Wiadomość od Mayi nie była zbyt zaskakująca. Nasłanie zabójców przez Virię musiało być równoważne z polaniem rozżarzonych, tlących się ogników złości kobiety paliwem rakietowym, które ponownie roznieciło jej wściekłość do rozmiarów zdolnych spopielić wszystko na jej drodze. Turianin wygasił omni-klucz i oparł czoło z powrotem o ścianę prysznicu, wbijając wzrok w jasne płyty .
Miał wrażenie, że nie dało się nudzić w towarzystwie niebieskowłosej.
Duma Virii była tym, co ostatecznie miało przyczynić się do jego śmierci. Widział pogrom jaki zrobiła kobieta i do czego przyczynił się Widmo, a jednak postanowił ponownie wsadzić kij w mrowisko, szturchnąć śpiącą bestią ostrym końcem. Może nie zrozumiał w pełni konsekwencji, które mu groziły w przypadku porażki zabójców, a może po prostu o to nie dbał, przyzwyczajony do tego, że wszystko idzie po jego myśli. Na pewnym etapie władza oślepiała, a Viria znalazł się wystarczająco wysoko, by załatwiać swoje sprawy pieniędzmi, przysługami lub groźbami.
Żadne z tych rozwiązań nie było skuteczny w przypadku jego lub Volyovej.
Ciepła woda rozluźniała mięsnie spięte do granic wytrzymałości, działając bez udziału znieczulonego ciała. Energia nabyta po ośmiogodzinnym śnie zniknęła, wypłukana skutecznie przez adrenalinę i teraz Widmu pozostało tylko to jedno lekarstwo na odrętwienie i ponownie obolałe ciało.
- Nie. Odpowiednia ilość kredytów i to Viria zostanie przedstawiony jako ofiara naszej napaści - mruknął, zgadzając się z Etsy. Nie mieli materialnych dowodów na ich obecność w klubie, ale wystarczyłaby odpowiednia ilość zeznań naocznych świadków - prawdziwych lub podstawionych - i Viyo nabawiłby się kolejnej migreny i nienawiści do tutejszej linii prawa, próbując to wykręcić.
Zakładając, że nie zasłoniłby się immunitetem Widma i nie pokazał władzom środkowego palca w nagłym ataku braku cierpliwości. Wysłuchanie reprymendy od Rady mogło nie być tego warte. - Załatwimy to sami. Metodą Volyovej, jak będzie trzeba.
Sięgnął do kranu i wyłączył strumień wody, wychodząc niechętnie spod prysznica. Częściowy paraliż nie ustąpił, ale jego dłoni i ciała nie barwiła już przynajmniej błękitna, lepka krew. Biały opatrunek odcinał się wyraźnie na tle ciemnych łusek, szczelnie skrywając rzeczywiste rozmiary rany, która teraz wydawała się mała i wręcz nieznacząca. Viyo musnął palcami jego gładką powierzchnię, wyczuwając pod nim delikatne zgrubienie. Jednak parę centymetrów w górę lub w bok...
Kiedyś jego szczęście się skończy.
Owinął się ręcznikiem i wyszedł z łazienki, przechodząc do swojej kajuty. Wciąż czuł się usztywniony, a po jego ruchach nawet ślepy by się dopatrzył, że coś jest nie tak, ale nie mógł narzekać. Ostatecznie wciąż miał mały zapas medi-żelu, który podtrzyma go w pionie na czas nadchodzącej misji. Coś, czego jednak jego elektroniczna towarzyszka z pewnością nie będzie pochwalać.
Zdrętwiałymi ruchami ubrał się w świeże, jasne spodnie i rozpinaną koszulę z długimi rękawami, którą jednak zostawił otwartą na najbliższy czas, darując sobie walkę z guzikami. Osłabienie organizmu dawało o sobie znać, ale akurat za to mógł winić tylko siebie. W przypływie adrenaliny zapomniał wczoraj o najważniejszym, podtrzymując ciało tylko na witaminowych sokach i czystej woli. Teraz za to płacił. Kolejny kwadrans spędził w mesie, podgrzewając sobie dwie poracje hermetycznie zapakowanego dania, złożonego z posiłku bogatego w najważniejsze wartości odżywcze - nawet jeżeli nie w wyborny smak.
Następny punkt na liście - zamówić jakieś normalne jedzenie i książkę kucharską. W przestrzeni kosmicznej nie było to możliwe, ale na Nos Astrze większość restauracji chętnie dowiozłaby do niego posiłek. Coś, na co jednak nie chciał na razie czekać, a co zostawił jednak ku pamięci na wieczór.
Jedzenie podniosło mu nieco poziom energii, a czas sprawił, że znieczulenie stopniowo zaczęło schodzić z jego organizmu, pozostawiając po sobie nieprzyjemne mrowienie, wrażenie ciągnięcia przy każdym ruchu tułowiem, a także odległe echo lekkiego bólu. Gdy po czterdziestu minutach Etsy powiadomiła go o nadejściu kwiaciarki - tym razem prawdziwej - Viyo odebrał bukiet niezapominajek z jedną dłonią praktycznie na aktywatorze omni-ostrza, błądząc czujnym spojrzeniem po niewinnej kobiecie, a potem po odległym hangarze doku. Zabójczyni mogła nie być jedyna, coś czego nie zamierzał już zlekceważyć.
- Jeszcze nie wiem. Chyba wstawić do jakiegoś wazonu - odpowiedział na pytanie SI, gdy za jego plecami ponownie zamknęły się drzwi śluzy. Przyjrzał się kwiatom w swojej dłoni i powąchał je ostrożnie; jeżeli została dostarczona mu trująca wersja i po raz drugi będzie umierał na progu, tym razem z powodu szkodliwego pyłku w płucach, to może na to sobie zasłużył...
Cofnął głowę i potarł łaskoczący nos, po czym ruszył z powrotem do mesy. Aktywował monitory, przełączając je na lokalne wiadomości, po czym wyciągnął z szafy coś co było zbliżone do wazonu - a najpewniej było jedną z wysokich szklanek - i wsadził kwiaty do środka, stawiając je na blacie. Niebieska korona drobnych kwiatków niezbyt ubarwiała stół zawalony pancerzem, więc Widmo z westchnięciem zabrało się za sprzątanie sprzętu z powrotem do swojej kajuty.
- A potem wykorzystać jako element uspokojenia Volyovej, gdy znowu zacznie się gotować - dodał, odstawiając karabin Bryanta u nóg łóżka. - Nawet jeżeli będę musiał to zrobić poprzez wepchnięcie jej ich do gardła. Mówiłaś, że są jadalne, tak?
Po paru minutach przeniósł się do kokpitu i usiadł w fotelu, wybierając wygodniejsze miejsce na odpoczynek niż krzesła mesy. Rana ciągnęła niemiłosiernie, a sztywność obolałych żeber nie ustąpiła, ale praca miała szansę na złagodzenie tych efektów. Aktywowany omni-klucz wywołał na jeden z wyświetlaczy obraz posiadłości Orena Virii oraz samej wyspy, a Widmo zagłębił się w planowanie.