Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Ishtar

10 maja 2017, o 21:43

Niewielka korweta należąca do korporacji Kassa Fabrication. Zarówno na zewnątrz, jak i w środku utrzymana w barwach organizacji - głównie szarości i srebrze. Do obsługi wymaga od ośmiu do dwunastu osób. Nie posiada dużej ładowni ani obszernego hangaru, gdyż przeznaczona jest do przewożenia ludzi, niewielkich grup uderzeniowych w celach wybranych przez Kassę. Za to może poszczycić się położoną przy sporym wizjerze mesą i dużą, jak na statki tego rodzaju, wielkością kajut. Wyposażona jest w standardowe silniki fuzyjne, ale również w Systemy Rozproszenia Chłodzącego, będące dużym, choć niekoniecznie niezbędnym udogodnieniem. Torpedy dysrupcyjne są jedynym rodzajem jej uzbrojenia, a pancerz nie należy do tych najlepszej klasy, ale przeznaczeniem Ishtar nie jest walka. Ekspres w aneksie kuchennym ma zaprogramowane czterdzieści siedem rodzajów kawy.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

10 maja 2017, o 22:09

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Kobieta ponownie zmierzyła pojazd wzrokiem i po chwili namysłu skinęła głową. Uruchomiła omni-klucz i połączyła się znów z jego panelem sterowania, by przywrócić mu połączenie z centralą. Panel kontrolny momentalnie zamigał tysiącem ostrzeżeń o przekroczeniu granic, uprawnień, ilości złamanych praw i wszystkim, czego taksówka robić nie powinna. Wade odsunęła się i pozwoliła jej podnieść się z podłogi, łapiąc się jednego z uchwytów i skinieniem głowy dając mężczyźnie do zrozumienia, żeby jednak na chwilę jeszcze otworzył rampę. Taksówka szybko opuściła statek, ruszając bezpośrednio do najbliższego postoju, ale gdzie on był - tego w tej chwili nie mieli jak sprawdzić. I przede wszystkim nie mieli po co.
Gdy po raz drugi zamknął się hangar i zapadła cisza, Sonya z powrotem spoważniała. Rozradowany uśmiech zniknął z jej twarzy, ustępując miejsca skupieniu. Poprawiła swoją torbę na ramieniu i ruszyła w stronę wyjścia z przestronnego pomieszczenia.
- Nie będą zadowoleni ze stanu, w jakim wróci. Ale przeprogramowałam GPSa, żeby fakt wylądowania tutaj nigdzie nie został zapisany. Aktywuje lokalizację i kamery dopiero jak wyląduje. Będą mieć niespodziankę.
- Sonya, do cholery - ciemnoskóry mężczyzna dogonił i zrównał się z nią. Stwierdzenie, że był sfrustrowany, to było mało powiedziane. Spojrzenie, które wbił w kobietę, niemal wypaliło jej dziurę w profilu. - Miałaś się odezwać, jakby coś poszło nie tak. Byliśmy gotowi, żeby wylecieć. Dotarlibyśmy w kilka minut.
- Charlie, Aaron - przedstawiła ich sobie Wade obojętnie. - Aaron, Charlie. Stwierdziliśmy, że za jego krzywym ryjem nigdzie byś nie poszedł, dlatego wysłali mnie. Niewiele lepiej, ale zawsze.
- Sonya! - warknął ostrzegawczo Aaron.
- No co? - zatrzymała się w końcu i odwróciła do niego. - Skąd przypuszczenie, że miałam te kilka minut? Wszystko było dobrze, dopóki nie wsiedliśmy do tej pierdolonej taksówki. Myślisz, że gdyby problemy pojawiły się w knajpie, to bieglibyśmy do postoju? Wtedy byśmy się zabarykadowali i zadzwoniłabym po was. Tu nie było czasu. W te kilka minut zdążyliśmy wylądować na Ishtar. Nie sraj żarem, Aaron.
Ciemnoskóry fuknął coś i przeniósł spojrzenie na Strikera, przechodząc z nimi przez drzwi prowadzące do reszty statku. Weszli w standardowy korytarz, niczym nie wyróżniający się z podobnych korytarzy na podobnych jednostkach. Póki co znajdowali się na najniższym poziomie, tam gdzie chociażby maszynownia. Tu próżno było szukać wyszukanych elementów wystroju.
- No więc tak. Przepraszam za to, Charlie. Naprawdę myślałam, że to się jakoś normalnie potoczy. Mówili, że mamy polecieć po ciebie, bo jesteś cenny, a coś ci grozi, ale nie myślałam że sama się na to załapię. Zresztą nieważne już - machnęła ręką, wprowadzając go do windy. Ta już była ładniejsza, niż przeciętny korytarz. Jedną ścianę stanowiło duże lustro. Sonya spojrzała na swoje odbicie i westchnęła bezgłośnie, odwracając się do dwóch mężczyzn. - Witaj na Ishtar. Nie jest to może szczyt techniki, ale dowiezie nas na Ziemię. Nie przydzieliliśmy ci kajuty, bo to kilka godzin lotu, ale jeśli chcesz, bo jesteś zmęczony albo chcesz wziąć prysznic, to coś się znajdzie. Obecnie jest tu nas dziesiątka. Aaron, Seth i Borys są oddziałem naziemnym, czy jak ich tam nazwać. Mamy dwójkę techników, Velnię i Eliaba. Pilotuje Shannon. Jest dwóch nawigatorów których imion nie pamiętam i ktoś tam jeszcze się plącze. Krótko tu jestem - wzruszyła ramionami. - Chcesz iść ze mną do mesy, czy wolisz siedzieć... nie wiem... sam? To musi być lekko spierdolona sytuacja dla ciebie. Wybacz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

11 maja 2017, o 18:11

Słuchał jak się kłócą. Musiała być naprawdę problematyczną jednostką w tej grupie. Jakby nie patrzeć nie słuchanie rozkazów i nie wykonywanie ich, bo „mam lepszy pomysł jebać dowództwo” zazwyczaj kończyło się różnie. Tym razem sukcesem, w innym wypadku pewnie obydwoje byliby martwi. Albo tylko ona, a on trafiłby na tortury. W sumie jeden chuj.
- Hej.
Machnął ręką do Aarona i poprawił torbę. Obserwował go, ale tak jak był uczony. Lepiej żeby nie zauważyli, że okazuje jakąkolwiek podejrzliwość. Pewnie i tak wiedzieli, że nie można mu ufać i jeśli będzie szansa lub coś pójdzie nie tak najzwyczajniej w świecie stąd spierdoli eliminując wszystko, co stanie między nim, a wolnością. Podobno najwięcej ludzi w Afryce zabijały hipopotamy, które w panice potrafiły zabić każdego, kto stoi między nimi a najbliższą rzeką. Teraz właśnie czuł się jak taki hipcio. Tyle, że nie wiedział jeszcze czy są zagrożeniem czy też hipopotamami.
- Jestem cenny? Niby, w czym? Umiem zabijać, torturować i wyciągać z ludzi informację siłą. Nie są to jakieś rzadkie zestawy umiejętności, na które można natknąć się w galaktyce. Plus nie jestem aż tak wielką skarbnicą wiedzy jak się wam wydaje.
Nie żeby nie był im wdzięczny za ten ratunek. Przeżycie kilku dodatkowych dni było lepszym rozwiązaniem niż kilkudniowe tortury. A o tym sam dobrze wiedział. Zawsze był gotowy na to żeby się zabić w razie złapania przez wroga i próbę wydobycia z niego czegokolwiek. To wpajali im najmocniej do głowy. „Milczenie jest złotem Striker, a jeśli będziesz milczał to my cię nim obsypiemy”, dokładnie takie słowa usłyszał od jednego ze swoich instruktorów. I miał rację, im bardziej się starał na misjach oraz pozostawał poza radarem kogokolwiek z innych firm, tym więcej kredytów dostawał. Sytuacja była o tyle smutna, że tak naprawdę nie miał nawet, na co spożytkować tych funduszy.
- Nie wiem.
Westchnął głośno. Sam za bardzo nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Mógłby posiedzieć sam, ale nie skończyłoby się to najlepiej dla niego. Nie chciał myśleć, nienawidził myśleć, czasami wolałby być pieprzonym warzywem. Mógł też pójść z nią i udawać, że nie jest socjopatą, a jakie umiejętności interpersonalne stoją na bardzo wysokim poziomie. Pewnie skończyłoby się to jak na wcześniejszym statku gdzie miotał kubkami i darł ryja na lewo i prawo. Tego już wolał na pewno uniknąć. Różnica była taka, że jeśli odwali mu tutaj to ktoś na pewno go zdejmie albo odseparuje od reszty.
- Lekko spierdolona? Nie, to po prostu kolejne niepotrzebne przypomnienie, że moje życie już jest spierdolone.
Spojrzał na swoje stopy na chwilę. To prawda był depresyjnym gburem żyjącym przeszłością, w której wszystko wyglądało lepiej. Gdzie miał swoje miejsce. Nawet więzienie wydawała się o wiele lepsze niż życie na wolności i zmaganie się z tym wszystkim samemu. Czasami żałował, że ktoś nie odstrzelił jego marudnej dupy na jakimś zadupiu kosmosu. Wtedy jego historia by się skończyła i miałby święty spokój.
- Muszę zapalić i napić się herbaty.
Jego głos brzmiał spokojnie, chociaż było wyczuć nutę całkowitego wyprania z emocji. Jakby coś w nim już dawno temu umarło. Cieszył, że chociaż potrafi rozmawiać z każdym normalnie, mimo że w środku gnił już naprawdę srogo. Przynajmniej nie musiał się męczyć z psychologami, którzy nie potrafili mu pomóc w jakikolwiek sposób. Oczywiście zawsze były proszki, ale one zbyt bardzo przyćmiewały jego zmysły i otumaniały. W swoim głównym zawodzie nie mógł sobie pozwolić na coś takiego.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

