Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Majesty

2 mar 2018, o 00:22

W chwili, w której jego ręka z omni-kluczem została złamana, a on nie zdążył aktywować nawet ostrza, by ochronić się przed Strikerem, w oczach Statnera pojawiło się prawdziwe, niczym nieukrywane przerażenie. Wzrok, który pojawiał się u treserów varrenów, gdy te wyskakiwały z dołu do walki i rzucały się na rękę, która karmi. U tych niezwyciężonych, którzy nagle okazywali się równie słabi, co wszyscy pozostali. Może Cerberus nie był kolosem na glinianych nogach, ale konstrukcja stworzona przez Bena już z pewnością nim była.
I teraz upadał, rozpadał się na drobne kawałki, więc Statner chwytał się wszystkiego, co było możliwe, by jeszcze uratować chociaż siebie. Ale nie mógł. Na to już było za późno. Krzyczał jeszcze tylko przez chwilę, kiedy go unieruchamiali, a potem zemdlał z bólu. Jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię - może lepiej dla niego, że nie musiał tego znosić. Nie miał zbyt wysokiego progu wytrzymałości. Gdzieś z drugiego końca pomieszczenia dotarły do nich dźwięki wymiotów. Drugi lekarz nie przyjął tego widoku zbyt dobrze, a nikt nie pozwolił mu odejść, więc mimowolnie został świadkiem zdarzenia. Nic jednak nie mówił, zbyt roztrzęsiony, by ingerować, a już na pewno by bronić swojego współpracownika.
- Zero - powiedziała cicho Snow, kończąc swoje odliczanie.
Gdy dociągnął Statnera pod drzwi celi, nie minęło kilka sekund, jak te po kolejnym huknięciu rozsunęły się. Czegokolwiek się nie spodziewali, pewnie nie sądzili, że będzie to chudy, nastoletni chłopak w białym kombinezonie, który wydawał się bardziej zagubiony, niż groźny. Zupełnie nie pasował do łupnięć, jakie słyszeli, gdy próbował wydostać się z pomieszczenia. Teraz stał w progu i przesuwał lekko zaszczutym spojrzeniem po wszystkich po kolei - każdym, kto obrał go sobie za cel, Garrenowi, Susan. Potem przeniósł wzrok na Bena, trzymanego przez Charlesa.
I może to był błąd, którego nie powinni byli popełniać.
Na młodocianej twarzy wykwitła wściekłość, a wokół dłoni chłopaka zaczęła kumulować się biotyczna energia. Chyba nie robiło na nim wrażenia to, że Striker mógł w tej chwili zabić Statnera. Może sądził, że on już nie żyje. I zanim w ogóle padły pierwsze strzały, z którymi jednak wstrzymywali się do momentu, w którym Striker wyda adekwatny rozkaz, uderzenie biotyki oderwało Snow od ziemi, z ogromną siłą uderzając nią o jedno ze stanowisk komputerowych. Deja vu, którego pewnie woleliby nie doświadczać, mocno współgrające z wydarzeniami z Trouge. Teraz jednak Susan stęknęła tylko, bo była chroniona przez amortyzację pancerza. Była zaskoczona, bo przecież miała tarcze - większość biotyków miało z nimi problemy. Może to ten właśnie obiekt badawczy był tym idealnym biotykiem, którego planowali tu stworzyć. Gdyby udało im się schwytać go żywym, może Przymierze byłoby w stanie mu pomóc, ale póki co okazywał się wyjątkowo niezadowolony ze stanu, w jakim zastał po wyjściu Bena.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Majesty

2 mar 2018, o 01:11

To co zobaczył Striker nie było zbytnio uosobieniem jego strachu. Nie było o czymś czego się spodziewał lub zakładał. Jedyne co poczuł to jeszcze większe obrzydzenie do tego co robił Cerberus. Ten chłopaczek mógł być wieku tego dzieciaka, który był przypięty do łóżka w sali obok. To stawało się już surrealistyczne. To wszystko wydawało się teraz tak bardzo odległe. Jego myśli znajdowały się teraz gdzieś na Islandii wciąż nie wiedząc jak mogło do tego dojść. Mógł zrobić jej dziurę w głowie tamtego dnia. Jak? Jak mógł do tego dopuścić? Skąd jednak miałby o tym wiedzieć. Nie mógł uwierzyć w to, że ta cała historyjka mogła być kłamstwem. Nie rozumiał.
Kiedy Susan dosłownie oderwało od podłogi przeniósł za nią swój wzrok. Dostał swojego uber-biotyka. Stał dosłownie przed nim. Wciąż nie mógł uwierzyć w to co widzi. Nie mógł już uwierzyć w naprawdę wiele rzeczy. Czuł się zmęczony. Zdradzony. Pozostawiony samemu sobie przeciwko czemuś czego nie potrafił przetrawić. Ten cały dzieciak znaczył dla niego tyle co nic. Miał go gdzieś.
W pewnym momencie wyjął z ust papierosa, a z głowy ściągnął kaptur. Patrzył się na dziecka tak bardzo pustym wzrokiem, że równie dobrze mógł patrzeć przez niego. Nie miał siły już walczyć. Odechciało mu się już jakiekolwiek walki. Do tego walki z pieprzonym dzieckiem. Nawet w Rosenkovie nie potrafił tak po prostu zabić dziecka. Nawet teraz po prostu stał jak z petryfikowany. Papieros znowu wylądował w jego ustach.
Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk odbijającego się od podłogi metalu. To był Graal, który leżał teraz gdzieś obok Strikera. Potem po drugiej stronie wylądował jego zakrwawiony nóż. Wiedział, ze pomimo braku jakiekolwiek sprzętu dalej swoją posturą i wyglądem nie będzie przypominał typowego z plakatów propagandowych wzorowego żołnierza ale nie miał innego wyjścia. Nie zamierzał się tłuc z tym dzieciakiem. Nie chciał tego. Po prostu. Jeśli go zabije to trudno. Jemu po raz kolejny to wszystko wydawało się być całkowicie bez różnicy.
- Coma, sprawdź co z Susan, a potem skontaktujcie się ze swoimi bliskimi.
Rzucił tylko do mężczyzny stojącego obok niego. Jego głos był płaski. Brzmiał nawet gorzej niż to zdarzało się zazwyczaj Dieterowi. Wszystko nad czym Charles tak bardzo pracowało upadło niczym domek z kart. Przeniósł wzrok na ziemie. Znowu poczuł się tak cholernie tym wszystkim zmęczony. Znowu czuł się tak bardzo pusty. Zaciągnął się papierosem czując jak dym wypełnia jego płuca.
- Jak masz na imię?
Spytał w końcu odsuwając się od nieprzytomnego Statnera. Jak widać ten psychol musiał ładnie namieszać dzieciakowi w głowie. Nawet nie chciał wiedzieć co mu zrobili. Jeśli trzymali go tutaj od małego dziecka to równie dobrze mógł wierzyć, że to truchło leżące obok Strikera było jego pieprzonym ojcem. A może był? Jakie to miało znaczenie. Mógł nawet być jego wnukiem. Dziecko nie było winne temu co robiła jego rodzina.
- On żyje. – Wskazał palcem na ciało. – Chociaż uwierz mi, po tym co mi zrobił wolałbym widzieć martwego człowieka.
Przejechał dłońmi po swojej zmęczonej twarzy. Co on robił? Próbował porozumieć się z dzieciakiem, który żył w pieprzonym odosobnieniu przez chuj wie ile lat i teraz jego cały świat się przez nich zawalił. Jaki to miało w ogóle sens? Jednak jaki sens miałoby zabicie tego dziecka? Tu już nic nie miało sensu.
Nagle usiadł na podłodze. Nie wyglądał już tak groźnie jak mogło się wcześniej wydawać. Teraz wszyscy mogli zauważyć, że człowiek, który jeszcze chwilę temu połamał dosłownie Statnera jakby wysuszoną gałązką w lesie, nie miał po prostu siły cokolwiek już robić. Był porażką i popadał w otchłań z której mogło już nie być ucieczki.
- Pozwól, że opowiem ci co się tutaj wydarzyło za nim postanowisz się na nas rzucić dobrze? – Zaproponował ale jego wzrok dalej był skierowany w podłogę. Nie chciał aby dzieciak zobaczył człowieka, który w środku już był dosłownie martwy. – Ben Statner zrekrutował nas do wykonywania jego zleceń. Mówiąc zrekrutował mam na myśli zastraszał nas, że zabije naszych bliskich jeśli nie zrobimy tego co nam powie. Jeśli o mnie chodzi to nawet wykorzystał osobę, którą kocham aby mnie szpiegowała i meldowało mu o tym co robię. – Parsknął głośno śmiechem chociaż nie brzmiało to zbyt radośnie. Brzmiało to jak skowyt zwierzęcia, które powoli umierało. – Dlatego doszło do tego wszystkie. Przylecieliśmy tu z Przymierzem aby uratować wszystkich więźniów i odesłać ich do domów. My jeszcze mieliśmy trochę bardziej prywatny cel, wiesz? I chyba go dopięliśmy.
Zaciągnął się po raz kolejny robiąc trochę dłuższą przerwę jakby chciał dać temu chłopaczkowi moment na przetrawienie tych wszystkich wiadomości, które mu przedstawił. Nawet nie wiedział, czy gówniarz cokolwiek zrozumie co do niego mówi. Może był upośledzony. Cholera to wszystko wie.
- Nie przylecieliśmy tutaj aby walczyć z tymi wszystkimi, którzy zostali tu uwięzieni przez Cerberusa. – Cicho westchnął. – Dlatego też, nie mam już siły aby walczyć jeszcze z tobą więc proszę uniknijmy tego wszystkiego i porozmawiajmy. Pozwól mi zrozumieć i opowiedz co tobie zrobili?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

