Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Arae

28 sty 2019, o 03:30

Wyświetl wiadomość pozafabularną Podróż przez śnieżne szczyty przypominała krajobraz AZ-102, ale w tej chwili prawdopodobnie żadne z nich nie potrafiłoby dostrzec tego porównania. Drżenie pojazdu pod stopami oraz ciche buczenie silnika było jedynymi dźwiękami wypełniającymi ciszę ich drogi, gdy oboje w milczeniu tonęli we własnych myślach. On mógł tylko się domyślać dokąd podążyły rozmyślania Mayi i czy również zdawała sobie sprawę z położenia, w którym się znaleźli, ale podejrzewał, że pewnie tak. Wielokrotnie potrafiła nie gorzej niż on dostrzec dokąd prowadzi dana ścieżka, często dostrzegając to co znajdowało się na jej końcu nawet szybciej od niego. Teraz jednak ta zdawała się prowadzić w tylko jedno miejsce.
Górskie szczyty zmieniły się w doliny, gdy zjechali z poprzedniej drogi, kierując się za nową nawigacją udostępnioną przez Etsy. Gdzieś, kilka kilometrów dalej, silniki Elpis również obudziły się do życia, prawdopodobnie ku zaskoczeniu oczekującej ich Davis oraz kontrolerów portu, na ekranach których pojawiła się informacja o zwolnieniu blokady okrętu. Potwierdzenie, że okręt wzbił się w powietrze nadeszło chwilę później, wypowiedziane ze spokojem przez SI. Być może zabezpieczenia Portu Hanshan rzeczywiście były skomplikowane i wielowarstwowe, ale wylądowanie Elpis w jego sercu było jak wpuszczenie do organizmu wirusa razem ze szczepionką. Nie potrzebowali zbyt wielu minut, żeby dostrzec refleksy na kadłubie zbliżającego się statku, gdy ten wyłonił się zza linii horyzontu, lecąc nisko w stronę płaskiego terenu, który obrali za punkt odbioru.
Niespodziewana propozycja Mayi sprawiła, że spojrzał w jej stronę bez słowa, unosząc tylko łuk brwiowy. Nie potrafił dostrzec w jej zamyślonym spojrzeniu pomysłu o którym powiedziała, ale po chwili przyglądania się jej po prostu wzruszył ramionami i przekazał Etsy, żeby otworzyła dla nich hangar przy podejściu. Czym była kradzież pojazdu NDC przy ilości praw, które już złamali? Ot, kolejne kilka litrów wody dolane do oceanu, w którym tonęli. Atak hakerski na port kosmiczny, zamordowanie dwóch ochroniarzy, obicie inżyniera, zignorowanie rozkazów, ucieczka z planety... Vasir była optymistycznie nastawiona w swojej wiadomości, sądząc że wszystko jeszcze nie jebnęło. A to co zastanie po wylocie z tunelu między Przekaźnikami oraz po wylądowaniu na Noverii tylko utwierdzi ją w tym przekonaniu.
Przez chwilę żałował, że nie może zostawić jej wiadomości u Davis albo skontaktować się z nią i wszystko wyjaśnić. Ze wszystkich osób związanych z Cytadelą, była prawdopodobnie jedyną, która by zrozumiała. Prawdopodobnie. A może również próbowałaby go odwieść od tego co zamierzali zrobić.
Dźwięk zamykanych drzwi hangaru odciął tą krótką myśl od reszty umysłu, pozostawiając ją na ośnieżonym pustkowiu wraz z całą resztą problemów, które sprawili. Viyo wysiadł z pojazdu i sięgnął do zapięcia hełmu, również ściągając go z głowy; mroźne, Noveryjskie powietrze nadal wypełniało wnętrze garażu, szczypiąc w policzki, ale w tej chwili nie miało to znaczenia. W milczeniu ruszył w stronę windy na wyższe pokłady, zostawiając za plecami obydwa transportery pochodzące z dwóch różnych epok i niosące ze sobą dwie różne historie. Wibracje rozchodzące się po konstrukcji Elpis wzrastały z każdym krokiem, gdy przemierzali wraz z biotyczką korytarze, kierując się na górę; statek wznosił się szybko ku gwiazdom, przebijając przez atmosferę i z każdą minutą coraz bardziej spełniając wcześniejsze życzenie niebieskowłosej.
- Niech sobie nawołują - powiedział krótko, gdy Etsy poinformowała ich o próbach nawiązania kontaktu, kiedy weszli do kokpitu. Nie musiał nawet mówić tego na głos. Zbyt daleko już zabrnęli, żeby teraz nagle posłuchać i zawrócić, żeby wyjaśnić cokolwiek. Żeby spędzić kolejne godziny na tłumaczeniu, na przekonywaniu urzędników, na walce z ochroniarzami. Wpatrywał się przez chwilę w lampkę komunikatora, po czym odwrócił wzrok na iluminatory pokazujące rozstępujące się przed nimi chmury.
Kilka chwil później przebili się przez ostatnią warstwę i powitała ich czerń kosmosu. Żaden pocisk nie pomknął w ich stronę, żaden system obronny nie został aktywowany, żeby ich powstrzymać. Ot, kolejne Widmo które zawitało z buciorami na ich stację, zrobiło bałagan i uciekło bez słowa. Ostatecznie okazali się dokładnie tym czego Davis obawiała się od samego początku.
Pytanie Mayi zawisło w powietrzu. Co teraz? Te same dwa słowa powinny rozbijać się w jego głowie odkąd tylko uświadomił sobie konsekwencje ich wizyty na Noverii, powinny nieść za sobą ciężar wszystkiego czego dowiedzieli i czego doświadczyli, ale tym razem tak nie było. Może to było zwyczajnie zbyt wiele.
- Etsy, skieruj nas do Morza Cieni i zostaw Isis wiadomość, że tam będziemy czekać na Khouriego - powiedział po chwili milczenia, kierując swoje słowa do SI, ale odpowiadając jednocześnie na pytanie biotyczki. System, adekwatnie nazwany biorąc pod uwagę temat narady, którą mieli odbyć, był tylko jeden skok od miejsca ich przeznaczenia. Cel dobry jak każdy inny. Obrócił się plecami do kokpitu, nie patrząc już jak Etsy wytycza nową trasę nawigacji. - I spróbuj dobrać się do omni-kluczy, które zdobyliśmy. Może znajdziemy tam coś o zabezpieczeniach Chasci - dodał, ruszając powoli z powrotem na korytarz. Wiarygodność każdej z tych informacji była bliska zeru, bo wszelkie kody lub protokoły zostaną w pierwszej kolejności zmienione jak tylko do Reeda trafi wiadomość o śmierci jego podwładnych, ale było to lepsze niż wyrzucić każde z tych urządzeń od razu do śmietnika.
- Chciałbym obejrzeć później twój pancerz i pistolet - kontynuował lakonicznie, tym razem kierując swoje słowa do niebieskowłosej. - Powinienem to zrobić jeszcze zanim wylądowaliśmy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

28 sty 2019, o 18:52

Etsy posłusznie przygotowała komunikat, o który ją poprosił i obrała kurs na Przekaźnik Masy błyszczący w oddali, jeszcze poza zasięgiem ich wzroku, wyglądający jak jedna z licznych gwiazd na atłasowym, kosmicznym tle. Wiadomość powędrowała do Isis, która zanotuje jej nadejście dopiero gdy Crescent opuści tunel Przekaźnika i znając życie zareaguje szybciej niż Khouri byłby w stanie, wskakując do niego z powrotem, choć w innym kierunku. Jej autonomia, albo ich wspólna relacja, wciąż była nie do końca wyjaśniona.
Po tym, połączyła się z dwoma omni-kluczami gdy tylko je wykryła. Oba wylądowały w dłoniach Viyo, więc mógł odłożyć je gdzie chciał, dla SI nie miało to żadnego znaczenia.
- W porządku - odrzuciła niebieskowłosa, wzruszając lekko ramionami. Jej pistolet, teraz z powrotem schowany do kabury, możliwie nawet jej się nie przydał, o ile nie wystrzeliła z niego w stronę piromana wcześniej. - Wiesz gdzie będę - dodała z lekką rezygnacją, patrząc, jak idzie w stronę swojej kajuty przez chwilę nim sama sięgnęła do panelu na drzwiach i weszła do tej, którą zajmowała wcześniej.
Wraz z zamknięciem drzwi i ustaniem odgłosu jego własnych kroków, ustały wszystkie inne odgłosy, została jedynie cisza i szum pracującego statku, powoli lecącego w stronę krawędzi układu, gdzie czekała skomplikowana maszyneria mogąca posłać ich do innego fragmentu galaktyki w kilka godzin.
Volyova zajęła się sobą, dając mu trochę świętego spokoju i pozwalając zdjąć z siebie całość pancerza. Sięganie do zaczepów korpusu przypomniało mu o dwukrotnym uderzeniu o ścianę i pocisku, który rozbił się o bariery kinetyczne przed jego napierśnikiem, ale po tylu walkach oddzielonych zaledwie kilkunastogodzinnymi przerwami, prawdopodobnie nie było to dla niego nic, do czego nie zdążył się już przyzwyczaić.
Etsy pracowała w ciszy, nie przeszkadzając mu gdy dochodził do siebie. Elpis potrzebowała kilkunastu minut na dotarcie do Przekaźnika, lecz gdy minęło ich dwadzieścia, a Sztuczna Inteligencja przerwała ciszę, jej syntetyczny głos nie wypowiedział zwyczajowego potwierdzenia o wejściu do kanału przekaźnika, tylko coś zupełnie innego.
- Mamy nowe połączenie przychodzące - poinformowała go, odzywając się w głośnikach jego kajuty. - Jest zaszyfrowane, ale pochodzi z Chasci. Odbierzesz je w gdzieś indziej z Mayą, czy przekierować je na twój omni-klucz?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

