Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Arae

11 lut 2019, o 17:52

Żywność zawsze stanowiła jeden z niższych szczebli na drabinie jego priorytetów, nawet pomimo wielokrotnych prób wdrożenia umiejętności gotowania oraz przygotowywania posiłków do swojej listy zainteresowań. Coś, co miało służyć za zabijanie czasu podczas lotów między Przekaźnikami lub w oczekiwaniu na kolejna misję, zwyczajnie okazało się być niepotrzebne. Od dawna nigdy nie mieli wystarczająco czasu, nigdy nie było chwili na relaks lub momentów, kiedy umysł potrafiłby to zaakceptować. Energetyczne, zdrowe posiłki zamieniły się w odgrzewane porcje przeznaczone do lotów kosmicznych, a dania na wynos wspomnieniem potraw podczas opuszczanych w pośpiechu stacji. A jednak, gdzieś tam na dnie podświadomości, gdzieś tam w otoczeniu tej złudnej nadziei, że jeszcze kiedyś będą mogli lecieć na Elpis bez ogromnego ciężaru na karku oraz cienia kładącego się na jej pasażerów, gdzieś tam wciąż tliło się to uparte postanowienie.
Alkohol był jednak łatwiejszy. Pomagał znaleźć i relaks, i ukojenie, i otępienie, gdy zaszła potrzeba.
Tak jak pocałunek smakujący tequilą, który zabił wspomnienie ryncolu równie skutecznie co łyk słodkiego quadima, teraz próbującego znaleźć sobie miejsce obok wypitego wcześniej trunku. Umysł, ogarniany coraz większą mgłą, zaczynał dzielić swoją uwagę na pojedyncze fragmenty rzeczywistości, skupiając na nich swoje zasoby. Złote, płonące tęczówki niemal żarzące się w półmroku utworzonym przez jego własna sylwetkę; niebieskie, niemal granatowe kosmyki włosów opadających na jasny policzek, skrywający głębsze blizny; usta rozchylone w zaczepnym uśmiechu i oznaczone lżejszym śladem po pazurze w kąciku. Jego wzrok przesuwał się po jej twarzy, zwlekając z odpowiedzią, w czasie który ponownie zmienił na chwilę swój bieg, wydłużając parę uderzeń serca do kilkunastu minut.
- Turianie nie przegrywają - powtórzył odruchowo swoje wcześniejsze słowa, uśmiechając się półgębkiem. Pozwolił przyciągnąć się z powrotem, gdy poczuł jej palce na swojej koszuli, bardziej niż chętnie przyjmując taką odpowiedź. Cała adrenalina i emocje, które wcześniej wrzały pod powierzchnią i przeplatały się z tymi, których nie potrafili wygłosić, teraz zaczynały się koncentrować w coś o wiele łatwiej zrozumiałego i o wiele bardziej gwałtownego, coś coraz bardziej przypominającego ich poprzedni wybuch pragnień w tym samym pomieszczeniu, chociaż wiele tygodni wcześniej. Jej żarliwy pocałunek odnalazł w sobie partnera, gdy jego palce przesunęły się powoli, półświadomie po jej żebrach. Butelka quadima zastukała niebezpiecznie o blat, pochylając się i tańcząc przez chwilę w miejscu, stuknięta ramieniem i zignorowana.
- Jesteś pewna? - rzucił niby obojętnie, odrywając się od niej, ale tylko po to, żeby złożyć na jej ustach kolejny pocałunek. W środku rozprzestrzeniało się nowe gorąco, które jednak tym razem nie miało nic wspólnego z wypitym alkoholem - albo miało z nim wspólne wszystko. Jego dłoń przewędrowała w niemal niecierpliwym, głodnym geście po jej bluzie do góry i z powrotem, przecząc tonowi głosu, a gdy się pochylił, z pełną premedytacją wykorzystując przewagę wzrostu i odnajdując ustami jej szyję, pełgał na nich uśmiech. - Może musisz spróbować jeszcze raz - mruknął w okolicy jej szczęki, podczas gdy palce wykorzystywały taktyczną dywersję, żeby odnaleźć dolną krawędź jej bluzy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

28 lut 2019, o 16:17

Nie wszystko co robili po połączeniu ze Steigerem należało do zdrowych metod radzenia sobie z przytłaczającym ich oboje światem. Założenie świeżego opatrunku zmniejszało pieczenie dłoni w ciągu najbliższych godzin, ale nie umniejszyło napięciu, które rozsadzało turiańską czaszkę od środka. Naprawa pancerza była dobrym, następnym punktem do odhaczenia, zwiększającym szanse niebieskowłosej o kilka procent, a tym samym zwiększająca szanse ich obojga. W rutynowym działaniu nie było jednak tego, co mogło ukoić skołatane nerwy, nie pozwalało na chwilę zapomnieć o tym, jak daleko pozwolił odsunąć się od niego jakiejś cząstce jego osobowości, jak bezpowrotne mogło się to okazać, gdy groźby Mathiasa okażą się więcej niż tylko słowami. Usilnie powstrzymując niebieskowłosą przed skokiem w przepaść, tylko czasem zerkał na tą, która czekała na jego bardziej lub mniej świadomy krok naprzód. Której krawędź kruszyło każde potknięcie, każda decyzja, której nikt się po nim nie spodziewał, także on sam.
Mógł w spokoju, metodycznie czyścić swój i jej sprzęt, ale nie znalazłby w pracy ukojenia, które na ogół dawała. Siedząca teraz na blacie kobieta zadbała o to, by cisza pomiędzy nimi była wystarczająca, by umysł odrobinę odpoczął, ale wystarczająco krótka by nie wybrał się na spacer po ostatnich, wypełnionych żalem i goryczą wspomnieniach. Zupełnie jakby oboje balansowali w swoich wyższych i niższych momentach, role się odwróciły, a jej osobista przepaść przeniosła się na peryferia, gdy to niebieskowłosa kurczowo uczepiła się materiału jego koszulki, kotwicząc go w rzeczywistości, w płonnych okruchach nadziei na to, że wchodząc w tę pajęczynę intryg i poszlak, nie zabrnął zbyt głęboko, by nie być w stanie wrócić.
Granica między tym, co w działaniach Volyovy było celowe, a co wynikało wyłącznie z podświadomości i instynktu, była cienka. Nie należała do rzeczy, które można było poddać pragmatycznej analizie. Po czasie, ich małe zawody na siłowanie się ręką wydawały się pochodzić od jej świadomych uwag - zarzucania przynęty, którą chętne podłapał, a która dodała do ich wieczoru adrenaliny i urozmaiciła konwersację. Ale uśmiech, w którym wygięły się jej usta pod wpływem pocałunku, rozciągnęły się w szczerym, niczym niestłamszonym szczęściu, które z perspektywy całego ich, dzisiejszego dnia wydawało się nie mieć żadnych podstaw, ale tu i teraz były jedynym, właściwym wyrażeniem jej reakcji na ich bliskość.
Butelka alkoholu zachwiała się gwałtownie, z drżeniem wracając do poprzedniej, stabilnej pozycji, znów unikając wypadku gdy bluza niebieskowłosej wylądowała obok, a metalowy zamek odbił się od szklanej powierzchni. Zamykanie się we własnej bańce, choćby na kilka chwil, może i nie było najzdrowszym posunięciem, a na pewno nie długoterminowym. Tak jak alkohol, wyłącznie odsuwało to niechciane emocje w dal, z którymi kiedyś trzeba będzie się skonfrontować. Bańka była mydlana - jej ścianki były cienkie i podatne na usiłujący wedrzeć się do środka, świat zewnętrzny, ale jej wnętrze odbijało światło tysiącem kolorów, piękniejsze niż wszystko dookoła. Wkrótce jedynym, co dostrzegał, był błękit, rozświetlany padającym z góry blaskiem lamp i ekranów mesy, głuchy na stukot spadającego ze stołu naramiennika, który jeszcze wcześniej usiłował naprawić. Huk metalu o metal wydawał się cichszy od jednego westchnienia trzymanej w ramionach kobiety, spoglądającej na niego spod lekko przymkniętych powiek.
Długo nie wypuszczała go z objęć, bojąc się, że każdy, gwałtowny ruch może przywrócić ich do rzeczywistości niczym kubeł zimnej wody, ale po kilku, kilkunastu minutach, nawet gorące ramiona nie były w stanie powstrzymać wspinającej się po jej ramionach gęsiej skórki. Mruknęła coś niezrozumiałego blisko jego ucha, opierając rozgrzany policzek o jego ramię na jeszcze jedną, krótką chwilę, po której niechętnie otworzyła szerzej oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu swoich ubrań.
Kubeł zimnej wody w praktyce okazał się subtelniejszy niż zakładała. Nie wybudzał jej nagle, jedynie z każdym kolejnym ruchem powoli docierało do nich wszystko, co stało się nieistotne jeszcze kilka minut wcześniej.
Wsunęła na siebie spodnie i odnalazła bluzkę, a za nią bluzę. Nawet teraz, zbierając ubranie z blatu, trąciła butelkę tequili łokciem i złapała ją, przeklinając cicho i odkładając ją dalej od krawędzi, wcześniej zakręcając i minimalizując ryzyko stłuczenia ostatniej sztuki alkoholu, który preferowała. Przeczesała palcami włosy i przetarła wierzchem dłoni oczy, wypuszczając powietrze z ust na widok swoich rozwalonych wszędzie części pancerza.
- Musisz odpocząć - zadecydowała cicho, wracając na krótką chwilę do niego wiedząc, że jeśli słowa go nie przekonają, to fizyczna bliskość pomoże. - Oboje musimy. Posprzątam to i przyjdę do ciebie.
Przysunęła się, składając na jego ustach długi pocałunek, nim wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu wygoniła go z mesy, zabierając się za sprzątnięcie rozwalonych przez nich wszędzie części pancerza.
Złożyła wszystko do torby, na tyle, na ile wypadałoby żeby wszystko się zmieściło, ale bez przywiązywania do tego większej uwagi. I tak niedługo będzie musiała wyciągnąć wszystko z powrotem, wystarczyło teraz tylko zdjąć to ze stołu i przenieść do kajuty.
Do kajuty kapitańskiej weszła dziesięć minut później, gdy mesa wróciła do swojego w miarę uporządkowanego stanu, a pancerz i broń znalazły się z powrotem na biurku w jej kajucie, albo leżały rzucone na łóżko, z którego tej nocy nie planowała korzystać. Nie pytając o zgodę, przyciemniła światła w środku i zsunęła z siebie bluzę, przewieszając ją przez oparcie krzesła stojącego przy jego biurku.
- Gdzie stanęliśmy na Iluzji Rachni? - rzuciła luźno, rozbawiona, wsuwając się pod kołdrę bez zawahania i bez względu na to, czy już sam leżał w łóżku, czy odmawiał do niego wejścia.
Mimo wszystko, włączyła swój własny omni-klucz, nie upierając się przy książce, którą zaczął czytać jej wcześniej. W razie czego jakąś inną, własną, miała pod ręką, a omni-klucz podświetlał jej treści, więc światła w kajucie mogły zgasnąć.
Śnił o rzeczach potwornych, lecz wypartych przez wielokrotnie rozbudzający się umysł. Pozostawiły po sobie jedynie niesmak, świadomość tego, że coś jest nie tak jeszcze zanim wybudził się ze snu ostatecznie i przypomniał, że nie tak było teraz wszystko. Może poza wtuloną w niego niebieskowłosą, która drgnęła, słysząc zaprogramowany przez Etsy budzik. Wybudziła się natychmiast, a może nie spała od dawna.
Nie mógł zaliczyć tej nocy do udanych. Wielokrotnie budził się w pościeli mając wrażenie, że przespał wiele godzin tylko po to, by spojrzeć na zegarek i przekonać się, że w praktyce było to tylko kilka minut. Gdy obudziła ich Etsy, miał wrażenie, że nie przespał ani chwili, a pod powiekami miał piasek.
- Za godzinę wlatujemy do systemu - poinformowała ich oboje, zmuszając Mayę do otworzenia oczu i przetoczenia się na plecy z westchnieniem. - Crescent jest w drodze. Będą pół godziny po nas.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