2 mar 2018, o 01:14

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

2 mar 2018, o 12:13

Chłopak rzucił się biegiem w stronę kobiety, obierając ją sobie na pierwszy cel. Snow nie zdążyła nawet podnieść się do końca, gdy kolejna biotyczna fala poderwała ją z ziemi. Upadek po tym nie mógł być przyjemny. Udało się jej jednak jakoś odzyskać kontrolę nad swoim własnym ciałem i podnieść broń w stronę owego uber-biotyka. Strzały jednak nie przeszły przez jego ciało, a odbiły się od bariery, którą wokół siebie wytworzył. Zarówno jej, jak i te, które posłał w jego stronę Coma. Być może wcześniej czy później by się przebili, a pociski podziurawiłyby ciało chłopaka, ale wtedy Charles postanowił zwrócić na siebie uwagę.
Młody biotyk był wyraźnie zaskoczony tym, co widział. Znieruchomiał na moment, ale na jego twarz szybko wróciła złość. Zmiana celu była kwestią sekund i już chwilę później Striker wyleciał spomiędzy broni, którą porozrzucał wokół siebie, uderzając postrzelonym bokiem o ścianę. Stłumiony przez medi-żel ból nie przeszkadzał mu dotąd, teraz jednak rozbudzony uderzeniem wystrzelił poza skalę. Potem jednak, gdy chłopak zauważył, że Charles nie chce z nim walczyć, na jego twarzy pojawił się wyraz absolutnej konsternacji. Opuścił ręce, choć poświata wokół jego sylwetki nie zgasła. Znacznie bezpieczniej było utrzymywać barierę, w razie gdyby przeciwnik zmienił zdanie. Ale nie atakował już.
- Nie dotykaj mnie - warknęła Snow, gdy Garren pochylił się nad nią, by pomóc jej wstać. Nic dziwnego, według Statnera on też był odpowiedzialny za to, że Majesty było gotowe na atak. - Odstrzelę ci łeb, Dieter.
Mężczyzna odsunął się od niej, pozwalając jej samodzielnie stanąć na nogi. Na dłuższą metę chyba nic jej nie było, chociaż jej pancerz wyglądał na mocno porysowany. Ale to nie musiało być wcale skutkiem akurat tych dwóch upadków. Coma nie odezwał się, nie zaprotestował, patrząc tylko na Susan, która odpinała hełm. Ściągnęła go z głowy i odłożyła go na jedno z biurek, po czym odgarnęła włosy z twarzy.
- Jeśli cokolwiek zrobili moim rodzicom, to przysięgam, Dieter, że cię zapierdolę. Cerberus będzie najmniejszym z twoich problemów.
- Czemu nie macie paralizatorów? - spytał chłopak, przyglądając się Charlesowi i zupełnie nie przejmując się rozmową, która miała miejsce za jego plecami. Przeniósł spojrzenie na Bena. - Nie wygląda, jakby żył.
Słuchał przez chwilę tego, co mówił mężczyzna, ale wyglądał, jakby słowa wlatywały do jego głowy jednym uchem, a wylatywały drugim. To nie była rozmowa, to był monolog, chyba w żaden sposób nie robiący na biotyku wrażenia. Potem jednak okazało się, że trochę go słuchał.
- Ja jestem w domu. Gdzie mnie chcecie odesłać? Ja nigdzie stąd nie idę. Dlaczego statek nie działa? Gdzie są wszyscy?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Majesty

2 mar 2018, o 13:54

Uderzenie o ścianę było swego rodzaju przypomnieniem, że ten chłopak atakuje ich w najprostszy sposób. Po prostu ich odpycha. Nie wiedział do końca co młody potrafi ale póki co pokazuje tylko, żeby do niego się nie zbliżali. Pewnie nawet nikogo jeszcze nie zabił w swoim życiu. W innym wypadku Snow już po pierwszy jego ataku latała by pomieszczeniu ale w częściach. Zresztą pewnie tak samo jak on.
Spróbował wstać z podłogi jednak ramię dawało się znowu we znaki. Zacisnął mocno zęby próbując wstać z podłogi i nie dać się przezwyciężyć bólowi. On jednak nie był Statnerem i trzeba było znacznie więcej żebym stracił przytomność. Ściągnął naramiennik tak by mieć lepszy dostęp do swojego ramienia. Świeża dawka medi-żelu powinna pomóc. Chociaż czuł, że po powrocie z tej misji będzie jednym wielkim siniakiem.

