Wyświetl wiadomość pozafabularną
Chłód nocnego powietrza przeszywał dźwięk szybkiej, egzotycznej muzyki, drażniącej serce i zmysły. Mocne, pierwotne rytmy wypędzały resztki ciszy, gdy socjeta Nos Astry oddawała się kojącemu zapomnieniu, zapatrzona w to, co najlepszego mogła zaoferować Wieczność. Gwiazdy bladły na tle pięknych tancerek, poruszających się hipnotycznie, ciągnąc za sobą spojrzenia rozpalonych widzów. Delikatna mgiełka dymu, o dziwnie elektryzującym i pobudzającym smaku unosiła się miedzy bywalcami, nadając wszystkiemu nieco tajemniczy i niesamowity charakter, a skąpo odziane kelnerki krążyły między różnymi kieszeniami. Dech wznosił się i opadał wraz z rytmem płynącym nie wiadomo skąd, a światło tworzyło niepokojąco ponętne miraże pośród oparów. Noc dopiero się zaczynała i nikt nie mógł jeszcze przewidzieć jak się skończy...
W jednej z nisz siedziała odziana w wyjątkowo zwiewną i prostą suknię młoda asari. Jadowicie zielone oczy przesuwały się w wyrazie chłodnego zamyślenia po kolejnych sylwetkach przemykających u wejścia do jej niewielkiego schronienia. Smukłe, zadbane palce postukiwały miarowo o blat, a dawno zamówiony drink stał obok nietknięty. Trudno było określić w jakim nastroju jest kobieta, jednak jakoś nawet najbardziej rozochoceni goście klubu zdawali się konsekwentnie ją omijać. Może to przez rosłego turianina, którego żółtawe ślepia zerkały wrogo spod matowego kaptura, na każdego człowieka jaki się napatoczył? Albo przez dziwny błysk, przeskakujący po skórze wyraźnie czekającej na kogoś piękności? W każdym razie stanowiła ona wyspę spokoju, pośród chaosu zabawy i szaleństwa myślących istot.
Wtem, gdy tylko w dymie zamajaczyła rosła sylwetka rosłego kroganina, strażnik niebieskoskórej odbił się z gracją drapieżnika od ściany i podszedł do Nakmora pewnym krokiem.
-
Proszę za mną, panie Gavos. Pani Shaptos już pana oczekuje.-głęboki, chropowaty głos bez trudu przebił się przez huk, a okryta skórzaną rękawicą dłoń wskazała kierunek. Odczekawszy chwilkę, bezimienny najemnik ruszył za rosłym jaszczurem, by gdy tylko ten znalazł się w kieszeni zasunąć jednym kliknięciem półprzeźroczyste, szklane drzwi.
Cisza, jaka uderzyła po uszach watażki zdała się wręcz ranić. Przytłumione dźwięki ledwo przebijały się przez materię zasłony, zapewniając niepokojącą dozę prywatności. Dla niego była jednak ważniejsza kobieta przed nim. Gdyby był człowiekiem, czy inną równie słabą istotą najpewniej zamarłby jak zamurowany. Duch; miał przed sobą żywego, odzianego w zwiewną czerń umrzyka. Kłębek dymu opuścił jej usta, ulatując ku powale, gdy cienki papieros odsunął się od szafirowych ust. Odetchnąwszy, wskazała miejsce przed sobą, bez cienia strachu spoglądając w jego ślepia. W tej chwili cały czar prysł; to nie mogła być Faerie, choć podobieństwo było uderzające. Córka, siostra, może matka, choć zdawała się na to za młoda, ale nie jego była pracodawczyni. Uniósłszy nieznacznie prawy kącik ust, przełożyła jedną zgrabną nóżkę nad drugą, czekając aż zajmie swoje miejsce. Przez krótką chwilkę panowała niezręczna cisza aż w końcu przeszył ją chłodny, zdecydowanie władczy i spokojny głos asari podającej się za Shaptos.
-
Miło, że jednak postanowiłeś przyjść.-jej spojrzenie nawet na moment nie odwracało się od jego oczu-
Matka mówiła o tobie w samych superlatywach co rzadko się jej zdarzało. Skoro już jesteś, znaczy to, że najpewniej nie masz nic lepszego do roboty, prawda?-mówiła bez zająknięcia, głosem od którego można by oszaleć, gdyby tylko brzmiało w nim cokolwiek poza chłodem.-
Nie mam za wiele czasu, więc ujmę to krótko.-oblizała pełne wargi i postukała papierosem o krawędź palca, strzepując z niego popiół.
- Potrzebuję by jedna osoba przestała szkodzić mi w interesach.-odetchnęła głębiej i zapatrzyła się na bok, obserwując przez chwilkę przelatujące poduszkowce.-
Będziesz miał na to czterdzieści osiem godzin. Tysiąc kredytów zaliczki na przygotowania. Wszystko co znajdziesz, lub postanowisz zabrać należy do ciebie. Moi ludzie pomogą ci w trakcie misji i dostarczą na miejsce. Jakieś pytania?-na moment zawiesił głos, by po namyśle dodać równie spokojnie.-
Obserwowałam twoją karierę na tyle długo by wiedzieć co potrzebuję...-powiedziała tonem wyraźnie znamionującym nieprzyjemny dla mówiącej wyjątek, jaki musiała poczynić dla sprawy.
-I nie jesteś jedynym, który może to zrobić. Powiedzmy... że mam sentyment do tego, co zostawiła mi w spadku rodzicielka.-mówiąc to sięgnęła po kieliszek z drinkiem i upiła łyczka, zerkając na kroganina wyczekująco.