14 maja 2017, o 17:47

Aaron nie ukrywał, że się przygląda Strikerowi. Nawet nie próbował. Nowa postać na pokładzie interesowała go i trudno było mu się dziwić, w końcu to po niego tutaj przylecieli i on był w tej chwili pępkiem ich świata. Mieli go dostarczyć żywego na Ziemię, do Kanady, a co wydarzy się dalej - tego już Charles nie wiedział.
Sonya wzruszyła ramionami, gdy w końcu opuścili windę i znaleźli się w mesie. Pomieszczenie było przestronne, sprawiało wrażenie jakby zajmowało większą część statku, niż zajmowało w rzeczywistości. Ale może było to skutkiem szerokiego wizjera, teraz zamkniętego za szybą, przez co nie dało się podziwiać widoku. Owalny stół otaczała owalna kanapa, duża, na pierwszy rzut oka wygodna. Na blacie leżały gazety - wyglądały na świeże. Może ktoś z załogi, kto nie był zajęty przekazywaniem przesyłki Strikerowi, podskoczył do jakiegoś sklepu w dokach i przyniósł na pokład. Całe pomieszczenie utrzymane było w jasnych, szarych barwach, choć nie było tak sterylne jak to, w którym siedział ostatnio. Przede wszystkim Ishtar była większym statkiem, więc mesa również, adekwatnie. Ciemnowłosa podeszła do dużego okna i zmieniła coś w panelu, sprawiając, że zaczęło się odsłaniać. Kilkanaście sekund później ich oczom ukazał się przekaźnik masy, do którego zmierzali, zostawiając Cytadelę ze plecami.
- Nam się nic nie wydaje, to nie moja sprawa - powiedziała Sonya, rzucając tylko Strikerowi przepraszające spojrzenie. - Na stole jest popielniczka. Herbatę ci załatwię.
Na tej samej ścianie, na której znajdowała się winda, podwieszone były monitory, na których wyświetlały się wiadomości z Cytadeli i z Ziemi. Nic, co nadzwyczajnie przyciągnęło uwagę Charlesa. Po obu stronach windy znajdowały się schody, prowadzące w dół, więc mesa musiała znajdować się na najwyższym pokładzie.
- Zaraz wracam - obiecała Wade i zeszła po schodach, a spięty Aaron za nią.
Striker nie był w stanie wysłyszeć dokładnych słów, ale ich kłótnia docierała też do niego. Mężczyzna miał pretensje, Sonya próbowała się tłumaczyć spokojnie, ale teraz zaczynała tracić cierpliwość. W końcu jednak zaczęło to brzmieć, jakby Aaron zrozumiał dlaczego Wade ich nie wezwała, choć gdy kobieta z powrotem pojawiła się w mesie, nie wyglądała na zadowoloną. Wrócił jej standardowy bitchface i razem z nim zajęła miejsce naprzeciwko Charlesa na kanapie. Opadła na nią z westchnięciem, stawiając kubek z parującą herbatą na blacie stołu i ściągając z nadgarstka gumkę do włosów, którą opanowała swoją potarganą wiatrem fryzurę. Potem długo milczała, wpatrując się w swoje splecione dłonie.
- Zastanawiam się kto mógł nas gonić. Rostenkov? Kojarzysz tego gościa od... no wiesz? - uniosła dłoń z wyprostowanymi dwoma palcami i gestem przedstawiła strzał z pistoletu. - Nie sądzę, żeby to był on. Wyglądał na kogoś, kto jak już ściga, to dogania. Poza tym nie widziałam go w promie. Strzelała do nas kobieta - skrzywiła się, pocierając skroń. - Skoro twoje umiejętności ograniczają się do tego, co potrafi zrobić przeciętny vorcha na Omedze, to nie mam pojęcia o co chodzi. Tak czy inaczej dobrze, że się udało.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

14 maja 2017, o 20:26

Kiedy Sonya wyszła miał chwilę by rozejrzeć się po okolicy. Musiał przyznać, że Kassa miała chyba lubiła wydawać kredyty na estetykę swoich ludzi i statków. Rosenkov działał z goła inaczej. Tam wszystko miało być użyteczne, zero jakichkolwiek ulepszeń. Typowa rosyjska toporność. Do dzisiaj pamiętał, kiedy mesa znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu, co magazyn sprzętu, sypialnie oraz kostnica. Wszystko oczywiście w jednym pomieszczeniu. Nic tak nie relaksuje żołnierzy jak jedzenie śniadania z widokiem na swoich martwych kompanów.
Nie wiedział jak działali ludzie tej korporacji. Jak podchodzili do wszystkiego, a tym bardziej jak działały ich grupy szturmowe. Interesowało go to nawet. Wiedział, że ludzie Hahne-Kedar uwielbiali wykorzystywać najnowocześniejsze gadżety, Sirta była mniej liczna w żołnierzy, ale za to w większości biotycy, Ariake działała jak typowa agencja szpiegowska. A Kassa? Nie wiedział nic.
Po zwiedzeniu pomieszczenia, postanowił w końcu usiąść i zapalić. Ściągnął z siebie bluzę, pod nią miał tylko zwykły czarny t-shirt. Kiedy siadał z głowy zdjął czapkę. Rzucił to wszystko obok siebie. Spojrzał na swoje ręce. Za każdym razem zastanawiał się jak wielki wpływ mieli na niego ludzie w pierdlu, szczególnie, że dał im się tak wytatuować i nie zarazili go żadnym syfem. Od palców po ramiona. Patrząc z perspektywy czasu, tatuaże były znacznie lepszy rozwiązaniem niż codzienne męczenie się z nowoprzybyłymi więźniami, którzy nie wiedzieli, kim on jest. Oczywiście w pracy zawsze nosił gumowe rękawiczki by nikt nie widział jego dłoni. Teraz niestety znowu były na widoku. W takich momentach cieszył się, że nie zgodził się na wytatuowanie pierścienia ze swastyką w środku. W pierdlu znaczyło to całkowicie, co innego niż dla większości ludzi jednak wciąż odmawiał na tyle długo, że wytatuowali mu każdy inny możliwy pierścień, a na nazistowski symbol nie starczyło już miejsca.
Nasłuchiwał ich kłótni. Widać musieli być albo cholernie świeżym zespołem działającym razem albo Kassa lubiła mieć burdel w jednostce. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Jedyny przedmiot, który był przy nim przez ten cały czas. Dostał ją od swojego brata na 21 urodziny. 8 lat. Prychnął śmiechem. Czas leciał nieubłagalnie, tylko on stał w miejscu. Złapał za paczkę fajek. Odpalił i zaciągnął się mocno dymem. Znowu poczuł się lepiej, kiedy dym wypełnił jego smołowate płuca. Kątem oka obserwował powoli powracającą Sonye z jego herbatą. Wiedział, że to nie będzie typowa herbata, którą pił, ale zawsze coś. Kiedy usiadła nastąpił ten moment niezręcznej ciszy, jemu jakoś to nie przeszkadzało? Lubił ciszę. Niestety nie trwała ona na tyle długo by mógł się nią nacieszyć. Słuchaj jej pytań.
- To nie Rosenkov, tak mi się wydaje. Jeśli oni chcieliby mnie martwego to na pewno nie bawiliby się w jakieś filmy czy inne gówno. Po prostu by po mnie przyszli i zabili. Przy okazji pewnie wysadzając okoliczne budynki. Co, jak co, ale nigdy nie bawiliśmy się w półśrodki. To byli raczej zwykli najemnicy. Znając życie szarak pewnie siedzi na dupie i kontroluje całą akcję.
Oparł się wygodniej na kanapie. Zjechał trochę niżej by głowa miała oparcie o naprawdę wygodny mebel. Niestety z jego wzrostem nie było łatwo żyć w świecie, który dla niego miał wymiar S.
- Podejrzewam, że, ktoś, komu dawno temu zaszliśmy za skórę dowiedział się w końcu, kto to zrobił i teraz się mści. W swój dziwny artystyczny sposób.
Zastanawiał się przez chwilę, dlaczego tak bardzo ich szef chce się z nim spotkać. Nie za bardzo też chciał opowiadać jej o czymkolwiek związanego ze swoim wcześniejszym życiem. Tym bardziej z operacjami, w których brał udział, od tych najbardziej normalnych do naprawdę dziwnych.
- Byłem drugi.
Westchnął w końcu przesuwając się do przodu i opierając łokcie o swoje nogi. Pochylił się bardziej do przodu. Papieros tlił mu się w dłoniach, sprawiając, że dym leciał przed jego twarzą. Zaciągnął się i zaczął mówić.
- Byłem drugi w łańcuchu dowodzenia podczas każdej operacji. Wyglądało to tak, że odpowiadałem przed dowództwem w bazie. Można powiedzieć, że byłem dowódcą na miejscu, ale nie do końca. Tak naprawdę dalej wykonywałem rozkazy, ale o de mnie zależało jak zostaną wykonane, ale sposoby jej wykonania dostawałem z góry. To znaczy tak było przez ostatnie 2 lata dla korporacji, byłem, więc dość wysoko postawiony, ale nigdy nie zostałem dopuszczony do informacji, jak dlaczego i po co to robimy.
Jak się nad tym zastanowić, brzmiało to dość dziwnie. Niestety jednak takie były zasady w firmie i musiał je egzekwować. Nie wiedział czy ona zrozumie, o co w tym wszystkich chodzi. Podrapał się po dłoniach. Nie czuł się zbyt dobrze z tym, że rozmawiał o tym tak otwarcie, szczególnie, że ukrywał to przez kilka lat.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

