Wbrew pozorom, oczekiwanie Derieta nie trwało tak długo, jak drell mógłby się tego spodziewać. Pomijając oczywiście nadejście kroganina o czasie, niedługo po tym jedna z postaci znajdująca się w okolicy doku, wciąż na Korlusie, odwróciła się na pięcie w ich stronę. Wysoki mężczyzna, będący przedstawicielem ludzkiej rasy, wyraźnie kierował się do siedzącego na schodkach Kenta.
Nie wyglądał on na wybitnie młodego, lecz w obecnych czasach, gdy na popularności zyskały przeróżne modyfikacje genetyczne, mające wspomóc ludzkość w dożywaniu niegdyś niemożliwych do osiągnięcia progów, dokładne ocenienie jego wieku na podstawie wyglądu było niemal niemożliwe. Krótko ostrzyżone, blond włosy wydawały się go odmładzać, kiedy z kolei napięta twarz o chłodnym wyrazie wywoływała odwrotny efekt.
Miał już on na sobie pancerz, niebędący standardowym, w rodzaju tych, które nosili najemnicy Błękitnych - co prawda logo organizacji znajdowało się na nim, nieco pomniejszone, na wysokości klatki piersiowej oraz na obu ramionach po jednym, lecz kombinezon był czarny, a ów dodatki znacznie mniej rzucające się w oczy.
-
Deriet Kent, jak rozumiem - rzucił oficjalnym, służbowym wręcz tonem, wbijając pusty wzrok niebieskich tęczówek w siedzącego naprzeciw niego drella. -
Henry Cavil. Przydzielono mnie do tego zespołu. Jesteśmy gotowi do odlotu? - dodał, jakby ostentacyjnie się rozglądając i przy tym napotykając wzrokiem na kroganina.
W razie, gdyby drell wyraził na to zgodę, mężczyzna wraz z resztą udał się na pokład Przyczajonego, bez żadnych ceregieli opadając na przydzielone mu miejsce, nie zastanawiając się zbytnio czy powinien poprosić o pozwolenie, lub też nie okazując stuprocentowej swobody, jak gdyby miał czuć się tu jak u siebie w domu. Ot, w jego ruchach najwyraźniej brakowało czegoś, co można by określić jako emocje - wyrażane za pomocą ruchów, które, co było jedyną cechą charakterystyczną w jego przypadku, wydawały się być gwałtowne, nagłe. Najwyraźniej facet nie był w walce tak spokojny jak w obecnej chwili.
-
Otrzymałem właśnie dane, jakie miałem ci przekazać. Mamy obecne położenie kobiety - Cavil uruchomił omni-klucz, który wyświetlił ponownie portret Cadwyn, wraz z schematycznym rysem stolicy galaktyki, z wyszczególnieniem kręgu Prezydium. To, co było warte odnotowania przez samego Derieta to fakt, iż członek jego oddziału zwracał się na niego na "ty", nie używając zwrotu "sir". Najwyraźniej był rzeczywiście wyższy stopniem od drella, lub też na równi i mógł czuć się na tyle pewnie, by taką procedurę zwyczajnie zignorować. -
Ostatnio widziano ją w Czyśćcu w obecności kroganina. Niewiele wiadomo o nim samym, ale całkiem prawdopodobne, że robi jej za obstawę. Mimo wszystko nie powinno być z tym żadnego problemu. Nasi agenci zanotowali ich przybycie dwanaście minut temu, jeżeli nie wpadli tylko na szybkiego drinka to powinni tam być w chwili naszego przybycia na Cytadelę.
Ponownie zapadła cisza, w czasie trwania której koncept Prezydium, od którego pewnego miejsca, gdzie znajdował się bar zwany "Czyśćcem", szła strzałka do ogólnikowych informacji o miejscu, wraz z kilkoma zdjęciami samego pomieszczenia. Cavil korzystając z momentu, w którym reszta mogła i zapewne wolała skupić się na hologramie, sam zlustrował wzrokiem kroganina. Wzrokiem, który wydawał się mówić wyraźnie to, co o nim uważał - mięcho armatnie.