Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Mortal One
Awatar użytkownika
Posty: 31
Rejestracja: 2 cze 2012, o 11:43
Miano: Victor Brown aka Mortal One
Wiek: 32
Klasa: adept
Rasa: człowiek
Zawód: przemytnik
Kredyty: 15.000

Mortal One

3 cze 2012, o 12:15


Miano: Mortal One (znany też gdzieniegdzie jako Victor Brown)
Wiek: 15.01.2154, 32 lata
Rasa: człowiek
Płeć: mężczyzna
Specjalizacja: adept
Przynależność: Błękitne Słońca
Zawód: przemytnik, okazjonalnie także werbownik

Aparycja: Linda długo podchodziła do tego zdjęcia. Z początku chyba obawiała się, że wywoła w niej zbyt gwałtowne emocje i że będzie musiała albo odejść z pracy, albo zrobić coś jeszcze głupszego. Jednak długo skrywana tęsknota w końcu zrobiła swoje i zmusiła ją, aby dokładnie w sto dni po jego odejściu sięgnąć po tę fotografię. Teraz zaciskała kurczowo palce na tanim nośniku cyfrowym, kupionym po przecenie w którymś z biedniejszych Okręgów, i powoli, powoli obracała go od ściany, w którą ten wpatrywał się od trzech miesięcy. "Czego ja się właściwie tak boję? Przecież znam jego twarz na pamięć. Przecież mówią, że to głos zapomina się jako pierwszy..." - pomyślała i, już zdecydowana, mocno szarpnęła zdjęciem. I aż krzyknęła, kiedy zobaczyła na nim jego. Stał obok, uśmiechnięty, w tym swoim płaszczu z kołnierzem nabijanym ćwiekami i trupimi czaszkami, z zatkniętym na głowie "elektrycznym okiem", jak nazywała je w duchu, nieświadoma, do czego może służyć ten przyrząd i - szczerze mówiąc - woląca żyć w tej błogiej nieświadomości. Opierał się ramieniem o jej męża; wyglądali jak dwaj najlepsi przyjaciele. I kiedy to jego kaprawe, strzelające piorunami blizn oko znalazło ją, ponownie krzyknęła. Bo już wiedziała, co budziło w niej taki strach, taką odrazę do tego zdjęcia. Właśnie on, ten tajemniczy "dobry znajomy", o którym jej mąż tak często wspominał. Był wyraźnie wyższy od nich obojga; kiedy stała po drugiej stronie, ona, uśmiechnięta i słodka idiotka, brakowało jej bez mała głowy, by móc się z nim równać. Jakby uradowany tym faktem, szczerzył niepełną klawiaturę swoich zębów, które miały niewiele wspólnego z bielą jego podkoszulka. Krzyknęła po raz trzeci, dostrzegłszy kolbę pistoletu sterczącą z kieszeni połatanych, poplamionych spodni mężczyzny, tuż obok uzbrojonej w omni-klucz ręki... Dlaczego nie zauważyła tego wtedy? Dlaczego? Jeśli miałaby zapytać o to samą siebie z tej fotografii - było już na to za późno. Jej szczęście, zapisane na przenośnym nośniku cyfrowym, kupionym po przecenie w którymś z biedniejszych Okręgów, wyświetlane na nim od trzech miesięcy, rozbiło się na tysiące kawałków.

Osobowość: Dyszała ciężko, wpatrując się w posykujące szczątki urządzenia. Jaki on był? Przede wszystkim - miał cięty żart. I tym chyba go zwiódł... tym i jego szarmanckim etosem, zupełnie niepasującym do niechlujnego ubioru, jaki zwykł zakładać na co dzień. Ale bywał też cyniczny i nieustępliwy; kiedy mieli iść do klubu, to zawsze on wybierał, który to będzie. Jej mąż tylko ślepo przytakiwał. Ale on był w niego zapatrzony; marzył, by móc nosić ten skórzany płaszcz z ćwiekami i mieć równie okazałą kolekcję blizn, na pewno nie będących zacięciami po goleniu. Był jak dziecko wpatrujące się z rozmarzeniem w obrazek superbohatera; "gdybym tylko mógł latać jak on". Co on sobie wyobrażał? Że od zaraz ruszą na to "poszukiwanie guza i przygód", jak żartobliwie nazywał pracę przyjaciela? Czy raczej - jak nazywał jej skrzywiony obraz, tę kolorową papkę, którą metodycznie spijał z jego ust? O tak. Bo on był też świetnym mówcą. Zawsze pełen werwy, już samą gestykulacją sprawiał, że jego rozmówcy byli w stanie jedynie przytaknąć. "Zupełnie jak Hitler" pomyślała z goryczą. "On też potrafił obrócić wszystko o 180 stopni i wmówić ludziom, że czarne jest białe, a białe jest czarne". A on mu to wmówił.

