4 lip 2012, o 13:49
Saavik i Korth
Odgłos płaczu nasilał się nieznacznie z każdym wykonanym krokiem w przód. Można było przysiąc, że wydawał się on co najmniej histeryczny. W miarę pokonywania następnych metrów, na piaszczystej, jeszcze nie do końca zagospodarowanej przez miasto ziemi poczęły pojawiać się nieznaczne manifestacje niedawnych faktów - pojedyncze ślady zaciągania niezidentyfikowanych przedmiotów w głąb kolonii. Wśród nich, wyraźnie były także widoczne odciski stóp, należące najpewniej do osób, które się z owymi rzeczami siłowały - świadczyły o tym kroki stawiane odwrotnie, bo w tył.
Dwójka podeszła w końcu na tyle blisko, by rozróżnić, że płacz, jaki słyszeli, ewidentnie należał do mężczyzny. Przeciągłe łkanie doprowadzało go już najwyraźniej do stanu, kiedy łapczywe wciąganie powietrza było równie dobrze słyszalne. Mimo wszystko wyglądało na to, że osobnik ten najwyraźniej zdał sobie już sprawę z ich obecności, co potwierdzały dukane w ich stronę słowa - nadal jednak nie wychodził z ukrycia, które stanowiło dla niego najprawdopodobniej otwarte na oścież pomieszczenie zaraz naprzeciw nich samych.
- P-p-p-p... P-prosz-szę... Z-z-zo-o-ostawcie-e m-m... m-mnie bła-a... agam... - doszło do ich uszu. Swoim zachowaniem zdradzał ogromny strach.
Wtem, zupełnie niespodziewanie usłyszeli dźwięk skutecznie przeszywający ciszę przeplataną płaczem - pojedynczy wystrzał z pistoletu dobiegający chyba z ulicy, przejścia po prawej, którym podążyli Jacob i Akan.
Jacob i Akan
Podobnie, jak w przypadku towarzyszy, z którymi się rozdzielili, posuwając się powoli coraz dalej, Jacob z Akanem zauważali stopniowo więcej i więcej śladów świadczących niedalekiej przeszłości. Dziwne ślady - wybrzuszenia na piasku informowały, że ktoś ciągnął, bądź przesuwał po ziemi… coś. Nie mogli zidentyfikować co, ponieważ śladów w końcu zrobiło się tak dużo, że nowsze skutecznie zacierały i mieszały się ze starszymi. Domyślali się jednak, ale musiało to znaleźć swoje potwierdzenie, więc ostrożnie stąpali dalej. Gdzie nie gdzie można było dostrzec niewielkie, ciemnoczerwone plamy i pozlepianą ową cieczą ziemię. Niektóre dość wyraźnie zaznaczały na piasku podobne kształty do wcześniejszych wybrzuszeń po przeciąganiu. Co więcej – po pobieżnym zbadaniu ich, wydawały się zupełnie świeże.
Po przejściu następnych kroków i uświadczeniu kolejnych, osobliwych śladów, wszechobecną ciszę zdołały przerwać mocno przytłumione odgłosy przypominające rozmowę. Nie mogli wycedzić z niej konkretnych słów, ale wyglądało na to, że dobiegały z jednego z otwartych pomieszczeń po lewej, jakich było tu mnóstwo i jakie cały czas mijali. Nagle, po miejscu rozległ się jeden, donośny strzał, słyszalny także przez Saavika i Kortha, a który dochodził z tego samego, lub sąsiedniego miejsca, co sama rozmowa. Na pewno nie był jednak wycelowany w ich kierunku. Wybuch gromkiego, choć krótkiego śmiechu ulotnił się zaraz po wystrzale.