2 mar 2019, o 16:17

Ucieczka od rzeczywistości była jedynym co mogli teraz zrobić. Oboje tańczyli na krawędzi przepaści, będąc spychani w jej stronę coraz bardziej z każdym kolejnym dniem, z każdym kolejnym odkrytym tropem i rozgrzebaną tajemnicą. Podążanie za śladami zostawionymi przez potwora tropionego w ciemności kosztowało coraz więcej i więcej - zaczęło się od zwykłego czasu, którego nigdy nie było zbyt wiele, potem przyszły ideały, wymagające odsunięcia się na bok, potem kariera oraz zaufanie przełożonych. Teraz na blat stołu ruletki zostali rzuceni jego bliscy, tocząc się wśród innych żetonów i dołączając do leżącej już sterty - ot, kolorowej góry tworzącej jego własne życie, gotowe do zastawienia w najbardziej ponurym zakładzie.
Ale to nie ten fakt bolał go najbardziej. To nie liczba żetonów ani ich świadomość spychała go coraz bardziej w przepaść, to nie liczba rzeczy, które musieli poświęcić sprawiała, że bez namysłu uciekał w alkohol, żartobliwe wymiany prztyczków z Mayą oraz ostatecznie, w jej ramiona, bliskość oraz szybki, gorący oddech na własnej szyi. Umysł, w chwilach paniki, gdy zbyt blisko ocierał się o wspomnienie czekającej ich rzeczywistości, szeptał rozpaczliwie, że na pewien sposób nie różnili się zbyt wiele innych, uzależnionych od hazardu istot, gdy wmawiali sobie, że dorzucanie kolejnych żetonów na stół jest jedynym co mogli zrobić - że nie mieli już innego wyjścia, że skoro poświęcili już tyle, to muszą poświęcić i całą resztę, że to jedyna droga. Ciężko było znaleźć granicę między tym co było upartą dumą, co potrzebą zakończenia tego co już rozpoczęli, a co destruktywną nadzieją, że tym razem będzie inaczej i że na końcu czeka ich zwycięstwo, pomimo oczywistych szans na taki wynik.
Była to jednak tylko jedna strona medalu. Jak zawsze.
Dotyk rozgrzanego policzka na ramieniu, powoli uspokajający się trzepot serca, które wyczuwał przez skórę, bijącego o zaledwie kilka centymetrów od jego własnego, ciepło wzajemnej bliskości, delikatny zapach szamponu wciąż unoszący się z błękitnych włosów, lekkie, statyczne wyładowania wywołujące mrowienie na jego naturalnym pancerzu... Bańka mydlana była czymś więcej niż tylko ułudną barierą przed światem, czymś innym niż tylko chwilową feerią pięknych kolorów, które służyły odwróceniu uwagi. W tej jednej chwili spokoju, wyciętej ze zwyczajowego biegu czasu i odsuwającej na bok alkohol, wyczerpanie, strach, niepewność i nadwątloną nadzieję, uświadamiał to sobie z całą tego siłą. Sterta żetonów, które dorzucali na blat stołu, była tylko częścią prawdy, bo umysł zbyt łatwo potrafił się skupić na tym co stracił, by nie zauważyć tego co zyskał. Potrzebował tych drobnych przebłysków szczerego szczęścia, żeby sobie o tym przypominać. Tych czystych momentów nie skażonej pragmatyzmem radości, ukrytych w złotym blasku i wzajemnych uśmiechach, której próżno mógł wcześniej szukać przed poznaniem Mayi i przed skokiem w środek pajęczyny, w której teraz razem utknęli. Żadne słowa nie potrafiły wyrazić tego, co sprawiało teraz, że nieświadomie zaciskał ramiona, trzymając ją blisko przy sobie jakby nigdy nie chciał jej wypuścić, jakby była jedynym co utrzymywało go w rzeczywistości lub jakby próbował ją przed nią ochronić, żadne gesty nie wyjaśniłyby tego, co sprawiało że chował usta w niebieskich puklach na czubku jej głowy i że wpatrywał się przed siebie, nie widząc ale wsłuchując się w bicie drugiego serca, gdy to uspokajało swój bieg.
Kiedy drobna chwila przyjemnej wieczności umknęła pod niezrozumiałym mruknięciem biotyczki, on również drgnął, wracając do rzeczywistości. Ta sprawiała, że gorąco szybko wyparowywało z ich obojga, ustępując miejsca chłodu mesy i w pewien sposób po raz kolejny zwracając cierpliwie uwagę, że być może w teorii są lepsze miejsca na chwile niekontrolowanej pasji od zimnych blatów kuchennych, twardych stołów oraz od towarzystwa rozrzuconych elementów pancerza, przewróconych szklanek czy niewygodnych siedzeń transporterów. Coś w czym jednak najwyraźniej oboje się z nią nie zgadzali.
Z trudem rozluźnił ramiona, niechętnie wypuszczając biotyczkę ze swoich objęć. Świat zaglądał do nich powoli, pozwalając na niespieszne odnalezienie ubrań i wciągnięcie spodni. Rzucona wcześniej koszula znalazła sobie miejsce na rękawicy nasadzonej na butelkę ryncolu, upodabniając się do jedwabnego okrycia, którym zakrywało się eksponaty muzealne lub przedmioty aukcji, a która teraz była kolejnym z wielu elementów nieporządku zaścielającego mesę. Środkowy palec ugiął się jednak pod ciężarem materiału, dołączając do swoich towarzyszy i pozostawiając jedynie nie do końca zaciśniętą pięść, gdy zabrał ubranie.
Słowa Mayi sprawiły, że otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale znała go zbyt dobrze. Jej pocałunek pokonał wątły upór własnych przekonań i sprawił, że bez słowa skinął głową, gdy odsunęła się po chwili, poza zasięg jego rąk, które tęsknie próbowałyby zaprotestować. Zbieranie pancerza i sprzątanie mesy wydawało się być teraz ostatnim z priorytetów, szczególnie w obliczu tego co ich czekało, ale kto wie czy którekolwiek z nich będzie miało ochotę to robić następnego dnia. I czy będą mieli na to w ogóle czas przed pojawieniem się Khouriego i Irene.
Kapitańska kajuta przywitała go chłodem większym, niż towarzyszył im w mesie. Widok małej sterty omni-kluczy rozrzuconych po biurku oraz porzuconego luzem sprzętu przypominał o ogromnym cieniu czającym się za granicą bańki, ponownie narzucając na ramiona przytłaczający ciężar, ale teraz przynajmniej miał więcej siły, żeby nadal go dźwigać - bo nie dźwigał go już sam. Bez słowa pokonał opór sztywnego ciała, wykorzystując dziesięć minut nieobecności Mayi na zebranie własnego pancerza oraz karabinu leżącego na podłodze, i odłożenie ich na biurko oraz na posprzątanie szkła zaścielającego prysznic w łazience, podczas którego uporczywie ignorował przebłyski własnej twarzy na zbieranych fragmentach jednego z luster. Kiedy kobieta wróciła, on własnie siadał z powrotem na łóżko.
Czytanie starej książki i bliskość leżącej przy jego boku niebieskowłosej była zwieńczeniem dnia, którego oboje potrzebowali. Ciężko było powiedzieć po jakim czasie alkohol, zmęczenie i stres w końcu jednak wygrały, sprawiając że wygasili omni-klucze i pozwolili nocy przejąć kontrolę. Tym razem jednak nawet towarzystwo biotyczki nie uchroniło go od koszmarów, chociaż ilekroć budził się po raz kolejny po zaledwie kilkunastu minutach, ciepło jej policzka na własnej klatce piersiowej oraz dotyk jej dłoni pozwalał mu się szybciej uspokoić i ponownie wrócić do chaotycznego sztormu, w którym tonął jego umysł, nie mogąc poradzić sobie z napięciem i wyczekiwaniem tego co przyniesie jutrzejszy dzień. Szereg obrazów, wypartych z pamięci ilekroć sen przerywał się gwałtownie powrotem do przytomności, wypalił w jego głowie zaledwie poczucie adrenaliny, nerwów i zaniepokojenia, chowając jednak ich źródło bezpowrotnie, powodując tym większą frustrację.
Nie zaznał odpoczynku tej nocy.
Kiedy w końcu nadszedł poranek (względny, biorąc pod uwagę ich lokację), a Etsy obudziła ich na tyle subtelnie, na ile potrafiła, uniósł rękę i zakrył oczy przedramieniem. Niespokojny sen plus efekty wczorajszego picia ryncolu nie składały się na piękne przebudzenie, sprawiając że każda jego komórka ciała miała ochotę dalej zacisnąć powieki, zwinąć się w kłębek i dać sobie spokój nieprzyjemnymi funkcjami podtrzymywania życia.
- Mhm - mruknął elokwentnie na informację od SI, nie ruszając się jednak ani kawałek. Nawet to krótkie potwierdzenie sprawiło, że jego gardło odezwało się szorstkim bólem, przypominającym przełykanie żwiru. Oczy, piekące od nieistniejącego piachu, wcale nie pomagały. Inna, bardziej świeża część jego umysłu, pożałowała że zapomniał postawić obok łóżka napojów witaminowych z dozownika.
- Poważnie rozważam kapsułę medyczną - odezwał się po boleśnie długiej chwili, głosem przypominającym papier ścierny. Opuścił w końcu ramię; prześcieradło zaszeleściło, gdy obrócił się bokiem, a przodem do biotyczki, zawieszając na niej zmęczony wzrok.
- Dzień dobry.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

6 mar 2019, o 00:57

W przyciemnionych światłach kajuty szczegóły umykały nawet turiańskiemu oku. Prawdopodobnie widział Mayę lepiej, niż ona widziała jego. Jej jasna skóra odcinała się od ciemnej pościeli, a bursztynowe oczy połyskiwały w półmroku, podczas gdy niebieskie włosy wydawały się wtapiać w poduszkę, na której leżała jej głowa. Turiańska twarz była ciemniejsza, poza tatuażami, które zdobiły chitynowe płytki na jej powierzchni.
- Mhm, dobry - odmruknęła niewyraźnie, mrugając kilka razy. Obróciła ku niemu głowę, podnosząc dłoń by przetrzeć oczy i odgarnąć z twarzy kosmyki włosów, które zdążyły w trakcie nocy się do niej przyczepić. Docierał do niej alkohol, który pili poprzedniego dnia. Kilka, kilkanaście łyków tequili było niczym w porównaniu do poprzedzającego to rynkolu.
Mruknęła coś pod nosem, chowając twarz w dłoniach na chwilę. Otwarcie oczu było jak wstąpienie do świata żywych, bez względu na to, czy spała wcześniej, czy nie. A w świecie żywych konsekwencje zwykły boleć, szczególnie gdy w grę wchodziły procenty niezbyt czystego trunku.
Parsknęła śmiechem na myśl o kapsule medycznej. Zmusiła się do podniesienia na łokcie, choć organizm nieciekawie przyjął zmianę położenia. Skrzywiła się lekko i zamknęła ponownie oczy, walcząc z wszystkim tym, co teraz mknęło przez ciało Viyo jak pożoga. Może ich jedzenie i napoje normalnie się różniły, ale rynkol działał na ich oboje dokładnie tak samo - tak, jak każda inna trucizna, której zdecydowanie nie powinno się spożywać.
- Morfiny? - spytała z rozbawieniem, wskazując dłonią swoją bluzę, zawieszoną na krześle przy biurku. W jej kieszeni pewnie znowu miała opakowane tabletek, to co zwykle, lub jakieś inne.
Przez chwilę patrzyła na odzież tęsknie, ale jednak znajdowała się zbyt daleko żeby przekonać ją do wyjścia z łóżka. Powietrze w kajucie wydawało się zimne, a pościel była gorąca, tak jak leżący pod nią turianin. Walcząc z rozsądkiem, osunęła się na oparciu posłania i ponownie wsunęła pod pościel, podciągając sobie kołdrę pod brodę, tym samym zsuwając ją częściowo z Vexariusa, na co nie zwróciła nawet uwagi.
- Półtorej godziny - rzuciła cicho, myśląc nad czymś intensywnie. - Za mało.
Przysunęła się bliżej, a jej głowa wylądowała na fragmencie jego poduszki. Przymknęła ponownie oczy, wtulając w ciepłe ciało, negując poprzednie słowa Etsy i to, jak mało mieli czasu na leniwy odpoczynek w łóżku, jakkolwiek zła nie byłaby ich noc.
Przez chwilę milczała, wsłuchując się w odgłosy systemów podtrzymywania życia i ich wspólny, miarowy oddech, niezsynchronizowany, bo jej wydawał się nieco szybszy.
Odsunęła się w końcu, otwierając oczy i wpatrując się w zielone tęczówki, które miała przed sobą. Wyciągnęła spod kołdry jedną dłoń, ujmując nią turiański podbródek i przesuwając kciukiem po jego policzku w nagłym zamyśleniu.
- Przespałeś choć chwilę? - spytała z troską w głosie, obojętna na własną, prawdopodobnie bezsenną noc. Spędzenie jej w czyichś objęciach i tak było znacznie przyjemniejsze niż spanie w małej kajucie bez nikogo obok, może poza wiecznie słuchającą Etsy, gotową poprowadzić dyskusję na jakikolwiek temat nawet w środku nocy.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

