Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Ishtar

13 cze 2017, o 22:35

Lekko się spiął, kiedy usłyszał za sobą rozbawiony głos Soni. Nie mógł za bardzo uwierzyć w to, że w ogóle jej nie usłyszał. Albo poruszała się jak kot, albo naprawdę zaczynał wychodzić z wprawy. Nie był z tego powodu zadowolony, jak tak dalej pójdzie to byle, jaki kmiot poderżnie mu gardło od tyłu i tyle. Zaczął się nawet zastanawiać czy nie jest to wina zbyt długiego słuchania głośnej muzyki. Najchętniej by się przebadał, ale jego nowy zawód nie daje darmowej opieki medycznej, kurwa nawet dentystycznej.
- Wybacz moja droga, lata spędzone tylko z facetami sprawiają, że odczuwam strach przed zbyt długim przebywaniem obok atrakcyjnych kobiet.
Parsknął śmiechem. W sumie było w tym trochę racji. Ostatni jakikolwiek kontakt z kobietą miał przed trafieniem do paki. Więc ostatnie lata ciągnęły się pod kryptonimem „Najlepsza baba to własna graba”. Szczerze mówiąc gdyby znowu miał uprawiać seks, to czułby się jak prawiczek. Odłożył swoje karty na stolik. Wyglądało na to, że gra chwilowo skończona.
- Wracając do tematu. Widzę, że kolega Simmard może być o wiele bardziej zgorzkniałym typem niż ja. Zapowiada się ciekawie. Jeśli chodzi o mnie, to aż tak głęboko chyba mi ręki w dupsko nie wsadzili. I jeśli mam być szczery, w moim przypadku bardziej pasuje tutaj określenie „narzędzie” niż „pacynka”. Jakby nie patrzeć, każdy z nas się na to zgodził dobrowolnie. To, że umowa nie miała nic wspólnego z tym, co naprawdę robiliśmy to już całkowicie inna sprawa.
Poprawił się na swoim miejscu. Nie przepadał być w centrum uwagi, ale niestety on był tutaj gościem, więc chyba jedyny sposób by w owym centrum nie być to zamknąć się w pokoiku w pozycji embrionalnej i pójść spać. Problem polegał na tym, że nie mógł już wrócić do tego rozwiązania. Zostało mu, więc zabawianie swoich nowych kolegów. Przynajmniej byli bardziej gadatliwi niż ci na Nerthusie.
- A, jak to się skończyło? Cóż. Po prostu trafiłem do paki i w jakiś magiczny sposób nagle Rosenkov po prostu przestał się mną interesować. A, od kiedy wyszedłem z paki to jedyna rzecz związana z moim byłym pracodawcą jest jebitnie wielki billboard z ich produktami kilka przecznic od miejsca gdzie aktualnie pracuje.
Dogasił papierosa w popielniczce i wyciągnął następnego. Wsadził go sobie do ust. Wymiętolił filtr ustami, by chwilę potem złapać za zapalniczkę. Odpalił go, jego płuca dalej mogły być trzymane w dymie. Tak jak lubił. Spojrzał na data pad, który trzymał Seth. Najchętniej sam by przeczytał, co tam się znajduje. Lubił zapychać mózg, każdą możliwą ilością informacji, jaka była w okolicy.
- Ha, może i nasza koleżanka dobrze zna się z Simmardem, ale nie wydaje mi się żeby powoływanie się na Sonie podczas rozmowy w jakikolwiek sposób miałoby mi pomóc. Już widzę jak Simmard nagle uznaje mnie za niebezpieczeństwo i pragnie mojej śmierci, a ja mówię, że z nam Sonie, a ten nagle uśmiecha się do mnie klepie mnie po ramieniu i mówi „nie no w sumie jak znasz ją to jesteś w porządku gość, idź do domu i baw się dobrze, ja się zajmę ludźmi, którzy chcą cię zabić”.
Udając Simmarda zaczął ironicznie wymachiwać rękoma. Uśmiechnął się, ale tak naprawdę był to bardziej uśmiech dla siebie samego. Jakby chciał podnieść samego siebie na duchu. Był w dupie i dobrze o tym wiedział. Kurwa. Tak naprawdę to był na łasce swoich wyzwolicieli. Nie wiedział, co wobec niego planują, a to, że są dla niego mili to o niczym nie świadczy, to nic nie znaczy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

14 cze 2017, o 22:23

Sonya roześmiała się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Nie wyglądała, jakby wzięła słowa Strikera na poważnie, ani jako komplement, ani cokolwiek, co miałoby być bezpośrednio skierowane do jej osoby. Poczekała tylko, aż jej współpracownik skończy czytać i odebrała mu datapad, kiedy już go nie potrzebował.
Kolejne rozdanie wygrał Borys, ale nie rozegrał tego tak, jak powinien, bo niewiele więcej krążków wróciło do jego puli. Przesunął niezadowolonym spojrzeniem po innych grających i utkwił wzrok w Wade. Ta uniosła pytająco brwi, ale nie doczekała się odpowiedzi. Rosjanin za to wbił wzrok w swoje krążki i zaczął je liczyć. W oku Sonii pojawił się błysk satysfakcji.
- No, to dobrze - odezwał się Borys za to do Strikera, kiwając głową. - W sumie widać po tobie, że trochę jakiejś własnej woli jeszcze masz. Może nawet sporo, he. Simard też ma, ale z nim się ciężko rozmawia. Ty jesteś swój człowiek.
- Może nie przesadzajmy - parsknął śmiechem Seth, który rozsądnie wciąż nie darzył Charlesa zaufaniem. Nikt chyba mu nie ufał, tak samo jak on nie ufał im, a Borys gadał dla samego gadania. Dla niepoznaki teraz odpalił papierosa i zajął się paleniem, najwyraźniej rozproszony przez Sonyę do tego stopnia, że zaczął bredzić od rzeczy.
- Napiszesz to? Jak będziesz mieć chwilę - spytała cicho kobieta, na co Seth odpowiedział tylko krótkim skinieniem głowy. Teraz był zajęty i choć nie było to może najbardziej konstruktywne zajęcie, jakie mógł sobie znaleźć na ten lot, to Wade go nie upominała. Może nie była od tego, przyszła tu tylko z bliżej nieokreśloną prośbą. - Idę do mesy, zająć się tłumaczeniami. Tu jest głośno i śmierdzi.
Wzruszyła ramionami i opuściła pomieszczenie. Jej kroki jeszcze przez chwilę niosły się po korytarzu, by w końcu ucichnąć, gdy weszła za zakręt prowadzący do windy. Borys westchnął, wypuszczając w górę spory kłąb dymu.
- Simard wie, że znasz Wade, przecież sam kazał jej lecieć. Nie chodzi o to - Aaron pokręcił głową. - Borysowi pewnie chodziło o to, że dziewczyna ma sporą siłę przekonywania w stosunku do Simarda. Właściwie tylko jej pomysłów wysłuchuje do końca - uśmiechnął się lekko, pozostała dwójka też. Pewnie jakiś inside joke, którego Charles nie miał prawa zrozumieć. - Nie masz mu powiedzieć "no siema wiesz poznałem Wade", tylko mieć ją po swojej stronie. Jak Seth na przykład. Bo temu to nie idzie - wskazał Rosjanina ruchem głowy, z szerokim, złośliwym uśmiechem na ustach.
- Spierdalaj - odparł Borys, przyjmując od drugiego mężczyzny nowe rozdanie kart. Tym razem Strikerowi dostało się całkiem niezłe, szkoda by było tego nie wykorzystać. Miał szansę na efektowną wygraną, jeśli będzie mu sprzyjało szczęście.
Ciemnoskóry mężczyzna zerknął przez ramię w stronę korytarza, jakby upewniał się, że kobiety już tam nie ma.
- Ta to ma wyczucie, wie kiedy przyjść.
- Zawsze tak miała przecież.
- Zawsze? Ile ją znasz? Dwa tygodnie?
- Oj kurwa dobra, zawsze odkąd ją znam.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

