Niektórzy uznają Vancouver za stolicę Przymierza i nie pomylą się na tym polu zanadto. Siedzibę tutaj mają niemal wszystkie, ważne organy władzy, wraz z Radą Przymierza, a dodatkowo jest istotnym punktem dla rozwoju i szkoleniu przyszłych żołnierzy, ze względu na swoje wysoko rozwinięte placówki szkoleniowe.

Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Vancouver General Hospital

8 kwie 2018, o 21:22

Spodziewał się tego, że Daryl zasypie go pytaniami. Przecież był częścią tego wszystkie od samego początku, a co ważniejsze był przecież jego bratem. Niestety nie miał już siły by odpowiedzieć na wszystkie jego pytania więc najzwyczajniej olał brata jak często miał to w zwyczaju, kiedy byli dziećmi. Tylko, że wtedy co najwyżej wracał zmęczony ze szkoły i nie miał ochoty rozmawiać. W tym wypadku wrócił z dwóch samobójczych misji więc w sumie wychodziło prawie na to samo.
Pożegnał się ze dwójką mężczyzn idąc w stronę taksówek. W tym stanie nie pasował do tego czystego i sterylnego miejsca. Tych pokrytych białą farbą budynków rządowych. Wygląd jak intruz, który zabłądził gdzieś w drodze do slumsów. Nie miało to jednak trwać długo. To miejsce miało sie stać jego nowym miejscem pracy. Swego rodzaju domem.
Załadował swoje ciało do pojazdu i udał się na koordynaty Ayi. Teraz miała przyjść ta gorsza część jego problemów. Odbudowa tego wszystkie co mieli. Kolejna próba rozpoczęcia jakiegoś normalniejszego życia. Zawsze do tego dochodził pewien czynnik, który Charles ciągle brał pod uwagę. Co jeśli po kilku tygodniach kobieta jego życia odkryję, że jednak go nie kochała, a to wszystko tylko się jej wydawało. Miał akurat idealną ilość czasu w czasie przeloty aby ta idea na dłużej zagościła w jego umyśle.
Wchodząc do szpitala musiał, aż dwa razy podziękować WI mówiąc jej, że wszystko z nim w porządku i nie potrzebuje opieki lekarskiej. Oczywiście zdarzyła zrobić skan i poinformować go, że stan jego zdrowia nie jest najlepszy. Jakby sam o tym nie wiedział. Ledwo co już szedł.
Dopiero, kiedy zauważył siedzącą samotnie Aye lekko się ożywił. Nie usiadł obok niej ale stał naprzeciwko. Bał się, że jeśli teraz chociaż na chwilę usiądzie to od razu odpłynie ze zmęczenia. Przyglądał się jej przez chwilę.
- To dobrze. – Westchnął. – Nie. Musiał zostać.
Dobrze wiedział, że nie musiał. Pewnie miał żal, że nie wydał Hatake Przymierzu. Pewnie był wściekły, że doprowadziła Charles’a do stanu w którym był gotowy odstrzelić sobie głowę. Ewentualnie po prostu nie miał ochoty tutaj być. Było wiele opcji. Wolał nie wiedzieć póki co, które z jego domysłów mogło być prawdziwe.
- Zabierzemy Snow i odstawimy ją do jej rodziców. – W końcu usiadł obok niej ale pochylił się do przodu opierając łokcie o kolana. Obydwoje wyglądali teraz pewnie jak dwa nieszczęścia.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

8 kwie 2018, o 21:48

Emocje ukryte pod zmęczoną twarzą kobiety były enigmą. Obserwowała Charlesa, po chwili osuwając się na krześle z powrotem i opierając głowę z tyłu, ale nadal tak, by móc go widzieć. Swoje długie nogi wyciągnęła przed siebie, nie przejmując się tym, czy wypada, jak wygląda siedząc w ten sposób i co sobie o niej pomyślą inni. Przekręciła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie, dopóki nie usiadł obok niej. Wtedy wróciła do obserwowania sufitu.
- Ciągle o nim gada - zauważyła. - Myślałam, że tu przyleci, chociaż po to, żeby zobaczyć co z nią. Ale jeśli chcesz na nią czekać, to musimy tu posiedzieć jeszcze z pół godziny. Dopiero wtedy ją wypuszczą.
W poczekalni wisiały trzy monitory, a na każdym z nich leciała inna stacja. Wszystkie jednak bezgłośnie, by nie rozpraszać ludzi. Poza tym z głośników dobiegała przyjemna, spokojna muzyka klasyczna. Z tego, co Charles wiedział, Wade wolała cięższe brzmienia, które włączała zawsze wtedy, gdy była na niego zła. Kto wie, czy po powrocie do dawnego ja nie zmieniły się jej też muzyczne preferencje. Praktycznie jej nie znał. Nie wiedział, czy czarna szafa rozbuduje się do wielu innych kolorów i czy makaron z serem nadal był jej ulubionym daniem.
- Dostałam leki przeciwbólowe. Działają - poinformowała go. - Chociaż trochę nie wiem co się wokół mnie dzieje. Jakby świat dział się za szybko. Chyba były mocne. Aufenal, znasz?
Widziała, jak mieszał leki w klinice, założyła więc, że miał do czynienia z różnego rodzaju wspomagaczami, takimi jak podstawowe analgetyki. Ten faktycznie był mocny, w zbyt dużych dawkach mógł nawet wywoływać problemy z oddechem i poważne uszkodzenia wątroby, ale kobieta oddychała spokojnie, zapatrzona w biały sufit. Nic dziwnego, że była tak wyłączona, odkąd Striker wszedł do szpitala.
- Poczekaj - zmarszczyła brwi. - Byłeś na przesłuchaniu. I przesłuchali cię? Co ci powiedzieli? - odwróciła głowę do niego. - Jesteś wolny? Co ze mną?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

