Historia o Francisie nie była tym, czego Irene się spodziewała. Wyglądało na to, że Isis opowiedziała jej właśnie o jednej ze swoich inspiracji, a przynajmniej tak to zrozumiała. Skądś się musiał u sztucznej inteligencji wziąć pomysł spróbowania kompozycji. Gdy zadawała to pytanie, sądziła, że usłyszy o czymś całkowicie technicznym, o jakimś podzespole, który można było dokupić, żeby sprawić SI przyjemność, albo naprawieniu czegoś. Uniosła wzrok na hologram, zamykając ostatnią z szuflad.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio słuchałam muzyki dla przyjemności. Ostatnio chyba wtedy, kiedy ty puszczałaś mi swoje utwory - przyznała. - Kiedyś zabijałam ciszę, nucąc non stop. Ale nie lubiłam, jak ktoś mnie słuchał, więc odkąd zamieszkałam na statku pełnym ludzi, przestałam to robić.
Wsunęła witaminy do dużej kieszeni spodni, a butelki przytrzymała łokciem, po chwili namysłu zabierając ze sobą do kajuty jakąś paczkę wafli ryżowych. Coś małego, co można było zjeść sobie bez uczucia zapychania żołądka i ryzyka, że po tych wszystkich nerwach i wykończeniu zarówno fizycznym, jak i psychicznym, układ pokarmowy postanowi się sprzeciwić. Uniosła wzrok na Isis i odwzajemniła jej uśmiech. Sztuczna inteligencja wydawała się dużo mniej chłodna, gdy prezentowała się w ten sposób, będąc czymś więcej, niż obojętnym głosem odzywającym się z głośników w ścianach. Nigdy nie była bardzo emocjonalna - teraz, gdy Francuzka mogła spojrzeć jej w oczy, zauważenie emocji takich jak nostalgia, czy szczere zainteresowanie było dużo łatwiejsze.
- Zapamiętam na przyszłość - rzuciła i ruszyła do kajuty.
Stresowała się już trochę mniej. Niedługa, ale przełomowa rozmowa z Isis znacznie poprawiło jej nastrój. Mimo to czuła, że serce zaczyna bić jej szybciej, nie ze wzruszenia i przejęcia, ale z obawy - nie wiedziała, czego może się teraz spodziewać. Wciąż miała wrażenie, że znajdujący się za drzwiami mężczyzna jest jej dziwnie obcy. Isis mogła mieć jednak rację, może nie trzeba było zbierać się przez pół godziny i rozważać każdego wypowiedzianego zdania. Może bycie bezpośrednią było najlepszym rozwiązaniem. Pamiętała, jak Khouri kiedyś wściekł się na nią, gdy nie potrafiła podjąć decyzji i zdecydować się na działanie. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, ona sama w szczególności.
- Czemu mnie nie dziwi, że nie położyłeś się spać? - odezwała się, wchodząc do środka. Podała Khouriemu butelkę wody i wyciągnięte z kieszeni kapsułki, które mogły, choć nie musiały wspomóc jego wyniszczony organizm. Wafle i drugą wodę odłożyła na stół, zastępując je w dłoniach wiśniowymi papierosami, które zostawiła tu poprzednim razem. Zapaliła jednego z nich i zaciągnęła się, a potem, wypuszczając z płuc chmurę dymu o charakterystycznym zapachu, opadła na kanapę obok Nazira.
- Posłuchaj - zaczęła, nie odwracając się do niego, ale ze wzrokiem wbitym w żarzącą się końcówkę papierosa. W jej głosie nietrudno było usłyszeć niepewność i wahanie, ale zdecydowała się zmusić do tej rozmowy, skoro miała ona szansę zakończyć to zawieszenie, w którym teraz tkwili.
- Nie chcę, żebyś myślał, że jestem na ciebie zła. Nie jestem. Rozumiem... prawie wszystko, co zrobiłeś. Nie mówię, że zrobiłabym to samo, ale ja też na twoim miejscu nie dożyłabym do tej pory, więc nie jestem dobrym sędzią - wzruszyła ramionami, zaciągając się znów słodkim dymem. Podrapała się wolną ręką po skroni, szukając kolejnych słów. - Nie wiem... nie wiem tylko jak mam... czy to, co mówiłeś...
Stęknęła i przygryzła policzek od środka, dochodząc do wniosku, że nie potrafi rozmawiać z ludźmi. Strzepnęła zbędny popiół z papierosa i odetchnęła głęboko, odwracając w końcu głowę do Khouriego, by spojrzeć na jego zniszczony, pobity profil.
- Chciałabym wiedzieć, czego ode mnie teraz oczekujesz, Nazir. Bo ja już nie wiem. Nie jestem Widmem ani byłym żołnierzem linii B. Nie jestem też ani technikiem, ani pilotem, nie oszukujmy się, a wszystko to, co potrafię, trzy razy lepiej i szybciej może zrobić Isis.