Sekundy okazały się wiecznością niemożliwą do opisania, niemożliwą poza tą sytuacją do doświadczenia. Krople potu spływające po twarzy drella opadły w dół tym razem inaczej. Wielkie, czarne i niesamowicie głębokie oczy zarejestrowawszy ludzkie odruchy powiększyły się jeszcze bardziej, a zaciśnięte dotąd usta o nieprzyjaźnie wygiętych w dół kącikach pozwoliły wreszcie płucom na wzięcie głośnego oddechu w ładowne płuca. Wszystko działo się niesłychanie szybko,
choć zmysły decydowały się odczytywać to jako maraton pytań i odpowiedzi, akcji i reakcji. Lufa broni opadła nieco w dół.
- Quintusie, to oni. Mówią przecież - Joan, podobnie jak reszta, starała się przemówić bratu do rozsądku.
Mściciel został opuszczony po tych słowach całkowicie, a sam drell wyprostowawszy się, wziął następny, głęboki oddech. Trupy okazały się żywe. Nic tutaj nie było takie, jakie wydawało się na pierwszy rzut oka.
- Dobrze, że wróciliście - Lekko wibrujący głos Quintusa powędrował w stronę "znajd". Ton był szczery, co potwierdził tylko uśmiech na jego ustach.
Rzesza paneli skłaniała ku sobie większość spojrzeń zebranych osób. Osobliwość przenikanych przez ich przyciski niebieskich świateł zwracała uwagę niemal natychmiast, gdy wodzili oczami po wnętrzu tegoż miejsca. Wiszące nad całością matryce sprawiały wrażenie swojego rodzaju dziwnego centrum dowodzenia, o ile można było to w ten sposób określić na okręcie, który zdawał się nie posiadać nawet standardowych pomieszczeń typowych dla całej reszty statków produkowanych przez znane im rasy. Niestety tajemnica czyja to tak naprawdę była jednostka, do jakiej rasy należała, dlaczego dryfuje właśnie w tym miejscu i nadal nie została pożarta przez te wszystkie ewentualności, jakie nawiedzają przestrzeń kosmiczną pozostawała nadal nieodgadniona i wiele wskazuje na to, że nie będzie dane zbyt szybko jej zgłębić. O ile w ogóle.
Pierwszy krok Joan na dziesięciocentymetrowym pomieszczeniu potwierdził cichy stukot buta o posadzkę. Podłoga na tym niewielkim skrawku wyglądała jak lustro, odbijając na idealnie gładkiej tafli wszystko, co wizualnie napotkała po drugiej stronie. Rzędy chaotycznie pozawieszanych matryc miały jedną, wspólną cechę - choć niektóre pionowe, inne poziome, jeszcze inne zdawały się w jakiś dziwny sposób ukośne, wszystkie z nich ustawione były dokładnie tak, by ewentualny osobnik znajdujący się w środku okręgu z dotykowych paneli, mógł w każdej chwili odczytać z nich informacje. Po krótkim rozeznaniu, jeden z hologramów przyciągał jednak uwagę bardziej niż pozostałe ze względu na wielkość i bijącą od niego krwistoczerwoną poświatę i to właśnie na niego młoda doktor zwróciła swoje spojrzenie. Szereg niezrozumiałych informacji przetaczał się po nim wciąż i wciąż, racząc oczy członków ekspedycji ogromną dozą niepewności.
W końcu symbole na holograficznej "powierzchni" przybrały pozycję odmienną do wcześniejszej, bo statyczną. Kilka wyświetlających się raz po raz zaraz po sobie schematów pomocniczych, dodatkowo migających, wcale nie nastawiało obserwatora pozytywnie. A to dopiero miało okazać się początkiem...
Pearson powoli zbliżyła się do tajemniczego monitora i stopniowo analizując każdy, następny szczegół, łączyła części układanki w całość. Nie posiadała wszystkich z nich, szczerze mówiąc nie posiadała nawet połowy, aczkolwiek te najważniejsze nadal spoczywały na dnie jej umysłu domagając się swojego głosu właśnie teraz, właśnie tutaj. Szybko aktywowany omni-klucz na jej ręce rozpoczął z jej pomocą rozbiór i identyfikację elementów składowych. Oprogramowanie badawcze, mimo, że specjalistyczne, nie potrafiło rozpoznać każdego szczegółu wyświetlanego przed nią. Wystarczyło jednak na tyle, by ukazywać rzeczy istotne.
