Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Crescent

14 wrz 2018, o 21:52

Historia o Francisie nie była tym, czego Irene się spodziewała. Wyglądało na to, że Isis opowiedziała jej właśnie o jednej ze swoich inspiracji, a przynajmniej tak to zrozumiała. Skądś się musiał u sztucznej inteligencji wziąć pomysł spróbowania kompozycji. Gdy zadawała to pytanie, sądziła, że usłyszy o czymś całkowicie technicznym, o jakimś podzespole, który można było dokupić, żeby sprawić SI przyjemność, albo naprawieniu czegoś. Uniosła wzrok na hologram, zamykając ostatnią z szuflad.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio słuchałam muzyki dla przyjemności. Ostatnio chyba wtedy, kiedy ty puszczałaś mi swoje utwory - przyznała. - Kiedyś zabijałam ciszę, nucąc non stop. Ale nie lubiłam, jak ktoś mnie słuchał, więc odkąd zamieszkałam na statku pełnym ludzi, przestałam to robić.
Wsunęła witaminy do dużej kieszeni spodni, a butelki przytrzymała łokciem, po chwili namysłu zabierając ze sobą do kajuty jakąś paczkę wafli ryżowych. Coś małego, co można było zjeść sobie bez uczucia zapychania żołądka i ryzyka, że po tych wszystkich nerwach i wykończeniu zarówno fizycznym, jak i psychicznym, układ pokarmowy postanowi się sprzeciwić. Uniosła wzrok na Isis i odwzajemniła jej uśmiech. Sztuczna inteligencja wydawała się dużo mniej chłodna, gdy prezentowała się w ten sposób, będąc czymś więcej, niż obojętnym głosem odzywającym się z głośników w ścianach. Nigdy nie była bardzo emocjonalna - teraz, gdy Francuzka mogła spojrzeć jej w oczy, zauważenie emocji takich jak nostalgia, czy szczere zainteresowanie było dużo łatwiejsze.
- Zapamiętam na przyszłość - rzuciła i ruszyła do kajuty.
Stresowała się już trochę mniej. Niedługa, ale przełomowa rozmowa z Isis znacznie poprawiło jej nastrój. Mimo to czuła, że serce zaczyna bić jej szybciej, nie ze wzruszenia i przejęcia, ale z obawy - nie wiedziała, czego może się teraz spodziewać. Wciąż miała wrażenie, że znajdujący się za drzwiami mężczyzna jest jej dziwnie obcy. Isis mogła mieć jednak rację, może nie trzeba było zbierać się przez pół godziny i rozważać każdego wypowiedzianego zdania. Może bycie bezpośrednią było najlepszym rozwiązaniem. Pamiętała, jak Khouri kiedyś wściekł się na nią, gdy nie potrafiła podjąć decyzji i zdecydować się na działanie. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, ona sama w szczególności.
- Czemu mnie nie dziwi, że nie położyłeś się spać? - odezwała się, wchodząc do środka. Podała Khouriemu butelkę wody i wyciągnięte z kieszeni kapsułki, które mogły, choć nie musiały wspomóc jego wyniszczony organizm. Wafle i drugą wodę odłożyła na stół, zastępując je w dłoniach wiśniowymi papierosami, które zostawiła tu poprzednim razem. Zapaliła jednego z nich i zaciągnęła się, a potem, wypuszczając z płuc chmurę dymu o charakterystycznym zapachu, opadła na kanapę obok Nazira.
- Posłuchaj - zaczęła, nie odwracając się do niego, ale ze wzrokiem wbitym w żarzącą się końcówkę papierosa. W jej głosie nietrudno było usłyszeć niepewność i wahanie, ale zdecydowała się zmusić do tej rozmowy, skoro miała ona szansę zakończyć to zawieszenie, w którym teraz tkwili.
- Nie chcę, żebyś myślał, że jestem na ciebie zła. Nie jestem. Rozumiem... prawie wszystko, co zrobiłeś. Nie mówię, że zrobiłabym to samo, ale ja też na twoim miejscu nie dożyłabym do tej pory, więc nie jestem dobrym sędzią - wzruszyła ramionami, zaciągając się znów słodkim dymem. Podrapała się wolną ręką po skroni, szukając kolejnych słów. - Nie wiem... nie wiem tylko jak mam... czy to, co mówiłeś...
Stęknęła i przygryzła policzek od środka, dochodząc do wniosku, że nie potrafi rozmawiać z ludźmi. Strzepnęła zbędny popiół z papierosa i odetchnęła głęboko, odwracając w końcu głowę do Khouriego, by spojrzeć na jego zniszczony, pobity profil.
- Chciałabym wiedzieć, czego ode mnie teraz oczekujesz, Nazir. Bo ja już nie wiem. Nie jestem Widmem ani byłym żołnierzem linii B. Nie jestem też ani technikiem, ani pilotem, nie oszukujmy się, a wszystko to, co potrafię, trzy razy lepiej i szybciej może zrobić Isis.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

14 wrz 2018, o 22:30

Złapał butelkę wody i witaminy, które mu przekazała, od razu otwierając plastikowe opakowanie. Musiał już je znać - może nawet miał jedno czy dwa schowane w którejś ze swoich skrzyń, tylko teraz niezbyt miał okazję wszystkie przegrzebać. Sięgnął po dwie tabletki i popił je wodą, dołączając je do listy specyfików, które już krążyły po jego ciele, usiłując naprawić wyrządzone mu szkody. Nie były w stanie naprawić niczego teraz, w tej chwili, ale może dzięki nim obudzi się w lepszym stanie następnego dnia.
Spojrzał na paczkę papierosów, po którą sięgnęła siadając na kanapie. Później jego wzrok przesunął się na paczkę własnych, nie zapachowych, podłych. Których nie lubiła, a jednak przynajmniej jedną wcześniej wypaliła, będąc na statku sama z Isis. Nie zdecydował się odpalić sobie jednego, zamiast tego napił się wody i odłożył butelkę na blat.
- Nie mamy wiele czasu do zmarnowania - odparł, ruchem ręki wygaszając ekran, wraz z świeżo otworzoną na nim mapą. Półmrok się wzmógł, choć światła w kajucie zareagowały, dostosowując poziom lumenów wewnątrz pomieszczenia.
Drgnął, słysząc, jak zaczyna zdanie. Obrócił się w jej kierunku, przez chwilę przyglądając jej się w milczeniu, podczas gdy ona ze skupieniem obserwowała żarzącą się końcówkę papierosa. W niemrawym świetle lamp odbijała się jasna, długa blizna idąca przez bok jego głowy, obok szwów, które pewnie pozostawią po sobie drugą.
- Irene... - westchnął ciężko, otwierając usta by coś powiedzieć, gdy bariera między nimi jakby się przerzedziła, umożliwiając szczerości przedostanie się na drugą stronę. Zamiast tego jego szczęka zacisnęła się, a wzrok odwrócił, podążając ku ścianie, na której wcześniej wyświetlała się mapa. - Czyli co? Czekałaś, aż Widmo i Volyova mnie znajdą, a potem uratują, chowając się bezpiecznie za osłonami? Nie robiąc wtedy nic?
Jego słowa miały gorzki posmak. Operowały wokół tematów, których sam by nie poruszył, które w tej chwili nie wydawały się istotne. Pożyteczność Dubois nie była łatwa do zakwestionowania, wiedział to on, wiedziała to Volyova, wiedziało to Widmo. Nie wiedziała tego tylko Francuzka, ale w tej chwili Khouri wydawał się oczekiwać czegoś zupełnie innego. Nie pragmatycznej rozmowy, w której ocenią praktyczne umiejętności Irene i ocenią jego wymagania względem niej, odkreślając poszczególne zdolności z listy tych, których oczekiwał.
Milczał, ponuro patrząc przed siebie. Znów w jego spojrzeniu chowało się coś, czego nie było jej łatwo zrozumieć. Co mógł ukrywać, lub co mogło samoistnie zostać przykryte przez ostatnie wydarzenia. Musiał wiedzieć, ze Francuzka miała problemy z rozmawianiem na tematy, które wymagały poruszenia teraz, ale nie musiał tego rozumieć. Miał własną perspektywę, tak inną, może nawet błędną, w stosunku do tego, co działo się naprawdę. Ta perspektywa stanowiła fundament dzielącej ich bariery. Mgłę, przykrywającą stal jego tęczówek, chowającą uczucia za grubym murem.
- Oczekiwałem od ciebie tylko reakcji - odezwał się cicho, nie patrząc w jej stronę, tak jak ona znajdując inny punkt obserwacji. Taki, który nie przywoływał nieprzyjemnych myśli, nie uświadamiał mu sytuacji, w której się znaleźli. - Wiem, co powiedziałem. Wiem, że tego nie chciałaś słyszeć. I wiem, że oczekujesz, że o tym zapomnę i wrócimy do naszego niezobowiązującego układu, w którym udajemy dobrych przyjaciół śpiących w jednym łóżku, ale nie wiem, czy potrafię to zrobić.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