8 kwie 2018, o 22:11

- Serio? – Teraz siedział tak samo jak ona z odchyloną do tyłu głową. Pewnie tez wyciągnąłby nogi ale w jego przypadku skończyło by się to zablokowaniem przejścia obok nich. Jego westchnięcie przemieniło się w długie ziewnięcie. – Jak chcemy odebrać jeszcze dzisiaj Watsona to musimy czekać.
Wolał nie wiedzieć co Susan mówiła o jego bracie. Nagle też dotarło do niego to, że chyba w jakiś sposób jego brat znowu użył swojej magii. Dzięki Bogu nie musieli już razem pracować. Chociaż, teraz Snow też była wolna. Jak tak dalej pójdzie to może spotka ją na jakiś wspólnym rodzinnym obiedzie. Miało to swoje plusy. Może w końcu wbije mu do głowy trochę normalnego zachowania.
- Widzę. – Spojrzał na nią kątem oka. – Znam. Podałem go sobie przed zszyciem rany. Potrzebowałem czegoś co mnie dobrze złoży w czasie przelotu do Montrealu. To nie był najlepszy moment w moim życiu. Mam cię potem zanieść do pojazdu?
Pistolet, który miał przecież przypięty do uchwytu miał przecież odstrzelić mu głowę ale jednak tego nie zrobił. Był już tak zmęczony, że przez chwile przeszła mu pewna myśl w której może jednak popełnił samobójstwo, a to wszystko było swego rodzaju projekcją jego umierającego mózgu.
Siedzieli przez chwilę w ciszy nie wiedząc jak ma na to odpowiedzieć. Ostatnim razem nie była zachwycona jego pomysłem pracy dla Przymierza. Teraz też nie wiedział jak na to zareaguje. Widząc ją jednak w takim stanie mógł spodziewać się dosłownie wszystkiego. Od gniewu na jego osobę po olanie sytuacji. Nie mógł wiedzieć co teraz krąży w jej myślach. Może jej też to wszystko wydawało się tylko snem.
- Nie mogą przymknąć oka na niektóre rzeczy, które zrobiłem w przeszłości. Więc dali mi wybór. Powrót do więzienia albo praca jako kontraktor. - Westchnął. – Będę miał wszystkie bonusy co każdy inny żołnierz tyle, że nie będę nosił rangi ani medali. – Podrapał się po głowie bardzo leniwie. – Przymierze będzie cię chronić
Przesunął głowę w jej stronę. Na twarzy znowu pojawił się ten ciepły uśmiech. Tylko tym razem nie można było zrozumieć z czego się cieszy.
- Jeśli praca dla nich lub powrót do więzienia może zapewnić ci bezpieczeństwo. To jestem gotów na takie poświęcenie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

8 kwie 2018, o 22:39

- Zanieść? - ciemnowłosa kobieta parsknęła śmiechem. - To Snow ma przestrzelone kolano, nie ja. Dam radę przejść do promu. Taksówki. Czy czymkolwiek tam będziemy lecieć. Szłam sama w Sanctum, to pójdę i teraz. Jestem silniejsza, niż ci się wydaje i żaden ogłupiacz mi tego nie odbierze.
Nie mówiła poważnie. Albo lek sprawił, że znacząco się rozluźniła, albo już powoli dochodziła do siebie. Jedno i drugie było całkiem możliwe, choć to pierwsze bardziej, bo uśmiech powoli schodził z jej ust. Przez moment wyglądała, jakby była rozmarzona, ale raczej to była po prostu kwestia opóźnienia reakcji po Aufenalu.
Spoważniała całkiem, gdy powiedział jej o Przymierzu i zmarszczyła brwi, odwracając głowę do niego. Włosy miała poplątane i w nieładzie, a granatowy sweter Susan zjeżdżał jej z jednego ramienia. Ze swoją zmęczoną twarzą wyglądała bardziej, jakby miała ciężkiego kaca, niż jakby przeszła to, co faktycznie przeszła. Przez ostatni tydzień życie jej nie rozpieszczało.
- To pierwsza dobra wiadomość, jaką usłyszałam od dłuższego czasu - stwierdziła po chwili namysłu. - Chciałeś pracować dla Przymierza, prawda? Nie pamiętam. Twój ojciec był wojskowym. Ty też miałeś być. Tylko zamiast do wojska, to trafiłeś do Rosenkova, a potem do Cerberusa. Rozmawialiśmy o tym kiedyś? O Przymierzu?
Sięgnęła po butelkę wody, która stała obok i jak widać należała do niej. Napiła się, przenosząc wzrok na jeden z ekranów. Informacje mówiły coś na temat wzrostu ceny biletów komunikacji między planetami turian a Cytadelą. Nie mogli jednak posłuchać o co chodzi, wyświetlały się tylko zdawkowe informacje na pasku na dole monitora i turiański dziennikarz wypowiadający się na ten temat.
- Nieprawda - stwierdziła krótko, zakręcając butelkę. - Twój powrót do więzienia niczego nikomu nie zapewni. Jak będziesz mi wyskakiwał z takimi tekstami to zaraz zobaczysz, że mam siłę chodzić, jak wstanę i polecę po Watsona sama.
Skrzyżowała wyciągnięte przed siebie nogi w kostkach. Spodnie sięgały jej nieco ponad nie, bo były za krótkie. Pewnie marzyła o tym, by móc się w końcu przebrać w coś, co nie było w całości pożyczone.
- Nie wiedzą o mnie, prawda? Nie mówiłeś im o Ayi. Zapewniają bezpieczeństwo Sonii Wade. Dlaczego? - odwróciła znów głowę do niego. - Sonya jest nikim. Dla ciebie też prawnie jest nikim. To żony Przymierzowców mają specjalne traktowanie, nie ich kochanki.
Gdy zorientowała się, jak blisko jest jego twarz, szybko obróciła głowę. Może temat był niezręczny, a może to bliskość Charlesa wciąż jeszcze wprawiała ją w niepokój. Pewnie czekało ich jeszcze sporo pracy pod tym względem.
- Cieszysz się? - spytała cicho.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

