historię w taki sposób aby nie zdradzić zbyt wiele ale żeby równym stopniu przekazać wszystko co najważniejsze.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

13 mar 2018, o 23:15

Daryl uśmiechnął się do czerwonowłosej w ten typowy dla siebie sposób. Chyba jednak Charles nie do końca miał rację, pozostając w przekonaniu, że jego brat nie ma żadnych niecnych planów w stosunku do kobiety. Może miał, tylko zostały one częściowo stłumione przez niezbyt przyjemne okoliczności. Ale Snow wydawała się tego zupełnie nie zauważać, albo celowo to ignorowała, udając że niczego nie widzi. Podnieśli się od stołu i wyszli z baru, pewnie kierując się do pierwszego lepszego fast fooda, w którym zaopatrzą wszystkich na drogę. Lot na Illium nie był krótki, a ich żołądki miały określoną wytrzymałość.
- Myślę, że to nie byłby pierwszy ani ostatni prom Przymierza przechodzący przez atmosferę planety - mruknął Perkins, obserwując odchodzącą dwójkę, a potem swojego znajomego, który też uznał, że nie będzie im przeszkadzał w nadrabianiu zaległości. - Ale masz rację, lepiej nie ryzykować.
Byc może Striker przyzwyczaił się już do opowiadania o swojej przeszłości, ale nikt inny nie miał jak przyzwyczaić się do słuchania o tym po raz pierwszy. To były szokujące informacje, zwłaszcza dla Williama, który nie miał pojęcia nawet o sfingowanej śmierci swojego przyjaciela. I mimo, że Charles opowiadał dość oględnie, mężczyzna wyglądał, jakby ktoś zdzielił go obuchem przez łeb. Nie dość, że pogrzeb, to jeszcze przeszłość związana z Rosenkovem, która nawet bez szczegółów potrafiła niepokoić. Podczas gdy Perkins awansował sobie powoli w szeregach Przymierza, Striker walczył o swoje życie w sposób, który nawet żołnierzowi ciężko było sobie wyobrazić.
Potem długo się nie odzywał, tak samo jak Emily, choć na twarzy siostry Charles widział więcej przerażenia. U Willa tego przerażenia nie było, a kamienna maska, jaką przybrał, nie mówiła zbyt wiele. Przyglądał się swojej szklance, kręcąc nią powoli wzdłuż brzegu dna. Potem spojrzał na Strikera, rejestrując wszystkie widoczne zmiany na jego ciele tak, jakby widział je po raz pierwszy.
- Ja się zajmowałem księżycami Theshaci. Byłem w grupie która wyczyściła system Hong, nie wiem czy o tym słyszałeś - zaczął Perkins, po czym znów zamilkł na dłuższą chwilę. Niełatwo było nadrobić zaległości, gdy okazywało się, że wbrew pierwszemu wrażeniu dzieliło ich tak wiele. - Potem cała ta akcja na Eden Prime, w sumie jestem tam przydzielony od dłuższego czasu. Chociaż teraz już są tam cywilne patrole, które tylko zgłaszają nam jakby coś było nie tak. Od tamtej pory... nic większego. No i cóż, na pewno nie byłem w więzieniu. A, pamiętasz Alex? Wzięliśmy ślub jakiś czas temu.
Dolał sobie wody i napił się, w milczeniu odstawiając potem szklankę z głośnym stuknięciem na blat stołu. Nie był wzruszony, nie był przestraszony, ciężko było patrzącemu jasno określić co dzieje się w jego głowie.
- W życiu bym nie pomyślał, że to się tak skończy - dodał cicho. - Pięknie to wyglądało z daleka. Taki byłeś zadowolony. Szkoda.
Ostatnie słowo wypowiedział zupełnie szczerze. Pewnie nie tak wyobrażał sobie życie Charlesa, gdy wspominał go raz na jakiś czas w swoim całkiem nieźle ułożonym życiu. Nie mogło ono być różowe, doskonałe, bo życie w wojsku nigdy takie nie było, ale wciąż było to lepsze od tego, co, jak się okazywało, przeżył Striker.
- Nic dziwnego, że chcą cię przesłuchać po tym wszystkim - mruknął.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

