Nexaron Dragonbite
Szybkie planowanie z pewnością miało mu się opłacić. Nie tracąc czasu na zbyt długie dywagacje na temat możliwych rozwiązań obecnej sytuacji, pirat po prostu przystąpił do dzieła i... Poszczęściło mu się. Zdecydowanie mu się poszczęściło, choć nie od razu dało się to dostrzec.
Wyrwanie zamków nie było żadnym problemem. Odpowiednio skumulowana biotyka wyrwała każde z trzech urządzeń, czyniąc przy tym sporo hałasu, ale przynajmniej otwierając schowki przed piratem. Nic nie stało na przeszkodzie, by korsarz od razu zajął się przejrzeniem ich zawartości. Ta zaś... Cóż, była mniej więcej taka sama we wszystkich trzech szafkach. Mnóstwo mniejszych i większych butelek, niektóre ze szkła jasnego, inne z ciemnego, wszystkie zaopatrzone we własne etykiety opisane nieznanymi dla Dragonbite'a kodami.
Prawie nieznanymi.
Prawie.
Jeden z opisów kojarzył się Nexaronowi aż zanadto dobrze.
HGM/3A/15. Haieliv.
To było tylko jedna, zamknięta szczelnym kapslem niewielka fiolka. Gdyby nie opis naczynka, przejrzysty płyn równie dobrze można by wziąć za wodę. Jakakolwiek chemia siedziała w środku, najwyraźniej nie zamierzała informować o swej tożsamości każdego, kto tylko będzie chciał ją poznać.
Tym niemniej opis mówił sam za siebie. Choć w dziewięćdziesięciu procentach zawartość otwartych hałaśliwie schowków była dla pirata być może zupełnie nieprzydatna, znalazł to, czego potrzebował. W ilości bardzo niewielkiej, pozostawiającej wiele do życzenia, tym niemniej - to i tak był sukces. Chciał próbkę? Miał próbkę.
Także zlokalizowanie czujki przeciwpożarowej było proste. Takie urządzenia, to oczywiste, były w każdej pracowni, również w tej. Obecnie nic więc nie stało na przeszkodzie by, korzystając z rozpalonego w jakiś sposób ognia - chociażby za pomocą któregoś z obecnych na laboratoryjnych stołach palników - uraczyć sektor nieoczekiwanym deszczem.
Chyba, że teraz, gdy miał już w dłoni Haieliv, plany korsarza się zmieniły.
Oczywiście, nadmiar sukcesów musiał być jednak zrównoważony. Ból pleców faktycznie wprawdzie osłabł - medi-żel zrobił swoje, od tego w końcu był - tak ucisk w skroniach ani myślał słabnąć. Gwałtowny ruch i pośpiech tylko przyspieszyły kolejny atak. Błysk przed oczami, chwilowa ślepota, zachwianie się, wrażenie przewiercania czaszki na wylot. To wciąż były doznania krótkie, ale - co Dragonbite mógł zauważyć - i tak trwały odrobinę dłużej, niż poprzednio.
Asaia Cassi
Może to podświadome zdenerwowanie, a może po prostu nadmiar wrażeń sprawiły, że wcześniej skupiana tak łatwo biotyka teraz odmówiła Asaii posłuszeństwa. Nie umknęło to ani ochroniarzom, ani też uwolnionej z zastoju Veratti i gdy ci pierwsi nijak tego nie skomentowali, tak druga nie kryła nieznacznego uśmiechu. Pewność siebie najwyraźniej ani myślała ją opuszczać.
Jeśli chodzi o samą gwardzistkę, ta przez długą chwilę spoglądała na Cassi w milczeniu, by w końcu parsknąć śmiechem i gestem nakazać koledze zajęcie się pojmaną. Mężczyzna, odwzajemniając uśmiech rozbawienia, pobieżnie przeszukał agresorkę i, zabrawszy jej ukrytego w nogawce spodni Paladyna, wypchnął ciemnowłosą z pracowni, przekazując ją w ręce kolejnej - widocznych krótko przez uchylone drzwi - pary ochroniarzy.
Kiedy zaś ostatecznie pozbyto się intruza z laboratorium, blondynka ponownie wyciągnęła dłoń w kierunku Cassi. Samo to, że nie zamierzała unosić się honorem, nie świadczyło o niej najgorzej. Wychodziło na to, że nawet wśród mundurowych zdarzali się ludzie normalni, pozbawieni presji na dominację.
-
Było jej to powiedzieć przed wyjściem - rzuciła kobieta z rozbawieniem. W tym samym czasie zdezorientowany Eldoran pokiwał głową przyzwalającą, dorzucając jakieś rzeczowe (
tak, tak, powinniśmy oddać, bardzo niebezpieczne, konieczna utylizacja) -
Kiedyś dla nas pracowała. Wprawdzie nie tu, lecz w innym ośrodku, ale mimo wszystko pod sztandarem SRFu. To było kilka lat temu, mało kto ją pamięta, ona za to pamięta znacznie więcej. - Blondynka wzruszyła ramionami. -
Zresztą, wystarczy spojrzeć. Dla kogokolwiek by teraz nie pracowała, ma za szefa lepszego sponsora niż my. To takie zaskakujące? - Ochroniarz uniosła brwi znacząco. I choć po tak bogatym, nowoczesnym ośrodku faktycznie oczekiwałoby się znacznie lepszych zabezpieczeń, to... Hej, czyż tak nie było zawsze? Najciemniej podobno pod latarnią a z im bogatszą instytucją miało się do czynienia, tym łatwiej było o banalne wręcz niedociągnięcia.
-
Ale nie, jej... towarzysz nie został neurochirurgiem - parsknęła cicho gwardzistka, kolejne słowa dodając już spokojniej. -
Jest tam, gdzie powinien być.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 21.09, północ