7 mar 2019, o 18:56

Źle przespana noc w połączeniu z efektami picia ryncolu nie było czymś, co chociaż w najmniejszym stopniu ułatwiałoby wstawanie. Lokalna grawitacja gorącej pościeli i leżącej obok biotyczki sprawiały, że sama myśl o opuszczeniu łóżka wydawała się być czymś równie bolesnym i mało zachęcającym, co zimny prysznic. Temperatura w pokoju nie była niska, ale wciąż była nieporównanie niższa od wygrzanej pierzyny, gładkich jedwabiów i miękkiego materaca. Gdyby to był każdy inny dzień, zapewne ich pobudka byłaby zaledwie chwilową przerwą od dalszego wylegiwania się przez długie godziny. Teraz rzeczywistość była inna - i to ona coraz silniej wkradała się zza krawędzi łóżka, pełznąc wzdłuż kręgosłupa i wywołując nieprzyjemne, chłodne drżenie na karku.
Obrócił nieznacznie twarz w stronę bluzy biotyczki, patrząc na nią jednym okiem, gdy kobieta wskazała w tamtą stronę. Już wcześniej zastanawiał się nad zawartością pojemniczka, które czasem chrobotało w jej kieszeniach; kiedyś wspomniała mu, że to lekarstwo na migrenę, ale teraz ich znajomość opierała się na czymś więcej niż wymijających, zdawkowych odpowiedziach. Morfina była jednak zrozumiała przy obrażeniach, które odniosła ostatnio kobieta.
- Nie kuś - westchnął w końcu, obracając się z powrotem. Podniósł się nieco na łokciu, podpierając skroń na pięści i patrząc z góry na Mayę. Sen umykał coraz szybciej, ale umysł uparcie walczył ze świadomością tego co czaiło się na horyzoncie. Łatwiej było skupić się na chwili obecnej, twardo ignorując bolące gardło, obolały żołądek i myśli otulone ciasną siatką, spiętą i pulsującą gdzieś w okolicy potylicy.
- Na śniadanie do łóżka i kawę? - zapytał z cieniem uśmiechu po jej słowach, błądząc spojrzeniem po jasnej twarzy odcinającej się na tyle ciemnej pościeli. Deficyt czasu był jednak czymś bardziej złożonym niż po prostu ograniczeniem, które nakładał na nich wylot z Przekaźnika. Za półtorej godziny musieli być gotowi, bo spotykali się z Khourim oraz Irene, ale na tym się nie kończyło. Przebudzenie się i wstanie z łóżka oznaczało rozpoczęcie odliczania, którego koniec oznaczał nadejście czegoś, czego skutków żadne nich nie potrafiło przewidzieć. Zostało im półtorej godziny do spotkania, ale prawie piętnaście do momentu poza którym ich przyszłość stawała się jedną wielką niewiadomą.
Równie dobrze mogło to być ostatnie piętnaście godzin z ich życia.
Za mało.
Przesuwał powoli spojrzeniem po bursztynowych tęczówkach, po ciemnych rzęsach i po poplątanych, błękitnych kosmykach, które poprzyczepiały się do jej policzków i czoła w artystycznym, porannym nieładzie. Niebieskie włosy tworzyły w tej chwili niemal czarną aureolę dookoła jej głowy, rozlewając się po poduszce i zlewając się z półmrokiem; kiedy ona milczała, wsłuchując się w szum systemów oraz echo ich własnych oddechów, on przyglądał się jej w ciszy, delektując się tym widokiem i utrwalając go sobie w pamięci. To był jeden z nielicznych obrazów, jedna z krótkich chwil wyciętych z ich chaotycznego, ciągle napiętego życia, które w pewien sposób wydawały się być najbardziej nierealne, a które niosły ze sobą uczucie rozgrzewające serce i które otulały umysł spokojem ilekroć do nich powracał. Piętnaście godzin wydawało się być całą wiecznością, ale nikt nie potrafił powiedzieć co przyniosą. Być może po raz ostatni leżeli razem, ciesząc się własną bliskością i swoim widokiem, bo być może na Chasce czekała ich tylko śmierć. Nie było to coś, co łatwo chciał odrzucić.
- Prawdopodobnie nie więcej niż ty, biorąc pod uwagę jak się rzucałem - odpowiedział po chwili na jej pytanie, gdy wyciągnęła dłoń do jego podbródka. Sam przesunął wolną dłoń do jej policzka, odgarniając z niego kilka kosmyków i przesuwając je palcem za jej ucho. - Ale poranek mi to rekompensuje.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

13 mar 2019, o 15:14

Jej spojrzenie nieco trzeźwiało z każdą kolejną chwilą, choć utkwiła je w leżącym obok turianinie i zastygła w bezruchu, z lekkim uśmiechem na ustach. Rynkol wydawał się działać nieco łagodniej gdy żadne z nich nie ruszało głowy z poduszki i nie mówiło zbyt głośno. Ciężko było wyobrazić sobie to, że za godzinę mieli być na nogach, gotowi na wszystko, na co nic na świecie przygotować ich nie mogło, a za półtorej wszystko to, co obmyślali, miało spotkać się z oceną.
Wciąż nie mogli w pełni wiedzieć, czy popełnili błąd, czy nie, puszczając Jeffersona żywego. Być może tym samym przedłużyli czas życia turiańskiej rodziny i zwiększyli ich szanse na przetrwanie z zerowych do jakichś ułamków, ale mogło to mieć znacznie więcej konsekwencji. Może któregoś dnia, gdy to wszystko się skończy, spotkają Kevina poza Noverią, na jakiejś innej, lodowej planecie a przeszłość wróci do nich z siłą uderzającego do drzwi podświadomości tarana.
- Prędzej czy później musimy stąd wyjść - zauważyła smutno, przysuwając się by złożyć na jego ustach krótki pocałunek. Poruszenie się sprawiło, że zmarszczyła lekko brwi, czując efekty wypitej wczorajszego dnia trucizny. - Chyba lepiej to zrobić szybciej. Jak z oderwaniem plastra.
Uśmiechnęła się ponuro do swojej analogii, wpatrując się obojętnie w ciemny sufit. Mimo tego, nie ruszyła się więcej, tylko leżała obok niego, opierając dłoń o jego klatkę piersiową i myśląc nad czymś, co pewnie odbijało się również od ścian w głowie turianina.
Etsy przerwała milczenie jako pierwsza. Może przyciszyła głos, ale gdy metaliczny, damski ton przerwał tak głuchą ciszę, niebieskowłosa drgnęła lekko. Wcześniej zapomniała, że nie byli sami - nie do końca, choć w pomieszczeniu nie było nikogo poza nimi.
- Skończyłam analizować zawartość omni-kluczy. Z niektórych danych wyciągnęłam wnioski, z którymi powinniście się zapoznać przed wyruszeniem na Chascę - poinformowała ich, zmuszając do powrotu do rzeczywistości jakkolwiek miłe nie było leżenie w bezruchu w ciepłej kołdrze i własnych ramionach.
Maya westchnęła cicho, podnosząc się na łokciach. Przez kilka oddechów zbierała się w sobie, po czym złapała za krawędź kołdry i przerzuciła ją na bok, odkrywając się i obracając, kładąc nogi na zimnej podłodze kajuty.
Wstała, ruszając automatycznie do swojej bluzy i po drodze przeciągając się, a w dłoni chowają ziewnięcie. Brak snu w jakiś sposób im się udzielał, ale ciało wciąż było dziwnie napięte, jakby czekało na atak, choć nie wiedzieli z której strony ma nadejść.
- To ja wezmę prysznic, tak będzie szybciej - zaproponowała, wsuwając na siebie bluzę przy lekkim chrobotaniu dobiegającym z kieszeni, gdy sięgnęła po tabletki. Uniosła brwi pytająco wskazując na pudełeczko, gotowa mu jedną lub dwie zostawić przed wyjściem, ale nie biorąc żadnej w jego obecności. - Poczekaj na mnie z tymi omni-kluczami - poprosiła przed skierowaniem się do drzwi. Omiotła spojrzeniem pociemniałą kajutę nim niechętnie przekroczyła próg, ruszając do własnej, w której czekała na nią własna kajuta prysznicowa, torba i wciśnięte do niej naprędce fragmenty pancerza, którymi zajmowali się wcześniej.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

14 mar 2019, o 20:47

Żadne z nich nie wiedziało co przyniesienie przyszłość. Ostateczne konsekwencje ich decyzji dopiero miały nadejść, a do tej pory mieli zaledwie przedsmak tego co ich czekało i tego w co w pewien sposób sami dobrowolnie się wplątali. Za kilka godzin mieli trafić na koniec ścieżki, którą podążali od ostatnich kilku miesięcy - z początku na dwóch oddzielnych, z pozoru nie związanych drogach, które jednak ostatecznie zaprowadziły ich do tego momentu tu i teraz. Coś czego żadne z nich się nie spodziewało, coś w co żadne z nich by nie uwierzyło, gdyby niemal pół roku wcześniej ktoś im próbował wyjawić skrawek przyszłości. A teraz oboje znaleźli się na ostatniej stronie, niepewni czy czeka ich koniec pewnego rozdziału czy też całej książki.
Jej słowa wyrwały z niego ciche westchnięcie, chociaż pocałunek nieco załagodził smutną, czekającą na nich rzeczywistość. Miała rację, oczywiście, chociaż prawdopodobnie żadne z nich nie byłoby w stanie zostać w łóżku jeszcze dłużej. Świadomość upływającego czasu nie przypominała już szelestu przesypującego się piasku przez wąską szczelinę szyjki klepsydry, a huk wodospadu. Pozostanie w łóżku i zignorowanie spotkania z Khourim, a także Chasci było wyborem, który zmieniłby ich świat diametralnie.
- Czekam z niecierpliwością aż nadejdzie pierwszy dzień po tym wszystkim, pierwszy dzień w którym nie będziemy musieli walczyć z czasem i z całą resztą - mruknął pod nosem, śledząc ją spojrzeniem, gdy wbiła wzrok w sufit. - Nie wyjdę wtedy z łóżka. I ty również.
Marzenie było ładne, nawet jeżeli wątpliwe. Nagłe słowa Etsy przywróciły ich jednak z powrotem do rzeczywistości, przypominając co na nich czeka; SI najbardziej z nich wszystkich zdawała sobie sprawę z upływającego czasu, a jej subtelne ponaglenie było najdelikatniejszą z form, które mogło przyjąć. Za co w pewien sposób był jej wdzięczny, nawet jeżeli spowodowało to kolejne westchnięcie z jego strony. W tej chwili nawet jego ciekawość cierpiała efekty wielotygodniowego wyczerpania i połączenia wypitego wczoraj ryncolu, ale w końcu chodziło teraz o coś o wiele większego.
- Tak zrobimy - odpowiedział do SI, obserwując niebieskowłosą jak niemrawo zbiera się do wstania. Kiedy usiadła na brzegu łóżka i wstała, on sam się nie poruszył i po prostu śledził ją spojrzeniem. Kiedy uniosła ku niemu pudełko z tabletkami, przez uderzenie serca poważnie zastanawiał się nad skorzystaniem z jej zawartości - żołądek skręcał się po wypitym alkoholu, w potylicy łupało jakby coś próbowało wyjść mu przez czaszkę, gojąca się dłoń swędziała, a całe ciało było obolałe jakby spał na kamieniach, a nie w jedwabnej pościeli, i kapsułka otumaniającej morfiny byłaby błogosławieństwem na przynajmniej część z tych dolegliwości. Ostatecznie jednak uśmiechnął się tylko krzywo i pokręcił głową przecząco, dziękując. Najbliższe kilka godzin musiał mieć trzeźwy umysł.
- Zaczekam - obiecał, po czym sam również niechętnie odsunął pościel i usiadł. Odprowadził kobietę spojrzeniem, a gdy zamknęły się za nią drzwi, schował na chwilę twarz w dłoniach, pocierając ją ze zmęczeniem. Opuszczenie pomieszczenia przez Mayę zabrało z niego część jej ciepła, sprawiając że ostatni powód do pozostania w łóżku zniknął. Pozostała tylko chłodna rzeczywistość.
Zgarbił się i oparł łokcie na kolanach, pocierając dłońmi skronie, zamykając na chwilę oczy.
- Bądź gotowa przy wyjściu z Przekaźnika - odezwał się po chwili do Ets, zmuszając mózg do pracy i odrzucenia zasłony nierealności, za którą próbował się chować. - Na wypadek jakby na nas czekali. Niewiele jest dróg na Chascę od strony Noverii.
Jego ciało odezwało się głuchym protestem, gdy w końcu zmusił je do ruchu i wstał. Poruszył sztywnymi ramionami i przeszedł przez pokój do szuflady ze swoimi ubraniami, zdrętwiałymi palcami biorąc sobie świeże spodnie oraz ciemną koszulę. Jego myśli niechętnie odbiegały już ku temu co leżało przed nimi, powoli budząc się na dobre do życia.
Prysznic w towarzystwie popękanego lustra zajął mu zaledwie kilka minut. Gorąca woda odsunęła nieco na bok objawy kaca, chociaż nie pomogła nic na zimne palce zaciskające się dookoła jego kręgosłupa; gdy wrócił z powrotem do kajuty, zapinając kolejne guziki koszuli, zmęczenie usunęło się w cień, zajmując sobie swoje stałe miejsce z tyłu głowy. Nadal mieli mnóstwo rzeczy do zrobienia, a każda kolejna minuta sprawiała, że tych wydawało się być coraz więcej.
Nawet Etsy była pośród nich. Gdy zatrzymał się przy biurku, w zamyśleniu podwijając mankiety i przesuwając spojrzeniem po stercie omni-kluczy leżących na blacie, jakaś jego część odezwała się w nim smutno, że być może SI będzie jedyną która przeżyje desant na bazę na Chasce. Nawet jeżeli Steiger puści za ich statkiem własne w pościg, szansa na jej pochwycenie była różna. Nie potrafił sobie wyobrazić co mogła czuć i w jakich relacjach - mieli ze sobą bliskie kilka miesięcy, które ich zżyły, a teraz istniała szansa, że kolejny z jej kapitanów nie wróci. Czy miała plan co zrobi ze sobą wtedy? Mieli jeszcze kilkanaście godzin przed ostatecznym zejściem na Chascę, a ostatnia - żeby nie powiedzieć "pożegnalna" - rozmowa z nią wciąż znajdowała się pośród jego planów.
- Ets - odezwał się po chwili ciszy. - Denerwujesz się?
Zdawał sobie sprawę, że jej procesy myślowe przebiegają zapewne w zupełnie inny sposób i jej obawa nie była dokładnie tą samą obawą, która skręcała jego żołądek, ale pytanie było jak najbardziej poważne. Sedno tkwiło w zrozumieniu. Być może Khouri traktował swoją SI jak maszynę, ale dla niego jego była trzecim członkiem załogi.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