- To sygnał cykliczny... Tutaj - Wskazała na najdłuższą z linii, zaprezentowaną pionowo.
- To chyba oś czasu. Fale wysyłane są od kilku tysięcy lat. Trzech? Może czterech... Co jakiś czas. Nie wiem co ile. Linie nie są równomiernie rozłożone, możliwe, że ten okres nie jest regularny.
- Co to znaczy? Co to za sygnał? - Quintus nie omieszkał zadać na głos pytania frapującego chyba każdego.
- Nie wiem... Informacje przesuwają się zbyt szybko, program z trudem cokolwiek rozpoznaje. Potrzebuję trochę czasu.
- Joan... - Zachrypnięty głos z tyłu nadbiegł do uszu zebranych przy monitorach. W mgnieniu oka udało się przypisać go do konkretnej osoby.
Matthew stał właśnie na nieco chwiejnych nogach, zbliżając się powoli do reszty. Drell, widząc go, odruchowo podbiegł do niego chwytając za ramiona i tym samym zabezpieczając przed ewentualnym upadkiem.
- Proszę się zbyt gwałtownie nie ruszać - Rzucił fioletowoskóry, po czym doprowadził naukowca do jego prawdopodobnie obranego celu, jakim było owo podwyższenie.
- Joan... To po prawej - Palec wskazujący Collinsa powędrował na monitor znajdujący się po prawej od tego, na którym póki co wszyscy skupiali swoją uwagę.
Matryca projektowała schemat zbliżony do wielkiego okręgu, w którym znajdowało się jeszcze sześć innych, każdy w środku nieco większego od niego. Co jeden oznaczony był także niezrozumiałymi symbolami.
- Wygląda znajomo... - Stwierdziła w końcu naukowiec próbując przypomnieć sobie skąd zna ów wzór. Gdy jednak odpowiednie trybiki w jej głowie postanowiły zaświtać wewnątrz lampką na znak prawdopodobnego rozpoznania, Joan poczuła, jak przez jej kark poczyna przechodzić powoli lodowaty dreszcz.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Naprędce wystukiwane przez Pearson na omni-kluczu sekwencje zdominowały sytuację. Oczy podążały za dłonią niczym zahipnotyzowane, spragnione odpowiedzi chłonąc każdy, najmniejszy ruch. Czas znów uruchomił swe zwolnione tempo, cedząc sekundy jak gdyby była to jego najważniejsza decyzja. Ciężka atmosfera przytłoczenia i beznadziei wzrastała, gdy kobieta nagle odwróciła się znów w stronę karminowej tafli z wykresami. Uczucia i emocje goszczące na jej twarzy dało się odczytać bez problemu, nawet gdy ona sama szczędziła słów na ich wyrażanie. Przerażenie wciąż triumfowało.
Narzędzie na przedramieniu Collinsa rozjaśniło się - szybko dało się wywnioskować, że albo pracowało w tle i postanowiło teraz obwieścić wyniki, albo ktoś zdołał się z nim połączyć... Z czego to drugie, w związku z niedysponowaniem badacza jeszcze przed chwilą, wydawało się bardziej prawdopodobnym scenariuszem.
Następna wiadomość z Curse'a oczekiwała na otwarcie. Mężczyzna zdecydował się przeczytać ją na głos.
- Od: Kaya T'Reya
Do: Joan Pearson, Matthew Collins
Piszę z dyrektywy dr T. Sinosa. Wytyczne uległy zmianie; przekazuję wam oficjalne polecenie powrotu na Curse'a. Nie mamy wiele czasu - dostaliśmy właśnie potwierdzenie wysłania przez Gyges pokładów helu. Odprawiamy po was prom, będzie czekać dokładnie 20 minut od wysłania tej wiadomości przy głównej śluzie. Po tym czasie będziemy zmuszeni odlecieć bez was - NIE SPÓŹNIJCIE SIĘ.