8 kwie 2018, o 23:03

- Wiem, że dasz sobie radę. – Sam też parsknął śmiechem. – Po prostu lubię cię nosić. Jesteś lżejsza niż się wydaje.
Jakby nie patrzeć to dla niego wszystko mogło być lżejsze. Przecież jego rozmiary sprawiały, że wszystko co go otaczało było wyjątkowo delikatne, a ich waga była przystosowana do standardowego człowieka. Nie ponad dwumetrowego kloca.
- Ojciec był rusznikarzem. W sumie to przez to, że pracował dla Rosenkova to tam wylądowałem. – Wspominanie teraz jego zmarłego ojca też nie było najlepszym pomysłem. – Dziadek był. Wujek dalej jest. Chciałem ale chciałem też spełnić marzenie ojca w którym nie będę w wojsku. – Przeciągnął się bardzo niedbale. Wyglądali teraz pewnie jak bezdomni, którzy na jakiś czas postanowili osiąść w szpitalu. – Rozmawialiśmy o tym za nim polecieliśmy na tydzień na Islandię.
Warto jej też było o tym przypomnieć. Ich dziwnego rodzaju wspólny urlop dzięki któremu mieli naładować baterie i spróbować zapomnieć o otaczających ich problemach. Bardzo dobrze wspominał ten czas. Było inaczej. Dopiero znowu na tej wyspie mogli całkowicie poświęcić się sobie nawzajem. Odpocząć. Teraz też by im się przydał taki wyjazd.
Spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem słysząc jej reakcje. To był chyba pierwszy raz, kiedy zareagowała z trochę większym pazurem niż zazwyczaj. Nawet jako Sonya nie wyskakiwała z takimi hasełkami. Może jednak jej właściwy charakter spodoba mu się bardziej niż ten całkowicie oryginalny.
- Wolałbym nie.
Uśmiechnął się do niej perfidnie. Jego zachowanie też było trochę inne. Wydawał się być bardziej otwarty na jej osobą. Do tego sam zachowywał się bardziej naturalnie tak jakby te wydarzenia pozwolili mu znaleźć drogę, którą już wcześniej powinien iść.
- Przymierze to nie Cerberus. – Lekko się uśmiechnął widząc jak szybko odwróciła głowę. Naprawdę czekała ich jeszcze długa droga. – Dla nich ważne jest to, żebym jako żołnierz działał najlepiej jak umiem. Jeśli będę podczas każdej misji zastanawiał się czy wszystko z Toba w porządku to zmniejszy to tylko moją wartość bojową.
Jego dłoń delikatnie dotknęła jej dłoni. By dokładnie tak jak wtedy windzie złapać ją i delikatnie ścisnąć. Może nie będą już przez jakiś czas traktować się tak jak kiedyś ale na ten moment potrzebował chociaż trochę jej bliskości. Poczuć, że to wszystko nie jest tylko snem.
- A, może uznali, że skoro poświęciłem tak wiele aby cię chronić to lepiej jest zapewnić też tobie bezpieczeństwo skoro jesteś dla mnie tak bardzo ważna.
Delikatnie kciukiem gładził jej dłoń tym razem patrząc się delikatnie w sufit. Pytanie, które mu zadało nie miało prostych odpowiedzi. Długo zastanawiał się za nim odpowiedział. Na tyle długo, że kanale na jednym z telewizorów zdążyły przeskoczyć już trzy długie reklamy.
- Tak. – Rzucił krótko. – Nie dlatego, że mogłem skopać tyłek Cerberusowi. Nie dlatego, że mogę pracować dla Przymierza. Cieszę się bo znowu możemy być razem. – Spojrzał znowu na nią przechylając głowę w jej stronę. – Wiesz. Bez tego całego syfu, które nad nami krążyło.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