Pytania chłopaka miały wiele sensu ale zdziwił się, kiedy usłyszał o paralizatorach. Dzieciak wcale nie miał tutaj tak łatwo jak mogło mu się wcześniej wydawać. Rozejrzał się po pomieszczeniu za swoim papierosem, który wystrzelił gdzieś w dal razem z nim. Musiał więc wyciągnąć następnego. Za nim jednak odpalił cokolwiek pokazał młodemu, że to co trzyma w dłoniach nie było bronią. Odpalił następnie świeżego papierosa.
- Po co nam niby paralizatory? Jesteśmy tutaj aby uwolnić więźniów, a nie żeby ich spacyfikować lub wyeliminować. –Wzruszył ramionami. – Żyje, jest nieprzytomny. Możesz sprawdzić. Nigdy nie straciłeś przytomności, kiedy pieścili cię prądem tak długo, aż robiło ci się ciemno przed oczyma?
Spytał tym samym płaskim głosem. Nie wiedział. Strzelał. Może akurat dzieciaka przed nim traktowali jak jajko i rozpieszczali jak się tylko dało. Cholera wciąż wie kim dla niego był Statner i wolał nie wiedzieć. Jeśli to był jego ojciec to nie potrafiłby uwierzyć, że jakiś rodzic może tak potraktować swoje dziecko. Przecież to wychodziło nawet ponad to co robili dla Rosenkova.
- Ta klatka to twój dom? – Spojrzał jakby za niego i cicho parsknął śmiechem. To wydawało mu się komiczne. No cóż. Im dłużej o tym myślał tym bardziej sobie uświadamiał, że dzieciak mógł nigdy nie opuścić tego miejsca. Mógł nigdy nie zobaczyć jak wygląda prawdziwy świat po za tym pieprzonym statkiem i laboratorium.
- Pewnie trafiłbyś do Akademii Graysona dla biotyków, gdzie dzieciaki w twoim wieku uczą się swoich umiejętności. No i nie trzymają ich w klatkach jak zwierzęta. Potem, Przymierze odszukałoby twoich biologicznych rodziców i tak by to wyglądało. Jednak skoro wolisz tutaj zostać to nic mi do tego.
Wzruszył ramionami. Nie wiedział zbyt dużo o samej akademii oprócz tego co widział w telewizji lub w ulotkach. Pewnie odnalazłby się tam znacznie lepiej niż tutaj. Tam przynajmniej mógłby spędzić czas z ludźmi w swoim wieku i może naprawiliby jego mocno spaczony umysł od trzymania w niewoli przez lata.
Podpiął w końcu omni-klucz Statnera pod swój. Musiał przejrzeć na nim wszystkie ostatnia wiadomości i informacje. Dowiedzieć się co się tak naprawdę stało i czy Wade naprawdę go wykorzystała. Najbardziej chciał jednak wiedzieć kim jest Sonya? O ile to jej prawdziwe imię. O ile cokolwiek co o niej wiedział było chociaż blisko prawdy.
- W statek uderzył ładunek elektromagnetyczny, który usmażył większość sprzętu. Może nie tutaj bo musisz być specjalny skoro awaryjne generatory zasilają to miejsce. Na ten moment przejęliśmy już prawie większość pokładów. Statek jest też otoczony przez flotę Przymierza wiec nie ma stąd ucieczki.
Mówił to tym samym martwym głosem. Nie zamierzał walczyć z dzieciakiem nawet teraz. Nie był jego wrogiem ale trudno to było wytłumaczyć komuś kto dopiero dojrzewał, a co dopiero mówić o wyrobieniu sobie jakiejkolwiek opinii na temat świata skoro większość życia spędził w klatce.
- Większość pewnie trafiła już do hangarów gdzie oddziały aresztują agentów Cerberusa, a więźniów wysyłają na statki floty aby się nimi zaopiekować. Nie wszyscy są w tak dobrym stanie jak ty. Reszta jeśli chciała walczyć to pewnie nie żyje.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

2 mar 2018, o 18:30

- Oni zawsze mieli paralizatory - odpowiedział chłopak, stopniowo chyba się uspokajając. Zrozumiał już, że tak naprawdę niczego od niego nie chcą. Że to nie po niego tutaj przyszli. I teraz już całkowicie wyglądał na zagubionego nastolatka, gdy zgasła wokół niego błękitna poświata, a postawa przestała świadczyć o tym, że zaraz zaatakuje ponownie. Opuścił ręce i teraz tylko tak stał na środku, zupełnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Charles z nim rozmawiał, ale na niego nie patrzył, co też musiało być dziwnym doświadczeniem, jeśli chłopak był obiektem badawczym przez wiele lat. Pozostała dwójka pogrążona była w swojej rozmowie, która nie dotyczyła jego.
Nie odpowiedział, ani na pierwsze, ani na drugie pytanie, które Striker mu zadał. Zamiast tego podszedł do Statnera i stanął przed nim, przyglądając się mu z góry, tak obojętnie, jakby przyglądał się szmacianej lalce. To nie był zbyt piękny widok, ale najwyraźniej nie darzył Bena wielkim uczuciem, skoro nie rzucił się teraz do niego z płaczem. Chyba, że był równie wyprany z emocji, co Striker.
- Dion - odezwał się w końcu, już po monologu na temat Akademi Graysona. - Tak mam na imię.
To był chyba postęp, choć trudno było jasno stwierdzić. Uniósł wzrok na Snow, która z wściekłością odmalowaną na twarzy usiłowała się dodzwonić do swoich bliskich. Krążyła w tę i z powrotem po pomieszczeniu, trzymając uniesiony omni-klucz i licząc na to, że ten, do kogo dzwoniła, odbierze.
- Przepraszam że cię uderzyłem - powiedział do niej Dion, a ona machnęła tylko ręką porozumiewawczo i nie kontynuowała tematu. Nie to było teraz dla niej najważniejsze. Chłopak spojrzał na Charlesa. - I ciebie też przepraszam.
Na omni-kluczu Statnera znajdowało się więcej, niż potrzebował. Najwyraźniej wszystkie dane miał automatycznie przerzucony na nowy sprzęt, kiedy wyjął omni-klucz z szuflady po ataku. Musiał mieć wszystko gdzieś w chmurze. Ale jeśli omni-klucz był aktywny i połączony z siecią, to znaczyło, że cokolwiek chciał zrobić, mógł zrobić zanim oni pojawili się tutaj. Więc mógł też mówić prawdę, gdy po raz kolejny obiecywał im zakrwawione ściany w domach.
Obecny omni-klucz nie miał listy odebranych i wykonanych połączeń, poza kilkoma ostatnimi, o numerach ID, których Charles nie rozpoznawał. Jeśli Snow się skontaktowała z Benem, musiała to zrobić dużo wcześniej. Za to wszystkie wiadomości się zachowały i jedną z nich była ta od Dietera.
Striker coś szykuje z Przymierzem. Majesty może być w niebezpieczeństwie. Zmiana koordynatów zalecana. Będę informował na bieżąco.
Potem jednak nie napisał nic więcej. Wyglądało więc na to, że Ben mówił prawdę. Czy w obu przypadkach - tego nie mieli jak sprawdzić. Z wiadomości od Comy nie wynikało jednak nic związanego z ładunkiem, nic dziwnego więc, że nie byli przygotowani na EMP. Idealne zabezpieczenie, gdyby tylko się nie wydało, byłby ustawiony w przypadku powodzenia którejkolwiek ze stron konfliktu.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 00:16