28 sty 2019, o 22:56

Wyświetl wiadomość pozafabularną Syk zasuwanych drzwi odciął go od reszty statku, zamykając we własnej kajucie. Cztery znajome ściany powitały go tym samym widokiem, ale nie zwracał na to uwagi, niemal mechanicznie sięgając do zaczepów pancerza. Ciężki karabin po łysym żołnierzu upadł na ziemię, gdy wypuścił go z rąk gdzieś w połowie drogi między wejściem, a biurkiem. Uchwyty rękawic kliknęły głucho, gdy odpiął je chwilę później i rzucił na blat; każdy kolejny element rozłączał jak w transie, pozwalając ciału przejąć rolę woli, a pamięci mięśniowej zrobić całą resztę. Dopiero impuls bólu, który rozszedł się po jego klatce piersiowej, gdy ściągnął z siebie napierśnik, wybudził go na chwilę z powrotem do rzeczywistości, chociaż był zaledwie jednym z wielu znajomych uczuć, które ostatnio towarzyszyły mu nieustannie. Dwie pary omni-kluczy trafiły na biurko, dołączając do pozostałych i zaczynając tworzyć makabryczny stos pamiątek po wszystkich ofiarach, które stanęły im na drodze - kolejna cegła w bruku po którym przeszli, kolejny fizyczny dowód, że wielomiesięczna pogoń wcale nie była tylko wymysłem zmęczonego umysłu. Dewitt, Katja, Jefferson, Avis, dwóch bezimiennych żołnierzy, którzy zastąpili im drogę w korytarzach Noverii...
Po raz kolejny przemknęło mu przez głowę, że granica między sępem szabrującym na zwłokach, a Widmem, jak widać była o wiele cieńsza niż można byłoby myśleć.
Kiedy ostatni element pancerza upadł na ziemię, bezwiednie ruszył w stronę łazienki. Szum wody zagłuszył coraz głośniejsze wycie w jego głowie, które zdawało się narastać z każdą kolejną chwilą ale dopiero tam, gdy stanął pod strugami wody, odcięty od całej reszty świata, pozwolił sobie zamknąć oczy.
Ciężar, który zalegał mu na ramionach od wejścia do biura Jeffersona, ciężar któremu opierał się resztkami siły woli, trzymając się prosto ze względu na Mayę oraz wszystkich którzy patrzyli, teraz nie znalazł już przeciwwagi. Nie było już złotych tęczówek, którym złożył obietnicę tego jak zakończy się ta opowieść, nie było apatycznego spojrzenia inżyniera przed którym musiał wyglądać na niepowstrzymaną siłę, nie było pełnego złości wzroku Avisa dla którego musiał grać rolę nieporuszonego zwycięzcy, nie było nawet Etsy, zapewniającej mu chwilę prywatności.
Przez te kilka sekund nie było nikogo przed kim musiałby udawać, że nie jest tak cholernie zmęczony i że jego własna nadzieja nie zgasła do zaledwie paru, żarzących się punktów.
Oparł czoło o gładkie lustro, stojąc w bezruchu i oddychając ciężko. Miał wrażenie, że za każdym razem gdy tylko udaje im się złapać kilka nitek pajęczyny, te zaraz zrywają się im w palcach albo okazują się prowadzić w ślepy zaułek. Ostatnie miesiące dłużyły się w lata, a gdy tylko myślał, że udało im się odkryć coś, co doprowadzi ich do końca, okazywało się że pod każdą tajemnicą kryje się setka kolejnych sekretów, jak robaki schowane pod skrytym w cieniu kamieniem. Raz po raz rzucali światło na sprawy Castora, raz po raz wyciągali kolejne odpowiedzi, byle tylko odkryć że to co brali za wierzchołek ogromnej góry na którą próbowali się wspiąć, w rzeczywistości było jedynie drobnym kamieniem u podnóża następnego giganta. I za każdym razem musiał zrobić kolejny krok i ruszyć dalej. Za każdym razem musiał otrząsnąć się z popiołów nadziei, zaakceptować rzeczywistość i kontynuować wędrówkę.
Za każdym, cholernym, razem.
Otworzył oczy, wpatrując się w podłogę, pozwalając wodzie spływać po szczelinach między płytkami na jego twarzy i po kostnych zgrubieniach na karku. Apatia powoli gasła, gdy nowy ognik rozpalał się w jego sercu. Zwykła wściekłość, ot kolejny stopień na drabinie akceptacji, po której nie chciał się wspinać, tak bardzo podobna do tej, która napędzała Avisa do miotania się w kajdankach i bezradnego uderzania potylicą o ścianę za plecami. Tak ciężko było chwytać się kolejnych nitek nadziei, że nawet małe zwycięstwo, które niewątpliwie uzyskali, smakowało popiołem. W końcu zdobyli to co chcieli - zdobyli koordynaty bazy, a nawet więcej, zdobyli nazwisko stojące za potworem kryjącym się w cieniu. Powinni wrócić z uśmiechami na twarzy i ogłosić, że misja zakończyła się sukcesem, bo tylko tego potrzebowali.
Dlaczego więc tak nie było?
Wyprostował się, wbijając wzrok we własne odbicie w lustrze, zniekształcone przez cienką warstwę spływającej wody, obserwujące go zza delikatnej bariery. Czy rzeczywiście dobrze zrobił, tak jak powiedziała Maya? Czy może powinien uśmiercić Jeffersona na miejscu, wysyłając tym samym wiadomość do Steigera i całej reszty? Czy nie o to chodziło w byciu Widmem - o robienie tego co trzeba było zrobić, tego czego inni nie mogli lub przed czym się wahali? Logika i rozsądek, chłodne jak zawsze, dawały jasną odpowiedź. Zabrnęli zbyt daleko, żeby móc pozwolić sobie na pozostawianie niepewnych wątków i podejmowanie ryzykownych decyzji. Już dawno postawili wszystko na jedną kartę, a od tego co znajdą na końcu, zależał już nie tylko jego spokój ducha, a cała przyszłość. Mayi, jego, Etsy, nawet Khouriego i Irene w pewnym sensie. Przecież to wiedział, przecież towarzyszyło mu to za każdym razem z tyłu głowy, gdy tylko umysł odbiegał do spraw związanych z Castorem lub gdy dostrzegał uśmiech biotyczki.
Więc dlaczego Jefferson i Avis wciąż żyli?
Wzrok po drugiej stronie lustra był zimny i beznamiętny, a w jego spojrzeniu kryła się tylko pogarda. Obydwaj znali odpowiedź na pytanie. Powód był ten sam przez który Jefferson opuścił Chascę, przez te same słowa, które rozbijały się w jego głowie odkąd je usłyszał na Noverii. Tyle, że w przeciwieństwie do inżyniera, on nie mógł od tego uciec. Nie mógł sobie na to pozwolić.
Nagły impuls bezradnej wściekłości rozkwitł w nim z siłą niebieskowłosej furii, ten sam który kiedyś rozbił szklankę o ścianę mesy. Przez szum wody przebił się głuchy trzask, a potem kolejny i jeszcze jeden, dławiąc przekleństwa i gasnąc chwilę później, ale pozostawiając po sobie ciężki, przyspieszony oddech, płonący ból dłoni i własne odbicie poprzecinane pęknięciami na powierzchni częściowo rozbitego lustra, które nie zniknęło pomimo próby. Oparł się plecami o ścianę prysznica i zamknął oczy, zaciskając pięści i ignorując pieczenie, które rozchodziło się z kłykci prawej z nich.
Złość spływała z niego z każdą kolejną minutą. Szum wody pochłonął resztę myśli; chwilowemu uchyleniu klatki i uwolnieniu emocji tłamszonych wewnątrz przez ostatnie miesiące daleko było od pełnego katharsis, którego organizm desperacko potrzebował, ale wystarczyło. Przynajmniej na chwilę, przynajmniej na kolejne godziny. Na kolejny szczyt, na który musieli się wspiąć.
Woda przestała lecieć, gdy ją zakręcił i opuścił łazienkę. Wracając do pokoju miał wrażenie jakby wracał z powrotem do duszącej rzeczywistości, przypominanej przez leżący karabin oraz stos omni-kluczy, ale teraz kotłowało się w nim coś zupełnie innego. W ponurym milczeniu usiadł na łóżku, wykładając obok siebie apteczkę pierwszej pomocy zabraną z łazienki i w ciszy nakładając cienką warstwę medi-żelu na kostki dłoni, niemal witając zimne pieczenie, które rozprzestrzeniło się pod jego dotykiem między popękanymi, zabarwionymi błękitem płytkami pancerza, a które zaraz zostało przykryte cienką warstwą bandaża. Etsy milczała i był jej za to wdzięczny.
Kiedy w końcu się odezwała, większość złości zdążyła już z niego wywietrzeć, a emocje przygasnąć. Podniósł wzrok, gdy usłyszał jej głos, ale wiadomość nie była tym czego się spodziewał. Nawet jeżeli podejrzewał, że to nastąpi.
- Przekieruj do centrum łączności i nagrywaj - odpowiedział po kilku sekundach milczenia, spoglądając na własną dłoń i zaciskając oraz rozprostowując palce na zmianę. Szczypanie i lekki ból, gdy zaciskał pięść była jak jego własna kotwica w rzeczywistości, odsuwająca na bok apatię i rezygnację, przywołująca w pamięci złość, której musiał się trzymać, bo to jej najbliżej było do ponownego obudzenia determinacji, której potrzebował. - I powiedz Mayi - dodał, podnosząc się z łóżka i ruszając na korytarz, już przebrany w czyste ubranie.
Bez względu na to czy po drugiej stronie linii znajdował się Reed czy sam Steiger, nie była to tylko jego walka.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

29 sty 2019, o 01:17

Wyświetl wiadomość pozafabularną Tym razem drzwi do kajuty zamykające się za jego plecami nie oddzieliły go od pękniętego lustra i mieszaniny nagromadzonych w nim emocji. Nie zostawiły w środku pieczenia poranionej dłoni ani bólu pleców, które znów zmuszone były przyjąć na siebie największy wysiłek. Nie istniały teraz bariery, które pozwoliłby mu w większości odciąć się od ponurych myśli, zostawić je na kiedy indziej i skupić się na tym, co mieli teraz do zrobienia.
Do centrum komunikacyjnego wszedł jako pierwszy. Układ małego pomieszczenia był prosty. Wiedział gdzie stanąć, żeby rozmówca go widział, a zielona, migająca kontrolka przypominała o tym, że ktoś z Chasci cierpliwie czekał na odebranie połączenia, które przekierowała Etsy.
Przejście otworzyło się z sykiem chwilę później, wpuszczając do środka Mayę. Włosy wciąż miała związane z tyłu głowy w koka, ale ubrania narzuciła na siebie w pośpiechu. Jej szyja i dekolt wciąż miały na sobie ślady kropli wody po prysznicu, z którego musiał wyrwać ją komunikat SI, zmuszając do szybkiego założenia na siebie spodni i bluzki na ramiączkach.
Zlustrowała sylwetkę Widma spojrzeniem, dostrzegając natychmiast jak dużo rzeczy było w tej chwili nie tak. Gdy jej wzrok dotarł do bandaża na ręce, otworzyła usta, sięgając własną dłonią do jego.
- Stabilizuję połączenie. - kolejny komunikat Etsy sprawił, że zamarła w połowie ruchu, po czym cofnęła się krok w bok, pod ścianę, gdzie komunikator nie był w stanie objąć jej sylwetki. Skrzyżowała ręce na piersi i oparła się plecami o metal, teraz znacznie bardziej zaniepokojona niż wcześniej, ale nie powiedziała ani słowa.
To wszystko mogło przecież poczekać.
Gdy komunikator wreszcie obudził się do życia, hologram postaci wyświetlił się przed oczami turianina. Popiersie mężczyzny, który był mu zupełnie nieznany z wyglądu. Miał starszą twarz, pokrytą wieloma zmarszczkami, które nadawały jej surowości. Jego spojrzenie było ciemnoszare, twarde, a kwadratowa szczęka zaciśnięta w odruchu lub nerwach. Nie znał go wystarczająco dobrze by móc to ocenić. Stał wyprostowany, ubrany w coś, co przypominało bardziej odzież cywila niż żołnierza - brązowy kombinezon bez śladu plamy na sobie, bez żadnych emblematów.
- Vexarius Viyo. - jego głos miał niskie brzmienie, ale jednocześnie bardzo donośne - mógłby przebić się przez szum tłumu na ulicy bez większego problemu. - Wiesz kim jestem.
Choć jego drugie zdanie mogło być pytaniem, nie brzmiało na takie. Minęła godzina odkąd Viyo zadecydował o losie Jeffersona i jego towarzysza. Któreś z nich z łatwością mogło zdążyć skontaktować się z odpowiednimi osobami, a tym razem nie witał ich Reed.
Maya nie poruszała się, obserwując holograficzną postać mężczyzny poza zasięgiem wzroku turianina, który stał z przodu.
- Nie będę zajmował twojego cennego czasu dłużej niż jest to konieczne - dodał, a jego tubalny głos poniósł się echem po pomieszczeniu, odbijając od gładkich ścian. - Dotychczas bardzo ceniłem sobie twoje działania. Moi współpracownicy nie potrafią zrozumieć wartości z gry prowadzonej przez podobnie uzdolnionych przeciwników, ale ja ją widzę. Nie wiedziałeś o mojej obecności, ale nasze wspólne potyczki dostarczały mi wiedzy, której potrzebowałem po tylu latach... zastania.
Po raz pierwszy odkąd się pojawił, przekręcił głowę, jakby rozmasowując zesztywniały kark. Jeśli po drugiej stronie połączenia rozległo się trzaskanie stawów, komunikator tego nie wychwycił. Mężczyzna wypuścił powietrze z ust niemal niedostrzegalnie.
- Niestety przekroczyłeś dziś granicę, a to wymaga ode mnie prawidłowej reakcji - dodał, niemal z żalem, choć jego sposób artykułowania zdań przypominał jak na razie to, jak traktował ich inżynier na Noverii. - W naszym konflikcie nie było niczego osobistego, póki nie wprowadziłeś do niego tego elementu przylatując na Noverię.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

