Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

30 paź 2015, o 18:55

Dosłownie chwilę po wysłaniu wiadomości kanałami Przymierza, na omni-kluczu Rebecki pojawiła się odpowiedź. Ratunek był w drodze, ETA dziesięć minut. Cały statek ludzkich żołnierzy, którzy... cóż... raczej się pierdolić, jak to mówią, nie będą. Jeśli chciała Petera dla siebie, jeśli chciała sama uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, nie miała zbyt wiele czasu. Najważniejsze było jednak w tym momencie to, że udało im się powstrzymać szaleńca do momentu przybycia wsparcia. Było ich raptem troje, poradzili sobie bardziej niż dobrze, czyż nie?
A radna, mimo wszystkiego, co Peter planował z nią zrobić, trzymała się swoich wartości. Mimo że przed chwilą jego napalone dłonie znajdowały się w raczej niewłaściwych miejscach, że skuł ją i planował bez najmniejszych oporów wykorzystać, Iris stała teraz nad nim i ratowała go przed śmiercią z wykrwawienia. Wyciągnął do niej rękę z wysiłkiem i przesunął palcami po jej dłoni w rękawiczce, opartej na panelu obsługi maszyny.
- Dziękuję - powiedział cicho. Ale ciężko było stwierdzić, czy żałuje, czy jest mu wstyd, czy widzi w tym choć trochę swojej winy, bo na jego twarzy, zmęczonej już i bladej, wciąż widniał ten charakterystyczny półuśmiech. Potem zabrał dłoń i znieruchomiał, żeby nie utrudniać jej pracy. Nie syknął nawet, gdy środek odkażający spłynął po ranie, ani wtedy, ani później.
Zaśmiał się za to w odpowiedzi na żądanie Rebecki.
- Jednego z nich masz przed sobą - odparł. - Zasalutowałbym, ale nie wolno mi się ruszać.
- Co? - Młody chyba też pierwszy raz słyszał tę rewelację. Ściągnął hełm i posłusznie odsunął się od kapitana. Spod zmarszczonych brwi spoglądały na nich zagubione nieco oczy. Był jeszcze młodszy, niż się im wydawało, mógł mieć raptem szesnaście lat.
- Ty chcesz wiedzieć co się stało ze statkiem, ruda chce wiedzieć co się stało z żołnierzami, radna pewnie chciałaby poznać historię swojego brata... - zamilkł, zaciskając szczęki. Laser chyba robił mu coś nie do końca przyjemnego. - Służyłem pod komandorem Fel przez kilka lat. To były chujowe czasy i strasznie długo mi zajęło dojście do wniosku, że Przymierze nie jest dla mnie - odwrócił głowę do Dagan i uśmiechnął się krzywo. - Dla ciebie też raczej nie, słońce. Byłabyś dobrym zagubionym chłopcem. Mogłabyś odesłać wszystkich bezpiecznie do domu, a sama zająć miejsce któregoś z zabitych. Bo domyślam się, że nie przedarliście się tu bez ofiar w moich ludziach.
Młody głośno przełknął ślinę i zerknął w stronę drzwi. Nikt nie przychodził. Czy to znaczyło, że zdążyli wybić wszystkich? Śluza pozostawała zamknięta, na Arsuf panowała cisza, którą zakłócały ciche słowa i bzyczenie lasera.
- Mieliśmy lądowanie awaryjne, wszyscy opuścili pokład - przewrócił oczami, ale tylko dlatego, że nie mógł wzruszyć ramionami. - A ja nie chciałem odejść z niczym. Nie mogłem. Więc zabrałem wszystko. To wymagało trochę zachodu, ale się udało. Chłopcom jest ze mną dobrze - stęknął i uniósł lekko głowę, by zajrzeć sobie w brzuch. - Ilu zabiliście? Nie wiecie, co oni w życiu przeszli. Większość nie miała życia dopóki ich nie znalazłem. Jesteście z siebie dumni, co? - położył głowę z powrotem. - Nie zabijamy tych, których atakujemy. Antidotum jest wpuszczane do krwioobiegu jednej osoby, zostawiamy ją z ilością Sarlum wystarczającą dla wszystkich i odlatujemy. Budzą się sami. Nie mamy krwi na rękach. Spójrzcie na swoje.
To był efektowny argument, zwłaszcza że rękawice wszystkich zebranych pokryte były teraz krwią. Nie ich, głównie Petera, bo przecież go przenosili, ale jednak.
Matt mógł słuchać i wyciągać swoje wnioski. Mógł też odpowiedzieć coś mądrego na dość poważne zarzuty. Ale raczej całą jego uwagę przyciągnęła wiadomość, którą akurat teraz postanowił przeczytać.
Matt
Długo zbierałam się by ci o tym powiedzieć; od dłuższego czasu się z kimś spotykam. To wyjątkowy człowiek, zamierzamy się pobrać i stworzyć Isabelle rodzinę, na jaką zasługuje. On chce adoptować nasza córeczkę, więc jeśli kochasz ją jak twierdzisz proszę cię; nie utrudniaj. Za kilka dni wylatujemy w rejs, jako rodzina. Mój adwokat prześle ci dokumenty o zrzeczeniu się praw rodzicielskich, podpisz je jak najszybciej.
Elizabeth
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

30 paź 2015, o 19:24

Aż zaniemówiła. Naprawdę. Po początkowym zaskoczeniu, gdy skupiła się na monologu kapitana, gdy przeanalizowała wszystko, co usłyszała, to... Wiecie co? Nie mogła nie przyznać mu racji. Nie, żeby od razu uwierzyła we wszystko, co powiedział - nadal nie żałowała wezwania żołnierzy, ostatecznie całe wydarzenie zostało zarejestrowane, sprawa stała się więc oficjalna - ale hej, to miało sens. Jakby się tak dobrze zastanowić, naprawdę miało. A jakby to jeszcze sprawdzić...
- Nazwisko - rzuciła lekko, nieofensywnie. - Masz jakieś, nie? No więc? - Uaktywniła omni-klucz. Teraz chodziło tak naprawdę o zaspokojenie własnej ciekawości, o nic więcej. Żadne tam podbijanie wyroku na pirata, żadne posłuszne raportowanie, że ten-i-ten okazał się być jednym z nich, tylko że wspólne ścieżki im się rozeszły. Dagan była ciekawa, nic więcej.
W każdym razie, teorię o tym, jaki to byłby z niej wspaniały chłopiec zbyła cichym parsknięciem i, stojąc tuż obok łóżka, odetchnęła cicho. To był dobry moment na to, by wrócić myślami do stwierdzenia, że z Rebeki nie był żołnierz medialny. Że skrajnie odstawała od idealistycznego obrazu, jaki próbowano zakodować społeczeństwu. No więc, skoro to już wiemy, nie powinno dziwić, że czerwonowłosa do idei wepchnięcia Petera do pierdla wcale przywiązana nie była. Istniało tyle innych rozwiązań tej nieprzyjemnej sytuacji, prawda? Tyle różnych, zabawnych ścieżek, którymi mogliby podążyć. Dlaczego decydować się na tę najbardziej zbiurokratyzowaną?
- Ani ja nie zostanę zagubionym chłopcem, ani tobie nikt z moich kolegów w te bohaterstwo nie uwierzy - stwierdziła ostatecznie ze spokojem, kątem oka spoglądając na Matta i Iris. Każdy głupi wiedziałby, że za moment będą mieli konflikt interesów. Trochę, a w skrajnej sytuacji - bardzo, bardzo. - Ale myślę, że się dogadamy.
Proste stwierdzenie poprzedzało chwilę zastanowienia. Sytuacja może i w pewnym sensie była trudna, ale... Hej, z nie takich znajdowało się wyjście. Nie, żeby znajdowała je sama Rebecca, ale skoro inni umieli, to ona też da sobie radę.
- Macie jeszcze jakiś prom? Kapsuły? Twoje dzieciaki mogą się stąd zabrać, jak się pospieszą, to jeszcze zdążą. - Wzruszyła lekko ramionami. Żadna z niej była strażniczka sprawiedliwości, a skoro argumenty Petera wstępnie do niej przemówiły, nie widziała powodu, dla którego miałaby trzymać się sztywnej postawy idealistki.
- Ty nie polecisz, bo fizycznie nie dasz rady. Zabierzesz się ze mną. - Ponownie wzruszyła ramionami. - Wizytę naszych kolegów przeczekasz na Venus, chłopcy choćby bardzo chcieli, nie mogą tak po prostu wejść na statek Rady. - Parsknęła cicho. Choć wprost nie zamierzała przyznawać, że Przymierze nie jest dla niej, jasnym było, że nie czuje się z tą organizacją aż tak bardzo zżyta. Lubiła to środowisko, jasne, ale gdyby zaproponowano jej inną, wyraźnie korzystniejszą ofertę, wszystko byłaby w stanie rozważyć.
- A potem... - Wzruszenie ramionami numer x. - Przymierze będzie szczęśliwe, bo odzyska Arsufa i zamknie sprawę zaginionej załogi. Rada będzie szczęśliwa, bo ich statek będzie nieuszkodzony, pani Fel też w jednym, nieskalanym kawałku. A ty, jak już się wyliżesz, pójdziesz gdzie chcesz.
Koniec. Tak to widziała Dagan. Rozwiązanie proste i najpewniej skuteczne, wymagające jedynie pośpiechu w podejmowaniu decyzji i względnej jednogłośności. Względnej - bo w zasadzie chodziło tylko o Fel. Jej sprzeciw byłby znacznie trudniejszy do podważenia niż Matta, bo Mattowi mogła po prostu dać w mordę, a Radnej raczej nie wypadało. Ale hej, jej pomysł był przecież cudowny. Wszyscy będą szczęśliwi.
No, chyba, że ktoś tu zamierzał upierać się przy swym bohaterstwie. Że ktoś planował uparcie trwać przy wierze w słuszność swych poczynań, w to, że rozlew krwi był konieczny, że sami tego chcieli, że... Bla, bla. Dagan daleka była od podobnej postawy - prawda była taka, że nawet gdyby Peter kłamał, na ten moment to i tak oni, załoga Venus, okazali się większymi skurwysynami - ale kto wie, co siedziało w główkach pozostałych?
Na wszelki wypadek obserwowała wszystkich zebranych. Bo wiecie, teraz, gdy piratowi udzielono już pomocy, nagły zgon mimo wszystko trudno byłoby wytłumaczyć wypadkiem przy pracy. Przymierze ma swoich lekarzy, całkiem zresztą niezłych, a takich trudno nabrać na pozorowane przypadki. A że wojsko już o przejęciu statku wiedziało, będzie oczekiwało jakiegoś wyjaśnienia. Jakiegoś - to jest sensownego, ale czystego. Bo Przymierze rąk przecież sobie nie brudzi. Zazwyczaj. Oficjalnie.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2037
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

