"Oby ten lot nie był tym ostatnim."
"Boże...miej mnie w swojej opiece, a ja oddaje Ci w podziece swe serce."
"Boże...miej mnie w swojej opiece, a ja oddaje Ci w podziece swe serce."
29051995
MIANOMaria "Mia" Turner
DATA UR.29.05.2160r - 24 lata
MIEJSCE UR.Londyn, Anglia, Ziemia
RASACzłowiek
PŁEĆKobieta
OBYWATELSTWAZiemskie
SPECJALIZACJAAdept
PRZYNALEŻNOŚĆSpołeczność galaktyczna
ZAWÓDPilot
*W aktach Marii Turner ujrzeć możemy wycinek z londyńskiej gazety* 14.12.2159r. "Katastrofa w londyńskim metrze" Ciągle podnosimy się po katastrofie, jaka miała miejsce 18.02 o godzinie 18:35 czasu lokalnego w londyńskim metrze. Służby porządkowe nie wykluczają możliwości ataku terrorystycznego. Jednak dlaczego zamachowcy mieliby atakować nową linię metra? I skąd posiadaliby tak duży ładunek substancji rozpoznanej jako pierwiastek zero? Ciągle szukamy odpowiedzi na te nurtujące nas pytania. Londyńskie władze jednoznacznie potępiły sprawców tego haniebnego czynu i skierowały oczy wszystkich w stronę opozycji. W środku politycznego zgiełku zapomniano chyba o ofiarach wybuchu. Spośród dwudziestu osób, podróżujących nową linią, przeżyły tylko dwie. Młody, 20-letni mężczyzna, który wylądował w szpitalu w ciężkim stanie oraz 34-letnia, ciężarna kobieta - której płód jest w najwyższym stanie zagrożenia. Więcej informacji na temat sprawy zdobędziemy w dalszym toku prowadzenia sprawy. *Wstęp* Córka Bena Turnera i Alicii Fox, Maria Turner - przyszła na świat w 2160 roku w Londynie. Długo wyczekiwane dziecko wyżej wspomnianej pary. Cała ciąża przebiegała niestabilnie, poród miał być bardzo ryzykowny - istotnie tak było. Matka Marii zmarła podczas porodu, jednak swym ostatnim tchnieniem wydała z siebie na świat wyjątkowe dziecko. Ojciec, który musiał sobie radzić sam, starał się wychować córkę na osobę ponadprzeciętną. Były wojskowy, nie stosował jednak klasycznego "ostrego, wojskowego rygoru". Starał się, aby jego córka wychowana była w atmosferze szeroko pojętej miłości oraz zrozumienia. *Dzieciństwo* Lata młodzieńcze młodej dziewczynki przebiegały bardzo pozytywnie. Dni spędzała na marzeniach o międzygwiezdnych podróżach oraz o rozmaitych przygodach na odległych planetach. Ojciec Marii odszedł na emeryturę, dzięki czemu mógł w pełni poświęcić swoje życie wychowaniu dziecka. Młoda, uczęszczała do szkoły podstawowej numer 3 w Londynie, gdzie rozwijała się intelektualnie. Zawsze zbierała najlepsze oceny w klasie, nienagannie prowadzona, kulturalna córeczka tatusia. Dziecko było niewątpliwie ponadprzeciętne, zatem bardzo szybko zainteresowała się nim Londyńska Akademia Biotyków. Tamtejsi wykładowcy, zaoferowali operacje załączenia w ciele dziecka implant, który pozwoli mu na korzystanie ze swoich zdolności, pozwoli na szkolenie się w miejscowej Akademii. Ojciec Mii po wielu dniach debaty z rodziną zdecydował się zaakceptować propozycje - sądząc, iż musi wykorzystać w pełni potencjał potomka. Maria nie podjęła jednak szkolenia, po zabiegu który okazał się bardzo skomplikowany w jej przypadku nastąpiła roczna rekonwalestencja, po której dziewczynka zaczęła naukę w Akademii Grissoma, w której miała przejść pierwsze szlify jako biotyczka. *Po ukończeniu pełnoletności* Jako nastolatka, Maria przeżyła najwięcej zawodów w swoim życiu. Był to dla niej okres, który najbardziej namieszał w jej młodym na tym świecie istnieniu. Ponad to jej "idealne życie" odmieniła śmierć ojca. "W wieku 65 lat, odszedł od Nas Ben Turner - wieloletni pilot floty Przymierza, weteran wojenny" - tak brzmiał artykuł napisany przez jednego z pismaków w brukowcu. Osiemnastoletnia wówczas "Mia" - ochrzczona tym mianem przez swojego ojca - została sama. Miała co prawda w Londynie dwóch kuzynów, których od czasu do czasu odwiedzała, jednak to nie to samo co widok kogoś bliskiego we własnym