Ariel
Mistrz Gry: Rebecca Dagan
Gracz: Valelo Edern
Tara Fellsek nie była kimś, kogo Valelo spodziewałby się spotkać na Omedze, nie było jednak mowy o pomyłce. Kobieta, która zaczepiła go w dokach była dokładnie tą, którą pamiętał - choć może nieco szerzej uśmiechniętą i bardziej pewną siebie niż wtedy, gdy rozstawali się z Zaćmienie. Był jakiś zabawny zbieg okoliczności w tym, że dołączyli do organizacji mniej więcej w jednym czasie i opuścili ją również niemal wspólnie. Gdyby ktoś się głębiej nad tym zastanawiał, mógłby próbować dopatrywać się w tym jakiegoś większego planu - takiego jednak nie było. Ot, po prostu zbieg okoliczności, że i Edernowi, i pannie Fellsek działalność na rzecz organizacji sprzykrzyła się w podobnym momencie.
Tak naprawdę Valelo nawet szczególnie Tary nie znał. To znaczy, nie - nie do końca. Nie przyjaźnili się, ale na polu pracy zawodowej trochę wspólnej historii jednak im się zebrało. Fellsek była zdolnym inżynierem, ale wtedy, za czasów kariery salarianina - przede wszystkim jednym z bardziej cenionych kurierów Zaćmienia. Mówiło się, że nie było rzeczy, której nie potrafiłaby załatwić - czy chodziło o przemyt do lub z Omegi, czy o dyskrecję w przekazywaniu wrażliwych informacji. Czy też o całkiem legalną działalność transportową, którą również się, oczywiście, zajmowała.
Nie ukrywajmy jednak, współpraca Valelo z Tarą nie była mimo wszystko czymś, co pozwoliłoby Edernowi spodziewać się ponownego spotkania z Fellsek teraz, gdy ich drogi dawno się już rozeszły.
I wiecie co? To rzeczywiście był przypadek. Tara na niego nie czekała, nie miała dla niego propozycji nie do odrzucenia, nie snuła planów, w które mogłaby salarianina zaangażować. No, przynajmniej na początku, bo po kilku drinkach wypitych w marnej spelunie tuż przy dokach okazało się, że może jednak mogliby coś zrobić. Razem. Z korzyścią dla obojga.
Tara nie powiedziała, co jej chodzi po głowie. W ogóle zresztą niewiele o sobie mówiła - ot, jakieś ogólniki, po których Edern nadal tak naprawdę nie wiedział, czym dziewczyna zajmowała się przez czas, odkąd widzieli się po raz ostatni. Z tej perspektywy fakt, że jej słowa przekonały go do wycieczki na Yamm wydawał się być... Cóż, w dużej mierze nieprawdopodobny. Mało konkretów, sytuacja wyglądająca na co najmniej naciąganą. Kto by się w coś takiego ładował?
Może ktoś, kto i tak nie mógłby zostać na Omedze dłużej - ktoś, kto w zasadzie już teraz musiał ją opuścić.
A może ktoś, komu intuicja podpowiadała, że za słowami
będzie fajnie, zobaczysz, jakimi uraczyła go Tara, może kryć się rzeczywiście coś... fajnego? Tak po prostu?
Zresztą, ostatecznie - co złego może wyniknąć z wycieczki dla odmiany dla przyjemności, a nie w pogoni za bliżej niesprecyzowanymi interesami? No nic. HydroLab był po prostu ciekawym miejscem, którego Valelo nie dane było jeszcze odwiedzić. Skoro nadarzyła się okazja do nadrobienia zaległości, może zwyczajnie warto było z niej skorzystać.
Mimo tego po dotarciu na miejsce Edern mógł czuć się rozczarowany. To znaczy - HydroLab był dokładnie tym, czym miał być i wyglądał dokładnie tak, jak przedstawiano go w broszurach reklamowych. Rozległy kompleks przyklejonych do oceanicznego dna modułów z fantazyjną, kilkupiętrową (i zupełnie nieergonomiczną, uwzględniając koszty utrzymania) budowlą w samym centrum i równie ekstrawagancką, przeźroczystą kulą na południowym krańcu terenu. Trudności w dotarciu do placówki też były takie, przed jakimi uprzedzano - prom, na pokładzie którego podróżował Valelo, przez kilka długich chwil walczył z szalejącym nad oceanem wiatrem nim wreszcie udało mu się opaść na płytę lądowiska, do której przycumowane były jednostki podobne, ale przystosowane do transportu pasażerów aż na samo dno zalewiska. Nawet nie mając dotąd problemów z chorobą morską, w tej chwili Edern nie czuł się najlepiej i poważnie powątpiewał w swe chęci do dalszych kontaktów z HydroLabem.
Potem jednak było lepiej. Podróż na dno była dla odmiany zaskakująco łagodna i dosyć szybka, gdy zaś obwieszczono dotarcie do celu i możliwość opuszczenia podwodnych promów, salarianin czuł się już niemal odświeżony po przygodach nad powierzchnią wody. Odświeżony i gotowy na spotkanie z placówką.
Ta zaś już od progu uderzała gwarem typowym dla turystycznych przybytków. W głównym hallu HydroLabu odwiedzających było wprawdzie mniej niż w nieco mniej ambitnych miejscach, wciąż jednak czuło się atmosferę lokalu rozrywkowego. Samo centrum sali zajmował holograficzny projektor w zapętleniu wyświetlający obrazy co ciekawszych stworzeń, jakie można było odnaleźć w tych skrajnie trudnych warunkach, jakie oferował tutejszy ocean - wokół niego zaś tłoczyła się grupka dzieci różnych ras, przekrzykująca się w próbach skomentowania hologramu dziwacznego skorupiaka, który właśnie został wyświetlony. Pod ścianami hallu ustawiono czasową wystawę fotografii podwodnych krajobrazów, wzdłuż której przechadzała się kolejna grupka turystów. Stojąc na progu HydroLabu, Valelo mógł dostrzec wiele, bardzo wiele twarzy o zróżnicowanym stopniu znaczącego je zaciekawienia.
Problem polegał na tym, że żadna z tych twarzy nie należała do Tary.