15 cze 2017, o 21:28

Złapał znowu za swoje karty, kiedy kobieta opuściła pomieszczenie. Wciąż jednak uważał, że Sonya coś ukrywa. Nie, żeby, przed bo mu nie ufała. Czuł, że ukrywa coś o wiele głębiej. Tym bardziej mówiły o tym blizny na jej twarzy. Szczególnie, że nie wyglądały, na takie, które mógłby spowodować zwykły wypadek. Porozkładał znowu karty w swojej ręce. Jeśli teraz wygra, to przynajmniej odkuje swoje żetony. Nie żeby jakoś mu bardzo mu na tym zależało. Przecież nie przepierdalał własnych kredytów, tylko zwykłe. Do tego czuł się odrobinę zmęczony, więc pewnie po tej turze pójdzie poszukać jakiegoś miejsca żeby mógł się chwilę zdrzemnąć, przed spotkaniem. Uśmiechnął się do Borysa.
- Z wami Ruskimi, nawet z tymi, którzy kręcą się po kosmosie jest zawsze tak samo. Poprzeklinaj, poudawaj twardziela i nagle wszystkie bariery pękają i jesteśmy jak bratiya. Zresztą dokładnie w taki sposób przyjęli mnie do Bratwy. Nie powiem dobre chłopaki, ale specyficznie tępi. W taki uroczy sposób. Trochę jak Borys.
Wyszczerzył zęby do mężczyzny. Wsadził sobie w usta papierosa. Zaciągnął się mocno, ale dym wypuścił nosem. Wrócił wzrokiem do swoich kart. Po chwili przeniósł go na Setha. Ten wyglądał na sprytnego. Wiedział, że będzie musiał go obserwować jak i czarnego. Oni wydawali się najsprytniejsi. W jego głowie zaczął mu się nawet układać obraz tego oddziału. Aaron był dowódcą, Seth był tym sprytnym i przystojnym, pierdolony buźka z drużyny A, za to Borys był tym wielkim typem od napierdalania. Klasyka gatunku. Dorzucił do puli parę żetonów.
- Ta, spróbuje ją mieć po swojej stronie. Nie żebym miał jakikolwiek większy wybór, nie? To znaczy pewnie mam, ale na chuj miałbym sobie utrudniać życie jeszcze bardziej? I tak już to nie wygląda dobrze. Ahh, czasami tęsknie za odsiadką. Przynajmniej miałem święty spokój, od czasu do czasu sprzedać komuś kosę pod celą, ale mogłem poświecić wolny czas na jakieś pierdoły jak szachy czy książki. Nawet nie wiecie, na jaki swój sposób to przyjemne. Ktoś płaci za to, że siedzisz na dupie i tyle. Gorzej by było jakbym trafił do amerykańskiego pierdla typu super-max wtedy bym się chyba zesrał z nudów.
Wyciągnął papierosa z ust i dogasił do w popielniczce. Spojrzał na swoją torbę czy dalej jest przy jego nodze. Jakby nie patrzeć cały jego dobytek się w niej znajdował. Nie było tego dużo, ale zawsze coś. Spojrzał na Aarona.
- Po tym rozdaniu, chętnie bym się zdrzemnął. Dałoby radę załatwić mi jakąś koję? Jestem od rana czasu Cytadeli na nogach do tego o kurewsko wczesnej godzinie przyjmowałem dostawę do restauracji, więc muszę się, chociaż chwilę zdrzemnąć. Nawet nie wiem, jaka jest teraz godzina na ziemi, nie chciałbym żeby różnica czasowa do tego rozjebała mi jeszcze bardziej zegar biologiczny niż mieszkanie w pieprzonej stolicy galaktyki.
Zjechał trochę niżej na krześle. Odłożył swoje karty na stolik, czekając aż wszyscy będą gotowi do pokazania swoich kart. Miał nadzieje, że na pożegnanie, chociaż coś ugra. W razie, czego mógł jeszcze przejść się do Wade, chociaż sam nie wiedziałby, po co. Niby mógłby jej pomóc w tłumaczeniach o ile język był którymś, który zna. Zresztą i tak narzucał się im trochę za bardzo na głowę. Chciał mieć to po prostu z głowy, a na siłę przymilanie się do każdego członka załoga, a tym bardziej do Sonyi raczej nie skończyłoby się najlepiej. W tym momencie chciałby po prostu mieć dowódcę, który odwalałby za niego wszystkiego te rozmowy i cała resztę, kiedy on mógłby po prostu się wyluzować, a najlepiej pójść spać.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

18 cze 2017, o 14:44

Każdy tutaj coś ukrywał, nawet jeśli nie robił tego świadomie. Nie rozmawiali o swoim życiu, nie opowiadali o swojej przeszłości. I nawet jeśli Striker postanowił podzielić się z Sonyą pewną dozą szczegółów, to wcale nie znaczyło, że ona musi zrobić to samo. To Charles był nowym elementem na tym statku i do niego należało choćby częściowe dostosowanie się do panujących tu reguł.
Borys wzruszył ramionami, robiąc niewinną minę. Wyraźnie nie poczuł się obrażony o to, że został nazwany tępym Ruskiem, pewnie traktując to jak żart, albo stosując tę samą taktykę, co Striker - po co udowadniać, że jest się inteligentnym człowiekiem, skoro można zachować pozory głupka i w ten sposób uniknąć zbędnych konfrontacji intelektualnych. Albo stanowić niespodziewane zagrożenie, gdyby przyszło co do czego.
- Może to faktycznie kwestia pochodzenia - zgodził się ze śmiechem Seth, po raz pierwszy reagując na słowa Charlesa inaczej, niż całkowitą powagą. Spojrzał na Rosjanina i skinął głową, zachęcając go do obstawiania w kartach, o których tamten z wrażenia chyba zapomniał. Z wrażenia po pojawieniu się Wade, nie po komentarzach dodatkowego pasażera.
- Ciężko sprawić, żeby Sonya kogoś znielubiła - stwierdził Aaron. - Ona z reguły jest wobec wszystkich tak obojętna, jak to tylko możliwe. Tak samo ciężko się z nią... no, zaprzyjaźnić. Popatrzy, posłucha, pośmieje się, a potem robi tę swoją minę i już wiesz, że ma w dupie wszystko, co mówiłeś.
- No, nie jest tak źle - mruknął Seth.
- Szachów nie mamy, ale są karty. O książki to się musisz do Wade uśmiechnąć. Z nudów się nie zesrasz, bo i tak zostało raptem kilka godzin do lądowania.
Ostatnie rozdanie przyniosło Strikerowi szczęście. Zebrał trzy razy tyle, za ile wszedł - nie cztery, bo Aaron postanowił spasować - i mógł odłożyć karty. Wytłumaczyli mu, że w sumie to do niczego się mu te żetony teraz nie przydadzą, ale gdyby został z nimi na dłużej, to mieli system wykorzystywania ich w codziennych sytuacjach, jak zakłady, kłótnie i picie.
- Jak dolecimy, to będzie szesnasta - stwierdził Borys. To znaczyło, że przed Strikerem będzie jeszcze pół dnia na nogach, więc może faktycznie dobrze by było się zdrzemnąć. - Jak chcesz. Te kwatery co się świecą na zielono, to są puste. Możesz sobie wejść. Dwie chyba zostały, po lewej stronie tam jak pójdziesz.
Wskazał rozwidlenie korytarza, widoczne z miejsca, w którym siedzieli. Mógł ruszyć bezpośrednio tam, albo podejść jeszcze na chwilę do mesy, gdzie jak twierdziła wcześniej, siedziała teraz Sonya, zajęta bliżej nieokreślonymi tłumaczeniami.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

21 cze 2017, o 20:46

Spojrzał na sporą kupkę żetonów przed sobą. Wygrana to wygrana, nie ważne było dla niego to, że w sumie to gówno znaczy. Swoje ugrał. Przynajmniej nie przegrał wszystkiego, a zarazem nie pójdzie sobie z tego miejsca, jako całkowicie przegrany. Zastanawiało go w sumie to, czy posiadanie Wade na statku nie było trochę problematyczne dla tych facetów. Znaczy Aaron miał to pewnie w dupie jako, że ma żonę. Ale ta dwójka? Mógł być pewny, że Borys bardzo chętnie by jej zasmakował, ale czy coś więcej to cholera wie, ale jeśli się tak na nią gapi to może być coś na rzeczy. Co do Setha, widać, że to jej ziomeczek. Cholera wie czy coś więcej. Mimo wszystko sprawia to wiele problemów. Gdyby chciał stąd zwiać i wziąłby ją za zakładnika to pewnie mógłby ugrać całkiem sporo. Pokręcił głową. Nie było, co rozmyślać nad tym. Póki, co byli sojusznikami. Nie miało sensu kolejne wymyślanie genialnych planów ucieczki czy chuj wie, czego.
- Nie wiem, może stara się być profesjonalistką czy inny ki chuj. Nie moja sprawa, jeśli mam być szczery, nie mam tak szeroko zakrojonych planów jak Borys wobec niej. A, zresztą Seth nie ma się, co dziwić, że akurat ty mówisz, „że nie jest tak źle”. Wyglądasz jakby cię pierdolony Michał Anioł wyrzeźbił, plus ten głos. Jakbym miał, chociaż procent twoich cudownych genów, to też bym mógł mówić o każdej lasce z bitchfacem „nie jest tak źle”.
Prychnął śmiech. Przyjrzał się żetonowi z najwyższym nominałem i schował go do kieszeni. Resztę wepchnął na środek stołu. Ten jeden miał służyć, jako pamiątka w razie gdyby coś poszło nie tak. Oczywiście, jeśli uda mu się przeżyć też i tą niezbyt przyjemną robotę. Czuł się przy tym coraz bardziej zmęczony. Potrzebował tego snu. Przynajmniej na teraz. Był cały czas na pełnej gotowości bojowej, a to naprawdę potrafiło zmęczyć nawet najtwardszych żołnierzy.
- Dobra. Ja, spierdalam. Miłej gry.
Złapał za swoją torbę. Wstał ze swojego miejsca i najzwyczajniej w świecie opuścił pomieszczenie. Kiedy już był na zewnątrz przewiesił torbę przez ramię. Z jego twarzy zniknął wyćwiczony uśmiech, a wróciło zmęczenie. Wyglądał niezbyt przyjemnie. Na pewno mógłby teraz sprawić, że jeśli spotka go ktoś z załogi to na pewno nie wywrze na nim dobrego pierwszego wrażenia. Zresztą, sam nie wiedział czy wywołał je na kimkolwiek tutaj. Jakby nie patrzeć jeszcze kilka lat temu, też mógłby być na tym statku. Tyle że na pewno nie była by to przyjemna towarzyska wizyta, a najzwyczajniejsza w świecie masakra w stylu Rosenkov Materials™.
Przechadzał się powolnie przez korytarz w poszukiwaniu jakiegokolwiek wolnego pomieszczenia. Póki, co same czerwone lampki. W końcu dotarł do kajuty, którą mógł zająć. Patrzył na nią. Rozejrzał się na lewo i prawo. Wciągnął głośno powietrze i wszedł do środka. Jakby bał się, że po drugiej stronie będzie na niego czekać oddział egzekucyjny.
Było lepiej niż się spodziewał, a przynajmniej na tyle dobrze, że mógł posiedzieć trochę sam. Większość ludzi woli w takich sytuacjach siedzieć z kimś. Porozmawiać czy inne gówno by wyrzucić z siebie napięcie. Zresztą, mógłby posiedzieć z oddziałem naziemnym albo z Sonyą. Wiedział jednak ze jest tutaj gościem, wiec wiadome było to, że każdy go traktował jak najlepiej. Nie żeby ten fałsz mu przeszkadzał, ale wiedział, jakie to musi być dla nich męczące. Uznał, więc że najlepiej będzie po prostu siedzieć samemu do czasu aż spotka się z Simmardem.
Z ramienia zrzucił torbę na pobliskie krzesełko. Wyciągnął z niej swój karabin i położył na stoliku. Sprawdził czy wszystko z nią w porządku. Nie wiedział czy Wade jej nie uszkodziła czy coś. Wolał samemu sprawdzić. Kiedy okazało się, że wszystko gra zbliżył się do koji, na której miał zamiar położyć się spać. Położył na niej broń. Zaraz obok poduszki. Zaczął się rozbierać. Nie miał niestety żadnych ubrań na zmianę, a wolał nie iść na spotkanie w przepoconych i pomiętych ciuchach. Przewiesił je przez krzesełko. Kiedy już wszystko było ułożone i gotowe, mógł w końcu iść spać. Położył swoje wielkie cielsko na materacu, na którym ledwo, co się mieścił. Niestety taki wzrost miał dużo wad, o wiele więcej wad niż samych plusów. Przykrył się i obrócił na bok. Przed nim leżał jego karabin. Jego jedyna miłość i najważniejsza kobieta w życiu. Niestety przyzwyczajenia do spania z bronią w nieznanym miejscu były silniejsze niż odgrywanie normalnego człowieka.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