Papieros pozwalał mu w jakiś sposób myśleć w tym momencie myśleć trzeźwo. Chciał w to wierzyć. Jego całkowicie nowy świat właśnie powoli upadał jak domek z kart. Mała prywatna tragedia, która tak naprawdę dotknęła tylko i wyłącznie jego. Na to też nie mógł tak patrzeć. Przez jego decyzję rodziny Snow i Kyle’a były w niebezpieczeństwie. Jego była bezpieczna. Przecież Cerberus chciał wykorzystać przeciwko niemu Wade. Jeśli była to prawda, że już ją mieli to jaki sens miało kontynuowanie tego wszystkiego. Może dla tych wszystkich więźniów ludzie tacy jak oni byli teraz bohaterami. Wyrwali ich z tego piekła. Charles żałował teraz, że nie wystrzelił sobie w głowę wcześniej unikając tego wszystkiego.
- Wszystko jest okay Dion. Wszystko jest okay.
Nie wiedział po co to mówił. Nic nie było okay. Wszystko było daleko od słowa okay. Im dłużej jednak godził się z tymi wszystkimi myślami tym bardziej odcinał się od tego wszystkiego co się wokół niego działo. Po raz kolejny zamykał się w sobie. Nie było tutaj już żadnego ratunku. Nie wiedział nawet co ma zrobić. Jedyne więc co zrobił to wysłał Sonyi jedną krótką wiadomość.
Wiem.
Nie wiedział czy zrozumie jej przesłanie. Mogła już nie żyć. Mogła już być gdzieś wśród agentów Cerberusa ciesząc się jak bardzo go wychujała. Głośny dźwięk pięści uderzającej o najbliższą ścianę rozszedł się po pomieszczeniu. Striker oddychał ciężko. Nie mógł tego wszystkiego od tak po prostu wyrzucić z systemu. Nie było takie szansy. Marzył teraz o środkach jakie podawał mu Rosenkov. Oddał by wszystko by wstrzyknąć sobie kolejną dawkę.
W pewnym momencie podszedł do Comy. Nie wyglądał na wściekłego lub złego. Był beznamiętny. Wyglądał jak Dieter. Nie. Wyglądał gorzej. Przypominał typowego martwego w środku operatora z którymi musiał współpracować. Przypominał człowieka, który stał przed promem i wystrzelił pocisk prosto w głowę Kati Bondar. Jeśli te ostatnie tygodnie miały sprawić, że Striker miał przypominać tego uśmiechniętego człowieka jakim był przez ten okres to teraz było mu od tego bardzo daleko.
Stanął przed mężczyzna i pokazał mu wiadomość.
- To się nigdy nie wydarzyło.
Usunął nagle wiadomość, którą Dieter postanowił wysłać Statnerowi. Przestała istnieć. Więc jedyny dowód na zdradę po prostu zniknął. Nie mógł wiedzieć dlaczego Charles to zrobił lub jakie miał ku temu powody. Na ten moment chciał po prostu o tym zapomnieć. Wrócił po swój sprzęt. Zabrał go ziemi. Zakrwawiony nóż ponownie wylądował na zaczepie. Potem poszedł w swoja stronę. Pewnie opuszczając laboratorium. Po drodze poinformował tylko żołnierzy Przymierza, że mogą wejść do środka i o tym, że dzieciak jest niegroźny.
Potem droga prowadziła go tylko w stronę hangaru. Jego walka się właśnie skończyła. Ktoś kiedyś powiedział, że żyć znaczy cierpieć, a przeżyć to znaczy odnaleźć sens w cierpieniu. Co jednak zrobić, kiedy już nie widać żadnego sensu? Charles już nie miał siły odnajdywać czegokolwiek w swoim życiu.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 00:56

Chłopak nie mówił nic więcej. Przyglądał mu się, wsuwając ręce do kieszeni swojego kombinezonu. Coś musiało dziać się w jego głowie, coś, czym nie zamierzał się dzielić, ale oczywistym było, że nie będzie ich już więcej atakować. Snow warknęła i opuściła rękę.
- Nie mogę się dodzwonić - powiedziała i szybkim krokiem podeszła do Garrena, natychmiast zaciskając rękę na kołnierzu jego pancerza. Mężczyzna nawet nie zaprotestował, nie próbował się obronić, choć i tak wyglądało to komicznie, gdy Susan była od niego o pół głowy niższa. - Zabiję cię. Twoja rodzinka jest bezpieczna, co? Ładnie się ustawiłeś.
Gdy Striker podszedł do nich, dość agresywnie puściła Comę, sprawiając że aż zatoczył się o krok do tyłu. Uruchomiła omni-klucz z powrotem, próbując dodzwonić się drugi raz. Inna sprawa, że na Ziemi teraz był środek nocy, z tego co wskazywał zegar, jeśli którekolwiek z nich zechciało to sprawdzić. Snow na to nie wpadła, zbyt zestresowana teraz, by myśleć logicznie. Może dlatego też Wade nie odpisała na jednowyrazową, enigmatyczną wiadomość.
- Striker, nie chciałem pogrążyć ciebie - odezwał się Dieter, gdy przed jego oczami pojawiła się dobrze mu znana wiadomość. - Nie wiedziałem, że ta twoja laska ma cokolwiek wspólnego z Cerberusem. Nie wiem, o co chodzi, Statner był zaskoczony jak napisałem, więc nie mógł o niczym wiedzieć wcześniej i chciał dowiedzieć się więcej, ale byłem wtedy z wami...
Zamilkł, po tej wypowiedzi, najdłuższej chyba jaka zdarzyła się mu w ich towarzystwie, w momencie w którym zobaczył, jak Charles kasuje wiadomość. Nie rozumiał. Nic dziwnego, wszyscy się chyba teraz spodziewali, że nastąpi odrywanie kończyn i łamanie nóg, tak samo, jak w przypadku Statnera. Tymczasem Charles postanowił, że nie będzie dzielił się z Przymierzem informacją na temat tego, kto naprawdę zdradził.
- Ze mną ci nie pójdzie tak łatwo - warknęła Snow zza jego pleców. - Striker... - zaczepiła go jeszcze, zanim wyszedł. Z jej twarzy na moment zniknęła wściekłość. - Przykro mi. Nie umiem sobie wyobrazić, jak się musisz czuć. A teraz pierdolę to wszystko i lecę na Ziemię. Choćbym miała ukraść prom jebanego Przymierza.
- Snow, przepr...
- Jeb się, Dieter. W dupę sobie wsadź swoje przeprosiny.
- Nie możesz lecieć sama.
- Doceniam troskę. Pierdol się, nadal.
Gdy Charles wychodził z laboratorium, Susan jeszcze grzebała coś przy komputerze, przy którym wcześniej stał Statner. Pewnie chciała wykorzystać znalezione tam dane do swoich własnych celów, albo zgrać je dla Przymierza, choć to mogli przecież zrobić sami. Za Strikerem za to podążał Dion, jakimś cudem dotrzymując mu tempa i chyba w jego towarzystwie zamierzając zejść do samego hangaru.
Po korytarzach, wyczyszczonych już z żołnierzy Cerberusa, poruszali się bez żadnych problemów. Gdzieś jeszcze co jakiś czas pojawiali się cywile, pracownicy Majesty, mniej lub bardziej związani z prowadzonymi tu badaniami, albo i wcale. Statek stopniowo zapełniał się Przymierzowcami, którzy czyścili pomieszczenia i przejmowali dane. Wszystko poszło zgodnie z planem, wszystko się udało, a jednak większym kosztem, niż Striker mógł zakładać.
Po drodze spotkał Daryla, który stał z datapadem nad młodą kobietą i słuchał jakichś terminów technicznych, którymi rzucała nieznajoma. Na widok brata oddał datapad stojącemu obok żołnierzowi i dogonił Charlesa, uśmiechając się do niego zza wizjera hełmu.
- I jak? Dobra robota - powiedział, szczerze zadowolony. - Znaleźliście Statnera? - zerknął za siebie. - I co to za młody?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 01:31