14 mar 2018, o 01:16

Jego umiejętność opowiadania tej historii w taki sposób aby trochę trudniej było mu przykleić etykietę śmiecia albo zbrodniarza wojennego. Przynajmniej tą miał nadzieję. W ostatnim czasie zdążył streścić historię swoje życia tylu osobom, że w końcu wypadało się tego nauczyć. Jeśli po tym wszystkim nie trafi do pierdla będzie musiał stworzyć jeszcze cywilną wersje tej historii. No i oczywiście o ile nie zwariuje albo jeśli odpowiedzi Sonyi nie będą na tyle satysfakcjonujące aby kontynuować to wszystko. Teraz jednak wolał podzielić się z Willem jak wygląda sytuacja. Może dzięki temu chociaż trochę zrozumie w jakim położeniu znalazł się Charles po tych wszystkich latach.
- Theshaci? – Uniósł brew. Oglądał telewizję. Tego akurat Rosenkov im nie zabraniał. Słyszał o dzikich rajdach piratów na tamte rejony. Była to chyba pierwsza naprawdę duża akcja od czasów wojny pierwszego kontaktu. Nie był zbytnio zaskoczony, że akurat tam wysłano Perkinsa. Chłop miał talent tego nie można mu było odebrać. – Na Hong? –Uśmiechnął się. – No widzę, że naprawdę od razu wrzucili cię na głęboką wodę. Co tu się dziwić. Przecież to ty skończyłeś studia z najlepszym wynikiem.
Parsknął śmiechem. To akurat byłą prawda. To William został uznany za najlepszego z ich rocznika. Striker jak zawsze trafił na swoją ulubioną rolę numeru dwa. Good but not the Best. Co ciekawe Charles nie zachowywał się jak osoba, która tyle przeszła. Może też po prostu to ukrywał aby jakoś utrzymać swój świat w ryzach. Ten chociaż raczej nie miał zamiaru stać się jednością i ułatwić mu życie. Dziwne było nawet widzieć na jego twarzy uśmiech.
- Alex. – Zastanawiał się chwilę, a na twarzy wyrósł mu nagle jeszcze większy uśmiech. Może właśnie to spotkanie sprawiło, że jego umysł na swój sposób znalazł trochę spokoju po tym wszystkim. Wspomnienia starych lepszych czasów chyba sprawiły, że poczuł się lepiej. – Jaja sobie robisz? Ta Alex? Legendarna „Tknij mnie Perkins, a cie zapierdolę jak psa” Alex? Pamiętam jak wczoraj. No co ty Charles, może znamy się od dziecka ale nigdy bym z nią no co ty. – Tym razem nawet pozwolił sobie prześmiewczy chichot. – Wszyscy wiedzieli, że to się tak skończy.
Alex trafiła do akademii razem z nimi. Ten sam rocznik. Ponoć należała do wysoko postawionej rodziny wojskowej w Rosji. Zresztą rodzina Perkinsa też dużo znaczyła ale w Przymierzu. Obydwoje znali się już jako dzieci o czym jego przyjaciel wspominał bardzo często. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Alexandra była naprawdę ładna co jeszcze bardziej sprawiało, że większość ludzi z jego rocznika miało z nich ubaw bo wyglądało to jak scenariusz z romantycznego filmu. Nawet nie chciał wiedzieć jak wyglądał finał tego, że nagle zostali parą. Podejrzewał już, że na studiach byli razem ale to były tylko jego domysły.
Przez chwilę milczał po słowach swojego przyjaciela. To prawda. Był wtedy zadowolony. Myślał, że złapał boga za nogi. Sektor prywatny. To brzmiało dumnie. Ochrona, może w przyszłości nawet szef ochrony. Ciepła posadka, weekendy z rodziną, od czasu do czasu wakacje z rodziną. Lepsza, bardziej świetlana przyszłość.
- Ta. Pamiętam jak dzień przed rozdaniem dyplomów rozmawialiśmy o tym. – Odpalił kolejnego papierosa. – W końcu przyznałeś, że nawet mi zazdrościsz. Kiedy ja miałem ochraniać imprezy z modelkami czy dzieci Rosenkova, to ty będziesz ryzykował życie na jakiś zadupiach kosmosu. – Westchnął. – Życie potrafi mieć naprawdę dziwne poczucie humoru.
To znowu była powtórka z rozrywki. Tak jakby Charles swoją osobą przyciągał wszystkie złe rzeczy, które miały spotkać jego bliskich trafiały na niego. Musiał dźwigać ciągle krzyż, który teraz stawał się coraz cięższy.
- Mam nadzieję, że przesłuchać. Nie chciałbym skończyć w jakieś nieoznaczonej mogile i zniknąć po raz kolejny.Zaczął czegoś szukać w swoim omni-kluczu, aż w końcu znalazł zdjęcie ze świąt i pokazał je Willowi. Na twarzy miał już całkowicie inny uśmiech, a na twarzy nie było widać już radości. Tylko dziwnego rodzaju smutek. Pustkę po tym wszystkim co się właśnie wokół niego działo.
- To jej szukamy. – Wskazał palcem na Sonye. Kiedy to mówił jego głos lekko zadrżał. – To były moje pierwsze święta od prawie dziewięciu lat. To przykre, że wszystko musiało pójść znowu w tą stronę. Nie jest mi chyba pisane szczęście.
Parsknął śmiechem. Will mógł domyślać się jakie decyzje musiały się teraz pojawiać w jego głowie i jak bardzo musi to być bolesne dla mężczyzny. Szczególnie, kiedy zaczął już odbudowywać pewnego rodzaju normalność w swoim życiu ale ktoś ciągle postanawiał mu utrudniać wszystko co było z nim związane.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