14 wrz 2018, o 23:01

- Nie, ja... - słowa Nazira były ostre i nieprzyjemne. Nie spodziewała się tego po nim, choć może powinna. W jego życiu przez ostatni miesiąc nie było miejsca na czułość i delikatność, więc i teraz nie potrafił jej z siebie wykrzesać. To nie był Khouri, którego zostawiła razem ze statkiem kilka tygodni temu. W życiu tego, który siedział teraz koło niej, było zbyt dużo bólu, by potrafił przypomnieć sobie jak funkcjonowali wcześniej. - Przestań.
Opuściła głowę i utkwiła pełen frustracji wzrok w końcówce swojego papierosa. Dym unosił się z niego wąską strużką i wplątywał się w jej włosy, nadając im przynajmniej po części znajomy zapach. Może popełniła błąd, zaczynając od tego tematu. Powinna była powiedzieć coś innego. Że tęskniła, zgodnie z prawdą. Że bała się o niego, nie wiedząc, czy znajdzie go żywego. Ale myślała, że uda się jej uniknąć nawiązania do tamtej chwili dosłownie w pierwszych dwóch minutach rozmowy.
Nie udało się jednak. Kolejne słowa Nazira sprawiły, że zrobiło się jej gorąco. Jej płuca spłyciły się momentalnie o jakąś połowę, a z twarzy odpłynęła jej cała krew. Znieruchomiała, z półotwartymi ustami, nie spodziewając się takiej bezpośredniości. Przecież to nie było najważniejsze. Mogliby do tego dojść później, stopniowo, może sama Irene powoli by się przekonała do tego, że wyznania nie są niczym złym i powinna przynajmniej zareagować, tak, jak oczekiwał tego siedzący obok mężczyzna. W tej chwili jednak miała wrażenie, jakby jego ramię parzyło ją, nawet z tej nie tak wcale mikroskopijnej odległości, w jakiej od siebie siedzieli.
- Czyli co? Jak nie dostaniesz swojej reakcji, to mam wypierdalać do kajuty obok? Czy w ogóle ze statku? - spytała cicho. W jej głosie brzmiała gorycz, której sama się nie spodziewała. Zacisnęła zęby i wstała z miejsca, tylko po to, by przejść kilka kroków i zatrzymać się w przejściu do części sypialnianej, ze wzrokiem utkwionym w znajomym łóżku. Nie tak to miało wyglądać. Przecież dobrze wiedziała, co do niego czuje. I przerażało ją to bardziej, niż cokolwiek innego w jej życiu. Czy ten idiota naprawdę myślał, że w ten sposób wydusi z niej jakiekolwiek wyznanie? Szantażem i złością?
- Jeśli tak chcesz to rozegrać, to nie mamy o czym rozmawiać - odezwała się, głosem drżącym od targających nią emocji. Głównie negatywnych. - Poleciałam po ciebie. Wpakowałam się w sam środek pierdolonej wojny, czując się przez ostatnie dni jak dziecko we mgle. Nie wiedziałam, czy w ogóle znajdę ciebie, czy już tylko zimne zwłoki. Zabiłam. Tylu ludzi. Żeby tylko dotrzeć do ciebie. Ale ty mnie opierdalasz, bo nie dostałeś swojej reakcji.
W kilku szybkich krokach znalazła się przy stole i wrzuciła papierosa do popielniczki - zgasł już, a ona straciła na niego ochotę. Poza tym trzęsły się jej dłonie i ostatkiem sił powstrzymywała się przed wyjściem z kajuty i trzaśnięciem drzwiami. Te jednak wsuwały się w ścianę, więc i tak nie mogła tego zrobić.
- Nie wiedziałam, że ten układ był niezobowiązujący - warknęła. - Szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej. Może nie ryzykowałabym wtedy życiem swoim i innych, żeby znaleźć twoją dupę w jakiejś dziurze w Chinach.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

14 wrz 2018, o 23:35

Jego słowa raczej nie miały za zadanie jej dopiec. Były pytaniem, które nie potrzebowało odpowiedzi - znalazła go pokryta krwią przeciwników, przez których się przedarła. To był niezaprzeczalny dowód na to, że to nie Widmo i Volyova go uratowali. Że Irene miała swój wkład, nawet jeśli nie wiedział jak wielki dokładnie. Ale jej słowa sprawiły, że zmarszczył brwi, a poprzedni temat kompletnie wypadł mu z głowy.
- Kajuta jest twoja, statek też. Myślisz, że wywaliłbym cię stąd gdyby nie spodobała mi się twoja odpowiedź? - skrzywił się, z widocznym niedowierzaniem na twarzy. Nie spodziewał się, że oceniała go tak nisko. Jego przygnębienie było zbyt mocne by wytrącić go z równowagi, więc początkowo po prostu siedział na miejscu, podążając za nią wzrokiem gdy zerwała się z kanapy, nie potrafiąc usiedzieć w miejscu, aż któreś z jej słów wywołały reakcję. Iskrę, która zapaliła się w oczach. Grymas, który wykrzywił usta we wściekłości, z wolna gotującej się wewnątrz niego.
- Co? - warknął, odrywając plecy od oparcia kanapy. Złość mieszała się w jego spojrzeniu z niezrozumieniem. Jej reakcja zbiła go z tropu, zrzuciła na barki ciężar, na który nie był gotowy. Wyzwoliła za to część pozbawioną cierpliwości, tą, która wściekała się na nią w przeszłości, a która pozostawała zduszona w tyle odkąd udało się uratować go z biura w przetwórni. - Opierdalam cię? Co jeszcze? Czy ty siebie w ogóle słyszysz?
Nie uciekał już spojrzeniem, w strachu przed tym, czego nie chciał zobaczyć w zielonych tęczówkach spoglądającej w bok Irene. Jego ciało mimowolnie napięło się wraz z narastającą wściekłością, szczęka zadrżała przez nerwy, a dłonie zacisnęły w pięści.
- Myślisz, że o to mi chodzi? Że czekałem na łzawe wyznanie z twojej strony żeby stwierdzić, czy wyjebię cię stąd, czy nie? Że bez niego wszystko co zrobiłaś jest chuja warte? - prychnął, w zrezygnowaniu sięgając po paczkę papierosów tak skrzętnie ignorowaną przez niego wcześniej. Oderwał od niej spojrzenie, szybko tracąc ten ogień w oczach, który zapłonął na kilka sekund, a który teraz zaczął dogasać, tlić się niemrawo, gdy zmęczenie i ostatnie godziny odbierały mu tlenu.
- Oczekiwałem odpowiedzi. Jakiejkolwiek, dobrej lub złej. Bo wolę wiedzieć, że to nie jest to, czego szukasz, niż unikać tematu przez kolejne pół roku i zastanawiać się nad tym co tak właściwie czujesz.
Zapalniczka pstryknęła raz, drugi, odmawiając posłuszeństwa, wzbudzając jego irytację. Cisnął papierosa na stół, zapalniczkę zaraz obok, nie mając nawet omni-klucza by posilić się niezawodnym źródłem gorąca, od którego mógłby odpalić tytoń.
- Ile ze sobą jesteśmy, Irene? Chyba dłużej niż pieprzony miesiąc - prychnął, przenosząc na nią wzrok. - Myślałem, że może zasłużyłem na trzydzieści sekund szczerości - dodał, opuszczając głowę, wypuszczając powietrze z ust w mieszance zmęczenia i bezradności.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 00:11

Wyświetl wiadomość pozafabularną Brakowało jej oddechu. Wściekłość Nazira, która pojawiła się tak samo nagle, jak ta wypełniająca ją samą, była czymś, czego nie potrafiła kontrolować. Miała wrażenie, że jej własna klatka piersiowa jest zbyt mała, by pomieścić wszystkie targające nią emocje. Ona też nie unikała jego spojrzenia, butnie patrząc na niego z góry, nadal stojąc po drugiej stronie stołu. Wciąż było jej gorąco, choć to nie ze złości, tylko z bezradności. Nie wiedziała jak powinna zareagować, co powiedzieć, jak uratować tę sytuację, jak uratować to, co ich łączyło. Bo póki co, odkąd weszli na Crescenta, Irene miała wrażenie że pikują na dno. I wcześniej czy później faktycznie będzie musiała się spakować i odlecieć, bo nie potrafiła wydusić z siebie słów, których oczekiwał Khouri.
Wiedziała, że to jej wina. To ona była upośledzona pod tym względem i zamiast po wyznaniu Nazira w przetwórni poczuć motyle w brzuchu, ją opanowało przerażenie. Teraz to przerażenie wracało, gdy zaczynała zdawać sobie sprawę, że jeśli czegoś nie zrobi, to wszystko będzie na darmo. Że wszystko, co zrobiła, naprawdę okaże się chuja warte.
- Nie wiem - rozłożyła ręce na boki. - Myślałam, że czyny liczą się bardziej, niż słowa. Jak mogłabym bardziej pokazać ci, że...
Nie rozumiał. Ale nie miał prawa rozumieć, bo nigdy mu o tym nie mówiła. Nigdy nie przyznawała się do obaw, poza jednym krótkim komentarzem, który kiedyś rzuciła, informując go, że przynosi ludziom pecha. Nawet nie pamiętała teraz w jakim to było kontekście. Skąd miał wiedzieć, jak bardzo obawiała się, co ściągnie zaraz na niego? Jego opowieść dotycząca ostatniego miesiąca była spójna i sensowna, zgadzała się też z tym, co mówił Viyo, więc Irene nie szukała w tym wszystkim, co mu zrobili, swojej winy. To wydarzyłoby się niezależnie od niej. Ale była przeklęta, powiedziała to Isis i szczerze w to wierzyła, nawet jeśli większość ludzi traktowała takie wnioski jako zabobony.
- Zasłużyłeś - potwierdziła, przecierając twarz dłońmi. Potem wsunęła je we włosy, zaciskając palce na wilgotnych, rudych falach, na moment zamykając oczy. Głęboki wdech, jaki usiłowała wziąć, skończył się jej gdzieś w połowie. - Jak możesz... jak możesz nie wiedzieć. Nie rozumiem. Dlaczego się zastanawiasz. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić, żeby bardziej ci udowodnić, że tak, to jest to czego szukam, że to ty jesteś...
Puściła włosy i obróciła się w miejscu, znowu przechodząc kilka nerwowych kroków w tę i z powrotem. Kiedy znów spojrzała na Khouriego, w jej oczach była już tylko rozpacz.
- Nie rozumiesz, Nazir. Każdy, komu kiedykolwiek to powiedziałam, jest martwy. Każdy, na kim kiedykolwiek zależało mi bardziej niż na samej sobie. Wystarczyły te dwa słowa, żeby wszechświat rzucał się na mnie i natychmiast odbierał mi jedyne, czego nigdy nie chciałam tracić. I nie chcę stracić ciebie. Nie mogę stracić ciebie, Nazir.
Jej głos załamał się, a po policzkach spłynęły łzy - tym razem prawdziwe, nie udawane. Nie chciał łzawych wyznań, więc żachnęła się, wściekła na samą siebie i odwróciła się znów tyłem do siedzącego na kanapie mężczyzny.
- Moje miejsce nie jest na Thessii, nie jest na Crescencie. Ono jest obok ciebie. Jak możesz się zastanawiać, co czuję? Jak możesz pytać, czy to jest to, czego szukam, kiedy oddałabym wszystko, żeby mieć pewność, że do mnie wrócisz? Nie jesteś w stanie mi obiecać, że nic ci się nie stanie, zwłaszcza teraz. Nie mogę tego na ciebie teraz ściągnąć. Nie mogę. Wiem, że gdybym odpowiedziała ci wtedy, nie wyszlibyśmy nawet z tamtej fabryki. I nie odpowiem. Jeśli nie wystarczy ci... jeśli to, co mówię... - oparła dłoń o czoło, próbując się uspokoić. Odwróciła się do Khouriego z powrotem, wbijając w niego swoje zielone spojrzenie. W jej oczach było wszystko. Nie powinien musieć pytać. - Przecież wiesz, Nazir. I nikt ci nie każe zapominać.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Crescent