1 lis 2015, o 11:26

Zaskoczył ją ten drobny gest, który uderzał w wrażliwy, czuły punkt. Nie cofnęła ręki jak oparzona, choć może powinna; zamiast tego zacisnęła na moment palce na jego.
- Znieczulę, ale i tak może to nie być przyjemne. Radzę zacisnąć zęby.
Może i współcześni lekarze nie składali przysięgi, aczkolwiek nadal przyświecał im cel ratowania życia. Nie tylko w teorii. Peterowi mogła wiele zarzucić, tyle że Fel nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłaby wykrwawienia się na oczach beznamiętności.
Iris nabrała powietrza głęboko w płuca i starała się w całości skupić na maszynie, której minimetrowe ruchy kierowały wiązką lasera wypalającego zniszczoną tkankę. Medycyna wspięła się na takie szczyty, że można było operować na nazwijmy to żywym materiale, który odczuwał wątpliwej przyjemności łaskotanie, a co za tym idzie możliwość sklejania monologu nie była niczym zakłócona. Im więcej słyszała, tym coraz głośniej coś krzyczało w jej myślach oraz musiała zagryzać policzki, aby nie zatrzymać się, żądając pełnych wyjaśnień. Bo Peter mówił w strzępkach, prowokując jeszcze więcej pytań, zamiast od razu je rozwiać.
- Gdzie lądowaliście awaryjnie?
Wyrwało się Iris, która nie mogła już dłużej udawać, że niczego nie słyszy, a to, o czym jest mowa, nie porusza ją doszczętnie. Przeklinała w duchu swój profesjonalizm, naprawdę, który teraz nie pozwalał jej odciągnąć się od rozpoczętej roboty. A laser, który powinien wchodzić w fazę zasklepiania tkanek, jak na złość przesuwał się ślamazarnie.
Nie do końca wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Fel nie miała krwi na rękach, nawet, kiedy musiała uciekać, przykładała dużą wagę, aby swoją biotyką nikogo nie skrzywdzić, choć oczywiście bezbolesne odepchnięcia nie były. Rzecz jasna zdarzyły się w jej życiu sytuacje, kiedy musiała zabawić, bo albo ona, albo on, nie mniej... Peter był cwaną bestią. Znał się na ludziach. Na emocjach. Do tego był wygadany. Potrząsnęła głową, jakby naprawdę chciała strzepnąć coś obrzydliwego.
I wtedy wtrąciła się Rebeccą. Pozwoliła kobiecie powiedzieć to, co chciała do końca, choć...
- Sierżancie Dagan.
Zabrzmiało oficjalnie. Ale przecież tak miało być. Zmuszona była zakłócić utopijny plan pani żołnierz.
- O ile mogę uznać, że nie słyszałam nic o kapsułach ratunkowych i Zagubionych Chłopcach oraz że nie było w naszym towarzystwie żadnego z nich, który teraz powinien się odwrócić napięcie i pędzić ile sił do właśnie jednej z nich, to... Nie ma mowy, abyś ukryła na Venus naszego Piotrusia Pana, udając, że wyparował. Przykro mi, Peterze. Poczekasz tutaj. Na Przymierze bądź Widmo.
Nie pałała zemstą, acz nie mogła udać, że nic się nie stało. Ba! Była nawet skłonna pominąć incydent z porwaniem, puścić w niepamięć do czego chciał dążyć Peter. To wszystko jednakże nie mogło sprawić, aby oficjalnie zgodziłaby się zataić obecność kogoś takiego.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

1 lis 2015, o 18:24

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

1 lis 2015, o 18:53

Matt
Początek wiadomości od byłej żony nie był tak oficjalny, jakby można było się spodziewać. Zazwyczaj czytając treść jej korespondencji dostawał ataku szału już na początku. Było nadzwyczaj pozytywnie, może w końcu chciała się dogadać w sprawie wizyt. Przez chwilę miał nadzieję, że poszła po rozum do głowy i pozwoli inżynierowi mieć wpływ na wychowanie ich córki. Niestety, nadzieja jest matką głupich. A Elizabeth po raz kolejny udowodniła, że ona jest GŁUPIĄ matką. Chyba nie rozumiała jaka więź łączy Matthewa i małą Isabelle. Na pewno nawet nie wiedziała o "tajnym" kanale komunikacyjnym, na którym dwójka ze sobą rozmawia. Gdyby to odkryła, na pewno już dawno wprowadziłaby odpowiednie blokady na komputerze małej.
Dokumenty o zrzeczeniu się praw rodzicielskich...
Matthew przeczytawszy ostatnie zdanie, otworzył szeroko oczy. Źrenice widocznie się pomniejszyły. Co tu dużo mówić, był w ciężkim szoku. Właśnie poczuł, jak jeden z ostatnich filarów jego życia pęka, powoli zmierzając do zgubnej katastrofy. Można było odnieść wrażenie, że przez chwilę znajduje się daleko, daleko od obecnych wydarzeń. Aktualnie, Matthew swoimi myślami siedział na kanapie w swoim mieszkaniu w Chigaco, czytając z omni-klucza bajkę dla swojej małej córeczki. Głaskał ją po głowie i co jakiś czas odrywał wzrok od ekranu, by spojrzeć na swoje małe cudo. Cudo, którego fizycznie może już nigdy więcej nie zobaczyć. To, o co prosiła o Elizabeth było potworne. Doskonale wiedziała, ile Isa znaczy dla Tarczansky'ego. Ilekroć starał się o kontakt. Ile razy ona odsyłała go z kwitkiem, ten nieustannie walczył. Cały czas. Był typem wojownika. Nie zamierzał się poddawać w ważnych dla siebie kwestiach. Choćby znajdował się na łożu śmierci, jego najbliższe otoczenie wie, że ten i tak ujadałby jak prawdziwy pies bojowy, nie odpuszczający z tonu ani na moment. Jego była żona uderzyła go właśnie w najczulszy punkt, robiąc to w sposób perfidny, celowy i brutalny. Mogła chociaż zaaranżować spotkanie, a nie załatwiać te wszystkie sprawy na odległość.
Łzy. W oczach Matta pierwszy raz od wielu, wielu lat pojawiły się łzy. Trudno było mu je opanować. Trudno było mu stłamsić narastające w nim emocje, które rozdzierały go od środka. Czuł się, jakby stał teraz na przepaścią, której nie mógł w żaden sposób ominąć. Cały świat stracił sens. Całe jego życie straciło sens. Wszystkie jego starania. To nie mogło się skończyć w ten sposób.
Głęboko w poważaniu miał teraz istnienie piratów. Mogli go zabić, skoro chciano mu odebrać córkę, niech lepiej od razu odstrzelą mu łeb. Inżynier zamknął się we własnych myślach, będąc totalnie nieobecny dla innych.
-Ty kurwo...-Wydusił z siebie, patrząc się cały czas w holograficzny ekran. Cały czas nie dowierzał swoim oczom. Musiał jednak uznać to za prawdziwe, to nie był zły sen. To nie były halucynacje. To wszystko było jawą. Musiał się z tym pogodzić. Wziął głęboki oddech. To nie był dobry moment na odczytywanie takich wiadomości. O ile w ogóle, taki moment istniał. To chyba oczywiste, że mechatronikiem zaczęły władać emocje. Silne, skrajne. Kolejny wdech, kolejny wydech.
Złość. Zastąpiła ona smutek w błyskawicznym tempie. Chyba każdy ojciec poczułby go, gdyby matka chciała odebrać mu dziecko. To nie była zwyczajna złość. To był gniew. Żądny krwi, bólu, cierpienia. Takiego samego, jaki Matthew czuł teraz. Był on trudny do zdefiniowania, nie był fizyczny. Nie można było znaleźć miejsca, w którym on się pojawił. Był wszędzie, w całym inżynierze, ale chyba najbardziej zajął jego duszę, o ile takowa istniała. Coś pękło. Mechatronik bardzo długo starał się zapanować nad sobą, nad uczuciami, które w nim się kłębiły. Jednak to była sprawa zbyt emocjonalna, osobista, by móc podejść do niej na chłodno. Tym bardziej, że sytuacja, w której się znajdowali nie była komfortowa. Oddech przyśpieszył. Matt rozejrzał się pustym spojrzeniem po sali medycznej. Nadal można było odnieść wrażenie, że jego tutaj nie ma, że jest gdzie indziej.
Młody. Stał najbliżej, był wrogiem. Osobą niepożądaną. Niewiele brakowało, by Matthew zapomniał o stanie Petera i rzucił się na niego. Honor jednak był dla niego bardzo ważną kwestią i cały czas przypominał mu, że nie kopie się leżącego. Może to i lepiej. Każdy najmniejszy mięsień w ciele inżyniera napiął się, jakby przygotowywał się do tego od jakiegoś czasu. Niezajęty niczym Tilus chyba mógł się zorientować, że stało się coś niedobrego, coś co wywołało takie zamieszanie w głowie swojego pracownika. Kobiety były zajęte przesłuchiwaniem Petera, a Matt...
Stracił kontrolę nad sobą, odwrócił się w stronę Młodego i z całą skumulowaną przez siebie siłą, wymieszaną z potwornym gniewem, popchnął go w kierunku najbliższej ściany. Następnie z niedużego rozbiegu, wymierzył prawy sierpowy prosto w jego osłoniętą przez hełm szczękę. Totalnie pochłonięty przez skrajne emocje Matthew miał tylko jeden cel. Dać upust złości, smutku i bólu. Nie myślał logicznie, wszak cały jego dotychczasowy bieg życia stracił właśnie sens.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