14 mar 2018, o 14:24

Perkins uśmiechnął się z powrotem, gdy usłyszał jak jego dawny przyjaciel wspominał jego obecną żonę. Dla niego musiało być to wspomnienie tak odległe, że aż mało realistyczne. Pewnie w tym momencie, gdy już z ową nietykalną Alex żył od kilku lat, brzmiało to jak absurd.
- Dobrze wiesz, że tak tylko mówiłem - parsknął śmiechem. - Jak się jednak ją udało tknąć, to byłem całkiem zadowolony. I tak już zostało.
Przynajmniej dzięki małżeństwu mogli przemieszczać się razem, w zależności od tego gdzie Will stacjonował. Teraz pewnie oboje byli właśnie tu, w Vancouver. Może kobieta ucieszyłaby się z widoku Strikera, gdyby było im dane się spotkać, a na pewno byłaby zaskoczona, ale nie mieli teraz czasu na nadrabianie zaległości towarzyskich. I prawdopodobnie nie będą mieć jeszcze przez długi czas, o ile wszystko nie pójdzie nie tak i nie będą mieć go wcale.
- Z twojego wyglądu wnioskuję, że imprez z modelkami nie było zbyt wiele.
W tej chwili Charles bynajmniej nie wyglądał jak ktoś, kogo w ogóle zatrudniano do tego rodzaju zleceń. Daleko mu było do tych eleganckich ochroniarzy z eleganckich sal, choć gdy ubrał się w to, co przygotowali dla niego przed Trouge ludzie Statnera, to nie było znowu tak najgorzej. Potrafił wyglądać lepiej, gdy się starał. A z reguły tego nie robił.
Perkins przyjrzał się zdjęciu, a gdy zrozumiał, co widzi, z jego twarzy też zniknął uśmiech. Westchnął cicho, wiedząc jak ciężkie dla Charlesa musi być to, co teraz przeżywał, zwłaszcza, że widziana na fotografii kobieta była mu tak bliska. Skinął głową, zgadzając się z jego słowami. Nie miał zbyt wiele szczęścia w życiu - to dopisywało mu tylko wtedy, gdy groziła mu śmierć, nawet z rąk własnych. Los nie chciał, by umierał.
- Zajmiemy się tym jak trzeba - obiecał, choć mogło to oznaczać wszystko. Nie wiedzieli jednak jeszcze co będzie trzeba zrobić, bo nie mieli pojęcia w co tak naprawdę wplątana była Wade. - Zbierajmy się, Striker. Chętnie posiedziałbym z tobą i nadrobił zaległości, ale jeśli musimy lecieć, to lećmy, skoro mamy tam dotrzeć na godzinę zamknięcia kliniki. Może później. Jak wyjdziesz z przesłuchania tydzień później i nic nie będzie nas gonić.
Uśmiechnął się lekko, choć w jego oczach tym razem nie było rozbawienia. Nie mieli zbyt wiele czasu, nie mogli przesiedzieć reszty dnia w barze. Nie po to przecież tutaj przyszli.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

