W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Ahri’Zhao vas Orionis
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 372
Rejestracja: 2 cze 2012, o 10:28
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarianka
Zawód: Medyk
Status: Członek załogi statku ludzkiego Widma. Wędrówkę ukończyła zdalnie (dzięki pomocy Rady), nie powróciła jeszcze na Flotyllę.
Kredyty: 10.535
Lokalizacja: Miasto Łódź
Medals:

[Sheol->Ferr]

2 sie 2012, o 19:58

Na skraju jej świadomości wciąż tłoczyły się szepty. Dobiegały zza ścian, czy może raczej z nich samych, bo za nimi nie znalazłaby chyba nic, prócz litej skały. Głosy rodziców, przyjaciela, towarzyszy. Wszystkie błagały ją o pomoc. A ona nie mogła dla nich nic zrobić. Del nie żył od lat, mimo wszystko torturował ją tu jednak. Rodzinę zostawiła na Flotylli, gdzie nic im nie groziło. Dobrze zdawała sobie teraz sprawę z obu tych faktów. Jednak wysłuchiwanie, lub co gorsza oglądanie, ich cierpienia było straszne. Nie mogła nijak temu zaradzić. Jej ciało krzyczało na nią, by je stąd zabrała. Ahri całym sercem chciała uciec z tych korytarzy, tej planety. Wrócić na Orionis, gdzie powinno dotrzeć już turiańskie wino, i wypić je z załogą.
Ta będzie jednak musiała być w komplecie. Była tu tylko jedna osoba, dla której mogła coś zrobić.
- Konradzie. Wrócę, ale tylko razem z tobą. - powiedziała, przyglądając mu się uważnie. Dostrzegła, że jego natura pokłóciła się z nową rolą przywódcy, w jakiej się znalazł, i obie podjęły chyba własne decyzje. - I nie zrozum mnie źle. Jeśli zamierzasz iść dalej, to weźmiesz mnie ze sobą, rozumiesz? Podjąłeś mądrą decyzję, ale jeśli sam nie zastosujesz się do swojego rozkazu, to ja też nie mam zamiaru. Nie zostawię cię samego. - jej głos wypełniała pewność i powaga. Coś, czego się po sobie nie spodziewała. Miała wrażenie, że przeszła przyspieszony kurs z emocji. Gdy tu wchodziła, były jej nieco obce. Teraz czuła je wyraźnie i choć przez chwilę nią zawładnęły, złapała wodze. Jakąś wewnętrzna żyłka pękła. Mimo ogromnej porcji strachu, była go w stanie przyjąć jeszcze trochę dla dobra blondyna - Jedyny stan, w jakim mam zamiar wrócić z tobą na Orionis, to zdrów i cały.
ObrazekObrazek GG: 21021010 Have killed many, Shepard. Many methods. Gunfire, knives, drugs, tech attacks, once with farming equipment. But not with medicine.
~ Mordin Solus
Bonusy:
  • - 30% koszt mocy
  • + 10% obrażenia broni
  • + 10% tarcze
  • + 10% pojemność pochłaniaczy
Ku uniknięciu wszelkich nieporozumień:Zwracając się do mnie jako do postaci, używaj rodzaju żeńskiego.
Zwracając się do mnie jako do użytkownika, używaj rodzaju męskiego.
Konrad Strauss
Awatar użytkownika
Posty: 861
Rejestracja: 2 cze 2012, o 09:03
Wiek: 29
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista N2
Lokalizacja: Treches
Status: Starszy sierżant. Doświadczenie z obcą technologią(trzy razy). Po załamaniu nerwowym, jest na przymusowym urlopie.
Kredyty: 38.570
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