1 lis 2015, o 19:24

- No chyba cię posrało. - Cóż za elokwencja kryła się w tym mruknięciu! Nie mogła jednak skomentować tego inaczej. Nawet nieszczególnie interesowało ją, co dokładnie spowodowało tak gwałtowny wybuch Matta - bo hej, nie była ślepa, widziała, że poruszyło coś na omni-kluczu, zapewne treść jakiejś otrzymanej wiadomości. To, co zrobił, było zwyczajnie głupie. Co więcej, gdyby nawet wiedziała, czego dowiedział się w tej chwili inżynier, również nie zareagowałaby inaczej. Nie rozumiała takich rzeczy. Troszczenie się o rodzinę i to, jak bardzo boleć mogą takie rozgrywki było jej zupełnie obce. Już nawet pomijając stwierdzony uprzednio fakt, że Dagan jest po prostu suką - miała trochę usprawiedliwienia w papierach, nie? Nie uznano jej za socjopatkę, ale upośledzenie empatii i obycia w społeczeństwie było faktem widniejącym w jej karcie choroby.
Zresztą, co to w tej chwili za różnica? Każdy zareagowałby tak samo, nawet człowiek zupełnie zdrowy, odpowiednio wychowany, nauczony wszystkich ważnych zasad. Ponadto taki ideał zareagować powinien w ten sposób wręcz tym bardziej - bo co zrobił teraz Matt? Rzucił się na dziecko. Bez powodu wyciągnął łapy do chłopaka, który właściwie się poddał. Do podrostka, który znajdował się po prostu w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.
Czerwonowłosa nie miała więc żadnych, absolutnie żadnych oporów przed wykorzystaniem sytuacji. To, że wścieklizna inżyniera skupiła się na Bogu ducha winnym chłopcu działało na jej korzyść - co było o tyle istotne, że Tarczansky był od niej bardziej postawny i zwyczajnie silniejszy. W innej sytuacji mogła nie mieć szans, teraz jednak, gdy mężczyzna po prostu oszalał, cokolwiek może dałoby się zrobić.
No, przynajmniej odciągnąć jego uwagę od dzieciaka.
- Pani pozwoli... - mruknęła niby to pytająco do Fel, ale właściwie nie czekała na reakcję. Nie bawiła się też w jakieś subtelne i mniej inwazyjne sposoby obezwładnienia mężczyzny. Biorąc pod uwagę fakt, że inżynier nie bardzo nad sobą panował, Rebecca ani myślała narażać się na jakieś większe uszkodzenia ciała. Miało być szybko, łatwo i skutecznie. Tyle.
Plan był więc prosty. Położyć lewą rękę na ramieniu Matta, szarpnięciem zwrócić go ku sobie - w miarę możliwości wykorzystując przy tym ludzki odruch, który zaczepianemu każe odwrócić się i zobaczyć, o co chodzi - i wykonać najprostszy, najbardziej babski, a jednocześnie zazwyczaj najbardziej skuteczny cios kolanem w klejnoty rodowe. Tak, jasne, mężczyzna miał wprawdzie na sobie pancerz, ale hej - Dagan też miała. I jej przynajmniej prezentował się znacznie lepiej, nie? Przynajmniej ochraniacze na nogach, także te kolan, były w odpowiednim stanie. To powinno wystarczyć, by Matt odczuł wszystko jak należy.
- Ochujałeś - warknęła sierżant, mierząc inżyniera zwierzęcym nieco spojrzeniem. Gotowa była na... No, w zasadzie na wszystko. Nie, żeby oskarżała Matta o bycie damskim bokserem, ale wszyscy widzieli, w jakim był stanie. W takim, że stał się priorytetem - a to uzasadniało nawet chwilowe zignorowanie słów Radnej. Kwestia Petera mogła zaczekać.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

3 lis 2015, o 13:10

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

3 lis 2015, o 15:17

Peter długo milczał, z zamkniętymi oczami skupiając się na odczuciach, jakie zapewniała mu Iris. Nie do końca na takie zapewne liczył, ale te też na dłuższą metę były przyjemne, w końcu radna ratowała mu właśnie życie. Zarzucany pytaniami potrzebował chwili, żeby jakoś poukładać w głowie odpowiedzi.
- Sierżant Peter Yoxall - odparł w końcu. - Jakby to miało jakieś znaczenie. A ty? Przedstawisz się oficjalnie?
Po sprawdzeniu w bazie danych Przymierza wszystko się zgadzało. Była mowa o jego przynależności do zaginionej załogi, był poszukiwany tak samo jak komandor Fel. Zdjęcie przedstawiało mężczyznę jeszcze bez tatuażu i zgolonego na równo, w typowo żołnierski sposób, teraz wyglądał nieco inaczej, ale to na pewno był on.
Pewny siebie uśmiech w końcu zszedł z jego twarzy. Wspomnienia jakie przyszły razem z tą informacją nie były chyba przyjemne. Teraz w jego głosie brzmiała gorycz, jakby Przymierze nie tyle mu się znudziło, co skrzywdziło go w jakiś konkretny sposób. Ale o tym nie mówił. Odwrócił się do Iris.
- W sumie teraz już nie ma sensu ukrywanie tego, prawda? Eingana, w Mgławicy Omega. Cmentarzysko statków. Nie wiem czy przeżyli, ale... wątpię - odwrócił wzrok. Nie bawił się w pocieszanie i optymizm. - Wciągnęła nas studnia grawitacyjna.
Znów podniósł głowę i przyjrzał się do połowy już zasklepionej ranie. Pewnie zdawał sobie sprawę z tego, że jego medyk nie żyje, biorąc pod uwagę że hełm Jacka znajdował się teraz na głowie Tarczanskiego. Ale nie skomentował więcej w żaden sposób tego, jak obecna tu trójka dostała się z Venus na Arsuf. Tak jakby tematu nie było, albo on wolał o tym nie myśleć.
- Nie mamy kapsuł - rzucił krótko. To było logiczne, statek musiał wiarygodnie wyglądać na opuszczony wrak Przymierza, więc pewnie pozbyli się ich jeszcze zanim Peter rozpoczął swoje pirackie życie. Uśmiechnął się krzywo do Rebecki. - Ja chętnie, słońce. Ale twoja radna się na to w życiu nie zgodzi. Nie do końca się do tej pory dogadywaliśmy.
Chwilę później Iris to potwierdziła, więc wzruszył tylko obojętnie ramionami i wpatrzył się w sufit.
- Wcześniej czy później to musiało się skończyć. Nikt nie pozostaje bezkarny w nieskończoność. Mieliśmy pecha że trafiliśmy własnie na was. Jak to się stało, że was nie zatruło?
Być może mógł na to odpowiedzieć Tilus, ale nie było go tutaj. Zaaferowani operacją i całą resztą zamieszania nie zwrócili uwagi, że po prostu zniknął. Musiał wyjść na samym początku, bo teraz nie przypominali sobie otwierania śluzy ambulatorium.
I wtedy Matthew oszalał.
Młody nie spodziewał się tego, że nagle został zaatakowany. Z całą pewnością nie powinien był zdejmować wcześniej hełmu, ale zapewne uznał, że zagrożenie minęło, bo co jeszcze mogło się wydarzyć? Dlatego gdy mechatronik rzucił się na niego z wściekłością, nie zdążył nawet zareagować. Popchnięty w stronę ściany uderzył w nią plecami, a hełm który wypadł mu z rąk, potoczył się po podłodze pod nogi Rebecki. Przed kolejnym ciosem uniósł w obronie ręce, ale nic to nie dało przeciwko szałowi Matta. Cios był celny i silny i sprawił, że głowa chłopaka odbiła się od ściany i gdy zsunął się po niej, zostawił krwawy ślad. Złapał się za bok głowy, w który uderzyła pięść, a w jego oczach zalśniły łzy. Był tak bardzo młody. Na ziemskie standardy zaczynałby właśnie liceum. Na szczęście Dagan oderwała od niego szaleńca i spacyfikowała go w najprostszy i jednocześnie najskuteczniejszy sposób. Ból rozlał się po całym ciele Matthewa, unieruchamiając go właściwie na długą chwilę, tak, że nie zwrócił nawet uwagi na Młodego, który próbował jeszcze jednym kopnięciem przewrócić go na ziemię, ale bezskutecznie. Może miał za mało siły. Jeśli Rebecca chciała coś z Tarczanskym zrobić, miała teraz nad nim pełną władzę, bo ten kulił się, usiłując przeżyć swoje cierpienie, fizyczne chyba równie bolesne co psychiczne.
Peter poderwał się z łóżka, a laser zasklepiający ranę zsunął się po jego boku, nie robiąc nic zdrowej skórze. Ale z pozostałej dziury wypłynęła krew, gdy usiadł i usiłował wstać. Jeszcze chwilę powinien wytrzymać, jeszcze dosłownie trzy minuty, może mniej, ale to było już silniejsze od niego. Przycisnął dłoń do rany i pewnie rzuciłby się na Matta, gdyby nie zrobiła tego czerwonowłosa.
- Skurwiel - wysyczał, zaciskając dłoń na brzegu łóżka i odepchnął się, by podejść do chłopaka. Nie powinien tego robić, nie w takim stanie. - Co ci zrobił? Źle teraz stał? Przy złej kurwa ścianie? Tovi, nic ci nie będzie - złapał Młodego za brodę i odwrócił ją w swoją stronę, by zajrzeć mu w oczy, pewnie w celu prowizorycznego sprawdzenia, czy wszystko z nim w porządku. - Nie płacz jak jakaś pizda, tylko się podnieś i ogarnij sobie jakiś opatrunek. Nic ci nie będzie - powtórzył i wyprostował się. Był blady. - Kurwa mać.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2037
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

