3 lut 2014, o 18:22
Wsłuchując się w głos Seleny, Ananthe próbowała by wychwycić te elementy, których nie przekazywał monotonny ton asari, gdyby tylko nie była tak wykończona. W sumie, quarianka miała za sobą naprawdę koszmarne dwa dni. Walcząc za zamykającymi się oczyma, oraz chęcią ziewnięcia, spoglądała na siedzącą przed nią kobietę. Na przodków, czego jeszcze ode mnie chcesz? Wtem stało się coś, czego Ananthe nie spodziewałaby się po swojej towarzyszce. Na przeważnie obojętnej, bądź enigmatycznie uśmiechniętej twarzy zagościło zaskoczenie. "Hmm, co ja takiego zrobiłam? Przecież to chyba normalne, że wszystkiego należy dopilnować nie?" pomyślała quarianka. Wybudziwszy się kapkę przy słowie ocena, Ananthe już na serio słuchała tego co miała do powiedzenia Selena. Tak jak się spodziewała, nie wypłynęło nic, o czym by już wcześniej nie wiedziała. Od zawsze miała problemy z wykorzystaniem zasobów ludzkich, gdyż mówiąc krótko nigdy do końca nie ufała w cudze umiejętności i wolała samemu wykonywać kluczowe elementy danej akcji. Mówiąc krótko, jeśli chcesz być pewny że coś jest wykonane dobrze, zrób to sam. Ananthe uśmiechnęła się delikatnie na wzmiankę o referencjach, próbując ukryć zdziwienie. Jasne, kiedyś wykonała dla Zaćmienia robótkę czy dwie, ale żeby aż tak? Czyżby Xirys maczał w tym swoje macki? Nie znając odpowiedzi na żadne z tych pytań, po prostu myślowo wzruszyła ramionami i przeszła nad tym szczegółem do porządku dziennego. Będzie też musiała się przyzwyczaić do tonu głosu potencjalnej szefowej. Widząc jak asari wstaje i zaczyna się pakować, sama spróbowała się podnieść. Z lekkim zaskoczeniem odkryła, że wszystko przynajmniej chwilowo wróciło do normy. Uśmiechnąwszy się do siebie, poczekała aż ta skończy co zaczęła, po czym posłusznie ruszyła za Seleną. Schodząc po schodach i przemieszczając się plątaniną korytarzy, Ananthe próbowała zapamiętać jak najwięcej z otoczenia. W końcu jakby nie patrzeć, stała się częścią wielkiego mechanizmu, która musi jak najszybciej znaleźć dla siebie miejsce, o ile nie chce odpaść. Jednak gdy po paru minutach weszła za swoją przewodniczką do magazynu, czuła się już mocno skonfundowana. Cóż, najwidoczniej będzie jednak poruszać się za strzałkami, dopóki nie przywyknie do rozkładu pomieszczeń. Czując lekkie mdłości, oparła się o ścianę. Uspokoiwszy szalejący żołądek, podbiegła do zmierzającej w stronę lady Seleny. Miało to też swoje pozytywne strony, przeganiając ostatnie miazmaty snu. Zastanawiając się po co znowu tu przyszły, quarianka przystanęła za najemniczką. Po chwili uzyskała choć częściową odpowiedź, gdy w jej ręce trafiło niewielkie, tekturowe pudło. Wbrew pozorom, cholerstwo było całkiem ciężkie, choć i tak stanowiło całkiem przyjemną odmianę po trupie owiniętym w otulinę od rur. Stęknąwszy tylko cichutko, ruszyła za asari. Tym razem poszło o wiele prościej, ponieważ po pierwsze pojechały windą, a po drugie ich celem było dosyć spore, na końcu nieszczególnie długiego korytarza. Samo pomieszczenie nie było niczym niezwykłym, choć można było w nim ujrzeć rękę właścicielki. Regały zastawione równo widami, parę roślinek, nowoczesne biurko, na którym stał wazon z kwiatkiem i przyjaźnie wyglądająca, dosyć spora sofa. Zgodnie z wytyczną, Ananthe postawiła pudło na blacie, po czym odsunęła się i delikatnie oparła o ścianę, by opanować zawroty głowy. Coś bardzo dziwnego działo się z jej ciałem i najprawdopodobniej winne temu były leki. Niestety chwilowo ani nie miała możliwości, ani warunków by coś z tym zrobić. Trupio pobladłszy, spoglądała na lekko wyblakłe otoczenie. W tym czasie asari wyciągnęła coś z pudełka i odwróciwszy się do quarianki podała jej dosyć spore zawiniątko. Spojrzawszy w dół, Ananthe na chwile zapomniała o dziwnych zjawiskach, jakie fundował jej mózg. Na jej dłoniach spoczywał nowiutki, quariański kombinezon. I to nie jakieś nakładki, ale cały komplet bojowy, jeszcze w fabrycznej folijce. Wyjęknąwszy tylko "Łaał", zajęła się oglądaniem uniformu. Czuła się jak rozpieszczone dziecko na gwiazdkę. Delikatnie wodziła palcami po wytrawionym symbolu, i kolejnych częściach, jakby chcąc się upewnić że to co ma przed sobą jest zupełnie realne. Doszła do wniosku, że w sumie dla samego kombinezonu było warto. Na przodków, nie chciała nawet wiedzieć ile kosztowało wykonanie tego cudeńka. Bardzo zdolni quarianie robili takie cacuszka co najmniej tydzień, a jej załatwiono coś takiego w niecały dzień! A nadal nie był to koniec jej radości, gdyż za kombinezonem powędrował nowiutki Wizjer Kuwashi, w edycji dla quarian. Pięknie wykonany, z odpornego na uszkodzenia mechaniczne szkła pancernego wizjer, z wtopionymi w środku zestawem mikro sensorów i specjalnych holo-wyświetlaczy, stanowił produkt, o którym quarianka mogła tylko pomarzyć. Jej szybka-samoróbka nie mogła się nawet równać z tym dziełem sztuki. W tym momencie quarianka nie była pewna czy chce skakać z radości, zemdleć z wycieńczenia, wycałować asari czy może spić się w trupa. Nie mogąc się opanować wybrała opcję pośrednią i uśmiechnąwszy się, tak po prostu od serca powiedziała:
-Obiecuję, że zadbam o niego... jest naprawdę piękny...- po chwili dodała z rozbrajającą szczerością- Naprawdę, nie wiem co powiedzieć... Po prostu dziękuję.-spoważniawszy powiedziała jeszcze- Postaram się udowodnić, że naprawdę zasługuję na ten pancerz, naprawdę.