16 maja 2017, o 22:22

Sonya słuchała jego odpowiedzi w milczeniu, przesuwając palcami po kostkach swojej lewej dłoni. Bezmyślnie, nieświadomie, przyglądała się Strikerowi, po raz kolejny lustrując go spojrzeniem równie intensywnie, co wcześniej, gdy siedziała przy barze i czekała na zamówiony przez siebie posiłek. To się wydawało odległą przeszłością. W rzeczywistości od tamtej pory minęła zaledwie godzina, może niewiele więcej. I o ile dla Wade to wszystko było częścią zadania, to w rzeczywistości Charlesa wszystko obróciło się w ciągu tego czasu do góry nogami. Miał odpocząć po chaosie, którego był częścią na barce więziennej. Dostał swoje kredyty, zostawił wszystkich za plecami, teraz czekając na chwilę spokoju. Cóż, życie miało inne plany.
Pewnie przyzwyczajała się do widoku człowieka, który wyglądał teraz inaczej, niż na zdjęciach, z którymi musiała się zapoznać. Zresztą inaczej wyglądał także za barem, w otoczeniu kuchennych naczyń i zapachu grillowanego kurczaka. Inaczej niż ten, który podawał jej czekoladowy deser. Prawdopodobnie gdyby spotkała go w takiej chwili, jak teraz, w życiu nie podejrzewałaby go o to, że potrafi taki deser przygotować, bo wcale nie wyglądał na kogoś, kto miał na ten temat jakiekolwiek pojęcie.
- Racja - rzuciła krótko. - Nie spierdoliliby tego tak, jak ci tutaj.
Skinęła też głową słysząc kolejne słowa. Striker nie chciał jej o niczym opowiadać, ale ona też nie pytała. Wyglądało na to, że należała do tych kobiet, które nie zagadywały rozmówcy na śmierć tylko po to, by wyrzucić z siebie serię nikogo nie interesujących słów. Cisza jej nie przeszkadzała, tak samo jak jemu, może dlatego też po odwróceniu wzroku od mężczyzny skupiła go na rosnącym przekaźniku masy i obserwowała, jak Ishtar się do niego stopniowo zbliża. Siedziało się tu przyjemnie, widok też był niczego sobie. Wydawała się do niego nieprzyzwyczajona, może więc statek nie należał do niej, ani nie była tu stałym bywalcem. To by wyjaśniało też jej niesnaski z załogą, a przynajmniej jej częścią. Światło przekaźnika odbijało się w jej oczach.
- Pracuję dla Kassy - powtórzyła, przerywając długą ciszę. Westchnęła, ściągając z siebie kurtkę. Przyjrzała się jej, marszcząc brwi. Miała rozdarty rękaw. - Wysłał mnie Claude Simard, pracuję dla niego od niedawna. Podobno ma coś wspólnego z tym całym gównem, w które ty jesteś zaplątany. Jeden z tych superżołnierzy, takich jak ty - uśmiechnęła się znów lekko, ale tylko na moment, wyraźnie nie mówiąc do końca poważnie. Ot, żart, który jasno wskazywał na to, że kobieta jednak jakieś pojęcie na ten temat miała. Mniejsze lub większe, ale nie była całkowitą ignorantką jeśli o to chodziło. Zaraz jednak spoważniała. - Tylko on wspiął się po tej drabinie trochę wyżej. Chciałabym móc ci powiedzieć coś więcej, ale Simard jest tak samo rozmowny na ten temat, co ty. Może nawet mniej.
Oparła się rękami na blacie stołu, paznokciami wystukując na nim bliżej nieokreślony rytm. Pokręciła głową.
- Nie musisz mi o tym mówić - stwierdziła, zauważając jego dyskomfort. - Jestem tylko posłańcem. Zaraz wchodzimy w przekaźnik - zmieniła temat i przeniosła wzrok z powrotem na cel ich podróży. - Nie latam zbyt często. Nienawidzę tego.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

17 maja 2017, o 21:19

Striker musiał przyznać, że naprawdę czuł się troszkę bardziej swobodnie niż zazwyczaj. W większości przypadków to on musiał osłaniać czyjąś dupę, a nie na odwrót. Nie żeby czuł się z tym źle, na pewno na własną rękę też by sobie poradził jakoś. No właśnie jakoś. Nie mógł mieć pewności jak długo przeżyłby w pojedynkę. Poruszanie się samemu było łatwiejsze, jednak podróżowanie w grupie zawsze dawało to uczucie bezpieczeństwa, że ktoś zawsze czuwa i nikt ci nie odstrzeli łba. Chyba, że ktoś by ich zdradził. To już mu się zdarzyło. Czasami żałował, że kula, która miała go zabić nie spełniła tego, co obiecywał producent.
- Dawno nie widziałem się z takimi jak ja.
Zaciągnął się papierosem. Zastanawiał się jak to ma niby wyglądać. Prawda była taka, że agenci różnych firm wyczuwali się na odległość i najchętniej by się pozabijali. Co ciekawe nigdy nie zdarzyło mu się walczyć z agentami innych firm. Zawsze to byli zwykli pracownicy szeregowi lub wzmocniona ochrona. Zawsze, kiedy mieli już walczyć z inną drużyną byli bardzo szybko wycofywani. Nie za bardzo rozumiał tą logikę.
- Byliśmy tresowani do milczenia. Tu nie masz, co się mu dziwić. W najgorszym wypadku złapania czy przesłuchania mieliśmy się zabić. Czasami jednak to nie wychodziło, więc wszczepili nam.
Zaciął się. Jakby wiedział, że powiedział za dużo, mimo że tak naprawdę za dużo to nie znaczyło. Mimo wszystko na jego twarzy pojawiły się krople potu, a oczy mu przeskakiwały z jednego miejsca na drugie. Niczym zaszczuty pies, który wiedział, że zrobił coś złego, mimo że jego pana nie było w okolicy. Starał się jakoś przełamać. Musiał mówić. Jeśli ten cały Simard chce mu pomóc to będzie musiał gadać o wcześniejszym życiu. Musiał się złamać. Wstał z miejsca i wsadził sobie papierosa do ust.
- Wszczepili nam.
Odwrócił się do niej plecami i podciągnął koszulkę, by potem ściągnąć ją, przez ale wciąż trzymając na rękach by szybko potem ją założyć. Widok nie należał do przyjemnych. Wyglądał wręcz dość przerażająco. Blizna miała szerokość około 5 cm, ale to nie o szerokość chodziło a o jej długości. Wzdłuż całego kręgosłupa. Zaczynała się na tyle jego szyi i schodziła poniżej linii pasa jego spodni. Oprócz oczywiście jednej wielkiej znajdowało się ich tak o wiele więcej. Niektóre wyglądały na pooperacyjne inne na zwykłe postrzałowe lub zdobyte w walce. Na większości blizn znajdowały się tatuaże, które próbowały je zakryć, w większym lub mniejszym stopniu. Wszystkie oczywiście w koślawym więziennym stylu.
- Zewnętrzny system kontroli. Tak to nazywali. Maszynka połączona z naszym rdzeniem kręgowym oraz główną aortą w szyi. Wpięta w taki sposób by dawkować nam stymulanty. Operacja nie była tak bolesna, ale stymulanty już tak. Niektórym stymulanty wyprały mózgi. System w razie wypadku potrafił też wstrzyknąć śmiertelne dawki specyfików.
Jego stymulanty też nie pozostawiły normalnym. Czasami zapominał, co się działo w czasie misji albo potrafił ocknąć się otoczony ciałami. Założył na siebie z powrotem koszulkę. Nie za bardzo rozumiał, czemu to robił. Czemu mu niby zależało żeby ktokolwiek zrozumiał ból, który przeszedł będąc częścią Rosenkova? Może chciał wierzyć, że ona cokolwiek zrozumie. Teraz jednak to już nie było ważne, bo pierwszy raz w życiu złamał zasadę milczenia.
- Przyzwyczaj się do tego. Jeśli chcesz pracować dłużej dla Kassy to latanie będzie dla ciebie codziennością.
Westchnął. Usiadł z powrotem na swoim miejscu. Miał nadzieje, że szybko dotrą do kanady i nie przyjdzie im znowu walczyć. Nie miał na to siły, ani humoru. Może nienawidził tego, co mu wstrzykiwali, ale środki nasenne i uspokajające teraz mocno by się mu przydały. Szczególnie po to żeby zamknął ryja.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

26 maja 2017, o 20:55

Sonya długo na niego nie spoglądała, nawet gdy jednak zaczął mówić. Może nie chciała mu przerywać, skoro postanowił przełamać swoją zasadę milczenia, obawiała się że niewłaściwe spojrzenie sprawi, że się zatnie. A może po prostu widok zbliżającego się nieubłaganie przekaźnika był dla niej tak nietypowy, że nie potrafiła odwrócić wzroku. Biorąc pod uwagę, że nie latała zbyt często, a na pewno nie na statkach z takimi wizjerami, to musiało być dla niej wyjątkowo ciekawe przeżycie.
Dopiero kiedy zorientowała się, że Striker wstaje, przekręciła głowę w jego stronę. Nie mogła się spodziewać tego, co zobaczyła. Początkowo się nie odzywała, prawie tak, jakby nie zwróciła uwagi na to, że mężczyzna cokolwiek jej pokazał, ale gdy ubrał się ponownie i obrócił do niej, wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Część włosów, mimo związania, wysunęła się z gumki i znów opadła jej na twarz, zasłaniając bliznę. Głośno wypuściła powietrze z płuc.
- To jest spierdolone - powiedziała cicho. - Naprawdę mocno - na dłuższą chwilę zamilkła, bez słowa przyglądając się Charlesowi. Odezwała się dopiero chwilę później. - Chciałabym wiedzieć, co powiedzieć.
Z pewnością nie spodziewała się takich rewelacji od mężczyzny, którego miała tylko przewieźć z miejsca na miejsce. To stawiało zarówno jego, jak i jej pracodawcę w nowym świetle. Może wyjaśniało niektóre wątpliwości, a może wręcz przeciwnie, tworzyło nowe. Sonya wyglądała raczej jakby w jej przypadku była to ta druga opcja. Nieczęsto ktoś informował ją, że ma w kręgosłup wszczepione coś, co ma wpływ na całe jego życie i to wcale nie w ten przyjemny sposób, jak choćby implanty wspomagające jego funkcjonowanie. Przygryzła policzek od środka.
- Na zdjęciach nie miałeś tatuaży - zmieniła temat na wygodniejszy. - I miałeś krótszą brodę. O bliznach na plecach nic nie wiedziałam i tak, bo nikt mi o nich... nie mówił.
Trudno jednak było myśleć o czymś innym, gdy myśl o bliźnie ciągnącej się wzdłuż kręgosłupa nie chciała opuścić głowy. To nie był codzienny widok. Odwróciła się w stronę Strikera, już nie tylko głową, ale cała.
- Ten system... - zaczęła i zerknęła na moment w bok, zastanawiając się od czego zacząć. - On nadal działa, czy już nie? Usunąłeś go, albo zastanawiałeś się nad usunięciem? - zmarszczyła brwi, a jej twarz z beznamiętnej obojętności na chwilę przybrała wyraz czegoś, co łatwo było pomylić ze zmartwieniem. Gdyby chociaż znali się choć trochę, mogłoby tak być. Teraz tę emocję trudno było określić. - Mówisz w czasie przeszłym.
Machnęła dłonią i żachnęła się, z niezadowoleniem spoglądając przez ogromny wizjer. Światło przekaźnika zaczynało już mocno wpadać do mesy. Niebieska poświata łagodziła kontury znajdujących się tam osób i rzeczy.
- Zawsze się stresuję przy wchodzeniu w przekaźnik. Że coś pójdzie nie tak i nas rozpierdoli w drobny mak. Za dużo vidów katastroficznych.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

