Omega była niegdyś bogatą w pierwiastek zero asteroidą, jednak dziś stanowi centrum przemytu narkotyków, broni oraz piezo, pozbawione jakiejkolwiek władzy cywilnej i kontroli wojskowej. Tylko grupy najemników są w stanie utrzymać tu względny porządek.
LOKALIZACJA: [Mgławica Omega > Sahrabarik]

Peter King
Awatar użytkownika
Posty: 708
Rejestracja: 27 lut 2013, o 23:05
Wiek: 33
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Człowiek renesansu
Lokalizacja: Illium
Status: Freelancer, ex-sierżant Przymierza. Cerberus go nie lubi, bo ukradł im statek. Uważany za zmarłego.
Kredyty: 35.877
Medals:

Przestrzeń wokół Omegi.

27 paź 2013, o 08:22

Prawdę powiedziawszy ucieszył się z faktu, że Dolores postanowiła zignorować jego polecenie. Jej irytujące trajkotanie powoli zaczynało przeradzać się w coś nie do zniesienia. Co takiego robił? W gruncie rzeczy zdążył złamać wszystkie zabezpieczenia, którymi próbowali go ograniczyć i był o jakąś minutę od pozbawienia ostatniej części garderoby asari, która miała pilnować żeby nie uciekł. Potem wystarczyło po prostu wyjść frontowymi drzwiami, rezultat byłby taki sam jak teraz - nie miałby już po co wracać na Omegę.
W gruncie rzeczy cała ta misja by tak wyglądała. Zaczęliby strzelać do vorcha, a nie do najemników? Co by to zmieniło? Nie wykonaliby roboty i tak pewnie wylądowaliby pod kluczem bo Aria chciałaby wiedzieć co w ogóle tam robili. Smutna prawda jest taka, że gdyby King nie odezwał się chociaż raz, to wszystko skończyłoby się tak samo. Zlecenie po prostu nie było tak niewinne jak im obiecano. Tym natomiast miała zająć się Dolores. Jedyna rzecz, którą miała zrobić to nagrać im robotę, bo podobno orientowała się co i jak funkcjonuje na Omedze. Oczywiście dała dupy i gdyby pilot wiedział o tym wcześniej, po prostu by odpuścił. To nie tak, że w równie wielkie kłopoty nie mógł wpakować się na własną rękę. Przynajmniej nie musiałby znosić teraz jej biadolenia, czy marnować paliwa chcąc mimo wszystko być wobec niej fair i wywiązać się ze swojej części ich małego porozumienia. Szczególnie, że jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, tym pokrętnym kombinowaniem od dupy strony próbowała na niego zrzucić całą winę, chociaż co raz jeszcze warto zaznaczyć - ona postawiła ich na z góry przegranej pozycji.
Jak miał więc uważać, że to dzięki niej żyje, albo że to jego ego wpakowało ich w jakiekolwiek kłopoty? To trochę tak jak mieć pretensje o to, że asteroida nie jest zrobiona z waty po tym jak okażesz się zbyt wielkim debilem, żeby w ogóle w nią wlecieć.
Tak oto całe pieprzone zen poszło się kochać, Dolores pomaszerowała pod prysznic, a King ruszył w ślad za nią. Tak się składało, że sam zwykle nocował w kajucie sąsiadującej z łazienką, toteż trzymał tam wszystkie swoje rzeczy, w tym również pancerz. Wolał zakładać najgorsze, a w tej sytuacji skórzana kurtka mogła okazać się niewystarczającym zabezpieczeniem. Odwiesił więc ubrania na wieszak, zastępując je charakterystycznymi płytami ochronnymi. Na szczęście nie był to kombinezon przeznaczony dla zwykłych piechurów, a pilotów, więc o ile nie zapewniał tak wysokiej ochrony, nie ograniczał jednocześnie ruchów i nie doprowadzał do szału podczas wielogodzinnego lotu. Na samym końcu wpisał odpowiedni kod na panelu umieszczonym w kajucie. W skrytce zainstalowanej nieopodal szafek czekała już spora apteczka, którą wyciągnął i rzucił na dolną koję. Nie wątpił, że Dolores będzie w stanie sama się obsłużyć. Prawdę powiedziawszy miał w dupie czy postanowi coś ukraść, w sumie to najchętniej jeszcze by ją o to poprosił. Odpowiednia dawka, by odurzenie uczyniło jej osobowość choć trochę znośną, było zbyt przyjemną wizją.
Po tych wszystkich zabiegach, zamknął jeszcze szczelnie kokpit. Nawet jeśli do dezaktywacji SI potrzebowałaby hasła, wolał nie ryzykować, że Dolores w ogóle spróbuje czegoś głupiego. Sam udał się natomiast do ładowni. Wchodząc do pomieszczenia raz jeszcze rzucił okiem na skrzynie, które miał przetransportować na polecenie Rito, Arii, albo pies jeden wie kogo innego z mniej lub bardziej jasnych dla niego przyczyn zamieszanego w sprawę. Jakoś niespecjalnie interesowało go co się w nich znajduje. Obojętność z jaką traktował takie rzeczy, sam uważał za jedną ze swoich najlepszych cech - rzadko wpędzała go w kłopoty. Dlatego też już chwilę później cała jego uwaga skupiła się na zajmującym sporą część pomieszczenia jednośladzie. Peter mógł godzinami podziwiać te linie, w których jakiś szalony geniusz zamknął całą tą moc. Trafił na to cudo zupełnym przypadkiem na targach wszelkiej maści złomu, oddał za niego jakieś ulepszenie do omni-klucza, które wcześniej wygrał w pokera od jednego z mechaników pracujących przy Nomadzie. Od tego czasu postawił sobie za cel doprowadzenie go do stanu użyteczności. Poczynając od całkowicie nowego i mocno podrasowanego napędu jonowego, który przy masie pojazdu zapewnia mu niesamowite przyspieszenie, po całkowicie nowe magnetyczne zawieszenie i wzmocniony korpus. Wpakował w niego więcej kredytów niż początkowo planował, ale nigdy nie uznał tego za złą inwestycję. Z takim też przekonaniem, uruchomił swój omni-klucz, po czym otworzył jedną z szuflad masywnej szafki z narzędziami i zabrał się do pracy.
You called down the thunder, now reap the whirlwind.ObrazekObrazek[center]Theme Obrazek Voice Obrazek Outfit Obrazek Armor Obrazek NPC Obrazek GG: 7393255[/center][/size] Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12100
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Omegi.