- Boże... - Rzuciła Pearson zaraz po tym, gdy Matthew, dość mocno zaaferowany, skończył czytać.
- Ten schemat okręgów to Gyges! Oś czasu przedstawia okres, od kiedy systemy statku przekalkulowały niebezpieczeństwo wynikające z jego sąsiedztwa... Ten sygnał to ostrzeżenie - Omiotła swym niewyraźnym spojrzeniem pozostałych.
- Ostrzeżenie przed eksplozją... - Zawtórował drell, gdy do każdego dotarło już to, co przytoczył Collins i o czym poinformowała Pearson.
Dreszcz znów nawiedził okolice karku, rozszerzając działanie na potylicę i górną połowę pleców. Fala najróżniejszych, niekoniecznie związanych ze sobą obrazów przebiegła przed oczami dosłownie każdego, kto ową wypowiedź usłyszał.
Mocne szarpnięcie za ramię wybiło młodą badaczkę z zamyślenia wywołanego szokiem. Piwne oczy Collinsa wbiły w nią swe przestraszone, acz zdecydowane spojrzenie.
- Nie mamy czasu - Ostry niczym brzytwa ton mężczyzny podziałał na blondynkę jak nagła kąpiel w zimnej wodzie.
Drell nie chcąc tracić nawet chwili wskazał Aephaksowi i Rebecce drogę powrotną. Tą samą, jaką się tu dostali. Żołnierz była niestety zmuszona do przerwania nagrywania i podążenia za resztą. Mogła być jednakże pewna, że to, co już zdążyła zarejestrować, bezpiecznie znajdowało się na jej omni-kluczu.
Plątanina ciemnych, enigmatycznych korytarzy skrywających tajemnice tysiącleci znów stała się typowym dla grupy otoczeniem. Pośród mroków rozpościerających się na niemal wszystkich odcinkach tuneli, w akompaniamencie pospiesznie stawianych kroków i nierównych, przyspieszonych oddechów, coraz dalej posuwały się wąskie snopy świateł latarek wydobywających się z w błyszczących w większości soczystym pomarańczem omni-kluczy. Czas wciąż wyznaczał, lub raczej nawet narzucał zespołowi swoje tempo, nie pozwalając zbytnio nawet na myślenie o czymkolwiek innym niż podążanie dalej. Bo właśnie o to się tu rozchodziło - by nie stać się jednością z ewentualnym, przyszłym obłokiem mgławicowym dryfującym w czarnej próżni.
By przetrwać.
We wrzawie myśli, emocji i adrenaliny wymieszanych razem ze sobą, nikt nawet nie pomyślał o tym, by zrobić cokolwiek poza ewakuacją. Dlatego też wszelkie skanery, jakie wcześniej zostały podłączone w różnych częściach okrętu zwyczajnie przepadły wraz z nim. Poza informacjami przekazanymi na bieżąco do Curse'a, a które były tak naprawdę jedynie początkiem, niestety nikt nie dowie się już o tajemniczym statku niczego nowego.
Czyżby te dziwne stworzenia wyczuwały co może się święcić? Ekspedycja, a raczej to, co z niej pozostało, uświadczała właśnie licznych, mrożących krew w żyłach wrzasków. Wrzasków tak potężnych i złowrogich, że fakt i świadomość, iż słyszą jedynie ich echo, wcale nie pomagała w morderczym biegu do wyjścia. Instynktowne oglądanie się za siebie, jak też zwracanie uwagi na boki można było zaobserwować u prawie, że każdego z nich. Nikt nie był bezpieczny.
