Zatrzymała się, gdy poprosił, chociaż dopiero po kilku pierwszych krokach - gdy miała przekroczyć próg kokpitu i wyjść na korytarz. Westchnęła ciężko i odwróciła się niechętnie, unosząc na niego chłodne spojrzenie. Nie podobało się to, że na nią wrzeszczał. Nie była jego psychicznym workiem treningowym i nie zamierzała nim być, nieważne jak ciężkie rzeczy przechodził. Oparła dłonie na biodrach, spoglądając na niego wyczekująco.
Skinęła krótko głową, gdy ją przeprosił, choć trudno było jej zapomnieć skierowany w nią wybuch sprzed chwili. Był on dowodem na to, że miała rację, obawiając się jego powrotu po tak długim czasie. Nie powinno jej to zaskakiwać. A jednak po wczorajszym wieczorze, choć trudnym dla nich obojga, nie rozumiała skąd brały się w nim te negatywne emocje wobec niej.
Długo milczała. Bardzo długo. Nie było dobrej odpowiedzi na jego wątpliwości. Czy ona wiedziała co teraz robić? Nie miała pojęcia. Może nawet była zagubiona w większym stopniu, niż on. Cisza wypełniła kokpit, spowijając ich dziwnym całunem, który zdawał się zatrzymywać czas. Irene wpatrywała się w Nazira, szukając odpowiedzi w profilu, którym był do niej odwrócony, ale jej tam nie znalazła. Czekała, aż właściwe słowa pojawią się same, ale te nie przychodziły. Była zmęczona. Zaczął się dopiero kolejny dzień, a ona już miała dość.
- Nie jestem twoim wrogiem - odezwała się w końcu cicho, gdy zaczęła odnosić wrażenie, że minęła już wieczność. - Nie atakuję cię. Jestem ostatnią osobą, która mogłaby to robić. Ale nie będę siedzieć grzecznie z zamkniętymi ustami, kiedy coś mi się nie podoba. Nawet jeśli nie mam racji. Jeśli za każdym razem ma to teraz wywoływać takie wrzaski, to tym bardziej nie wiem co dalej.
Przeniosła wzrok dalej, na widok za wizjerem, który zwykle ją uspokajał. Teraz nie działał. Zachowanie Khouriego od rana było czymś, co przekraczało jej i tak marną zdolność empatii. Kiedy robił się agresywny wobec niej, nawet w niewielkim stopniu i tylko werbalnie, zbyt bolesną przeszłość przypominał.
- Volyova też nie jest twoim wrogiem. Ani Widmo. Nie wiem jak wyglądał twój ostatni miesiąc, z jakimi ludźmi miałeś do czynienia, ale musisz teraz obdarzyć tamtą dwójkę chociaż odrobiną zaufania. I dać zaufać sobie. A w tej chwili nawet ja mam wątpliwości, bo nie wiem co się z Tobą dzieje - dodała cicho. - Nie wiem co więcej mogę ci powiedzieć. I tak nie dowiemy się niczego zanim nie wrócą z Noverii, więc możemy po prostu wpisać koordynaty i lecieć robić swoje. Zająć się czymś.
Gestem wskazała pulpit. Ona tych koordynatów nie miała, zresztą nie chciała nawet podchodzić bliżej. Póki co bezpieczny dystans był najlepszym rozwiązaniem - przynajmniej dopóki widziała ewidentną wściekłość w jego oczach. Nie wiedziała jak z nim rozmawiać, gdy był w takim stanie.
- Myślisz, że mi się podoba to, co się dzieje? Twoja twarz w extranecie, możliwe że moja zaraz też? Sytuacja z Shani i jej ojcem? Ryzyko że zaraz zginiesz, bo pominiemy jakąś jedną drobną, ale istotną rzecz? Ukrywanie się przed całą jebaną galaktyką? Współpraca z Widmem i jakąś twoją pojebaną byłą znajomą? To, że mam wrażenie, jakbym Cię nie znała już w ogóle, kiedy się tak zachowujesz? Jakby wrócił człowiek sprzed asteroidy? Nie, Nazir. Nie podoba mi się to. Ale robię dobrą minę do złej gry, bo do wyboru mam jeszcze ewentualnie tylko siedzenie w kajucie i płakanie w kącie, albo wyżywanie się na innych, albo... - skrzywiła się i nie dokończyła. Obiecała Isis, że nie ucieknie. - Ja też nie wiem co robić. Możemy albo przeć do przodu, licząc na to że w końcu do czegoś dojdziemy, albo tonąć w desperacji i bezradności. Próbuję stanowić Ci wsparcie, ale mi tego nie ułatwiasz, kiedy traktujesz mnie jak ją. Volyovą. Bo miałam czelność się czepić, tylko dlatego że nie mam trzech czwartych informacji i posiadam swój punkt widzenia. Wiem, że jest Ci ciężko, ale nie wszyscy patrzą na świat z twojej perspektywy. Podejrzewam, że jesteś to tylko Ty. Mam prawo oczekiwać od ciebie pewnych rzeczy i mam też prawo się mylić, bo jestem tylko człowiekiem. Nie robię ci tego na złość.
Przewróciła oczami, dochodząc do wniosku, że jej monolog chyba był całkowicie zbędny. Nie była najlepsza w radzeniu sobie w sytuacjach takich jak ta, zwłaszcza gdy nie mogła pomóc sobie bliskością fizyczną. Nie mogła - albo nie chciała.
- To się musi kiedyś skończyć - westchnęła ciężko, by po chwili zmusić się do dodania: - W końcu obiecałeś mi Aite i Bekenstein.