18 mar 2019, o 18:00

Wizja obudzenia się w tym łóżku choć raz bez zagłady zawieszonej nad ich głowami była z pewnością przyjemna, ale jak na razie też bardzo odległa. Czekała ich Chasca, zmierzenie się ze Steigerem i absolutnie wszystkim, w co brnęli od jakiegoś czasu. To nie tylko tyczyło Viyo czy Volyovej, ale i ludzi, których wplątali w to świadomie lub mniej, a nawet nie tylko ludzi. Etsy była tego częścią, powiązaną z Lyesią niemniej jak sam turianin, może nawet i więcej. Irene Dubois związana była z tym wszystkim w jakiś sposób przez Khouriego, który wpadł w sam środek tej dziury całkiem przypadkiem i w przeciwieństwie do nich, nie szukał zemsty za krzywdy wyrządzone mu przedtem, jedynie te, które połączyły ich wszystkich w jedną grupę.
Może brakowało tego, żeby ktoś z nich, kto wplątany w to był przypadkiem, wybuchł któregoś dnia. Wypowiedział na głos wszystko to, co Viyo mówił samemu sobie. Obwinił Widmo za jego pchanie się w poszukiwanie odpowiedzi, które doprowadziło do eskalacji konfliktu. Może w jakiś sposób by mu to pomogło, ale ani Maya, ani Etsy nie były odpowiednimi osobami żeby to zrobić.
Niebieskowłosa wyszła z kajuty kapitańskiej i przeszła do tej, którą miała dla siebie, żeby przygotować się na następny dzień - jakkolwiek by on nie był. Niektóre rutynowe zajęcia warto było zachować. Prysznic, choć przy zbitym lustrze, nie był w stanie zmyć jego ponurych myśli i problemów, ale pozbawił go części znużenia wywołanego rynkolem i lepiej przygotował na to, co miało nadejść.
Omni-klucze były aktywne, choć wygaszone. Najwyraźniej SI nauczyła się tego po tym, gdy grzebała w tych pierwszych, irytując pomarańczowym blaskiem rozświetlającym kajutę. Teraz była połączona ze wszystkimi, ale bez pomocy Isis, którą oddzielała od nich bariera kosmicznej przestrzeni i podróży w Przekaźniku Masy.
- Lepszym słowem byłoby niecierpliwię - odparła po chwili na jego pytanie. - Nasze szanse będą zmieniać się na bieżąco, nie potrafię ich pewnie określić teraz wiedząc, że po przybyciu do systemu możemy zastać inną sytuację.
Niebieskowłosa w tym czasie pewnie też skończyła swój prysznic, może kończyła się ubierać lub przeszła już do mesy zaparzyć dla nich kawę. Może połknęła tabletkę przeciwbólową od razu gdy wyszła z jego kajuty, a może wierzyła w uzdrawiające właściwości porządnego posiłku i kofeiny. Nie przeszkadzała im, w każdym bądź razie i nie wróciła po niego by spojrzeć na omni-klucze. Jak na razie kwestie ich kolejnych misji zawsze omawiali poza kajutami. Dzięki temu akurat to miejsce mogło kojarzyć jej się wyłącznie dobrze, poza krótkimi, nieprzyjemnymi epizodami.
- Im szybciej zareagujemy tym większe będą - dodała, choć sam musiał zdawać sobie z tego sprawę. - Tela Vasir powinna wyjść z tunelu Przekaźnika za minimum cztery godziny - zmieniła nieco temat, przypominając o innej sprawie. - Przygotowałam paczkę materiałów do wysłania dla niej. Będziemy czekać na kontakt, czy nagrasz wiadomość, którą mam jej zostawić?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

18 mar 2019, o 22:12

Uśmiechnął się krzywo do własnych myśli po jej odpowiedzi, chociaż daleko było temu uśmiechowi do radości. On sam tkwił gdzieś po środku, rozdarty. Z jednej strony jakaś jego część pragnęła by ten okres spokoju trwał w nieskończoność, wiedząc że im dalej przesuwała się wskazówka zegara, tym bardziej nieprzyjemna przyszłość ich czekała i tym bardziej jego rodzina była zagrożona, ale z drugiej było tak jak mówiła Maya - rzeczywistość przypominała plaster, którego prędzej lub później trzeba było zerwać. Niepewność i napięcie czekania prędzej lub później miało dać o sobie znać, a od nich był już tylko krok do niecierpliwości o której wspomniała SI.
- Nigdy nie było lepszego momentu, żeby pokazać światu, że ze statystyką da się walczyć - mruknął pod nosem, puszczając zawinięty mankiet i wsuwając dłonie do kieszeni. Ostatecznie, obliczenia Etsy nic nie zmieniały, bo prawdopodobnie żadne z nich już by nie zrezygnowało, nawet jakby SI oznajmiła, że ich szanse na przeżycie wynoszą okrągłe zero procent.
Kiedy przypomniała mu o Vasir, przez chwilę nie odpowiadał, błądząc myślami dookoła asari.
- Dam ci znać po rozmowie z Khourim i Irene - zdecydował w końcu z ciężkim westchnięciem. - Nazir miał myśleć nad szturmem placówki i może się okazać, że będziemy bardzo potrzebować siódmej osoby. Skontaktuję się z Telą jak już będę wiedział na czym stoimy, a to i tak nie będzie możliwe dopóki nie opuści tunelu Przekaźnika.
Wsparcie kolejnego Widma, szczególnie pod postacią siły którą oferowała Vasir, byłoby nieocenioną zaletą w ich ataku, ale wciąż nie był pewien czy miał serce wciągać w to wszystko kolejną bliską mu osobę. Jeżeli dzięki niej ich szanse miały wzrosnąć z 1% do 2%, to być może kolejna śmierć nie była tego warta.
Przez chwilę błądził wzrokiem po omni-kluczach, ostatecznie jednak nie decydując się ich zabrać. Odwrócił się na pięcie, ruszając do wyjścia.
- Oszacuj te omni-klucze pod kątem użyteczności bojowej i porównaj z tym co mamy teraz z Mayą. Może wykorzystamy je również w bardziej praktyczny sposób - poprosił jeszcze, przechodząc przez próg. Drzwi zasunęły się za nim z szelestem, gdy wyszedł na korytarz; jasno oświetlone przejście sprawiło, że w pierwszym odruchu musiał zwęzić odruchowo źrenice, gdy oczy, uwrażliwione przez półmrok kajuty oraz efekty kaca, zaprotestowały przed nagłym atakiem lumenów. Potarł palcami powieki i skierował się do mesy.
Nawet jeżeli nie było tam jeszcze Mayi, to był dozownik z witaminizowanym sokiem. A tych potrzebował teraz równie mocno co spokojnie przespanej nocy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

19 mar 2019, o 03:06

Tela Vasir byłaby piątą osobą do ich małego oddziału, uzbrojoną po zęby i równie sprawną w walce jak każde z nich. Ale wciągnięcie w tę szaleńczą pogoń kolejnej osoby, ryzykując jej zdrowiem i życiem, mogło być ceną, której Widmo nie był w stanie zapłacić. Zakładając, że asari w ogóle zechciałaby na Chascę lecieć. Choć jej metody i ideały bywały dalekie od stereotypowych, nawet ona musiała mieć granicę szaleństwa, za którą zwyczajnie nie było warto się udawać. Nie dla kilku odpowiedzi, których wydawała się nie potrzebować po Lyesii. Dla niej ten rozdział mógł być już zakończony, miała nowe misje, nowe priorytety i rozkazy od Rady, które w przeciwieństwie od Viyo ona planowała uszanować.
Póki z nią nie porozmawia, nie będzie wiedział, czy pochwala, czy całkowicie potępia jego czyny. Nie miał więc wsparcia byłej mentorki ani jej trzeźwego spojrzenia jako osoby częściowo z zewnątrz, ale wystarczająco z tym powiązaną, by rozumiała jego działania do pewnego stopnia.
- Omni-klucze żołnierzy są lepszymi modelami od tych, którymi oboje się posługujecie - Etsy odpowiedziała od razu, aktywując cztery urządzenia i pozostawiając sprzęt DeWitta i Jeffersona wygaszonym. Dwa z nich, Avisa i Zielonej, były jaśniejsze od pozostałych, wskazując na jeszcze wyższą półkę. Sprzęt był wojskowej jakości i z pewnością da im nieco więcej przewagi w walce, jeśli zdecydują się z niego skorzystać.
Gdy wszedł do mesy, pomieszczenie było puste i w przeciwieństwie do większości poprzednich razy, gdy trafiał do niej jako pierwszy, pozostało pustym przez długi czas. Niebieskowłosa weszła do środka dopiero piętnaście minut później, z odmalowaną na twarzy determinacją, która zastąpiła dyskomfort porannego kaca i wygnała z oczu senność. Dla odmiany nie miała na sobie bluzy, tylko włożoną w wojskowe spodnie, czarną bluzkę z długim rękawem. Włosy splotła w ciasny warkocz, choć kilka krótszych kosmyków okalało jej twarz, zbyt krótkich, by znaleźć się w zapięciu.
- Etsy? - zachęciła SI, wcześniej wymieniając spojrzenie z turianinem. Nie mieli wiele czasu, ale wystarczająco, by mogła zrobić sobie kawę i wyciągnąć coś do jedzenia, co nie było zbyt ciężkostrawne. Z sałatką i kubkiem gorącej kawy usiadła przy stole, zajmując miejsce obok niego.
- W omni-kluczach nie znalazłam planów budynku, ale z wiadomości i informacji rozproszonych po urządzeniach wynikł jej rozmiar i właściwości - przywołała na ich omni-klucze tylko konkretny, przygotowany przez nią plik, wiedząc już, że nie musiała przywoływać dziesiątek dokumentów i wiadomości, na podstawie których udało jej się tego wszystkiego dowiedzieć.
Baza na Chasce nie była wiele większa od placówki skrytej pod ziemią, w głębi piramidy na AZ-99. Z niektórych wiadomości wynikało, że również podzielona była na sektory, choć było ich mniej. W pliku, SI zanotowała też urywki z ich rozmowy z Jeffersonem oraz cytaty Avisa, wspomagając niektóre z nich wiadomościami.
- Równie dobrze możemy poczekać z tym na resztę - westchnęła niebieskowłosa, przerywając czytanie i zabierając się niemrawo do jedzenia, z przymusu niż szczerych chęci. - Będziemy to rok opowiadać.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