26 cze 2017, o 22:08

Seth roześmiał się słysząc komentarz Charlesa, jednocześnie rozdzielając oddane przez niego żetony na równe trzy części. Pokręcił głową, zabierając ze stołu swoje karty.
- Teraz na pewno nie wejdę pod prysznic, dopóki cię nie wysadzimy - stwierdził.
- Oj, komplementu nie umiesz przyjąć - oburzył się Borys. - Wszyscy wiemy że gdybym wyglądał tak, jak ty, to być może Wade by zauważyła mój ujmujący charakter.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz...?
- I tańczę zajebiście.
Aaron parsknął śmiechem, a Seth pokręcił głową z niedowierzaniem. Strikera nikt nie zatrzymywał, pozwolili mu bez problemu opuścić pomieszczenie, mógł więc wyruszyć w poszukiwaniach swojej tymczasowej kajuty. Pomieszczenie, które miało zapaloną zieloną lampkę na panelu przy drzwiach, było klitką, którą trudno było nazwać luksusową, ale przynajmniej znajdowało się tu jedno łóżko, nie cztery. Mógł jednak wsunąć pod nie swoją sporą torbę i zająć miejsce na nieco zbyt małym materacu, który okazał się twardy, ale całkiem wygodny. Trudno było oczekiwać świeżej pościeli, ale na wezgłowiu leżał koc, którym mógł się przykryć, jeśli chciał, albo podłożyć go pod głowę. Zapewniali mu bezpieczeństwo i przelot na Ziemię, nie ekskluzywne sypialnie.
Przez kilka godzin nikt mu nie przeszkadzał. Mógł zapaść w sen, albo skupić się na rozmyślaniach. Statek szumiał cicho, poruszając się pomiędzy przekaźnikami. Gdzieś za drzwiami trójka mężczyzn prawdopodobnie nadal grała, gdzieś na górze Sonya zajmowała się swoimi sprawami, a pozostałych członków załogi raczej nie miał nigdy poznać. Ci byli zajęci pracą, jak należy, nie mieli czasu na pogawędki z gościem na pokładzie. Charles mógł więc skorzystać z tych kilku przyjemnych godzin samotności, które zapewnili mu tutejsi. Wydawali się w porządku, normalnie trudno byłoby podejrzewać ich o niecne plany na przyszłość, ale przy paranoi Charlesa ta trudność stawała się bardzo niewielka.
Po jakimś czasie usłyszał pukanie do drzwi i te rozsunęły się. Nawet jeśli je zablokował, członkowie załogi mieli dostęp do kajut, zwłaszcza tych zajmowanych przez dodatkowych pasażerów. A w szczególności jeśli mieli jakiekolwiek umiejętności techniczne, pozwalające odblokować zamek bez szczególnego wysiłku. Tego Charles mógł się co najwyżej domyślać, tak czy inaczej po rozsunięci się drzwi pojawiła się w nich kobieca sylwetka - ciemna, na tle jasnego korytarza.
- Nie sądziłam, że zaśniesz - powiedziała. Głos należał do Wade, naturalnie. Sylwetka też. - Za pół godziny lądujemy. Potrzebujesz czegoś? Przyniosłam ci wodę.
Rzuciła niewielką butelkę z progu, pozwalając jej upaść na materac obok nogi Charlesa.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

26 cze 2017, o 23:22

Przez dłuższy okres czasu miotał się po łóżku. Wewnętrzny strach i paranoja sprawiały, że bał się zasnąć. Pomimo początkowych problemów udało mu się w końcu usnąć. Chociaż, gdyby wiedział, do czego to doprowadzi to z pewnością wolałby zostać na nogach i uniknąć tego, co nadeszło.
Miał sen. Chociaż, może bardziej były to wspomnienia? Trudno było określić. Nie wiedział za bardzo gdzie się teraz znajdował. Zaczął się rozglądać. Azja? Nie. Raczej Afryka. Jakaś sawanna, mała wioska, w sumie chyba bardziej slums. Kilka kontenerów obok siebie na krzyż. Dzieci, bawią się. Starsi chyba zajmują się uprawą czegoś obok budynków. Trudno powiedzieć. Niby świat poszedł do przodu, ale tutaj wciąż można było się poczuć jak pod koniec dwudziestego pierwszego wieku. Po prostu bieda. Do wioski zbliżają się pojazdy terenowe i ciężki sprzęt budowlany. Robotnicy? Nie. Chyba nie. Kiedy konwój podjechał do miasta i zatrzymał się na samym jego środku. Ludzie się przyglądali, inni starali się za sobą schować dzieci. Z pojazdów w końcu zaczęły wychodzić, jakie sylwetki. Nagle zrobiło się całkowicie ciemno. Nie obserwował tego wszystkiego z daleka, teraz perspektywa się zmieniła. Wysiadał właśnie z jednego z transporterów wraz z innymi uzbrojonymi po zęby żołnierzami. Przez chwilę został oślepiony promieniami słońce, dopiero, kiedy jego oczy przyzwyczaiły do panujących na zewnątrz warunków, mógł obejrzeć to miejsce z bliska.
Syf, brud oraz bieda. Tak wielka, że nie dało się tego opisać. Przynajmniej mieli dostęp do wody. Poczuł jak ktoś go klepie przyjacielsko po plecach. Inny żołnierz, nie słyszał, co do niego mówi. Wszystko było nieme. Przed sobą widział scenę, w której chyba lokalny przedstawiciel czy inny starszy wioski prowadził rozmowę z dowódcą oddziału. Wyróżniał się, jako jedyny nie miał hełmu. Zamiast tego na głowie miał czarny beret oraz okulary typu awiator. Cywil wyglądał na wściekłego. Wykłócał się o coś. Striker za to stał w szeregu obok pojazdu, nie wiedział, co się dzieje i co tutaj robi. Czuł strach oraz jak skaczę mu adrenalina. Za to konflikt między mężczyznami przed nim zaczął eskalować. Przywódca wioski nie tylko wymachiwał wściekle rękoma, ale też zaczął popychać żołnierza przed nim. Mieszkańcy wioski, też zaczęli coś krzyczeć. Niektórzy nawet zaczęli rzucać tym, co mieli pod ręką w ich stronę. Charles zaczął się rozglądać. Nie wiedział, dlaczego nawet jest w tym zapomnianym przez Boga miejscu i czemu ci ludzie tak bardzo ich nienawidzą.
Wtedy usłyszał pierwszy dźwięk. Głośny. Bardzo głośny. Jakby coś rozerwało niebo. Spojrzał przed siebie. Starszy wioski leżał na ziemi w kałuży krwi. Ich dowódca, właśnie chował pistolet do kabury. Dźwięk zaczął wracać, słyszał krzyki przerażania oraz swojego przełożonego. Jedyne, co powiedział to
„Oczyścić”. Nie chciał tego robić, jednak jego ciało robiło to, do czego został wyćwiczony. Wraz ze swoimi kompanami zaczęli oczyszczać wioskę. Starsi i dzieci, kobiety i mężczyźni. Zabijali wszystkich. Podpalali kontenery z ludźmi, którzy się w nich ukrywali. Ciała ściągali na środek wioski, gdzie czekała już ekipa w koparce. Kopali dół. Ogromny dół. Striker przyglądał się rosnącej górce zwłok przed nim. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wtedy wszystko zaczęło się sypać, usłyszał strzały z innej części wioski. Wiedział, że nie tak poszła ta robota. Nie było żadnych strzał. Wtedy nad jego głową przeleciały promy przymierza. To była regularna wojna. Jedyna rzecz, za jaką mógł się ukryć była ta zasrana kupa zwłok przed nim. Wskoczył za nią, słysząc w komunikatorze głosy swoich towarzyszy. Eksplozje. To nie tak miało wyglądać, nie tak miało wyglądać jego życie. Przymknął oczy i złapał się za głowę. Nogi podkulił pod siebie jak małego dziecko. Zaczął się trząść, kiedy wokół niego niosły się strzały. Siedział w czyjejś krwi, zagubiony i przerażony. W końcu z letargu wyrwał go dźwięk czegoś małego, czegoś, co właśnie uderzyło w ziemię przed nim. Wrócił do siebie i z całej siły kapnął go jak najdalej od siebie.
Kiedy Wade weszła do pokoju i rzuciła w jego stronę wodę, ten z całej siły ją kapnął za nim ta zdarzyła wylądować obok jego nóg. Nie wiedział gdzie poleciała. Złapał za karabin, bardzo szybko podniósł się z łóżka i wycelował w stronę sylwetki czegoś w drzwiach. Nie wiedział czy to dalej sen czy to się dzieje naprawdę. Przyglądał się jej. Oczy miał szkliste i strasznie zamglone. Wyglądał jakby jego świadomość była całkowicie gdzie indziej. Był cały przepocony, światło, które wpadało do środka pomieszczenia odbijało się od jego ciała. Celował w nią dalej, był gotowy do strzały, kiedy w końcu zrozumiał, że to już nie jest sen, że znajduje się na statku Kassy, a nie gdzieś w Afryce. Opuścił broń. Przejechał dłonią po twarzy. Wiedział o swoim PTSD, ale nigdy nic z tym nie zrobił. Mógł się spodziewać, że tak to się może skończyć. Cieszył się, że się, chociaż nie zeszczał z tego wszystkiego. Oddychało mu się cieżko, do tego czuł ogromną gulę w gardle. Po kilkunastu sekundach w końcu udało mu się doprowadzić siebie do stanu, w którym mógł jakoś funkcjonować. Najgorsze jest jednak to, że nie był pewny czy ona coś do niego mówiła czy nie. Westchnął głośno.
- Przepraszam.
Spojrzał w ziemię i odłożył karabin na łóżko. Zaczął rozmasowywać twarz dłońmi. To tyle, jeśli chodzi o jego magiczny plan wyglądania jak człowiek podczas rozmowy z Simardem. Teraz wyglądał jak wrak człowieka. Tego właśnie chciał. Dlatego nie lubił długich misji czy innych operacji. Już ostatnio tak samo mu odjebało podczas odbioru więźnia, teraz tutaj. Stres pourazowy chyba uwielbiał się pojawiać wtedy, kiedy spotykał dość przyjaznych ludzi.
- Potrzebuję parę minut żeby się ogarnąć.
Wstał w końcu z miejsca. Musiał się ubrać i zapalić. Wolałby już teraz zapalić, ale nie wiedział czy nie uruchomi w pomieszczeniu jakiś systemów przeciwpożarowych. Podszedł do niewielkiego krzesełka i zaczął zbierać swoje ciuchy. Sam nie wiedział, czy powinien wskakiwać w nie czy w swój pancerz. Póki, co postanowił pozostać przy normalnym ubraniu.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