3 lis 2015, o 15:44

Nie mamy kapsuł.
A chciała dobrze. Iris obiecała sobie, że podejmie ten trud, aby dowiedzieć się, jak po tym wszystkim skończyli Zagubieni Chłopcy. Teoretycznie, jeśli rzeczywiście nie mieli krwi na rękach, nie powinny nad nimi ciążyć zarzuty, które przekreślą całą ich przyszłość. Postawa Petera, jego lojalność wobec własnej załogi, miała w sobie coś, co chwytało za serce.
W pewnym momencie usłyszała huk i krzyk. Obejrzała się za siebie, jak każdy, zza plecami którego coś się działo.
Nie dowierzała własnym oczom.
Matthew, którego zachowanie było irracjonalne, pociągnęło za siebie lawinę konsekwencji, które już jawiły się w wyobrażeniach Radnej. Rebecca ubiegła ją, reagując szybciej i prawdę powiedziawszy poprawie. Iris skrzywiła się, widać było, jak zaciskają się jej usta w wąską kreseczkę.
- Matthew! Opanuj się! Możesz go, proszę, zabrać stąd?
Dopuszczała do siebie, choć niechętnie, że Tarczansky wcale nie musi ogarnąć się już, teraz, na zawołanie. A skoro Peter wyrwał się spod jej lasera – co swoją drogą także zirytowało Fel - Iris miała na tyle wolne ręce, że gotowa była objąć go osobliwością i zatrzymać tak w górze, aż emocje z niego nie spłyną. Była wielce ciekawa, skąd takie głupie zachowanie, bo raczej nie miała o Tarczanskym zdania w gorącej wodzie kąpany. Choć z drugiej strony może lepiej nie wiedzieć? Im dłużej to rozważała, tym ogarniało ją większe zirytowanie.
- Peter! Wracaj na łóżko, zanim spaprasz cały mój wysiłek. Rozumiem, ale! Podziurawiony nic nie zdziałasz.
Łagodnie, choć zdecydowanie, pchnęła pirata na miejsce, skoro siedział i nie mógł się – bogom niech będzie dzięki - zebrać. Raz dwa doskoczyła do maszyny, wznawiając program. Podirytowana, musiała zmusić się, aby odgrodzić się od wszelkich emocji. Coś jej mówiło, że ona jedna jedyna jeszcze nie zwariowała z tego całego towarzystwa.
- Zaraz spojrzę na Twojego podopiecznego, czy ma wszystkie kości na miejscu, ale wytrzymaj jeszcze te kilka minut proszę.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

3 lis 2015, o 18:11

Zadziałało? Zadziałało i to lepiej niż przewidywała! Niegłupi powiedział, że najprostsze rozwiązania są czasami najlepsze - dowód miała teraz przed sobą. Dla pewności efekt swych poczynań poprawiła jeszcze konkretnym uderzeniem w twarz na otrzeźwienie - i nie żadnym tam babskim liściem, ale standardowym prawym sierpowym - dopiero wtedy uznając swe dzieło za zakończone. Oglądając się na Radną skinęła lekko głową. Tak. Tak, wyrzucić z pomieszczenia. To zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Bez wahania ujęła więc spacyfikowanego Tarczansky'ego za fraki i zwyczajnie wypchnęła za drzwi pomieszczenia medycznego.
- Ogarnij się - warknęła na odchodnym, pozostawiając mężczyznę pod ścianą. - Ogarnij się zanim jeszcze bardziej pogorszysz sytuację.
Potem zaś, wracając do pomieszczenia, mogła wrócić do cywilizowanej rozmowy, którą tak barbarzyńsko przerwał Matt. Wzdychając cicho nad uporem Fel, z którym w gruncie rzeczy nie zamierzała wcale walczyć - to byłoby zwyczajnie bez sensu, Iris i tak zrobi co będzie chciała - naprędce przewinęła dyskusję do momentu, w którym się z niej wyłączyła. Zdaje się że... Właśnie, miała się przedstawić. Skoro już zaspokoiła swą ciekawość dotyczącą Petera to czemu nie?
- Starsza sierżant Rebbeca Dagan - rzuciła więc krótko i wzruszyła ramionami. Nie była szczególnie przywiązana do swego stopnia, obnoszenie się z nim było przyjemne tylko sporadycznie, od święta.
- Odcięliśmy przepływ powietrza. - Nie widziała powodu, dla którego miałaby nie odpowiedzieć na pytanie pirata o sposób uratowania się od zatrucia. Teraz... Teraz ta wiedza i tak mu nic nie da, nie? Skoro Fel nie chciała wypuścić go ze swoich rąk aż do przybycia Widma bądź Przymierza, Dagan nie widziała powodu dlaczego nie mieliby sobie porozmawiać. Normalnie. Szczerze, po ludzku. - A potem wystarczyły standardowe rozwiązania. Maski. Kombinezony. Dziwne, że tego nie przewidzieliście.
Rzucając okiem na szamoczącego się pirata, z sapnięciem pomogła Iris usadzić go z powrotem na łóżku, za argument biorąc przy tym rzuconą mimowolnie obietnicę:
- Ja to zrobię. - Chodziło, oczywiście, o Młodego. Ktoś musiał się nim zająć, a że Fel na razie nie mogła, to równie dobrze na stanowisku medyka mogła odnaleźć się Dagan. Każdy żołnierz przechodzi przecież dość porządne przeszkolenie z pierwszej pomocy, a ten tutaj przecież po prostu dostał w twarz, nic więcej.
Usadziła więc nastolatka na pierwszym z brzegu krześle i kucając przed nim, przystąpiła do oględzin. Szczęka, czaszka, to nieprzyjemne źródło krwawienia - obejrzałaby wszystko, zamierzając zgodnie ze wszelkimi wytycznymi ocenić straty. Bez tego w końcu nijak chłopakowi się nie pomoże, nie?
A co do pomocy... Nie mieli kapsuł, wszyscy za to znajdowali się na Venus. No, wszyscy poza Peterem i Młodym, ale...
- On może robić za ofiarę. - Ruchem głowy wskazała Toviego. - Nic mu nie zrobią, jeśli wszyscy podtrzymają wersję, że był przeciwny abordażowi i przy samym ataku próbował nam pomóc. - Swoje słowa kierowała tak po prostu, w eter, wypowiedzieć w końcu musiał się i kapitan, i Iris. Bez współpracy nie ocalą nikogo, ani jednego korsarza, a tak... Przynajmniej Młodemu dałoby się pomóc. A reszcie? Cóż, to będzie trudniejsze. Nie mogą tak po prostu przetrzymać ich na Venus i powiedzieć, że piraci zbiegli - i Widmo, i żołnierze Przymierza od razu zorientują się, że w okolicy nie ma żadnych podróżujących kapsuł z uciekinierami. Nie sposób też powiedzieć, że po prostu ich wymordowali - za mało ciał. Może więc po prostu...
- Zawsze możesz wszystko wziąć na siebie. - Wzruszyła lekko ramionami. - Sądzeni będziecie wszyscy, ale ich może zamkną na krócej.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

3 lis 2015, o 22:51

Wszystko zadziało się tak szybko. To był impuls, nie mógł go opanować. Trudno było okiełznać ból, jaki teraz w nim się panoszył. Nie starał się nawet go zwalczać, po prostu dał się ponieść. Nie mógł inaczej. Musiał wylać swoją rozpacz, swój gniew, który pojawił się w momencie odczytania wiadomości. Na całe nieszczęście, do jej odebrania doszło w takim momencie. Wręcz kluczowym. Czuł, że będzie musiał się ostro tłumaczyć ze swojego zachowania. Teraz jednak...I tak nie był wstanie tego zrobić. Był za bardzo zaślepiony emocjami, które wzięły nad nim górę. Tego wszystkiego nagromadziło się zdecydowanie za dużo.
Kiedy uniósł pięść po raz ostatni, by dokończyć dzieła, zmasakrować pirata, wstrzymał się. Otrzeźwiał, uświadomił sobie co tak naprawdę zrobił. Nadal był otępiały, wszystkie wrzaski były stłumione, niewyraźne, Matthew nadal czuł się bardzo dziwnie. Jakby jakaś dziwna siła kazała mu tu i teraz załatwić tą sprawę, dokładnie w ten sam sposób, w jaki postąpił z Młodym. Z każdą sekundą coraz bardziej wracał do rzeczywistości. Sapał ciężko, nie był wstanie wydusić ani jednego dźwięku. Nie był wstanie powiedzieć nic, co mogłoby go usprawiedliwić.
I gdzie, kurwa, Twój profesjonalizm?
Mówi się, że do pracy nie powinno się wnosić swoich osobistych spraw. W tym wypadku jednak trudno było w ogóle nie zareagować. Przyjąć to na chłodno, wzruszyć ramionami i powiedzieć, że później się tą sprawę załatwi. Był ojcem. Co prawda, zaocznym, z doskoku, którego kontakty z córką są bardzo mocno utrudnione. Nie tylko przez jego pracę, nie tylko przez odległość dzielącą ich w tym momencie. Największą winą w zaistniałej sytuacji, obarczał swoją byłą żonę, która w totalnie wyrachowany i perfidny sposób wymyśla kolejne powody, dla których mechatronik nie ma prawa zobaczyć się z Isą. Do tego ta wiadomość. W końcu szala goryczy musiała się przelać, a to, że przyniosła ofiary w najmniej odpowiednim momencie to już inna kwestia.
Kopnięcie Dagan było niezwykle celne. Poczuł jak jego klejnoty rodowe chowają się ze strachu w odmętach organizmu. Poczuł obok bólu psychicznego, ten z rodzaju fizycznych. Dla mężczyzny, chyba najboleśniejszy, nie do zniesienia. Jęknął przeciągle i wylądował na ziemi, złapał się za krocze. Nie miał zamiaru protestować, rzucać się i tak pozwolił sobie na zbyt dużo. Nikt zresztą nie zrozumie jego sytuacji, jego straty, jego cierpienia. Wyciągnięty na zewnątrz, Matthew w końcu postanowił się odezwać.
-Nic nie rozumiesz.-Powiedział. Co ona mogła wiedzieć? Młoda karierowiczka Przymierza? Pani sierżant. Egoistka, nawet można zaryzykować stwierdzenie o egocentryzmie. Co ona mogła wiedzieć o miłości, jaką Matt darzył córkę? Nikt poza nim tego nie wiedział. Oparł się o ścianę i zsunął się po niej, siadając w efekcie. Nadal z obolałym kroczem, nadal z obolałym sercem, ze łzami oczach. W środku wrzeszczał, wydzierał się, czuł jak jego "dusza" rozrywa się na najmniejsze drobiny, jak rozpada się część jego egzystencji, ta o którą postanowił walczyć do ostatniej kropli krwi. Nerwowo jeszcze przywalił pięścią w podłogę, pokiwał głową...
Nie, nie. To nie może tak być.
Wewnętrzny dramat rozgrywał się dalej, tuż obok operacji Petera. Tarczansky musiał kolejny raz zwalczyć swoje cierpienie w samotności, w sumie, zdążył już do tego przywyknąć.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