19 mar 2019, o 21:38

Reakcja Teli była trudna do przewidzenia. Ich relacje nie osiągnęły tego samego poziomu, który teraz dzielił z Mayą, ale przeszli razem wystarczająco wiele, żeby jej ufał i żeby zdawał sobie sprawę z pewnej więzi między nimi - nawet jeżeli jej natura była innego pochodzenia i miała inne podłoże. Miesiące które upłynęły od ich ucieczki z AZ-99, pościgu w Lyesii, rozmów odbytych na pokładzie Chimery oraz wysiłku, który włożył do skruszenia jej murów, tak odmiennych od tych którymi otaczała się Maya, teraz zdawały się latami, ale wciąż były wyraźne. Vasir jednak nigdy nie wyszła w pełni z cienia, nigdy nie rzuciła światła na wszystkie tajemnice, którymi się otaczała, a tych było nieporównanie więcej od tych, które skrywały niebieskowłosą biotyczkę. Posiadała też o wiele bardziej zdyscyplinowaną naturę od Mayi, a jej osąd był bardziej podobny do jego - chłodny, logiczny i metodyczny. Wszystko to, co teraz by im się przydało, ale też to, co sprawiało że nie potrafił do końca określić jak zareaguje na wieści.
Ostatecznie była Widmem. Robiła to co uważała za konieczne, a nie to na co miała ochotę. Oboje byli.
Po słowach Etsy bez słowa zawrócił z progu, zgarniając dwa podświetlone intensywnym blaskiem omni-klucze do kieszeni i dopiero wtedy udając się do mesy. Ta przywitała go ciszą wciąż pozbawioną towarzystwa biotyczki, która zaraz jednak zniknęła, gdy wyciągnął z szafki szklankę i podstawił ją pod dozownik soku, uruchamiając urządzenie. Miarowy pomruk pracującej maszyny wypełnił pomieszczenie, podczas gdy on odłożył obydwa omni-klucze na stół i oparł się plecami o krawędź kuchennego blatu, krzyżując ramiona na piersi. Witaminizowany napój wypełniał naczynie, a on wpatrywał się w dwa przenośne komputery, jeden zawierający więcej tajemnic od drugiego. SI zdążyła już prześwietlić obydwa wzdłuż i wszerz, więc nie obawiał się, żeby znajdowała się na nich jakaś furtka, którą mogliby wykorzystać inni żołnierze Castora, ale w pewien sposób stanowiły one fizyczne dowody potwierdzające, że ich pogoń nie była tylko ułudą i koszmarną mrzonką. Czas, kiedy zalegały na jego biurku, sprawił że zdążył je już zacząć traktować jako kolejne stosy makabrycznych trofeów, jako uosobienie kroków które poczynili na ścieżce odkrywania potwora czającego się w cieniu - nawet jeżeli ich prawdziwa siła leżała tylko w informacjach, które w sobie zawierały.
Kiedy piętnaście minut później do mesy zawitała Maya, on już siedział przy stole; obok niego stała opróżniona do połowy szklanka soku - druga - i talerz z jeszcze parującą pastą z białego sera i kawałkami wędzonego lingura, produkt który był jednym z wielu, hermetycznie zapakowanych substytutów schowanych w szafce z prowiantem, przystosowanych na długi termin przydatności i zawartość kaloryczną, a nie na smak. Produkt którego dzieliły całe eony świetlne od prawdziwego, gotowanego jedzenia, ale który dzielnie próbował je imitować, gdy wrzuciło się go do mikrofalówki, smakując na tyle, że można się było do niego przyzwyczaić, ale nie na tyle, żeby za nim tęsknić.
Na odgłos kroków Vex podniósł wzrok znad omni-klucza przy którym dłubał niespiesznie, dostosowując jego parametry do swojego, dzieląc swoją uwagę między widelec, a holograficzny wyświetlacz, i odwzajemnił krótko spojrzenie biotyczki. Tak jak ona zostawiła swoją niepewność i senność pod prysznicem własnej kajuty, tak on porzucił swoją w sypialni, rzucając umysł na pożarcie pracy i planowania. Kiedy SI odezwała się na pytanie i podrzuciła im plik na ich narzędzia, odchylił się nieco w krześle, przenosząc wzrok na swój panel.
- Możesz nam nakreślić z grubsza co przewidujesz - powiedział po westchnięciu niebieskowłosej, niejako przyznając jej rację. - I tak będziemy musieli opowiedzieć wszystko z Noverii, a im szybciej zaczniemy także sami myśleć nad planem, tym lepiej - podsunął, obracając nieświadomie widelec w palcach. Jego własne słowa obudziły w nim inną myśl, którą niechętnie obracał już w głowie wcześniej. Ciekawe czy Khouri znał Steigera. Chociaż "ciekawe" było tu niewłaściwym słowem, biorąc pod uwagę implikacje, które to sugerowało.
- Wczoraj wspomniałaś, że masz jakiś szkielet pomysłu - dodał, podnosząc wzrok na biotyczkę i podłapując jej spojrzenie. Pomimo stanu i szoku, w który wczoraj wrzucił go Mathias, wciąż pamiętał ostatnie godziny i jej słowa. - Nadal chcesz poczekać z nim na przybycie Crescenta?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

26 mar 2019, o 00:38

Niebieskowłosa wbiła wzrok w talerz, niechętnie grzebiąc widelcem w sałatce, którą sobie wybrała. Jej brak apetytu nie był związany z jakością jedzenia, w które zaopatrzona była Elpis, ale nadchodzącymi wydarzeniami, które przyciągały jej myśli nie pozostawiając ich wiele by poświęcić uwagę pokarmowi, którego potrzebował jej organizm, szczególnie po wczorajszym truciu się rynkolem. Potrzeby umysły często nie zbiegały się z tymi, które miało ciało, tak jak w tym wypadku. Mimo tego, widelec wędrował od talerza leżącego przed Mayą do jej ust, odbierając jej przy tym możliwość natychmiastowego odpowiedzenia na słowa Widma.
- Znalazłam informacje na temat Steigera - odezwała się Etsy, chętnie, choć Volyova otworzyła już usta uznając, że te słowa kierowane były do niej. - Przesłałam wam dokumenty.
Steiger miał czterdzieści sześć lat i długą karierę naukową poprzedzającą jego przybycie do wojska. Papiery, które udalo się wyciągnąć Sztucznej Inteligencji, okazały się być dość rozległe i opisywały ze szczegółami osiągnięcia, które mężczyzna uzyskał na Ziemskich uniwersytetach. Widać  było, że niektóre z jej informacji pochodzą z baz ExoGeni, po logach placówek o podobnym charakterze do firmy, do której należała niegdyś Elpis. Dane o karierze mężczyzny w wojsku były już mniej szczegółowe, ale istniały.
Volyova odruchowo przysunęła się bliżej, zerkając mężczyźnie przez ramię zamiast włączać własny omni-klucz, zajęta przeżuwaniem sałatki. Przełknęła większy kęs, chwyciła za kubek z kawą i upiła łyk nim skomentowała to, co przeglądał turianin.
- Nie ma prawie nic - skomentowała, patrząc na jakieś ogólne informacje o awansach, nieposiadające żadnych danych lub raportów, które potwierdzałyby jego umiejętności. - Pewnie robił pod przykrywką od początku. Nie wiem jak stare jest B, ale jeśli wzięli go do Przymierza gdy powstawało...
Westchnęła, odsuwając od siebie resztę sałatki zdecydowanym ruchem, nie mając na nią już żadnej ochoty. Wstała, biorąc za sobą talerz i obracając się w stronę blatu, by wyrzuć resztki i umyć za sobą naczynie.
- Chyba tak - odpowiedziała zdawkowo na jego drugie pytanie, zerkając na czas, który im został.
Znajdowali się już w układzie. Na radarach Etsy nie wychwyciła niczego interesującego, nic co mogłoby im zagrozić, więc nie wszczęła alarmu, pozwalając im dokończyć w spokoju śniadanie. Według ich zagarka, zostało im mniej niż dziesięć minut do przybycia Crescenta.
- Zaraz tu będą - dodała, z powrotem opadając na swoje krzesło i przysuwając się do turianina.
W milczeniu sięgnęła po swoją kawę i włączyła omni-klucz, wywołując dane dotyczące placówki i przeglądając je przez pozostały im czas. Dziesięć minut zdawało się im dłużyć, ale w końcu ciszę przerwał syntetyczny głos Etsy.
- Crescent pojawił się w układzie.
Volyova wyłączyła urządzenie i westchnęła sfrustrowana oczekiwaniem. Jej noga nerwowo stukała o podłogę od dłuższego czasu, choć kobieta wydawała się pogrążona w czytaniu. Teraz podniosła wzrok na turianina, czekając na jakąś reakcję z jego strony zanim sama wstała, odruchowo chcąc ruszyć do śluzy.
Kilka minut później jej drzwi się otworzyły, ujawniając rozświetlane dwoma, wątłymi światłami wnętrze kołnierza łączącego śluzy dwóch okrętów. Po drugiej stronie stanęła francuzka z Khourim. Na twarzy ich obojga odmalowane było pewne napięcie, ale oboje wyglądali znacznie lepiej, bardziej wypoczęto niż gdy czwórka rozstała się po Szanghaju - w szczególności Nazir. Żołnierza ubrania były czyste i należały do niego, rana z boku głowy widocznie się zagoiła, po złamanym nosie nie było widać śladu. Chodził wyprostowany, bez śladów zmęczenia lub bólu w klatce piersiowej, który towarzyszył mu wcześniej. Wyglądał też lepiej niż gdy doszło do pierwszego spotkania z Widmem na pokładzie Crescenta.
- Przechwyciliśmy barkę, mamy sprzęt - powiedział od razu, po czym przekroczył próg śluzy, wychodząc na jasny korytarz ludzkiej fregaty. Spojrzał po Viyo i Volyovej, szukając po nich odpowiedzi na pytanie, którego jeszcze nie zadał. - Znaleźliście inżyniera?
- Tak - westchnęła niebieskowłosa, marszcząc lekko brwi. Po jej minie Dubois od razu rozpoznała,  że choć odpowiedź była twierdząca, historia niosła wiele komplikacji, których jedno zdanie nie było w stanie przekazać. - Mamy... dużo do nadrobienia.
Nie widać było po nich dodatkowych obrażeń - przynajmniej z początku. Maya wyglądała normalnie. Włosy miała spięte w ścisły warkocz, z którego wystawało kilka krótszych kosmyków z przodu głowy. Tym razem ubrana nie w bluzę, a bluzkę z długim rękawem, włożoną w wojskowe spodnie. Viyo, stojący obok niej, z pozoru też nie wyróżniał się niczym nowym, póki Francuzka nie dostrzegła jego zabandażowanej dłoni.
Niebieskowłosa obróciła się w miejscu, gestem zapraszając ich wgłąb korytarza, do mesy.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