8 kwie 2018, o 23:55

- Poświęcasz? Co poświęciłeś?
Pytała zupełnie szczerze, nie złośliwie. Nie wiedziała co takiego mógł poświęcić. Póki co zgodnie z jej wspomnieniami i tym, co jej przedstawiał, pomogła mu odzyskać więcej, niż stracić. Przecież znalazła dla niego siostrę, brata, zmusiła go do świąt w rodzinnym gronie i kupiła mu restaurację, która teraz pewnie zostanie sprzedana z powrotem i stanie się przeszłością.
Gdy poczuła jego dotyk, drgnęła z zaskoczeniem, ale nie zabrała ręki. Nie zareagowała też, odwzajemniając uścisk. Po prostu pozwoliła się trzymać za dłoń, zapatrzona przed siebie. W jej głowie pewnie działo się wiele, więcej, niż Striker mógł się domyślać. Tak jak zawsze, jej palce były lodowate. To akurat się nagle nie zmieniło. Tylko wciąż nie czuła się do końca swobodnie w towarzystwie mężczyzny, którego jeszcze tydzień temu tak po prostu kochała. Czy kochała teraz, nadal?
Chyba żadne z nich tego nie wiedziało.
- Mogliśmy być razem też wylatując na jedną z kolonii, albo przenosząc się na jakąś stację w Terminusie. Mogliśmy lecieć gdziekolwiek, z dala od Cerberusa i wojska i wszystkiego. Gdybyś nie poleciał na przesłuchanie, moglibyśmy sobie ułożyć życie po swojemu. Niekoniecznie łatwo, ale dało się to zrobić - westchnęła i strzepnęła z uda nieistniejący paproch. - Nie zrozum mnie źle, nie mówię, że podjąłeś złą decyzję. Mówię, że może była alternatywa do osiągnięcia tego samego stanu między nami. Dlatego nie o to cię teraz pytam.
Odwróciła się znów do niego, tym razem próbując nie zwracać uwagi na to, jak blisko się znajduje.
- Pytam, czy jesteś zadowolony z tego, że Przymierze zaproponowało ci współpracę. Czy cieszysz się, że będziesz mógł pracować dla wojska. Jak Daryl, jak twój wujek, chociaż bez medali. Czy to jest przyszłość, którą widziałeś dla siebie. Nie dla nas, tylko dla ciebie, Charles. Czy gdybym nie istniała, a życie w jakiś sposób doprowadziłoby cię do tego miejsca, byłbyś szczęśliwy?
Z jakiegoś powodu wydawało się to dla niej bardzo ważne, choć Striker nie wiedział, jaką odpowiedź chciałaby usłyszeć. Przyglądała mu się swoimi ciemnymi oczami, czekając na jego reakcję.
- Nie chcę, żeby całe twoje życie kręciło się dookoła mnie - wyjaśniła w końcu. - Chcę, żebyś był człowiekiem zadowolonym ze swojego życia, niezależnie ode mnie. Rozumiesz? Jesteś odrębną jednostką, która może mieć swoje zdanie i podejmować swoje decyzje, takie, żeby ukształtować sobie wszystko po swojemu. Nie chcę być wyznacznikiem czegokolwiek. Nie mówię też... - stęknęła, odwracając głowę i odgarniając włosy z twarzy. - Nie zrozum mnie źle. Nie chcę po prostu, żebyś pracował dla Przymierza tylko po to, żebym ja była bezpieczna. To nie jest wystarczający powód. Nie chcę mieć na sobie takiej odpowiedzialności.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