Jego wzrok utkwiony na Comie i Snow, kiedy sprzeczali się teraz między sobą przedstawiał tyle co nic. Nie było tam już Charles’a Strikera. Jakiejś jednostki, która jeszcze chwilę temu była w stanie normalnie funkcjonować. Ba, prowadzić oddział i do tego doprowadzić swój plan do końca. Czegoś takiego nie byliby w stanie zaplanować, a co dopiero wykonać nawet wyższego szczebla dowódcy Przymierza. Teraz jednak przed nimi była tylko pusta skorupa. Coś co Coma musiał widzieć nie raz, a Snow o ile spotkała kiedykolwiek wcześniej operatora Rosenkova. Dieter był zbyt krótko w jednostce by stać się kimś takim jakim Charles. Co ciekawe nie winił go za to co zrobił. Był wiernym psem. On to rozumiał. Nie miał mu tego za złe. Nie mógł. Zresztą on i tak zapłaci kiedyś za to co zrobił. Wszyscy operatorzy jego korporacji byli swego rodzaju skazani na porażkę i śmierć. Nie było dla nich ratunku.

Trudno było opisać teraz jak wyglądał Striker. Jednak jeśli trzeba było go do czegokolwiek porównać to przypominał żołnierza, który wracał zwycięsko z nierównej walki gdzie straty nie pozwalały na jakąkolwiek radość z wygranej. Był ranny, ubabrany we krwi swojej i swoich przeciwników, do tego nóż pokryty był już zaschniętą warstwą krwi Statnera. Nie wiedział nawet dlaczego zostawił go żywym. Zresztą Cerberus nie pozwoli mu żyć. Dostał się w niewolę. Zresztą jakie to miało niby znaczenie? Teraz nic już nie miało znaczenia.
Nawet nie wiedział, że idzie za nim ten dzieciak. Cóż. Chyba było coś w tym, że przy Strikerze ludzie czuli się bezpieczniej. Jakby jego pieprzona osoba tworzyła swego rodzaju aurę bezpieczeństwa wobec tych, którzy znajdowali się blisko niego. Patrząc na to jednak z większej perspektywy to Charles po prostu przez to zadawał sobie tylko więcej bólu. Nie mówiąc już o jego bliskich. Nawet nie wiedział czy coś się teraz działo z jego rodziną. Wiedział jednak, że Cerberus nie tknie jego rodziny. To była rodzina wojskowa. Nie byliby na tyle głupi.
Wyminął Daryla, kiedy ten wypytywał jedną z POW. Szczerze mówiąc nawet go nie zauważył. Zmierzał po prostu dalej w stronę hangaru. Dopiero, kiedy jego brat postanowił do niego podbiec i uśmiechnąć się do niego jego typowym uśmiechem spojrzał na niego wzrokiem, który mógł rozpoznać. Był żołnierzem. Wiedział jak wyglądało szaleństwo po walce. Wiedział, że Charles cierpi na PTSD i wiedział jak bardzo stresujące musiało to dla niego wszystko być. Nie wiedział jednak jak bardzo.
- Niech twoi ludzie wyciągną z tego ile się tylko da.
Dosłownie bez żadnego wyczucia wepchnął Darylowi w dłonie omni-klucz Statnera. Był cały we krwi. Co było odpowiedzią na drugie przez niego zadane pytanie. Na pierwsze nie zamierzał odpowiadać. Wciąż nie mógł tego zbytnio przetrawić. Nie potrafił. Czy może po prostu nie chciał? Nikt nie miał prawa wiedzieć, a co dopiero on.
- Zajmij się nim. Ma na imię Dion. – Spojrzał na dzieciaka. – To mój brat. Zajmie się tobą. Muszę coś załatwić. Do zobaczenia potem.
Posłał mu bardzo delikatny uśmiech. Chociaż wzrok mówił całkowicie co innego. To było trochę jak patrzenie w oczy jakiejś ryby. Bardzo mętny wzrok. Wręcz pusty. Nie chciał by poszedł z nim gdziekolwiek teraz. Chciał być przez chwilę sam ze swoimi myślami. Tak aby nikt go nie widział.
Dlatego postarał się szybko zniknąć z oczu Daryla. Udał się do jednego z pustych promów i usiadł w środku. Broń dosłownie wypadła mu z rąk i łoskotem uderzyła o podłogę. Potem już wszystko było prostsze. Łatwiejsze. Miał chwilę aby dosłownie zacząć cicho szlochać chowając twarz w dłoniach. Potem papieros. I znowu szloch. I tak w kółko. W końcu jednak złapał za Szpona, którego zabrał Statnerowi. Przyglądał mu się przez jakiś czas.
W pewnym momencie coś pękło w głowie Charles’a, a zimna lufa pistoletu dotknęła jego dolnej części szczęki. Tym razem chyba pierwszy raz był tak blisko pociągnięcia za spust. Mógłby skończyć to wszystko. Ułatwić życie wszystkim. Zachować się jak tchórz, którym był. Palca jednak wciąż nie miał na spuście. Po prostu rozkoszował się tą myślą. Robił rachunek za i przeciw. Wszystko jednak mówiło, że powinien to zrobić. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że nie ma innego wyjścia.
Powoli zaczynał się godzić z tą decyzją. Zaczynał rozumieć, że to co planował zrobić mogło być rozwiązaniem, którego tak długo szukał w swoim życiu. Nie wiara w to, że mógł zaznać normalnego życia. Nie to, że mógł w końcu odnaleźć miłość swoje życia lub rodzinę. To wszystko okazywało się kłamstwo. Fundamenty na których chciał zbudować swoje nowe życie okazały się kłamstwem. Nie rozumiał tylko dlaczego musiało się to stać. Przecież Statner mógł kłamać. Mógł przecież tylko mieszać mu w głowie. Jednak jaki miałby w tym cel? Zwracał się przecież do niego nie do całej reszty. Nie robiłby tego bez powodu. Dlaczego jednak Wade mu to zrobiła? Od kiedy to wszystko zaczęło być częścią Cerberusa? Może to ona była tym informatorem.
Palec powoli zbliżał się do spustu pistoletu i wtedy uświadomił sobie, że na co mu te wszystkie myśli skoro zamierzał z tym wszystkim skończyć? Żałował teraz tylko tego, że nie mógł pożegnać się ze swoim ojcem. Rodzina się o niego martwiła ale dlaczego? Niepotrzebnie wrócił. Niepotrzebnie dał się wciągnąć we własne urojenia. Przymknął w końcu podkrążone i mokre od łez oczy.
W końcu nacisnął za spust. Jego głowa nie poleciała nagle do tyłu pod wpływem kuli, która przebiła by się przez jego głowę, a on w końcu przestałby istnieć dla tego świata. Zamiast tego usłyszał tylko dźwięk odbijającej komory oznaczającej, że w pistolecie nie było już żadnych naboi.
Kolejny już raz los udowadniał mu, że to jeszcze nie dzisiaj. To nie miał być dzień w którym Charles Striker zakończy niesienie swoje krzyża, który z sekundy na sekundę starał się coraz cięższy. Otworzył szeroko oczy. Nie potrafił uwierzyć w swojego pecha. Zamachnął się i rzucił pistoletem w przeciwległą ścianę pojazdu. Ta tylko odbiła się od niej. Za to mężczyzna zerwał się ze swojego miejsca, a jego pięści zaczęły uderzać o ścianę. Używał do tego całej swojej siły. Czuł jak rękawice dosłownie zaczynają się wyginać pod siłą każdego uderzenia. Nie wiedział jak długo to robił ale w końcu oparł się plecami o ścianę. Powoli zjechał na dół do pozycji półsiedzącej. Podkulił nogi. Teraz to już nie był cichy szloch.
Charles Striker właśnie w tym momencie tracił resztki swojego człowieczeństwa i tym razem nie było już ratunku.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 10:39