15 wrz 2018, o 01:22

Wyświetl wiadomość pozafabularną Obserwował ją niestrudzenie, z tym samym, napiętym wyrazem twarzy. Patrzył, jak zaciska powieki, nerwowo łapie rude włosy w garści. Nie miał pojęcia o bitwie toczącej się w jej głowie, o przesądzie i klątwie, w którą uparcie wierzyła, pozwalając, by obecność lub też brak dwóch słów decydowała o wspólnej przyszłości z kimkolwiek, koło którego znalazła się blisko. Jego perspektywa była inna, pozbawiona tej wiedzy. Patrząc przez jej pryzmat, otworzył się przed Irene tak mocno, jak mógł, oczekując, że to przyjmie, zaakceptuje lub odrzuci. W zamian za to nie otrzymał niczego. Niezręczność, która zrodziła się natychmiast między nimi, była podszyta niewiedzą, brakiem pomysłu na to, co powinien zrobić dalej.
Jego wściekłość była chwilowa. Jedna iskra, której nie udało zrodzić się pożaru pochłaniającego wszystko przed sobą. Zaledwie przebłysk pozbawiony paliwa by trwać dłużej niż kilka minut.
Materiał kanapy zaszeleścił, gdy mężczyzna podniósł się z trudem, dłonią wspierając o blat stołu. Widząc jej rozpacz, słysząc drżenie jej głosu, nie był w stanie usiedzieć w jednym miejscu. Jej smutek odbijał się w szarym spojrzeniu niczym w tafli szkła.
- Przestań - poprosił cicho, łapiąc ją za ramiona, utrzymując w miejscu gdy emocje usiłowały cisnąć ją naprzód, zrobić krok w tą, krok w drugą stronę, byle tylko dać sobie odrobinę ujścia. Nie chciał, żeby odwracała się tyłem, nie mogąc na niego patrzeć. Widok spływających po jej policzku łez sprawił, że jego twarz wykrzywiła się w grymasie pełnym bólu, którego nie były w stanie zdusić tabletki. - Spójrz na mnie.
Nie było po nim widać ulgi ani zadowolenia z tego, że dostał wreszcie jej reakcję - to, na co czekał. Nie było nawet zaskoczenia, choć może zginęło pod natłokiem niebezpiecznej mieszanki wszystkiego innego, walczącego o granie pierwszych skrzypiec w jego umyśle.
- Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie ty. Nie rozumiesz tego? - spytał, łapiąc jej dłoń i podnosząc do góry, do swojej twarzy. Nie do szwów, blizn ani ran, do ciepłego policzka, szorstkiego od spędzonych w polowych warunkach ostatnich kilku dni. W geście, który robił nieraz, który zawsze wiązał się z czającym się w stalowym spojrzeniu cieple i lekkim uśmiechu błąkającym się po twarzy. - Drugi raz już wpadłem się w coś, z czego nie mogłem wyjść sam i nic z tego nie miało żadnego związku z tobą. I z obu rzeczy wyciągnęłaś mnie ty.
Nie pierwszy raz musiała bawić się w pielęgniarkę, chociaż sama odniosła umiarkowane obrażenia. Żaden z tych razy nie był związany z nią, ale ciężko było wytrącić francuzce z głowy przeczucie, że samospełniająca się przepowiednia go dosięgnie, i to wkrótce. Wystarczyło wypowiedzenie zaklęcia, które oplącze go sidłami ponurego przeznaczenia, a ją sprowadzi na ziemię, tak, jak sprowadzało wielokrotnie w jej wciąż krótkim życiu.
Westchnął ciężko, starając się ubrać w słowa to, co przetaczało się przez jego głowę. Chłonął emocje, którymi wypełniony był jej wzrok. Wpatrując się w dwa, zielone punkty przed sobą widział wszystko, czego nigdy nie chciała powiedzieć i zacisnął palce wokół jej dłoni, trzymając ją niczym kotwicę, nie pozwalającą jej się oddalić.
- Przynosisz mi tylko szczęście. I nigdy nie było inaczej.
Mówił miękko, lecz z przekonaniem, z którym wypowiadało się niepodważalny fakt. Prawdę, której gotów był bronić do samego końca, o którą mogli kłócić się oboje tak, jak kilkukrotnie kłócili o drobne, nieistotne rzeczy.
- Dwa słowa tego nie zmienią. Nic tego nie zmieni.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 06:48

Kiedy wstał, początkowo sądziła, że chce wyjść, tak jak przed chwilą chciała to zrobić ona. To była jednak tylko sekunda wątpliwości, które szybko jej przeszły. Zamilkła prawie natychmiast, kiedy złapał ją za ramiona, a z góry padło na nią tak dobrze znajome, stalowe spojrzenie. Uniosła wzrok, z trudem znajdując w sobie ostatki spokoju. I tak powiedziała już za dużo. Czuła wzrok losu, spoglądający na nią z góry, czekając aż podda się i wypowie słowa, których wypowiadać tak bardzo nie chciała, chociaż przecież były prawdą i szczerością, na którą czekał Khouri.
Potrząsnęła głową z frustracją. To tak nie działało, ale on ewidentnie nie potrafił tego pojąć. To nie musiały być problemy związane z nią. Świat mógł się sprzeciwić tak czy inaczej, rzucając kłody pod nogi, jedna za drugą. A w końcu któraś sprawiała, że człowiek się już nie podnosił. Opuściła wzrok i oparła się czołem o ciepłą klatkę piersiową mężczyzny, na tyle, na ile mogła czerpiąc z jego dotyku i jego bliskości. Nie powinien tak naciskać, przekonywać jej na siłę. Nawet jeśli jej nie robiło różnicy, czy coś powie, czy nie, w swoim ogromnym egoizmie nie potrafiła sobie wyobrazić, że coś miałoby jej teraz odebrać tego człowieka, który ją przytulał. Który w jakiś sposób stał się centrum jej wszechświata. Nie istniało nic, czego by nie oddała, żeby tylko móc wrócić w te ramiona, w jego ciepłe objęcia, znowu zobaczyć ten uśmiech, za każdym razem działający na nią tak samo, jeszcze raz lecieć przez pustkę, siedząc wtulona w niego w kokpicie. Miała wcześniej ludzi, którzy byli jej bliscy, mówiła zresztą o tym dokładnie przed chwilą - ci, których straciła. Ale nigdy przedtem nie spotkała nikogo takiego jak Khouri i wiedziała, że już nie spotka.
- Nie wiesz tego - wymruczała w jego ciemną koszulkę, zaciskając dłonie na jej materiale. Wypuszczenie jej, pozwolenie na to, by Nazir się odsunął, było nie do przyjęcia. - A ja nie mogę cię stracić. Nie możesz mnie zostawić.
Nie mówiła o wyborze, jaki mógł podjąć. Mówiła o tym, na co nie miał wpływu. Zbłąkana kula podczas walki o wolność Khouriego i o zniszczenie placówek Przymierza - z tym żadne z nich nie byłoby w stanie niczego zrobić.
- Sprawiasz, że jestem lepsza. I chcę być lepsza dla ciebie. Nie nadaję się do związków. Jestem egoistką i mam skłonności do uciekania. Teraz wynikają one tylko z tego, że myśl, że stałoby ci się coś poważniejszego niż to, napawa mnie przerażeniem, z którym nie umiem sobie poradzić. Jak miałabym funkcjonować bez ciebie? Przez ostatni miesiąc nie mogłam sobie miejsca znaleźć na dłużej niż dwa dni. Nie wspominając o myśli, że miałbyś zginąć... przeze mnie.
Jego dwa pełne przekonania zdania sprawiły, że Francuzka zamknęła oczy i zamarła w bezruchu. Może miał rację. Może już i tak powiedziała wystarczająco dużo, żeby fatum zawisło nad nim ciężką chmurą. Przez długą chwilę stali w ciszy, przytuleni, na środku kajuty, która dla nich obojga była teraz domem. Ale tak jak mówiła wcześniej - dla niej powodem tego uczucia nie były cztery ściany i stojące pod nimi skrzynie. To uczucie pojawiło się dopiero w momencie, gdy na statek wrócił jego właściciel.
- Powinieneś wiedzieć, że cię kocham, Nazir - wydusiła z siebie wreszcie cicho. - Od dawna. Nigdy tego nie ukrywałam. Ale jeśli teraz zginiesz, przysięgam, że cię znienawidzę. Ciebie, i siebie dwa razy bardziej.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 16:01

