Wyświetl wiadomość pozafabularnąMam teraz bardzo BSG feels więc będę sypać, a przy tym piszę i pasuje do sytuacji, bo niby nic się nie dzieje i muzyka też na to wskazuje, ale sobie jest w tle i daje klimat :<
[youtube]
https://www.youtube.com/watch?v=4EQXEIoZrZE[/youtube]
Czyli jednak, białowłosa postanowiła ruszyć razem z nimi. Hawkins nie miała z tym wielkiego problemu, choć podejrzewała, że druga kobieta dość wątpi w szanse na znalezienie czegokolwiek. Na pewno nieraz obeszła już te rejony i posprawdzała, choćby pobieżnie, ale to nie na ekwipunek w tak zdezelowanym miejscu liczyła Hawkins. Liczyła na coś, co przybliży jej obraz sytuacji - pewnie, że mieli mniej więcej opis tego, co tu się dzieje. Tu Caleb, tam Błękitne Słońca, gdzie indziej przerośnięte nietoperze. Ale żeby faktycznie zrozumieć naturę przeciwnika, lub żyjących tu ludzi, potrzeba czegoś innego niż suche fakty. A Jeanette była typem osoby, którą takie rzeczy ciekawiły.
-
Dawno temu to miejsce zaczęło się rozpadać? - spytała idącej w pewnym oddaleniu kobiety, jednocześnie przeczesując wzrokiem teren wokół. Wraz z jej spojrzeniem podążała lufa karabiny.
Budynki rzucały cień, niektóre bardziej, inne mniej zdezelowane. Mocniej chwyciła trzymanego w dłoniach Błotniaka.
Kolejne, mijane przez nią budynki nosiły mniej lub bardziej zniszczone oznaczenia. Z czegoś, co kiedyś musiało być sklepem spożywczym nie zostało wiele. Przynajmniej varreny wyjadły wszystko, co mogło zostać i z zewsząd nie dobiegał smród przeterminowanego jedzenia. Mimo wszystko, wrażenia też te budynki nie powalały.
W pewnym momencie dostrzegła znak - CB w kole, pierwszy. Mogła zanotować, ale zignorować, gdyby nie fakt, że znaki zaczęły się powtarzać. Jeden, kolejny. Na mijanych przez nią budynkach. Szybko złapała aluzję, którą uznała za prawidłową.
-
Caleb znaczy swój teren? - rzuciła przez komunikator, nie szukając nawet wzrokiem białowłosej, która przeczesywała budynki gdzieś niedaleko, zapewne. -
Dlaczego Błękitne Słońca po prostu nie wrzucą tu całych swoich oddziałów i nie rozwalą ich na dobre, zamiast prowadzić tę pseudo wojenkę? - westchnęła cicho, rozglądając się.
Kilka kroków dalej do jej uszu zaczęło dobiegać drapanie. Błotniak natychmiast się uniósł, a palec naparł na spust, na granicy oddania strzału. Gotowa do wystrzelania obecnie założonego pochłaniacza ciepła, ruszyła w kierunku, z jakiego dobiegały do niej odgłosy.
Jak się okazało, ich źródłem był... varren. Przekrzywiła głowę, ignorując popiskiwania zwierzęcia i rozglądając się wokół. Dostrzegła dziurę w piętrze, nad jej głową, przez którą musiał spaść wraz z resztą gruzu. Westchnęła cicho, kucając obok niemogącego jej dosięgnąć drapieżnika. Zabawne, że zwierzę, które normalnie stanowiło zagrożenie dla innych, pomniejszych - polowało i zabijało, w taki sposób samo zostało wystawione na śmierć przez inne.
Bez słowa uruchomiła omni-pazury, natychmiast wystrzeliwując prawą ręką w stronę jednego z wrażliwszych miejsc varrena w okolicach jego szyi, chcąc skrócić jego żywot, zamiast pozwolić mu leżeć i czekać, aż dosięgnie go głód lub ktoś inny.
Nie komentując tej sytuacji, wróciła szybko do Jess, słysząc jej informację o patrolu. Dziecko wspomniane przez Gavosa uznała za mało istotne - byli niedaleko kwatery Caleba, pewnie jakaś ludność wewnątrz nie była tam zamknięta jak bydło. I tak wróciło do siebie.
-
Chcemy się z nimi porozumieć, pamiętasz? - rzuciła do Gavosa, ruszając w stronę, o której mówiła jej Jess, wciąż trzymając ze sobą gotowego do strzału Błotniaka, ale nie kryjąc się po budynkach.