Wyświetl wiadomość pozafabularną Daryl z zaskoczeniem przyjął wepchnięty mu w ręce omni-klucz i uniósł z powrotem na Charlesa niepewne spojrzenie. Trudno było nie zauważyć, że z jego bratem było coś nie tak, zwłaszcza, że przecież cała akcja poszła lepiej, niż mogli sobie wyobrazić. Byli ranni, pewnie mieli jakieś straty także po swojej stronie, ale przejęli pancernik, który w tym momencie nie należał już do Cerberusa. Tymczasem Striker wyglądał, jakby ktoś mu faktycznie umarł.
- Nie wyglądasz jak jego brat - powiedział cicho Dion, przyglądając się Darylowi.
- Wiem - odpowiedział mu młodszy Striker, odprowadzając tylko starszego spojrzeniem.
Prom był pusty, bo wszystko działo się w głębi statku. Przymierze wylądowało w hangarze i zostawiło pojazdy pod ochroną kilku osób, które nie zwróciły na Charlesa szczególnej uwagi. Wiedzieli, że jest z nimi, że to on zorkiestrował całą tę akcję, nietrudno go zresztą było rozpoznać. Może dlatego nikt go nie zaczepiał, bo domyślali się, że może być zły z wielu powodów. Choćby przez to, że członek jego grupy został poważnie ranny, albo że inny okazał się zdrajcą, choć o tym nikt przecież nie wiedział - to się nigdy nie wydarzyło.
Przez długi czas nikt nawet nie zaglądał do środka. Drzwi opuściły się za nim z powrotem, odcinając go od gwaru na zewnątrz i od wszystkich, którzy mogliby mu przeszkodzić. I już z pewnością nikt się nie spodziewał, że Charles ostatecznie wejdzie do tego promu tylko po to, żeby skończyć ze swoim życiem.
Mijała sekunda za sekundą, minuta za minutą. I w chwili, w której nacisnął spust, wciąż był w tym promie sam. Nikt nie wszedł, żeby złapać go za rękę i odsunąć ciężki pistolet Statnera od jego głowy, nikt nie powstrzymał go przed podjęciem decyzji, która jednak nie wpłynęłaby wyłącznie na niego, ale teraz już również na wielu ludzi dookoła. Wade nie odpisała, zajęta czymś innym, albo śpiąca. Ale wiedziała przecież, gdzie poleciał i co robi, nie zasnęłaby więc raczej tak po prostu, bo powinna się o niego bać. Cisza, która zapadła wokół niego po wystrzale, który nie nastąpił, dałaby się kroić nożem.
Gdy Daryl go w końcu znalazł, Charles był już kompletnie zniszczony. Drzwi promu podniosły się, wpuszczając młodszego z braci do środka i zaraz potem zamknęły się z powrotem, prawie natychmiast. Twarz Daryla wyrażała teraz absolutne przerażenie. Kucnął przed Strikerem, ściągając z głowy hełm. Zerknął na pistolet, ale natychmiast odsunął od siebie myśl, która mogła mu teraz przejść przez głowę.
- Co się stało? - spytał. - Ktoś zginął? Charles, dowiedziałeś się czegoś?
Zacisnął zęby, marszcząc brwi. Daleko mu było teraz do tego powalającego uśmiechu, który towarzyszył mu na co dzień. W tej chwili faktycznie bardziej przypominał swojego brata, i gdyby zobaczył go teraz Dion, zmieniłby swoje zdanie na ten temat. Daryl wyciągnął rękę i oparł ją o kolano siedzącego naprzeciw mężczyzny.
- Mów do mnie, Charles. Co się dzieje?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 13:26

Nie słyszał aby ktokolwiek wszedł do środka promu na początku. Zresztą jakie to miało znaczenie? Było mu w tym momencie bez różnicy w jakim stanie go ktokolwiek zobaczy. Czy to żołnierze Przymierza, czy to więźniowie, czy może uwolnieni one obiekty testowe. I tak nikt nigdy się nad nim nie litował. Zawsze musiał sobie radzić ze wszystkim sam. Po prostu ostatnie tygodnie osłabiły mocno jego psychiczną barierę, bo myślał, że może jednak nie jest w tym wszystkim sam. Życie jak zawsze postanowiło bardzo szybko udowodnić mu jak bardzo się myli.
Dopiero po chwili do jego twardej głowy przebił się głos jego brata. Nawet nie chciał wiedzieć jakim cudem go znalazł. Czuł też ogromny wstyd, że musiał go teraz widzieć jego rodzony brat. Zawsze miał być tym pieprzonym filarem. Miał dawać przykład swojemu młodszemu rodzeństwu. Teraz nie powinien nikt go widzieć w takim stanie bo nie reprezentował żadnej wartości jaka mogła wskazać na typowe dla wojskowych rodzin podejście do życia. Charles był już psychicznie skończony.
- Wade. – Jego głos był suchy. Siedział tutaj całkiem długo. Nic dziwnego, że prawie stracił głos. – Ona. – Próbował uspokoić swoje trzęsące się dłonie, kiedy zaczął szukać papierosów. - Statner mówił, że to ona od samego początku informowała o wszystkim Cerberusa. Ponoć wysłali po nią swoje oddziały. Nie, czekaj. Chyba już moją. Nie wiem tylko czy miał na myśli, że ją złapali czy wróciła do swojej jednostki.
Mówił to wszystko bardzo nieprzytomnie. Jakby w ogóle miał trudności z jakimkolwiek myśleniem. Jakby wszystko co nie było tępym siedzeniem w miejscu sprawiało mu niewyobrażalny ból. Daryl miał właśnie przed sobą osobę, której życie było jednym wielkim ciągiem wydarzeń, które każdego normalnego człowieka by złamały. Szczególnie teraz, kiedy znał już historię Charles’a. Wiedział jak wielki wpływ na jego życie miała Sonya. Zresztą, gdyby nie ona to może Daryl nigdy nie wróciłby do domu, Charles nigdy nie pojawiłby się znowu w rodzinnym domu. To wszystko mogło się nie wydarzyć gdyby nie ona. Pytanie brzmiało jednak, od kiedy ona pracowało dla Cerberusa? Od samego początku? Czy może nigdy, a to wszystko było tylko chorą wyobraźnią Strikera popchniętą w tą stronę?
- Co ja kurwa zrobiłem. – Rzucił i nagle złapał swoje brata za uniform. – Przekaż Andersonowi, żeby wysłał swoich pieprzonych ludzi do rodzin mojego oddziału. Niech leci sprawdzić co z naszą rodziną.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 15:58