W końcu rdzawy swąd na nowo zagościł w nozdrzach członków ekipy, we wszystkich, prócz przywykłego do niego koronera, wzbudzając podobne obrzydzenie na choćby samą myśl o tym, co go wywołuje. W istocie, dobrnąwszy wreszcie do punktu rozpoznawczego, w towarzystwie mlaszczących odgłosów butów dotykających gwałtownie podłogi pokrytej obficie posoką i członkami ofiar "mieszkańców" (o ile można było to tak nazwać) na wskroś obcej jednostki, uświadomili sobie, że znaleźli się właśnie mniej więcej w połowie drogi powrotnej. Wszystko działo się tak szybko, nagle i niedbale... Potknięcie Rebecci o niewidoczny dotąd w mrokach korytarza anonimowy tułów i wylądowanie w krwistej brei przyszło praktycznie natychmiastowo. Przywierająca do wierzchniej warstwy pancerza ciecz znów dała o sobie znać jako wyjątkowo odpychająca, tym razem jednak dość bezpośrednio. Będący na "wiecznym" posterunku Quintus obejrzawszy się, od razu doskoczył do Dagan i szarpnąwszy ją jednym, mocnym chwytem postawił kobietę do pionu. Ta od razu poczuła powstały po tym zabiegu silny ból w ramieniu, nie było jednakże czasu na rozmyślanie o tym. Nie teraz, nie tutaj. Dwójka pozostała przez to nieco w tyle za pozostałymi, mimo to nie na tyle, by nie próbować choć podążać ich śladem. A ten, dzięki chaotycznie przesuwającym się kolumnom światła był od razu zauważalny.
Rozgałęzienie, jakim był wcześniejszy tunel, wreszcie połączyło się z głównym korytarzem. To tu, pośród kłębowiska przewodów i diod rozpoczęli swoje wejście w nieznane. To tu rozdzielili się, to tu padła jedna z najgorszych decyzji podjętych podczas tej wyprawy. Na samym jej początku.
Potężne, kobaltowe wyładowania, których nagłe wybuchy wywoływały raniące uszy basowe dźwięki, rozświetlały raz po raz drogę, jaką teraz zostawiali za sobą. Następne wrzaski, niczym jęki i płacz istot, które niekoniecznie chciały pozostawać na tykającej bombie, lub, co znacznie bardziej prawdopodobne, chciały zatrzymać w tym piekle także i ich, wyciągając swe długie, szponiaste pazury utopione wcześniej zewsząd w jusze. Szybkie uderzenie w panel przy śluzie pozwoliło jej na uruchomienie niezbędnych procedur w celu otwarcia. Ostatni widok, jaki mogli zauważyć, to zbliżające się do nich biotyczne monstrum. Jego trwożne, wytrzeszczone spojrzenie i wyszczerzone zęby, zaciskające się podczas powziętego trudu złapania kogokolwiek przed nim wyciągniętymi długimi rękoma.
***
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Gorący olbrzym w całej okazałości. Buchające pokłady rozgrzanej plazmy osiągnęły apogeum, gdy niczym szalone poczęły tworzyć chaotyczne kształty daleko przed samą powierzchnią Gygesa. Wiatry gwiazdowe swą ogromną, niewyobrażalną siłą wszczęły początek katastrofy, obwieszczając ją bezlitośnie wyrywaną z trzewi giganta materią, której gargantuicznymi bryłami ciskawszy niczym w gniewie, kwestionowały wszelkie próby ucieczki z ogarniętego zaczątkiem destrukcji systemu. Oto jądro Tartaru, zatopione w nieskończonej pasji, nienaturalnej wściekłości, pogrążone w entropii, zajęte żarem, niezmordowanie broniące pozostawionej przez tysiące lat na jego łasce tajemnicy. Idealny początek końca, a w jego centrum strącony w niekończące się nigdy czeluści sturęki, mściwy i bezwzględny, odprawiający swą dintojrę za tytanomachię, o szale większym niż kiedykolwiek. Groźniejszy niż kiedykolwiek.
W środku najjaśniejszych z promieni, niby nic nieznaczący na tle wieczności pył, kurz, wyłonił się znajomy kształt mknącego przed katastrofą promu.
***
Otworzywszy wreszcie oczy, Tas ujrzała wszystko jak przez mgłę. Znowu to samo - niewiele widziała. Mogła być jednak pewna, że było to znajome pomieszczenie. W dodatku jasne, prawie, że białe ściany stanowiły bardzo miłą odmianę po wiecznych ciemnościach jakie fundował wrak. Niemała była jej radość w duchu, gdy zaraz obok łóżka na jakim leżała, po jej prawej stronie zauważyła rozmyty kontur należący prawdopodobnie do Aephaksa, a nieco dalej - siedzący - Rebecci. To koniec? Czy to Curse?