6 lis 2015, o 14:24

Iris, Rebecca

Peter posłusznie położył się na łóżku, z powrotem znajdując się na linii lasera. Ten wyłączył się automatycznie ze względu na plamę krwi, która pojawiła się kiedy mężczyzna poderwał się do pozycji siedzącej i rozmazał ją jeszcze brudną ręką. Maszyna wymagała od Iris kolejnej dezynfekcji, kolejnego wyczyszczenia rany zanim zasklepi ją do końca. Yoxall mruknął coś, co chyba miało być przeprosinami, albo po prostu wyrażało niezadowolenie - słowa były niewyraźne i to chyba przez to, że zrobiło mu się słabo. Nie wyglądał na kogoś, kto byłby w stanie teraz zorganizować sobie jakąś ucieczkę, wydawało się raczej że pogodził się już ze swoją obecną sytuacją. Zresztą nie martwił się swoim stanem za bardzo. Podążył wzrokiem za wyprowadzanym Mattem, a potem obserwował, jak Rebecca zajmuje się Młodym. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, co dzieje się z jego przebitym na wylot tułowiem. Całe ręce i część klatki piersiowej miał pokryte tatuażami podobnymi do tego na szyi, stanowiącymi zapewne w ten sposób jakąś całość. Rana częściowo psuła ten piękny wzór, nawet od razu zaszyta przez lekarza.
- Zróbcie tak - skinął głową. - Weźcie przynajmniej Młodego.
Chłopak wyprostował się butnie i zmarszczył brwi, szykując się już do wygłaszania protestów, ale zdecydowane spojrzenie Petera go powstrzymało.
- Za młody jesteś na siedzenie w pierdlu - mruknął. - Idź z sierżant Dagan. Potem sobie poradzisz. Możesz mnie odwiedzać - parsknął krótko śmiechem i na długą chwilę zamilkł. To, że nie widział już rozwiązania, które pozostawiało go wolnym, nie znaczyło, że odpowiadanie teraz przed Przymierzem i jego skutki są radosną wizją. - Poradzę sobie słońce, dzięki za rady - dodał jeszcze ostro w odpowiedzi na pomysły Rebecki i nie powiedział nic więcej. Odwrócił głowę i wpatrzył się w twarz Iris, ale chyba tylko dlatego, że przyjemnie było na niej zawiesić oko. Dagan ze swoją przynależnością nie kojarzyła się mu chyba najlepiej, a o Młodego za bardzo się martwił, by spojrzeniem zachęcać go do protestów.
Toviemu nic poważnego się nie stało, uderzenie o ścianę rozwaliło mu tylko warstwę skóry pod półdługimi włosami, ale czaszka była cała. Poinformował cicho Beccę o tym, że chyba rusza mu się ząb, ale poza tym i krótkim podziękowaniem też nie powiedział nic więcej. W pomieszczeniu zapadła cisza.
Do przybycia posiłków pozostało siedem minut.

Matthew

Zostawiony na korytarzu w samotności mógł przeżywać swoje katusze. Nie dostał więcej żadnej wiadomości, tylko tę jedną, która obudziła w mechatroniku tyle emocji. Nie miał z kim się nimi teraz podzielić. Nie miał żadnego wsparcia, Iris opieprzyła go z góry na dół a Rebecca potraktowała go jeszcze bardziej efektownie. Trudno było się im dziwić, zaatakował młodego chłopaka tylko dlatego, że stał obok, to nie było rozsądne. To nie było w żaden sposób logiczne. Mógł dać upust emocjom rozwalając krzesłem okno ambulatorium, a nie pięścią - twarz pirata. Tylko że w takich sytuacjach niełatwo na spokojnie rozważyć za i przeciw, prawda?
Zza załomu korytarza wyszedł Tilus, niosąc w rękach dwie plastikowe skrzynki. Na widok Matthewa zwolnił i zatrzymał się tuż przed nim, przez długą chwilę wpatrując się w niego bez słowa. Widok mężczyzny, który na co dzień ma więcej energii niż reszta załogi razem wzięta, któremu usta się nie zamykają, tym razem siedzący na podłodze, oparty o ścianę, jakby ktoś wyciągnął z niego baterie.
- Wszystko ok? - spytał w końcu, kiedy przyglądanie się Tarczanskiemu nie dało żadnych odpowiedzi. Ciemne, turiańskie oczy wpatrywały się w niego uważnie. - Znalazłem antidotum. Zbiorniki z tetrodotoksyną były w rozwalonej ładowni. Rozbiłem je, wszystko poleciało w pustkę - znów zamilkł na chwilę, jakby nie wiedział, czy może mówić, czy raczej nie powinien. Uniósł skrzynki, wskazując na nie wzrokiem. - Powinno wystarczyć, żeby obudzić zało...
Zza ściany wyszedł jeden z piratów, z torbą przerzuconą przez ramię. Na widok tej dwójki zatrzymał się, skonsternowany i zanim zdążył upuścić swoje zdobycze i dobyć broni, Tilus już celował mu w głowę. Był szybki, bardzo szybki. Właściwie tylko temu zawdzięczali fakt, że toksyna ich nie sparaliżowała.
- Radna zszywa Petera w ambulatorium. Zanim zaczniesz rozróbę lepiej z nim porozmawiaj. Sytuacja trochę się zmieniła - powiedział cicho. Pirat odsunął rękę od pistoletu przyczepionego u pasa, ale nie ruszał się z miejsca. Może lufa pistoletu turianina nie zachęcała do jakichkolwiek dezycji, czy w jedną, czy w drugą stronę.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

9 lis 2015, o 21:17

Wypalony? To mało powiedziane. Czuł się tak, jakby ktoś właśnie wyssał jego duszę i wyrzucił gdzieś daleko w przestrzeń kosmiczną. Mało tego, z jego punktu widzenia, jego życie straciło sens. W końcu cały jego żywot krążył wokół córki, którą chciał odzyskać. Próba odebrania mu jej, jeszcze w tak parszywy sposób była niedopuszczalna, ba...Karygodna. Nagły przypływ energii odszedł w niepamięć, zostawiony sam na sam ze sobą, pogrążył się w czarnych, makabrycznych myślach. Wszystko było mu jedno...
Smutne spojrzenie przeszło na postać Tilusa, Matthew wyglądał tak jakby nie był sobą. Wycieńczony dotychczasowymi wydarzeniami, po otrzymaniu wiadomości kompletnie się załamał. To było ciężkie przeżycie dla każdego ojca, a tym bardziej takiego, który darzył swoje dzieci taką miłością jak on. Dla małej Isy Matt mógł zrobić naprawdę wiele, nawet zabić, jeśli chodziłoby o jej bezpieczeństwo. Nie miałby żadnej łaski dla osoby, która próbowałaby jej zrobić krzywdę. Matthew zacisnął dłonie w pięści.
-Wszystko zajebiście, moja cudowna była żona właśnie poinformowała mi, że śle do mnie zrzeczenie praw rodzicielskich do naszej córki. Kurwa. Świetna nowina, co nie?-Nawet nie starał się wypowiadać swoich słów w żartobliwy sposób. Nie miał na to siły, po prostu nie chciał. W jego tonie czuć było narastający żal, ściskający go za gardło tak mocno, jakby owinął się wokół niego wąż boa. Wiedział w jakiej znajdują się sytuacji. Nie mógł się od tak poddać, jednak tak trudno było się podnieść. Tak trudno było mu cokolwiek zrobić tej sytuacji. Bezlitosna grawitacja statku była dla niego jakby jeszcze większa, bardziej nieznośna. Wiadomość od Elizabeth odebrała mu wszelkie siły.
Jednak instynkt przetrwania zmuszał go jednak do działania. Zobaczywszy pirata, wstał z miejsca, niemal natychmiast chcąc poderwać broń do pełnej gotowości. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że kolejny rozlew krwi byłby co najmniej niekorzystny dla prowadzonych właśnie negocjacji. Musiał powstrzymać swoją chęć sięgnięcia za spust. To byłby gwóźdź do trumny. Dla niego, dla Tilusa, Iris i Rebecci. Jak i również dla reszty załogi, tej która miała mniej szczęścia. Niemal natychmiast wpadł do sali medycznej. Rozejrzał się. Peter nadal był szyty, poturbowany Młody wyglądał na dalej oszołomionego tą sytuacją. Skrzywił usta, choć przez noszony cały czas przez niego hełm nie było to widoczne. Nie był zbyt zadowolony z tej sytuacji, ponieważ pozornie posiadał kontrolę nad tą sytuacją. W całej tej sytuacji, to Zagubieni Chłopcy nadal mieli przewagę. Liczebną i tą jeśli o chodzi o doświadczenie wojskowe.
-Emmmm...Przepraszam, że przeszkadzam, ale...Jeden z przydupasów zastanawia się właśnie co turianin robi na pokładzie statku. Załatwisz to?...-No chyba, że wolisz aby kolejne truchło zdobiło Ci podłogę. Dokończył w myślach. Matthew nie zamierzał się z nimi cackać, jeśli nie w ten, to w inny sposób przekona Petera do współpracy. Na razie musiał poddać się regułom gry narzuconym przez Wielką Trójkę. Iris, Peter i Dagan.
-Słuchaj, ziom. Nie chciałem przestawiać mordy Młodemu. Poszło o moją córkę. Masz córkę?...Mniejsza z tym...Nie mam zamiaru się usprawiedliwiać, ale doskonale wiesz, że jak coś Cię wkurwi to czasami musisz komuś przypierdolić. Zależy Ci na swoich ludziach? Pewnie tak samo, jak mi na córce. Nie będę Cię czarował i ostatnie czego teraz chcę, to...pociągać za spust.-Mruknął do niego. W jego słowach było czuć skruchę i nadal ten potworny ból, który był odczuwalny w momencie przeczytania wiadomości od Elizabeth. W tym momencie zwrócił się w kierunku Młodego i dodał.
-Przepraszam.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2037
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