9 kwie 2018, o 07:32

Teraz, kiedy się nad tym mocniej zastanowił to jedyne co poświęcił podczas tego wszystkiego to własne szczęście. Tak naprawdę to niczego nie poświęcił. Ryzykował tylko życiem swoich bliskich w imię czego? Chciał odzyskać szczęście w życiu i cieszyć się każdego dnia. Przez dłuższą chwilę milczał nie wiedząc co tak właściwie ma odpowiedzieć.
- Nie dosłownie. – Patrzył się w sufit. Jego wzrok lekko opustoszał. – Gdyby to wszystko się nie udało to straciłbym wszystko.
Nie wiedział jak to wytłumaczyć. Nie wiedział jak wytłumaczyć to teraz jej. Źle dobrał słowo, a teraz ta myśl, że tak naprawdę mógł nie poświęcić nic była dość dobijająca. Naprawdę nie był w niektórych sprawach najmądrzejszych człowiekiem.
Do tego dochodził też całkowity brak reakcji z jej strony. Tak jakby im dłużej stawała się sobą tym bardziej jakiekolwiek uczucia, którym darzyła jego przestawały istnieć. Jednak przesłuchanie wcale nie było takie złe. To co przechodził tutaj było o wiele gorsze, a ten miesiąc, który miał wykorzystać na regenerację zapowiadał się z minuty na minutę coraz gorzej. Delikatnie rozluźnił swój uścisk.
Nie patrzył już na nią, kiedy mówiła. Po prostu słuchał tego co mówi. Mogli uciec. To była prawda. Mogła już po prostu nie pamiętać, że Charles po prostu nie jest takim człowiekiem. Gdyby teraz uciekł miałby na głowie nie tylko Cerberusa ale też i Przymierze. Do tego to wszystko do czego dążył w swoim nowym życiu przestałoby mieć jakiekolwiek znaczenie. Ukrywanie się. Wszystko wróciłoby do stanu sprzed Islandii.
- Nie. – Pokręcił głową. – Gdyby doszło do takiej sytuacji bez poznania cię byłoby mi to bez różnicy. Pewnie nawet nie przeszkadzałoby mi pracowanie dla Cerberusa. Możesz nie pamiętać w jakim w stanie byłem za nim cię poznałem.
Puścił jej dłoń. Znowu pochylił się do przodu ściskając swoje dłonie. To nie były tematy na które łatwo się rozmawiało. Tym bardziej w szpitalu, gdzie dookoła kręciło się od groma ludzi. Patrzył tym razem tym samym pustym spojrzeniem w podłogę. Rozmowy między nimi stały się teraz o wiele trudniejsze.
- Rozumiem twoje spojrzenie. – Rozumiał je, aż za bardzo. Dobrze wiedział już w jaką stronę to zmierzało. Bezpieczna furtka na wypadek, gdyby jednak okazało się, że go nie kocha i nie będzie musiała myśleć o tym jak wiele wziął na siebie aby zapewnić jej bezpieczeństwo.
Znowu cisza. W jego głowie też wiele się teraz działo. Pewnie tak samo wiele jak w jej. To jedno proste pytanie. Czy jest szczęśliwy z pracy dla Przymierza. Mógł kontynuować rodzinną tradycję, być bliżej swoich oraz robić to co robił, kiedyś ale oficjalnie. Namiastka normalnego życia.
- Praca dla Przymierza jest namiastką normalnego życia, które zawsze chciałem mieć. Rodzina, legalne źródło dochodu i myśl, że nie muszę się już ukrywać tak jak kiedyś. – Przyglądał się płytkom na podłodze. Pochylił lekko głowę na bok. Trudno mu było zebrać myśli. – Finalnie cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze. W jakiś sposób to, że jestem teraz tutaj gdzie jestem sprawia, że jestem szczęśliwy.
Nie był szczęśliwy. Oczywiście, że nie był. Jak miał jej jednak wytłumaczyć to, że on to wszystko zrobił bo tylko z nią czuł namiastkę szczęścia? Jak miał jej powiedzieć, że gdyby mógł cofnąć czas to nigdy nie doprowadziłby do tego wszystkiego. Byłby wstanie robić najgorsze rzeczy dla Cerberusa byle tylko było tak jak było. Jak miałby jej powiedzieć, że bez niej to wszystko nie ma po prostu sensu? Obiecał przecież sobie, że jeśli będzie chciała odejść to jej na to pozwoli. Nie będzie jej zmuszać do miłości. Szczególnie do człowieka takiego jak on.