Powietrze uwięzło mu w płucach, wzmacniając złudne wrażenie zatrzymującego się czasu. Ramiona objęły stojącą blisko kobietę, tak jak dłoń znalazła swoje miejsce chwilę później, wplatając się w poskręcane, pachnące obcym szamponem włosy. Ta jedna chwila wydawała się być tym, czego potrzebowali, czego szukali odkąd przekroczyli próg Crescenta. Czymś starym, znanym i pełnym czułości, nawet jeśli w pewnym stopniu było nowe.
Nie potrafił zmienić tego, jak patrzyła na swój strach przed stratą, dopełnieniem klątwy. On reagował na to zupełnie inaczej. W nim myśl tego, że Francuzce mogłoby się coś stać, wzbudzała złość. Chęć działania, akcji, znalezienia powodu lub osoby, która mogłaby chcieć mu ją odebrać. Gdyby została poważnie ranna próbując go uratować, prawdopodobnie przede wszystkim skierowałby swoją frustrację ku ludziom, którzy się do tego przyczynili, dopiero później dostrzegając prawdziwy problem w odbiciu lustra. Może przez to nie powiedział już nic, nie próbował jej przekonać, zmienić jej zdania. Czy nie zrezygnował z kontaktu z nią gdy tylko świat postawił go w przegranej sytuacji, bojąc się o tragiczne skutki?
Westchnął, opierając podbródek o czubek jej głowy. Jeden oddech oddzielał jego wątpliwości, chęci dyskusji od zrozumienia. Przypomniał o każdej chwili, w której podczas walki strzały kierowały się ku Dubois, a on wysuwał się naprzeciw, nadstawiając własną pierś. O poczuciu winy odbijającym się w jego spojrzeniu, czającym w kącie, obecnym tygodnie po tym, gdy wydostali się z asteroidy. Obejmując ją, trzymał najcenniejszą cząstkę swojego życia w ramionach.
- Wiem - mruknął, gładząc z wolna jej włosy. Mówiąc cicho, ukrywał brzmiące w jego głosie rozbicie. Dostał swoją szczerość, to trzydzieści sekund, dwa słowa, płacąc za to jej łzami i roztrzęsieniem. Spoczywająca na jej plecach dłoń zacisnęła się, chwytając materiał pomarańczowej koszulki, w chwilowym wyrażeniu własnej bezradności.
Uścisk zelżał, a dłoń przeniosła się wyżej, odgarniając czerwone, pociemniałe od wilgoci kosmyki z dala od twarzy. Gdy wstał z kanapy kilka minut wcześniej, przestał być nieporuszoną, kamienną figurą, jako która wkroczył do swojej kajuty z milionem pytań i wątpliwości w głowie. Jego spojrzenie się rozjaśniło, a ciężar opuścił klatkę piersiową, wbrew logice, wbrew tysiącom problemów, czekających na nich za drzwiami kajuty kapitańskiej. Wbrew świadomości tego, że w każdej chwili dwie SI mogą złamać szyfry blokujące dostęp do zdobycznych omni-kluczy, że będą musieli ruszyć dalej, porywając się na coś, co mogło okazać się zbyt wielką machiną by w czwórkę mogli ją zniszczyć.
- Powiedziałem ci kiedyś, że zabiorę cię na drugi koniec galaktyki byle tylko widzieć twój uśmiech codziennie - powiedział miękko, nieco głośniej. Czuła na sobie jego spojrzenie, nawet nie podnosząc głowy do góry ani odrywając czoła od koszulki, którą miał na sobie. Maskowała zapach antyseptyków i ukrytego pod nią podkoszulka. Póki miała tylko to, znajome ramiona, znajomy zapach, wszystko wydawało się takim, jakim być powinno. - Pewnie po arabsku. Sama widzisz, jak brzmi po angielsku.
Westchnął, uśmiechając się do niej. Pochylając głowę by móc wtulić własną twarz w rude włosy, zamknąć oczy i skupić się na tym, że chociaż wszystko wokół nich wskazywało na coś innego, teraz wszystko było takie, jakim być powinno.
- Kiedy to się wszystko skończy, uciekniemy stąd - mruknął, składając na jej czole pocałunek. Krótki, pełen czułości, odwracający uwagę od rzeczywistości. - Wybierzemy sobie miejsce. Gdziekolwiek w galaktyce. Mamy statek, mamy kredyty. Już nigdy nie będziemy musieli do tego wracać.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 16:45

Po wypowiedzianych przez siebie słowach nie potrafiła podnieść głowy do góry i odwzajemnić jego spojrzenia. Tak jakby w ten sposób usiłowała jeszcze przedłużyć tę złudną chwilę bezpieczeństwa, zanim do ich błogosławieństwa dołączy klątwa. Słowa Isis odbijały się echem w myślach rudowłosej. Nie przychodziło jej do głowy, że może klątwą było to wszystko, z czym musieli się borykać na co dzień, to z czym się zmierzyli i z czym przyjdzie im się zmierzyć ponownie, gdy dwie SI odszyfrują omni-klucze. Ona czekała tylko na jedno - to, czym zawsze kończyło się jej otwieranie się przed ludźmi. Może dlatego właśnie rozpaczliwie trzymała się ciemnej koszulki, nie chcąc odsuwać się od mężczyzny, na którego właśnie rzuciła wyrok.
Miłość była trudnym do zdefiniowania uczuciem, ale w przypadku Irene to już przekraczało wszelkie granice. Uparcie milczała, rozdarta między chęcią rzucenia się Khouriemu na szyję, tak jak wyobrażała sobie ich spotkanie po tym rozstaniu, a wyrwaniem się i ucieczką. Z jednej strony nie mogła twierdzić, że krótka chwila szczerości nie uszczęśliwiła również jej, z drugiej jednak mogło to stworzyć nowe problemy, już abstrahując od ciążącej na niej klątwy. Ale do tej pory Nazir nie zamknął jej w klatce, w żaden sposób jej nie ograniczał, więc może pod tym względem wypowiedzenie tych dwóch słów nic nie zmieni?
- Brzmi dobrze - odezwała się cicho, nadal mówiąc do jego klatki piersiowej. Jej nieporadność, gdy chodziło o uczucia, była skrajnie beznadziejna. Teraz, w objęciach Nazira, zaczynała już stopniowo się uspokajać i znajdować swoją standardową pewność siebie, choć nie była to zmiana natychmiastowa. Odetchnęła głęboko i uniosła na niego swoje zielone spojrzenie.
Khouri nadal nie wyglądał najlepiej, ale przecież to nie jego wygląd sprawiał, że była w stanie zrezygnować ze wszystkiego i ryzykować własnym życiem, tylko po to, żeby ściągnąć go z powrotem na Crescenta. Poza tym blizny stały się już jego integralną częścią, bez których wyglądałby równie nienaturalnie, jak Irene z raną po biczu. To, czy było ich mniej, czy więcej, nie stanowiło już prawie żadnej różnicy. Puściła koszulkę, zostawiając na niej dwa zmięte miejsca, by spleść dłonie na jego karku. Tylko nie potrafiła się pozbyć strachu, który wciąż tlił się gdzieś na dnie jej spojrzenia.
- W poprzednim wieku były takie spierdolone vidy horrorowe, oszukać przeznaczenie - powiedziała cicho. - Teraz nie wydają mi się już tak idiotyczne. Nazir... nie wiem, jak to zrobić. Nie wiem jak z tym walczyć. Nie chcę, żebyś... Nie chciałam tego na ciebie ściągać. Przepraszam - przygryzła lekko policzek od środka. - Jeśli przynoszę szczęście, to nie wiem jak mam pilnować, żeby robić to dalej. Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. Że nie zrobisz więcej nic tak idiotycznego, jak wpakowanie się w coś podobnego samemu. Obiecaj, że nie będę musiała żałować tego, że... tego, co ci powiedziałam.
Gdy krótko pocałował ją w czoło, Irene zamilkła, przyglądając się mu i słuchając planów na odległą przyszłość - bo ta najbliższa nie rysowała się zbyt optymistycznie. Ale potem, kiedy to wszystko się skończy... usta rudowłosej rozciągnęły się w ostrożnym uśmiechu. Na Crescenta nie wpadli piraci, nie rozpadł się wyrzucając ich w pustkę, Nazir nie padł nagle na zawał - wszechświat dawał im jeszcze czas i Irene doszła do wniosku, że póki mogą, muszą z niego korzystać. A później? Później będą musieli walczyć o należne im szczęście, bo po raz pierwszy nie zamierzała uciekać.
- Na Aite są smoki - zaproponowała cicho, a uśmiech sięgnął w końcu jej zielonych, dotąd lodowatych albo pogrążonych w smutku oczu. Chyba powoli wracała do siebie.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 17:22