29 sty 2019, o 02:40

Centrum komunikacyjne powitało go znajomym szumem konsoli oraz pracujących w tle systemów. Pomieszczenie nie było używane tak często jak mogło być, szczególnie przy szkieletowej załodze, która pilotowała Elpis, ale było świadkiem wielu najważniejszych rozmów. Teraz z pewnością nie miało być inaczej. Zatrzymał się przed głównym wyświetlaczem, wpatrując w pulsującą zielenią lampkę. To co oczekiwało po drugiej stronie wciąż pozostawało tajemnicą, ale tym razem mieli chociaż szczątkowe pojęcie czego mogli oczekiwać. W końcu świadomie wsadzili kij w mrowisko, potrząsając nim parę razy. I o ile wcześniej zaledwie szturchali pomrukującą bestię czającą się w cieniu, tak teraz jej uwaga w końcu skierowała się ku małej, irytującej drobince, która próbowała się do niej dostać.
Obrócił głowę, spoglądając w stronę wejścia, gdy drzwi odsunęły się ponownie. Jego wzrok napotkał spojrzenie Mayi, a reszta wychwyciła drobne krople wody na jej skórze oraz wciąż wilgotne włosy, teraz o parę odcieni ciemniejsze; być może ona również znalazła trochę ukojenia w szumie wody, a być może nie zdążyła, wyrwana z niej na jego prośbę. Widział pośpiech w jej oczach i wiedział, że prawdopodobnie wolała być tutaj niż kontynuować przerwane zajęcie. Uśmiechnął się do niej krótko, ale uśmiech ten zbladł, gdy sięgnęła do jego dłoni i otworzyła usta. Widział, że jej uwadze nic nie umknęło. Ale nie powinien się też dziwić.
Głos Etsy uciął jednak jakąkolwiek rozmowę, która miała się odbyć, a on również obrócił twarz w stronę terminala. Zaplótł dłonie za plecami, chowając je tym samym przed wzrokiem oczekującego rozmówcy i wypuścił powoli powietrze.
- Połącz.
Hologram, który zamigotał chwilę później, gdy SI otworzyła ich porty na nadchodzący sygnał, nie przedstawiał twarzy Reeda i jego pustego spojrzenia. Wzrok, który spoglądał na nich z odległości kilku galaktyk, był o wiele ciemniejszy i znajdował się w starszej oprawie, chociaż nie mniej surowej. Vex widział mężczyznę pierwszy raz w życiu, ale od razu zrozumiał z kim rozmawia.
Steiger. Twarz węża skrytego w mroku.
- Zastanawiałem się który z was się odezwie - odpowiedział na powitanie po chwili milczenia, przesuwając spojrzeniem po aparycji człowieka. Niespiesznie, dokładnie przyglądając się każdej zmarszczce i każdej niedokładności, śledząc każdy jego gest i ważąc każde słowo; tak jak wcześniej jego umysł rzucił się z głodem na nazwę organizacji, którą wyjawił im Jefferson, tak teraz ta sama uwaga skupiła się na twarzy mężczyzny. Castor. Mathias Steiger. Człowiek stojący za AZ-99, za Lyessią, za upadkiem Niezłomnego, za wygnaniem Mayi i każdą śmiercią, której śladem szli od tak dawna.
Jego dłoń zacisnęła się mimowolnie za plecami, przywołując ostry ból w rozoranych kłykciach, ale w oczach zachował spokój.
Słowa naukowca przypominały w pewien sposób podejście Reeda, gdy spotkali się po raz pierwszy. Nie było w nich kpiny, nie było złości, nie było wyższości, a nawet swojego rodzaju szacunek lub zrozumienie. Pochwały były jednak puste, gdy pamiętało się czego dotyczyły. I w jakiej "grze" brali udział, chociaż coś w jego wnętrzu buntowało się, gdy tylko próbował to rozważać w takich kategoriach. Słuchał go w milczeniu, przekrzywiając nieznacznie głowę dopiero, gdy ten wspomniał wprowadzenie osobistego czynnika do ich "potyczki".
- Mylisz się. - Chociaż jego wzrok pozostał utkwiony w człowieku, myśli pomknęły w stronę kobiety skrytej po drugiej stronie komunikatora. Potrafił dostrzec jego rozumowanie, potrafił zaakceptować, że dla niego żadne z dotychczasowych starć nie było personalne, nawet jeżeli tak mogło się wydawać, nawet jeżeli serce chciało wykrzyczeć o klatkach na Karath, o zmarłych na Lyessi, o walkach na Illium oraz bitwie w Szanghaju. Prawda była taka, że chociaż całość dotyczyła jego krewniaków lub ludzi których poznał przez śledzenie ich historii, żadnego z nich nie znał osobiście.
Poza Mayą. Czynnik którego mężczyzna jednak nie mógł przewidzieć.
Od tego czasu wszystko zrobiło się osobiste.
- W Szanghaju twój pies gończy zagroził moim bliskim - powiedział zamiast tego, prostując się nieznacznie i patrząc w ciemne tęczówki. - Chcesz zachować swoją "grę" na bezosobowym poziomie, to masz moją odpowiedź. Uznaj to za ostrzeżenie.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

29 sty 2019, o 17:33

Podbródek Steigera uniósł się nieco do góry gdy usłyszał zaprzeczenie ze strony Widma, jakby jego przekonanie o własnej racji w tym przypadku nie było nieomylne, jakby zostawiał sobie margines błędu, który turianin może wypełnić swoją cenną perspektywą. Sądząc po wyrazie jego twarzy, nie usłyszał jednak tego, czego oczekiwał, czego mógł się spodziewać - ani nie usłyszał niczego, co mogłoby w tej chwili zmienić jego zdanie.
Pokręcił lekko głową, powoli, nie śpiesząc się w dobieraniu słów. Elpis na pewno dotarła już do Przekaźnika Masy ale nie wleciała do jego tunelu póki połączenie było podtrzymywane. Etsy o to zadbała.
- Myślałem, że w swoim zawodzie potrafisz dostrzec różnicę między groźbą słowną, a bezpośrednim czynem, który nią jest - odrzekł, z lekko uniesionym kącikiem ust. Półuśmiech nie potrwał dłużej niż kilka sekund, mężczyzna ewidentnie nie był w dobrym humorze, choć dobrze maskował swoje emocje. W jego oczach odbijało się podobne zmęczenie, które Viyo dostrzegł w rozmazanym odbiciu lustra.
Westchnął, podnosząc dłoń w górę by potrzeć skroń. Ten jeden, mały ruch ukazał widoczny za jego maską stres. Kotłujące się nerwy i emocje, których nie odzwierciedlało jego obojętne spojrzenie, ale które napinało mięśnie w jego ciele, zmuszało do zaciśnięcia zębów i powstrzymywania przed wybuchnięciem.
- Czas na ostrzeżenia już minął - jego dłoń przecięła powietrze, wracając na swoje miejsce przy jego boku. - Nie zadzwoniłem po to, żeby prowadzić z tobą dyskusję. Myślisz, że Donovan zagroziłby ci czymś, czego nie jest w stanie wykonać?
Wypowiedziane przez niego słowa zawisły w powietrzu. W tle Viyo usłyszał ciche poruszenie się niebieskowłosej, wciąż skrytej poza komunikatorem, nieobecnej dla obserwującego go Steigera. Mathias wpatrywał się w zielone tęczówki Viyo, milcząc przez pewien czas, a gdy znów poruszył się i otworzył usta, wydawałoby się, że ciekawość wzięła nad nim górę i powstrzymał swoją poprzednią myśl, przerwał ją na chwilę, żeby wypowiedzieć inną.
- Dostałeś odpowiedzi, których oczekiwałeś? - spytał wprost, patrząc na turianina twardo spod zmarszczonych brwi. - Rozmawiałem z Avisem i jednego nie jestem w stanie pojąć... - przekrzywił nieco głowę, obserwując Widmo badawczym wzrokiem, jak coś fascynującego, zagadkę, którą próbował rozgryźć, bo choć jego wiedza przerastała strzępki odpowiedzi i śladów, które miał Viyo, to jej zasoby nie były nieskończone. Nie sięgały ku ostatniej decyzji Viyo, niezrozumiałej i sprzecznej z tym, co stało się w środku. - Zabrnęliście tak daleko po to, żeby nie wykorzystać danej wam okazji. Nie rozumiem, czy to głupota, poczucie obowiązku, strach przed konsekwencjami...
Zamyślił się, milknąc, czekając na reakcję. Może dla niego to wszystko było jakąś wielką grą, w której każdy z nich miał swoje ruchy, odsłaniał niektóre i zagrywał inne tak, że drugi nie był w stanie ich przewidzieć. Mathias dał się oszukać raz, przegrał jedno posunięcie, dzięki czemu dotarli do inżyniera, jednej wrażliwej i odsłoniętej części Steigera, do której zyskali dostęp. Zostawienie i jego, i jego ochroniarza w spokoju musiało wydawać mu się być wyrobieniem sobie przewagi tylko po to, by oddać ją przy następnej okazji.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