26 cze 2017, o 23:26

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

3 lip 2017, o 11:36

Nagły atak nie był czymś, czego Sonya mogła się spodziewać. Gdy wchodziła, Striker spał, a ona nie odezwała się głosem większym, niż musiała. Ot, cicho rzucone kilka słów, żeby wybudzić mężczyznę i dać mu czas na przygotowanie się do lądowania. Przyniosła mu nawet wodę, w ramach gestu dobrej woli. Tymczasem okazało się, że to, co działo się w jego głowie, dość mocno wpłynęło na dalszy rozwój sytuacji i tego nie dało się przewidzieć.
Schyliła się, widząc odkopniętą w drugą stronę wodę, choć butelka nie poleciała nawet minimalnie w jej stronę. Potem widząc, że ich gość sięga po karabin, Wade automatycznie zrobiła to samo. Miała pistolet na zaczepach przy biodrze, nietrudno było jej więc go dobyć. Odblokowała go w ułamek sekundy i wyciągnęła w jego stronę, sama znikając. Rozpłynęła się w powietrzu, najwyraźniej aktywując program kamuflażu. To mogło dać Strikerowi zamysł tego, czego można było się po niej spodziewać w przyszłości. Szkoda tylko, że nie dowiedział się tego w jakiś normalny sposób, jak chociażby rozmowa.
Przez kolejne kilka sekund po jego przeprosinach w pomieszczeniu trwała cisza. Drzwi zasunęły się, a kobieta pojawiła się z powrotem, w środku, z pistoletem wciąż wycelowanym w zmęczonego Strikera. Jej usta wykrzywione były w grymasie jeszcze bardziej niezadowolonym, niż na co dzień. W półmroku kajuty trudno było jednak cokolwiek wyczytać z jej spojrzenia. Z tej odległości, w jakiej się znajdowała, trafienie mężczyzny w środek czoła nie wymagałoby od niej zbyt dużego wysiłku. Opuściła w końcu rękę, ale nie przypięła broni z powrotem do biodra. Była wyraźnie spięta.
- Masz szczęście, że to ja - warknęła. - Każdy inny już dawno ściągałby twojego trupa z pryczy.
Rozejrzała się po kajucie. Poza leżącymi przy łóżku ubraniami Charlesa i kopniętą pod ścianę wodą, nic się tu nie zmieniło. Mimo wszystko jednak Wade nie czuła się tu swobodnie. A może to nie była wina samej kwatery, tylko tego, kto ją tymczasowo zajmował. Odgarnęła włosy za ucho, ale tylko z jednej strony, z drugiej pozwalając im zasłaniać policzek. Unikała spojrzeniem samego mężczyzny, choć trudno było jasno stwierdzić, czy problemem jest to, że nie miał na sobie większości ciuchów, czy to, co wydarzyło się przed chwilą. W końcu westchnęła i przypięła pistolet do biodra.
- Nie powinieneś tak robić. Nie każdy poczeka, aż atak agresji ci minie - dodała cicho. - Coś się stało, jak mnie nie było?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

3 lip 2017, o 14:47

Złapał za swoje ciuchy, pierwsze oczywiście założył spodnie. Nie miał zamiaru paradować obok niej w samych bokserkach. Najchętniej to w sumie zapadłby się pod ziemię. W sumie to nawet nie byłby taki zły gdyby wjebała mu kule w głowę. Przynajmniej miałby już święty spokój. Sama sytuacja sprawiała, że jego stres wypierdalał poza skalę wiec i PTSD mogło znowu go spokojnie zżerać. Czuł się o wiele gorzej niż wcześniej, mógł nie iść spać, ale dobrze też wiedział, że jeśli by tego nie zrobił to późniejsze położenia się spać byłyby o wiele gorsze.
- Nic się nie wydarzyło.
Usiadł na skraju łóżka, zakładał powolnie skarpetki. Mimo wszystko wzrok miał skupiony na swoim karabinie. Czuł, że z dnia na dzień staje się coraz bardziej nieobliczalny. Wiedział jak działa jego choroba, gdyby nie to, że pewnego dnia kolega z oddziału strzelił mu w łeb, to pewnie jego były pracodawca wysłałby go na terapię. Wszystko wyglądałoby inaczej. Na pewno nie tak jak teraz, kiedy nie pamiętał już, kiedy ostatni raz się wyspał lub jak wyglądają sny niedotyczące mordowania. Powinien brać leki, ale zamiast cokolwiek pomóc to utrudniały wszystko, co robił. Czuł się jak masochista, zamiast unikać czynników stresogennych wskakiwał w nie jakby jutra miało nie być. Ale jutro zawsze było, przez co stawał się jeszcze większym wrakiem. Założył w końcu te pieprzone skarpetki. Oparł głowę na swoim rękach. Znowu rozmasowywał twarz. Chociaż prawda była taka, że po prostu nie chciał na nią patrzeć. Wstyd za samego siebie w ostatnich latach, też był jego dobrym przyjacielem.
- Mówiłem wcześniej, że mam problemy, tak? Właśnie byłaś świadkiem tego jak te problemy się objawiają.
Wstał z pryczy po koszulkę. Założył ją szybko na siebie. Czuł jak stróżki potu zaczynają wsiąkać w materiał. Lekko się wzdrygnął, bo nienawidził tego uczucia. Mógł czołgać się przez bagna, siedzieć po szyję w rzece czy inne gówna, ale jeśli musiał założyć dość czyste ciuchy na swoje spocone ciało to od razu się irytował. Szczególnie, że nie wiedział czy będzie mógł wziąć jakikolwiek prysznic. Pewnie będzie musiał od razu wskoczyć w pancerz jak tylko pomaga z Simardem.
- Ja.
Zawahał się na chwilę. Śmieszna sprawa. Dotarło do niego, że łatwiej jest mu mówić o rzeczach związanych z korporacją, pomimo tego, że wcześniej za to odstrzelono by mu łeb, ale jak ma coś powiedzieć o sobie czy swoich przeżyciach to zaczyna się blokować. Całe lata wmawiano mu, że jest narzędziem, a jego uczucia czy emocje to sprawa drugorzędna, bo najważniejsza jest firma. Nawet, kiedy w więzieniu poddano go kilku spotkaniom z psychologiem, ten uznał, że to nie ma sensu, bo jeśli Striker nie ma zamiaru sam gadać to nie będzie mu w stanie pomóc.
- Cierpię na silny zespół stresu pourazowego. Nie zdarza się to już często i nawet łatwo to wyleczyć, niestety w moim przypadku sprawa została zaniedbana do tego zdiagnozowano to po długim okresie choroby.
Schował swój karabin do torby. Nie chciał go mieć pod ręką. Nie teraz. Musiał się znowu skupić i wrócić do siebie. Wstydził się spojrzeć na Wade, zresztą sam nie wiedział, po co miałby to robić. Zresztą, sam nie wiedział czy ona w ogóle rozumie czy jest ta choroba. Czuł się w tym wszystkim sam. Za każdym razem było tak samo. Znajduje ludzi, którzy są nawet dla niego mili i chcą mu pomóc, a on swoimi cudownymi zachowaniami sprawia, że nigdy mu nie zaufają. Tak, czy inaczej był gotowy do drogi.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

3 lip 2017, o 21:15

Sonya cofnęła się nieco, gdy Striker zaczął się ubierać. Bezpiecznie stanęła przy drzwiach, gotowa w każdej chwili opuścić pomieszczenie. Charles, który początkowo był damą w opałach, teraz stał się zagrożeniem. Pilnowali, żeby nic mu się nie stało, w rzeczywistości zabierając na statek bombę, gotową w każdej chwili wybuchnąć. I w sumie dobrze się złożyło, że dowiedzieli się o tym teraz i w taki sposób, zamiast w gorszym momencie, mniej wygodnym i w większym gronie.
- Myślałam że z Aaronem i resztą się nie dogadaliście - wyjaśniła swoje pytanie. - Bo z nimi byłeś jak cię ostatnio widziałam. Coś mogło pójść nie tak, nie wiem.
Podniosła butelkę z wody i zacisnęła ją w dłoni, unosząc w końcu na Strikera pytające spojrzenie. Przecież to dla niego ją przyniosła, chociaż jeśli nie chciał, to równie dobrze mogła zabrać ją ze sobą.
Milczała przez długą chwilę, zanim ostatecznie zdecydowała się to jakoś skomentować. Kiedy jednak Charles się ubrał, przestała od niego odwracać wzrok i teraz z powrotem, tak jak w restauracji, wbijała w niego swoje ciemne, badawcze spojrzenie.
- Jestem filologiem, nie psychologiem - odparła w końcu niepewnie. - Ale znam to spojrzenie. Co prawda nie było mi dane zobaczyć jak Simard się budzi, ale...
Westchnęła cicho, zerkając przez ramię, jakby spodziewała się czegoś ciekawego za drzwiami, które przecież pozostawały zamknięte. Oparła się o nie plecami, jednocześnie sięgając do panelu oświetlenia i włączając bardziej dzienne światło. Dopiero teraz Charles mógł zobaczyć ją dokładniej, tak samo jak ona jego. Kobieta przez te kilka godzin nie zmieniła się za bardzo, on za to owszem. Skinęła głową w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Możesz wziąć prysznic jak chcesz. Do końca korytarza i w prawo.
Uderzyła pięścią w drzwi, a te otworzyły się posłusznie, wypuszczając ją na korytarz. Zrobiła krok do tyłu. Wciąż miała typowy dla siebie, beznamiętny wyraz twarzy, choć już nie tak niezadowolony, jak gdy celował w nią z karabinu.
- Nie będę ci zawracać głowy. Nie wiem nawet czy masz teraz ochotę na pogawędki, a szczerze to nie wyglądasz jakbyś miał - parsknęła sucho śmiechem. - No i ja też muszę... kawę jakąś. Może. Chcesz też? Mamy ekspres, więc nie będzie taka tandetna jak herbata, której nie wypiłeś.
Uśmiechnęła się lekko, tak jakby próbowała zmienić temat na łatwiejszy i bezpieczniejszy. Może odsunąć myśli Charlesa od tych niewygodnych, w końcu był na ich pokładzie, nie chciała kolejnych wybuchów.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