- Proszę się nie ruszać, próbuję wymienić pani mieszankę immunologiczną - Łagodny, nieco cichy głos nieznajomej, ludzkiej kobiety poinformował pozostałych, że ich dotychczasowa towarzyszka odzyskiwała właśnie przytomność.
- Możliwe, że nie zauważyła pani wcześniej małego rozdarcia na plecach kombinezonu. Wdała się infekcja. Nic raczej strasznego, ale odpowiednie środki trzeba powziąć.
Nie musieli długo czekać, by zjawił się tu także przewodniczący całego projektu. Theren Sinos, podobnie jak zapamiętali go z wcześniejszej rozmowy, wszedł tym samym, dumnym krokiem i wyprostowaną pozą do sali statku w jakiej aktualnie rezydowali. Obdarzając każde z trójki uważnym spojrzeniem, nie dał im nawet dojść do ewentualnego głosu.
- Mam nadzieję, że nie czujecie się tak, jak wyglądacie - Postanowił zacząć już z góry nieudanym, niepasującym do sytuacji żartem. Niestety, dopiero teraz, gdy to, co myślał wymknęło mu się z ust, zdał sobie sprawę z bezczelności tych słów, za co skarcił się niemiłosiernie wewnątrz.
- To byłoby niefortunne. Z tego, co mówiła mi doktor Pearson, jedynie wy przeżyliście. Nieszczęśliwie obraz z zamontowanej w jej pancerzu kamery nagrał tylko krótkie urywki - tak jakby włączała się tam, gdzie po prostu chciała to zrobić. Dlatego właśnie najważniejsze będą wasze sprawozdania udzielane nam na żywo - Przerwał na moment, biorąc w płuca głęboki wdech.
- Żałuję, że nie będziemy mogli ich wysłuchać od każdego członka pierwotnego zespołu. Jakkolwiek, ich strata nie zostanie zapomniana. Tak jak i to, czego sami dokonaliście. Misja się skomplikowała, ale poradziliście sobie z nią, wydostając się cało, czego jestem pod wrażeniem. Naprawdę jednak nie mam pojęcia jakie doświadczenie mogło tak bardzo na was wpłynąć. Pearson i Collins mówili coś o dziwnych, wrogich stworzeniach - Tu spojrzał znów po zgromadzonych, po czym uśmiechnął się półgębkiem sam do siebie.
- Poprawka, Pearson mówiła o wrogich stworzeniach. Collins wspominał o "materialnym uosobieniu agresji" i "pierdolonych biotycznych gównach". Jest teraz pod ścisłą obserwacją psychiatrów. Mam nadzieję, że właśnie od was dowiemy się, co naprawdę tak bardzo was zaniepokoiło. Co tam się stało? - Słowa turianina wydawały się być jednoznaczne. Oby dwoje z naukowców, choć powinni, pechowo nie dysponowali żadnymi dowodami popierającymi stawiane przez nich tezy. Nie wróżyło to dobrze tłumaczeniom takiego obrotu spraw.
- Wdzięczny będę także za przekazanie, według umowy, każdej próbki technologicznej znalezionej na wraku. Mogę zapewnić, że się to wam opłaci.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąNo i dotarliśmy wreszcie do oficjalnego końca sesji. : ) Niezmiernie dziękuję wam za wytrwałość w odpowiadaniu. Nie skłamię, kiedy napiszę, że bardzo mnie ona cieszyła.
Po pierwsze musicie mi wybaczyć za złożenie dwóch postów w jeden, wiadoma sytuacja nie pozwoliła mi jednak na zbytnie rozbijanie go, dlatego wszelkie decyzje konsultowałam już z wami prywatnie, by nie pozwolić na (być może jak się mogło teraz okazać, że konieczne) rozdrabnianie. No cóż, mam nadzieję, że i tak nie wyszło to aż tak źle.
Po drugie i wszystko następne: ten post, pomimo, że jest już końcem sesji na martwym żniwiarzu, podlega jeszcze odpisowi z waszej strony. Musicie odpowiedzieć Sinosowi na to, o co pyta i przedstawić ewentualne, interesujące go znaleziska. To, czy będziecie chcieli je faktycznie oddać czy zatrzymać dla siebie pod płaszczykiem kłamstewka należy już, oczywiście, do was samych.