26 maja 2017, o 22:15

Nie spodziewał się u niej, aż takiej reakcji. Gdyby popatrzeć na to z jej perspektywy mógł to trochę zrozumieć. Mało, kto wie, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami wielkich korporacji. Nikt nie zna ich brudnych sekretów i do czego są zdolne by osiągnąć sukces. Skoro dopiero zaczęła pracę dla Kassy to właśnie w tym momencie musiała zacząć się zastanawiać nad tym, co jej pracodawca może zrobić jej żeby stała się o wiele lepszym narzędziem do wykonywania zleceń. Niestety tak wyglądało to życie. Nie wyglądało to wesoło. Na pewno też nikt nie traktował tej pracy jak przyjemności. Każda nowa zmiana w kontrakcie mogła go wydłużyć lub skrócić. Wszyscy chcieli ten kontrakt jak najbardziej skrócić.
- Nie musisz nic mówić. Nie powinienem rozmawiać o takich spraw zbyt otwarcie. Szczerze mówiąc w ogóle nie powinienem nawet o tym wspominać. Mój błąd.
Westchnął znowu. Ostatni wzdychał bardziej niż zazwyczaj. Miał nadzieje, że nie dotarł właśnie do ostatniego momentu swojego życia, w którym zaakceptował wszystko i był gotowy to skończyć. Teraz musiał czekać tylko na dzień, w którym podejmie decyzje. Pokręcił głową. Dłoń położył na bliźnie na głowie. Drapał się po niej delikatnie. Wspomnienia, zbyt dużo wspomnień. Nie potrzebnie gadał o sprawach zbyt poważnych, by zrzucać je na barki innych. Kiedy jednak zaczęła inny temat, spróbował dalej rozmawiać. Na pewno, jeśli teraz zamknie się w sobie i stanie się apatycznym skurwielem to już na pewno nikt nie będzie z nim tutaj chciał gadać.
- W pracy nastąpił incydent, przez który wylądowałem w pierdlu. Przez sześć miesięcy walczyłem z różnymi typami więźniów, większość nasłana przez byłego pracodawcę by mnie wykończyć.
Uśmiechnął się. Nie tak jak wcześniej. Na pewno nie tak jak w restauracji czy chwilę po tym jak się poznali. Wyglądał bardziej przerażająco. Odsunął dłoń od głowy. Patrzył na nią. Ściskał ją, by chwilę później rozluźnić.
- Przez ten okres wielu próbowało się wzbogacić na mojej śmierci. Żadnemu się nie udało. Nawet nie wiesz jak wdzięczni mi byli klawisze za wyeliminowanie tych ludzkich śmieci. Najgorzej skończył jednak typ, który uznał, że trzeba mnie zecwelować. Odciąłem mu jaja i wpakowałem mu je po same gardło. Skurwiel udusił się własnymi jajami. Po tej małej przygodzie już nikt więcej się do mnie nie przypierdalał. Wtedy też zainteresowali się mną ludzie z innego bloku. Zostałem przeniesiony. Myślałem, że teraz mnie wykończą. Zamiast tego stałem się częścią rodziny. Wtedy też zaczęli mnie znaczyć tatuażami oraz nadali mi jakiś cel. Tak udało mi się przetrwać resztę wyroku. Śmieszna sprawa, chłopaki załatwili mi robotę na kuchni.
Na twarzy pojawił mu się uśmiech. Ale tym razem bardziej szczery, melancholijny. Tego też wcześniej nie widziała. Jakby przez chwilę siedział przed nią Charles przed wstąpienia do Rosenkova. W swojej historii oczywiście pominął bardziej brutalne i nieprzyjemne incydenty, które wydarzyły się w więzieniu. Nie było sensu o tym mówić. Z tamtego miejsca chciał tylko wspominać dobre rzeczy. Zadała jednak pytanie system. Co trochę go zdziwiło, ale był gotowy odpowiedzieć na jej kolejne pytanie.
- System został usunięty każdemu 2 lata od rozpoczęcia tego projektu. Urządzenia za bardzo przyśpieszało, jak to ujął zarząd, „niszczenie materiału”. Niestety wielu chłopaków powariowało od tego. W czasie operacji, w której uczestniczyłem podali zbyt dużą ilość stymulantów chłopakowi. Biedak. Nie mógł wytrzymać tego, co się z nim działo. Odpalił omni-ostrze i próbował to sobie wyciągnąć z kręgosłupa. Problem był w tym, że stymulanty były na tyle silne, że ciął bez opamiętania i tylko przedłużały jego śmierć. Nie mogliśmy nic wtedy zrobić.
Podrapał się po głowie. Sama idea systemu była dobra, wykonanie było o wiele gorsze.
- Największym jednak problemem było to, co się działo z nami po zdjęciu. Głód. Przeogromny głód kolejnej dawki. Kilku niewytrzymało i się zabiło, resztę odesłano na detoks. Niestety każdy z nas, ci, którzy przetrwali, skończyli z różnymi komplikacjami.
Tutaj wolał zakończyć rozmowę na ten temat. Sam dobrze wiedział jak bardzo jego psychika została skrzywiona. Nie wspominając już o tym, że stwierdzono u niego socjopatię oraz problemy z agresją. Może by go i z tego wyleczyli, ale nie zdążył zakończyć terapii. Teraz już mogło być za późno na jakąkolwiek zmianę. Spojrzał na przekaźnik, a potem na nią.
- Nawet, jeśli byłoby tak jak mówisz, byłaby to szybka śmierć.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

29 maja 2017, o 19:53

Sonya przysłuchiwała się Strikerowi z lekko pochyloną w bok głową, nieświadomie obracając metalowe kółko na jednym z palców lewej dłoni. Trudno było nazwać to pierścionkiem, bo z całą pewnością zrobione było ze stali i nie należało do drogiej, eleganckiej biżuterii. Wyglądało bardziej jak pamiątka. Ciemnowłosa jednak nawet na niego nie patrzyła, zbyt pochłonięta opowieścią Charlesa. Roześmiała się szczerze, słysząc wzmiankę o zecwelowaniu. Znów jej twarz na moment przybrała zupełnie inny wyraz, wydała się młodsza i znacznie bardziej niewinna, niż na co dzień. Gdy jednak zorientowała się, że mężczyzna mógł mówić całkiem poważnie, uspokoiła się i zasłoniła usta dłonią, próbując ukryć resztki uśmiechu. Domyślała się, że te wspomnienia nie są Strikerowi do śmiechu, co nie zmieniało faktu, że ta opowieść była mało wiarygodna.
- Przepraszam - mruknęła cicho i spoważniała, z pełnym zaciekawieniem słuchając dalej.
Skinęła głową, gdy dowiedziała się, że implant został wycięty z pleców jej rozmówcy. Tak jakby była zadowolona z faktu, że nie ma w nim jednak systemu zewnętrznej kontroli. Zdecydowanie lepiej było mieć na pokładzie kogoś, kto sam kontroluje swoje zachowania, jakkolwiek niewygodne dla nich by one nie były. Póki co jednak Charles nie sprawiał problemów, ani jej, ani nikomu innemu z załogi. Sonya z chwili na chwilę się rozluźniała, emocje spowodowane pościgiem powoli z niej opadały. Zarzuciła teraz łokieć na oparcie i pokręciła głową, krzywiąc się.
- Nie chciałabym tego widzieć - stwierdziła. Potem skinęła głową. - Wiem. O tym głodzie. O stymulantach. Nie sądziłam tylko, że tak były wprowadzane. Myślałam, że normalnie, doustnie, albo domięśniowo. Jak większość.
Może Simard, jej zwierzchnik, coś na ten temat jej mówił. Była jednak szczerze zdziwiona widokiem blizny na plecach Strikera i jego opowieścią, więc prawdopodobnie były to urywki, wzmianki które nie rzucały zbyt dobrego światła na tę sytuację. Może wyciągnęła z czegoś swoje wnioski, a może usłyszała kilka wyrwanych z kontekstu słów. Na pewno jednak nie była z owym Simardem zbyt blisko, bo wtedy wiedziałaby - lub widziała - więcej.
- Pij swoją herbatę - przypomniała, nie wiedząc jak skomentować szybką śmierć. Prawdopodobnie nie brzmiała ona dla niej zbyt zachęcająco, zwłaszcza że pod przykrywką niechęci ukrywała zdecydowany strach przed lataniem. W dodatku dość nieudolnie. Gdy Ishtar weszła w przekaźnik, kobieta zamknęła oczy, zaciskając dłonie na brzegach kanapy. W tych czasach nie spotykało się tego strachu często. Może miała złe wspomnienia. Wkrótce jednak piękne widoki za oknem zastąpiły mniej mniej efektowne, gdy weszli w nadświetlną. Sonya westchnęła przeciągle i podniosła się od stołu, przeciągając z rozleniwieniem. Nie umarli, ani szybko, ani powoli, więc mogła teraz zająć się czymś innym. Odwróciła się do Strikera.
- Powinnam się zająć czymś konstruktywnym. Możesz tu zostać, jeśli chcesz. Możesz też spokojnie przejść się po statku. Dopóki nie będziesz próbował wejść do kokpitu albo maszynowni, to nikt nie powinien cię zatrzymywać. Wszyscy wiedzą, że tu jesteś. Muszę porozmawiać z Aaronem i z pilotem. Będę u siebie, jakbyś mnie szukał, każdy cię pokieruje.
Jeśli Striker nie miał więcej pytań, kobieta opuściła mesę, póki co zostawiając go w niej samego.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