4 lip 2017, o 03:24

Przełożył torbę przez ramię. Na prysznic nie było już czasu, to znaczy tak sobie wmawiał. Było to wygodniejsze niż myśl, że mógłby popaść w jeszcze większą depresje, jeśli by znowu go zostawić samemu. Prawda była taka, że Charles po prostu szybko się przywiązywał do innych. Co było łatwo zobaczyć wcześniej na pokładzie Nerthusa czy jak mimo wielu problemów dalej próbował uratować Linette. Nie pracował już dla korporacji, wiec miał w końcu wybór. Nie musiał zabijać każdej osoby na swojej drodze.
- Pomimo że wyglądam jak mruk, to potrafię rozmawiać z ludźmi. Plus staram się nigdy nie sprawiać problemów komuś, kto wyciąga pomocną dłoń. Więc, jeśli o ludzi Kassy to nie powinno być między nami jakiś spięć.
Wzruszył ramionami, poprawiając pasek od swojego mandżuru. Jakby nie patrzeć to przez te wszystkie lata, jeśli ktoś z nim współpracował to nigdy nie miał się, na co skarżyć. Nie był problematyczny, jeśli dostał rozkaz wykonywał go solidnie. Był człowiekiem skupionym, oddanym, zawsze gotowym na najgorsze. Nie można mu było zarzucić, że jest ciężarem. No chyba, że była mowa o kwestiach gabarytowych. Wtedy tak, można się było o to przypierdolić. Sięgnął ręką do małej dłoni Soni i zabrał jej wodę, którą przyniosła. Butelka się odkształciła od jego kopnięcia. Dobrze, że nie pękła lub rozlała się po całym pomieszczeniu. Wypił ja cała jednym haustem. Zresztą pół-litra wody dla kogoś jak on to było parę łyków.
- Jesteś filologiem? W ciekawe miejsca teraz potrafią zabrać ludzi ich pasje.
Parsknął śmiechem. Szczerze mówiąc tego się nie spodziewał. Nie układało mu się to nawet w jakiś dokładny obraz. Miał obok siebie, małą niepozorną dziewczynę, która potrafiła strzelać, a nawet używać jakiś kamuflaży. Do tego była filologiem, kurewsko daleko wylądowała od pracy normalnego tłumacza czy znawcy języków. Chociaż nie jemu było to komentować. On zajmował się gotowaniem. Kiedy usłyszał o Simardzie zastanowił się przez chwilę.
- Któryś z chłopaków wspominał o nim. Ponoć jego korporacja wyruchała go tak bardzo, że to, co zrobili mi to, co najwyżej delikatny kop w jaja. Wracając jednak do tematu. Wszyscy tacy jak my, mamy podobny wzrok. Wiesz jak to jest żyć na smyczy? Może wiesz, nie wiem. Po prostu ludzie jak my, oczywiście tacy, którym udało się uwolnić w ten czy inny sposób, nie chcą oddać wolności, którą zdobyli. Codziennie musimy zmagać się ze strachem, że to już dzisiaj, że zaraz moment ktoś odstrzeli nam łeb. Problem polega jednak na tym, że jak pies, który zerwał się z łańcucha nie chcemy stracić tego, co zdobyliśmy. Człowiek przyparty do muru potrafi dokonać naprawdę wiele.
Spojrzał na nią idąc korytarzem w stronę mesy. Na twarzy wykwitł mu niewielki uśmiech. Powoli wracał do siebie. Do Charlesa, z którym już miała szansę wcześniej rozmawiać. Do człowieka, którego Borys uznał za „swojego”. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Złapał jednego i wsadził go sobie za ucho. Kartonik schował znowu do kieszeni, ale wyciągnął zapalniczkę, którą zaczął się bawić. Otwierając ją i zamykając. Od taki nawyk. Lekko denerwujący dla niektórych, jak zdążył się już przekonać podczas swojego żywota.
- I przepraszam, że nie wypiłem tamtej herbaty. Wiesz jak jest. Nie tak łatwo zaufać trochę takiej deus ex machinie. Mam nadzieje, że rozumiesz. Po prostu nie chciałem napić się tej herbaty i obudzić się w jakiejś celi. Musiałem spędzić tu trochę czasu by ułożyć to sobie w głowie.
Wchodząc do mesy odpalił w końcu papierosa. Niedługo mieli lądować. W końcu pozna tego całego Simarda. Ich szefa. Przez chwilę zastanawiał się jak bardzo będzie przypominać mu jego za parę lat. Zakładał, że mężczyzna może być starszy od niego, ale zdziwi się, kiedy okaże się ze jest przez 30. Nigdy nie wiadomo.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

6 lip 2017, o 10:46

Sonya nie odpowiedziała na wyjaśnienie Strikera. Może i był sympatycznym człowiekiem, który doceniał wyciągniętą pomocną dłoń i dogadywał się z ludźmi, ale przed chwilą jednak widziała lufę karabinu wycelowaną w swoją stronę i nie do końca normalny wzrok, wbity w jej osobę. Sama była poniekąd człowiekiem Kassy, nawet jeśli Charles nie potrafił jeszcze określić co dla nich robiła. Oddała wodę, skoro jednak nikt nie zamierzał jej nigdzie więcej wykopywać.
Uśmiechnęła się bardziej szczerze dopiero, gdy mężczyzna wyraził zaskoczenie jej zawodem. Prawie niezauważalnie, ale zawsze, wyglądało na to że spięcie zaistniałą sytuacją zaczynało jej powoli przechodzić. W końcu to był tylko atak stresu pourazowego, nie złość skierowana w jej stronę. Każdy inny człowiek, tej samej postury co Striker, nie byłby zadowolony z takiej niespodzianki, a Wade była przecież od niego ze dwa razy mniejsza. I nie miała przy sobie generatora, a przynajmniej nie było go nigdzie widać, gdy szła przed Charlesem. Ani przy pasku od spodni, ani na brzegu bluzki, nie był zaczepiony nigdzie. Całkiem możliwe, że tego żałowała. Oboje mieli szczęście, że to drugie nie postanowiło jednak strzelić.
- Z wykształcenia - wyjaśniła po chwili. - Znam cztery języki ziemskie i główny język asari. Nawet najbardziej zaawansowane translatory nie radzą sobie ze wszystkim i wtedy przydaję się ja. Tak to zajmuję się dla Simarda dokumentacją, której on nie potrafi albo nie chce prowadzić.
Gdy dotarli do windy, okazało się że ta jest na ich piętrze, mogli więc od razu do niej wsiąść. Sonya wcisnęła przycisk prowadzący do mesy i kuchni, choć ta druga znajdowała się na półpiętrze, nieco niżej niż efektowny taras widokowy z wygodną kanapą. Gdy drzwi się zasunęły, kobieta oparła się plecami o ścianę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, nie podnosząc wzroku na Strikera.
- Nie wiem - odparła. Nie żyła nigdy na smyczy i nie potrafiła się do tego odnieść. - Wyglądasz na takiego spokojnego. Ja na twoim miejscu pewnie dawno bym zwariowała. To musi być męczące, spodziewanie się śmierci za każdym zakrętem. Twoja praca też przecież nie jest zbyt bezpieczna. Czemu akurat to?
Drzwi windy rozsunęły się i kobieta wyszła, od razu skręcając na schody i po kilku stopniach w dół znajdując się w kuchni. Ta była niewielka, utrzymana w szaro-stalowej kolorystyce. Włączyła ekspres i wydobyła z szafki wysoki kubek. Zupełnie tu nie pasował, była na nim turianka w pozie typowej dla ziemskiej stylistyki pin-up sprzed osiemdziesięciu lat i różowy napis "go, soldier!". Wade uniosła na Charlesa zdziwione spojrzenie, by za moment parsknąć śmiechem.
- A ja myślałam, że po prostu gardzisz herbatą z saszetki i popełniłam faux pas robiąc ci taką - otworzyła ponownie szafkę, ukazując mu cały zestaw niedopasowanych kubków. Najwyraźniej firmie szkoda było kredytów na elegancki zestaw. - Masz, Charlie. Zrób sobie co chcesz. Nikt ci żadnych tabletek gwałtu ani usypiaczy wtedy nie dorzuci.
Ekspres zrobił w końcu jej kawę i kobieta zabrała swój kubek, dając do niego dostęp Strikerowi. Klasyczny ciśnieniowy sprzęt o całkiem niezłych parametrach i sporej możliwości wyboru jeśli chodziło o wielkość, moc czy proporcje kawy z ewentualnym mlekiem. Akurat w tym przypadku nie było na co narzekać.
- Mamy czterdzieści minut do lądowania. Mam nadzieję, że masz w co się ubrać. Będzie zimno.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