W dwudziestym drugim wieku nic nie było permanentne. Każda zmiana była możliwa, czynią nawet blizny tymczasowymi, co ich wizyta na Thessii zdążyła udowodnić. Każda, szpetna rana na jego twarzy mogła zniknąć w upływie miesiąca - może dlatego nie przywiązywał do tego tak wielkiej wagi, a może jeszcze nie miał okazji się tym przejąć. Pomiędzy walką o życie, ucieczką, a wreszcie otworzeniem się rudowłosej ciężko było znaleźć chwilę na spojrzenie w lustro i zastanowienie się nad tym, czy szwy mu ujmują. Znacznie bardziej wolał obserwować ją - gdy jej policzek nie był pokryty krwią, a w oczach nie tliło się przerażenie, zaciskające pętlę na jego klatce piersiowej.
Pokręcił głową, łapiąc kilka kosmyków i odciągając je do tyłu, chowając za ucho. Wspomnienie idiotycznych filmów, wbrew wszystkiemu, sprawiło, że uniósł kącik ust nieco wyżej. Mógł sobie na to pozwolić, nie wierząc w to, co napawało ją strachem. Butnie spoglądając w oko ponurej wizji rzeczywistości, przed którą ona pochylała głowę, usiłując przedłużyć okres ich bezpieczeństwa jak tylko się dało.
- Nic nam nie będzie, Irene - odrzucił spokojnie, przecierając wilgotny policzek kciukiem. Nic nigdy złego nie stało się w tym miejscu. Nawet walka Khouriego z Widmem toczyła się w innych częściach Crescenta. W kajucie łatwo było poczuć się bezpieczniej, poczuć oderwanie od świata na zewnątrz. Od zimnych korytarzy, poranionych przez pociski ścian. Jedynym dobrym, co znajdowało się tam, a czego nie było tutaj, był hologram białowłosej sztucznej inteligencji, nie mającej wglądu w to, co działo się w kwaterze kapitańskiej. - Nie musisz starać się wciąż przynosić mi szczęście. Nie musisz niczego robić. Jesteś nim.
Odgarnął jej włosy za jedno ramię, odsłaniając twarz, która zagroziła jego integralności pierwszego dnia ich wyboistej znajomości. Której widok sprawił, że skrzywił się i ostrzegł, że zielone oczy na niego nie działają, jakby były bronią, której mogłaby użyć chcąc wydostać się na wolność.
Parsknął śmiechem na wieść o smokach, prostując się. Aite było odległe, zarówno dystansem i czasem, po którym mogliby je zobaczyć na własne oczy, ale skupienie się na planach było lekiem na ich obecną, ponurą sytuację.
- Czy to nie ten księżyc, który zaraz wpadnie w planetę? - spytał z rozbawieniem, odrywając dłoń od jej policzka i przenosząc na talię. - Musimy się pośpieszyć.
Pochylił się do przodu, składając na jej ustach pocałunek. Długi i znajomy, w swojej czułości i cieple. Przypominający o wszystkim, co mieli wcześniej tak, jakby ich rozstanie trwało kilka dni, a nie kilka długich i ciężkich lat.
- Na Bekensteinie jest taki klub, Grota, z wielkim, czerwonym smokiem przed wejściem. Wszystko w środku jest złote. Drinki, jedzenie, nawet woda w umywalkach - dodał z uśmiechem, odsuwając się od niej niechętnie.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 17:52

Skinęła głową z uśmiechem. Parsknięcie śmiechem, a potem rozbawienie w oczach Nazira były tym, za czym tak tęskniła. Może na niego podziałały jej wielkie oczy, ale ona doskonale wiedziała, że to któryś z tych uśmiechów i szarych spojrzeń sprawiły, że przepadła. Między innymi, oczywiście. Bardzo długo dochodzili do tego, by się przy sobie swobodnie uśmiechać i na pewno nie robili tego przed asteroidą - wtedy każdy podszyty był smutkiem, poczuciem winy, strachem. Dopiero na Thessii oboje odżyli i po chwili namysłu rudowłosa doszła do wniosku, ze to właśnie tam ostatecznie obdarzyła Khouriego uczuciem, przed którym tak strasznie się wcześniej wzbraniała.
- Nie powinien wpaść w planetę w ciągu najbliższych kilku miesięcy - zaprotestowała. - Powinniśmy zdążyć.
Wpatrywała się w znajome usta, czekając na moment, w którym z powrotem znajdą drogę do jej własnych. Miesiąc, który minął jej bez nich, wydawał się wiecznością. Przywarła do Nazira, gdy ten pochylił się nad nią i odwzajemniła krótki - zdecydowanie zbyt krótki - pocałunek. Pamiętała wszystko, tę czułość, ciepło, to co w niej zawsze wywoływał, to jak trudno było jej odsunąć się później za każdym razem i nie inaczej było dzisiaj. A w niej nie wykształciły się przez poprzednie tygodnie nagłe, niespodziewane pokłady cierpliwości. Zdążyła się zmienić pod wieloma względami, ale nie pod tym.
- Nie idź - przyciągnęła Khouriego z powrotem do siebie, gdy zrobił krok w tył. Nie widzieli się miesiąc. Nie zamierzała siedzieć obok niego i patrzeć, jak pije wodę. - Na Bekensteinie też nigdy nie byłam.
Wróciła do znajomych ust, delikatnie przeczesując palcami włosy z boku jego głowy. Nie pamiętała jeszcze na jakie miejsca musi uważać, by nie sprawiać mu bólu, ale z tego co pamiętała, z prawej strony nie ucierpiał tak bardzo. Jej pocałunek był wygłodniały i niecierpliwy, taki sam zresztą, jak prawie zawsze. Irene nie zastanawiała się nad opatrunkami, albo tym, jak bardzo obolały musiał czuć się mężczyzna. Nie myślała o swoim niekoniecznie najlepszym wyglądzie i ubraniach ściągniętym z kogoś innego - poza tym wolała nie rozważać z kogo. Jedyne, na czym w tej chwili była w stanie się skupić, to ta niekończąca się tęsknota i pragnienie.
Poprowadziła dłonie Khouriego pod swoją bluzkę, czując, jak pod znajomym dotykiem pojawiają się ciarki. A może to była tylko kwestia chłodu panującego na statku i wilgotnych włosów, przesuwających się po jej plecach?
- Gdzie jeszcze chcesz polecieć? - spytała, odsuwając się na moment, tylko po to, by ściągnąć przez głowę tę nieszczęsną pomarańczową koszulkę. Zrobiła krok do przodu, delikatnie popychając Nazira w stronę sypialnianej części kajuty. Nie była zbyt subtelna w swoich zamiarach, ale znał ją już wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nigdy pod tym względem nie miała cierpliwości.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 20:35

Nie wiedzieli, że Aite potrzebowała kolejnych dwustu lat przed zniszczeniem. Mogli mieć nadzieję, że uda im się dostrzec mistyczne kreatury umykające ku słońcu oświetlającym zielone pola księżyca, tak złudnie przypominającego Ziemię, tylko tysiąckrotnie ciekawszą. To była zaledwie jedna pozycja na ogromnej liście, która czekała na wypełnienie ich pomysłami. Teraz, na zewnątrz czekała brutalna teraźniejszość - przeszkody oddzielające ich od normalnego życia, zmuszające do włożenia na siebie pancerzy przed opuszczeniem statku. Ale za kilkanaście dni, może tygodni, mogli być całkowicie wolni od tego życia. Wypełnionego strachem o siebie nawzajem, bólem i niepewnością losu. Klątwą, zwabioną przez dwa, niewinne słowa wypowiedziane wewnątrz kajuty kapitańskiej, mogące mieć reperkusje w świecie poza nią.
Uśmiechnął się szerzej gdy przyciągnęła go z powrotem do siebie, chowając to natychmiast w pocałunku. Bekenstein był kolejną opcją, nie tak odległą i obcą jak Aite, ale czymś nowym - przynajmniej dla niej. Planowanie było przyjemne. Było czymś, na czym mogli się skupić, by zapomnieć o wszystkim innym, lecz jednocześnie czymś, o czym zapomniał czując jej usta przy własnych. Jego dłonie przesunęły się wzdłuż kobiecego ciała - najpierw w górę, badając załamanie talii, które znały doskonale. Później w dół, ku krawędzi nieco przydużej na nią bluzki we wstrętnym, neonowym kolorze, który nie pasował do tego co nosiła na sobie na co dzień. Jego dotyk był ciepły, przyjemny, znajomy. Jedynie w oczach pozostało wahanie, gdy obdarzył ją krótkim, wymownym spojrzeniem. Nie był w najlepszym stanie. Był zmęczony, ranny, był świeżo po wyjściu z kapsuły medycznej, świeżo po opuszczenia przetwórni piezo, w której pogodził się z tym, że wyjdzie z niej w worku na zwłoki.
- Moglibyśmy wrócić na Thessię - odparł, postępując o jeden krok naprzód za każdy jej krok w tył, gdy zdjęła z siebie obcą odzież. Jego dłonie szybko wróciły do znajomego ciała, ocierając o kilka małych opatrunków, przykrywających płytkie nacięcia, które pozostawiła po sobie biotyka zielonowłosej. - Na kilka dni. Wrócić do Enigmy, zwiedzić resztę pięter - dodał ciszej, nie spuszczając z niej wzroku, z którego zniknęły resztki niepewności. Ruszył dalej, w stronę odległego łóżka w chwili, w której ona się zatrzymała. Szare tęczówki były niczym dwa zwierciadła, w których widziała swoje odbicie. Nie było w nim potarganych włosów, zmęczonego spojrzenia, worków pod oczami i szarej, zmęczonej cery. Było jego szczęście o najpiękniejszym obliczu. W każdej chwili, w eleganckiej sukience lub pożyczonych ubraniach, była wszystkim, czego w życiu potrzebował.
Był zmęczony i ranny, ale pozostało to jedynie faktem, który wolał przemilczeć, a który nie miał dalej wpływać na jego decyzję. Czymś, co przestało go obchodzić gdy poczuł w dłoniach jej idealnie gładką skórę, odnalazł drogę do jej szyi, odgarniając znajome, miękkie włosy do tyłu. Pocałował ją krótko, sięgając do krawędzi własnej bluzki, choć nie śpiesząc się na tyle, by mogła mu ze zdjęciem jej pomóc. Pościel okazała się zimna, wyziębiona od chłodu kabiny, więc opadł na nią jako pierwszy, przyciągając ją do siebie, do gorącej klatki piersiowej i tęsknych ust.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 21:25