- Co? - spytał cicho Daryl, jakby nie do końca rozumiał o czym Striker mówi. Jego spojrzenie przeszło na wylot przez brata, a myśli cofnęły się zapewne do którejś z rozmów z Sonyą. - Niemożliwe.
To wydawało się absurdalne, nawet jemu, który widział jak Wade walczy u boku Charlesa po to, żeby go uwolnić. Wiedział do czego jest zdolna. Mimo to jakoś nie umiał sobie wyobrazić, że kobieta zdradziłaby człowieka, dla którego zrobiła tak wiele. Długo się nie odzywał, wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.
- Niemożliwe. Rozmawiałem z nią, przecież ona... - pokręcił głową, z powrotem skupiając spojrzenie na bracie. - Charles. On próbuje namieszać ci w głowie. Wie ile ona dla ciebie znaczy i wie, co powiedzieć, żeby cię złamać. Wie wszystko, przecież tak mówiłeś. Wierzysz jemu bardziej niż jej? Nie masz żadnych dowodów. Zadzwoń do niej.
Widać jemu łatwiej było wyprzeć to z głowy, niż Strikerowi, który od razu się poddał, uznając słowa Statnera za prawdę objawioną, która właśnie zniszczyła mu życie. Ale Daryl miał rację, nie miał dowodów, nie miał potwierdzenia, choć w przeciwieństwie do niego nie potrafił oprzeć się myśli, że wszystko, co udało mu się zbudować do tej pory, jest stracone.
- Polecimy tam. Do Montrealu, polecę z tobą, jak tylko będziemy mogli to wszystko zostawić. W sumie możemy nawet zaraz. Przejęli już mostek, Anderson zaraz wchodzi na pokład.
Kiedy Charles złapał go za kołnierz i przypomniał o innej kwestii, która dotąd w ogóle nie przyszła im do głowy, Daryl wyraźnie zbladł. Wizja matki i Emily schwytanych przez Cerberusa i wykorzystanych dla zemsty pojawiła się teraz w jego głowie i zrozumiał, że było gorzej, niż mógł się spodziewać na początku. Poderwał się z podłogi promu, wyrywając się z chwytu brata i aktywował przekaz w słuchawce, wchodząc na jakieś wewnętrzne kanały Przymierza.
- Tu Striker. Potrzebuję, żeby ktoś w Londynie poleciał sprawdzić co z moją rodziną - odezwał się. - Teraz. Są w niebezpieczeństwie. Najlepiej żeby przydzielili oddział który będzie ich pilnował przez najbliższe dni. Charles - odwrócił się do brata, jednocześnie wyciągając z kieszeni papierosa, bo nerwy były jednak za duże. - Kurwa, gdzie Emily poleciała teraz na te nagrania? Gdzie oni są, z Tadem?
Siostra mówiła im, dokąd leci, ale było to dawno temu, mógł więc nie pamiętać. Daryl krążył po promie, nie potrafiąc zatrzymać się w miejscu. Dosłownie w tym samym momencie drzwi promu otworzyły się, a w wejściu stanęła szczerze wkurwiona - bo już nie wściekła - Snow.
- Świetnie - stwierdziła na widok braci, zupełnie nie zwracając uwagi na stan Charlesa. - Lecimy na Ziemię. Który z was pilotuje? Ty potrafisz? Bo jak nie, to ja to zrobię.
- Czekaj - Daryl złapał ją za ramię, gdy przechodziła obok niego, usiłując dostać się do kokpitu. Wyrwała mu się. - Przymierze obstawi wasze rodziny. Podaj mi lokalizację, nazwiska. Będą tam szybciej niż my. Przynajmniej tyle jesteśmy wam winni.
Czerwonowłosa zatrzymała się, spoglądając na niego niepewnie. Po chwili zastanowienia uruchomiła omni-klucz.
- Byłą żonę Kyle'a i jego córkę też mają sprawdzić - powiedziała. - Wysyłam ci adresy.
Młodszy Striker odebrał dane i od razu podał je też osobie, z którą rozmawiał. Na sprawdzenie, co dzieje się z bliskimi Dietera jakoś nikt nie wpadł, ale trudno się było temu dziwić. Zresztą nawet jeśli Ben zdążył kogoś wysłać do nich wszystkich, rodzinę Comy zapewne pominął.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 16:20

Mijały chwile. Nie odpowiedział na pytania brata bo po prostu nie wiedział gdzie mogła być teraz Emily. Po prostu nie pamiętał. Nie potrafił się skupić na wykonaniu najprostszych czynności, a co dopiero na wyszukaniu w swojej pamięci jakichkolwiek informacji o tym gdzie mogła teraz znajdować się jego siostra. Bardzo powoli zaczynał podnosić się z podłogi. Atak, który przed chwilą miał już przemijał. I szczęście w nieszczęściu chciało, że zamiast dwumetrowego trupa na promie mieli powoli już wracającego do trzeźwego myślenia człowieka, który był odpowiedzialny za ten cały burdel.
Pomimo, że powoli wracało do niego wszystko. Jak bardzo sytuacja jest zła i jak bardzo zdąży go to jeszcze uderzyć w przeciągu kilkunastu następnych dni to musiał się teraz skupić. Sytuacja nie była jeszcze na tyle zła aby całkowicie się poddać. A przynajmniej do kolejnej sytuacji w której Striker przyłoży pistolet do swojej głowy i wtedy już na pewno wypali. On nie zapomni o tym, że w broni nie ma amunicji.
Ręce powoli przestawały mu się drgać. Powoli cały ból fizyczny jaki mu zadali i jaki sam sobie zdołał zadać w ciągu ostatniej godziny powoli do niego docierał. Ramię bolało ale nie tak bardzo jak pewnie rozwalone palce ukryte pod pancerzem. W końcu też odpalił papierosa z którym się tak długo cackał za nim w ogóle był w stanie normalnie funkcjonować.
- Daryl. – Spojrzał na brata spuchniętymi i przekrwionymi oczyma. Wyglądał chyba jak tysiąc nieszczęść ale nie można mu się było dziwić. Jego psychika była bardzo delikatna, a teraz dopiero znowu zaczęła się zbierać z podłogi i pozwalać mu jakoś funkcjonować. – Niech przyprowadzą Statnera do jego gabinetu. Jest tylko jeden sposób na wyciągniecie z niego informacji. Niech sprawdzą go w bazie danych. Chce wiedzieć wszystko. Jego rodzina, żyjący bliscy nawet kurwa czy ma jakiegoś psa czy kota.
Nie brzmiał jakby był trzeźwy na umyśle. Wiedzieli po co mu były to informacje. Daryl tylko nie wiedział jak bardzo dobrze wyćwiczeni w torturach są ludzie Rosenkova. Mogła to wiedzieć Snow ale HK nigdy się w tym nie specjalizowało. To były pewnego rodzaju umiejętności, które przekazywano tylko najlepszym rzeźnikom rosyjskiej korporacji. Charles był gotowy odrzucić resztki tego co miał, aby jego bliscy byli bezpieczni. Ben był jedyną osoba, która znała prawdę. Chciał aby ból, który on czuł trafił prosto do duszy tego mężczyzny.
- Jeśli jednak uważasz, że to nie jest zbyt humanitarne to daj mi pilota, który zabierze mnie do Montrealu.
Odwrócił się w końcu od nich wszystkich i zrobił to czego chciał uniknąć. Zadzwonił po prostu do Wade. Tak jak powinien to zrobić na samym początku.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 16:48