31 maja 2017, o 19:42

Uśmiechnął się i machnął jej ręką na pożegnanie. Kiedy opuściła mesę z jego twarzy bardzo szybko zniknęły jakiekolwiek pozytywne emocje. Dogasił papierosa w popielniczce i odpalił następnego. By zabić suchość w ustach spojrzał w stronę herbaty. Przyglądał się jej jak jakiś debil. Dotknął ją dłonią i odsunął ją od siebie. Nie za bardzo widziało mu się picie tej lury plus nie wiadomo czy jego nowa koleżanka nie dodała coś od siebie. Nie ufał im. Niestety był jednak w sytuacji, w której każde inne rozwiązanie wcale nie było lepsze. Wrócił, więc do palenia. Rozglądał się nerwowo po pomieszczeniu. Szukał czegokolwiek przydatnego. W razie gdyby poszło się jebać lub gdyby chcieli go zatrzymać siłą, jeśli uznałby, że nie czuje się tutaj bezpieczny.
Zastanawiał się, co on ma ze sobą właściwie teraz zrobić. Raczej na zdobywanie szybkich przyjaźni z załogą nie miał, co liczyć. Prędzej go spacyfikują. Siedzenie na dupie nie było też zbyt dobrym rozwiązaniem. Osobiście wolałby siedzieć w jednym miejscu i palić szlugi ile wlezie. Doświadczenie kazało mu rozejrzeć się po statku. Oczywiście te miejsca, do których będzie miał dostęp. Żałował, że nie miał przy sobie żadnej broni podręcznej. Wyciągniecie karabinu z torby i oddanie strzału zajmie na tyle dużo czasu, że zdarzą go sprzątnąć.
Złapał za swoją torbę. Musiał w niej wszystko poprzestawiać. Ubrania na dół, broń na górę. Od tak żeby mieć, chociaż trochę lepszy dostęp do niej. Nie wiedział ile zajmie mu podróż akurat tym statkiem na ziemie, ale mógł być pewny, że krótka podróż to nie będzie. Powiesił torbę na ramieniu i ruszył w magiczną podróż po statku.
Zebrał się w sobie. Westchnął dość głośno przed zaciągnięciem się papierosem. Dogasił go w popielniczce. Ruszył w stronę schodów prowadzących na dół. Zastanawiał się czy szybko go ktoś zgarnie lub zabawi się w jego prywatnego przewodnika po tym cudownym statku. Nawet przez chwilę przeszła mu przez głowę myśl, że najchętniej po obserwowałby ich oddział naziemny. Niestety przez swoją wybawicielkę nie mógł zobaczyć jak działają ich ludzie w warunkach bojowych. Wiedział też, że jeśli doszłoby do rozmowy nie wyglądałaby ona najprzyjemniej. Nie wiedział czy Rosenkov nie zaszedł im kiedyś za skórę lub któryś z nich nie stracił kompanów z ręki jego byłego pracodawcy. Stał piętro niżej rozglądając się po korytarzu i zastanawiając się gdzie ma się teraz udać.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

31 maja 2017, o 23:03

Nikt nie wchodził do mesy, nikt nie zaburzał jego chwili spokoju. Każdy na pokładzie musiał być zajęty sobą, a o ile statek nie należał do najmniejszych, to było na nim zaledwie kilka, bądź kilkanaście osób. Tyle, że Sonya zdołała ich w większości wyliczyć, podając ich imiona i role na Ishtar. Żadne z nich nie postanowiło jednak przejść teraz na najwyższy pokład, by dotrzymać towarzystwa dodatkowemu pasażerowi.
Dlatego też Striker miał czas, by poprzekładać sobie rzeczy w torbie i poprzyglądać się herbacie, która z pewnością do najlepszych nie należała. Nie była nawet sypana, tylko robiona z torebki. Powinien się cieszyć, że nie rozpuszczalna. Wade jednak robiła, co mogła, by nie czuł się tu aż tak bardzo źle, przynajmniej dopóki nie zostawiła go tu samego. Cóż, musiała mieć jakieś obowiązki, w których wykonaniu Charles by jej przeszkadzał.
Schody z mesy prowadziły bezpośrednio do niewielkiego aneksu kuchennego, który otwierał się na korytarz prowadzący do kwater mieszkalnych. Dość wygodna opcja, łatwo było z niego dojść zarówno do dużego pokoju wspólnego, jak i do tych małych, prywatnych. Gdzieś z przodu było słychać rozmowę dwóch mężczyzn, prawdopodobnie dochodzącą z jednych z otwartych drzwi. Schody prowadziły też dalej w dół, a oznaczenia informowały o dość standardowym układzie statku:
3MESA
2KWATERY ZAŁOGI
1CIB
HANGAR
0MASZYNOWNIA
Znaczyło to tyle, że ani na piętro zerowe, ani na pierwsze nie miał co schodzić. Chyba, że skierowałby się tam do hangaru, zamiast do CIB i kokpitu. Ishtar była dość przestronnym statkiem, ale nie aż tak, by plątanie się i zwiedzanie było w stanie zająć mu cały czas lotu. Mógł za to zobaczyć wszystkie miejsca, które w razie ewentualnego konfliktu z załogą mogły mu się przydać. Kapsuły były trzy, każda przeznaczona na sześć osób. Tak samo jak śluza, znajdowały się na pierwszym pokładzie. Gdzieś zapewne była zbrojownia, albo coś w tym stylu, ale to mogło być każde mniejsze pomieszczenie.
Gdzieś w międzyczasie minął go poznany już w hangarze Aaron, więc skinął do niego głową i minął go bez słowa. Na początku przynajmniej. Dwie sekundy później zza pleców Striker usłyszał chrząknięcie, a ciemnoskóry mężczyzna okazał się stać przy jednym z terminali i grzebiąc przy nim, przyglądać się Charlesowi.
- Potrzeba ci czegoś? - spytał, bardziej z grzeczności, niż w pretensji o to, że gość łazi tam, gdzie nie powinien. Co do tego nie miał żadnych komentarzy. - Szukasz Sonii? Jest w kajucie. Ma czwórkę.
Podrapał się po głowie i przeniósł wzrok na niesioną przez Strikera torbę. Przez chwilę milczał.
- Niezłe gówno, co? - rzucił niezobowiązująco, nie dookreślając, o co może mu konkretnie chodzić.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

1 cze 2017, o 18:35

Przyglądał się rozpisce pomieszczeń. W głowie układał już sobie plan ucieczki. Oczywiście, jeśli coś by się zjebało. Chwilowo nawet się na to nie zapowiadało. Póki, co nie zauważyłby ktoś go jakoś specjalnie obserwował lub trzymał w niewoli. Chociaż trudno nazwać to było wolnością. Utknął na statku, z którego ucieczka nie była najlepszym pomysłem, ba było wręcz pomysłem idiotycznym.
Zostało mu, więc kręcenie się po tym pięknym przybytku bez żadnego celu. Najchętniej już chciałby się spotkać się z tym całym Simmardem w cztery oczy i dowiedzieć się, o co tu kurwa chodzi. Im więcej czekał tym bardziej się denerwował, im bardziej się denerwował tym bardziej stawał się niestabilny, a im bardziej stawał się niestabilny tym bardziej zwiększała się szansa, że mu odwali. Chyba, że weźmy leki. Niestety to nie wchodziło w grę. Nie był idiotą, który faszerowałby się psychotropami czy innym gównem w takim momencie.
Z zamyślenia wyrwał go wielki czarnoskóry typ, którego spotkał w hangarze zaraz po dotarciu na Ishtar. Jak on miał na imię? Aaron, tak Aaron. Musiał popracować nad zapamiętywaniem imion. Po latach pracy był dobry w zapamiętywaniu twarzy i różnych ciągów liczb, jakimi byli określani tam. Średnio mu szło z imionami.
- Nie, nie tak się tylko rozglądam.
Odpowiedział drapiąc się po głowie. Wyglądał przy tym trochę jak przygłup, ale tego też uczyli na szkoleniach. Jeśli jesteś wielkim mięśniakiem, ale inteligentnym, to zawsze graj wielkiego mięśniaka, ale debila. Wtedy ludzie tak cię właśnie traktują. Im mniej mogą się po tobie spodziewać, tym większą masz szanse na zaskoczenie ich. Póki, co zazwyczaj to działało.
- Soni? Przed chwilą gdzieś się zmyła mówiąc, że ma coś do załatwienia.
Uśmiechnął się do mężczyzny. Widząc, że obserwuje jego torbę poprawił ja lekko na ramieniu.
- A, zresztą to, że mi pomogła się wydostać z Cytadeli nie znaczy, że teraz będę za nią łaził z maślanymi oczami i dziękował, co pięć sekund swojemu rycerzowi w białej zbroi za ratunek.
Wiedział, że mężczyzna przed nim jest z oddziałów naziemnych. Wiedział też, że jeśli trenowali go podobnie to teraz obydwaj będą się starać ocenić zagrożenie, jakim są dla siebie nawzajem. Trudno ty było o jakiekolwiek zaufanie od samego początku. Bycie przyjacielskim to jedno, protokoły zakodowane w głowie to już całkowicie inna sprawa.
- Gówno, jak gówno. Teraz jak zawsze trzeba je tylko posprzątać. Widać to ja będę szuflą, którą Simmard chce je wyrzucić.
Wzruszył ramionami. Zarazem chciał porozmawiać z ich naziemnymi. Po prostu go interesowali. Zobaczyć wyposażenie i jakie przywileje daje im Kassa. Było to dla niego dość specyficzne spotkanie, tak jakby podczas wojny nagle wylądować po drugiej stronie barykady i dostać szanse na zobaczenie jak to wygląda z innej perspektywy. Zresztą Charles zawsze chciał na wszystko patrzeć z większej perspektywy, co strasznie irytowało jego byłych pracodawców. Dobry żołnierz, to żołnierz, który wykonuje rozkazy, a nie myśli samodzielnie. Dlatego też szybko go awansowali żeby przestał marudzić przy niektórych rozkazach, które uważał za bezsensowne.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