27 paź 2013, o 17:37

Po wprowadzeniu koordynatów zapisanych na omni-kluczu Petera, jego statek nie potrzebował już dalszej pomocy czy nadzoru, by dowieźć pasażerów na miejsce. Skłócona dwójka zdecydowała się więc pójść każde w swoją stronę - przynajmniej na tyle, na ile pozwalała im ogromna metalowa puszka, niosąca ich przez bezmiar galaktycznej pustki.
Poczuli jedynie drobne szarpnięcie, gdy Nomad wykonał skok przez przekaźnik.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tarantian Derim
Awatar użytkownika
Posty: 7
Rejestracja: 14 lip 2015, o 20:29
Miano: Tarantian Derim
Wiek: 15
Klasa: Brak
Rasa: Turianin
Zawód: Bezrobotny
Lokalizacja: Omega
Status: Turiański Dezerter
Kredyty: 20.000

Re: Przestrzeń wokół Omegi.

18 sie 2015, o 22:52

Wraz z charakterystycznym odgłosem do przestrzeni Omegi wleciał ogromnych rozmiarów statek... Choć statkiem można było go nazwać wyłącznie z technicznego punktu widzenia. W praktyce "Zeogl", bo taką nazwę ów dziwaczny twór wymalowaną miał na jednej z burt, był statkiem stworzonym z wraków dziesiątek innych łodzi zniszczonych podczas Bitwy o Cytadelę. Prawdopodobnie powstał na bazie jednego ze starszych modeli turiańskich okrętów kupieckich, choć ładownia została wyraźnie poszerzona o części pochodzące z ludzkich łodzi, zaś wspaniałego klimatu dopełniało opancerzenie złożone z ogromnych, żelaznych płyt z różnych materiałów i o różnych kolorach. Ano owszem, Zeogl był statkiem kupieckim złożonym ze złomu i, kto mógłby przypuszczać, transportującym złom. Przewozili głównie stare pojazdy, drobne myśliwce oraz części zamienne. Choć o tym, co, a w zasadzie, kto krył się w ładowni wiedziała zapewne tylko załoga.
Tarantian nie był jedynym "pasażerem" statku, Bitwa o Cytadelę odebrała majątki wielu osób, przez co niektórzy z nich musieli zostać na stacji. Wielu dopiero powracało, a niektórzy odnaleźli nowe schronienie u fundamentów stacji kryjąc się przed niechcianym wzrokiem.
Gdy tylko Zeogl otrzymał pozwolenie na dokowanie powoli ruszył w kierunku stacji, aż do chwili, gdy finalnie przywarł całym swym ciężarem do metalowych doków, zaś ładownia została otwarta...
ObrazekObrazek
Jenefer Johnson
Awatar użytkownika
Posty: 10
Rejestracja: 27 lut 2017, o 00:36
Miano: Jenefer Johnson
Wiek: 21
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Górnik
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Omega
Kredyty: 20.000

Re: Przestrzeń wokół Omegi.