9 lis 2015, o 21:37

Wywróciła oczyma, choć Iris jakoś specjalnie nie kryła się z faktem, iż wiele mogłaby w tej chwili powiedzieć, nie mniej jakaś iskierka dobrotliwości zdławiła słowa nim te przecisnęły się przez wciąż zaciśnięte w wąską kreskę usta.
Z cierpliwością ucieleśnionego anioła, zdezynfekowała zarówno sprzęt, jak i ranę, po czym laser poddała kalibracji i obserwowała bacznie, jak pracuje, poruszając się minimetr za minimetrem. Cisza nie była nieprzyjemna, choć wciąż przesiąknięta napięcie, które pozostawił po sobie Tarczansky.
Kiedy sprzęt oznajmił koniec zabiegu, musiała się jeszcze dokładnie przyjrzeć świeżo co zasklepionemu miejscu. Blizna zostanie, w końcu pracował w mało sprzyjających warunkach oraz na trudnym materiale, nie mniej zagrożenie życia zostało zażegnane. Posmarowała obficie skórę w tym miejscu omni-żelem oraz zabandażowała ją, ówcześnie osłaniając miejscem chyba ostatnim kawałkiem sterylnej gazy, a przynajmniej na taką wyglądającą.
- Ja wezmę Młodego...
Chyba musiała sobie od razu zdać sprawę z tego, jak niefortunnie zabrzmiało je słowa, jako że potrząsnęła głową oraz szybko dodała.
- To znaczy zabiorę Młodego na Venus i dalej, na Cytadelę. Wierzę, że nie ma nic na sumieniu, co poddawałoby w zwątpienie moje intencje... Po prostu tak będzie lepiej, mmm?
Elokwencja oraz posada ambasadora nie szły w parzę z wyrażaniem swoich zamiarów wprost, choć Fel bardzo się starała, aby pomimo ładnie dobieranych słów, było jasne co oferowała. Zabierze tego dzieciaka, jeśli da sobie pomóc to być może uda się nawet zaproponować jakąś alternatywę na pierwsze dni na stacji, czyli jednym słowem uchroni teoretycznie dobrą duszyczkę od nieciekawego losu. Szlachetnie, w żadnym wypadku nie nierozsądne.
Mogła odłożyć narzędzia chirurgiczne, zdjąć z rąk rękawice. Kiedy te znalazły się w koszu, a Iris mogła na chwilę oprzeć ciężar ciała o brzeg łózka Petera, dopiero teraz tak naprawdę poczuła się zmęczona. Emocje opadły, adrenalina przestała buzować w żyłach. Potarła intensywnie policzki. Już dawno nie tęskniła tak za Cytadelą, jak właśnie w tym momencie.
Kiedy drzwi otworzyły się, a przez próg przeszedł Matthew i szybko zaczął się tłumaczyć, Fel uniosła subtelnie brew. Nie wiele rozumiała zarówno z tego, co mówił, jak i z samych intencji.
- O czym Ty właściwie mówisz, Matt?
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

10 lis 2015, o 16:40

Peter wpatrywał się w Iris długo, w zamyśleniu, nie odzywając się ani słowem. W końcu skinął głową. Chyba nie docierało do niego, że po wszystkich atrakcjach jakie jej usiłował zapewnić, ona pozostawała niewzruszona - najpierw pozszywała swojego niedoszłego gwałciciela, teraz zaproponowała że zaopiekuje się chłopakiem który dopiero co groził jej bronią. Plotki o radnej, które docierały do niego do tej pory przez extranet, stawiały ją w niezbyt pozytywnym świetle - jak miały w zwyczaju plotki. Teraz okazywało się, że jednak jest odpowiednią osobą na to stanowisko i trudno było wyjaśnić dlaczego, bo nie chodziło o talenty polityczne czy znajomości, a to coś, co sprawiało, że potrafiła zobaczyć większy obraz, na moment zapominając chociażby o rękach rannego, błądzących chwilę wcześniej po jej ciele. I faktycznie, ze wszystkich tu obecnych zachowywała się najspokojniej.
- Dagan... - westchnął Peter, podnosząc się z łóżka i przesuwając dłonią po świeżej bliźnie. - Spierdalaj stamtąd, póki możesz. Z Przymierza. Nie przyniesie ci ono nic dobrego. Jesteś inna, widzę to. Nie pasujesz.

Tilus nie potrafił pocieszyć Matta, bo chyba miał wcześniej styczności z cierpiącymi ludźmi. Być może turianie radzili sobie z takimi emocjami inaczej. Chrząknął tylko i odwrócił wzrok, nie dodając do tego chrząknięcia już nic więcej, tak jakby odpowiadało ono na wszystkie pytania.
Pirat, w którego wciąż wycelowana była broń Tilusa, nie zamierzał atakować, za to powoli się cofał z powrotem do śluzy. Chwilę później, gdy Matthew zwrócił kapitanowi uwagę na jedno dość istotne przeoczenie, Peter skinął głową i uniósł przedramię z omni-kluczem, uruchamiając komunikator.
- Chłopcy, sprawy się skomplikowały. Jesteśmy w czarnej dupie i może wam się uda jakoś z tego wywinąć, ale mi na pewno już nie - przerwał. - Znajdźcie kapsułę ratunkową na statku radnej i spieprzajcie stąd. Gdziekolwiek nie wylądujecie, będzie lepiej niż jeśli was złapią, a Przymierze będzie tu lada moment - sięgnął po swoją koszulkę i ścisnął ją w palcach, wpatrując się w swoją zakrwawioną dłoń. - Szybko, nie ma czasu. Jak się postaracie to was nie znajdą. To rozkaz. Do kapsuł, teraz.
Rozłączył się, a jego omni-klucz zgasł. Bez słowa naciągnął na siebie koszulkę, rozciętą i zakrwawioną, ale przynajmniej nie stał teraz półnago. Nie odpowiedział na przeprosiny Tarczanskiego ani na jego wyjaśnienia, nie interesowały go one. Młody też nie zareagował, nawet na mechatronika nie patrzył. Pirat na zewnątrz zatrzymał się na chwilę, po czym po prostu się odwrócił i wbiegł do śluzy, posłusznie kierując się tam, gdzie polecił Peter. Tilus opuścił broń i podniósł z powrotem skrzynki z antidotum. Wszystko zaczęło się tak gwałtownie i teraz się właśnie kończyło.

Niedługo potem korytarze zaroiły się od żołnierzy Przymierza, którzy znajdowali się akurat bliżej, niż jakiekolwiek Widmo. Ponowne przejęcie kontroli nad WI Venus nie stanowiło problemów, gdy Arsuf został odpięty, co z kolei pozwoliło na oczyszczenie powietrza na statku rady i zajęcie się wybudzaniem otrutej załogi. Antidotum działało na wszystkich, poza trójką turian obecną na statku. Tilusowi udało się uniknąć toksyny, ale kapitanowi Kaestusowi i jednemu z żołnierzy już nie. Próby obudzenia ich spełzły na niczym, toksyna powodowała natychmiastową śmierć u organizmów dekstro.
Wzięcie Młodego pod opiekuńcze skrzydła radnej pozwoliło mu zachować wolność. Nadal nie miał rodziny, a teraz utracił namiastkę ojca, ale przynajmniej był wolny. Czy to było lepsze? Trudno stwierdzić. Nie odzywał się od momentu przejścia na Venus. Po chwili mogli oddychać spokojnie. Przymierze przeniosło rzeczy złupione przez piratów z powrotem, zostawiając je co prawda do porozkładania załodze Venus, ale przynajmniej wszystko wróciło na swoje miejsce, łącznie z napierśnikiem Dagan i strzelbą Matta.
Wyprowadzany sierżant Peter Yoxall rzucił jeszcze jedno, długie spojrzenie Rebecce, po czym posłusznie ruszył tam, gdzie go prowadzili, razem z jednym z zagubionych chłopców, który postanowił jednak nie uciekać z resztą. SSV Arsuf wrócił w ręce Przymierza, choć mocno pokiereszowany. Odczyty z systemów miały pokierować do miejsca, gdzie rozbił się komandor Fel, ale tym już nie oni mieli się zajmować.
Zostawieni sami sobie mogli wznowić powrotną podróż na Cytadelę. Do kajuty radnej ktoś zapukał chwilę później, przynosząc jej sporych rozmiarów torbę z jej rzeczami osobistymi, wyniesionymi przedtem przez piratów. Poza tym była sama, nawet Cassandra nie zamierzała jej przeszkadzać, zapewne usiłując się pozbierać po ciężkich przejściach, których była nieprzytomnym świadkiem. Matt został sam ze swoim żalem i bólem straty. No, nie sam, ale Tilus poza współczującym poklepaniem po plecach niewiele był w stanie mu zaoferować, sam też cierpiąc ze względu na śmierć pozostałych turian z załogi. Rebecca poproszona została na rozmowę z dowództwem i teraz, po raporcie i krótkiej dyskusji zakończonej przydziałem na SSV Wiznę, stała samotnie na środku pustej sali konferencyjnej, próbując się oswoić z nowym stopniem. Awans udzielony jej przez admirała Hacketta trochę kłócił się z tym, co wieszczył jej Yoxall. Chorąży Dagan. Brzmiało nieźle, prawda? Bo przecież uratowała radną, uratowała ich wszystkich.
Venus wybudzało się z szoku, z niemocy, powoli rozbrzmiewały pierwsze rozmowy, powoli roznoszono odzyskane łupy na ich właściwe miejsce. Rebecca zmuszona była oddać rękawice, które nie należały do niej, ale znalazła coś dla siebie w przypadkowo zabranych piratom innych rzeczach. Wychodziło na to, że w niewielkim stopniu - ale zawsze - to statek rady złupił statek piracki. Dość niestandardowy skutek napadu, czyż nie?