Łatwiej było myśleć o tym, co zrobią gdy będzie już po wszystkim, niż rozważać to, co czekało ich za zaledwie kilka godzin. Rozmawiać o miejscach wartych zobaczenia, niż o tym, ile ryzykują, będąc wplątanymi w niedoszłą wojnę międzyrasową. Zastanawiać się, ile czasu będą mogli spędzić na Thessii i nieodwiedzonych piętrach Enigmy, niż nad tym, czy klątwa Irene dosięgnie Nazira, zanim zdołają tam w ogóle dotrzeć. Kobieta nie chciała tego teraz, wolała pierwszy raz od kilku długich dni niczym się nie stresować. Choćby przez najbliższe kilkadziesiąt minut.
Wiedziała, że jest zmęczony, a może wręcz wykończony fizycznie, ale rzadko kiedy była w stanie odmówić sobie przyjemności. W tym przypadku, gdy łączyło się z nią nadrobienie tego, czego brakowało im przez ostatni miesiąc, bliskość którą dotąd mogli co najwyżej wspominać i podsumowanie wyznań, którymi się wymienili, plan Irene stawał się czymś więcej, niż tylko zachcianką. Nie mogła oderwać wzroku od tych szarych oczu, których bała się, że już więcej nie zobaczy. Może Khouri się zmienił, może trudno im będzie rozmawiać, gdy otoczy ich przygnębiająca rzeczywistość. Może będą się kłócić, znów nie rozumiejąc się nawzajem. Może od jutra przez długi czas nie zobaczy z powrotem tego uśmiechu, w którym rozciągały się usta mężczyzny, gdy patrzył na nią. Tym bardziej nie zamierzała z niczego rezygnować - on mógł nie mieć siły, ona ją miała.
Pozwoliła mu położyć się pierwszemu, czując lekkie wyrzuty sumienia, że nie pościeliła po sobie łóżka rano. Ale pościel i tak za moment miała być tak samo zmięta, jak w chwili, w której w niej wylądowali, więc szybko jej przeszło. Gdy została przyciągnięta, uśmiechnęła się i oparła łokciami po obu stronach głowy Nazira, spoglądając na niego z góry.
- Dopiero dociera do mnie, że naprawdę tu jesteś - zauważyła cicho, krótkim ruchem głowy odsuwając włosy w bok, tak, by nie spadały mężczyźnie na twarz. - Śniłeś mi się prawie co noc. Tęskniłam.
Łatwiej było mówić o emocjach, gdy już jakieś się z siebie wcześniej wydusiło. Rozumiał już, z czym miała problem i jasno dał jej do zrozumienia, że według niego to głupota. I ani przedtem, ani teraz nie usiłował zamknąć jej w żadnej klatce, tylko dlatego, że czuł potrzebę posiadania. W takim układzie Irene mogła funkcjonować. Mogła być bardziej otwarta i szczera, choć wiadomo, że nie do końca. Na swój charakter nie miała aż tak wielkiego wpływu. Ale w tę chwilę, ten wieczór, czy jakakolwiek to była pora dnia, Francuzka była w stanie pójść na pewne ustępstwa, na które nie pozwoliłaby sobie normalnie.
Przekręciła się na bok i wspierając głowę na lewym łokciu, przesunęła wolną dłonią po klatce piersiowej Khouriego, między opatrunkami i zaleczonymi ranami. Nie chciała nawet opierać się o niego, żeby nie sprawiać mu niepotrzebnego bólu.
- Ja też do ciebie mówiłam po francusku - przypomniała, podążając spojrzeniem w dół, za swoją dłonią. - Ale nie dlatego, że po angielsku brzmiało głupio. Nie chciałam, żebyś rozumiał. Uznałam, że jeśli nie będziesz wiedział, co powiedziałam, to nie będzie się liczyć. Nic się nie stanie - uśmiechnęła się lekko. - Ominęło cię więcej wyznań, niż się pewnie spodziewasz. Znacznie więcej sekund szczerości, niż te trzydzieści dzisiaj.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 21:53

Niepościelone łóżko było w tej chwili takim samym problemem jak ciśnięta na podłogę łazienki, biała koszulka z Nowym Jorkiem. Pewnie nawet nie dostrzegł zmiętej pościeli gdy położył się na miękkiej kołdrze, chłonąc widok, którego musiał sobie odmawiać przez tak długi czas. W każdej chwili mógł przecież sięgnąć po swój omni-klucz, lub znaleźć inny, jakikolwiek i porozumieć się z Isis. Kazać jej odebrać Irene skądkolwiek, przywieźć do niego. Wrócić do znanej kajuty, tulić Francuzkę do siebie każdego wieczora. Ale byłoby to samolubne, na swój sposób. Przeniosłoby ryzyko na nią, a tego tak mocno chciał uniknąć. Chwila położenia się do łóżka z nią w swoich ramionach była jak nagroda na koniec. Nie chciał wrócić wcześniej, wlekąc za sobą bagaż problemów, dziesiątki blizn i wciąż tropiących go łowców nagród. I właśnie to doprowadziłoby go do zguby, gdyby SI nie zareagowała odpowiednio szybko, a Irene nie podjęła się prób odnalezienia go.
Plaster na nosie, szwy z boku głowy i przecinające brew, żadne z tych rzeczy nie pasowały do jego twarzy, poza kilkudniowym zarostem. Ale szerszy uśmiech, który pojawił się na niej gdy jej twarz znalazła się odpowiednio blisko, zmazał wszystko inne. Przypomniał o tym, że pomimo tego, co czekało ich na zewnątrz, teraz wszystko było takie, jakim być powinno.
- Nie masz pojęcia - westchnął, znów zgarniając część rudych kosmyków za ucho. Tych, które umknęły przerzucającej je na drugą stronę ręce. Przesunął opuszkami palców po jej policzku, ku kości policzkowej, na której powoli tworzył się mały, niemal niewidoczny siniak po zderzeniu z ścianą, w którą posłała ją Zielonowłosa. - Ja...
Urwał, zamykając na moment usta. Wyznania nie były jego mocną stroną, po prostu był w tym odrobinę lepszy niż Dubois. Czasem nie mógł się powstrzymać, ale czasem z trudem szukał odpowiednich słów, uciekając się do języka, w którym nie miał prawa brzmieć źle, bo ona nie miała prawa go zrozumieć.
- Widziałem cię za każdym razem, kiedy zamknąłem oczy - mruknął, przesuwając własną dłoń na jej kark. Jego wzrok stał się zamglony, jakby uciekł się do wizji, która trzymała go na nogach przez ostatnie dni, wciąż nie będąc w stanie uwierzyć w realizm chwili obecnej. - Trzymałaś mnie przy zdrowych zmysłach.
Przesunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, znajdując miejsca, w których jej skóra drżała pod wpływem dotyku najmocniej. Miejsca, które już znał, do których zawsze wracał. Nie musiał wyrażać swojej tęsknoty słowami, była widoczna w jego spojrzeniu i każdym uśmiechu, szczerym i pełnym radości. Przy którym ich obrażenia, Elpis na orbicie Ziemskiej, omni-klucze gdzieś na biurku Widma przestawały się liczyć. Stanowiły elementy innej opowieści, tej, która nie musiała ich dotyczyć. Nie, póki znajdowali się w tej kajucie.
- Tak myślałem. Patrzyłaś na mnie w inny sposób mówiąc to - odparł, błądząc dłońmi po jej nagim ciele, sprawdzając jak wiele musiało się zmienić w ciągu ostatniego miesiąca, o czym zapomniał. Napawając tym, czego brakowało mu najbardziej. - Z arabskimi jest ten problem, że niektóre brzmią dobrze, a inne tak, że nie powinno się z nich nigdy korzystać - dodał z rozbawieniem, przysuwając jej twarz do swojej, zamykając usta pocałunkiem nim wydusiła z siebie odpowiedź.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 22:32

- Ja? - w jej oczach błysnęło rozbawienie. - Powinieneś znaleźć sobie wizję kogoś bardziej rozsądnego, do trzymania cię przy zdrowych zmysłach.
Jej ciało drżało pod znajomym dotykiem, niwelując wszystkie jej próby skupienia się na rozmowie, jeszcze przez chwilę. Nawet w jej oczach widoczny był głód, którego jednak nie próbowała wcale ukrywać. Nazir mógł być posiniaczony i oklejony plastrami, ale to nie zmieniało tego, jak na nią działał. Jednym pocałunkiem, przesunięciem opuszkami palców po właściwym miejscu na jej karku, zaciśnięciem dłoni na jej talii sprawiał, że poddawała się mu całkowicie i traciła umiejętność znalezienia wymówki. Choć nie to, żeby jakiejkolwiek szukała. Sama zaczęła.
Chciała mu odpowiedzieć, ale skutecznie odwrócił jej uwagę, po raz kolejny przyciągając ją do siebie i znajdując drogę do jej ust. Mimowolnie oparła się o niego lekko, czując, jak jej naga skóra brzucha opiera się o duży opatrunek. Po chwili więc zmusiła się do odsunięcia się od niego i krytycznego przesunięcia wzrokiem po ciele, od którego wcale nie chciała się odrywać.
- Czy kapsuła dała ci jakieś wytyczne? - spytała cicho.
Tym razem pytała poważnie i naprawdę chciała poznać odpowiedź, dopóki nie przypomniało się jej, że gdy Nazir obudził się i usiadł na jej brzegu, Irene skutecznie odwróciła jego uwagę od wszystkiego, co wyświetlało się na panelu. Ona sama też wtedy nie była za bardzo zainteresowana tym, co mówiły wskazania maszyny. I teraz mieli konsekwencje swojej nieuwagi. Po chwili namysłu uśmiechnęła się z powrotem, a po zdjęciu z siebie szerokich spodni usiadła na biodrach mężczyzny, przyglądając się mu z góry. Ona też nie wyglądała dziś najlepiej, nawet poskładana przez wspomnianą kapsułę medyczną, ale w szarych oczach widziała wystarczająco wiele, by wiedzieć, że nie ma się czego wstydzić. Khouri tego nie zauważał, nie widział jej siniaków i ran, nie widział podkrążonych ze zmęczenia oczu. I choć nie wiedziała, czym było to, co widział, to zdawała sobie sprawę z tego, że to, jak w rzeczywistości się prezentowała, nie miało żadnego znaczenia.
- Możemy napisać do Widma, z pytaniem jak skuteczna jest maszyna w jego ambulatorium i czy myśli, że to dobry pomysł. Będzie miał jednocześnie odpowiedź na tak strasznie nurtujące go pytanie - zaproponowała niewinnie, ale nie była w stanie dłużej przeciągać tej chwili.
Pochyliła się i całkowicie zatonęła w pocałunku, który odebrał jej resztki siły woli. Opierając się na jednym łokciu, wolną dłonią podążyła znów w dół, do paska od spodni Nazira, by pomóc mu się ich pozbyć. Za długo się nie widzieli, zbyt wiele przeszli, ich życia za bardzo się zmieniły, by teraz nie marzyli o zanurzeniu się w tej jednej rzeczy, która pozostała taka sama. Oboje wykończeni i pokrzywdzeni przez los, potrafili jednak znaleźć w sobie siłę na chwilę bliskości, jakie los odebrał im na długi miesiąc. Z pomocą mężczyzny zdjęła z siebie bieliznę i wróciła na swoje poprzednie miejsce, poddając się już zupełnie przepełniającej ją tęsknocie.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 23:13