26 mar 2019, o 21:31

Żadne z nich nie miało ochoty na posiłek, ale oboje wiedzieli, że bez względu na na to, ich organizmy potrzebują energii na później. Dyscyplina wcielona w wojsku miała różne postacie, nie tylko tą, która pozwalała trzymać karabin prosto i celownik w bezruchu, czy tą która skupiała pierwiastek zero dookoła jednego punktu, a nie całego pomieszczenia. Armia wpajała nawet te z pozoru trywialne rzeczy, rzeczy których ciężko było się pozbyć nawet pomimo miesięcy lub lat które upłynęły od ostatnich treningów lub misji - jedz żeby mieć energię, nawadniaj organizm żeby zachować trzeźwość umysłu, śpij kiedy masz okazję. Jego widelec również skrobał po dnie talerza bez większego entuzjazmu, ale umysł znajdował ucieczkę w pracy na omni-kluczu, pozwalając żołądkowi samemu pogodzić się ze swoim losem. Organizm wycieńczony przez kiepski sen, paskudny alkohol i nieustanne bombardowanie adrenaliną potrzebował każdego kęsa, bez względu na to czy miał na to ochotę, czy nie. Niektóre nawyki przychodziły nieświadomie.
Nawet jeżeli wspomnienie o Steigerze podwójnie odbierało apetyt.
Podniósł wzrok, gdy Etsy zarzuciła temat głowy Castora, przerywając na chwilę dłubanie w parametrach urządzenia. Jego własne piknęło cicho uderzenie serca później, a on przesunął je przed siebie, odkładając widelec i wyświetlając dane które podrzuciła mu SI. Kiedy poczuł Mayę przy swoim boku, powiększył wyświetlacz bez słowa, obracając go kawałek tak, żeby również mogła czytać.
- Pewnie tak. Prawdopodobnie zaciągnęli go do jakiejś tajnej sekcji naukowej lub laboratorium wojskowego - mruknął twierdząco po jej słowach, przesuwając palcem po kolejnych wirtualnych slajdach zawierających artykuły, wycinki z baz danych, raporty. Jego wzrok przeskakiwał po zdaniach tekstu, bezcelowo szukając czegokolwiek co sprawiłoby, że figura człowieka tak wrzynająca się teraz w jego serce straciłaby na przewadze. - Steiger uważany jest przez nich za innowatora i wizjonera, i stoi na czele badań na Chasce, więc swoją karierę pewnie zaczynał w ten sposób. Niewiele nam to daje, ale to zawsze coś. W każdym razie pasuje do tego czego się spodziewaliśmy - dodał, krzywiąc się nieznacznie.
Sięgnął z powrotem po widelec, nabierając na niego kawałek pasty, próbując zagryźć wyimaginowany smak popiołu. Gdy biotyczka się odsunęła, skinął po chwili milczenia głową. Burza mózgów mogła im pomóc przy konstruowaniu planu, ale lepiej było to zrobić w cztery osoby - każde z nich miało inne mocne i słabe strony, każde ich miało własne pomysły oraz doświadczenia, które teraz mogli przekuć w coś, co dałoby im chociaż cień szansy. Nawet jeżeli ta szansa nie jawiła się jako największa.
Etsy poinformowała ich o przylocie Crescenta do układu, a systemy okrętu i ich własne od razu sięgnęły do pokładów galaktycznej sieci informacyjnej, aktualizując się ze straconymi kilkunastoma godzinami spędzonymi w tunelu Przekaźnika. Wrócili do rzeczywistości, teraz zupełnie dosłownie. Nie czekały na nich okręty Castora, statek nie zatrząsł się pod uderzeniami pocisków ani torped, na linii nie czekały kolejne pogróżki i obietnice. Przynajmniej tą jedną niewiadomą mieli z głowy.
W ciszy wmusił w siebie resztę posiłku, podnosząc się tylko na chwilę, żeby pozmywać talerz i schować go do szafki. Oczekiwanie wydłużało się niemiłosiernie, po raz kolejny pokazując elastyczność czasu. Ostatnie dziesięć minut spędził w bezruchu z brodą podpartą na złączonych dłoniach, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ścianę po drugiej stronie stołu i słuchając niecierpliwego stukania buta Mayi, podczas gdy jego myśli krążyły gwałtownie dookoła oczekującej na nich planety oraz placówki. Ciężko było tworzyć dokładne plany przy liczbie niewiadomych oraz braku danych, którymi dysponowali, ale szukanie rozwiązań było lepsze niż siedzenie bezczynnie. Szczególnie, gdy taka była stawka.
Kiedy Etsy w końcu przerwała ciszę, drgnął nieznacznie. Jego spojrzenie napotkało wzrok Mayi, a on sam skinął krótko głową. Nadszedł czas.
- Przekaż im, że spotkamy się na Elpis - rzucił do Etsy, również odsuwając krzesło. Niemal wszystkie dowody i powiązania ze sprawą, które mieli, znajdowały się na ich pokładzie, a tutejsza mesa była bardziej przystosowana do goszczenia gości niż wojskowy Crescent. Teraz zostawili ją jednak na chwilę, żeby przejść do śluzy i tam zaczekać na zadokowanie obydwu okrętów do siebie.
Ostatnie minuty, podczas których druga SI ustawiała płynnie drugi okręt względem pierwszego, upłynęły już o wiele szybciej. Oboje z Mayą czekali przy wejściu na Elpis, a gdy to w końcu stanęło otworem i do środka wszedł Khouri i Irene, oszczędnie skinął im głową na powitanie. Oboje byli w o wiele lepszym stanie niż ostatnio, bez żadnych śladów walki lub abordażu na barkę z nowym sprzętem eks-żołnierza. Słowa mężczyzny, stanowiące powitanie, tylko potwierdziły że ich misja była sukcesem. Kolejna komplikacja mniej, kolejna drobna niewiadoma rozwiązana, chociaż taka, nad którą przez wzgląd na własne problemy do tej pory się nie zastanawiali.
- Więcej niż byśmy chcieli - potwierdził zdawkowo po westchnięciu Mayi, również odwracając się i ruszając z powrotem do wnętrza okrętu. Korytarze Elpis poniosły echem ich kroki, gdy wracali do mesy, tym razem jednak w większej grupie. W środku wskazał Irene i Nazirowi dwa pozostałe krzesła przy blacie stołu, a sam oparł się biodrami o blat kuchni, krzyżując ramiona na piersi. Napięcie, które zbierało się im bliżej byli powtórzenia wszystkiego czego się dowiedzieli na Noverii i wszystkiego co to implikowało, nie pozwalało mu spokojnie usiąść, przynajmniej z początku.
- Dobra wiadomość jest taka, że zdobyliśmy trochę odpowiedzi - zaczął, jak tylko wszyscy usiedli. Przesuwał spojrzeniem od Khouriego do Irene; twarz żołnierza nosiła już zaledwie wspomnienie śladów bicia i tortur, których doznał w Szanghaju i nawet Irene wydawała się być w lepszym nastroju niż wtedy, gdy niepokój o kapitana ciążył na jej barkach. - Odłam linii B, który chce cię dorwać Khouri i który stoi za AZ-99, AZ-102 oraz Chascą, nazywa się Castor. A człowiek, który nim kieruje i który nadzoruje badania - Mathias Steiger. - Zielone tęczówki zatrzymały się na dłużej na mężczyźnie, niemal odruchowo szukając w ciemniejszych oczach jakiejkolwiek reakcji na dźwięk nazwiska. - W bazie na Chasce jest głównie personel wysokiego szczebla, naukowcy i cywile, ale w skład ochrony wchodzą wyszkoleni żołnierze. Zwykle około czterdziestu, ale prawdopodobnie będzie ich teraz o wiele więcej. Nie mamy planów bazy, ale znamy mniej więcej jej rozmiar oraz z grubsza rozkład sektorów, mamy też jej dokładne współrzędne. Wiemy też, że jest tylko jedno lądowisko, chociaż zamknięte.
Suche fakty zdawały się odcinać wydarzenia z Noverii, sugerując że również i oni odnieśli sukces. W pewnym sensie tak było, nawet jeżeli akurat on i Maya wcale tak tego nie postrzegali. Milczał przez kilka sekund, tkwiąc w bezruchu i tylko stukając nieświadomie palcami po przedramieniu, zastanawiając się mimowolnie nad całą resztą, która miała wtedy miejsce. To jak opuścili Noverię nie miało znaczenia dla pary z Crescenta, nawet rozmowa między Avisem, Jeffersonem i nimi wydawała się nie mieć teraz tej samej wagi taktycznej czy jakiejkolwiek innej - metody zdobycia informacji oraz decyzje, które musieli podjąć, nie wniosłyby nic nowego, chociaż nie stanowiły tajemnicy. Przymknął na uderzenie serca oczy i uniósł dłoń, pocierając nasadę nosa palcami w migrenowym geście, w krótkim odruchu, szczelinie na masce spokoju.
- Zła wiadomość jest taka, że wiedzą, że przylecimy i na nas czekają - dopowiedział w końcu. - Na Noverii przysłali trzech żołnierzy i próbowali również ewakuować Jeffersona. Ewakuują cały personel i podwoją ochronę, ale Steiger powinien zostać na miejscu.
Dobre wiadomości równoważyły złe wiadomości, przynajmniej z reguły. Jednak ostatnia, która została, stanowiła obciążnik gotowy przeważyć wagę gwałtownie na jedną stronę. Pytanie brzmiało tylko w którą. Opuścił dłoń, półświadomie pocierając kciukiem wnętrze bandaża, podczas gdy nadchodzące słowa ponownie budziły chłód płynący przez jego żyły.
- Co się wiąże z ostatnią kwestią - kontynuował po chwili, chociaż z ociąganiem. Tym razem milczenie między kolejnymi zdaniami trwało nieco dłużej. - Trzymają moją rodzinę jako zakładników. Dostałem trzydzieści sześć godzin na poddanie się. Niecałe piętnaście godzin temu.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Elpis

27 mar 2019, o 01:01

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Nie wiedziała już, co powinna ze sobą zrobić. Wystukiwanie rytmów paznokciami na blacie zaczęło irytować nawet ją samą, zorientowała się jak denerwujące to musiało być dla Nazira, więc przestała. Isis nie wyświetlała się w mesie, monitory nad nimi były wyłączone, cisza wydawała się odbijać od metalowych ścian pokładu i świdrować w uszach. Nie było już słów, którymi mogliby zająć zbyt wolno upływający czas, bo chyba zużyli już wszystkie. Czekała tylko na jedne, konkretne - te, które zmuszą ją do wstania z miejsca, odniesienia strzelby do kajuty i przygotowania się do tego, co czekało na nich po drugiej stronie przekaźnika.
Gdy dowiedziała się, że w systemie czeka już na nich Elpis, z jej gardła wyrwało się westchnienie ulgi. Przynajmniej jedna dobra wiadomość. W życiu nie sądziła, że będzie tak bardzo się cieszyć z faktu, że za moment zobaczy się z Widmem i agresywną, nie darzącą jej zbytnią sympatią kobietą. Jej życie pełne było niespodzianek. Skinęła głową i zrobiła to, co planowała wcześniej: odniosła Claymore'a do szafki, w której póki co było jego miejsce i zerknęła w lustro, szukając jakiejś pewności w oczach, które spojrzały na nią z gładkiej tafli. Nie znalazła, niestety. Czuła się jak zaszczute zwierzę, jak dziecko, któremu ktoś dał karabin do ręki i kazał iść na front.
Co ja robię, do cholery?
Potrząsnęła głową i opuściła bezpieczną kajutę, przyjmując na twarz wyraz uprzejmej obojętności. Wśród wszystkich targających nią emocji to było jedyne, na co w tej chwili było ją stać. I odrobina ulgi, która odmalowała się w jej oczach, gdy po rozsunięciu się śluzy zobaczyła Viyo i Volyovą - żywych i chyba względnie zdrowych. Nie mogli poradzić sobie na straty, nie tak wcześnie. Przesunęła spojrzeniem po ich sylwetkach, szybko oceniając ewentualne obrażenia, ale prawie natychmiast doszła do wniosku, że przecież mieli kapsuły medyczne. Jeśli stali na własnych nogach, to znaczyło, że nic im nie jest.
Podążyła za pozostałymi do mesy, obdarzając niebieskowłosą badawczym spojrzeniem, ale o nic nie pytała. Póki co nie zamierzała się wtrącać. Niech to robi Nazir, on lepiej wie co mówić. Zajęła jedno z krzeseł, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zakładając nogę na nogę. Przez głowę przeszła jej myśl, że wśród całej tej czwórki chyba tylko ona czasem zastanawia się nad tym, jak wygląda - reminiscencja przeszłości, w której jej codziennością były dylematy w co się ubrać, nie jak przeżyć. Westchnęła i utkwiła wzrok w zabandażowanej dłoni turianina, czekając na informacje, jakie im przynieśli.
Ale nawet uprzejma obojętność nie była w stanie poradzić sobie z informacją, że czeka na nich czterdziestu wyszkolonych żołnierzy. To dawało dziesięciu na osobę. Zacisnęła dłonie, po raz kolejny zastanawiając się jakim cudem się w to wszystko wpakowała. Więcej niż wymienione nazwiska mówił jej wzrok Vexariusa, pełny niewyjaśnionego jeszcze ciężaru. Ale i jego przyczynę miała poznać za chwilę.
Zmusiła się do wyrwania się z panicznego bezruchu, uruchamiając omni-klucz, by sprawdzić, gdzie dokładnie znajduje się wspomniana przez Widmo planeta. Była blisko - to była dobra informacja. Prawdopodobnie. Z trudem podniosła wzrok na pochmurną, turiańską twarz, zerkając chwilę po tym na Khouriego. Ich skupienie i pełne przekonanie o sensie tych działań przerażało ją bardziej niż słowa, które usłyszała.
- Nie możecie myśleć o tym poważnie - wydusiła z siebie. - Czekają na nas z podwojoną ochroną i mają twoją rodzinę? Nie grożą nam tylko naszą śmiercią, ale też twoich... bliskich? Co wy zrobiliście na tej Noverii? Wywiesiliście holograficzny billboard z całym planem?
Poderwała się z krzesła, robiąc kilka kroków w nieokreślonym kierunku, bo nie mogła usiedzieć w miejscu. Nie, to była paranoja, tego nie dało się zrobić. To nie był skok na burżujską galę w Lirii, ani zabójstwo w ciemnej alejce. Przetarła twarz dłońmi, zatrzymując się gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia.
- Myślisz, że jak dowiedzą się, że placówka jest atakowana, to będą czekać kolejne dwadzieścia godzin, zanim wyciągną konsekwencje, Viyo? - odwróciła się do turianina. - Myślicie, że zostawią chociaż jedno niepilnowane wejście w całej placówce, skoro wiedzą, że lecimy? Jest nas czwórka, do cholery. Czwórka.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

27 mar 2019, o 16:32

Niebieskowłosa, wchodząc za nimi do mesy, stanęła przy blacie, opierając się o niego tyłem i skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej, wbijając wzrok w turianina. Khouri zajął miejsce obok Irene, tak jak wskazał mu Viyo i opadł na oparcie krzesła, wpatrując się wyczekująco w Widmo. Teraz nie było po nim widać takiego zniecierpliwienia - wreszcie siedzieli wszyscy, razem i mieli wszystko sobie wyjaśnić.
Gdy wspomniano nazwisko Steigera, zmarszczył lekko brwi i sięgnął do swojego omni-klucza, wstukując kilka informacji, słuchając jednocześnie reszty słów Widma i przerywając dopiero na samym końcu.
Pozornie nie zareagował w inny sposób, gdy Vex zakończył historię czymś bardziej personalnym, choć wciąż stwierdzeniem faktu. Maya skrzywiła się lekko, przypominając zapewne wszystko to, do czego doszło w trakcie rozmowy, której była świadkiem, ale nie odezwała się pierwsza, pozwalając im przetrawić informację.
Drgnęła dopiero gdy Irene wstała z miejsca, nie mogąc w nim usiedzieć. Obserwowała rudowłosą, którą nosiły emocje, z frustracją odmalowaną na własnej twarzy, tym razem niezasłoniętej częściowo przez włosy. Jej blizny zwracały na siebie uwagę, nieco jaśniejsze od skóry, którą przecinały.
- Jefferson okazał się ważniejszy, niż nam się zdawało. Przynajmniej dla Steigera - warknęła, opuszczając ręce i zaciskając palce na krawędzi blatu, o który się opierała. - Żadne z nas tak nie myśli. Gdybyśmy mieli czas, żeby wrócić na Palaven...
- To i tak byście tam nie wrócili - odrzucił Khouri, komentując jej słowa i wreszcie zabierając głos. Westchnął krótko, przenosząc wzrok na turianina. - Dziwi mnie, że nie zrobili tego wcześniej. Ale jeśli którekolwiek z was wróci na Palaven... Wiecie ile osób trzyma jego rodzinę?
Niebieskowłosa pokręciła głową krótko, w przeczącym geście.
- Jaka szansa, że udałoby się wam ich uratować? Prędzej ze strzelaniny zrobi się rozpierdol i ktoś tak czy siak zginie - dodał burkliwie, unosząc dłoń do twarzy żeby potrzeć skroń. Nie próbował zmusić Irene do ponownego zajęcia miejsca siedzącego, choć też nie wyglądał na zadowolonego tym, co usłyszeli. - Zabiją ich od razu, gdy zaatakujemy Chascę, będą się nas spodziewać - dodał, potwierdzając słowa rudowłosej.
Thessia mogła być jedyną nauczką, której potrzebował, żeby teraz móc się wypowiedzieć na ten temat. Nawet gdyby mogli zdążyć dotrzeć na Palaven, przy rozproszeniu rodziny Viyo uratowanie wszystkich mogło być niemożliwe, a przy zebraniu ich w jednym miejscu - tylko cholernie ryzykowne.
- Zostawcie Chascę na chwilę w spokoju. Castor - wspomniał i zamilkł na chwilę, obracając nazwę w głowie, starając się znaleźć miejsce, szufladkę, do której przynależała, w której mógłby odnaleźć coś więcej, coś, co mogło być pomocne. - Nie obiło mi się to o uszy, ale o Steigerze słyszałem. Pracował nad tymi stymulantami bojowymi, które biorą żołnierze, które ja też biorę, dawno temu. Później nie wiem, zapadł się pod ziemię, bo ktoś inny to przejął.
- Może wtedy przeszedł do Castora. Albo go założył - zauważyła niebieskowłosa, odgarniając błękitny kosmyk, który wydostał się zza jej ucha.
Ku jej zaskoczeniu. Khouri parsknął śmiechem. Nie było w nim wiele rozbawienia, przynajmniej nie szczerego.
- To wszystko wyciągnęliście od Jeffersona? Tak po prostu, Steiger zostawił za sobą skrzynię informacji do znalezienia przez kogokolwiek? Dalej żyje?
- Tak.
- Zabraliście go ze sobą?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