4 cze 2017, o 20:39

Aaron parsknął śmiechem, słysząc określenie Wade jako rycerza w lśniącej zbroi. Wyglądało na to, że w jego oczach kobieta się w ten schemat nie wpasowuje, wręcz przeciwnie. Była spontaniczna i zdecydowała się na samowolkę, która mu się nie podobała, a wobec której zdążył już wyrazić swoje zastrzeżenia wcześniej, w hangarze i trochę w kuchni. Teraz jednak nie zamierzał tego roztrząsać, nie z nieznajomym, o którym chyba nie wiedział zbyt wiele. Przynajmniej wnioskując po zainteresowaniu, z jakim go obserwował. Inna sprawa, że wcześniej, w restauracji, tak samo obserwowała go Wade. Ciężko było cokolwiek po nich wyczytać bez zadawania konkretnych pytań.
- Ratunek - powtórzył ciemnoskóry z przekąsem. - Jeszcze trzy minuty i nic by z tego ratunku nie wyszło - zamilkł na chwilę, by zaraz westchnąć cicho i odwrócić wzrok z powrotem do swojego terminala. - Ale nie miała wyjścia. Byliście w dupie. Dobrze, że wszyscy siedzieli na statku i mogliśmy szybko odlecieć.
Wydawał się nie zwracać uwagi na to, że Striker go obserwuje. Pewnie wcale mu się nie dziwił, w końcu najemnik znalazł się w sytuacji, której nie mógł się spodziewać. Na jego miejscu każdy by był co najmniej zaintrygowany, jeśli nie zupełnie sfrustrowany. Charles był spokojny, opanowany, tak jakby to on kontrolował wszystko wokół siebie. I niewiele zadawał pytań.
- Pewnie raport pisze - mruknął Aaron, wyłączając terminal i odwracając się ponownie do Strikera. Podszedł do niego bliżej, by oprzeć się ramieniem o ścianę nieopodal i przesunąć oceniającym spojrzeniem po jego sylwetce. Nie takim, jak Sonya, bardziej tym, które miałoby odpowiedzieć na pytanie jak bardzo ich nowy nabytek jest niebezpieczny.
- Słuchaj... - zaczął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Miał na sobie kombinezon, pewnie przeznaczony pod pancerz. Od wylotu z Cytadeli nie minęło zbyt wiele czasu. Godzina, może niecała. - Wiem, co myślisz. Albo raczej wiem, o czym ja bym myślał na twoim miejscu. Nosiłoby mnie i nie mógłbym usiedzieć na dupie, a jednocześnie miałbym za mało zaufania do załogi, żeby czuć się tu bezpiecznie. Nie znasz nas, my nie znamy ciebie. Sonya mówiła, że jesteś w porządku, pewnie to samo powiedziałaby tobie o nas. Nie róbmy scen, nie ma co tworzyć niepotrzebnego napięcia.
Odepchnął się od ściany i ruszył w stronę Charlesa, wymijając go. Na jego twarzy pojawił się półuśmiech, gdy skinął głową, zachęcając najemnika, by poszedł za nim. Skierował się w stronę, z której dochodziły dźwięki rozmowy.
- Jeśli chcesz coś wiedzieć, to pytaj. Jeśli nie, gramy tam w pokera, albo zaraz będziemy. A jak nie w pokera, to i tak tam będziemy siedzieć w najbliższym czasie. Zapraszam - ruszył dalej korytarzem. - Nie jesteś pierwszym, po którego lecimy. Z tamtym się nie udało. Poszliśmy po niego we trzech, to był błąd, nie zrozumieliśmy się, a potem było za późno. Dlatego po ciebie poszła Wade. Ma znacznie większy urok osobisty.
Parsknął śmiechem, wprowadzając jednocześnie Charlesa to pomieszczenia wyglądającego jak większa kajuta, przystosowana do spędzania w niej czasu w małej grupie. Była jak jedna czwarta mesy, ale wystarczała. Na środku stał stół, a przy nim siedziało dwóch mężczyzn: ogolony na łyso, szczupły i żylasty, obok drugiego, o typowo angielskiej, klasycznej urodzie. Gdyby wciąż jeszcze nakręcali filmy o Bondzie, nadawałby się doskonale. Obaj unieśli wzrok na wchodzących, przerywając rozmowę.
- Przyprowadziłem, żeby nie siedział sam - wzruszył ramionami Aaron.
- Polać ci? - spytał łysy człowiek, unosząc w górę butelkę z bliżej nieokreślonym trunkiem.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

4 cze 2017, o 23:43

Przysłuchiwał się mężczyźnie. Może i miał rację, że jeszcze trzy minuty i gówno by dał ratunek. On jednak widział to troszkę inaczej. W restauracji mógłby się bronić tak długo jak chciał. Zresztą wszystko w niej oprócz zastosowania czysto estetycznego było także świetnie przygotowane na jakąkolwiek walkę. Nawet jego pokój był doskonałym bunkrem na wypadek gdyby miał wysadzić knajpę. Oczywiście miałby potem przesrane od swojego szefa, ale raczej nie przejmowałby się tym za bardzo wtedy.
- Ona pisze raport? Czekaj, to ona wami dowodzi?
U niego tak to przynajmniej wyglądało. Żołnierze mieli robić swoje, góra pisała sobie raporty. Każdy miał swoje robotą, którą miał wykonać i tyle. Więc jeśli ona dowodziła nimi, nawet na czas tej misji to wiedział, kogo będzie musiał się pozbyć w pierwszej kolejności. Inną sprawą było to, że Panna Wade mogła być wyszkolona jak on, a nawet lepiej. To już mu się podobało trochę mniej. W ostatnim czasie wszystkiego kobiety, które spotykał okazywały się być o wiele silniejsze niż mu się wydawało.
- A wyglądam jakbym chciał tworzyć jakieś niepotrzebne napięcia?
Parsknął śmiechem. Jasne, że nie wyglądał. Wyglądał na opanowanego i chłodnego. W środku za to był tak bardzo obsrany, że gdyby ktokolwiek z jego byłych kompanów to zobaczył to umarłby ze śmiechu. Zresztą do tego był szkolony. Co prawda miała to od cholery wad, jak na przykład to, że był chodzącą kulą nerwów, która nikomu nie opowiadała o swoich problemach i co czuje. Nawet psycholodzy mieli z nim problem żeby, chociaż troszkę się otworzył. W głębi serca chciałby z kimś porozmawiać, wypłakać na ramieniu czy inne gówna. Niestety dobrze wiedział, że jeśli taka sytuacja nastąpi to pęknie i już nigdy się nie pozbiera. A, była to ostatnia rzecz w jego życiu, do której by dopuścił.
- Chwila, jak to możliwe, że tylu chłopa, od Rosenkova lata sobie od tak na wolności?
Spytał. Wyglądało na to, że w korporacji coś musiało się stać, że od tak ludzie z Kasy mogli wybierać sobie ich jak z katalogu i latać po nich po całej galaktyce. Musiał się tego dowiedzieć. Jednak informacja, że im się nie udało dała mu trochę do myślenia. Nie był już pewny kompetencji tych agentów.
- Nic dziwnego, byliśmy tresowani do braku zaufania komukolwiek oprócz naszych. Nic dziwnego, że nie chciał z wami pójść lub mieliście problem z dogadaniem się z nim. Chociaż w moim przypadku, ufanie swoim skończyło się kulką w głowie.
Mógłby wskazać palcem na bliznę, którą otrzymał w pamiątkę za kilka lat pracy. W sumie wolałby złoty zegarek i imprezę pożegnalną, niż to, co dostał. Wracając jednak do blizny, nie należała ona do małych. Zresztą nic dziwnego skoro kula trafiła w skraj jego czoła, haratając wszystko na swojej drodze. Cieszyło go to, że kula nie poleciała niżej, bo pewnie musiałby się pożegnać z uchem.
- Szczerze mówiąc jej urok osobisty średnio mnie nakłonił do pójścia z nią. Może jest piękną kobietą i ma spoko cycki, ale w tym wypadku przekonały mnie taśmy, które mi dała. Szczerze mówiąc to chyba wolałbym pójść ze względu na jej cycki, a nie z powodu braku lepszych pomysłów na to jak sobie poradzić z grupą zabójców, których na mnie nasłano.
Parsknął śmiechem. Był chamem, zawsze był. Oczywiście, jeśli wiedział, że może sobie na to pozwolić. Zazwyczaj mógł. Wzrost, masa oraz jego niezbyt przyjacielski wyraz twarzy sprawiał, że nie wiele osób miało ochotę go sprowadzać na drogę gentlemana i ułożonego mężczyzny. W pracy pohamowywał język, jednak czas spędzony w pierdlu wydobył z niego ponownie tego samego chama, jakim był wcześniej. Kiedy weszli do pomieszczenia gdzie siedziała dwójka mężczyzn uniósł dłoń w ramach powitania.
- Nie, dzięki. Nie pije alkoholu.
Dosiadł się do mężczyzn. Przez chwilę nawet poczuł się jak w domu. Znowu siedział z ludźmi takimi jak on. Mogli się różnić, ale tak naprawdę byli tacy sami. Lojalni żołnierze wobec firmy. Śmieszna sprawa, miał znajomego ze starych czasów, który lubił nazywać Przymierze firmą, w której pracuje. Położył torbę obok siebie. Nie chciałby byłą zbyt daleko od niego. Nigdy nie wiadomo.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

6 cze 2017, o 23:33

Aaron parsknął śmiechem, gdy usłyszał wnioski, jakie z tej krótkiej informacji wyciągnął Striker. Przez długą chwilę nie odpowiadał, rozbawiony, by po chwili spojrzeć na niego i zreflektować się.
- A, ty nie żartujesz. Nie, jest od papierkowej roboty po prostu. Dlatego tak się wkurwiłem, kiedy się ze mną kłóciła, że nie byliśmy tam potrzebni. Mieliście dużo szczęścia w swoim pechu.
Wzruszył ramionami, słysząc pytanie. Może i Charles nie wyglądał, jakby próbował stworzyć napięcia, ale wszyscy musieli zdawać sobie sprawę z faktu, że ich sytuacja do najbardziej komfortowych nie należy. Mnóstwo niewiadomych z obu stron - ani on nie znał swoich wybawicieli, ani oni nie mieli zbyt wielu informacji na jego temat. Wiszące w powietrzu między nimi niedopowiedzenia miały prawo doprowadzać do mniejszych lub większych problemów. Pozostało mieć nadzieję, że to się jednak nie wydarzy.
- Nie wiem, ilu was lata. Może tylko dwóch, może więcej. Polecieliśmy po tamtego, wolał się profilaktycznie sam zabić. Wróciliśmy do Simarda, znalazł ciebie, polecieliśmy po ciebie.
Mężczyzna nie odebrał tego jako przytyku do własnej skuteczności. Zresztą nie brzmiał, jakby był niezadowolony z tego, jak poradzili sobie na poprzedniej misji. Owszem, zakończyła się niepowodzeniem, ale nie z jego winy. Za drugim razem się udało i to było najważniejsze. Charles siedział teraz z nimi przy stole, cała reszta została albo za plecami, albo daleko przed nimi. Teraz było ich zaledwie kilkanaście osób, wystarczających by obsłużyć statek i zapewnić Strikerowi towarzystwo, czy tego chciał, czy nie.
Zgolony na łyso mężczyzna zaśmiał się, odstawiając butelkę na brzeg stołu, skoro ich gość nie zamierzał pić. Wyglądał, jakby bardzo cienka granica dzieliła go od wykrzyknięcia "no co ty, ze mną się nie napijesz?!", ale nie znali się jeszcze na tyle, by ten argument zadziałał, więc chwilowo zrezygnował. Pokiwał za to głową.
- Tylko cnotka niewydymka, niestety - westchnął z rozżaleniem.
- To że nie poszła na twój kaprawy ryj, to nie znaczy, że jest cnotką - odrzucił Aaron.
- Na twój poszła?
- Ja mam żonę.
- Czyli nie poszła. Czyli tak, jak mówię.
Zaśmiali się wszyscy, a łysy człowiek zabrał się za tasowanie kart. Wyglądało jakby faktycznie grali w pokera, choć na stole nie było niczego, o co mogliby grać. Może to była przyjacielska rozgrywka, sposób na zajęcie wolnego czasu, którego zostało im jeszcze sporo.
- To jest Borys - Aaron wskazał łysego mężczyznę. Potem skinął głową w stronę drugiego, tego o znacznie bardziej klasycznej urodzie. - A to Seth. To grasz z nami?
Przyjął swoje karty i na razie ich nie podnosząc, przesuwał palcem po ich brzegu. Czekał, aż pozostali się zbiorą do gry. Jeśli Charles nie chciał, nikt go do tego nie zmuszał, ale przecież nie mógł przez następne kilka godzin siedzieć i patrzeć w ścianę. Czymś się trzeba było zająć.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

