Wydawało się, że mieli szczęście. Nie trzeba było nawet technicznych sztuczek, by zauważyć czyjąś obecność. Rozrzucone po korytarzu światła chemiczne były nie do przeoczenia. Zapewne ktoś zostawił je, żeby wiedzieć jak wrócić. Załoga Molotova czy grupa ratunkowa? Tak czy siak, Shelia i doktor mogli teraz znacznie przyspieszyć, nie przejmując się, że zgubią drogę, ani poszukiwaniem śladów. Dziewczyna nie wyłączyła jednak programów i zerkała na nie, co jakiś czas. Zawsze mogą pojawić się jakieś dodatkowe informacje.
Carson skupiła się teraz jednak na marszu i obserwowaniu otoczenia. Coś ze statkiem było nie tak. To nie budziło wątpliwości. Nikt nie wrócił z pokładu i nawet Przymierze zalecało trzymanie się od Pandory z daleka. A teraz ona po niej spacerowała. Lepiej być czujnym, cokolwiek miało się dziać.
Przez chwilę wydawało jej się, że białe ściany pokrywa krew. Zaskoczona mrugnęła i wrażenie znikło. Przystanęła na moment i rozejrzała się uważnie. Czysto. Doktor Altmann również się zatrzymał i spojrzał na nią pytająco.
- Widziałeś to? - zapytała, wciąż przyglądając nieufnie metalowemu otoczeniu.
- Co miałem widzieć? - ton mężczyzny był sceptyczny.
Shelia tylko pokręciła głową w milczeniu. Podeszła do ściany i przesunęła po niej dłonią, a potem spojrzała na rękę. Nic.
- Chodźmy - mruknęła, unikając wzroku doktora.
„Zachowuję się jak wariatka” pomyślała karcąco. „To tylko głupie przywidzenie. Powinnam się skupić, a nie myśleć o niebieskich migdałach.” Nie mogła się jednak oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak. Zaczęła się też martwić. Miała genetyczne skłonności do chorób umysłowych, a podobno czynnikiem inicjującym mogło być każde odbiegające od normy bądź stresujące wydarzenie.
Gdy z komunikatora nagle odezwał się kobiecy głos wzdrygnęła się z przestrachem. Lekko zaskoczona spojrzała na omni-klucz. Nie spodziewała się, że komunikacja w ogóle będzie tu działać, ale najwyraźniej w obrębie statku wszystko było w porządku. Ktoś nadawał na kanale Verdun. Czyli ekipa ratunkowa. Kto tam był? Porucznik Stark, oczywiście, ale głos nie brzmiał jak ona. Clarke? Możliwe. Chciała odpowiedzieć, ale rozmyśliła się. Kontakt osobisty będzie chyba tutaj bardziej wskazany, a światła wciąż doskonale wskazywały im drogę.
Kawałek dalej dotarła do nich druga wiadomość, tym razem z dziwnym pogłosem. Musieli być blisko, skoro głos było też słychać w korytarzu.
Sheila przyspieszyła i gestem nakazała to samo doktorowi. Wyglądało na to, że pomoc lekarska będzie bardzo wskazana. Mężczyzna najwyraźniej zdecydował się poinformować o ich przybyciu.
-Tu doktor Altmann i szeregowa Carson. Będziemy na waszej pozycji za pół minuty.
Sheila uważała, że to głupota. Byli w końcu dosłownie za zakrętem. Ale może coś w tym było. Jeśli takie rzeczy jak to, co spotkało ich zaraz po wejściu na pokład działy się tu regularnie, to być może byli jeszcze bardziej znerwicowani od niej. Zresztą te jęki… Może faktycznie lepiej było ich uprzedzić, a nie wybiec zza rogu z bronią i w pancerzu.