27 mar 2019, o 21:38

Wybuch Irene sprawił, że przeniósł na nią swój wzrok i tam go zatrzymał. Stanowił jednak przeciwieństwo Mayi, w milczeniu obserwując rudowłosą i śledząc ją spojrzeniem, gdy zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Znał emocje, które nią teraz targały i potrafił zrozumieć jej reakcję - każdy kto spróbowałby obiektywne spojrzeć na całą ich sytuację, uznałby ich misję za szaleństwo. Jedyna nadzieja leżała w efekcie zaskoczenia, czymś czym nawet teraz już nie dysponowali.
Jej myśli i świadomość implikacji, które ze sobą niosły, nie były zbyt odległe od tych, które trawiły go jeszcze kilka godzin temu.
- Nie. Dobrze wiem co się stanie, gdy otwarcie zaatakujemy Chascę - odpowiedział zdawkowo. Te słowa smakowały goryczą w jego ustach, a świadomość tego, że i tak są tu i teraz, rozważając szturm, wywoływała w nim uczucia, których nawet nie próbował opisać, ale jego decyzja zapadła już jakiś czas temu. Z pełną wiedzą konsekwencji, jeżeli im się nie uda. - I dobrze wiem na co próbujemy się pisać i jaką mamy alternatywę. Pytanie brzmi czy ty też to wiesz. - Jego wzrok szukał tęczówek Francuzki, szukał odpowiedzi w podobnym odcieniu zieleni po drugiej stronie stołu. Mogli odejść i żadne z nich nie miałoby item tego za złe, bo atak na tę placówkę był najpewniej samobójstwem - przyznawał to otwarcie przed sobą. Jeżeli podjęliby decyzję że wolą się wycofać, wiedząc że do końca swojego życia będą oglądać się z Nazirem przez ramię, czekając na odwet Castora, nie miałby jak ich zatrzymać i nie próbowałby tego zrobić. Ale sam znał też własną alternatywę, alternatywę życia na haczyku Castora, spalony jako Widmo, z szeregiem niespełnionych obietnic, straconą karierą i szansą na odzyskanie życia Mayi.
Nie mieli dobrego wyjścia. Nie tym razem.
Gdy Khouri zabrał głos, przeniósł na niego spojrzenie i bez słowa skinął głową. W tej jednej kwestii się zgadzali i chociaż świadomość prawdziwości jego słów go bolała, to podzielał ją z eks-żołnierzem. Powrót na Palaven i próba uratowania rodziny nigdy nie wchodziła w grę, bo nawet jeżeli by im się to udało, to straciliby wszystkie ślady, które kiedykolwiek udało im się znaleźć na Castora. Nie mówiąc już o tym, że ten atak na jego rodzinę nie byłby ostatnim - być może pozbyliby się napastników, może uchroniliby ich także przed następnymi, ale co potem? Ilu potrzeba byłoby zabójców wysłanych przez Castora, żeby któryś w końcu się prześlizgnął, skoro nawet zabójstwo generała Hierarchii nie stanowiło dla nich większego wyzwania?
- Moja rodzina to mój problem - powiedział po dłuższej chwili. - Ale nie wspomniałem o tym, żebyście pomogli mi ich uratować, ani żeby was przestraszyć. Wspomniałem o tym, bo możemy to wykorzystać.
Chasca stanowiła główny temat ich spotkania, ale informacje o Castorze wciąż były nowe. Kiedy Nazir ponownie przywołał nazwę jednostki, odsuwając na chwilę problem szturmu na dalszy plan, on sam ponownie potarł nieświadomie bandaż na dłoni, uczepiając się nieprzyjemnego mrowienia w rozciętej skórze. On z Mayą mieli czas, żeby przeanalizować to co wiedzieli i przetrawić nowe fakty, oni nie. Rozumiał ich pytania. Nawet jeżeli prowadziły na kolejne pole minowe.
- Jefferson jest prawdopodobnie najbliższą osobą Steigerowi, bliższą niż ktokolwiek inny - odezwał się po chwili milczenia, zdając sobie sprawę z ciszy, która zapadła po ostatnich słowach mężczyzny. - Pracowali wcześniej razem na Chasce, ale inżynier postanowił odejść i Steiger mu na to pozwolił. Wciąż go jednak pilnował. Nie mieli pojęcia, że udało nam się rozszyfrować omni-klucze, ale i tak wysłał swoich ludzi na Noverię, żeby ewakuować Jeffersona, zapobiegawczo. Każdy ma jakiś słaby punkt. My zupełnym przypadkiem trafiliśmy na jego.
Słowa Reeda brzmiały echem w jego głowie, tak jak słowa Avisa. Łowca miał rację, miecznik również. Podniósł wzrok na Khouriego, obserwując go przez kilka sekund i zbierając myśli.
- Zabralibyśmy go, gdybyśmy mieli możliwość. Ale zabezpieczył się przed porwaniem - rzucił w końcu, krzyżując wzrok z żołnierzem. Doskonale wiedział jaką przewagę, by im to dało. - Po tym wszystkim co nam powiedział mogliśmy albo go zabić, albo wypuścić. Nie było innej możliwości, a i tak wiedzieliby, że nadchodzimy. Zdecydowałem o tym drugim - dokończył oszczędnie.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Elpis

27 mar 2019, o 23:56

Potrząsnęła głową w odpowiedzi, zostawiając ten gest do samodzielnej interpretacji turianina. W rzeczywistości jednak była to reakcja na wszystko. Na pomysł otwartego zaatakowania placówki, w której czekały na nich gotowe oddziały Przymierza. Na ich teoretyczną świadomość tego, co teraz się wydarzy, bo przecież ni cholery nie wiedzieli, co będzie dalej. Na alternatywę, jakiej Francuzka nie widziała.
Po raz kolejny jej brak jakiegokolwiek wyszkolenia strategicznego, taktycznego czy zwyczajnie bojowego dawał się we znaki. Nie była żołnierzem, nie była najemnikiem, nie była nawet tym pierdolonym technikiem, za jakiego się podawała. To nie był napad na voluski bank, który, choć zabezpieczony lepiej niż jakikolwiek inny, wciąż byłby mniejszym wyzwaniem, niż ich plany na najbliższe piętnaście godzin. Jej palce do bólu zacisnęły się na ramionach, gdy usiłowała się uspokoić, ale spokój uparcie nie zamierzał przychodzić. Rzadko kiedy była tak zagubiona, bo przecież w każdej innej sytuacji potrafiła znaleźć jakieś rozwiązanie. Mało prawdopodobne, ryzykowne, ale zawsze. Tutaj nie widziała żadnego. Nie mieli planów placówki, nie mieli dokładnych informacji, numeru gabinetu w którym czekałby na nich Steiger, nie znali tajnego wejścia którym mogliby się wślizgnąć ani nie mieli posiłków. Nie pomoże jej ani wrodzony talent do kłamania, ani wygląd. I była coraz bliżej stwierdzenia, że nie pomoże jej również ani sklejany dwa razy z rzędu pancerz, ani większa od niej strzelba. Podejrzewała też, że wsparcie dwóch SI w tym przypadku to będzie jednak za mało.
Poczucie beznadziei odbierało jej oddech. Nie takich informacji się spodziewała po spotkaniu z Widmem. Ściany zaciskały się wokół niej, utrudniając jej oddychanie, a zadbana, elegancka mesa statku turianina zdawała się robić coraz mniejsza. Spojrzała na Khouriego, ale on był w pełni skupiony i profesjonalny. Miała ochotę nim potrząsnąć, tak samo jak całą resztą. Może dotarłoby do nich wtedy, że to wszystko i tak skazane jest na porażkę, więc dlaczego nie zdecydować się jednak na to nieszczęsne oglądanie się przez ramię do końca swojego życia? Tak też przecież dało się funkcjonować. Przecież żadne z nich nie było stworzone do osiedlenia się w małym domku na jakiejś kolonii i spokojnego wychowywania dzieci. Nie ruszała się z miejsca, stojąc oddalona od pozostałych, tak jakby powrót do stołu oznaczał zgodę na tę absurdalną akcję, której nie wyrażała.
Los śmiał się jej w twarz. Powinna się była tego spodziewać.
Otworzyła usta, żeby zadać jakieś pytanie, ale zrezygnowała. Nie wnosiła niczego mądrego. Nie bez podstawowej wiedzy, jaką zazwyczaj dostawała przed zleceniem, albo jaką była w stanie przygotować sobie sama. Robiło się jej ciemno przed oczami, choć nie wiedziała czy ze złości, czy ze stresu, czy przez nieuchronność nadchodzących zdarzeń, którym nie miała jak uciec. Rozluźniła dłonie i sięgnęła do kieszeni, wyciągając z niej papierosy. Odpaliła jednego, nie pytając nikogo o zdanie i oparła się plecami o ścianę, z dala od nich wszystkich.
- Czy poza nazwiskiem Steigera, Castorem i ogólną informacją o Chasce wiemy coś więcej? - spytała w końcu cicho, głucho. - Cokolwiek? Czy wśród tych wszystkich wiadomości znajdzie się chociaż jedna, która da nam namiastkę przewagi, skoro zaskoczenie już nie wchodzi w grę?
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12108
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

28 mar 2019, o 02:53

Khouri kiwnął lekko głową w zrozumieniu. Nie musieli głośno wypowiadać powiązań, o które posądzali Jeffersona i Steigera. Pozostawał fakt tego, że takie powiązanie istniało - czymkolwiek by nie było. Słaby punkt, relacja, do której mogli się przyczepić.
Widział chłodno fakty, tak, jak wydawał się teraz widzieć je Viyo. Choć obrzucił go długim spojrzeniem, nie skomentował jego słów dotyczących rodziny. To byłaby idealna okazja by złośliwie skomentować kłótnię, którą wcześniej miał z Volyovą, posądzającą go o bycie socjopatą, ale każde z nich rozumiało, że czas na takie bzdurne konflikty już dawno się im skończył.
- Dlatego on trafił na twój? - spytał tylko, uśmiechając się bez rozbawienia gdy Viyo wspomniał o słabym punkcie Steigera. - Czy to przez nas?
Połączenie sił z Khourim i Irene zbiegło się w czasie mniej więcej z odnalezieniem Jeffersona. Pewnie wpłynęło nieco na decyzję Steigera, a może w żaden sposób nie przeważyło szali w jego głowie gdy rozważał możliwość wzięcia rodziny Widma jako zakładników. Z jego strony to też był ryzykowny ruch, na swój sposób - wzbudzał podejrzenia i zainteresowanie mediów, na którym Castorowi nie zależało.
Mężczyzna obrócił głowę ku Irene, ale nie znalazł słów, którymi mógłby przywrócić ją do rzeczywistości, a może odsunąć od niej wystarczająco, by móc ją uspokoić. W niego wstąpiła powaga, oderwanie od emocji, które wpływały na jego decyzje. Strategia i planowanie to działania, które zawsze wyciągały z niego zupełnie inną osobę od tej, która oglądała z nią vidy lub rozmawiała o życiu i przyszłych planach, odwiedzeniu Thessii lub Aite. Teraz jego wyraz twarzy bardziej niż kiedykolwiek pasował do czarnego, wojskowego pancerza, który nosił na nosie w trakcie bitwy.
- Jest coś... - zaczęła niebieskowłosa, obserwując Irene swobodnie. Nie musiała wyginać się w krześle, jak Nazir, bo stała naprzeciw, po drugiej stronie stołu, patrząc na nią i dwójkę siedzących mężczyzn z góry.
W jednej sekundzie przeniosła jednak spojrzenie na Widmo i przygryzła lekko wargę, zastanawiając się. To wystarczyło, by Francuzka dostrzegła, emocje w jej oczach. Pewną niepewność, która wskazywała na to, że cokolwiek planowała powiedzieć, nie podzieliła się tym jeszcze z Vexariusem.
I turianin dostrzegł dokładnie to samo, ale on też wiedział o tym wcześniej.
- Jest wyjście, przy którym nie będą się spodziewać czwórki i kupimy rodzinie Vexa trochę czasu - przyznała wreszcie, odsuwając się nieco od blatu, ale szybko do niego wracając, bujając się lekko w miejscu, dłońmi podtrzymując się o blat. - Nie straciliśmy elementu zaskoczenia. Wciąż możemy go mieć.
- Ale? - spytał mężczyzna, bez ogródek, dostrzegając jej niepewność i interpretując ją w nieco inny sposób, niż ten, w jaki postrzegała to wszystko Francuzka. Nie widział powiązania z Widmem, który bezpośrednio związany był z planem, który Volyova miała w głowie. - Jak?
Niebieskowłosa westchnęła głośno i zamknęła na moment oczy, zadzierając podbródek w górę. Gdyby otworzyła oczy, mogłaby przyjrzeć się gładkiemu, niemal białemu sufitowi, którego kolor odróżniał go od podłogi i ułatwiał poruszanie się w 0G.
- Jeśli Vex się podda, nie będą spodziewać się wszystkich - powiedziała wreszcie, prostując się z powrotem i obdarzając ich spojrzeniem złotych tęczówek. - Ukradliśmy pojazd naziemny z Noverii. Bazuje na Mako, przynajmniej tak nam się wydaje. Mi i Etsy. Można go zrzucać z orbity. Ma działa, którymi można rozwalić poszycie. Lądowisko jest jedno, ale bazę otaczają góry. Etsy uważa, że da się zrzucić z Elpis pojazd między szczytami bez wywołania alarmu na ich radarze. Elpis mogłaby wylądować na ich lądowisku i przemycić pojazd z resztą niezauważony - dodała, zerkając na kubek po kawie, który za sobą zostawiła, przenosząc na kuchenny blat. Przesunęła go w miejscu, odruchowo odsuwając od siebie zanim zawadzi o niego ręką, choć tylko Vex dostrzegł w tym ruchu nawiązanie do poprzedniej nocy. - Przynajmniej w teorii - dodała ostrożnie, podnosząc wzrok na turianina.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