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2037
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

10 lis 2015, o 20:33

Zagryzła wargi. Nikt więcej się już nie odezwał, Iris wodziła spojrzeniem po twarzach, zastanawiając się tak po prawdzie nad wszystkim i nad niczym.
Peter... Sierżant Yoxall mówił o awaryjnym lądowaniu, o żołnierzach, w tym o Mike'u. Ufała, że Przymierze tym razem przyłoży się do poszukiwań, skoro pojawiły się nowe fakty. A skoro o wilkach mowa... Z ulgą przyjęła pojawienie się Przymierza. Żołnierze wparowali, dopadli do piratów, do niej i do Dagan. Iris cierpliwie tłumaczyła, odpowiadała na pytania, nie skrzywiła się także, kiedy sanitariusze oparli się na zajęcie drobnymi rozcięciami. Użyczyła dostępu do Venus, o ile Tilus nie uczynił tego przed nią, po czym bez szemrania przeniosła się na statek rady jak tylko powietrze zostało oczyszczone.
Kiedy mijał ją odprowadzany przez żołnierzy Peter, przez chwilę powiodła za nim spojrzeniem. Czeka go prawdopodobnie sąd wojskowy, długie przesłuchania. Iris przemilczała fakt ich... pierwszego spotkania. To znaczy tego, że Piotruś Pan rościł sobie prawa do spędzenia z nią upojnych chwil.
Z ulgą opadła na kanapę w kajucie radnego. Nie prosiła się o towarzystwo; jak tylko upewniła się, iż Cassandra jest cała, a Młody nie sprawia problemów, wyprosiła resztę krzątających się po pomieszczeniu oficerów i innych postronnych członków załogi. Na bieżąco docierały do niej powiadomienia z mostka Venus, także z Cytadeli, wyjątkowo zainteresowanej incydentem, acz Iris chwilowo się od tego odcięła. Musiała nabrać dystansu. I potrzebowała chwili tylko dla siebie. Do czasu dotarcia na Cytadelę, pozostała w kajucie.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

30 sty 2023, o 13:59

Dzień upłynął im na przygotowaniach, jak i subtelnym odwlekaniu momentu wylotu możliwie jak najdłużej - byle tylko Iris nadal była na stacji gdy tylko przybędą na nią przedstawiciele Przymierza. W tym czasie, Anya organizowała praktycznie wszystko, co było im potrzebne. Załoga Venus wracała z przepustek w trybie przyśpieszonym, przygotowując korwetę do lotu. Basset pozostawała w kontakcie z oficerami, dzięki czemu Fel nie musiała się tymi kwestiami zajmować. Pomogła jej również dobrać odpowiednią ochronę, biorąc pod uwagę naleganie Rady, by skorzystała z usług Widm. Tym sposobem jej szefem ochrony, jak i tymczasowym, osobistym ochroniarzem zostało Widmo - turiańska kabała Sentia Kryik.
Choć pora wieczorowa nadeszła w Prezydium, na stacji nie pojawił się żaden przedstawiciel Przymierza, którego się spodziewali.
- W wyniku pewnych komplikacji, Przymierze przełożyło spotkanie z Radą - przeczytała w raporcie, gdy obie stanęły już w śluzie Venus. Nie było sensu, ani racjonalnego powodu by dalej odkładać ich wylot. Wszystkie rzeczy, które sobie zażyczyła, czekały na nią już w jej kajucie, a plan jazdy był gotowy. Nic nie trzymało jej przed wylotem z Cytadeli. - Muszą mieć jakiś powód, by ukrywać to jeszcze dłużej. Każdy dzień jest dla nich ryzykiem.
Gdy przechadzały się po korwecie, załoga była gotowa do drogi. Z jej przyzwoleniem skontaktowali się z kontrolą lotów wieży i rozpoczęli procedurę wychodzenia z doku. Statek zamruczał lekko, gdy uruchamiane systemy budziły się do życia, a moc przekierowano do silników korekcyjnych. Kadłubem wstrząsnęło lekko w chwili, w której zaczep magnetyczny wypuścił Venus ze swojego żelaznego objęcia.
- Przed nami czeka Asteria, Horyzont, Ilos, Ontarom i Yamm, w dokładnie tej kolejności - mówiła Basset, przeglądając dziesiątki plików i raportów, dotyczących tej długofalowej misji pokojowej. - Przy najlepszych możliwych wiatrach, powrócimy na Cytadelę za tydzień, ale... och, idealnie - urwała, dostrzegając wysuwającą się zza rogu, turiańską kobietę, która przystanęła przed nimi. Jej sylwetka była smukła, choć pod mundurem Widm chowały się wyraźnie zarysowane mięśnie. Kabała wydawała się być stosunkowo młoda, nawet pomimo blizn zdobiących jej szorstką, poważną twarz. - Widmo Kryik.
Kobieta ukłoniła się lekko radnej. Jej ciało wyprostowane było jak struna, zdradzając głęboko zakorzenione, wojskowe przyzwyczajenia względem wyższych sobie rangą.
- To zaszczyt stanąć na czele ochrony Radnej, pani - odrzekła. Jej głos miał melodyjne brzmienie i choć cichy, był też bardzo donośny. - Upewnię się, by nie miała pani ani jednego zmartwienia podczas tej misji dyplomatycznej.
Anya uśmiechnęła się lekko do kobiety, zerkając na omni-klucz.
- Sentio, poprosiłam załogę o przydzielenie ci kajuty. Mam nadzieję, że spełni twoje oczekiwania - rzuciła tylko, na co Widmo zerknęło w jej stronę i skinęło podbródkiem na potwierdzenie.
- Latałam w warunkach znacznie gorszych od korwety Rady - przyznała. - Venus nie przypomina okrętów Hierarchii.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2037
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

30 sty 2023, o 20:35

Grała na czas z jednych, oczywistych powodów. Nie mogła wylecieć na daleki Trawers, nie rozmówiwszy się wcześniej z przedstawicielami Przymierza. Nie po tym, co usłyszała. Do czego doszło. Była członkiem Rady, ale wciąż, niezmiennie, reprezentowała ludzkość. Kiedy jednak po długich godzinach Przymierze wciąż milczało, musiała zgodzić się z Basset i przyznać jej w duchu rację - jeszcze chwila, a ściągną na siebie niewygodne pytania.
Zostawiła w gabinecie długą listę dla Udiny, prosząc go, po raz kolejny, o godne reprezentowanie interesów Ziemi w ograniczonym, ale jednak mającym jej upoważnienie wymiarze. Wierzyła w dyplomatę, a także cały sztab, który pracował i dla niej, i dla ambasady. Jej nieobecność nie mogła wpłynąć na ciąg stałych spraw i bieżących wydarzeń. Stały kontakt pozwoli jej reagować w nagłych przypadkach, pozostałe musiał rozgrywać Donnel. Ufała, że po jej powrocie, nie dostrzeże więcej, siwych włosów na zmęczonej twarzy mężczyzny. Wszyscy wiedzieli, na jaką rolę się godzili.
W towarzystwie Basset, zjechała do doków. Przeszły, wspólnie, do uprzywilejowanej części wydzielonej dla dygnitarzy najwyższego szczebla. Ucieszył ją widok znajomej korwety, podpytała asystentkę, czy to jej inicjatywa zmieniająca propozycję Irissy, czy miała pełną dowolność w dogrywaniu szczegółów misji pokojowej. Te dwa słowa w zestawieniu z czasami, które posępnie nadchodziły, gryzły się Iris i pozostawiały pełen niesmak. O wiele więcej zdziałałaby bezpośrednio bliżej frontu, niż z dobą miną do złej gry pozdrawiając uchodźców szukających schronienia na bezdrożach.
Pewne przemyślenia, zachowała jednak dla siebie. Być może, z czasem, kiedy zostaną same, podzieli się nimi z Anyą, tymczasem obejmując kubek kawy, rozsiadła się na kanapach. Na Venus czuła się niemalże jak w domu, choć ich wspólna historia miała swoje wzloty i upadki. Najbardziej w pamięć zapadło jej spotkanie z Piotrusiem Panem. Powinna, w wolnej chwili, sprawdzić czy mężczyzna gnije w więzieniu Przymierza, a może szczęśliwie zyskał możliwość odkupienia swoich win w obliczu wojny... A skoro już o nim pomyślałam, przekrzywiła głowę bliżej lewego ramienia.
- Peter Yokali. W wolnej chwili, dowiedz się proszę jak skończył się jego proces i co wiemy o dalszych losach samozwańczego herszta małoletnich piratów - zwróciła się do Anyi, być może sprawiając asystentkę w konsternacje. Jak gdyby nigdy nic, spojrzała na hologram mapy, gdzie naniesiono przystanki w ich podróży. Intensywny grafik przynajmniej nie pozwoli jej zbyt bardzo uciekać myślami.
Wojskowy krok, zwrócił jej uwagę. Spojrzała na Widmo ponad obraz planet. Uprzejmie pozdrowiła turiankę, dopełniając tym samym ceregieli, a następnie gestem zachęciła, aby dosiadła się do nich nad planami podróży.
- Dziękuję, Widmo Kryik. Widzę, że będę w dobrych rękach, co cieszy mnie niezmiernie z uwagi na niepewność, co zastaniemy na miejscu - nikt nie mógł wiedzieć. Zaproponowała Sentio kawę, jak przystało na dobrego gospodarza, po czym przybliżyła hologram pierwszej planety na liście.
- Jakim oddziałem dysponujesz, Widmo Kryik? Ile czasu dzieli nas od Asterii? Oczekują nas? - mogła ten czas poświęcić na kurtuazyjne pogawędki, kontemplacje, lekturę książki, za którą zabierała się już od dawna, lecz to nie była Iris. Uciekła w pracę, domyślając się, że godzin i tak jej ostatecznie zabraknie, aby być przygotowaną na pierwsze lądowanie.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

31 sty 2023, o 01:45

[h3]ASTERIA[/h3]
Szansa, że coś pójdzie źle: >50%
0

[h3]HORYZONT[/h3]
Szansa, że coś pójdzie źle: >50%
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Korweta dyplomatyczna Rady Cytadeli "Venus"

