Wyświetl wiadomość pozafabularną
Czas płynął tym wolniej, im bliżej wylotu ze stacji Przekaźnika się znajdowali. Viyo po powrocie do swojej kajuty wyciągnął swój pancerz oraz broń, rozkładając ja na stole ze świadomością, że trzy godziny to zdecydowanie zbyt wiele czasu na tak wstępne przygotowania. Ale podobnie jak Volyova, musiał zabić czymś swoje myśli. U niej była to książka, u niego proste prace manualne. Czyszczenie pancerza i metodyczne wyrównywanie nadmiaru nierówno rozłożonego w warunkach bojowych omni-żelu pozwalało skupić się na czymś bardziej rzeczywistym niż nadciągający koniec podróży. Turianin w milczeniu oddawał się tej prostej pracy, przesuwając omnikluczem nad napierśnikiem leżącym przed nim na blacie, raz po raz skanując w poszukiwaniu ubytków i pozostawiając tylko te ślady, które budziły w nim wspomnienia. Te same, które biotyczka bystro zauważyła kilkanaście dni temu, w ramach żartu.
Ich tamta rozmowa wydawała się być teraz nieskończenie odległa, jakby upłynęły lata, a nie tygodnie.
Po pancerzu przyszła kolej na broń, a tej szczęśliwie Widmo miał pod dostatkiem. Jego karabin szturmowy oraz ciężki pistolet były ciągle w tym samym stanie, bo dbał o nie praktycznie na bieżąco, ale nie można tego było powiedzieć o pozostałych. Haki w ścianach zgrzytnęły cicho, gdy turianin zdjął z nich karabin snajperski Bryanta, przez parę sekund przesuwając opuszkami po jego powierzchni. Masywna broń z pewnością wywołałaby więcej wspomnień w Volyovej, ale i dla niego niosła parę obrazów. Jej huk, niosący się ponad szumem krzyków i intensywnej muzyki w klubie Virii, gdy po raz pierwszy wystrzeliła; jej odrzut o ramię, gdy leżał w trawie między krzakami turiańskiego gangstera, obierając na cel ochroniarzy kręcących się w okolicy basenu; jej ciężar, gdy po kilkunastu minutach walki oparł ją o balustradę balkonu i przysunął oko do krawędzi celownika, który wypełniały plecy uciekającego Orena.
Z westchnięciem położył ją na stole, wiedząc że nie znajdzie się dla niej miejsce na lodowej planecie, do której lecieli, ale i tak postanawiając ją wyczyścić. Tak samo jak masywną, krogańską strzelbę, która czekała na swoją kolej, wisząc kawałek dalej.
Wszystko, żeby zabić kolejne minuty.
A te upływały boleśnie powoli.
Widmo przez kolejne trzy godziny zdążył przejrzeć swój sprzęt dwukrotnie, ostatecznie kończąc na łóżku w objęciach kodu swojego omni-klucza, gdy nic fizycznego nie pozostało mu już do roboty. Przeprowadzał kalibrację, oczyszczał strukturę oprogramowania, przeformatowywał nieużywane lub zapaskudzone sektory... W chwili krótkiego przebłysku dopisał nawet do programu sterującego pancerzem technologicznym możliwość odcięcia jego połączenia z wizualizacją holograficzną, coś co powinien zrobić już miesiące temu, po swojej wizycie na Cresciencie. Coś na co nigdy nie miał czasu, którego teraz miał aż nadto.
W końcu jednak uciekł ze swojej kajuty. Tam gdzie zwykle uciekał. Do kokpitu.
Kiedy Maya pojawiła się na korytarzu, on już siedział w fotelu w pełnym oporządzeniu, z hełmem wiszącym na podłokietniku, wpatrując się w rozmytą błękitnymi paskami przestrzeń tunelu. Obrócił nieznacznie głowę w jej stronę, gdy usłyszał jej kroki zbliżające się na korytarzu, przez chwilę przyglądając się jej bez słowa. Nie było jednak niczego takie co którekolwiek z nich mogłoby powiedzieć.
Oboje widzieli na co się pisali.
Głos Etsy przebił ciszę na chwilę po tym jak systemy silników rozpaliły się na nowo, przygotowując do przestawienia przepustnicy. Świat zatrzymał się gwałtownie, a niebieskie spektrum promieniowania zniknęło, zastąpione przez czerń rozpaloną przez odległe, świecące punkty oraz zarys planet, będących znacznie bliżej. Krwawe Morze przywitało ich widokiem pulsującej gorącem Karath, a skan ujawnił boleśnie znajomy widok systemu - wraz z każdym ciałem niebieskim i kosmicznymi odłamkami, które po nim orbitowały. Turianin wypuścił powoli powietrze, ale nic nie powiedział.
AZ-99 wciąż była pośród nich. Na elektronicznym wyświetlaczu radaru wyglądała złudnie niewinnie - ot świecący punkt, taki sam jak inne. Tylko jej ponura, okryta czernią powierzchnia widoczna na wizjerze przypominała o tym czym jest naprawdę. I co znajdowało się na jej powierzchni. Oboje zostawili tam kawałek siebie.
Zorientował się, że zaciska dłonie w pięści w tym samym momencie, w którym zaczęły go boleć.
- Przed podejściem do lądowania upewnijmy się jak silne są te zmiany pola magnetycznego - odezwał się po dłuższej chwili, siłą woli rozprostowując palce. Chociaż mówił lakonicznie, jego głos wibrował od napięcia. - Prawdopodobnie będziesz musiała nas zostawić na powierzchni i wrócić na orbitę.