11 kwie 2017, o 22:48

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Statek, który zmaterializował się przy przekaźniku masy, nie wyglądał jak szczytowe osiągnięcie techniki. Wręcz przeciwnie, nawet na pierwszy rzut oka widać było, że lata świetności miał on już za sobą. I to dość dawno. Poszycie łatane w kilku miejscach, kilka wgnieceń i osmalenie kadłuba w okolicy sterburtowej, tylnej ładowni, nadawały mu raczej wygląd dogorywającego wagabundy, który z utęsknieniem oczekuje złomowania. W jego ruchach nie widać było jednak powolności czy skutków jakiejś nieokreślonej awarii - pilotowany pewną ręką pochylił się w głębokim łuku i skierował się wprost ku stacji Omega. Wysłużony transportowiec klasy Kowloon manewrował z ociężałą gracją leniwej krowy, jednak nie było to spowodowane uszkodzeniami - każda osoba znająca się choć trochę na statkach Przymierza wiedziała, że jednostki tej klasy nie grzeszą ani prędkością, ani zwrotnością, ani uzbrojeniem, będąc nieco przerośniętą barką służącą do transportu rudy i materiałów.
Wnętrze statku - choć też nosiło ślady licznych napraw i nie przypominało swoją klasą wnętrza pasażerskiego liniowca - sprawiało zgoła inne wrażenie. Było tu czysto i porządnie. Porządnie wysprzątane, korytarze oświetlone przyciemnionym, stonowanym światłem, a w ładowniach kontenery z ładunkiem poustawiane równo i zabezpieczone przed przesunięciem lub uszkodzeniem. I wypełnione głośną, elektroniczną muzyką docierającą z głośników umieszczonych we wszystkich chyba pomieszczeniach i zakamarkach transportowca.
Mocniejsze światło docierało jedynie z pomieszczenia pilota, w którym na szerokim, wygodnym, lecz wysłużonym jak cały transportowiec fotelu dowódcy siedziała młoda, czarnowłosa, dwudziestoparoletnia dziewczyna. "Siedziała" to może za dużo powiedziane - półleżała na nim, opierając się na odchylonym oparciu, a obutymi w wysokie, sięgającymi pół łydki butami na grubej podeszwie opierając się o pulpit sterowniczy. Jedna jej stopa kiwała się miarowo w takt muzyki, a dłonie jej poruszały się lekko, jakby dyrygowała niewidzialnej orkiestrze. Miała przymknięte oczy, a na twarzy błądził delikatny uśmiech. Widać było, że wsłuchuje się w muzykę i cieszy się jej dźwiękami. Jednak gdy na konsolecie zamigała zielona lampka, a w kokpicie rozległ się cichy dźwięk komunikatora, dziewczyna natychmiast ściągnęła nogi z pulpitu, otworzyła oczy i poprawiła się w fotelu, stawiając jego oparcie do pionu. Szybkim ruchem ręki aktywowała omni-klucz i dobiegająca z głośników muzyka umilkła.
- Kontrola lotów Omega, tu MSV "Drudge". Proszę o pozwolenie na dokowanie - odezwała się dziewczyna, aktywując kanał komunikacyjny.
Odpowiedź nie nadeszła, więc dziewczyna powtórzyła wywołanie. Miała niski, ale melodyjny głos, a jej akcent świadczył o tym, że wspólny był jej ojczystym językiem. Nie było w nim słychać obcego akcentu czy nawarstwień związanych z przyzwyczajeniem do innej mowy.
- MSV "Drudge", zarejestrowany kapitan: Jenefer Johnson. Mam cię na ekranach. Podaj cel przylotu - odpowiedź, która nadeszła po chwili wypowiedziana była mechanicznym głosem portowej WI.
- Żywność i produkty rolne z kolonii Eden Prime - odpowiedziała dziewczyna, udostępniając jednocześnie na kanale komunikacyjnym listy przewozowe. Z doświadczenia wiedziała, że i tak za chwilę zostałaby o nie poproszona. Mimo, że Omega była gniazdem bezprawia i każdy towar mógł być tu mniej lub bardziej legalnie wwieziony, pozory starały się zachować obie strony - zarówno kontrola Omegi, jak i piloci przylatujących statków. Choć tym razem dziewczyna nie miała czego ukrywać - towar w jej ładowniach zgadzał się co do joty z deklaracjami przewozu.
- Witamy na Omedze, MSV "Drudge". Podaję wektor podejścia - WI kontroli lotów zaakceptowała informacje i skierowała statek do doków przeładunkowych.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wyłączyła komunikator. Omega była tak często miejscem docelowym jej transportów, że czuła się tu niemal jak w domu. To znaczy może nie do końca - jak w domu czuła się na "Drudge", ale darzyła sympatią wystarczająco dużo ludzi pracujących w dokach i stoczniach Omegi, by nie czuć się tam nieswojo. Wprowadziła dane radiolatarni przekazanych przez WI do komputera nawigacyjnego i odgarnęła niesforny kosmyk włosów, opadający jej na czoło.
- Witamy na Omedze, MSV "Drudge" - odezwała się z przekąsem, parodiując głos omegowej WI, jednak wciąż się uśmiechając. - Prosimy nie używać broni, nie szmuglować kontrabandy, nie kraść i nie oszukiwać. A przynajmniej nie za bardzo oficjalnie.
Upewniwszy się, że komputer nawigacyjny przyjął podany kurs, wstała z fotela i przeciągnęła się.
- Panno Johnson - odezwała się do siebie samej - Należałoby się chyba przygotować do zejścia na ląd. Towar sam się nie sprzeda - spojrzała przez okno w kierunku, w którym powinna się znajdować niewidoczna jeszcze z tej odległości Omega, po czym wyszła z kabiny, przechodząc przez mesę i kierując się do sypialni.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek

Wróć do „Omega”