Brat przyglądał się mu z zaniepokojeniem. Pewnie, można było wydobyć te informacje od Statnera siłą. Można było teraz spędzić godziny nawet na torturowaniu go po to, by dostać od niego dane na temat wszystkiego, co kiedykolwiek w życiu kochał, albo choćby lubił. Ale nie wiedzieli jeszcze nawet, czy mają za co się teraz mścić. Musieli sprawdzić co się działo z ich rodzinami, a na to trzeba było poczekać co najmniej pół godziny, by oddziały zdążyły zebrać się i dolecieć we wskazane miejsca, a potem skontaktowały się z dowództwem, które z kolei dopiero da znać Darylowi. Długi łańcuch kontaktów, wciąż jednak działający szybciej, niż oni sami, gdyby mieli lecieć na Ziemię osobiście i sprawdzać każdy dom po kolei.
- Ktoś się nim zajmie - obiecał, decydując najwyraźniej, że bardziej opłaca się zawalczyć jednak o duszę Strikera. Dobrze wiedział, że mężczyzna w torturach by się zatracił, tylko po to, żeby zemścić się za to, co Ben mu mógł zrobić - bo pewności jeszcze nie miał. - Ktoś wyciągnie z niego te informacje. I obiecuję ci, że dostaniesz je wszystkie. Ale nie teraz.
Odwrócił się i uzgodnił jeszcze kilka szczegółów ze swoim kontaktem z Ziemi. Dym z jego papierosa unosił się w górę leniwie, zupełnie nie pasując do ciężkiej sytuacji, która miała miejsce w promie. Snow warknęła i przetarła twarz dłonią. Rękawicę musiała mieć brudną we krwi, bo wymazała sobie nią niechcący policzek. Krew mogła należeć zarówno do Statnera, jak i do Comy. Mężczyzna nie przyszedł z nią i właściwie nie wiedzieli, co się z nim ostatecznie stało.
- Gdzie jest Kyle? - spytała.
- Przewieziony na jeden z okrętów Przymierza. Zajmują się nim tam, w ambulatorium. Nic mu nie będzie.
Kobieta skinęła głową i opadła na jeden z foteli, zamykając oczy na moment i wzdychając ciężko.
- Powiedziałem ci, że z tobą polecę i zamierzam to zrobić - Daryl zwrócił się do brata. - Mogę pilotować. Tylko dotarcie na Ziemię zajmie nam tym promem ze trzy godziny.
- Lecicie do Kanady?
- Tak.
- Lecę z wami. Moi rodzice mieszkają pod Quebec.
Mężczyzna skinął głową, w niemej zgodzie. Nawet jeśli Przymierze miało sprawdzić co dzieje się z ich rodzinami, trudno było się jej dziwić, że chce polecieć do swoich najbliższych po tym wszystkim, co wypluł im w twarz Statner.
Wade długo nie odbierała, ale w końcu sygnał urwał się i w słuchawce zapadła cisza, zaburzana tylko przez jakiś szum i odległe pikanie. Po kilku sekundach dał się usłyszeć znajomy głos, ale też z daleka, jakby kobieta trzymała omni na opuszczonej ręce. Nie uruchomiła trybu video, nie mógł więc jej zobaczyć.
- Charlie? - spytała cicho. - Boże, żyjesz.
W jej głosie brzmiała ulga, ale też coś jeszcze, coś, co trudno było jasno określić w rozmowie przez omni. Sonya zaczęła mówić coś więcej, ale zagłuszył ją inny, obcy kobiecy głos.
- Co ona robi? Czemu nikt jej nie zabrał omni-klucza? - głos zbliżył się szybko.
- Charlie...
Połączenie zerwało się nagle, a okno rozmowy zgasło. Daryl i Susan wpatrywali się w Strikera w milczeniu, nie wiedząc jak zareagować na to, co usłyszeli. Cisza, która zawisła pomiędzy nimi w promie, była gęsta i ciężka, osiadająca ogromnym ciężarem na klatce piersiowej i utrudniająca oddychanie.
Dopiero Darylowi udało się ją przełamać, gdy obrócił się w miejscu i bez słowa przeszedł do kokpitu, uruchamiając systemy wojskowego promu.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Majesty

3 mar 2018, o 17:21

Jeszcze nie dzisiaj Charles. Jeszcze nie dziś. Głos Wade sprawił, że znowu przestał czuć tą przeogromną chęć odstrzelenia sobie głowy. Musiał walczyć dalej chociaż nie rozumiał dlaczego. Nie rozumiał co go pchało teraz do kontynuowania tego wszystkiego. Nie wiedział czy ją uprowadzili czy nie. Chociaż uprowadzenie jej nie miało sensu. Powinni ją zabić. Porwanie ich bliskich było tylko kontynuacją problemu z którym nie umiał poradzić sobie Statner. Kiedy zaczął w końcu trzeźwo myśleć wszystko w jego umyśle starało się ułożyć w jakąkolwiek całość i sens. Tutaj po prostu nic nie miało sensu.
To prawda atmosfera była cholernie ciężka ale Charles szybko powrócił do tego do czego mogli się przyzwyczaić. Był pustą ścianą bez żadnych emocji. Nie mógł sobie teraz pozwolić na to by po raz kolejny gdzieś odpłynął w raz ze swoimi myślami. Pozbierał więc cały swój osprzęt, a ze ściany zabrał apteczkę. Musiał się załatać. Nikt raczej nie miał zamiaru się nim zająć więc musiał to zrobić jak zwykle sam.
- Wciąż mi coś tu nie gra. Porwanie jej nie ma żadnego sensu.
Zaczął ściągać z siebie zniszczony sprzęt w miejscach gdzie zamierzał chociaż trochę doprowadzić swoje ciało do używalności. Najpierw oczywiście ściągnął rękawice. Jego dłonie pokryte były krwią. Cholera wie jakim cudem nie połamał sobie palców. Pewnie pancerz wziął większość na siebie. Potem już był naramiennik. Przygotowanym sobie mieszankę z środków przeciwbólowych w iniektorze i wstrzyknął sobie od razu do organizmu. Błogi stan za którym tak tęsknił. Brakowało mu tego. Pewnie gdyby podawali mu wszystkie te środki w Rosenkovie dłużej to pewnie całkowicie by się od nich uzależnił.
Następnie zajął się zszywaniem swojego ramienia za pomocą narzędzia, które od razu zszywało ranę. Gorzej było z tą z tyłu ale i z tym sobie jakoś poradził. Potem oblał dłonie środkiem odkażającym i zabandażował. Teraz dopiero wyglądał jak tysiąc nieszczęść. Chociaż w jakiś sposób chyba to do niego pasowało. Nie sprawiało to wrażenia jakby był jakoś super ranny na tle tego co było widać.
Potem już uderzyły w niego wszystkie środki jakie zapakował do iniektora. Odpalił nowego papierosa i oparł się wygodniej o zagłówek siedzenia. Żałował tego co zrobił ale teraz musiał iść dalej do przodu skończyć to co już zaczął. Dowiedzieć się czegoś więcej o Wade. Nie chciał wierzyć w zdradę ale dużo faktów było mocno przeciwko Sonyi. Nie mówiła nigdy o swojej przeszłości, zawsze to ona wypytywała go o wszystko. Teraz jak nawet się nad tym zastanowił to nawet jej wiek nie zgadzał się z latami kiedy on zajmował się swoimi sprawami. Nie rozumiał tego co się wokół. Jednak był teraz w zbyt błogim stanie aby się nad tym jeszcze bardziej zastanawiać. Chociaż dzięki tym środkom był teraz w stanie znacznie bardziej trzeźwiej myśleć.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12102
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Majesty

4 mar 2018, o 13:56

Wróć do „Cerberus”