7 cze 2017, o 15:56

Poprawił się na swoim miejscu. Zapowiadało się, że ta podróż może nie będzie wyglądać tak źle jak się spodziewał. Mógł właśnie teraz spędzić trochę czasu z ludźmi takimi jak on. Wyciągnął z kieszeni papierosy w raz z zapalniczką przed sobą. Nie wiedział czy można tutaj palić, ale w razie, czego dał wyraźny sygnał, że jeśli nie to ktoś mu powie żeby spierdalał palić na górne piętro.
Prawda jest taka, że bardzo chętnie by się z nimi napił gdyby nie to, że alkohol był jednym z jego największych wrogów. Nie za bardzo widziało mu się mieć kolejny nałóg obok palenia. Pogodził się z tym, że przez ilość wypalanych szlugów pieprzonym pływakiem olimpijskim nie będzie, ale wolał do tego nie dodawać marskości wątroby.
Przyjrzał się Aaronowi, kiedy ten powiedział, że ma żonę. Skłamałby gdyby powiedział, że go to nie zaskoczyło. W sumie cała ta podróż była pełna niespodzianek, których w ogóle się nie spodziewał.
- Masz żonę Aaron? Korporacja wam pozwala na takie ekscesy?
Przypominał sobie jak to wyglądało u niego to aż go znowu ciarki przeszły. Rodzina i dzieci? Dobre sobie. Nikt w jego oddziałach nie był na tyle głupi by zaczynać jakiekolwiek związki po za pracą. Zresztą zabraniał tego kodeks. Oczywiście jak ich przycisnęło mogli iść na kurwy czy na inne gówno, na jakie pozwalała im góra. Zaczął się znowu zastanawiać nad tym jak bardzo idiotyczną decyzję wtedy podjął zgadzając się na to wszystko. Zauważył też, że jego zachowanie zmieniło się na chwilę. Wolał uciąć szybko ten temat i wrócić do odgrywania roli śmieszka zawadiaki.
- Szczerze mówiąc Panowie to za dupsko żadnego z was w pierdlu nie dostał bym paczki fajek. No chyba, że za niego. - Wskazał palcem na Setha. - Każdy złoczyńca marzy o wyruchaniu własnego Jamesa Bonda.
Zaśmiał się i wygodniej oparł o krzesło. Przyglądał się kartą przed sobą. Wolał zagrać i zająć czymś myśli. Znowu poczuł się jakby odnalazł swoje miejsce gdzieś w tym świecie. Chociaż sam dobrze wiedział, że chwile takie jak te są bardzo ulotne, więc starał się nią nacieszyć tyle ile będzie mógł. Przynajmniej do czasu aż dotrą na miejscu. Wtedy będzie musiał wrócić do roboty i zapewne pożegnać się ze wszystkimi, których poznał.
- Dobra dawaj te karty. Mam nadzieję, że nie obrazicie się jak was podpytam jak wygląda pracy dla Kassy? Chciałbym usłyszeć jak was traktują, w zamian, jeśli będziecie mieć pytania o Rosenkova to też postaram się szczerze odpowiedzieć. I nie musicie się martwić o to, że odstrzelę sobie łeb jak zapytacie o za dużo.
Spojrzał po wszystkich z podłym uśmieszkiem. Czekał na swoje karty. Ciągle jednak zastanawiał się nad tym, kim jest w końcu Sonya na tym statku. No oczywiście oprócz osoby, którą każdy chciałby ruchnąć, ale nie dali rady. Nie pasowało mu to, że niby była tylko od papierkowej roboty, ale przeszkolenie bojowe wraz z ranami odniesionymi w walce miała. Kimkolwiek była, na pewno nie mógł jej lekceważyć. Uderzył dwoma palcami w swoje karty.
- To może oprócz swoich cudownych imion powiecie, chociaż skąd jesteście? Pewnie spędzimy tutaj trochę czasu razem to chciałbym was troszkę lepiej poznać. Wiecie, żeby znaleźć jakieś wspólne tematy inne niż jak kroicie i zabijacie wrogów korporacji albo o nieudanych próbach zaruchania panny Wade przez Borysa.
Zaczął bawić się swoją zapalniczką. Otwierając ją i zamykając. Jeden z kolejnych bezsensownych nawyków, jakie posiadał. Do tego zajebiście irytujących innych. On jednak dobrze wiedział, że odgrywa swoją rolę. Rolę, którą wszyscy musieli kupić by o nic go nie podejrzewać. Musiał jednak wiedział jak ich szkolą i jak są dobrze. A to była tylko kropa w oceanie pytań, które będzie musiał potem zadać.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

9 cze 2017, o 22:32

- Co? - Aaron uniósł brwi w zdziwieniu. - Od kiedy posiadanie żony to ekscesy? Korporacja nie ma nic do tego. Co najwyżej urlop mogą dać, żeby na podróż poślubną polecieć. Cała reszta to nie ich sprawa - spojrzał na Strikera uważniej, podnosząc ze stołu szklankę z alkoholem, którego nalał mu przed chwilą Borys. Przez chwilę się wahał, ostatecznie decydując się na wzięcie sporego łyka. Skrzywił się i sapnął z niezadowoleniem. Cokolwiek pili, musiało być mocne. - Rosenkov nie pozwala? Jak tak to przejebane.
Świadczyło to o tym, że mężczyźni nie byli do końca tacy, jak Charles. Może mógł z nimi spędzić miło kilka najbliższych godzin, pożartować i popatrzeć jak dzielą się butelką trunku, skoro on nie zamierzał pić. Mógł z nimi pograć, poobgadywać Sonyę i innych członków załogi, ponarzekać na życie kogoś takiego jak oni, ale były rzeczy, których nie mieli jak zrozumieć. I w drugą stronę zapewne działało to tak samo.
- Przypomnijcie mi, żebym zamykał drzwi od kajuty - mruknął Seth, zerkając na Strikera. Miał przyjemny, ciepły głos. W sumie nie pasował do roli, jaką odgrywał dla Kassy. Ze swoją twarzą i tym tembrem głosu bardziej nadawał się do prowadzenia newsów, ale może było to tylko pierwsze wrażenie.
Nikt nie przeszkodził mu w odpaleniu papierosa. Sam Borys też sięgnął po swoją paczkę i zapalił, przestawiając jednocześnie popielniczkę zza pleców na stół. Tu było znacznie mniej miejsca niż w mesie, wentylacja też pewnie tam była lepsza, a jednak z jakiegoś powodu mężczyźni woleli zamkniętą kwaterę wspólną od dużego pomieszczenia z efektownym wizjerem. Seth wymienił dwie karty.
- Ja mam rosyjskie korzenie, ale urodziłem się na stacji. Teraz nie lubię planet, siadło mi na dekiel, wolę spędzić miło czas na tak pięknym statku jak nasza Ishtar - przesunął spojrzeniem po otoczeniu. Może należał do załogi od dłuższego czasu, skoro darzył jednostkę takim uwielbieniem. - Seth jest z samego Londynu, a ten to nie wiem, z drzewa się urwał.
- Serio? Rasizm? Rozumiem w stronę asari albo innego volusa, ale w moją? - spytał Aaron z udawanym oburzeniem. - Myślałem, że jesteś lepszym człowiekiem.
- Jakbym był lepszym człowiekiem, to bym nie siedział tu kurwa z wami teraz.
Seth parsknął śmiechem, przesuwając dwa żetony na środek stołu. Striker też dostał swoją porcję, choć teoretycznie nie grali na kredyty. Przynajmniej z tego, co wiedział, bo raczej by go poinformowali na ten temat.
- Te nagrania - zaczął Anglik po dłuższej chwili milczenia. - Chujowa sprawa. Nie wiem, co Simard z tobą zrobi, bo raczej nie będzie cię trzymał za rękę przez resztę twojego życia.
- Może go chce zatrudnić? - zasugerował Aaron.
- Może. Albo przesłuchać. Jak to drugie, to lepiej żeby współpracował, żeby go nie wkurwić.
- W razie czego powołuj się na Wade. Jak Wade będzie po twojej stronie, to twoje życie się stanie łatwiejsze - mruknął Borys.
- To dlatego chciałeś ją przelecieć? Żeby wejść Simardowi w dupę? - uśmiechnął się Aaron, w odpowiedzi na co Rosjanin rzucił w niego jednym z plastikowych krążków.
Znali się już dobrze, trudno było to ukryć. Rozmowa nie była niezręczna, jak wśród ludzi którzy spotkali się kilka dni temu. Do tego stopnia, że Striker mógł się nieco w tej dyskusji pogubić, ale nie robili mu tego specjalnie.
- Wchodzisz? - spytał ciemnoskóry mężczyzna, wskazując na karty trzymane przez Charlesa.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