28 mar 2019, o 22:44

- Przez Jeffersona - potwierdził niechętnie na słowa Khouriego. Przez chwilę przyglądał mu się w ciszy, wspominając swoje wcześniejsze rozważania. Wypuszczenie inżyniera na wolność przeszło z o wiele mniejszym hukiem niż podejrzewał, spodziewając się wyrzutów lub oskarżeń, ale być może źle ocenił eks-żołnierza. Być może ten rozumiał, albo być może po prostu był to w tej chwili najmniej istotny element ich problemów, coś co znajdowało się w przeszłości. Albo lustrzane odbicie ich wcześniejszego werbalnego starcia, które dopiero teraz Vex z pełną siłą sobie uświadomił po własnym "to mój problem", było zbyt wyraźne. - Dopóki psuliśmy im szyki w interesach, traktował mnie jako rozrywkę intelektualną. Nic osobistego. Atak na Jeffersona to zmienił, wyprowadził go z równowagi. Dla kogoś przyzwyczajonego do kontroli absolutnej... - Wzruszył ramionami, nie kończąc, ale przenosząc spojrzenie ku Irene.
Emocje które wzbudziła ich sytuacja były widoczne w każdym ruchu Francuzki, w każdym niespokojnym potrząśnięciu głową czy odpaleniu papierosa - czymś co mesa powitała po raz pierwszy odkąd na Elpis zamieszkała nowa załoga, a być może i po raz pierwszy w ogóle. Nie zaprotestował jednak na ten gest, obserwując kobietę bez słowa. Jej zdenerwowanie było więcej niż zrozumiałe, szczególnie że nie tak dawno sam z Mayą przeszedł przez podobną ścieżkę, walcząc z tym samym poczuciem beznadziei i porażki. Oboje mieli jednak za sobą wyszkolenie, doświadczenie i tą samą iskrę uporu w walce z losem, czy to przejawiającą się skakaniem prosto w środek zagrożenia z furią w oczach, czy też zawzięte parcie do przodu pomimo szalejącej dookoła burzy i podnoszenie się z podłogi ilekroć się na nią upadło. Mieli też siebie, jakkolwiek podniośle mogłoby to nie brzmieć - drugie ramię, gotowe żeby podtrzymać pierwsze, gdyby to próbowało upaść. Czy rudowłosa technik też miała jakąś swoją motywację, jakiś bodziec, który pomógłby jej stanąć przed świadomością, że szykują się na samobójczą misję i się nie złamać? Nie znał jej ani zbyt długo, ani zbyt dobrze, żeby to stwierdzić, ale widział jej namiastkę u niej w Szanghaju. Z ich grupy jednak to Khouri jedyny pewnie znał odpowieć na to pytanie, chociaż dostrzegł jego spojrzenie, gdy obrócił głowę w stronę kobiety.
Jej pytanie wyrwało go ze spirali myśli, w którą zaczął opadać, sprawiając że pokręcił głową. Nie miał dla niej dobrego pocieszenia.
- Może tyle, że Steiger nie widzi w nas zbyt wielkiego zagrożenia. Dlaczego z resztą miałby? - odparł, opuszczając ramiona i opierając dłonie o blat za plecami. Westchnął ponuro, bo zdawał sobie sprawę jak abstrakcyjnie i naciąganie brzmiał ten argument, było to jednak lepsze niż nic. - Reed i Avis zapewne przygotują ochronę i nastawią ośrodek na obronę, ale jak wielu żołnierzy w głębi ducha uzna atak czwórki na czterdziestu za coś poważnego? Pewnie jeżeli zaatakujemy, to będą równie zaskoczeni jakby nie wiedzieli, że nadchodzimy.
W każdej innej okoliczności brzmiałoby to jak ponury żart. Nie trzeba było mieć przeszkolenia taktycznego, żeby zdawać sobie sprawę, że taka przewaga to zaawansowany przypadek histerycznego optymizmu. Radosna świadomość człowieka palonego na stosie, że nie dostanie odmrożeń.
Przymknął ponownie oczy, podnosząc dłoń do twarzy i pocierając powieki. Otworzył je jednak ponownie, gdy niespodziewanie odezwała się Maya, a kiedy spojrzał w jej stronę, dostrzegł że ta również na niego patrzy. Niepewność w złotych tęczówkach i ociąganie w kontynuowaniu powiedziało mu to, co po części podejrzewał wcześniej, jeszcze zanim biotyczka wyjawiła swój plan, na który teraz przyszła kolej. Nie przerwał jej jednak, słuchając w ciszy. Widział jak ze sobą walczy, ale gdy dokończyła, uśmiechnął się do niej smutno i skinął głową. Dlatego, bo domyślał się ile ją to kosztowało i dlatego, bo teraz zrozumiał te wszystkie wcześniejsze drobne znaki, które powinien pojąć - jej niechęć do wyjawienia pomysłu wcześniej, utrata apetytu gdy o nim wspomniał, ponury wyraz twarzy kiedy o tym mówiła. Tak jak jemu ciążyła myśl o świadomym narażaniu rodziny, tak dla niej zapewne nie było łatwo zaproponować, żeby posłać go w pojedynkę do serca Castora w ramach odwrócenia uwagi.
Pewnie nie miałby jej tego za złe nawet gdyby sam nie chciał zaproponować tego samego.
- Uważaj, Khouri. Tylko na minutę spuścisz z oczu swoje załogantki, a w następnej chwili będą razem spiskować jak zrobić z ciebie przynętę i się ciebie pozbyć. Nigdy nie zostawiaj Isis i Irene samych - odezwał się po chwili milczenia, ale po jego ustach nadal pełgał cień uśmiechu, gdy spoglądał na niebieskowłosą. Wizja udania się na pożarcie Steigera i Reeda wywoływała lód w jego żyłach, ale zdawał sobie sprawę, że to pewnie ich jedyne wyjście. Nawet lekkie rozładowanie atmosfery wydawało się teraz trudniejsze, chociaż przywykli z Mayą do uciekania w tym kierunku.
- Da to wam element zaskoczenia - potwierdził w końcu, a uśmiech zniknął z jego twarzy. W roztargnieniu zacisnął i rozprostował pięść z bandażem, próbując nieświadomie przywołać zastrzyk bólu. Pomysł z Mako był dobry, a zupełnie o nim zapomniał. Dawało to im szansę na atak albo na niepostrzeżone dostanie się do bardziej witalnych elementów stacji, kupowało też cenne minuty... Co nastąpi potem stanowiło jednak niewiadomą. Gdy tylko rozlegną się alarmy, Reed może wpakować mu pocisk w czoło, a Steiger wydać rozkaz egzekucji jego rodziny. Oni byliby jednak już w środku, poza główną linią wroga i mieli szansę zakończyć całą resztę...
- Steiger nie zabije mnie od razu, ale będziecie mieli pewnie parę minut - zaczął z ociąganiem. - Jeżeli udałoby wam się w pierwszej kolejności uszkodzić anteny komunikacyjne, może nawet nie byłby w stanie nadać rozkazu na Palaven. A jeżeli zgralibyśmy to z atakiem Crescenta i Elpis z zewnątrz... Chaos wyjątkowo działaby na naszą korzyść.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Elpis

28 mar 2019, o 23:32

Panika, która ogarnęła ją kilka minut wcześniej, nie chciała poddać się bez walki. Mimo, że Volyova jednak jakiś tam plan miała, mniej lub bardziej sensowny, Francuzka wciąż czuła, jak stres zaciska szpony na jej klatce piersiowej i nie chce puścić. Może gdyby była spokojnym, logicznie myślącym turianinem, albo doświadczonym, zobojętniałym żołnierzem, podchodziłaby do tego inaczej. Tylko niebieskowłosej jeszcze nie potrafiła zaszufladkować, ale kto wie, może przeszła już w życiu tyle, że akcja jaką planowali nie była dla niej niczym nadzwyczajnym. Nerwowo zaciągnęła się papierosem, nie mając pojęcia, że po raz pierwszy bruka filtrowane powietrze na statku dymem tytoniowym. Przeszło jej tylko przez myśl, że jeszcze niedawno nie paliła aż tyle.
Nawet z wyglądu nie pasowała do zebranej tu, pozostałej trójki, ubrana w eleganckie rzeczy, droższe od wszystkich ich ciuchów razem wziętych - choć chyba tylko za buty faktycznie zapłaciła. Oddałaby wszystko, żeby móc wrócić do tamtej beztroski, kiedy jedynym jej problemem był SOC albo sporadyczni strażnicy na Omedze. Oddałaby wszystko, żeby cofnąć się w czasie do Thessii miesiąc temu i podjąć inne, lepsze decyzje.
Rozejrzała się w poszukiwaniu popielniczki i dopiero teraz zorientowała się, że najwyraźniej żadne z tutejszej dwójki nie pali, bo jej nie znalazła. Zmusiła się do ruszenia się z miejsca i przejścia do zlewu, do której strzepnęła nadmiar popiołu z papierosa. Przez chwilę rozważała, czy go z grzeczności nie zgasić, ale skoro nikt nie wyraził sprzeciwu, to tylko odsunęła się nieco od Viyo razem ze swoim wiśniowym dymem.
- Na początku będą. Wątpię, żeby udało nam się w tej chwili zaskoczenia pozbyć się ich wszystkich - mruknęła, opuszczając wzrok na podłogę. Widmo nie mógł wiedzieć, że jej motywacja i bodziec siedzi teraz na krześle przy stole, z poważną miną szukając rozwiązań. - Chociaż kto wie. Jesteś Widmem. W sumie nie widziałam cię w akcji, bo otwierałam most.
Wspomnienie Szanghaju teraz nie było już niczym strasznym. Zrobili co mieli do zrobienia, odzyskali Nazira i polecieli dalej. Wtedy sądziła, że nie da rady. Dopiero teraz czekało ją najgorsze. Uśmiechnęła się krzywo, zmuszając otępiałą twarz do wyrażenia jakiejkolwiek emocji. W końcu już planowała jak przejąć Crescenta, tylko jakoś tak wyszło, że Khouri doskonale o tym wiedział i nie traktował tego poważnie. Irene zresztą też nie.
- Masz się poddać bezpośrednio Steigerowi, Viyo? - spytała. - Masz zejść do niego i się przed nim ukorzyć?
Z doświadczenia wiedziała, że ludzie tego pokroju uwielbiali sytuacje, w których mogli podkreślić swoją władzę nad innymi. A gdy ten inny był Widmem, no, to już była okazja nie do odrzucenia.
- Mogłabym spróbować przekraść się za tobą - zaproponowała ostrożnie. Nie była od takiego planowania, kto wie czy w ogóle traktowali jej słowa poważnie. - Maya poszłaby z Nazirem, ja z tobą. Będą zbyt skupieni na prowadzeniu Widma do szefa, żeby zwrócić uwagę na mnie. Mam kamuflaż, postaram się unikać wzroku kamer, jeśli jakieś tam będą. Przynajmniej... ktoś pilnowałby, żeby nie przeprowadzili na tobie egzekucji.
Znów zaciągnęła się dymem, unosząc w końcu wzrok znad podłogi i przenosząc go na turianina.
- Wiem, że nie jestem żołnierzem ani Widmem, ale też chcę się przydać.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Prywatne jednostki”