29 sty 2019, o 19:28

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nie dał zbić się z tropu, wytrzymując spojrzenie mężczyzny. Pod pewnym względem byli podobni, chociaż wyglądało na to, że od miesięcy toczyli walkę z której tylko jeden z nich zdawał sobie sprawę. Reed wspomniał w Szanghaju, że nikt się go tam nie spodziewał, ale czy rzeczywiście tak było? Czy może Steiger próbował połechtać jego próżność z sobie tylko znanego powodu?
- A czy moje słowa cokolwiek by zmieniły? Czy byś w nie uwierzył? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Słowa niosły w sobie siłę tylko wtedy, gdy istniało za nimi coś, co mogłoby je poprzeć. Gigant nie zwracał uwagi na mrówkę, nawet gdyby ta wykrzykiwała ku niemu swoje obelgi i ostrzeżenia, bo ilu podobnych robiło przed nią to samo? Ilu rzucało słowa na wiatr, ilu stroszyło piórka i obiecywało zemstę lub konsekwencje?
Czyny niosły za sobą potwierdzenie. Rozdzielały granicę między blefem, a obietnicą.
Nawet jeżeli w ich przypadku cała wiedza przyszła dopiero po fakcie, pchnięta w ich ręce przez decyzję przypadku.
Obserwował Steigera w milczeniu, wyłapując jego drobne gesty i zmęczenie, które wyostrzało zmarszczki na jego twarzy. Czy to ich działania były tego powodem, czy faktycznie udało im się zrobić małą szczelinę w pancerzu bestii kryjącej się w cieniu? Czy może to obawa o Jeffersona zebrała swoje żniwo lub coś zupełnie innego, poza ich możliwością pojmowania lub działań. Muśnięcie palcami skroni było boleśnie znajome, bo sam nieświadomie robił to samo, gdy jego własne napięcie szukało ujścia u nasady nosa między oczami.
- Nie. Dobrze wiem do czego jesteście zdolni. Zabiliście turiańskiego generała w sercu Hierarchii, czym byłoby dla was skrzywdzenie zwykłego żołnierza lub inżyniera? - potwierdził zdawkowo, nie uginając się pod spojrzeniem. W jego wnętrzu coś kotłowało się jednak gwałtownie na samą myśl o tak lekkim szachowaniu życiem jego własnej rodziny. Wiecznie uśmiechniętej siostry, konkretnej matki, ojca... Castor mógł to wszystko zdmuchnąć jednym podmuchem, ale świadomość tego towarzyszyła mu niemal od samego początku. Nawet jeżeli wypalała mu serce.
Przez chwilę milczeli obydwaj, po prostu wpatrując się w siebie przez iluzoryczną ścianę hologramu komunikacyjnego. Nagłe pytanie wyrwało z jego gardła ciche westchnięcie; ciekawość była i jego własną przywarą, a Steiger był do tej pory pierwszym przeciwnikiem który spróbował zrozumieć ich pobudki. Pierwszym, który próbował zrobić to na poważnie, nawet jeżeli chodziło tylko o nadanie sensu posunięciom, które rozgrywały się na niewidocznej szachownicy.
Nie odpowiedział od razu, pozwalając upływać kolejnym sekundom ciszy. Częściowo dlaczego, bo sam nie do końca znał odpowiedź, a częściowo dlatego, bo nie wiedział czy powinien jej udzielać. W końcu w oczach mężczyzny prowadzili grę, a każdy szczegół się liczył, każda próba zrozumienia czego chce oponent i wszystko co pomoże ustalić jaki będzie jego następny ruch. I być może kiedyś po prostu by się rozłączył albo powiedział coś sprzecznego z prawdą, być może próbowałby grać dalej. Kiedyś.
Wypuścił z siebie powietrze i pokręcił głową, odwzajemniając spojrzenie Steigera i pozwalając własnemu zmęczeniu przebić się przez maskę determinacji.
- Chcesz prawdziwej odpowiedzi? Mógłbym powiedzieć ci, że właśnie to nas odróżnia o siebie - że ja nadal wierzę, że jest coś więcej poza postępem i że nie ma celu, który uświęcałby wszystkie środki. Mógłbym powiedzieć ci, że to nasze przekonania i ideały odróżniają nas od zwierząt. Że nie ma zwycięstwa, gdy zamienisz się w swojego przeciwnika - powiedział cicho. - Ale oboje wiemy, że tak naprawdę powód jest inny. Mogłem zabić Jeffersona, tak jak mogłem zabić Avisa. Bo wiesz, że Kevin był gotowy zginąć, bylebym tylko nie mógł wykorzystać go przeciwko tobie, prawda? - zapytał ze zmęczeniem, bezwiednie cofając dłonie zza pleców i opuszczając wzrok na bandaż zdobiący jego kłykcie. Potarł je nieświadomie, wywołując kolejne iskierki bólu. - Ale jakie miałoby to znaczenie? Zabiłbym Jeffersona, a ty w odwecie zabiłbyś moją rodzinę, może nawet zniszczył resztki kariery, którą mam. Kolejne pionki zniknęłyby z planszy, a my wrócilibyśmy do punktu wyjścia. Bo żadnego z nas nie złamałoby to na tyle, żeby ostatecznie cokolwiek się zmieniło, prawda? Żałowalibyśmy, jasne. Wściekalibyśmy się, rozpętali piekło w próbach zniszczenia tego drugiego, może popełnili przy tym parę błędów. Ale koniec końców wszystko byłoby takie jak wcześniej. Bo żaden z nas nie przestanie. - Podniósł wzrok z powrotem na mężczyznę, przesuwając nim powoli po ciemnoszarych tęczówkach. W jego własnych była dziwna mieszanka rezygnacji, której towarzyszyła jego twarda determinacja, dwie przeciwstawne emocje, które w jakiś niewytłumaczalny sposób egzystowały jednak tuż obok siebie. - Nawet jak przylecimy na Chascę i zastaniemy tam dymiące się zgliszcza, znajdę sposób żeby ponownie was namierzyć. Nawet jeżeli miałoby to oznaczać rozpoczęcie naszej gry od samego początku i podążanie po kolejnych strzępkach śladów, które zostawicie za sobą, kolejnych niciach i kolejnych słabych punktach. Żaden z nas nie przestanie, bo zwyczajnie nie potrafimy. I żadna liczba gróźb, żadna liczba żołnierzy i zadanych ciosów, tego nie zmieni. I myślę, że o tym wiesz.
Zamilkł po swojej wypowiedzi, pozwalając ją również przetrawić mężczyźnie. Może się pomylił co do niego, a może nie, ale to była jego własna prawda, która w tej chwili niczego nie zmieniała. Czy to były odpowiedzi, których oczekiwał? Może. A może nie.
- Też chcę cię o coś zapytać - odezwał się po dłuższej chwili. Steiger nie był jedynym, który miał pytania nie związane bezpośrednio z ich bitwą ani z grą, którą jak widać prowadzili od miesięcy, pytania które miałyby zaspokoić wyłącznie jego własną ciekawość. On sam miał ich więcej niż jedno, ale ostatecznie nie byli w sytuacji, w której ktokolwiek z nich mógł sobie swobodnie je zadawać. Jego wzrok odszukał tęczówki mężczyzny.
- Czy rzeczywiście zrozumiałbyś Kevina, gdyby ten zginął w twoim imieniu? Wrócił do swoich badań, jak gdyby nigdy nic?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

29 sty 2019, o 20:21

Wyświetl wiadomość pozafabularną Wypuścił z siebie powietrze po nieco dłuższej przerwie, poza tym nie reagując w żaden inny, specjalny sposób. Mogło to oznaczać wszystko i nic, ale równie dobrze mogło być jakimś potwierdzeniem. Steiger nie był jednostką z sojusznikami, był generałem na czele małej armii, działającym do tego czasu z cieni. Viyo nie miał pojęcia o jego istnieniu, ciężko byłoby traktować jego pogróżki poważnie. Nie miał jak wiedzieć, że dwie sztuczne inteligencje pracowały nad złamaniem skomplikowanych szyfrów w omni-kluczu Dewitta i Katji, nie wiedział, że to one połączyły wątłe nitki, strzępki informacji i wytypowały Noverię jako następny cel dla Widma. Może myślał, że to szczęśliwy traf, jego własny pech, że ze wszystkich możliwych osób, odnaleźli właśnie tą.
- Niczym - odparł beznamiętnie na jego pytanie, podchodząc do rodziny turianina w podobny sposób do tego, który wydawał się mieć Viyo.
Zabicie Valokarra wydawałoby się niemożliwe, a jednak oddział wyszkolonych żołnierzy był w stanie tego dokonać. Jeden z jego członków czekał teraz, na pokładzie korwety przemierzającej galaktykę, na jakiś kontakt ze strony Vexariusa. Mógłby nawet dopytać go o szczegóły, choć wątpliwe, by zechciał o nich mówić. Przyzwyczajenia były silniejsze niż utracona lojalność.
W milczeniu słuchał odpowiedzi, których chciał wcześniej. Splótł dłonie ze sobą, patrząc na Viyo z nieodgadnionym spojrzeniem. Gdy skończył, w pomieszczeniu nastała cisza, której nie przerwała skrywająca się w tyle niebieskowłosa. Mathias wpatrywał się w turianina przez dłuższą chwilę, nie odpowiadając, ani nie komentując jego słów. Nie odezwał się nawet gdy Widmo zadał swoje pytanie, zajęty własnymi rozmyśleniami, lub próbą doszukania się czegoś w zmęczonej, turiańskiej twarzy, której emocje mógł odbierać zarówno jako słabość, jak i siłę.
- Myślisz, że to bym zrobił? - jego twarz wykrzywił grymas. Choć kąciki jego ust powędrowały w górę, w uśmiechu, to spojrzenie szarych oczu pociemniało natychmiast. - Kevin podjął decyzję odchodząc z Chasci, którą rozumiem, tak jak zrozumiałbym tą. Ale nigdy nie był pionkiem w naszej grze.
Rozłączył swoje dłonie, rozprostowując i zginając palce. W jego drobnych ruchach widoczna była złość, buzująca pod stoicką maską, przez którą przesączały się jedynie widma prawdziwych emocji.
- Ty zrobiłeś z niego pionka. Ty sprawiłeś, że gra stała się osobista - powtórzył, pozwalając, by jego uśmiech w naturalny sposób zblednął i zniknął, nie zaszczycając jego twarzy na dłużej niż kilka sekund. - Twoje spojrzenie na nas obojga w przypadku jego śmierci jest bliskie prawdy. Pewnie stałoby się to wszystko, o czym mówisz. Ale nie doceniasz potęgi piekła, które mogę wyrządzić ja. Przeceniasz swoje umiejętności. Przeceniasz swoje możliwości. A w chwili, w której wylądowałeś na Noverii razem z Volyovą, zakończyłeś naszą grę.
Pochylił głowę, sięgając do swojego omni-klucza poza zasięgiem hologramu. Zatrzymał się, może coś czytając, a może wahając, dając sobie chwilę na namyślenie, ale gdy ponownie uniósł podbródek w górę, w jego oczach wreszcie pojawił się chłód. Zimno nieporównywalnie dotkliwsze niż Noveryjskie temperatury, które przysłoniły trzy okna z wiadomościami, które przesłał na łączu, na którym byli oboje.
Wszystkie trzy ukazywały fragmenty Palavenu. Cipritine było charakterystyczne, choć nie kojarzył konkretnych miejsc, to dostrzegł swoją ojczyznę. Na dwóch oknach obraz był statyczny. Na pierwszym pochodził z wnętrza jakiejś kawiarni. Widział ludzkie dłonie oparte o stolik, jakby kamera byla na poziomie klatki piersiowej siedzącego, który obrócił się nieco, rozszerzając kadr. Nie siedział przy stoliku sam - obok niego, pochłonięty w lekturze na omni-kluczu siedział obcy turianin. Gdy sięgnął po swoją kawę, uchylił nieco kurtki, z której wystawała kabura i rękojeść pistoletu.
Siedzący obserwowali stoliki po drugiej stronie ulicy. Przy jednym z nich dostrzegł znajomą sylwetkę. Pochyloną nad dwoma datapadami turiankę, pocierającą skronie w stresie lub zmęczeniu, wczytującą się w jakieś dokumenty lub dane. Nie musiała nawet podnosić głowy, rozpoznał ją od razu. Gdy sięgnęła po kawę, Maeria rozejrzała się dookoła, pozwalając oczom odpocząć od nieustannego czytania, choć tylko na chwilę.
Drugi obraz pochodził z wnętrza pomieszczenia. Przypominał recepcję, lobby. Turianie siedzieli pod ścianami, czekając na swoją kolej, w tym ten, który nosił ze sobą kamerę, z której pochodził obraz. Jego część przysłaniał omni-klucz, na którym wyświetlona była jakaś książka, może gazeta, Viyo nie miał czasu się przyjrzeć. Obraz poruszył się lekko tylko na chwilę, gdy turianin sięgnął do urządzenia by przełączyć na następną stronę i obrócił się nieco w bok, ujawniając siedzącą naprzeciw kobietę, w której Vexarius rozpoznał swoją matkę. Rozmawiała z kimś przez omni-klucz, czekając na swoją kolej w przychodni, może w urzędzie.
Trzeci obraz przedstawiał ruchliwą ulicę. Osoba nagrywająca go była częścią przemieszczającego się po chodniku tłumu, ale często obracała się w bok, pochłonięta rozmową ze swoją turiańską towarzyszką. Viyo jej nie znał, wyglądała jak zwykła obywatelka, choć wyraz jej twarzy był nieco napięty. Nie musiał długo wpatrywać się w obraz kamery by wyłowić z niego tył głowy swojego ojca, przemieszczającego się wraz z pozostałymi obywatelami w sobie znanym kierunku.
Obrazy zniknęły, zastąpione twarzą Steigera. Tym razem nie potrafił, albo nie chciał powstrzymać się przed ukazaniem prawdziwych emocji. Jego twarz wykrzywiona była w złości.
- Nie zabiłeś Kevina. Choć nie rozumiem twojej decyzji, doceniam to, co zrobiłeś - powiedział, niemal przez zaciśnięte zęby. Przymknął na chwilę oczy, łapiąc z powrotem spokój, który był dla niego tak ulotny. - Nasza wspólna walka nie ma sensu. Nie masz poparcia Rady. Nie masz zasobów, nie masz pieniędzy, nie masz siły bojowej wystarczającej do zaatakowania Chasci. Ale oszczędziłeś osobę mi bliską.
Wyprostował się, mierząc turianina spojrzeniem.
- Dlatego dostaniesz trzydzieści sześć godzin na poddanie się - postanowił, zdradzając prawdziwy cel swojego kontaktu. - To, czy twoja rodzina ucierpi przez twoją zuchwałość i błędy zależy wyłącznie od ciebie.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