14 mar 2018, o 21:52

- Aha.
Na twarzy wciąż miał ten idiotyczny uśmiech. Wspomnienia lepszych dni na pewno działały na mężczyznę kojąco, szczególnie teraz, kiedy teraźniejszość nie wyglądała najlepiej. Tamte dni były prostsze. Łatwiejsze. Największym problemem Charles’a wtedy było to czy zda test czy inne gówno, teraz zastanawiał się czy jego życie ma w ogóle sens. Cieszyło go więc to, że Perkins przynajmniej miał więcej szczęścia niż w sprawach zwykłego życia.
- Chyba była jedna z tego co pamiętam. To była jakaś impreza charytatywna. Same szychy i takie tam. Chłopaki od spraw cywilnych nie mieli ludzi więc wystawili nas. Dość mocno wyróżnialiśmy się z tłumu ochroniarzy. To był dość. – Zastanowił się chwilę. – To był chyba jeden z niewielu dni gdzie wykonywałem pracę na jaką się pisałem.
Wtedy wyglądał gorzej. Był jeszcze bardziej zaniedbany niż teraz. Pomimo tego, że próbowano go jakoś ładnie i reprezentatywnie ubrać to nic nie pomogło. Jego wyraz twarzy był wtedy przedstawieniem nędzy oraz rozpaczy, reszta ochroniarzy chodziła z dosłownie uśmiechami jakby złapali Boga za nogi. Tylko on i kilku jego kompanów operatorów wyglądała jakby ktoś wpuścił na salony szwadron śmierci. Trzeba było jednak przyznać, że podobało się to bogaczom. Do jednego z nich przymilała się nawet córka jednego z lokalnych oligarchów. Pewnie lubiła „niebezpieczeństwo” czy inne gówno.
Obydwaj milczeli przez dłuższy czas. To był chyba ten moment w którym Charles musiał pozwolić swojemu przyjacielowi przetrawić tą informację. Sonya była mu bliższa bardziej niż ktokolwiek inny na tym świecie ale na ten moment mężczyzna starał się zepchnąć wszystkie uczucia gdzieś w głąb siebie. Zablokować na czas tej operacji. Nie wiedział jaka będzie odpowiedź na to wszystko. Wiedział jednak, że jedną z nich może być rozwiązanie, którego jakimś cudem uniknął na Islandii.
-Zobaczymy, Will.- Westchnął - Zobaczymy.
Odpowiedź Charles’a też mogła znaczyć. Dla nich „Zajęcie się czymś jak trzeba” mogło znaczyć całkowicie co innego. Dla Willa mogło to być załatwienie wszystkiego z godnie z jego wewnętrznym kodeksem, dla Strikera mogło to znaczyć użycie wszelkich możliwych sposobów na zdobycie informacji. Nawet takich, których nie dopuściłby się żaden szanujący się człowiek.
- Jeśli wyjdę.
Dodał Strikerem. Tu już nie było żartów. Jego przyjaciel nie widział strony Przymierza jaką widział Charles. Nie widział do czego zdolni są ludzie. Może i Anderson powie o nim jakieś dobre słowo ale w rezultacie mogło to znaczyć tyle co nic.
- Załatwmy to jak najszybciej. – Przejechał dłonią po włosach i dogasił papierosa. – Im szybciej złapiemy Clain tym lepiej.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Bar "GI Joe"

14 mar 2018, o 22:57

Wróć do „Vancouver”