Historia: Wmówił mu też wiele innych rzeczy. Linda nie wiedziała, ile z tego można brać na poważnie, a ile było tylko różowym lukrem, który miał doprawić cały torcik kłamstw. Przede wszystkim miała wątpliwości co do tego, co mężczyzna opowiedział jej pewnego wieczoru. To było wtedy, gdy położyli się już spać po całym dniu pracy, gdy oboje mieli jeszcze pracę. Wtedy zadzwonił do drzwi; jej mąż poszedł mu otworzyć, nie zwracając uwagi na protesty żony. Mężczyzna wtoczył się do ich mieszkania, a właściwie klitki; rękę kurczowo trzymał przy swoim boku. Natychmiast chwiejnym krokiem ruszył w stronę małej pufy, znacząc swoją drogę krwawym szlakiem. Kiedy siadał, o mało nie wyłożył się jak długi. Na szczęście w porę go podtrzymali. Wysapał wtedy tylko: "Ja... odbierałem takie niewinne zlecenie. Ale znaleźli mnie... znaleźli mnie i padły strzały" i zemdlał. Ponieważ Linda była po medycynie, wiedziała, co zrobić z raną. Przenieśli go na łóżko, ułożywszy wpierw na nim ciemną narzutę, żeby nie było widać śladów krwi. Ona poszła do kuchni po medi-żel; nie powinna tego trzymać w domu, w ogóle nie powinna go trzymać, ale jej mąż wolał, żeby mieli "coś na wszelki wypadek". Tylko czy taki wypadek miał wtedy na myśli? Zajęła się mężczyzną; drugi, tak przecież jej bliski, zostawił ją samą w takiej sytuacji. Powiedział tylko, że musi gdzieś iść i... zniknął, zanim zdążyła choćby otworzyć usta. A wtedy tamten się ocknął i spytał, zbijając ją kompletnie z tropu: "czy tata żyje?". A później zaczął swą opowieść, nie wiedząc chyba, gdzie się znajduje, ani tym bardziej - do kogo mówi. Mówił o tym, jak jego ojciec zajmował się przemytem i jaka cisza panowała w domu, gdy ktoś spytał o jego zawód. Mówił o tym, jak wiele razy słyszał od niego, że na pewno będzie miał lepszą przyszłość. Mówił o tym, jak pewnego dnia - gdy był mały - znalazł w jego gabinecie niepozorne pudełko, a w nim... nie, nie zobaczył jego zawartości. Po prostu go odrzuciło, kiedy tylko uchylił pokrywkę. Później chorował. Długo, długo chorował. To ponoć wtedy uszkodziło mu oko. Ojca niewiele widywał, jedynie czasem wpadał na chwilę i nic nie mówił, tylko wpatrywał się w niego w milczeniu, podpierając rękoma bladą twarz. Jakby był czymś bardzo zasmucony... I pewnego dnia, gdy młody jeszcze nieznajomy zdrowiał, ten przyszedł do niego i powiedział: "Synu. Zrobiłem coś niewyobrażalnie głupiego. Nie, nie zrobiłem. Właściwsze słowo to: robiłem. Przez całe życie to robiłem. A teraz zniszczyłem ci twoje... ale nie martw się; ktoś wie o tym, co ci się stało, i ktoś ci pomoże. Pewien... przyjaciel domu. Ale teraz żegnaj. Na zawsze, bo już więcej się nie zobaczymy", po czym wyszedł; nieznajomy widział go wtedy po raz ostatni. Dalej pamiętał tylko białą salę operacyjną, dwóch chirurgów i... ciemność. Odtąd przechodził liczne szkolenia, a jak się dowiedział znacznie później - tego dnia na sali wszczepiono mu implant, który "przysługuje" jedynie biotykom. A on miał zostać biotykiem, by służyć organizacji, w której dotąd służył jego ojciec - Błękitnym Słońcom. Późniejsze jego życie było pasmem kolejnych układów, spisków, walk i przelotnych związków; tak doszli do dnia dzisiejszego. I kiedy wrócił jej mąż i powiedział coś szybko towarzyszowi, oboje wyszli w pośpiechu, by Linda już więcej ich nie zobaczyła.

Tamtej nocy nie dowiedziała się o nieznajomym tylko jednego - jego imienia. Cały czas powtarzał, że jest zwykłym śmiertelnikiem. Jakich wielu było, jest i będzie. Dlatego - gdy już odszedł z jej mężem - właśnie tak go nazwała. Śmiertelnikiem, co w jej mowie brzmiało: Mortal One. I z pewnością miała jeszcze nieraz usłyszeć to imię... tak jak zresztą pozostała część galaktyki.

Ekwipunek: omni-klucz, M-3 Predator, implanty biotyczne, czarny płaszcz z ćwiekami, maść na oparzenia, czyste bandaże, szczypta medi-żelu
Środek transportu: jako członek Błękitnych Słońc może podróżować transportem tej organizacji, oficjalnym i... tajnym
Dodatkowe informacje: -
Wykonane misje: -
Obrazek

Wróć do „Baza danych”