29 sty 2019, o 21:58

Słuchał w milczeniu wybuchu Steigera, obserwując jak wściekłość przesącza się przez szczeliny w jego masce, jak znajduje ujście w słowach pełnych jadu i złości. Im bardziej emocje porywały pooranego zmarszczkami człowieka po drugiej stronie hologramu, tym bardziej jego przygasały. Po raz pierwszy naprawdę rozumiał swojego przeciwnika, po raz pierwszy dostrzegł w nim odbicie tego czego sam oczekiwał. Furia, która gotowała się w nim i przelewała przez krawędzie, furia która miała swoje źródło w fakcie, że dostali się do niego na tyle blisko, żeby rzeczywiście skrzywdzić kogoś na kim mu zależało, wbrew pozorom nie zalała go strachem ani nie sprawiła, że się zawahał. Znał ją. Znał to uczucie, bo było tym samym, które wyrwało się z niego, gdy Jefferson wspomniał jego bliskich, gdy Reed zagroził jego rodzinie i gdy czuł jak wszystko dookoła niego rozsypuje się w popiół. Widzieć ją w oczach Steigera...
Nawet największa bestia ukryta za zasłoną mroku mogła krwawić. A im w końcu udało się zrobić to, czego nie podołali inni - przebić jej niepowstrzymany pancerz i utoczyć jedną, drobną kroplę krwi, która teraz spadła na ziemię i wsiąkała w piasek. Kroplę w której odbijała się napięta twarz naukowca, który do tej pory traktował każdą śmierć, każde morderstwo, każdą torturę jako zwykłą grę. Jako coś nieosobistego, coś co nie dotykało ich obojga od samego początku, coś co było zaledwie tłem do jego badań i wizji.
- Witaj w prawdziwym świecie, Steiger - powiedział cicho, obserwując mężczyznę, gdy ten zrobił przerwę na oddech. - Witaj w świecie, w którym zwykli mieszkańcy tracą swoich bliskich z powodów, których nie rozumieją. W świecie, w którym ludzie giną tylko dlatego, bo znaleźli się zbyt blisko "prawdziwych graczy". Teraz już masz przedsmak tego jak czują się wszyscy ci, których ty skazałeś swoimi rozkazami na opłakiwanie swoich towarzyszy, swoich rodzin, swoich partnerów. Wszystkich, którzy czuli tą samą wściekłość, w imię twojej wizji przyszłości.
Nawet ten mały pokaz emocji buzujących w człowieku był małym zwycięstwem. Płytkim, ostatecznie niewiele znaczącym, ale jednak zwycięstwem.
Nawet pomimo tego co nadeszło chwilę później.
Nie potrafił zachować kamiennej twarzy, gdy rozpoznał na kolejnych nagraniach swoją rodzinę. Mięśnie jego szczęki napięły się tak silnie, że niemal nie czuł bólu zaciskanych dłoni, wbijających paznokcie we wnętrze skóry i przesączających błękit przez warstwy bandaża. W jego oczach odbijały się następne kadry, kadry które pomimo nieznajomych lokacji wypalały w jego sercu głębokie rany, rozdrapując to co z niego zostało. Każdy z obrazów niósł ze sobą obietnicę przyszłości, obietnicę tego o czym wiedział, że prędzej czy później nadejdzie.
Konsekwencje. Konsekwencje jego czynów, jego akcji, jego głupiego uporu.
Milczał przez cały czas, pozwalając by fragmenty nagrań odbijały się na jego twarzy i w jego spojrzeniu. Widok Maerii pochylającej się nad datapadami, jego matki czekającej w kolejce, ojca idącego przez Palaveński tłum... Popękane lustro stłukło się i rozsypało, wypełniając brzdękiem szkła jego głowę i wpuszczając do środka zimno, które od tak dawna czaiło się za jego barierą. Kiedy ostatni z obrazów zniknął, ponownie zastąpiony wizerunkiem mężczyzny, jego słowa docierały do niego niczym przez grubą zasłonę, stłumione przez narastające bicie serca i pulsowanie w głowie.
Jakaś jego część chciała wrzeszczeć i rzucać obelgami w stronę naukowca, przypomnieć mu swoje ostatnie słowa, którymi pożegnał Jeffersona.
Jakaś jego część chciała dalej próbować go przekonać, że nie ma sensu podążać tą ścieżką, która sprawi, że obydwaj stracą swoich bliskich.
Jakaś jego część chciała skulić się na ziemi, przyznać że ma dość i że Steiger może zachować swoje zwycięstwo, że wygrał i że chciałby, żeby to wszystko po prosu się skończyło.
Jednak żadna z nich nie wydostała się na powierzchnię. Ciszę pomieszczenia łączności wypełniało tylko pikanie systemów oraz szum elektroniki, podczas gdy on stał w bezruchu. Upłynęła cała wieczność, nim jego dłoń uniosła się do góry w niemal mechanicznym, zdrętwiałym geście.
Nic nie odpowiedział. Po prostu nacisnął przycisk na terminalu, przerywając rozmowę.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

29 sty 2019, o 22:55

Steiger obserwował jego reakcję, samemu nie reagując w żaden sposób. Nie śmiał się z niego ani nie wywyższał, nie pokazywał po sobie satysfakcji gdy dostrzegł, jak obrazy Widma łamały go na kawałki, jak jego część rozpada się niczym szkło, które stłukł wcześniej. Nie miał nic więcej do przekazania. Nawet nie drgnął, gdy turianin pochylił się do kontrolki żeby przerwać połączenie. Jego omni-klucz od razu rozświetlił się, informując o nagraniu całej rozmowy - coś, o co poprosił wcześniej Etsy, co automatycznie zgrało się na jego urządzenie, choć może w tej chwili niekoniecznie chciał coś takiego na nim mieć. Zawierało urywki z życia jego najbliższej rodziny, wszystkich na Cipritine, załatwiających swoje codzienne obowiązki, rozwiązujących problemy lub śpieszących się do domu. Ale to nie jego oczy za nimi podążały, a zupełnie obce, należące do ludzi lub turian tylko czekających na jeden komunikat z odpowiedniej strony by sięgnąć do broni i przerwać każdemu z trójki codzienną beztroskę.
I Maya, i Etsy milczały. W pomieszczeniu nastała cisza, najcięższa ze wszystkich dotychczasowych. Niebieskowłosa nie ruszała się z miejsca, ale stał do niej tyłem, więc nawet nie widział jej wyrazu twarzy. Nie widział mieszanki szoku, złości i przerażenia, a może pustki, którą w oczach miał też on. Nie wiedział jak zareagowała, widząc wreszcie osobę odpowiedzialną za wszystko, co ukształtowało to, kim była teraz, co napędzało ją nienawiścią, o którą oskarżał ją inżynier na Noverii.
Jego omni-klucz ponownie piknął, tym razem na skutek otrzymanej wiadomości.
Wiesz gdzie mnie znaleźć.
Chasca była na niego gotowa. Steiger być może i tak wyludniał personel, a może zrezygnował z tego, zamiast tego wysyłając Viyo zaproszenie, któremu nie sposób było odmówić bez poważnych konsekwencji. Baza, położona gdzieś w lodowatym miejscu, oznaczonym cyferkami, które niczego mu nie mówiły, była trzecim, zimnym miejscem, do którego prowadził szlak rozpoczęty na bagnach AZ-99.
Cisza nie znikała. Nikt nie chciał jej przełamać. Maya nie zaklęła z frustracji, Etsy nie spytała o to, czy powinni udać się do Przekaźnika, blisko którego statek czekał na jakieś decyzje, zawieszony w przestrzeni. Może nawet sztuczna inteligencja nie potrafiła znaleźć słów, które mogłyby przynieść mu ukojenie, a może zwyczajnie respektowała to, że pragmatyczne działania i sentencje w tej chwili są nie na miejscu.
Nie usłyszał nawet, kiedy Volyova odsunęła się od ściany, w którą wcisnęła się wcześniej, nie chcąc, żeby Steiger ją zobaczył. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, że skoro działają razem to i tak wszystkiego słucha, ale wolała robić to nie czując na sobie jego spojrzenia - albo miała jeszcze inne powody, dla których wolała zostać w cieniu. Minuty zlewały się w zaledwie sekundy, czas wydawał się zwalniać, stawać w miejscu. Tylko błękitna kropla krwi, przesączona przez bandaż, upadła na ziemię w normalnym tempie, gwałtownym i szybkim.
Jasne dłonie kobiety delikatnie przesunęły się po jego obitych żebrach, gdy przysunęła się do niego niemal niezauważalnie. Nie wypowiedziała ani słowa, przytulając się do jego pleców, obejmując go w pasie i ściskając lekko, wciskając policzek w materiał bluzki, którą założył na siebie po wyjściu z prysznica.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 00:15

Cisza była błogosławieństwem i przekleństwem. Hologram Steigera zniknął, gdy połączenie się urwało, ale on nie przestał wpatrywać się w to samo miejsce, w którym wcześniej znajdowała się twarz mężczyzny, chociaż jego myśli znajdowały się zupełnie gdzieś indziej. Pustka, od której chociaż na kilka minut uwolnił się po wyjściu ze swojej kabiny, teraz próbowała wrócić i zająć należne jej miejsce w jego umyśle. Słowa mężczyzny rozbrzmiewały w jego głowie, odbijając się echem i bardziej przypominając ciągły szum niż konkretną wypowiedź, powtarzaną w kółko i w kółko, ale to fragmenty nagrań pozostawiły najgłębsze ślady. Wiedział, że kiedyś to nadejdzie, ale co innego przygotowywać się na to, a naprawdę w końcu tego doświadczyć. Słowa nie miały swojej siły, jeżeli nie popierały jej czyny. Władza Castora wystarczyła, żeby rzucić ostrzeżenie, ale to dopiero obrazy pozwoliły zrozumieć prawdziwe ich znaczenie, jak gdyby umysł nie był wcześniej w stanie przyswoić faktu, że groźba Reeda mogła stać się rzeczywistością.
Nie to było jednak najgorsze.
Najgorsze było to, że powinien przystać na ultimatum Steigera, ale wiedział, że tego nie zrobi. Bo każde słowo, które powiedział mu w twarz i każda obietnica, którą złożył Jeffersonowi była prawdą. I to właśnie to złamało go ostatecznie.
Drgnął, gdy poczuł dotyk ramion Mayi, gdy poczuł jej policzek na swoich plecach i milczące wsparcie, które próbowała mu zapewnić, ale nie poruszył się. Zacisnął powieki, przez chwilę walcząc z samym sobą i własnym ciałem, które nie wiedziało czy ma pompować adrenalinę, wołać o odpoczynek czy zwyczajnie się przewrócić. Ogrom myśli i emocji, których nic nie było w stanie opisać, rozsadzał czaszkę, ale nie znalazł ujścia. Przez następne kilka, kilkanaście sekund, które równie dobrze mogły być minutami lub godzinami, niebieskowłosa biotyczka była prawdopodobnie jedynym elementem wszechświata, który sprawiał, że wciąż stał prosto, że wciąż nie osunął się na ziemię pod niewidocznym ciężarem, który naciskał na jego ramionami.
To że w końcu udało mu się pozbierać odłamki lustra i wepchnąć je z powrotem w ramę, bez ładu, składu i jakiekolwiek nadziei na to, że ponowne będą kiedykolwiek przedstawiać cokolwiek innego poza bezkształtnym witrażem, było istnym cudem.
- Nic się nie zmienia - odezwał się jego pierwszy, głosem ochrypłym jak po pobycie na pustyni. Słowa z trudem wydostawały się z jego gardła, ale gdy już popłynęły, łatwiej było wypchnąć następne. - Lecimy do Morza Cieni. Ile... - Trzydzieści sześć godzin. - Ile czasu zajmie nam dotarcie na Chascę?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 01:26