Prychnął na wspomnienie kapsuły, kręcąc przy tym głową - niekoniecznie by zaprzeczyć, bardziej w reakcji na jej nagłe pytanie, które teraz poruszało nieistotną dla niego kwestię. Kapsuła kapsułą, ale leki dane mu przez Volyovą krążyły w jego żyłach i tak, jak podtrzymywały ją na nogach i bez grymasu bólu na twarzy gdy żołnierz przebił jej łopatkę omni-ostrzem, tak teraz utrzymywały uśmiech na jego twarzy nawet gdy rudowłosa położyła się na jego brzuchu, napotykając opatrunek. Cokolwiek brała biotyczka, potrójna tego dawka skutecznie podziałała na wcześniej ledwo poruszającego się mężczyznę, pomimo sporej różnicy w ich wzroście.
- Trzeba było martwić się o to wcześniej - mruknął z szelmowskim uśmiechem, wzruszając ramionami. Tak jak jej wzrok przesuwał się krytycznie po leżącym przed nią ciele, tak jego z zachwytem oceniał jej. Jego palce błądziły tam, gdzie podążało spojrzenie, omijając krawędzie opatrunków pozostawionych po sobie przez mechaniczne ramiona by nie sprawić jej bólu. Delikatnie gładząc skórę w miejscach, w której pojawiły się pierwsze sińce wywołane biotycznym wybuchem, który przebił jej pozostawiony w śluzie pancerz. Po jego twarzy prześlizgnął się wyraz niezadowolenia z obrażeń, których doznała, szybko zduszony przez fascynację.
Westchnieniem przykrył sprzeciw własnego ciała, który musiał odczuć gdy tylko podparł się z tyłu rękoma, wracając po pozycji siedzącej. Skracając dystans, który narzuciła by móc chociażby zdjąć z siebie spodnie. Tak długo dzieliły ich setki tysięcy kilometrów, wytrzymanie minuty przy odległości jednego kroku wydawało się fizycznie niemożliwe do spełnienia.
Jej propozycja sprawiła, że zaśmiał się głośno, wracając dłońmi do kobiecego ciała gdy usiadła na jego biodrach. Widmo był nieocenioną pomocą, bez której pewnie nie udałoby jej się dotrzeć do Nazira na czas. Powinien być mu wdzięczny i pewnie był, ale w tej chwili był obiektem kompletnie niechcianym w jego głowie. Nie było w niej miejsca na turianina, z którego fregaty niedawno wrócili. Wypełniała ją czerwień jej włosów zmieszana z jadowitą zieloną tęczówek, uśmiech na jej twarzy gdy patrzyła w jego stronę, miękka skóra o znanym mu zapachu. Mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi, odnajdując ustami drogę do jej szyi, znajdując dla nich miejsce, którego nigdy nie powinny opuścić.
Z powrotem opadł na łóżko, wbrew wszelkim zaleceniom, jakie mogłaby podać im kapsuła, nie wypuścił jej z objęć, tylko pozwolił, by spadła na niego. Błądząc dłońmi po jej ciele w roztargnieniu, musnął bieliznę, której nie powinno się tam znajdować, łapiąc materiał i pomagając jej go zdjąć. Gdy wróciła na jego biodra, splótł własne palce z jej, łapiąc jej dłonie, przytrzymując na krótką chwilę z dala od siebie. Pragnął tej chwili, potrzebował jej. Przyglądał jej się z tlącym się w oczach głodem, ustach ułożonych w pełnym zachwytu uśmiechu. Testując jej cierpliwość, która jak zwykle znajdowała się na wykończeniu już po kilku minutach, nim wszelki dystans między nimi zniknął, a tęsknota odnalazła ujście, wyrażana w każdym muśnięciu palców, każdym żarliwym pocałunku i każdym, urywanym westchnięciu.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

15 wrz 2018, o 23:59

Nie chciała już czekać. Typowe dla Nazira testowanie jej cierpliwości dziś nie było dobrym planem. Nie po tym, jak nie widzieli się przez miesiąc - miesiąc, czyli prawie tyle, ile przedtem się znali. Gdyby nie łączyło ich coś więcej niż przyjaźń z systematycznym lądowaniem razem w łóżku, Irene nie leciałaby po niego, kradnąc statki, skacząc przez przekaźniki, szantażując Mullera i kartel, wracając na Ziemię i zabijając tam każdego, kto powiedział o Khourim choćby jedno niepasujące jej słowo. Może jednak nie była taka bezradna, jak momentami się jej wydawało. To nie było do końca tak, że wszystko zrobiła za nią Isis, a potem Widmo i Volyova. Zaskakiwało ją, do jakich rzeczy jest zdolna, gdy jej na czymś naprawdę zależy. I nie myślała tu o tych negatywnych. Dla tego człowieka, który teraz doprowadzał ją na granicę wytrzymałości, była w stanie zrobić chyba wszystko.
Jej frustracja szybko minęła, gdy tylko dostała to, czego chciała. Z jej ust wyrwało się westchnięcie, a oczy zamknęły się mimowolnie. Otaczająca ich rzeczywistość, łącznie z zabałaganioną przez nią kajutą, stała się nieistotnym tłem. Był tylko Nazir, poddający się jej całkowicie, wpatrujący się w jej jasne ciało i przesuwający dłońmi po jego krzywiznach. Na ścianie przed Irene, równocześnie z nią poruszał się jej cień. Ale nie zwracała na niego uwagi, zapatrzona w szare oczy, od których nie mogła oderwać już wzroku, gdy w końcu podniosła własne powieki.
Choć pewnie nie powinna tego robić, przyciągnęła Khouriego do siebie, zmuszając go do przyjęcia pozycji siedzącej i powrotu ustami do jej odsłoniętej szyi i nagiego ramienia. Objęła go, potrzebując tej bliskości. Oparła policzek o bok jego zarośniętej szczęki, kłującej ją lekko, jak zawsze. Wędrujące po jej skórze dłonie doprowadzały ją do szaleństwa. Starała się być ostrożna, delikatna i powolna, wiedząc, że mimo leków przeciwbólowych w przypadku Nazira wysiłek fizyczny może nie być dobrym pomysłem. Spleceni w uścisku, nie kontrolowali upływającego czasu. Zdała sobie sprawę, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej on był jej, a ona - jego. I po raz pierwszy w życiu nie wywołało to u Irene paniki. To była kolej rzeczy, coś naturalnego, czemu nie dało się zaprzeczyć, za każdym razem gdy jej ciało spinało się niekontrolowanie w objęciach mężczyzny.

Siedząc później w bezruchu, opierając głowę bokiem o ciepłe ramię, delikatnie przesuwała opuszkami palców po klatce piersiowej Nazira. Przypomniała sobie pierwszy raz, jak wylądowała w tym łóżku. Po wszystkim położyła się plecami do niego i zasnęła, nie widząc sensu w zbędnych i niezręcznych rozmowach po fakcie. Nie spodziewała się wtedy, że do tego wszystkiego dojdzie, że powie mu, że go kocha, a potem nie będzie potrafiła odsunąć się od niego, bo taki moment jak ten nie miał prawa dobiegać końca. Zamknęła oczy i przesunęła czubkiem nosa po boku jego szyi. Pachniał tak, jak zawsze, tym samym, dobrze znajomym żelem pod prysznic. Brakowało tylko zapachu konwalii, by wszystko wróciło na swoje miejsce.
- Wróciłeś - odezwała się tak cicho, że w połowie słowa jej głos przeszedł w szept. Sam musiał się jednak domyślić, czy kobieta mówi to ze względu na własną radość, czy informuje jego, że jest już w domu. - W końcu.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