- A, czy ty jesteś szczęśliwa z tego wszystkiego co się stało? Jesteś w końcu wolna. Nie masz implantu i możesz w końcu prowadzić normalne życie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

9 kwie 2018, o 08:59

Nie wyczuła kłamstwa w jego słowach. Odetchnęła cicho, zaciskając w końcu palce na jego dłoni, odwzajemniając uścisk. Tak jakby to było wyznacznikiem tego, czy może sobie pozwolić na jakikolwiek gest w jego stronę. To, czy on jest szczęśliwy w miejscu w życiu, w którym obecnie się znajdował, niezależnie od niej. Gdy puścił jej dłoń, nie szukała jednak jej ponownie. Wszystkie gesty między nimi stały się niezręczne, były za późno lub za wcześnie, albo zupełnie nie na miejscu. Siedzieli centymetry od siebie, a dawno nie byli sobie tak odlegli.
- To dobrze - odpowiedziała cicho, trochę cieplej niż do tej pory.
Jakaś kobieta po drugiej strony poczekalni rozkasłała się dramatycznie, zagłuszając muzykę i nawet ich myśli. Wszyscy spojrzeli właśnie na nią, nikt nie patrzył na Charlesa i Ayę. Byli jak odcięci od wszystkiego, co działo się wokół. Zresztą Aya wybrała miejsce w kącie, za filarem, gdzie nikt normalny nie siadał, jeśli nie chciał zostać pominięty przez lekarzy. Może nie była to całkowita prywatność, ale zawsze jakiś jej mierny substytut.
Gdy spytał o nią, spoważniała. Ocena tego, czy było się szczęśliwym, prowadząc takie życie jak prowadzili oni, nie była łatwa. Wcześniej pytała, teraz na to samo musiała odpowiedzieć sama. Zamilkła na dłuższą chwilę, tak samo jak Charles zastanawiając się nad tym.
- Wiesz, kiedy byłam najszczęśliwsza? - spytała. - Myślę, że na Islandii. W tamtą noc przed kominkiem, kiedy zrobiłeś te małe zawijane... no, jedzenie. Przez tę przeszkloną ścianę było widać zorzę i siedzieliśmy razem do późnej nocy, dopóki nie zasnęłam oparta o ciebie. To się wydarzyło, prawda? - upewniła się, zerkając na niego. - Myślałam wtedy, że nie może być lepiej. Że nie zasłużyłam sobie na to, a jednak to miałam. Jak wróciliśmy, to zajęłam się tym malowaniem. Lubiłam to. Nawet jak ciebie nie było, to lubiłam wracać zmęczona po całym dniu i padać na łóżko, wiedząc, że następnego dnia będę mogła zrobić to samo. Spróbować jakoś doprowadzić do tego, żebyśmy mieli normalne życie.
Westchnęła, z powrotem wbijając wzrok w sufit.
- Nie wiem, czy jestem szczęśliwa teraz. Nie, raczej nie. Nie mam niczego. Nie wiem nawet czy mam ciebie - zmarszczyła brwi, a na jej twarzy błysnął smutek. - Muszę ci coś powiedzieć, Charles, zanim zabierzesz mnie gdziekolwiek. Ja... miałam kogoś. Na Cronosie. Byłam w związku. Kiedy leciałam do Montrealu, to nie miało się tak skończyć. Nie miałam spotkać kogoś nowego i ułożyć sobie życia u jego boku, zupełnie nieświadoma starych zobowiązań.
Nie była to wiadomość, której zapewne się spodziewał. Aya spięła się, zakładając teraz chyba każdą możliwą reakcję. Wszystkie raczej negatywne. Przygryzła wargę, szukając kolejnych słów.
- Ale nie mogłam tam wrócić, kiedy po mnie przyszli. Nie chciałam, mimo że Sonya była już tylko wspomnieniem. Chciałam zostać z tobą. Zostać szczęśliwa, z tym życiem na które nie zasługiwałam. Tylko potem wszystko się spieprzyło. Zabrali mnie, bo powiedziałam nie. Zabraliby mnie też, gdybym powiedziała tak. Nie miałam nic do gadania.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