Obrazy zniknęły przed kilkunastoma minutami, ale wciąż wydawały się żywe i obecne, jakby wypaliły się w jego siatkówce i teraz nawet zamknięcie oczu nie było w stanie ich przegnać. To mogła być ostatnia doba, którą jego siostra spędzi pracując nad czymś zawzięcie. Ostatni poranek, który zawita do ich domu rodzinnego, ostatni kubek kawy lub herbaty do śniadania.
Etsy zareagowała od razu. Zapytana o coś, nie potrzebowała chwili na ubranie słów, znalezienie tych właściwych lub zebranie się w sobie, by je wypowiedzieć.
- Dziesięć godzin do Morza Cieni - odparła spokojnie, tym samym głosem, który nie był w stanie stać się współczującym lub smutnym przez swoją syntetyczność i jednostajne brzmienie. - Stamtąd następne pięć do Rdzawego Morza, pół godziny lotu przez uklad do Chasci.
Prawie połowa danego mu czasu miała być pochłonięta przez samą podróż. Wciąż musieli spotkać się z Khourim i Dubois w Morzu Cieni, wciąż nie wiedzieli jak szybko tamci dotrą na miejsce i ile będą mieli czasu na omówienie swoich strategii, o ile jakieś do tego czasu w ogóle wymyślą.
- Wszystko się zmienia - odpowiedziała Maya po chwili ciszy, z opóźnieniem.
Stłumiła w sobie westchnienie, wzmacniając swój uścisk, lecz niewystarczająco by poczuł tego skutek w obolałych plecach.
Milczenie wydawało się teraz jedyną, właściwą rzeczą. Nie było słów, które mogłyby im pomóc, nie miała jak go pocieszyć, lub zapewnić, że wszystko skończy się dobrze, bo jak na razie nic na to nie wskazywało.
- Mamy trzydzieści sześć godzin - przypomniała mu, zaciskając palce na materiale na jego klatce piersiowej. Nie musiał widzieć jej twarzy by wyczuwać jej złość. Tą samą, która miotała Avisem godzinę temu, gdy w bezsilności zmuszony był obserwować, jak ostrze wbija się w ciało inżyniera, któremu miał zapewnić bezpieczeństwo. Steiger obrócił ich sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. - Musi wystarczyć. Znajdziemy sposób.
Obróciła się, luzując swój uścisk tylko po to, by móc obejść turianina i stanąć między nim, a komunikatorem. W jej oczach odbijała się determinacja, której on już w sobie nie miał, choć usta zaciskały się w wąską linię, dalekie od pocieszającego uśmiechu. Sięgnęła ku jego obandażowanej dłoni, ściskając ją w nadgarstku, przesuwając opuszkami palców po krawędzi bandaża w zamyśleniu.
- Jest nas czwórka - dodała cicho, wolną dłonią ujmując jego twarz i unosząc ją wyżej, szukając w zielonych tęczówkach jakiegokolwiek śladu przekonania, które ona wydawała się mieć. - On tego nie wie.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 02:13

Szesnaście godzin. Szesnaście godzin z trzydziestu sześciu wydawało się być czasem aż nadto wystarczającym, żeby dotrzeć na Chascę, wedrzeć się do wnętrza fortecy i powstrzymać Steigera przed spełnieniem swojej groźby, ale było to tylko złudzenie. Naukowiec mógł dać im i sto godzin, a niczego by to nie zmieniło. Szturmując placówkę i uruchamiając pierwszy z wielu alarmów, wydadzą wyrok na jego rodzinę. Wiedział jak to wygląda i wiedział jak to się zakończy. Steigerowi będzie wystarczyło jedno połączenie, żeby rozstawieni na pozycjach zabójcy wykonali swoje zadanie. Jedna krótka wiadomość, wysłana automatycznie za pomocą jednego przycisku. A może nawet i nie tyle, może zdrajcy którzy mieli zakończyć życie jego siostry, jego matki i jego ojca też otrzymali licznik, który odmierzał ten sam czas, który mu dano. Może nawet powstrzymanie Steigera nie miało czegokolwiek zmienić.
- Wiedziałem, że to nadejdzie jeszcze nim Reed zagroził mi tym w Szanghaju. Tak jak wiedziałem, że nic nie będę mógł z tym zrobić - powiedział cicho na jej zaprzeczenie. Jego dłoń zadrżała nieświadomie, gdy ponownie zacisnął ją w pięść; iskry bólu były jednak niczym w porównaniu z tym co teraz czuł. Żadna kotwica nie wystarczała, żeby przetrwać ten sztorm bez szwanku.
Nie odezwał się kiedy próbowała go zapewnić, że znajdą sposób. Nie potwierdził, bo nie miał już siły na kolejne kłamstwo, na utrzymywanie maski. I nie przed nią. Milczał tylko, a jego myśli snuły się powoli w głowie, bez większego celu, bezwładnie odbijając się do wewnętrzne ściany czaszki, na podobieństwo ciał dryfujących w zniszczonej stacji kosmicznej.
Szelest materiału i odgłos jej kroków był jedynym dźwiękiem, który ponownie przebił ciszę. Opuścił ku niej wzrok, gdy stanęła przed nim, podążając za jej spojrzeniem; kiedy dotknęła jego dłoni, rozluźnił ją z trudem, ale nic nie powiedział. Nie miał siły na żaden komentarz, na ukrywanie prawdy lub zbycie ją żartem, który teraz wydawał się być ostatnim na co którekolwiek z nich miałoby ochotę.
- Wie. Odbiliśmy Khouriego z rąk Reeda, bez problemu wyciągną z tego wnioski - powiedział po jej słowach. Uniósł na nią oczy, gdy dotknęła jego policzka, ale w jego własnym spojrzeniu nie było przekonania, a jedynie ból i zmęczenie, żadne niezwiązane z fizycznymi obrażeniami lub wyczerpaniem. - Wysłali ludzi po Jeffersona, a opierali się zaledwie na mglistej szansie, że uda nam się rozszyfrować klucze. Uwzględnią, że jest nas czwórka.
Parę szarych komórek poruszyło się niemrawo pod jej słowami, w wręcz odruchowym geście próbując rozwinąć tą myśl, wybudzić się z apatii i znaleźć jakieś rozwiązanie. Prawda była jednak taka, że nie miało to znaczenia. Dwójka, trójka czy czwórka, nawet oni mieli swoje limity. Wszyscy trzymali się prosto i śmiali w twarz przeciwnikom, gdy ci miotali w nich przekleństwami, ale czy rzeczywiście ktokolwiek z nich wierzył, że będą w stanie razem przebić się przez pięć lub sześć tuzinów agentów Castora? Ludzi pokroju Reeda, Avisa, Bryanta? Ledwo dali radę z dwójką udającą ochroniarzy Elanusa, a co dopiero z czekającą na nich armią. I nawet jeżeli udałoby im się pokonać, co dalej? Nie mieli efektu zaskoczenia, nie znajdą żadnych danych, bo te dawno zostaną przeniesione, a jego rodzina nadal zostanie zastrzelona. Chciał to wykrzyczeć, chciał odepchnąć biotyczkę i uświadomić jej jak bardzo się myli, ale był to tylko pojedynczy impuls, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Po prostu zamknął oczy i pochylił czoło do przodu, opierając je na czole kobiety.
Udało jej się zrobić jednak jedną rzecz.
- Steiger wie, że atak na bazę to samobójstwo - powiedział cicho, próbując skupić się na tych drobnych rzeczach, gdy umysł desperacko próbował stworzyć sobie nową kotwicę, upchnąć obrazy i wspomnienia nagrań pod czymś bliższym. Ciepło dłoni kobiety na jego policzku. Dotyk jej czoła. Delikatne mrowienie elektrostatyki. Zapach wilgotnych włosów. - Słyszałaś jego słowa. Nie stanowimy dla nich zagrożenia, bo nie mamy czym mu zagrozić.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 02:57

Nie tylko sytuacja ich dwójki i Mathiasa obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, ale też ta względem ich siebie nawzajem. Upór w znalezieniu rozwiązania i wyjścia z sytuacji jeszcze niedawno cechował głównie turianina, podczas gdy kobieta akceptowała swoją przyszłość i to, jak wszystko ma się potoczyć. Tym razem ten sam upór pływał w dwóch, złotych studniach, podtrzymując w nich światło gdy wszystko inne usiłowało je zgasić.
Widział, jak intensywnie myśli, woląc zająć się tym niż po prostu zaakceptować ból, który widziała w jego oczach. Widział też, jak walczy z pustą wściekłością, z zaciśnięciem dłoni w pięści i daniu upust wściekłości, w jakikolwiek sposób. Na ogół mniej wystarczało by wytrącić ją z równowagi, ale jedno spojrzenie na turianina wystarczało by ją ostudzić.
Przymknęła powieki, opierając swoje czoło o jego własne. Jej skóra była chłodna w dotyku, jak zwykle, choć tym razem pośpieszny prysznic i nieosuszenie się po wyjściu z niego choćby częściowo to uzasadniało.
- Nie wyczyszczą tego miejsca. Przeniesienie personelu i fizycznych danych potrwa więcej niż dobę i pochłonie tysiące kredytów. Nawet, jeśli... nawet jeśli jest nas tylko czwórka, to nic w porównaniu do tego co mają - odpowiedziała, otwierając ponownie oczy. Uniosła jego poranioną dłoń do własnego policzka, przytrzymując przy swojej twarzy własną. - Słyszałeś jak mówił. Jakby pozwalał nam działać dla własnej rozrywki. Nie jesteśmy zagrożeniem.
Powtarzając jego słowa, chwyciła się kilku, wątłych nici, zaledwie zalążków planu, które nawet jeśli nie formowały się w coś konkretnego to były jej potrzebne do przepędzenia bezsilności, którą czuli oboje.
Umilkła na chwilę, z momentami nieobecnym wzrokiem analizując słowa Steigera. Pojawienie się Mathiasa znaczyło dla niej wiele, ale nie zdążyło nawet wywołać reakcji, której mógłby się po niebieskowłosej spodziewać. Oboje wiedzieli, że ich rodziny mogą być zagrożone, ale krótki przekaz mężczyzny boleśnie to urzeczywistnił, odwracając jej uwagę od personalnej wendety, skupiając ją na czymś, co działo się teraz i co kształtowało ich przyszłość.
- Mam... mam kilka pomysłów - westchnęła ciężko, powracając do chwili obecnej. Mrugnęła kilka razy, podnosząc znów na niego wzrok. - Nie musi spodziewać się całej czwórki.
Urwała, kręcąc głową do swoich myśli, jakby teraz nie było na nie czasu ani miejsca, nie pod wpływem emocji, kiedy nie mogli tego z dystansem kalkulować, siedząc w mesie z mapą Chasci odpaloną na omni-kluczach. Z drugiej strony, ciężko było teraz uwierzyć, że kiedykolwiek powrócą do tego stanu chłodnego pragmatyzmu, który w tej chwili bardzo by im się przydał. Steiger częściowo działał pod wpływem emocji, ale jak na razie uczyniło to z niego jeszcze bardziej niebezpiecznego przeciwnika.
- Vex, spójrz na mnie - mruknęła, odsuwając swoje czoło od jego by móc podnieść na niego wzrok i tym samym wymusić na nim to samo. - To nie jest twoja wina.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 03:40

Jedna jedyna rzecz. Myśli, rozbite przez nieustanny napór napięcia, przez nieustanny ciężar, który na nich spoczywał, teraz dryfowały bez celu, nie mając siły robić niczego więcej. Ale kilka z nich, kilka zbyt mocno zakorzenionych w charakterze turianina, zareagowały na uparte szturchanie biotyczki, na jej słowa. Zaledwie garstka pośród tysiąca poruszyła się nieco szybciej, reagując na kij, który im podsuwała, łapiąc się go i czepiając w bezwiednym odruchu. Chwytając ideę, którą próbowała mu przekazać, iskrę determinacji, którą próbowała ponownie rozpalić.
Nie stanowili żadnego zagrożenia dla Steigera.
Słowa rozbijały się w jego głowie. Jego umysł próbował odpędzić od siebie myśli, gdy w tym stanie nawet łączenie prostych faktów sprawiało mu niemal fizyczny ból, ale gdy pierwsze z nich zaczęły się czepiać słów rzuconych przez Mayę, kolejne ruszały ich śladem. Kolejne budziły się do życia. Wbrew sobie, wbrew wszelkiej logice, wbrew niewyobrażalnej masie, która spoczywała mu na ramionach, przygniatając do ziemi. Każde ze słów, które powiedział Steigerowi było prawdą. I być może na tym właśnie polegał problem - nie potrafił przestać. Nie potrafił się zatrzymać, nie potrafił poddać. Nie mógł. Bo jaka była alternatywa?
Jaka była alternatywa?
Od tego czasu Castor zawsze będzie miał go w garści. Jego rodzina przeżyje, ale Maya nigdy nie odzyska swojego życia, nigdy nie wróci na Cordovę i nie wyjaśni rodzicom jak potoczyła się jej historia. Rada go wyrzuci i być może oznaczy jako kryminalistę, nie odzyska zaufania Radnej Irissy, a Etsy nie dostanie szansy na odkrycie swojej historii. Ostatnie miesiące przepadną na marne, a wszystko to co zrobili do tej pory, będzie bez znaczenia. Każda śmierć, każdy błąd. Każde ciało w klatce na AZ-99, każdy martwy towarzysz Mayi, każdy zabity mieszkaniec Lyessi, Tanja dla której sprawiedliwości pragnęła Etsy.
Płacił za swoje błędy i za swoje zuchwalstwo bez względu na to przed czym ostrzegał go Steiger. Płacił każdego dnia, bo wiedział co próbuje naprawić.
Nawet jeżeli czasami nie miał już siły, żeby o tym pamiętać.
Bolało go myślenie. Teraz było jednak już za późno - zbyt wiele myśli uczepiło się kija, zbyt wiele żaru zauważyło opadającą iskrę. Nawet jeżeli próba zebrania tego w cokolwiek przypominała walkę z samym słońcem. Słowa Mayi wbijały się w niego z determinacją, niemal w lustrzanym odbiciu rozmowy, którą odbyli w śnieżnym grobowcu AZ-102. Kiedy wszystko się tak odwróciło?
Nie byli zagrożeniem. Nie przeniosą dokumentów i nie skasują plików, bo kto mógłby się spodziewać, że czwórka żołnierzy, bez względu na to jak bardzo doświadczonych, sprosta całej armii. Steiger szukał logiki w jego ruchach, szukał powodów za każdym posunięciem.
Samobójczy atak na Chascę nie był logiczny. Nie byli zagrożeniem, byli zaledwie przeszkodą.
Nie wiedział czy w to wierzy, ale było to lepsze niż nic. I tego się uczepił.
- Jego złość skierowana jest w moją stronę - powiedział z trudem. Werbalizacja myśli była równie bolesna, co zebranie się w jedną całość, ale biotyczka siłą i swoim uporem wyrwała go z apatii. - Możemy to wykorzystać.
Tworzenie jakichkolwiek konkretnych planów było daleką przyszłością, ale nie o to teraz chodziło. Otworzył oczy, spoglądając ze zmęczeniem w złote tęczówki, gdy go o to poprosiła. Zmęczeniem, ale i cieniem życia, cieniem czegoś więcej niż zrezygnowana pustka. Chciał powiedzieć jej tak wiele rzeczy, ale na żadną nie znalazł nawet jednego słowa. Przez kilka długich sekund po prostu tonął w bursztynowych zwierciadłach, łapiąc się tego widoku i trzymając się go bezwiednie. To co próbowała mu przekazać, przebiło się przez zasłonę zmęczenie, znajdując sobie swoje własne miejsce, którego miał się w przyszłości chwytać.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił - powiedział cicho. - Nie wiem czy starczyłoby mi siły.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 04:41