domu. Żałoba trwała bardzo krótko - nie było na nią miejsca. Młoda kobieta zwątpiła w istnienie dobra, w pewnym momencie wręcz stanęła na skraju wytrzymałości. Sprzedała dom po rodzicach i zakupiła "coś mniejszego" na przedmieściach Londynu - mieszkanie miało czekać na jej powrót po nauce w Akademii. W głowie miała jeden cel - ukończyć szkołę i dostać się do wojsk Przymierza! *Fragment listu naczelnika wojsk sił Przymierza do założyciela Akademii, Jona Grissoma* "[...] Dlatego też bardzo zależy Nam na włączeniu jej do czynnej służby po ukończeniu Akademii. Chcielibyśmy, aby po jej powrocie na Ziemię wysłał Pan zawiadomienie o KONIECZNOŚCI powrotu między jej mury. Zajmiemy się resztą formalności. Ludzie tacy jak Ona - wykazujący tyle przebiegłości, inteligencji oraz instynktu samozachowawczego z pewnością szybko zaadoptują się w Naszych oddziałach. Z poważaniem, XXX" *Po studiach* Studia skończyły się dla Turner bardzo szybko. Ostatni rok polegał już tylko na oczekiwaniu na egzamin końcowy, który Maria zdała z całkiem niezłymi wynikami. Aby uczcić tak udany, zdany test udała się do lokalnego baru razem z dwiema koleżankami. Po kilku godzinach imprezy, Maria poczuła się bardzo zmęczona. Nie było jej zbyt dobrze, starała się opanować złe emocje, co raz bardziej angażując się w żywiołową zabawę. Niestety, nadciągały kłopoty. Czterech mężczyzn, bardzo nachalnych - przystawiało się do jednej z koleżanek Marii. Kobieta starała się jej pomóc, jednak została brutalnie uderzona w twarz przez jednego z agresorów. Gdy jednak sytuacja znacznie wymknęła się spod kontroli, kobieta poczuła wielki gniew wewnątrz siebie, który uśmierzył wcześniejsze odczucie złego samopoczucia. Energia, która wypełniła kobietę zdawała się z niej wręcz emanować. Wreszcie, gdy rzuciła się w stronę mężczyzn doszło o sytuacji niewiarygodnej - jedna kobieta, powaliła trzech oprychów, jednym ruchem ręki. Świadkowie tego zdarzenia nie wierzyli własnym oczom. Maria, która potrafiła już kontrolować swoje zdolności, nigdy nie spodziewała się w sobie tak dużych pokładów energii. Ponieważ w okolicy z powodu jej interwencji zrobiło się zbyt "gorąco". Dwa dni później, opuściła Ona mury Grissom i powróciła do Londynu, aby rozpocząć swoje ziemskie życie od nowa i przejść kurs pilotażu w miejskiej Akademii. *Po powrocie do Londynu* Szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Turner ukończyła kurs i otrzymała wszystkie dokumenty, uprawniające ją do podróży międzygwiezdnych, jednak to nie wystarczyło na godne zarobki w tych czasach. Rachunki do zapłacenia ciągle napływały, a kobieta nie miała żadnej stałej pracy. Co prawda złapała kilka kursów, po których jej portfel stał się znacznie grubszy, jednak pieniądze równie szybko z niego zniknęły. Wówczas, po wejściu w prawdziwe, dorosłe życie - Turner zdała sobie sprawę o swojej słabości do lekkomyślnego wydawania pieniędzy. Nie było już ojca, fundującego różne nawet najmniejsze przyjemności, nie było dobrobytów związanych ze studiowaniem między murami Akademii Grissom. Nie było nawet z kim porządnie zamienić słowa. To straszne zderzenie ze smutną rzeczywistością spowodowało, iż bardzo kontaktowa kobieta postanowiła sama wyjść "do ludzi". Często wieczorami udawała się do baru "Prince Stone", gdzie rozmawiała z podróżnikami z całej galaktyki na temat sytuacji politycznej, czy też wysłuchiwała opowieści na temat ich jakże ciekawego i pełnego przygód życia. Pewnego razu, gdy jak co czwartek udała się do lokalu, spotkała młodego Quarianina poszukującego utalentowanego pilota, który poleciałby z nim jego nowo zakupionym statkiem na Cytadelę. Może to ta jedyna szansa na urwanie się z Londynu? Bez wahania, Maria zaakceptowała propozycję nieznajomego. Odliczanie do podróży czas zacząć... *Wyprawa na Cytadelę* Mia wyszła ze