9 kwie 2018, o 18:42

Świetnie. Po prostu świetnie. Już wcześniej było niezręcznie, a teraz cofali się w rozwoju swojej znajomości. Jak tak dalej pójdzie to niedługo powinni zacząć traktować się jak z ich pierwszego spotkania. Jak nieznajomi. Z tą różnicą, że to Striker był teraz Sonyą, która wtedy nie chciała go zabić, a ona była nim nie ufając nikomu i niczemu. Zastanawiał się nawet przez chwile jak mogło do czegoś takiego dojść. Może gdyby nie był tak zmęczony to dotknęło by go to mocniej. Teraz po prostu siedział i obserwował kaszlącą kobietę. Jego mózg powoli przechodził na coraz wolniejsze biegi. Po tym wszystkim sam się cofnął w rozwoju o dobre kilka lat. Dobrze, że już wcześniej emocjonalnie był na poziomie bardzo słabym. W innym wypadku pewnie można byłoby zauważyć jakaś dużą zmianę w jego zachowaniu.
Ta dobrze. Było kurwa wyśmienicie. Pierwszy raz od momentu w którym się poznali to on zaczynał czuć irytację. Nie dość, że musiał rozmawiać na takie tematy w jakimś szpitalu zamiast poczekać z tym wszystkim, aż wrócą do mieszkania to jeszcze powoli czuł jak zaczyna go swędzić rana na ramieniu. Jeszcze brakowało mu zakażenia.
Dopiero kiedy zauważył jej poważną minę znowu skierował swój wzrok na nią. Czekał na odpowiedź. Ich życie było pasmem gówna. To znaczy jego. Może się jeszcze zaraz okazać, że gdyby nie implant to żyło się jej całkiem nieźle w Cerberusie. W sumie gdyby doszło do tego to nawet by to zrozumiał. Kiedyś myślał, że to ona weszła w jego życie i je naprawiła. Teraz wychodziło na to, że on wjechał z buta w jej życie i rozpierdolił je dosłownie koncertowo. Dobra robota Charles jak zawsze świetnie wykonana robota.
- Wydarzyło. Jakoś parę dni temu. – Jego głos nie miał żadnych emocji. Teraz nie przypominał nawet człowieka, którego mogłaby zapamiętać ani sprzed poznania go, ani po poznaniu. Teraz jakby siedział przed nią jakiś inny twór. Jakby najgorsze cechy z tych dwóch wizji złączyły się i siedziały obok niej. Brak emocji, brak czegokolwiek. Pusta skorupa, która odpowiadała na wszystko mechanicznie. Tylko ten wzrok jakby zachowywał resztki tej trzeźwości. Jednak na pewno w środku był już po prostu martwy emocjonalnie.
Wysłuchał tego co miała do powiedzenia. Może gdyby nie był tak zmęczony to zareagowałby bardziej żywiołowo. Zamiast tego usłyszała tylko przeciągłe westchnięcie i znowu ciszę. Powoli układał to sobie ponownie w głowie. Nie dość, że wjechał w jej życie z buta, rozpierdolił je dosłownie koncertowo to jeszcze dochodziło zniszczenie związku. Za te zasługi powinien dostać jakiś medal. Ewentualnie kulkę w głowę. Tak naprawdę to nie była jego wina tylko Cerberusa, który nie wyciągnął swojego agenta na czas.
- W najgorszym wypadku masz przecież Watsona. – Spojrzał w końcu na nią, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, którego mogła też nigdy nie widzieć. To też było coś na skraju tych dwóch osób. Ciepły uśmiech ale zarazem miał w sobie trochę szyderczości, której dość trudno było w nim szukać na co dzień. – Masz też Daryla, który pewnie nie wie co o tobie sądzić. Masz moją siostrę, która cię ubóstwia. Moją matkę, która cię nienawidzi. Masz Aarona, który pewnie do dziś zastanawia się co się stało na Islandii. Masz wiele nowych znajomości, które zdobyłaś jako Sonya. Po prostu powoli trzeba będzie ich poinformować o twoich prawdziwych danych personalnych. Pewnie dużo to nie zmieni. Coś się wymyśli.
Nie wiadomo czy to zmęczenie wpływało tak na zachowanie Strikera, czy może te dwa dni wywołały już w jego osobie jakieś załamanie nerwowe. Ewentualnie doznał stałego uszczerbku na psychice, która popchnęła go do zmiany osobowości.
- No i masz też mnie. Na dobre i na złe.
Wyciągnął z kieszonki kamizelki papierosy wraz z zapalniczką. Trzymał ją po prostu w dłoniach. Nigdzie nie zamierzał jeszcze iść. Taka rozmowa i tak miała się wydarzyć. Szkoda, że już nie w domu po tym jak obydwoje odpoczęli i mogli w jakiś sposób poprowadzić tą rozmowę trochę bardziej jak normalnie funkcjonujące jednostki, a nie żywe trupy.
- Jak tak teraz ciebie słucham to mam uczucie jakby prowadził jakiś dialog wewnętrzny z samym sobą. – Zaśmiał się cicho. Ona dosłownie wypowiadała jego słowa. Była nim sprzed tych kilku dni. – Nie wiem jaką odpowiedzieć chcesz o de mnie usłyszeć. Nie wiem jak mógłbym ci okazać to jak bardzo cię kocham. Oczywiście mógłbym przygotować wielką imprezę, na której będą dziesiątki naszych znajomych i rodziny. Mógłbym wynająć Huntera, że by na niej zagrał. Wiesz potem dodalibyśmy jakieś fajerwerki, wypuścić gołębie, za gołębiami varreny, a za varrenami dzieci z płatkami kwiatów. A ja bym do ciebie zjechał na podeście z góry. – Sam się dziwił, że pamiętał opis w jaki by chciała aby się jej oświadczył. Może sobie to przypomni. Przecież to był dość stresujący temat. Nawet jeśli były to żarty.
Przez chwile znowu milczał jakby zastanawiając się nad tym co mógłby jeszcze powiedzieć. Wiedział, że nie będzie to łatwe ale zmęczenie pozwalało mu mówić bardzo otwarcie. Całkowicie inaczej niż to zazwyczaj wyglądało.
- No cóż. - Jego westchnięcie znowu zamieniło się w długie ziewnięcie. – Miejmy więc tylko nadzieję, że kiedy twój były dowie się o twojej śmierci nie zacznie nagle latać po całej galaktyce w poszukiwaniu twoich zabójców. Wiesz przecież jak mnie wkurwiał już twój sąsiad, a co dopiero będzie z twoim ex. – Nagle oparł się plecami o plastikowe oparcie. – No chyba, że twój były to Człowiek Iluzja to krzyż na drogę dla mnie.
Spojrzał w końcu na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego ramię w końcu objęło kobietę dając jej wygodniejszy spoczynek na jego przedramieniu. Nie spodziewał się raczej, że się w niego w tuli jak kiedyś. Wiec chociaż tyle byłoby lepsze niż nic.
- Nie przeszkadza mi twoja przeszłość bo moja wcale nie jest lepsza. Pewnie obydwoje mamy tak samo cudowne przeżycia z wykonywaniem brudnej roboty. I pewnie mamy tak samo skrzywione psychiki. Co jednak jest bardzo miłe. – Spojrzał na nią z uśmiechem. – Gdyby tak nie było to pewnie nie zwróciłbym nawet na ciebie uwagi na Islandii. Już wtedy stworzyliśmy pewnego rodzaju więź zrozumienia. Wiesz. – Zastanowił sie chwilę. – Taka jaka tworzy się pomiędzy podobnymi ludźmi.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