Jego krótkie odpowiedzi przywołały pewien rodzaj ulgi na jej twarzy. Pokazały, że jakaś jego cząstka jest skłonna łapać podsuwane mu strzępki nadziei, nawet jeśli umysł nie śmiał wybiegać w przyszłość ani wyobrażać sobie nawet etapu zbierania ich w jeden plan, a co dopiero jego egzekucji. Im gorzej wyglądał, tym bardziej wydawała się być zdeterminowana by ten stan zmienić. W pewien sposób się dopełniali, przynajmniej teraz, gdy zamienili się miejscami i jedno oddaliło swoje problemy na dalszy plan, próbując pomóc drugiemu.
Już od jakiegoś czasu jej spojrzenie łagodniało zawsze, gdy obdarzał ją własnym przez dłuższą chwilę. I tym razem pojaśniało gdy zmusił się do otworzenia oczu i odezwał ponownie. Stojąc tak blisko, przysłoniła nieaktywny komunikator, który jeszcze kilka, kilkanaście minut temu pokazał mu wszystko to, czego nie chciał zobaczyć. Czas upływał specyficznie. Sekundy wydawały się być minutami po to, by chwilę później minuty były sekundami.
Teraz jeszcze skrupulatniej musieli go liczyć.
- Nie musisz dźwigać tego sam - odpowiedziała, zniżając głos do szeptu, choć w jej spojrzeniu nadal tkwiło tyle siły, ile potrzebowali oboje gdy jemu zaczynało jej brakować. - Nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobiłeś - dodała jeszcze ciszej, na granicy słyszalności, ale wokół nich nie było żadnego gwaru, nie grała muzyka, nie było niczego poza szumem systemów, do którego Widmo zdążył się przyzwyczaić. Nawet gdy mówiła najciszej, dało się ją usłyszeć.
Uniosła dłonie, ujmując nimi turiańską twarz, jakby obawiała się, że zaraz odsunie się żeby odwrócić wzrok. Jej dotyk zawsze był gładki i miękki, delikatniejszy niż jakikolwiek inny, choć tylko częściowo wynikało to z ludzkiej fizjonomii. Zadarła podbródek w górę, przysuwając się by móc złożyć na jego ustach długi pocałunek. Gest, w którym mogła przekazać wszystko to, na co żadne z nich nie było w stanie znaleźć odpowiednich słów, który pieczętował wszystko to, czego nie wypowiedziała, zbyt przerażona konsekwencjami i tym, co przyniesie przyszłość.
- Zbyt dużo rzeczy mi naobiecywałeś żeby teraz się wymigać - uśmiechnęła się lekko, odrywając od niego dłonie tylko po to, by ująć jego dłoń, tą, której złapanie nie sprawiłoby mu bólu. - Kroganina, który będzie nas okładał kolbą karabinu przy wejściu do kwatery. Posadę na statku, kiedy to wszystko się skończy. Wyczyszczenie pistoletu. Zdobycie akceptacji mojego ojca. Prysznic.
Westchnęła, sięgając do drugiej ręki. Bandaż częściowo przesiąknięty był błękitną krwią. Nacięcia były płytkie, przynajmniej większość, ale to tylko zwiększało pieczenie przy każdym ruchu.
- Może zaczniemy od tego - zaproponowała, ciągnąc go w stronę wyjścia. Gdy jej twarz nie znajdowała się od razu przy jego, łatwiej dostrzegał to, jak odrętwiałe było jej ciało, od nerwów, strachu, bólu, który odbijała dostrzegając go w jego oczach. Mimo wszystko, wyjście z centrum łączności było pierwszym krokiem do powrotu do rzeczywistości, pierwszym oddechem po wynurzeniu się, od którego musieli zacząć, więc nie pytając go o zgodę, wyciągnęła go na korytarz, pozwalając śluzie odciąć ich od ciasnego wnętrza z przeklętym komunikatorem.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 17:35

Wpatrywał się w złote tęczówki, a jego umysł powoli akceptował jej słowa oraz to co mu oferowała. Jej bliskość przesłaniała mu resztę świata, zarówno w sposób metaforyczny jak i dosłowny - zniknął komunikator niosący wspomnienie Steigera oraz jego groźby, zniknęły terminale na innych stanowiskach, na kilka sekund zniknęła nawet reszta statku i szum elektronicznych systemów. Jakaś jego część szeptała, że to on powinien być dla niej oparciem, że to on miał stanowić niezachwiany przykład pewności co do ich przyszłości, ale i ona wkrótce umilkła. Już dawno przekroczyli granicę przy której ich maski i mury cokolwiek by znaczyły; widział w jej wzroku, że wystarczyło jej jedno uderzenie serca, żeby przejrzeć jego stan, gdy weszli do centrum łączności, jedno spojrzenie by wiedzieć.
Reed nazwał to słabością, a Bryant błędem. Obaj się mylili.
Maya i on udowadniali to za każdym razem. Na skutej lodem AZ-102, w szanghajskiej przetwórni piezo, w korytarzach Noverii. Teraz. Bo patrząc w bursztynowe stawy i pozwalając, by ich kolor wypełnił mu myśli i zastąpił nagrania Steigera, by przesłonił wizje przyszłości oraz poczucie bezradności, zrozumiał że on również nie miał racji. Że nawet jeżeli podniósłby się o własnych siłach i znowu ruszył do przodu, robiłby to już bez udziału tego kim był wcześniej, bo ta osoba zginęłaby przygnieciona ciężarem, który myślała, że uda jej się udźwignąć. I że na końcu nie zostałoby nic poza pustą skorupą. To był jego własny skok w przepaść, jego własne urwisko w które zamierzał zepchnąć Steigera oraz Reeda, i samemu podążyć za nimi. Jego własny Hex.
I to Maya była jego kotwicą. Pomimo własnych problemów, własnego bólu i nienawiści do człowieka stojącego za Castorem, odsuwała to na bok, żeby stanąć przy nim i pomóc mu podnieść się na nogi. Zabrać część ciężaru z ramion, przenieść je na swoje.
Przymknął oczy, gdy zbliżyła się do niego, pocałunkiem przekazując mu wszystko to czego nie potrafili powiedzieć, wszystko to na co składał się chaos myśli i plątanina cieni gnieżdżących się w głowie. Ten gest był jak tchnienie nowego życia, tchnienie nowej siły. I wystarczył. A kiedy oderwała się od niego po chwili i na jej ustach zagościł uśmiech, sam nie mógł nie odpowiedzieć własnym, nawet jeżeli ten był przepełniony zmęczeniem.
- Nie wiem czy przypominanie mi, że czekają mnie jeszcze większe wyzwania niż twierdza wypełniona po brzegi żołnierzami, to dobry pomysł - odpowiedział z westchnięciem, ale jej słowa wywołały zamierzony efekt. W jego oczach coś odżyło, coś więcej niż zrezygnowanie i cień nadziei. Dla niej może część rzeczy była żartem, ale dla niego to były prawdziwe cele. Powód dla którego to wszystko robił, dla którego tak uparcie dążył do przodu. Iskry dla nowej determinacji.
Może poza tym kroganinem. To był po prostu dowód, że czasami odcinek między jego głową, a językiem, nie był w pełni sprawny.
Powiódł spojrzeniem za jej wzrokiem, gdy ujęła jego ranną dłoń. Milczał przez kilka sekund, ale nie zaprotestował, gdy go pociągnęła. Ruszył za nią w ciszy, pozwalając by wyprowadziła ich z centrum łączności, z półmroku wypełnionego terminalami w światło korytarza; każdy krok, każdy kolejny metr odsuwał go od konsoli z wizerunkiem Steigera, a gdy za ich plecami zamknęły się drzwi, odcinając ich od pomieszczenia, nie było już powrotu.
- Maya... - odezwał się cicho po chwili, gdy znaleźli się w przejściu. Zatrzymał się, tylko na chwilę, ale nie wypuścił jej dłoni ze swojej. Jego palce zacisnęły się delikatnie, przekazując to samo co słowa oraz jego spojrzenie, którym teraz ponownie odszukał jej wzrok. W jego własnych tęczówkach ból ustąpił miejsca łagodności, wdzięczności i emocji zarezerwowanej tylko i wyłącznie dla niej, odsuwając na bok wszystko to z czego go wyciągnęła. - Dziękuję.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 18:50