7 lip 2017, o 20:07

Słuchał jej, jak opowiadała o ilości języków, które znała. Było tego sporo szczerze mówiąc. Szczególnie, że znała aż cztery ziemskie, a do tego Asari. Szczerze mówiąc mało znał osób, które znały język ojczysty jakichkolwiek obcych. Zresztą nie było, co się dziwić, jak przez większość jego życia otaczali go psychopaci i kryminaliści. Sam znał trzy języki oraz kilka innych, ale one opierały się bardziej na kilku zdaniach typu „Rzucić broń” albo „Na ziemie” czy inne. Rosyjski znał, bo musiał, inaczej trudno byłoby mu tam przeżyć, a arabskiego i perskiego nauczył się ze względu na ilość operacji w tych rejonach.
- Co prawda to prawda, większość ochrony w pierdlu, w którym siedziałem nie była nawet z Rosji. Wystarczyło mówić slangiem więziennym po rosyjsku, a oni nawet nie wiedzieli, co się dzieje. Po co jakieś szyfry, skoro możesz używać po prostu lokalnego języka. A, przy okazji nic tak nie poprawia humoru jak ktoś próbuje używać ojczystego, żeby coś przed tobą ukryć, a ty wiesz, o czym oni cały czas rozmawiają.
Uśmiechnął się lekko do siebie. Kilka razy uratowało mu to dupę oraz nieźle pomogło przy rozwiązywaniu bardziej lokalnych spraw. Potem usłyszał jej kolejne pytanie. Musiał się przez chwilę zastanowić nad odpowiedzią. Szczerze jemu samemu było trudno określić, dlaczego się tym dalej para, mógłby po prostu zajmować się kuchnią i mieć wszystko w dupie. Mimo wszystko dalej jednak brnął w ten syf starając się jakoś żyć.
- Po prostu nie znam innego życia. Od kiedy skończyłem osiemnaście lat to już w tym siedziałem. Ha, pamiętam nawet, kiedy zabiłem kogoś po raz pierwszy. – Uśmiechnął się sam do siebie przypominając sobie, jakim był wtedy rekrutem. – Tak się zestresowałem, że zrzygałem się do hełmu. Dosłownie puściłem takiego pawia, że mało się nim nie udusiłem. Śmiali się ze mnie dobre parę miesięcy po tej sytuacji. Potem już się do tego przyzwyczaiłem. To znaczy do zabijania i strachu przed własną śmiercią. Po prostu musisz to zaakceptować i tyle. Są rzeczy gorsze niż śmierć. Dlatego, właśnie wasza ostatnia próba „pomocy” komuś takiemu jak ja zakończyła się samobójstwem. Nie dziwie mu się, gdyby nie to, że żyję już trochę dłużej na wolności pewnie sam bym sobie palnął w głowę. Chociaż, nie czekaj najpierw bym zabił ciebie potem po wyciągnięciu jak największym ilości informacji zastanowiłbym się, co mam zrobić i czy palnąć sobie wtedy w łeb.
Złapał za pierwszy lepszy kubek, przyglądając się kubkowi z turianką w stylu pin-up. Szczerze mówiąc dawno nie widział rzeczy takich jak te. Wolał jednak ludzkie kobiety w takim stylu. W tych sprawach był prostym amerykańskim chłopakiem, wychowanym w dość militarnej rodzinie. Żona w stylu pin-up była niczym pieprzony ideał. Spojrzał na chwilę na Sonye, aż poczuł, że odpala się w nim syndrom polskiego Mirka na weselu. Coś w stylu „Ta to ma, czym oddychać” lub „Takiej to bym z łóżka nie wyrzucił”. Pokręcił głową i skarcił sam siebie w duchu za bycie takim Januszem. Uśmiechnął się złośliwie do niej.
- W sumie jak w karierze korporacyjnej ci nie wyjdzie, to będziesz mogła pozować, jako modelka pin-up na kubkach. Moja siostra jest aktorką, więc mam dojścia do show-biznesu. O, ile jej ochrona pozwoli mi się do niej zbliżyć na więcej niż 50 metrów.
Postanowił się napić kawy. Nie żeby mu miejscowa herbata przeszkadzała, ale kurewsko nienawidził tych z torebek. Prawda była taka, że dupsko mu się przyzwyczaiło to tych najlepszych, jakości albo najgorszego sortu, jakie dostawał w pierdlu. Nigdy nic pomiędzy. Na kawie się nie znał. Ot napój, który miał go postawić na nogi. Zaczął przygotowywać sobie kawę, ale nie jak Sonya tylko niczym jebany, barista. Nawet sobie trzasnął wzorek. Trochę już nauczył się obsługiwać takie maszyny podczas swojego nowego zawodu.
- Szczerze mówiąc, gdyby sytuacja była inna to bardzo chętnie bym sobie strzelił tabletki nasenne i w końcu się wyspał. Pierdolone koszmary tylko utrudniają mi robotę.
Napił się łyka kawy. Przypomniał sobie też jedną zajebiście ważną rzecz. Rzecz, która już gdzieś tam pojawiła się w jego myślach już przy przygotowywaniu tego kofeinowego trunku. Przypomniał sobie, że tak naprawdę to on kurwa nie lubi kawy. Wykrzywiło mu lekko twarz, więc dosypał do środka tyle cukru, żeby ciecz zamieniła się w kleik.
- Nie mam nic, będę musiał sobie kupić coś na miejscu. Na Ziemi jest chyba teraz zima czy coś takiego, nie? Chwilowo starczy mi, co to mam, nie może być gorzej niż na Syberii. Chyba.
Wzruszył ramionami. Aż, tak źle nie mogło tam chyba być. Dawał sobie radę, w gorszych temperaturach, ale zazwyczaj miał jeszcze bieliznę termiczną, a nie zwykłe bokserki. Cóż, zobaczy jak to wygląda jak już dostanie się na miejsce.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

9 lip 2017, o 19:41

- Niee, miałam na myśli... praca w restauracji łatwo wystawia cię na odstrzał. Każdy może wejść i jakby nigdy nic wyciągnąć broń. A ty nie zdążysz nawet odłożyć talerza - wzruszyła ramionami. - To głupie. Nierozważne.
Skrzywiła się, wyobrażając sobie zwracanie treści żołądkowej do hełmu. Zapewne było to dość nieprzyjemnym przeżyciem i ona na miejscu Strikera z pewnością by się tym nie chwaliła. Nie skomentowała jednak wywodu, bo przecież zupełnie nie o to jej chodziło. Po prostu przyjęła do wiadomości. Charles nie był jedynym, który z wielu różnych powodów zdecydował się na życie najemnika. Być może na swojej drodze spotkała takich więcej, choć z inną przeszłością. A może jej to zwyczajnie nie interesowało.
Dopiero gdy temat zmienił się na nadruki na kubkach, Sonya wybudziła się z zamyślenia i przyjrzała się naczyniu, które wybrała, tak jakby nie zwróciła na to uwagi wcześniej. Zaśmiała się cicho, wyciągając świeżą, pachnącą kawę z ekspresu i udostępniając go mężczyźnie, sama skupiając się na turiance, której podniesione w górę nogi sięgały prawie brzegu kubka.
- Czy ty mi właśnie zaproponowałeś, że zrobisz ze mnie gwiazdę? - spytała, z rozbawieniem unosząc brwi. - Widziałam vidy, które się tak zaczynały. Kończyły się inaczej, niż główne bohaterki zakładały, chociaż każda wydawała się ostatecznie zadowolona - wzruszyła ramionami. - Mogły też udawać.
Usiadła w rogu kanapy, zakładając nogę na nogę i wyglądając na zewnątrz przez duże, zajmujące całą ścianę okno. Z daleka było już widać znajomą błękitną planetę, do której stopniowo się zbliżali. Teraz miała wielkość zaciśniętej pięści. Kilkadziesiąt minut i znajdą się w kanadyjskim porcie. Gdzie było zimno, jak mówiła przed chwilą Wade. Pytanie jak bardzo.
- Nie tylko tobie utrudniają robotę - mruknęła i westchnęła. - Nie, gorzej nie będzie. Jakieś minus pięć, minus dziesięć. Nic ci nie będzie. W razie czego w porcie są jakieś sklepy, z ciuchami też.
Jej kawa była gorzka, z mlekiem, a kobieta wyglądała jakby była z niej bardzo zadowolona. W przeciwieństwie do Charlesa musiała lubić ten napój. Z kieszeni wyciągnęła batonika zbożowego i wgryzła się w niego, jako słodki dodatek do gorzkiego napoju.
- Zresztą nie będziemy długo chodzić po dworze. Do taksówki i do Simarda. Potem trzeba ci będzie znaleźć jakiś hotel chyba, nie wiem czego on będzie chciał konkretnie, ile czasu będziesz musiał... będzie chciał, żebyś został. Czy to nie będzie problemem? Jeśli będziesz musiał zostać dłużej? - spytała, unosząc na Strikera swoje ciemne spojrzenie. - Masz jakieś plany poza tą swoją restauracją? O ile w ogóle będziesz mógł do niej wrócić. Kiedykolwiek - przeniosła wzrok na powiększającą się Ziemię. - Sorki.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