swojego domu, po czym żwawym krokiem udała się w kierunku linii metra. Dzień rozpoczął się całkiem przyjemnie. Poranna kawa, szybki prysznic, ostatnie dopakowanie toreb i jazda! Metrem udała się w kierunku portu międzygwiezdnego. Tam, miała udać się do doku numer 251A - tak też zrobiła. Na miejscu ujrzała swojego pracodawcę, wraz z dwoma mężczyznami. Gdy podeszła, Quarianin w krótkich i żołnierskich słowach powiedział jej, iż nastąpiła zmiana planów i lecą we czwórkę. Nie wzbudziło to jednak podejrzeń kobiety, która bez zbędnych protestów udała się w stronę statku. Zapakowała swoje torby do ładowni, która o dziwo była pusta. "Nie biorą ze sobą żadnych rzeczy?" - pomyślała, co wzbudziło w młodej Ziemiance pierwsze podejrzliwe myśli. Nie zadając jednak zbędnych pytań, zasiadła za sterami statku i po odebraniu pozwolenia na start, kierując się otrzymanymi koordynatami, wyruszyła w kierunku Stacji Cytadela. Podróż nie była stosunkowo długa, a z minuty na minutę w głowie Marii mnożyły się myśli dotyczące przeznaczenia właśnie zarobionych pieniędzy. Gdy zbliżali się do swego celu, tajemniczy Quarianin oznajmił, iż nie będą lądowali bezpośrednio w głównych dokach stacji, tylko na obrzeżach. Tym samym, podał jej numer doku do którego mają się kierować. Kolejny powód do podejrzeń? Może to po prostu jego prywatny dok. Musiałby jednak być bogaty? Nawet bardzo. Turner bez żadnych zmartwień udała się w stronę wspomnianego doku. "Dzięki Bogu!" - powiedziała sama do siebie, gdy statek osiadł na podłożu i cała podróż się pomyślnie zakończyła. Teraz tylko wystarczy odebrać swoją nagrodę i spędzić kilka dni na Cytadeli, skoro już się na nią przyleciało! Gdy Mia opuściła pokład ujrzała...mnóstwo skrzyni z bronią. Czy to jakiś handlarz? Kobieta nie chciała zbytnio brudzić swoich rąk nielegalnym zarobkiem. Nie trudniła się w tego typu robocie. Otwarcie więc zaprotestowała, iż nie ma zamiaru przewozić tego typu towarów z powrotem na swoją ojczystą planetę. Nie pomyślała chyba jednak, że jej biznesowy partner może się aż tak rozzłościć. Mężczyźni, którzy przylecieli razem z nim cały czas ładowali skrzynie na statek - zupełnie tak, jak by byli do tego zaprogramowani. Minutę później w całej hali rozpętała się prawdziwa burza. Drzwi od strony hali odlotów otworzyły się i w dość zapomnianym przez mieszkańców doku pojawili się funkcjonariusze Służby Ochrony Cytadeli! Momentalnie znaleźli się za filarami i bez ostrzeżenia otworzyli ogień. Mia widząc całą sytuację ruszyła w stronę statku. Nie mogła jednak od tak odlecieć, przecież właz był zamknięty. Wskoczyła jednak do ładowni i tam postanowiła przeczekać całą sytuację. Quarianin wraz ze swymi mięśniakami przez dłuższą chwilę stawiali czoła funkcjonariuszom SOC, jednak wreszcie musieli uznać wyższość nadciągającym jednostkom. Zaprzestali ognia i wyszli zza osłon z uniesionymi rękoma. "Chyba już po wszystkim...jeny, czy ze mnie jest aż taki tchórz?" - rzuciła kobieta, po czym wyjrzała na zewnątrz, widząc jak jeden ze stróżów prawa prowadzi jej ex-pracodawcę mówiącego coś w swym ojczystym języku pod nosem. Maria została również zatrzymana, aż do wyjaśnienia całej sprawy. Jak się okazało, współpracowała z jednym z przemytników, którego SOC poszukiwało od miesięcy. Nie została jednak pociągnięta do odpowiedzialności z uwagi na odczyty z kamer - jak widać, była w tej sprawie osobą postronną. Oprócz tego, sprawdzono jej akta i zauważono, iż jest Adeptką Akademii Grissom - to znacznie pomogło jej w wyłganiu się z kłopotów. Po tygodniu przetrzymywania w areszcie, gdy sprawa się wyjaśniła SOC wypuściło Angielkę. W czasie pobytu w areszcie dostała ona list ze sztabu Przymierza o konieczności pojawienia się w ich jednostce. Po opuszczeniu aresztu, to właśnie miał być jej pierwszy cel. Czego oni mogą chcieć? |