Nie musiał jej dziękować, tak samo jak ona nie musiała mu mówić, że to zbędne. Porozumiewali się za pomocą krótkich i długich spojrzeń, które każde z nich rozumiało doskonale, tak samo jak łatwo było dostrzec odwrotność ich sytuacji w stosunku do tego, do czego byli przyzwyczajeni. Ich znajomość rozpoczęła się od tych samych emocji, jedynie odbitych w złocie zamiast zieleni. Może gdyby nie to, co stało się przed chwilą, znów ogarnęłaby ją frustracja i niemoc, tylko teraz nie mogła sobie na to pozwolić. Nie, kiedy to inne z ich dwójki spadało coraz niżej, przygniecione ciężarem własnych i cudzych decyzji.
Pociągnęła go lekko dalej, wgłąb korytarza. Elpis była cicha, cichsza niż gdy podróżowali przez Układ. Etsy odebrała jego słowa w pełni poważnie i zareagowała - byli już w tunelu Przekaźnika i będą w nim przez najbliższe dziesięć godzin, może trochę więcej, może trochę mniej. Wyliczenia nigdy nie były tak idealnie zaokrąglone, ale SI posługiwała się przybliżonymi terminami by nie wydłużać swoich komunikatów i nie brzmieć tak sztucznie, jak brzmiałaby WI.
Nie miała pojęcia o jego apteczce w kajucie kapitańskiej, więc zamiast tam, zabrała go do pomieszczenia, w którym któreś z nich prawie zawsze lądowało po misji - i na ogół była to ona. Stacja medyczna tym razem przewyższała ich potrzeby, ze swoim drogim sprzętem, przystosowanym do łatania ludzi w bardzo złym stanie. Niebieskowłosa zignorowała kapsuły, puszczając jego dłoń na chwilę by sięgnąć do jednej z szafek, z której wyjęła medi-żel, bandaż i coś do oczyszczenia rany.
Usiadła na jednym z krzeseł i pociągnęła go na drugie, sięgając po dłoń. Zawiązany pośpiesznie bandaż zdążył się już częściowo rozwinąć, nasączony mieszanką krwi i medi-żelu, więc zaczęła go zdejmować, powstrzymując się od komentarza. Widziała, że jego rękawice były w dobrym stanie gdy opuszczali Noverię, ale jego pięść mówiła co innego. Nietrudno było jej dodać dwa do dwóch.
Gdy stary bandaż wylądował w koszu, jego dłoń ponownie zapiekła, w kontakcie z nasączonym alkoholem gazikiem. Po nim jednak przyszedł medi-żel, przyjemnie kojący, schładzający jego poranioną skórę, z której w większości już nie sączyła się krew. Część ranek się zasklepiła, część wciąż była wilgotna, więc Volyova założyła w miejsce starego opatrunku nowy, zawiązując go z prawą na jego dłoni.
- Kapsuła zrobiłaby to lepiej, ale jest zarezerwowana dla seksownych pacjentek - westchnęła, uśmiechając się pod nosem i obracając, żeby schować niepotrzebną resztę bandaża na miejsce. Wbrew jej słowom, opatrunek był założony dobrze, na pewno lepiej niż ten, który Viyo założył sobie wcześniej używając tylko jednej ręki. - Mesa, kajuta? - dodała, obracając się znów ku niemu i stając obok, patrząc na niego z góry póki wciąż siedział w krześle. - Kofeina, alkohol?
Wyciągnęła do niego rękę, choć nie potrzebował pomocy w staniu z miejsca. Mieli dziesięć godzin podróży, zanim wylecą w systemie, w którym będą mogli zaczekać na spotkanie z Nazirem i Irene.
- W zasadzie... - pochyliła głowę, zamyślona, zerkając na tył swojego ramienia, na którym od jej jasnej skóry odcinał się czerwony ślad w miejscu, w którym piroman rozgrzał część jej naramiennika.
Sięgnęła z powrotem do szafki, dla świętego spokoju biorąc trochę medi-żelu i nakładając na rozgrzaną skórę obojętnie. Nie było to nic poważnego, biorąc pod uwagę jej standardowe obrażenia po walkach, ale zawsze zapobiegnie to bąblom lub dyskomfortowi później.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 21:06

W pierwszej chwili nie potrafił sobie przypomnieć kiedy to on musiał spocząć w skrzydle medycznym i kiedy to on musiał grać rolę pacjenta, a nie tego kto się nimi opiekuje. Pamiętał że ilekroć prowadził tu Mayę, coś ściskało go w klatce piersiowej, a umysł szeptał zdradliwie, że nigdy nie jest odwrotnie, że to zawsze ktoś inny cierpiał w jego imieniu - dokładnie tak jak powiedział Reed. Nie była to jednak prawda; wąska blizna na jego żebrach, tam gdzie dźgnęła go bezimienna zabójczyni Orena Virii, była pamiątką z jego pierwszej i ostatniej wizyty w oszklonej kapsule. Coś o czym niemal zapomniał, coś co teraz wydawało się mieć miejsce całe lata temu, a nie zaledwie tygodnie.
W pewnym sensie było to nawet zabawne. Przez ostatnie miesiące otrzymał zaledwie dwie rany, które naprawdę mogły zagrozić jego życiu, ale niemal w ogóle nie myślał o osobach, które ja zadały. Nie potrafił sobie nawet przypomnieć twarzy ani imienia mężczyzny, który powalił go głębinowym nożem na dnie Raitaro, a młoda asari stała się sprawą, którą wyrzucił z głowy i też niemal całkowicie z niej zniknęła. Jakby byli zaledwie tłem, senną marą.
A jednak to inne, niefizyczne rany bolały najbardziej, to twarze innych przeciwników czasem stawały mu przed oczami.
Obserwował jak biotyczka rozwija bandaż, który odlepił się niechętnie od zasychającego medi-żelu oraz błękitnej krwi rozciętych kłykci. Ostre szczypanie i nieprzyjemne ciepło, które pulsowało teraz w jego dłoni niczym drugie serce, wyostrzały zmysły, skupiały umysł na czymś innym, ale teraz nie potrzebował tego już tak bardzo. Kapsuły milczały, uśpione, tym razem niepotrzebne.
Kiedy niebieskowłosa powoli oczyszczała ranki, on przyglądał się jej w milczeniu. Błądził spojrzeniem po jej pięknym profilu, po błękitnych włosach wysuwających się zza ucha, gdy się pochylała, po złotych tęczówkach nie mniej zmęczonych niż jego własne, a jednak o wiele bardziej zdeterminowanych, po bliznach przecinających policzek i krawędź ust, po napiętych mięśniach szyi. Czy sam nie powiedział kiedyś, że Fortuna ma wyrafinowane poczucie humoru? Gdyby nie spotkał biotyczki wtedy w Horusie albo gdyby podjął inną decyzję, przekraczając granicę o wiele wcześniej i płacąc Bryantowi za informacje zamiast sprzymierzać się z Mayą, czy kiedykolwiek miałby szansę ukończyć swoją wendettę? Czy może Steiger oraz własne czyny złamałyby go ostatecznie, rozbijając w drzazgi? Czy znalazłby chociaż jeden, równie silny powód dla którego było warto dalej walczyć?
- Przekażę to Khouriemu - odpowiedział na jej słowach po chwili milczenia, wyrwany z własnych myśli. Po jego ustach błąkał się jednak cień uśmiechu, którego próżno było szukać jeszcze przed zaledwie kilkoma minutami. Uniósł obandażowana dłonią, poruszając palcami na próbę; iskierki bólu wciąż były tam obecne, ale teraz jako zaledwie wspomnienie tego czym były wcześniej.
Gdy go zapytała o to co dalej i wyciągnęła ku niemu rękę, podniósł na nią wzrok. Organizm niemal odruchowo podsunął mu to czego uważał, że potrzebuje najbardziej - alkohol i kajuta. Zapomnienie i odpoczynek. Wiedział jednak, że w butelce chatti czaiły się też niechciane myśli, a sen był zaproszeniem koszmarów z których właśnie co udało mu się wyrwać. O ile w ogóle by zasnął. Dlatego westchnął tylko i ujął wyciągniętą dłoń biotyczki, jednak zamiast wstać, delikatnie przyciągnął ją do siebie i złożył na jej palcach krótki pocałunek.
- Mesa. I kofeina - zadecydował po chwili. - Muszę zacząć spełniać chociaż część złożonych ci obietnic - dodał z cieniem uśmiechu. Czyszczenie pistoletu, naprawa jej pancerza, zapoznanie się z nowym karabinem... Drobne prace do których się przyzwyczaił, a które pozwoliłyby umysłowi skupić się na czymś prostym, czymś znajomym. - Albo moja kajuta i kofeina, jeżeli ty chcesz odpocząć. Nie będę miał nic przeciwko jeżeli będziesz chciała poczytać u mnie książkę, gdy ja będę pracował - dodał, wypuszczając jej palce z własnych.
Jego wzrok odbiegł na jej poparzenie przy ramieniu kiedy sięgnęła po drugą porcję medi-żelu, tym razem jednak dla siebie. Bez słowa zrobił dla niej miejsce obok siebie i sięgnął po czysty bandaż, który został niewykorzystany w jego "zabiegu". Półtora dłoni było lepsze niż jedna, gdyby miała zawiązać go sobie sama, tak jak on wcześniej. W ciszy pomógł jej obwiązać ramię, delikatnie opatulając zaczerwienione od ognia miejsce; jakąkolwiek bronią operował żołnierz w ognioodpornej masce, płomieniom które rozpalał daleko było to zwykłej temperatury.
- Tam na Noverii, gdy obydaj żołnierze już zginęli... - odezwał się po chwili milczenia, pół tonu ciszej, nie przerywając powolnego nakładania opatrunku. Widok oparzenia i pieczenie własnej rany przypomniało mu jej minę, jej zaskoczenie i zamyślony wzrok kiedy spoglądała na pulsującą osobliwość, pogrążona we własnych demonach na kilka minut. - Widziałem twoje spojrzenie.
Niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Elpis

30 sty 2019, o 22:14

Uśmiechnęła się nieco szerzej, gdy jego decyzję poprzedziło przysunięcie jej do siebie i krótki pocałunek. Widząc, jak wraca do siebie reagowała podobnie. Z jej ciała uszło trochę napięcia, wściekłość zelżała, pozostawiając tylko te, pozytywne emocje, które wcześniej wypchnęła przed szereg złych. Skupienie się na sobie nawzajem pomagało odtrącić destrukcyjne myśli, które zasiały w nich słowa Steigera i które powrócą do nich później. Może gdy jednemu uda się zasnąć, podczas gdy drugie będzie bezsilnie wpatrywało się w ciemność i wyłaniające się z niej cienie.
- Mesa i kofeina brzmi dobrze - odpowiedziała, siadając obok, znów z medi-żelem w ręku. - Kajuta może później. Na razie nie wiem, czy umiałabym uleżeć w miejscu - dodała z westchnieniem, nie wspominając o książce. Lektura też mogła okazać się utrudniona, przynajmniej na początku. Z tym wszystkim, co działo się wokół nich, czekałoby ją pięciokrotne czytanie jednego zdania bez żadnego zrozumienia tego, co dzieje się w fabule.
Poparzenie było łagodne i stosunkowo małe, ale skóra ukazywała swoje podrażnienie czerwienią. Nie miało zostawić żadnej z blizn, ale równie dobrze mogli oszczędzić niebieskowłosej nieprzyjemnego szczypania, nakładając medi-żel i obwiązując jej ramię bandażem. Z tym też poradziła sobie lepiej mając do pomocy turianina, niż gdyby próbowała to zrobić sama.
- Wolę patrzeć, co robisz - dodała, wzruszając lekko ramionami. Przesunęła dłonią po nałożonym opatrunku, sprawdzając jak dobrze trzyma się na jej ramieniu, po czym podniosła ku niemu głowę i znów, lekko się uśmiechnęła. - Szczególnie przy czyszczeniu broni.
Uniosła dłoń do włosów, wilgotnych i splątanych, związanych w niedbały kok. Uwolniła je z upięcia, zakładając gumkę do włosów na nadgarstek, bo nie miała nawet bluzy, do której kieszeni mogłaby ją schować. Opadły na jej plecy lekko zakręcone, wciąż mokre tam, gdzie ściśnięte zostały ze sobą i związane, choć czubek jej głowy był już suchy.
Zamarła, słysząc jego słowa, z wzrokiem utkwionym w swoich dłoniach, w czarnej gumce, którą związała niebieskie włosy. Dopiero po chwili pokręciła głową, zbywając to, co on pozostawił niewypowiedzianym, a co ona bez problemu wychwyciła. Tak, jak on wychwycił lekką przerwę między jego słowami a jej odpowiedzią.
- To nic - odpowiedziała, obracając ku niemu głowę. Cień, który przemknął przez jej twarz, wychwycił tylko dzięki temu, że miał szansę zaobserwować go wcześniej, za każdym razem gdy poruszali tematy, które wyprowadzały ją z równowagi, o których nie chciała rozmawiać, z tych lub innych powodów. - Zabiliśmy dwie osoby - przypomniała mu, wstając z miejsca i ponownie wyciągając ku niemu rękę, choć tym razem nie dała się przyciągnąć z powrotem na siedzenie tylko pociągnęła go w górę. - To nie tak, że ty w takich chwilach wyglądasz normalnie.
Schowała swój półuśmiech za włosami, ciągnąc go w stronę wyjścia - do mesy i kofeiny, o której wspomniał wcześniej. Po czymś takim żołądek nawet nie upominał się o jedzenie, ale kawa zawsze mogła pomóc.
- Przyniosę pancerz i broń - poinformowała go, gdy wyszli na korytarz, ale nie ruszyła się z miejsca póki nie dostrzegła w jego oczach czegoś, czego tam szukała. Może gotowości na minutową rozłąkę, podczas której musiała spuścić go z oka.

Wróć do „Prywatne jednostki”