16 wrz 2018, o 00:40

Nic innego nie koiło kotłującego się w nim stresu. Nie potrafił odpoczywać, doskonale to wiedziała. Nawet gdy przyszła do kajuty przeglądał coś, czegoś szukał, wymawiając się tym, że nie mieli wiele czasu do stracenia. Jednak z nią w ramionach, przelewał ten czas tak, jakby mieli go nieskończone ilości. Kompletnie niezgodny z zaleceniami kapsuły odpoczynek był takim, na który chętnie przystawał, którego chciał i potrzebował coraz więcej, z każdą chwilą pragnąć jej bliskości mocniej. To było coś, czego nie dało się zaspokoić. Im więcej pocałunków składała na jego ustach, tym więcej ich łaknął, przysuwając jej twarz do własnej wplecioną pomiędzy poskręcane włosy dłonią. Pobudzone adrenaliną ciało posłusznie podniosło się gdy tego zachciała, ukazując konsekwencje dopiero później, następnego ranka, gdy z powrotem zesztywnieje po kilku godzinach nieruchomego snu. Teraz nawet opatrunki nie były w stanie przypomnieć mu o odniesionych obrażeniach, które mogłyby zmusić go do większego uważania na siebie.
Nie był w stanie pamiętać też niezręczności, z jaką przekroczyli próg śluzy korwety. Nieporadności w komunikacji między nimi, ucieczki Dubois do kokpitu podczas odlotu z portu kosmicznego. Przeszkody, przez które przez głowę Francuzki przeszła poważna myśl o ucieczce wydawały się teraz rzuconymi na chodnik kamykami. Nic w tej chwili nie było w stanie odwrócić jego uwagi od jasnej skóry i kontrastującej z nią dłoni, wędrującą wzdłuż jej talii, opierającą się na biodrze. Pełnych, czerwonych ust, do których wracał od czasu do czasu, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi, czule całując miejsca, które na co dzień skrywała burza rudych włosów.
Sam nie zorientował się, kiedy oderwał dłoń od jej brzucha i oplótł ją ramionami, zamykając w szczelnych, ciasnych objęciach, w których czuł jej drżenie. Uśmiechnął się lekko, delikatnie przesuwając palce wzdłuż jej kręgosłupa, aż do połowicznie suchych włosów opadających na jej plecy. Przez moment milczał, opierając policzek o jej skroń, z zamkniętymi oczami ciesząc się z chwili i starając uspokoić przyspieszony oddech.
Milczał również słysząc jej szept przy uchu. Gładził jej skórę, bezmyślnie zataczając na niej kręgi. Gdy odsunął się odrobinę, uchylając powieki by móc na nią spojrzeć, jego oczy pełne były emocji.
- Żałuję, że poleciałem - odparł, a żal, o którym mówił, odbił się w jego spojrzeniu na krótką chwilę, nie goszcząc w nim zbyt długo. Ta chwila była zbyt idealna, a on czekał na nią zbyt długo by teraz psuć ją przywoływaniem własnych błędów. - Mogłem cię posłuchać. Mogliśmy lecieć.
Westchnął, wyplątując palce spomiędzy jej włosów by objąć ją w talii ramionami. Jego oddech zdążył się już uspokoić, a ciało zaczęło się rozluźniać, przypominając pewnie o ruchach, których nie powinien wykonać. Czyli prawie wszystkich.
- Jesteś najlepszym, co mogło mi się przydarzyć w życiu - mruknął, nachylając się ku jej szyi, wciąż rozgrzanej, wciąż niedostatecznie przez niego docenionej i wymagającej złożenia na niej kolejnego pocałunku.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Crescent

16 wrz 2018, o 01:05

Nawet teraz dotyk Nazira wywoływał ciarki na jej jasnej skórze. Ale nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie. Brakowało jej tego, tak samo jak całej jego osoby. Lubiła te momenty, w którym przesuwał opuszkami palców po jej ciele, badając je tak, jakby usiłował je w ten sposób zapamiętać. Lubiła jego dłonie i usta, tak samo jak jego spojrzenie, które choć stalowe, potrafiło być wobec niej tak ciepłe, jak żadne inne.
Uniosła głowę, gdy zaczął mówić i pokręciła powoli głową.
- Nie ma co tego roztrząsać. Nie patrz do tyłu - odparła, wyciągając rękę do jego twarzy, by dotknąć zarośniętej szczęki. Nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała ją w takim stanie. Nazir dawno chyba nie miał dostępu do golarki. - Po co skupiać się na starych błędach, skoro można patrzeć w przód, żeby nie popełnić nowych.
Nawet siedząc u niego na kolanach nie była od niego szczególnie wyższa. No, może minimalnie, ale ich twarze znajdowały się mniej-więcej na tej samej wysokości. Pocałowała go, spełniając tym samym pragnienie obojga z nich. Podejrzewała, że długo jeszcze nie będą mogli się sobą nacieszyć. A przecież jutro, możliwe że z samego rana, trzeba będzie wrócić do ostentacyjnej obojętności, jaką prezentowali wobec siebie przy tamtej dwójce. Chociaż czy na pewno było to tak konieczne?
Cóż, z pewnością musiała naprawić pancerz.
Zamruczała cicho, odchylając głowę w bok, by dać mężczyźnie lepszy dostęp do swojej szyi. Na niej też pojawiła się gęsia skórka, a Irene zadrżała. Miała wrażenie, że Khouri doskonale wiedział co robi i robił to całkowicie celowo.
- To też ci mówiłam kiedyś - przyznała po chwili milczenia. - Tylko nie po angielsku.
Przeczesała palcami jego włosy, by zaraz odchylić się i spojrzeć na niego z bliska. A może po to, żeby to on spojrzał na nią. Lubiła czuć na sobie jego wzrok. Jeszcze przez chwilę delektowała się tą bezgraniczną bliskością, ale w końcu trzeba było się podnieść -nie dlatego, że chciała, tylko musiała zmusić Khouriego do pójścia spać po tym wszystkim, co przeszedł.
- Zaraz wracam - obiecała, całując go krótko i podniosła się, by przejść po wodę, którą postawiła na stole. Nie trudziła się ubieraniem, nie musiała. Na moment weszła do łazienki, znajdując tak dobrze znany olejek, który natychmiast na szybko wtarła w końcówki włosów. Dopiero gdy wróciła do łóżka i podała butelkę Nazirowi, znalazła gdzieś część swojej bielizny i wciągnęła ją na siebie, zakrywając przynajmniej strategiczne miejsca poniżej pasa. Jednocześnie zauważyła koszulkę, którą Khouri miał na sobie, gdy weszła do kwatery i schyliła się po nią. Nie podała jej jednak mężczyźnie. Przeciągnęła ją przez głowę i bezczelnie przywłaszczyła, tym samym oficjalnie uznając za tymczasowo swoją.
Wsunęła się pod zmiętą kołdrę i odsunęła ją, dając Nazirowi do zrozumienia, że ma położyć się obok. Jeśli nie chciał odpocząć sam, mógł odpocząć z nią. Na to chyba się godził.
- Pamiętasz, że ciągle jesteś mi winien tydzień śniadań do łóżka? - spytała, z absolutnie poważną miną, bo absolutnie poważnie mówiła. - Dostałam tylko jedno. I to nawet nie było śniadanie, tylko kawa.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Crescent

16 wrz 2018, o 01:56

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wiedział, że ma rację, dlatego nie mówił niczego więcej. Ten miesiąc przestał się liczyć. Stał się przeszłością, małym rozdziałem ich życia ze sobą, o którym nigdy więcej nie będą musieli mówić. Teraz, w tej chwili, łatwiej było uwierzyć w to, że nic takiego się nie powtórzy. Klątwa, nie klątwa, teraźniejszość była zbyt wspaniała by początkować kolejny, dobijający okres.
Niechętnie odsunął się od jej szyi gdy odchyliła się do tyłu, ale na jego ustach wciąż błąkał się uśmiech.
- Wiedziałem, że powinienem to nagrywać - odparł przebiegle, ujmując dłoń, którą przeczesywała jego włosy i całując ją krótko nim zeszła z jego kolan, cofając się wgłąb pomieszczenia. Obserwował jej plecy przez chwilę, nim zdecydował się wstać z miękkiego posłania. Mogłaby przysiąc, że przez jego twarz przebiegł cień bólu i zesztywnienia, ale zniknął w ułamku sekundy.
Zgarnął część swoich ubrań, zakładając na siebie spodnie i sięgając po koszulkę, którą pochwyciła jako pierwsza. Parsknął śmiechem, podchodząc bliżej i korzystając z chwili, w której musiała przeciągnąć ją przez głowę by oprzeć dłonie na jej talii, przysunąć do siebie i mocno pocałować, podczas gdy część jej włosów utkwiła pod materiałem. Ich zapach unosił się teraz wszędzie wokół, uzupełniając ten moment o jedyny, brakujący element.
- Na tobie wygląda lepiej - skomentował z rozbawieniem, patrząc, jak koszulka wisi na niej niczym nieco za krótka koszula nocna. Nie musiał dodawać tego, jak uroczo w niej wyglądała - mogła wyczytać to z jego wzroku, gdy patrzył, jak obchodzi łóżko i odchyla kołdrę, zapraszając go do środka.
- Masz zdecydowanie za dobrą pamięć - odparł z ostentacyjnym westchnieniem, wsuwając się pod pościel. Była ciepła, zagrzana, poza chłodnymi poduszkami, których żadne z nich nie tknęło. - Nie mogę się doczekać, żeby odgrzać ci jutro tosty.
Crescent nie oferował im zbyt wiele kulinarnego pola do popisu. Nawet gdyby chciał, zaserwować mógł jej tylko to, co sama mogłaby przyrządzić sobie w kilka sekund, wyjmując pojemnik z szafki. Tylko gest mógł się liczyć w ich sytuacji.
Jego głowa spoczęła na poduszce, a ręce wysunęły się ku ciele rudowłosej, przyciągając ją bliżej. Dopiero teraz, gdy ułożył się w miękkim łóżku, powróciło widoczne na jego twarzy zmęczenie, jednak nie było nawet w połowie tak straszne jak wcześniej. Szelest ocierającego się o opatrunek materiału zlewał się z szelestem kołdry, którą był częściowo przykryty, a półmrok ukrywał wszystko inne. Zgasić światło musiała ona, biorąc pod uwagę to, że nadal nie miał omni-klucza.
- Widmo będzie musiał jutro uwierzyć w to, że poślizgnąłem się pod prysznicem, dlatego wyglądam jeszcze gorzej - mruknął z rozbawieniem, odgarniając muskające go po twarzy, zabłąkane kosmyki rudych włosów. - Nie wierzę, że użył słowa sympatia.

Wróć do „Prywatne jednostki”