Już z powagą i pełnym skupieniem wysłuchała kolejnych słów Seleny. Cóż, asari nawet nie wiedziała jak pomocne dla Ananthe, już w tym momencie, było wpisanie do rejestru. Mówiąc krótko właśnie przestała być zagrożona prowadzonym śledztwem. Próbując dalej stać, choć ewidentnie nie czuła już nóg, wsłuchała się w serię zaleceń i ostrzeń. Cóż, w sumie wszystko to już wiedziała, ale mimo to dobrze było usłyszeć oficjalną wersję. No i w przeciwieństwie do Mei, naprawdę planowała swoją przyszłość u boku Zaćmienia. Właśnie, panna Mei... Ananthe musiała jeszcze poinformować jej żonę. Dobrze że miała czas, w końcu musiała zadbać o naturalność całego zdarzenia, oraz własne bezpieczeństwo. Przypomniało jej to też niestety o Jamesie. Skurwysynowi należało się, jednak jego twarz dołączy do długiego szeregu, który co noc męczył quariankę przed zaśnięciem. Jedna mniej, czy więcej niby nie robiła różnicy, jednak dla Ananthe każda stanowiła przypomnienie, że kiedyś, w jakimś miejscu mogła postąpić lepiej i ocalić czyjeś życie. Powróciwszy po chwili zamyślenia do otaczającego ją świata, wsłuchała się ponownie w informacje o swojej pozycji. Cóż, nie spodziewała się, że od razu będzie miała dostęp do wszystkiego, więc zakres otrzymanych przywilejów kapkę ją zaskoczył; było znacznie lepiej niż myślała. Nie poczuła również specjalnego szoku, słysząc że Selena jest jej szefem. W końcu można było przewidzieć taki tok wypadków. Z drugiej strony, wydawało się że Selena naprawdę poważnie mówi o pomocy. Cóż miło wiedzieć, że jest do kogo się zwrócić. Kapkę gorzko uśmiechnęła się na wzmiankę o plaży i rodzinie. Cóż, od lat nie miała nikogo, po kim mogłaby płakać, a na wakacje nie miała czasu... w sumie od urodzenia. Tak naprawdę nie wiedziała co znaczą wakacje, bo w sumie ostatni odpoczynek skończył się ostatnimi przygodami, także na jakiś czas wolała nie ryzykować. Czując że lekko odlatuje, spróbowała się znowu skupić. Na przodków, czemu ten wazon tak zmieniał kolory? Nie mógłby się zdecydować? Słysząc jakieś pytanie, pokiwała głową. Jak zza grubej ściany usłyszała powitanie w szeregach Zaćmienia i coś, co chyba było pozwoleniem na odejście, z sugestią że może coś jeszcze powiedzieć. Starając się skupić, w końcu zapanowała nad aparatem mowy i w miarę wyraźnie powiedziała:
-Nie...-W myślach mogła tylko dziękować, że kolor szybki skrywał jej fatalny stan. Po chwili dodała, uśmiechnąwszy się, by nadać swojej wypowiedzi przyjaznego charakteru- Chyba że już czeka na mnie kolejna misja... W sumie, chciałabym tylko jeszcze raz podziękować za wszystko no i do zobaczenia.
Zebrawszy się w sobie, oderwała się od ściany. Prawie nie jęknąwszy, z paskudnego bólu, który rozszarpywał jej mięśnie zabrała swoje rzeczy i skinąwszy na pożegnanie głową wyszła z biura. Nie za bardzo wiedząc co się dzieje, ruszyła przed siebie. Słaniając się, starała się gdzieś dotrzeć... pytanie tylko gdzie. Wtem coś w niej pękło. Nie za bardzo wiedząc dlaczego, zgięła się w pół i dusząc się wykaszlała na wnętrze wizjera jakąś czerwoną maź. "Nie dobrze..." zdążyła jeszcze wybełkotać, zanim ogarnęła ją ciemność.