Co do samego końca - miał on być dużo bardziej widowiskowy, gdyby się go rozdzieliło na jeszcze przynajmniej dwa posty. Niestety, wszelkie elementy katastroficzne uciekły na rzecz pośpiechu, dlatego musiałam zostawić wszystko właśnie w ten sposób, by dodatkowo nie komplikować.
Po wstępie, przyszła pora na nagrody:
- Tas:
- Wszystko, co znalazłeś na statku (M-96 Motyka, Predator, omni-klucz Polaris z modułem k. omni-ostrza, omni-klucz Primo ze zwłok Kelana, materiały do "craftingu": 3x nieoczyszczony pallad, 2x oczyszczony kobalt, 3x nieoczyszczony beryl)
- Gaża: 15.000 kr
- Dowolny mod do broni na poz. III
- Jako obiecany bonus za wymyślenie taktyki na banshee, możesz pobrać bez utrudnień 5.000 z klucza Kelana. Wcześniej na 100% byś tego nie wyciągnął.
Aephax:
- Wszystko, co znalazłeś na statku (Pistolet maszynowy zbieraczy, próbka organicznej papki)
- Gaża: 15.000 kr
- Dowolny mod do broni na poz. V
- Dowolny mod do pancerza
Rebecca:
- Wszystko, co znalazłaś na statku (nieaktywny generator tarcz Ortros, nagranie wypalone w umyśle i zgrane na omni-klucz, film z pomieszczenia z generatorami)
- Gaża: 15.000 kr
- Dowolny mod do broni na poz. V
- Dowolny mod do pancerza
Punkty zdolności:
- 4 pkt. dla każdego (3 standardowe za dużą, wymagającą misję + 1 za dłużące się odpisy ; ))
Punkty moralności:
- Aephax: +1 pkt. idealisty za chęć pomocy Matt'owi (widmu)
- Rebecca: +1 pkt. renegata za zostawienie towarzyszy podczas ataku banshee
- Tas: +1 pkt. idealisty za przejęcie wizji tworzonej przez widmo na siebie (z Charlotte), +1 pkt. idealisty za urządzenie prowizorycznego pogrzebu
Medale:
- Brak (jeżeli myślicie inaczej, zauważyliście coś, czego ja sama nie zauważyłam - dajcie znać)
Dalsze wskazówki:
- Tas: Infekcja w wyniku rozdarcia kombinezonu daje się we znaki. Przez 5 następnych postów, lub do rozpoczęcia następnej sesji (jedynie, jeśli okres jest krótszy), Twoja postać odczuwa jej skutki. Ból głowy utrudnia interakcje, zanikająca stopniowo gorączka sprawia lekką senność i potliwość.
- Aephax: Przebywanie na martwym żniwiarzu okazało się nieść ze sobą swoje konsekwencje. W wyniku krótkiego oddziaływania indoktrynacji, postać przez obecną w mózgu technologię (implant L) "zawirusowaną" osobliwymi wizjami, możliwe, że nadal będzie miewać omamy w przyszłości.
- Rebecca: Przez sytuację z huskami i doświadczone wtedy widmo przyjaciela, postać odczuwa podświadomą potrzebę sprawdzenia, czy z Vince'm Cadoganem wszystko "gra".
Ponadto, posiadacie również kontakt do wszystkich członków ekipy, którzy przeżyli: Joan, Matt'a, Quintusa. To informacja na wypadek, gdyby po prostu miała się wam kiedyś przydać z różnych powodów.
Krótka errata: w przypadku wszystkiego, co "dowolne" w nagrodach, proszę was o poinformowanie mnie o swoich wyborach na PW.
Nagrody mogą się zmienić w przypadku chęci oddania czegoś na potrzeby Thaox Industries. O tym poinformuję w outrze, po waszych odpisach. Chcę jedynie nadmienić, że wraz z waszymi odpowiedziami jesteście już wolni; outro jest niezależnym fabularnie, krótkim postem.
~ Carmen.