- Jest twoja bez względu na spędzony w niej czas - Isis odparowała kategorycznie, nawet jeśli rudowłosa nie potrzebowała odpowiedzi na swoje zastanawianie się.
Kawy akurat w mesie zawsze było pod dostatkiem, szczególnie tej klasycznej. Fioletowej pozostała część opakowania, której Nazir nie zdążył wypić. Ekspres działał bez zarzutu, a wyczyszczone pomieszczenie coraz bardziej przypominało to, które znała i w którym wielokrotnie siedziała. W połączeniu z lubianym napojem, mogła poczuć namiastkę normalności, do której przywykła. Tu nie widziała jak brudny był kadłub Crescenta czy jak zniszczone były korytarze wokół. Póki drzwi były zamknięte a w jej dłoniach znajdował się kubek, było jak dawniej. Prawie.
- Zależy od kontekstu i sposobu patrzenia - odpowiedziała, znów słysząc rudowłosej głos. W tej kwestii nie mogła liczyć na pełną emocji i romantyzmu kwestię powiedzianą przez syntetyczny głos, który był obu tych rzeczy całkowicie wyzbyty. - Nie uważam, żebyś była słaba. Potrzeba odwagi żeby zaryzykować własnym życiem by ocalić inne. I siły i determinacji, żeby to zrobić. A nawet egoizmu. W końcu robisz to by poczuć się lepiej, przestać się martwić.
Kawa szybko stygła, pozwalając jej pić ją w szybkim tempie jeśli miała na to ochotę. W tym czasie konwersacja z Isis przybierała nieco inne tory. Całkowicie obiektywna odpowiedź mogła brzmieć szorstko ale nie miała w sobie ani grama oceny. Jeśli potrzebowała kogoś, kto spojrzy trzeźwo na to, co robiła, miała tego kogoś pod ręką.
- Możesz. Nie wiem, co tam znajdziesz - ostrzegła ją, zanim rudowłosa podniosła się z miejsca i ruszyła do kajuty.
Nawet przed kabiną kapitańską korytarze naznaczone były śladami walk. Umieszczona na samym końcu, wydawała się odległa, a droga do niej dłużyła się niemiłosiernie. Pomarańczowy panel na drzwiach, zostawiony w ten sposób z przyzwyczajenia lub zmieniony przez Isis, błysnął zielenią gdy podeszła do niego Dubois. Skrzydła rozsunęły się, wpuszczając ją do środka.
Wewnątrz panował porządek, może nawet większy niż zazwyczaj. Większości skrzyń, na ogół ułożonych pod ścianami i zamkniętych, nie było. Zostało kilka, głównie z ubraniami i rzeczami osobistymi, wymieszanymi z zapasem amunicji i losowymi przedmiotami. Na stole po lewej stronie od wejścia leżała przepełniona popielniczka i kilka przedmiotów. Wbrew jej możliwym nadziejom, gdy tylko półmrok został przegnany przez jaśniejące lampy, dostrzegła na blacie przetarty naprędce, brunatny ślad. Poza nim, pomieszczenie w gruncie rzeczy wyglądało tak, jak zwykle, tylko w trakcie przeprowadzki - nawet pachniało tak samo, znajomo, a nie prochem i krwią jak korytarze. Napoczęta paczka papierosów leżała koło dziwnego urządzenia, które po chwili studiowania go okazało się nieaktywną pluskwą, taką jak kilka innych, które leżały w środku jednej z otwartych skrzyń. Obok leżała nietknięta szklanka i zmięta koszulka, rzucona przez właściciela niedbale.
Dalej, w małym aneksie sypialnianym zostało zaścielone łóżko i czyste półki, z których na jednej stał zegar. Wyglądało dokładnie tak, jak w dniu, w którym Irene opuściła Crescenta miesiąc wcześniej. Najwyraźniej Khouri nie zdążył w nim zasnąć przez ten czas, albo nie miał nerwów by to robić, nawet jeśli opiekowała się nim Isis.