9 kwie 2018, o 20:59

- To nie jest moja rodzina - powiedziała cicho. - Jest twoja. Aaron... to tylko znajomy. Zresztą nie powinnam już się z nim kontaktować. Poza tym myślę, że mogę zostać Sonyą. Przyzwyczaję się.
Zerknęła na Charlesa, ale szybko odwróciła wzrok, widząc, że coś jest bardzo nie tak. Nie wyciągnęła jednak do niego ręki, by pomóc mu wydostać się z tej skorupy, którą się właśnie otaczał, tylko zesztywniała w obawie, że za chwilę skończy się to zupełnie nie tak, jak by chciała. Jego uśmiech sprawił, że przez moment wyglądała, jakby chciała wstać i uciec przed nim na drugi koniec miasta, a może i kuli ziemskiej. Przyciągnęła nogi z powrotem do siebie i usiadła prosto, zakładając jedną na drugą i krzyżując ręce na klatce piersiowej, zupełnie podświadomie zamykając się przed całym światem.
Może uśmiechnęłaby się nawet, gdy wspomniał o jej planach na zaręczyny, gdyby nie wystraszył jej tak chwilę wcześniej. W jej oczach błysnęło rozbawienie, ale nie sięgnęło ust. Pamiętała to, w przeciwieństwie do wielu innych rzeczy.
- Brzmi jak plan - mruknęła.
Parsknęła suchym śmiechem, gdy wspomniał Iluzję, i pokręciła głową. Aż tak źle z jej przeszłością nie było, więc nie musiał obawiać się teraz, że siądzie mu na głowie człowiek będący na czele całej tej organizacji. Nie chciała chyba jednak mówić teraz na ten temat więcej, niż to było konieczne. Zresztą musiałaby być głupia, żeby jakby nigdy nic opowiadać teraz Strikerowi ciekawostki o swoim byłym.
Gdy ją objął, natychmiast uszło z niej całe powietrze. Opuściła ręce z powrotem na podłokietniki i westchnęła ciężko, zamykając oczy. Nie czekając ani chwili oparła głowę o jego ramię, tak, jak robiła to zawsze, choć tym razem siedzieli na dwóch osobnych krzesłach, więc nie było im bardzo wygodnie. Nie miała jak się wtulić bardziej, zresztą na środku szpitala nie wypadało, bo jeszcze ktoś mógł się nimi zainteresować. Póki co byli wszystkim bardziej niż obojętni. Potargana kobieta na ciężkim kacu i jakiś recydywista, kto by się przejmował.
- Przepraszam, Charlie - wyszeptała, opierając czoło o jego zarośnięty policzek. - Przepraszam.
Faktycznie, dłuższe roztrząsanie tego tutaj nie było najlepszym rozwiązaniem. Nie w szpitalu, gdzie nie mieli żadnej prywatności. Na pewno wrócą jeszcze do tego tematu, ale Aya wyraźnie czuła potrzebę poinformowania Charlesa o tym, o czym jej zdaniem miał prawo wiedzieć zanim podejmie jakiekolwiek decyzje. A on mimo to jej nie odrzucił, nie potrzebowała więc niczego więcej, choć była tak samo zniszczonym człowiekiem, jak on sam.
- Mam cztery nogi - odezwała się Snow, która kilka minut później podeszła do nich przy pomocy dwóch kul. - Nie wiem, na co mi, kurwa, te kule, bo chodzę już normalnie, ale dali żeby nie nadwyrężać. Jak ładnie wyglądacie. Trochę jakby was varren zeżarł i wypluł, ale uroczo. Lecimy stąd? Podrzucicie mnie do rodziców, Striker?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

9 kwie 2018, o 21:21

Kiedy się w niego w tuliła poczuł jakby znowu wszystkie problemy w jego życiu przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Wszystko na tą chwilę straciło znaczenie. Jakoś sobie to wszystko wyjaśnili. Miał tylko nadzieję, że już przestanie go przepraszać. Nie spodziewał się, że on sam robiąc to samo potrafił być tak cholernie irytujący w swoim zachowaniu. Delikatnie przymknął oczy. Teraz już naprawdę był blisko odpłynięcia w siną dal całą swoją osobą.
Gdy usłyszał kolejny raz przeprosiny westchnął naprawdę głośne. Wypuścił chyba całe nagromadzone powietrze w płucach. Jego wzrok przeniósł się na tak bardzo znajomy czubek głowy obok siebie. Żałował teraz, że nie są w domu na kanapie gdzie mogliby się najnormalniej w świecie przytulić. Nawet nie wyobrażał sobie, że ten jeden podłokietnik może tak bardzo oddzielać go od osoby tak mu bliskiej, a przez ten kawałek mebla tak dalekiej.
- Jeszcze raz mnie przeprosisz, a obiecuje ci, że przestanę gotować dla ciebie.
Rzucił tylko z półuśmiechem na twarzy. Może wyglądali teraz jak najgorszy element społeczny ale chyba pierwszy raz nikt nie mógł powiedzieć, że do siebie nie pasują. To mu nawet pasowało. Zazwyczaj musiał słuchać tego jak bardzo nie powinni ze sobą być i takie tam. Pewnie, kiedy wszystko wróci do normy, a Aya będzie wyglądać tak samo dobrze jak zawsze to znowu będzie musiał słuchać tych samych gadek.
Nie mówił już jednak nic więcej. Nie było sensu. Delikatnie gładził ją jak zawsze dłonią po potarganych włosach. Teraz był naprawdę kontent. Znowu jakimś cudem byli razem. Jeśli kiedykolwiek będą mieli dzieci i którekolwiek spyta go jak poznał mamę to chyba napisze jakieś krótkie streszczenie tych wszystkich wydarzeń. Ewentualnie będzie wmawiał, że poznali się przypadkiem w restauracji. Resztę zmyśli. Szczerzę mówiąc nawet najbardziej zmyślona historia będzie miała więcej sensu niż to co ich spotkało.
Z błogiego stanu wyrwał go delikatny jak zawsze głos Susan. Podniósł głowę i skierował pół-przytomne spojrzenie na kobietę. Przyglądał się jej przez krótki czas, a potem przechylił głową lekko na bok.
- Przestań się zgrywać bo ci nie dam numeru mojego brata, Susan. – Uśmiechnął się złośliwie. W sumie to traktował ją trochę jak drugą młodsza siostrę.
Powoli zaczął się zbierać ze swojego miejsca i pomógł Ayi wstać. Czekała ich jeszcze dość długa podróż powrotna do Montrealu. Do i jeszcze musieli zahaczyć o Quebec po kota. Gdyby nie ta cała otoczka to można było to porównać do powrotu z bardzo nieudanego wyjazdu.
- Podrzucimy. Musimy wymienić ciebie na kota. Interes życia.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Vancouver General Hospital

9 kwie 2018, o 22:16

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Vancouver”