9 lip 2017, o 21:45

Podrapał się po głowie siadając na wolnym fotelu. W sumie sam się zdziwił, że nie zrozumiał jej pytanie wystarczająco dobrze. Nie domyślił się w ogóle, że chodziło o pracę w restauracji. Poczuł się trochę jak idiota.
- Niby tak, ale kurwa nie do końca. Gdybym może pracował na ziemi czy innej planecie, wtedy tak miałabyś racje. Moja sytuacja różni się tym, że na Cytadeli nie jest tak łatwo bawić się w takie rzeczy. Wystarczyłoby, że nie udałoby się im mnie zabić za pierwszym. Wtedy mają całą SOC cytadeli na głowie i będą wiedzieć, że jestem obserwowany. Nawet my, a uwierz mi nie pierdoliliśmy się w tańcu, nie mieliśmy czasem jaj by brać się za takie rzeczy.
Rozsiadł się wygodniej na fotelu, w porównaniu z nią, on siedział z bardzo rozłożonymi nogami. Gdyby teraz znajdowała się obok niego jakaś feministka to pewnie zjebałaby go za man spreading. Trudno też mu się było dziwić, meble nie były przystosowane dla kogoś jego postury. Wziął kolejny łyk kawy i lekko się skrzywił. Jako kleik smakowała lepiej niż zwykła, ale wciąż było to dla niego straszne gówno. Wyciągnął zza ucha papieros i odpalił go.
- No, a czemu nie? – Zaśmiał się szczerze. – Będę dobrym agentem plus nie będę cie zmuszał do prostytucji albo do „chcesz ten kontrakt, to wiesz, co musisz zrobić”. Wezmę 30% twoich zysków. Wyjdę na tym lepiej, niż na tej swojej pracy w kuchni.
Zaciągnął się papierosem. Coś mu tu nie grało. Coś mu tu wyjątkowo nie grało. Nigdy nie był jakimś bardzo socjalnym człowiekiem, ale w ostatnim czasie wystarczyło, że pojawiła się jakakolwiek trochę ładniejsza kobieta w okolicy i odpalał mu się syndrom wielkiego mówcy i bajeranta. Przez chwilę nawet pomyślał, jak wielki cringe musiała przeżywać rożowowłosa podczas ostatniej misji. Aż, sam poczuł ten cringe. Wrócił do słuchania dziewczyny, jednak tym razem starał się już nie brzmieć jak pieprzony nastolatek.
- Ty też masz koszmary? Czy może masz na myśli Simarda?
Spytał. Przyglądał się jedzącej kobiecie. Jakby nie patrzeć miała w sobie coś, co nadawała jej dużo gracji. Coś w stylu, możesz patrzeć, ale nie dotykaj. Westchnął w duchu, w swoim życiu chyba spotykał tylko i wyłącznie takie kobiety. Nawet, jeśli mu się wydawało, że tak nie jest to na pewno tak było. Zaciągnął się ponownie papierosem, by zabić cudowny posmak kawy dymem tytoniowym.
- Chwilowo nic lepszego do roboty nie mam, plus mój szef wie, że zdarza mi się zniknąć na parę dni. Czasami mnie zastanawia, czym on się zajmuje tak naprawdę. Kiedyś mnie nie było dwa tygodnie nawet jebany nic nie powiedział. Jedyne, co wspomniał to „Dobrze, że możesz znowu zajmować się kuchnią.”. Czasami się boję, że się we mnie zakochał.
Parsknął śmiechem. Dopił kawę kilkoma większymi łykami. Zero rozkoszowania się trunkiem. Po prostu chciał mieć już ten brązowy koszmar z głowy. Odstawił kubek na stolik i zajął się swoim papierosem. Przynajmniej on dla niego był smaczny. Wiedział też dobrze, że Sonye chyba wkurwia jego mały nałóg, więc starał się tak dmuchać dymem by nigdy nie leciał w jej stronę.
- Hotel? Spodziewałem się, że macie jakieś gówno koszary czy inny blok socjalny dla pracowników. Jak widać wszędzie jest inaczej. Cholera, nie pamiętam już, kiedy ostatni raz byłem w jakimkolwiek hotelu. Jak wylądujemy kupie jakąś parkę i cieplejsza czapkę. Znając moje szczęście to coś pewnie po drodze się spierdoli, prędzej czy później, wiec wolę nie odmarznąć sobie jaj chowając się w jakiś zaułkach. W tym momencie najbardziej marzę, o tym by w końcu dowiedzieć się, co twój szef chce o de mnie.
Westchnął. Zastanawiał się nad tym dość długo. Wiadomo, że będzie coś chciał. Był absolutnie pewny, że nie ratowaliby mu dupy od tak. Przecież wszyscy korporacyjni agenci zazwyczaj nic nie robili za darmo. Ba, czasami zrobią coś dobrego, ale nigdy za frajer. Nigdy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

10 lip 2017, o 18:04

- W sumie racja - mruknęła Sonya i szybko dojadła batonika do końca, papierek odrzucając na stół. Znów była spięta, prawdopodobnie tak samo zestresowana lądowaniem, jak wcześniej skokiem przez przekaźnik. Striker spał, gdy wydostali się z tunelu po tej stronie, ale kobieta na pewno przeżywała to ciężko. W końcu tak bardzo nie lubiła latania.
Zaśmiała się znów, rozluźniając na moment, gdy temat zszedł na niezbyt poważne propozycje biznesowe, jakie składał jej Charles. Pokiwała głową w zamyśleniu, jakby faktycznie rozważała zgodzenie się na jego warunki i napiła się kawy. Na jej poważnej twarzy tańczyło jednak rozbawienie. Musiała wyobrażać sobie karierę w takim zawodzie i to znacząco poprawiało jej humor przy wszystkich niedogodnościach lotu.
- Każdy ma koszmary - odparła później. Jej kubek był już opróżniony do połowy, szybko piła. - Ale mówiłam akurat o twoich. Nie tylko tobie twoje koszmary utrudniają robotę. Jeszcze mi się nie zdarzyło cieszyć, że ktoś nie pociągnął za spust bo wystarczająco szybko się obudził - zerknęła na Strikera. - Mogłam poprosić kogoś żeby ci włączyli światło na sto procent mocy i wyświetlili informację o zbliżającej się planecie na ekranie nad drzwiami. Przynajmniej nie bałabym się o swoją głowę.
Nie mówiła raczej do końca poważnie, ale w każdym żarcie była odrobina prawdy. Dla Charlesa traumą była pobudka, dla ciemnowłosej była to chwila później. Teraz nie wyglądała, jakby stanowiło to dla niej jakikolwiek problem, ale wyraz twarzy, jaki wtedy przybrała, nie należał do najbardziej sympatycznych.
Trudno było wyczytać z niej cokolwiek więcej. W tej chwili była normalna, miła, a ich rozmowa niczym się nie różniła od rozmowy którą prowadził z grupą mężczyzn przy pokerze. Nawet tam rzucał komplementami, choć do Setha, a w ich odbiorze było tam znacznie więcej niezręczności, niż tutaj. Może więc jego przeświadczenie, że może patrzeć, ale nie dotykać, wynikało wyłącznie z komentarzy, które na temat Sonii rzucał Borys. Podświadomość robiła swoje. Faktycznie, kobieta wydawała się mało zainteresowana rozmówcą, uparcie wpatrując się w wizjer albo w powierzchnię swojej kawy, co najwyżej zerkając krótko na Charlesa co jakiś czas. Ale to nie musiała być obojętność i wyniosłość, to mogła być zwyczajna niechęć do utrzymywania kontaktu wzrokowego. Niestety Striker nie czytał w myślach, pozostały mu więc jedynie domysły.
Wade parsknęła znów śmiechem, słysząc podejrzenia względem jego pracodawcy, ale tego nie skomentowała. Potem spojrzała na niego, ze zdziwieniem unosząc brwi.
- Powinieneś wyzbyć się myślenia, że wszystko wszędzie funkcjonuje tak, jak funkcjonowało w twoim świecie - skomentowała. - Blok socjalny? Ja mam swoje mieszkanie w centrum. Z dużym balkonem i dwoma kotami. Aaron mieszka na osiedlu domków pod miastem, chociaż stać go na to tylko dlatego, że ma żonę bogatą. Pewnie, są mieszkania pracownicze, ale nikt o zdrowych zmysłach nie zdecyduje się na nie z własnej woli. To nie ten świat - utkwiła spojrzenie z powrotem w Ziemi. Było już widać kontury kontynentów. - Nam nikt nie wszczepia nic w plecy, nie niszczą nam życia dla własnych celów. To praca. Jak każda inna. Może nie powinieneś nastawiać się na najgorsze.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

10 lip 2017, o 22:41

Miała trochę racji. Zresztą, miała prawa być na niego wkurwiona za ten mały incydent. Może gdyby nie śnił mu się kolejny koszmar to nie wycelowałby w nią to bronią, chociaż gdyby był to gorszy sen to możliwe, że ktoś by właśnie zbierał jej mózg z korytarza, a on sam by pewnie lepiej nie skończył. Pewnie przyjacielski Borys by się nim zajął za zabicie jego przyszłej niedoszłej. Wtedy to by dopiero była przykra sprawa. Cieszył się z tego, że zdarzył się ogarnąć, zanim doszło do czegoś gorszego.
- Następnym razem będziesz musiała być bardziej ostrożna, a ja będę musiał zapomnieć o jakimkolwiek śniadaniu do łóżka. Od kogokolwiek. Kiedykolwiek. Będę musiał wykreślić tą pozycję z mojej listy życzeń o nazwie „marzenia o normalnym życiu”.
Zaśmiał się, wsadzając sobie papierosa do ust. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. W sumie wewnętrznie to mu w ogóle nie było do śmiechu. Kiedy jeszcze był w swoim świecie, nie spodziewał się, że życie go tak szybko zweryfikuje. Powoli jego marzenia o jakimkolwiek normalnym funkcjonowaniu, w normalnym świecie zamieniało się w niezły syf. Opuścił lekko głowę i zaciągnął się papierosem. Na chwilę opuścił swoją gardę, a jego oczy znowu stały się całkowicie puste. Jakby siedziała tam tylko powłoka, a nie koleś, który chwilę wcześniej sobie ze wszystkiego żartował. Czasami się czuł jakby miał syndrom borderline i miał wahania nastrojów jak nastolatka. Nie potrafił nic z tym zrobić, a lekami nie miał zamiaru się faszerować. Nagle jakby wszystko zaczął widzieć znowu w ciemnych barwach. Dokładnie tak samo, kiedy był w drodze do pierdla i kiedy miał z niego wyjść. Teraz znowu się to działo. Jego sterylne otoczenie znowu musiało się zmienić. Nie był na to gotowy, tym bardziej nie był gotowy na powrót na Ziemie. Do tego słuchanie jej. Jakie to wszyscy mają cudowne życie, jak to się im dobrze żyje. W normalnym świecie. Jak on miał kurwa wyzbyć się tego myślenia? Jak niby miał funkcjonować jak normalna jednostka. Gówno o nim wiedzieli, mieli jego gówno dane za nim jeszcze zaczął pracę. Gdyby dostali się do jego prawdziwych akt. Gdyby mogli spojrzeć na to, co on widział i przeżył. Jakby, chociaż jednego z nich zrozumiało, że dla takich jak on nie masz już powrotu. Prawda była dość smutna. Jeśli Rosenkov by przyszedł do niego i powiedział, że chcą by do nich wrócił. Wtedy pierwsze, co by zrobił to spytałby się czy może już teraz uznać się za pracownika. Nie miał nikogo, kto pokazałby mu jak żyć. Jego rodzina wierzyła w to, że ich syn nie żyje. Nie miał przyjaciół poza jednostką, miał zawsze tylko siebie. Więc kiedy teraz słuchał o tym jak im się cudownie pracowało razem. Jak świetnie im się żyję. Od razu czuł gniew i wściekłość. Najgorsze było w tym to, że nie był już pewny czy jest wściekły na to co ona opowiada czy na samego siebie. Westchnął w końcu.
- Nam wtedy też mówili, że to zwykła praca. A, nastawianie się na najgorsze nie raz uratowało mi dupę. Wybacz, nie wiem jak to jest. Wiesz. Żyć normalnie. Żyć jak wy. Chciałbym wiedzieć i zaznać chwilę dorosłego życia jak wszyscy. Wiesz, proste rzeczy. Pójść do normalnej pracy, znaleźć znajomych, kurwa nawet może znaleźć sobie kogoś. - Spojrzał na nią, oczy miał dalej puste. Takie jak wtedy, kiedy weszła do restauracji. – Ja po prostu czuje, że dla mnie jest już za późno na powrót do społeczeństwo. Zostało mi już po prostu czekanie na dzień, w którym nie będę potrafił już udźwignąć tego wszystkiego i palne sobie w łeb. O ile ktoś nie wykończy mnie wcześniej.
Wzruszył ramionami, wracając do swojej wcześniejszej pozycji przyglądając się podłodze. Zaciągał się, co jakiś czas papierosem, ale nie zwracał uwagi na popiół. Jego spory kawałek nawet wylądował na jego ubraniu. Nawet nie zbierał się do tego by go z siebie zrzucić. Popadał powoli w stan, że bez różnicy mu było, co wobec niego planują. Chciał znowu po prostu zaszyć się w jakiejś norze i gnić sobie dalej czekając na koniec.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Ishtar