31 sty 2023, o 01:59

Na dźwięk nazwiska Basset podniosła głowę znad omni-klucza, wytężając pamięć i szukając go w jej odmętach. Nie odnajdując nic konkretnego, zapisała je dokładnie na swoim urządzeniu. Kątem oka Fel dostrzegła, że dodała do tego adnotację - Peter Yokali. Proces, herszt małoletnich piratów, status nieznany.
- Postaram się odnaleźć informację na jego temat - potwierdziła, pozostawiając ten temat samemu sobie, przynajmniej na razie.
Anya zwykle nie dociekała. Nie drążyła poleceń, które otrzymywała pod kątem ich kontekstu, czy osobistego powiązania z radną. Jeżeli potrzebowała czegoś jeszcze, by rozpocząć pracę, podawała to od razu, choć i tak nie zdarzało się to jej zbyt często - pod tym kątem brunetka wykazywała się absolutną samodzielnością.
A także robotem w ludzkim ciele, którego prawdopodobnie inni radni mogliby Iris pozazdrościć. Basset nigdy nie spała, gdy Fel dzwoniła do niej w środku nocy, potrzebując czegoś w pilnym trybie. Nigdy nie jadła siedząc w jej gabinecie niekiedy całymi dniami, odmawiając również espresso wykonanego w wiekowym ekspresie. Rzadko kiedy wychodziła z pomieszczenia, choćby by skorzystać z toalety, przewietrzyć się czy pozwolić wzrokowi odprężyć się po godzinach ślęczenia nad terminalem.
Kryik wydawała się zupełnie innym typem osoby. Choć oficjalna i zwracająca się do niej z największym poszanowaniem standardowych procedur, posiadała tę swobodę w ruchach, która oddzielała ją grubą kreską od sztywno wyprostowanej Basset.
- Na pokładzie Venus znajduje się obecnie dwunastka komandosów przeznaczonych pod moje dowodzenie, co jest wystarczającą ilością do stworzenia dwóch oddziałów z odpowiednim marginesem błędu - odrzekła natychmiast, traktując jej pytanie w pełni poważnie - choć Fel mogła nie chcieć zagłębiać się w szczegóły. - Metoda postępowania oraz formacja grupy zostanie dostosowana do warunków panujących na każdej z planet. Prześlę szczegóły razem z raportem wstępnym pani Basset najpóźniej trzy godziny przed zejściem na planetę.
- Do której dotrzemy za ponad dobę - wcięła się w słowa Anya, by odpowiedzieć na kolejne pytania Fel. - Podróże pomiędzy planetami będą krótkimi, kilkugodzinnymi skokami z jednego układu do drugiego gdy już będziemy na miejscu, ale samo dotarcie do Trawersu zajmie nam dobę.
Doba wydawała się mijać szybko przez pierwszą połowę podróży. Gdy za wzmacnianymi oknami połyskiwał błękit promieniowania Czerenkowa, a w oddali połyskiwały niewyraźne punkty czarnych dziur i pulsarów, praca z łatwością pochłonęła jej wolny czas. Zaległości, które narobiła sobie swoim krótkim wyjazdem na Watson okazały się rozległe, lecz łatwe do rozgryzienia dzięki stworzonej przez Anyę strukturze. W miarę, gdy upływały kolejne godziny, przedzierała się przez zaległe raporty, spostrzeżenia, a także dokumenty, które musiała podpisać, tak jak inni członkowie Rady. Mogła też nadrobić nieco sytuację na polu walki - wszystkie doniesienia o rosnących liczbach zaginionych po ataku na Mindoir, dane wywiadowcze dotyczące dwójki znanych odłamów SST, oraz sondaże ze zmieniającą się opinią publiczną dotyczącą wojny. W przerwach od czytania lub pisania mogła przechadzać się po korwecie, która w tunelu Przekaźnika żyła swoim zmianowym, dość leniwym trybem. W mesie napotkała raz Widmo Kryik, sączącą dekstro-kawę, a w korytarzu raz wyminęła ją Anya. To druga połowa czasu zaczynała się rozwlekać, gdy umysł wędrował w stronę tego, co będzie, zmuszony do biernego oczekiwania.
Dwadzieścia siedem godzin później dotarli do pierwszego celu.
Asteria przywitała ich dobrze rozwiniętą i stosunkowo imponującą kolonią o rolniczym krajobrazie. Udało im się trafić na dzień, w którym dopisywała im pogoda, a powietrze wydawało się relatywnie czyste w porównaniu do średniej stężenia dwutlenku węgla w tym miesiącu. Sentia towarzyszyła Fel wraz z trójką swoich ludzi, choć blondynka zauważyła w planach, że Widmo powołała łącznie ósemkę komandosów na powierzchnię planety. Przez rozległe, otwarte przestrzenie i dość duże ryzyko bycia odsłoniętym, ponad połowa z nich zniknęła z jej pola widzenia, zabezpieczając każdy kąt, w którym się znalazła.
Gubernator kolonii, asari o imieniu Ni'ara, powitała radną szerokim uśmiechem i szeroko rozłożonymi ramionami. Była starszą kobietą w wieku matrony, o twarzy naznaczonej zmarszczkami doświadczenia i odbarwieniami skóry zrodzonymi pod promieniami wielu słońc. Ni'ara oprowadziła Iris po kolonii opowiadając jej o imponujących ilościach uchodźców umykających przed wojną z Terminusa, którzy każdego dnia spływali na Asterię. Gubernator zapewniała im pracę na roli za godną stawkę, która umożliwiała im życie w kolonijnych segmentach mieszkalnych i, nim Fel zdążyłaby spytać, czy czegoś im potrzeba, zapewniła ją o swoim dobrobycie. W sytuacjach kryzysowych, kolonia produkowała ogromne pokłady żywności a dzięki zwiększonej ilości siły roboczej, była w stanie sprostać większemu zapotrzebowaniu.
Ni'ara zabrała ją na pola uprawne, gdzie mogła porozmawiać z niektórymi pracownikami obsługującymi maszyny rolnicze. Część z nich nie chciała się odzywać, jakby nie dostrzegając kim była, lub ignorując jej status, lecz zdecydowana większość wydawała się umiarkowanie zadowolona z nowej sytuacji - przynajmniej na tyle, na ile można było w chwili wojny. Po sześciu godzinach spędzonych na planecie i uroczej kolacji, którą Iris odbyła z przedstawicielami władzy kolonii, Fel powróciła na Venus i korweta wzbiła się w objęcia kosmosu.
Horyzont, następny punkt na ich misji, na pierwszy rzut oka przywitał ją znacznie mniej zaludnioną kolonią. Discovery operowało nadzwyczaj dobrze pomimo nagłego napływu nowych mieszkańców, a na ulicach dostrzegła nagromadzenie granatowych mundurów Przymierza. W związku z trzema wojskowymi okrętami na orbicie planety, Sentia zdecydowała się na nieco mniejszy zespół, zapewniając jej nieco więcej komfortu i luzu, niż miałaby z całą armią wokół siebie.
Discovery słynęło z bycia ostoją dla wszystkich tych, którym nie odpowiadało zorganizowane życie na miarę tego prowadzonego na Cytadeli. Nagły spokój na jego uliczkach szybko wyjaśnił się wraz z spotkaniem gubernatora. Jonathan Myers był starszym mężczyzną koło sześćdziesiątki, który uniósł jej dłoń i musnął jej wierzch wargami w geście eleganckiego powitania. Nim oprowadził ją po kolonii, zaprosił ją wraz z jej ochroną na filiżankę dobrej, tutejszej kawy, serwowanej w kawiarni położonej na balkonie widokowym. Sącząc nietypowe espresso, pozyskane z nasion lokalnych roślin, miała okazję podziwiać malowniczy krajobraz Horyzontu - oraz zmian, jakie na nim zachodziły.
Myers wyjaśnił jej, że wzmożona aktywność Przymierza na Horyzoncie jest powodem lepszego zachowania gorszej maści mieszkańców, chowających się w swoich czterech ścianach. Choć obecność wojska wydawała jej się jedynie pokazowa, symboliczna, Jonathan wyjawił, że Horyzont stara się o zapewnienie Discovery systemu obrony GARDIAN w związku z zaostrzającą się sytuacją na froncie, lecz Przymierze zwleka z powodów politycznych. Oprowadzając ją po kolonii, zagadnął ją w tej kwestii dwa razy - za drugim razem zasugerował subtelnie, że byłby jej dłużny, gdyby udało jej się szepnąć komuś słówko na ten temat.
Wielu uchodźców, których spotkała, było odzianych w uniformy kadetów. Przymierze skorzystało na sytuacji, otwierając nowe biuro werbunkowe w Discovery i dość imponująca ludzi uciekających z Terminusa przed wojną wylądowała na pierwszym przystanku na drodze, na którym mogli dołączyć do wojska. Na Horyzoncie przygotowywali się do wylotu na Ziemię, gdzie mieli rozpocząć swoje szkolenie.
Gdy dzień na Horyzoncie chylił się ku zachodowi, a Fel skierowała się z powrotem do doku przydzielonego Venus, jej misja została pozornie wykonana. Niemal dotarła już do śluzy, znajdując się na ostatnim, długim chodniku, gdy dostrzegła zgromadzony mały, wściekły tłum ludzi. Odgradzani od śluzy przez ścianę komandosów, wykrzykiwali słowa, których nie była w stanie zrozumieć w chaosie, który zapanował.
- Proszę się nie przejmować, pani - uspokoiła ją Sentia, prowadząc w sporej odległości od tłumu. Wszyscy towarzyszący jej ludzie trzymali w dłoniach bronie, lecz nie kwapili się, by ich używać. Niezadowoleni koloniści, czy uchodźcy, może i byli wściekli, ale wydawali się kompletnie bezbronni. Żadne z nich nie miało w zaciśniętych w pięści dłoniach nawet kamienia, którym mogliby wyrządzić jej krzywdę. - Trzymajcie ich w ryzach! - warknęła turianka do oddziału broniącego śluzy, który, choć nie był w stanie przepchać tak dużej grupy ludzi do wyjścia, skutecznie utrzymywał ich w bezpiecznej odległości od radnej.
Aż do samego końca.
- Czyj mundur plamisz suko?! - ryknął barczysty mężczyzna, z twarzą wykrzywioną grymasem nienawiści. Wydawał się o głowę wyższy od pozostałych i niepostrzeżenie wydobył przedmiot z kieszeni, nim cisnął w kierunku Iris i jej ochrony.
- GRANAT! - ryknęła Sentia, rzucając się naprzód. Komandosi otoczyli swoimi opancerzonymi ciałami Fel, odciągając ją gwałtownie w bok, wystawiając własne piersi na ostrzał w oczekiwaniu na eksplozję.
Granat okazał się puszką z krwiście czerwoną farbą.
Tarcze mogły powstrzymać nadlatujące pociski, ale okazały się bezużyteczne w kontakcie z lecącym ku niej płynem. Choć zdecydowana większość farby splamiła pancerze jej ochroniarzy, spory jej kawałek uderzył w jej klatkę piersiową, a kilka kropel uderzyło w jej twarz i zostało we włosach. Czerwień była zbyt jasna by być prawdziwą krwią, a zapach, który jej towarzyszył, był chemiczny, gryzący w nozdrza.
Wrzask tłumu ustał, gdy Sentia wciągnęła ją do wnętrza śluzy, a zaraz za nią do środka wpadł oddział. W korytarzu czekała na nich Basset i, na widok Fel splamionej w czerwieni, jej oczy rozszerzyły się jak spodki.
- Zawiedliśmy cię, pani. Najmocniej przepraszam - Widmo pochyliła głowę niemal natychmiast, gdy wszyscy znaleźli się w środku. Iris wiedziała, że nie była to do końca prawda. W przypadku napadnięcia przez oddział uzbrojonych agresorów, poradziliby sobie wyśmienicie. Ale w chwili, gdy każdy ich ruch mógł być nagrywany, oraz transmitowany na całą galaktykę, Sentia chciała uniknąć skandalu, którym byłoby strzelanie do uchodźców, którym pomóc miała radna Fel. - Zawrę naszą... moją porażkę w raporcie.

Wróć do „Prywatne jednostki”