10 cze 2017, o 16:49

- Ja pochodzę z Florydy, dumny syn amerykańskiej ziemi, ale większość życia spędziłem w Rosji. W sumie Moskwa była dla mnie drugim domem.
Striker spojrzał po wszystkich. Cholera, może rzeczywiście oni nie mają ze sobą nic wspólnego? Może oni nawet nie wiedzą tak naprawdę, jak wygląda praca dla korporacji. Może to, co najwyżej ich jedyny oddział naziemny w całej ich firmie. Kurwa, nawet zdjęcia i pewnie jego teczkę mają sprzed pracy dla korpo. W sumie miałoby to sens, gdyby wiedzieli jak jest naprawdę to nie traktowaliby go tak zwyczajnie.
- Rosenkov to życie, Rosenkov to miłość. Takie hasełko często krążyło wśród operatorów. Korporacja nie pozwalała na nic, co wiązało się z normalnym życiem. Wiecie, rodzina, dzieci, żona i takie tam. Kurwa, zdarzało się, i tak było w moim przypadku, że sfałszowali mój pogrzeb, żeby moja własna rodzina o mnie zapomniała. Powiem, że to dziwne uczucie, kiedy obserwujesz całą ceremonie z boku. To chyba było ostatni raz, kiedy widziałem swoich staruszków i rodzeństwo.
Parsknął śmiechem. Zaciągnął się papierosem i zajrzał w swoje karty. Nie wyglądało to tak źle. W sensie jego ręką. Mógł coś z tego ugrać, jeśli dopisze mu szczęście. Wrzucił kilka żetonów na środek stołu.
- Firma była twoją rodziną, narodem i wszystkim, co tylko chciałeś. Nie powiem nie żyło nam się tam źle. Każdy miał dostęp do głównego konta firmy, żyliśmy jak pączki w maśle. Tyle, że byliśmy bardziej jak wyszkolone mordercze ptaki w złotej klatce.
Rozsiadł się jeszcze wygodniej na swoim krześle. Zostawił papierosa w ustach, kiedy przekładał sobie karty w dłoniach. Historii z jego pracy było tak wiele, że mógłby napisać o tym niezłą książkę. Pewnie zarobiłby na niej spory hajs, po galaktyce krążyło nie mało debili, co chciało żyć jak najemnik, marzyło wręcz o takim życiu, ale nigdy nie mieli dość jaj żeby tak żyć. Więc czytali o tym, oglądało vidy czy inne gówna. Może i dobrze. Już wystarczająco dużo zniszczonych ludzi siedziało w tym zawodzie.
- Będę współpracował. Nie żebym miał inne wyjście. To znaczy zawsze mógłbym sobie wpakować kulę w głowę. A, jeśli przesłuchania macie takie, jakie my mieliśmy to wolę gadać. Trenowali mnie w jak najdłuższym trzymaniu zamkniętego ryja, ale wiem, że zawsze się znajdzie się sposób na wyciągniecie informacji z ludzi.
Uśmiechnął się. W sumie sam dobrze wiedział, że jeśli kogoś dobrze się przyciśnie to da się wyciągnąć każdą informację z człowieka. Każdą. I to właśnie było najbardziej przerażające. Gdyby mógł najchętniej by cofnął czas i rozpocząłby pracę nawet w zwykłej fabryce, jako zwykły robol, niż żyć z wiedzą, którą miał.
- Pamiętam, to było chyba z pięć lat temu. Siedziałem w jakimś gównianym slumsie gdzieś w Azji, chyba w Laosie. Siedziałem po pas w rzece, wiecie smród brudnej wody i całej reszty. Więc, siedzę i rozczłonkowuje jakąś starą kobitkę, a wiecie, czemu? Bo jej syn był szefem ochrony niewielkiej filii Hahne-Kedar i skrzywdzenie jego matki było jedynym sposobem by zmusić go do mówienia. To, co on nam powiedziało uratowało życie drugiej grupy naziemnej gotowej do przejęcia sprzętu z ich siedziby, a przy okazji uratowania życia cywili, których byli w stanie poświęcić bylebyśmy tylko nie dorwali się do prototypu. Ci ludzie przeżyli, tylko, dlatego że byłem gotowy na to by pokroić tą kobietę. Pracując dla Rosenkova zrobiłem wiele przerażającego gówna, gówna, które będzie mnie prześladować do końca mojego życia. Mam nadzieje, że Kassa będzie lepsza niż moi starzy pracodawcy.
Westchnął głośno. Zaciągnął się ostatni raz papierosem i zgasił go w popielniczce. Wyciągnął następnego i odpalił go. Pamiętał jak po tej misji chwalili go przed szefostwem. Pamiętał, że kiedy spytana jego dowódcę, kto go tak dobrze wytrenował, ten tylko odpowiedział „Ludzi tacy jak Striker nie potrzebujesz trenować. Po prostu wskazujesz im właściwy kierunek i spierdalasz im z drogi”. Jakby nie patrzeć miał rację. Był dobry w tym, co robił. W sumie tylko w tym. I gotowaniu.
- Nie wiem, co chce o de mnie Simmard i szczerze mówiąc gówno mnie to obchodzi. Jeśli wypierdoli mnie na zbity pysk, trudno, jakoś będę sobie musiał poradzić. Nie to żebym miał coś lepszego w życiu do roboty. Bo widzicie najpierw trzeba by było mieć jakiś cel do życia prawda?
Zaśmiał się. Może nie wyglądał, to znaczy w jego mniemaniu nie wyglądał na socjopatę. Niestety prawda oraz badania psychologiczne mówiły całkowicie, co innego. Był chory psychicznie, kiedyś normalny chłopaczyna z dobrego domu, teraz zwykły wrak, który trzyma się czegokolwiek byle tylko nie spaść jeszcze bardziej na dno. Pamiętał, że więzieniu poznał faceta, który dobrze opisał stan, który przechodzi każdy jak on. Szczególnie okazało się to prawdą, kiedy wyszedł na wolność. Pamiętał do dziś jego słowa. „Wyobraź sobie, że jesteś zamknięty w ciemnym pokoju, z którego nie ma żadnego wyjścia. I wszystko, czego się boisz, każdy koszmar jest tam razem z Toba. I nie ma stamtąd żadnej ucieczki. Nagle pewnego dnia, te drzwi się otwierają. Jesteś wolny. Od tak. Po prostu. Problem jest jednak w tym, że pogodziłeś już tym terrorem, strachem utraty własnego życia. W tym momencie cześć ciebie boi się opuścić ten pokój.”
- Dobra, a teraz serio. Kim jest kurwa Sonya? Czemu mam się jej trzymać i wtedy będę miał łatwiejsze życie z Simmardem?
Zapytał już normalnym głosem. Wyglądało na to, że wyszedł z pułapki własnego umysłu i wrócił do bycia sobą. Zresztą musiał być sobą, jeśli chciał przetrwać na tyle długo żeby dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

11 cze 2017, o 22:29

Może to właśnie oni wiedzieli, jak wygląda praca dla korporacji. Taka normalna, bez rozwalania ludzi na części pierwsze i składania ich na nowo. Członkowie zwyczajnego oddziału, żadnego projektu testowego. Opłacone, lub wojskowe wyszkolenie bojowe i zasady, do których musieli się stosować, choć niemające żadnego wpływu na ich życie osobiste i psychikę. Może nie wykańczali ich mentalnie i nie próbowali przekraczać ich granic tylko po to, by wyznaczyć nowe. To była normalność, która Strikerowi nie była dana. Błoga nieświadomość.
Seth z chwili na chwilę coraz bardziej marszczył brwi, słuchając, o czym mówi Charles. Z kolei brwi Aarona unosiły się coraz wyżej. Tylko Borys pozostał niewzruszony, albo zbyt zajęty kartami, albo faktycznie niczym nie zaskoczony.
- Czasem zapominam, że powinienem być szczęśliwy, że mogę odwiedzić moją wkurwiającą matkę raz na pół roku - mruknął Seth, na co Borys odpowiedział krótkim, suchym śmiechem.
- To Simard tak samo miał, nie? Rodzinę mu wybili, zabrali mu wszystko, a potem wsadzili rękę w dupę i jazda, jak z pacynką - zerknął na Charlesa. - Bez urazy. Nie wiem w sumie, czy was wypuścili ostatecznie, czy im uciekliście, czy jak to się skończyło, ważne że było i minęło. Mogłeś sobie wyfrunąć, ptaszku.
- No właśnie, jak to się skończyło? - spytał Aaron, ignorując złośliwości Rosjanina. - Z tego co wiem, to długo ci się udało żyć we względnym spokoju. Nie odzywali się do ciebie odkąd wyszedłeś z więzienia?
Wyglądało na to, że mieli o nim jakieś szczątkowe informacje, ale bez szczegółów. Mógł opowiadać im wszystko, mógł powiedzieć to samo, co mówił Wade, mógł nie mówić nic. Rozmowa jednak toczyła się bez wysiłku, nawet jeśli tragedie ich życia nie mogły się równać tragediom Strikera. Wciąż byli ludźmi. Seth wygrał rozdanie i zebrał krążki ze środka stołu, po czym zabrał się za ponowne tasowanie.
- Takiego gówna to akurat myślę że wszyscy tu trochę zrobiliśmy - stwierdził Aaron. - Tylko ja jednak nie będę przytaczał. Szkoda nerwów - uniósł wzrok na Charlesa, przyglądając mu się przez chwilę, a na jego twarzy odmalowało się przez moment coś, co można było nazwać niechęcią, albo odrobiną irytacji. Ich pasażer najwyraźniej uważał, że grał w pokera z kółkiem różańcowym. Ale jakoś ciemnoskóry nie kwapił się do udowadniania mu, jak bardzo nie ma racji. Może nie widział w tym sensu, a może przerzucanie się wspominkami o własnej bezwzględności wydawało mu się dziecinne.
Zanim padła odpowiedź dotycząca Wade, mężczyźni siedzący naprzeciw Charlesa unieśli wzrok na coś, co znalazło się za jego plecami. Seth uniósł w półuśmiechu kącik ust, Aaron pokręcił głową.
- Nikim szczególnym - odezwał się z tyłu rozbawiony, kobiecy głos. Sonya stała w progu, przebrana w czyste rzeczy. Trzymała w dłoni jakiś datapad. Rozpuszczone i rozczesane włosy znów zasłaniały część jej twarzy. - Simard po prostu mnie lubi. Bardziej niż tych trzech tłoków. Znamy się od dawna, ufa mi. Nie na tyle, żeby powiedzieć mi o sobie coś więcej niż ogólniki, ale cóż - podeszła bliżej i podała datapad Sethowi. Mężczyzna odłożył karty i zabrał się za czytanie. - Widzę, że znalazłeś sobie lepsze towarzystwo ode mnie - rzuciła do Strikera, uśmiechając się lekko.

Wróć do „Prywatne jednostki”