11 lip 2017, o 20:19

- Śniadanie do łóżka to przereklamowana sprawa - odparła Sonya pocieszająco, choć nie wyjaśniła skąd brała się u niej taka opinia. Tematu koszmarów jednak nie ciągnęła, może dlatego, że był niewygodny i wcale nie nastrajał pozytywnie. Przypominał o przejściach sprzed niecałej pół godziny, o których uparcie próbowali oboje zapomnieć. A przynajmniej unikać niezręczności. Widok wycelowanego w nią karabinu pewnie długo jeszcze będzie tkwił w jej głowie.
Zerknęła znów na Strikera, z kącikiem ust uniesionym w lekkim półuśmiechu. Dopiero gdy zaczął mówić dalej, jej uśmiech zniknął, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Tak jakby nigdy się nie pojawił. Odwróciła spojrzenie, wbijając je w pusty już kubek. Po chwili odstawiła go na stół, bezgłośnie, jakby bała się wydać choćby jeden zbędny dźwięk. A może po prostu nie chciała zaburzać tej chwili, nieważne jak niezręczna by nie była.
- Przepraszam, Charlie - powiedziała cicho. - Chciałam tylko... nie miałam na myśli... chodziło mi o to, żebyś się nie spodziewał najgorszego. Tylko o to.
Po długiej chwili milczenia podniosła jednak swój kubek i sama też wstała z kanapy. Przez moment stała, wpatrując się w dużą już rodzimą planetę, a rozpuszczone włosy zasłaniały jej twarz. Nie wiedział, czego mógłby się po niej spodziewać i nie miał prawa się domyślić. Trudno było się dziwić Borysowi, że w ten sposób rozumiał jej zachowanie. Wade była dość zamknięta w sobie i aspołeczna, choć starała się jakoś odnajdować w towarzystwie. To jednak nie było łatwe, w szczególności w rozmowie z kimś takim, jak Striker. On wcale tego nie ułatwiał.
- Simard też tak mówił - dodała jeszcze cicho. - Wątpię, żeby odzywał się do ciebie z troski, ale może... Może będziesz miał okazję znaleźć sobie lepsze miejsce w życiu, niż tamta restauracja, w której siedzisz sam i patrzysz tylko na odbicia ludzi w szkle - odgarnęła włosy z twarzy i westchnęła, spoglądając na Strikera. - Życzę ci tego, naprawdę. Zbieraj się teraz. Weź wszystkie swoje rzeczy. Przy śluzie za dziesięć minut. Kubek włóż do zmywarki.
Odwróciła się i cicho wyszła z mesy, zostawiając tu po sobie tylko kurtkę, w której była na Cytadeli. Pewnie miała coś innego, co mogła na siebie założyć na kanadyjską, mroźną zimę. Kula ziemska zajęła już cały widok, zbierali się do lądowania. Za chwilę Striker miał się dowiedzieć o co właściwie chodziło. A przynajmniej byli bliżej niż dalej. W końcu jeszcze musieli dotrzeć z portu do miejsca docelowego, które przecież mogło być wszędzie. Teraz miał te ostatnie kilka minut, żeby przygotować się do niewiadomego.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Ishtar

12 lip 2017, o 16:56

Nawet nie odprowadził jej wzrokiem, kiedy opuszczała pomieszczenie. Gapił się dalej w podłogę. Wyglądało to jakby zaraz na tej magicznej podłodze miała pojawić się jakaś rada, coś, co nadałoby jego życiu jakikolwiek sens. Pociągnął znowu papierosa. Kolejny porcja popiołu wylądowała na jego ubraniu. W jego umyśle znowu usłyszał jej słowa o restauracji. Może i miała trochę racji, nigdy tak naprawdę nie wyszedł po za restauracje w innym celu niż kupić fajki. Ludzie lubią pierdolić, jakimi to uwielbiają być samotnikami, jak dobrze im się żyje z samym sobą. Kurwa, dobrze wiedział, że to gówno prawda. Po jakimś czasie, każdy zaczyna wariować z samotności. Człowiek od tego nie staje się silniejszy i niezależny. Zaczyna dziczeć, wszyscy go wkurwiają, zaczyna nienawidzić otaczających go ludzi, a potem wmawia sobie, że to wszystko dla „jego” dobra, że tak będzie lepiej. Sam sobie robił krzywdę, pomimo tego, że nigdy by nie zgodził się z samym sobą, że jest dokładnie taki sam. Pierdolonym socjopatą z depresją i stresem pourazowym, który odkrył jeden prosty trick jak jeszcze bardziej zniechęcić do siebie ludzi.
- Życzę ci tego. – Westchnął. – Dobry dowcip, Wade.
Wyjął w końcu papierosa z ust. Dogasił go w popielniczce. Musiał się ruszyć. Musiał w końcu wstać i udać się na spotkanie, od którego miało zależeć jego życie. Wstając z miejsca, zaczął znowu widzieć siebie sprzed lat. Gdyby mógł się napić, to właśnie w tym momencie by najchętniej to zrobił. Zbliżył się do zmywarki i wstawił do niego kubek. On, miał wszystko przy sobie. Nie musiał się po nic wracać. Jemu zostało już tylko czekać i męczyć się z myślami. Podszedł do wielkiego okna, z którego mógł widzieć Ziemię. Miejsce, na którym wszystko się zaczęło i szczerze mówiąc pewnie nigdy się nie skończy. Szyba delikatnie odbijała jego sylwetkę. Tyle, że nie widział on tam siebie teraz. Znowu siebie samego, kiedy był w najlepszym okresie pracy. Piękny czarny pancerz, broń najlepszego sortu. Twarz nawet nietknięta ranami, włosy ścięte na krótkiego jeżyka. I ten uśmiechem. Uśmiech pełen pewności siebie i gotowości do działania. Pierdolony dzieciak, który chciał być kimś. Gdyby spotkał teraz siebie z tamtych czasów, usłyszałby pewnie piękną gadkę o tym, jakim jest wrakiem i ludzkim śmieciem. Wszystko, na co pracował poszło się jebać nie z jego decyzji, a teraz jeszcze to. Inna korporacja, a wciąż nie chciał wierzyć w to, że wszystko będzie okay. Już niejedna osoba obiecywała mu góry złota. Przejechał dłonią po twarzy. Odbicie wróciło do normy. Znowu on. Typ koło trzydziestki, z twarzą zaoraną ciągłym zmęczeniem i bliznami. Morda, do której zdążył się już przyzwyczaić i ją zaakceptować. Znając swoje szczęście z jego ryjem będzie coraz gorzej. Pokręcił w końcu głową. Mógł dalej siedzieć w swoim „nie-szczęśliwym miejscu”, ale praca czekała.
Po wylądowaniu planował kupić sobie najlepiej czarną zimową parkę. Grubą. Jakąś czapkę zimową i komin. W sumie komin bardziej na wszelki wypadek. Nie zamierzał paradować ze swoją twarzą wśród ludzi by od razu go znaleźli. Jeśli jednak miał jeszcze zostać tutaj na dłużej, musiał kupić więcej ubrań i bielizny. Kiedy zbliżali się już do miasta, mógł zauważyć śnieg? Śnieg. Tak. To białe gówno z niebo bardzo szybko stało się częścią jego życia. Czy to w Rosenkovie czy w pierdlu. Zawsze było przy nim. Nie zdziwiłby się gdyby przyszło mu nawet umrzeć na śniegu, a potem płatki zakryją jego martwe ciało. Kanada, już dawno nie był tak blisko swojego domu. Chociaż wątpił w to, żeby jego rodzice wrócili na Florydę. Na pewno są gdzieś w USA, miał tylko nadzieje, że nie są blisko. Nie chciałby któreś z nich dostało zawału na jego widok albo, co gorsza, żeby naraził jeszcze ich życie. Przynajmniej tu się zgadzał z Rosenkovem po latach. Brak czynnika rodzinny, sprawiał, że człowiek nie musiał się stresować, co się z nimi stanie. W końcu zaczął zmierzać w stronę śluzy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Prywatne jednostki”