- Hej, nie o to mi cho... - Tyle było z jej protestów. Nie dlatego, że mówiła zbyt wolno - nawet w konspiracyjnym szepcie Jaana potrafiła nadawać jak mały karabinek - czy niezbyt przekonująco. Po prostu dlatego, że Carmen nie miała zamiaru jej słuchać. Uświadamiając to sobie - a widok oddalających się pleców (i całej reszty też, wiadomo) Ortegi uświadamiał to dość szybko i skutecznie - Ritavuori aż się zapowietrzyła... No. I to by było tyle jeśli chodzi o wyrażanie swojego niezadowolenia.
Ani przez chwilę jednak, nawet w najśmielszych snach do głowy jej nie przyszło, że Hunter aż tak się wczuje. Ach, nastoletnia naiwność! Ach, dziecięcy brak tego jednego rodzaju wyobraźni! Zemdleć? Nie ma sprawy. Jaana umiała udawać, umiała jeszcze z czasów, kiedy sądziła, że jej to w czymkolwiek pomoże - że pozwoli uniknąć kolejnych eksperymentów, kolejnej chemii czy kolejnej przymusowej walki z którymś z rówieśników. Wzięcie na ręce? Niech będzie, skoro decyzja została już najwyraźniej podjęta, to trudno. Zresztą, to było całkiem znośne. Nawet przyjemne, jakby się tak dłużej nad tym zastanowić - a na zastanowienie Jaana miała dość czasu, w końcu udawała nieprzytomną. Mogła więc porozmyślać nad tym, że tłum nie zareagował do końca tak, jak było trzeba, i nad tym, że mimo wszystko odegranie tragedii nie było takim najgorszym pomysłem...
Nieeeee, nie. Oczywiście, że było.
Najpierw była zbyt zaskoczona, by się złościć. Usłyszała swoje przesycone tragizmem imię, z trudem zawalczyła więc o to, by się nie roześmiać - podobnie jak walczyć musiała przy okazji wszelkich zapewnień, że będzie dobrze, że nic się nie stało, bla, bla - a potem... Potem do śmiechu jej być przestało.
Co on robił? Co on robił, halo? Tego nie było w umowie, nie było... Nigdzie! To naprawdę dziwne, że w obecnej sytuacji - całował ją, do cholery! za czyją zgodą? za czyją zgodą, ja się pytam?! - Jaana nie przerwała tej ich scenki. Że nie dała Hunterowi w twarz, nie otworzyła nagle oczu, nie zrobiła nic, żeby ich zdemaskować.
Chociaż - to może wcale nie takie dziwne? W końcu przed oczyma miała obraz, który ją uspokajał. Sielankową wizję resekcji jelita grubego przez nos. Nie wiecie, jak to wygląda, czy to jest w ogóle możliwe? Ja też nie, ale przecież jak się nie wie, to się sprawdza. I wtedy się już wie. Nie, obecna niezdolność do pełnego wyobrażenia sobie tego, jak miałoby to wyglądać, wcale Jaanie nie przeszkadzała. Bo przecież to zrobi. Zrobi i zobaczy. Ortega mogła powoli żegnać się ze swoją fizjologią układu pokarmowego... Co, dlaczego ona? Przecież to proste. Johnny był naiwny. Wiecie, taka mała sierotka, która zrobi wszystko, co jej się powie. Kazano mu odegrać scenę pary? To odgrywał. A kto mu kazał? No, właśnie. Bardzo proszę sobie odpowiedzieć. Bardzo proszę.
Jaana czuła więc, jak na jej policzkach wykwitają rumieńce, była świadoma, że coraz trudniej jej powstrzymać biotyczne smużki, jakie zaczęły pojawiać się wokół jej dłoni - ale nie, nie przerwała tego całego cyrku. Jeszcze nie.
Póki co kolorowe, pastelowe obrazki Ortegi sprawdzającej na własnej skórze możliwości Jaany wystarczały.