Upadek quarianki, do najcichszych nie należał. Zaalarmowana stażystka z pokoju obok, wybiegła, by sprawdzić co się dzieje i gdyby nie to, że sama była agentką Zaćmienia najprawdopodobniej dołączyłaby do Ananthe. Opanowawszy się jednak, postanowiła zrobić coś bardziej sensownego i zaalarmowała personel medyczny. Nie ma to jak udane rozpoczęcie pracy nie? Na szczęście lekarze, pracujący dla Zaćmienia potrafili się ruszać, a i układ wieży zaplanowano tak by nie było problemu z udzieleniem ewentualnej pomocy (i obroną). Parę minut później, wyniesiono świeżo upieczoną agentkę na teren piętra medycznego, wraz z jej dobytkiem. Tu pojawiły się pierwsze problemy. Jak się okazało nikt nie przewidział możliwości, iż któregoś pięknego dnia będzie trzeba leczyć quarian. Jasne, ranni i chorzy agenci salariańscy, ludzcy, asari czy turiańscy byli tu na porządku dziennym, ale nie zatruci lekami właściciele gustownych puszek na nogach. Szczęśliwie dla niej, ktoś miał łeb na karku i po prostu upchał ją do jednej z kabin medycznych, po czym aktywował odpowiedni software. Maszyna podłączyła się do jej kombinezonu i postawiwszy diagnozę, przystąpiła do stopniowego przywracania quarianki do życia. Najpierw trzeba było zająć się paskudnym zatruciem. Potem środki nasenne, oraz cała gama suplementów wzmacniających prawie nieistniejący układ odpornościowy. Winą za taki stan obarczono wadliwy system dozowania w kombinezonie, najprawdopodobniej uszkodzony na Omedze i na tym sprawę zamknięto. Dwudziestu godzin spędzonych w kapsule Ananthe w ogóle nie pamięta. Następnym jej wspomnieniem jest dopiero następny wieczór, gdy leżała na jednym z łóżek, ubrana tylko w podstawową warstwe ochronną, w pokoju z poparzonym turianinem i salarianinem, którego coś chyba przeżuło i wysrało, a potem powtórzyło parokrotnie cały proces. Czując się nie wiele lepiej niż jej współlokatorzy, modliła się żeby ktoś ją dobił. Na szczęście personel medyczny miał własne zdanie na ten temat. Pompując w jej niewielkie ciało litry leków i środków detoksykacyjnych (a przynajmniej tak to odbierała quarianka) w tydzień poskładaliby ją do kupy, gdyby sama z nudów nie wypisała się po trzech dniach. Oczywiście informacja o jej niedyspozycji zdrowotnej dotarła do przełożonej, jednak zniknęła gdzieś pod stertą akt i misji nigdy nie ujrzawszy światła dziennego pozostała tam upchana. Choć nadal mocno osłabiona, ale zdecydowanie już nie toksyczna, Ananthe miała jeszcze tylko jedno do zrobienia, zanim będzie względnie wolna. Musiała zająć się sprawą Cyrii. Cóż, zadanie to, wbrew pozorom, nie okazało się specjalnie wymagające; wystarczyła krótka anonimowa wiadomość podesłana na omniklucz Cyrii z obrazem Mei wsiadającej na statek, oraz plik audio z wymodulowanym nagraniem panny Mah, skrótowo i wiarygodnie opisujących ostatnie wypadki. Zaprawiła go odpowiednią dozą tragedii, paniki i nadziei, oraz szczerych chęci, tak by sama Mei, nigdy nie mogła mieć pewności czy czasem czegoś takiego nie powiedziała. Aby mieć pewność że poskutkuje, Ananthe śledziła potem asari, jednak zgodnie z jej przewidywaniami ta odleciała wraz z dziećmi pierwszym promem na Thesię. A więc była w końcu wolna... stojąc przed siedzibą Zaćmienia, spoglądała na ludzi krzątających się wokół swoich codziennych spraw. Widok ten napawał ją lekkim rozbawieniem, ale i nadzieją, że niezależnie od małych tragedii reszta świata i tak da sobie radę. Uśmiechnąwszy się do siebie, przełknęła ostatnią tabletkę od tych cholernych konowałów i poprawiwszy nowiutki mundur ruszyła poszukać jakiejś przytulnej knajpki, w której będzie mogła napić się brandy. Menda w kantynie miała jakieś układy z personelem medycznym i nie chciała wydać jej niczego poza sokiem... Trudno, jego strata, w końcu na Illium jest wiele miejsc, które z chęcią przyjmie kredyty nowo upieczonej najemniczki. Pozostawało tylko jedno, nierozwiązane pytanie: gdzie na wszystkie biało-kitlowe bosh'tety świata jest Xirys?
Jeśli piszesz do mnie, używaj rodzaju męskiego, jeśli do Ananthe, rodzaju żeńskiego.
Theme postaci