2 sie 2012, o 21:15

Ucieszył się, że łączność ze Stark była zachowana i odetchnął z ulgą, ale to co potem usłyszał było niepokojące. Spojrzał na swój omni-klucz, by zobaczyć dokąd się udają. Nie zdziwiło go, dokąd mógł prowadzić ich korytarz.
- Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, co nie? - mruknął niezadowolony i patrzał raz w korytarz prowadzący do wyjścia, raz w ten, gdzie czekać go mogły cuda o jakich nie śnił, o ile nie byłyby to koszmary. Kiedy Ahri się odezwała, odwrócił się w jej stronę i słuchał, jak to nie chciała go puścić samego. Konrad nie mógł dowodzić, nigdy więcej. Bał się, że nie mógłby się powstrzymać przed posłaniem wszystkich na śmierć, byle tylko zdobyć To urządzenie. Zaśmiał się smutno, bo chyba to zrobił, kiedy wspomniał o udaniu się tutaj. O przybyciu na tą planetę.
- A niech cie - powiedział podchodząc do quarianki. Położył dłoń z tyłu jej głowy i zetknął ze sobą ich hełmy, jakby mieli się stykać swoimi czołami. Drugą ręką, odszukał jej dłoń i ją chwycił. - Tu już nie chodzi o urządzenie. Oni idą w kierunku jądra ciemności i mogą sobie nie poradzić.
Pogładził kciukiem wnętrze jej dłoni, pochylając głowę trochę bardziej. - Cali i zdrowi. Razem.
Stanął obok Ahri, wciąż trzymając ją za rękę i patrzał na nią z nieśmiałym uśmiechem. Wiedział, że kobieta się bała. On też się bał.
- Chodźmy ich uratować - powiedział robiąc pierwszy krok. Chyba był jedyną żyjącą osobą na tym świecie, która mogła cokolwiek zdziałać z tą maszyną. - Konrad, kontra maszyna strachu. - zachichotał - Brzmi jak tytuł jakiegoś vidu.
ObrazekObrazek Theme Ubiór cywilny

Wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem.Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą. - Marek Aureliusz
Carmen Ortega
Awatar użytkownika
Grafik
Posty: 1179
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:32
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Cerberusa
Lokalizacja: Aite
Status: Agentka Cerberusa działająca pod przykrywką fałszywej tożsamości, pirat.
Kredyty: 9.300
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

3 sie 2012, o 18:56

Lalka została tam, za nią, gdzieś pomiędzy stertami rozkruszonego gruzu, którego upadające, masywne kawały zwiastowały nieunikniony "the end" czarnego scenariusza, jaki w tym pomieszczeniu spotkał zresztą je obie. Przez chwilę nie mogła otrząsnąć się z faktu, że znowu go widziała. Biegła przed siebie, zdając sobie sprawę z tego, że był to ostatni raz, gdy czuła go takiego żywego i ciepłego. Nie była wierząca, nie pozwalał jej na to jej sceptycyzm i postrzeganie rzeczywistości przez chłodne, czasem wręcz zimne barwy - nie przeszkadzało to jednak w wywołaniu w niej tak silnych bodźców wizją osoby, która niegdyś znaczyła dla niej bardzo wiele. Ludzie powiedzieliby na to "pięta achillesowa", to jednak nie do końca miało się właśnie w ten sposób.
W końcu dobiegły. Kolejny maraton, kolejny korytarz. Co było miłą odmianą to to, że pomieszczenie przestało w końcu przypominać groty prehistorycznych przedstawicieli rodzaju homo. Przez oświetlenie i równe ściany wydawało się normalniejsze, niemal współczesne... Po chwili Carmen zorientowała się, że to przecież nie może wróżyć nic dobrego. Nikt przy zdrowych zmysłach nie siedziałby tutaj, nie dbałby o korytarz jak i najpewniej następne pomieszczenie przed nimi. Wszystkie szczegóły, jakie nagromadziły się w jej głowie odnośnie tego miejsca zdawały się układać w wielki, czerwony napis migający przed oczami i mówiący przede wszystkim "WYCOFAJ SIĘ". Nie ma jednak wyjścia, wycofywanie się nie leżało w jej naturze. Misja jest misją do końca.
Zauważyła, że Stark majstruje coś przy szeregowym. Gdy się odwróciła, zobaczyła na dole już raczej przesądzony widok. Wytrzeszczone oczy Maulsona tępo wpatrywały się w sufit, a on sam leżał tam, bez ruchu i oddechu, usilnie reanimowany przez kobietę nad nim. Trzeba przyznać, że miała niezwykłego ducha walki, w tym wypadku walki o życie żołnierza. Nie zmieniało to faktu, że dotyka aktualnie nieżywe, pozbawione tchu ścierwo.
- Pani komandor, nie ma sensu - zaczęła po chwili przypatrywania się całej akcji. Wiedziała, że nie ma sensu tu czekać, ale mimo wszystko zadziwiali ją ludzie, którzy za wszelką cenę chcą dla innych "dobrze". Nawet, jeśli jeszcze niedawno jednostka była zagrożeniem, teraz jest usilnie reanimowana. Nie rozumiała tego i pewnie już nie zrozumie. Chwyciła ją w końcu za jedną rękę i rzuciła wymowne spojrzenie, gdy ta przygotowywała się do następnego uderzenia. Carmen była typem człowieka, któremu zbędny balast niemiłosiernie wadził w efektywności i pewnie dlatego, gdyby nawet żołnierz jakimś cudem odzyskał przytomność, sama ukróciłaby jego "cierpienia".
Nagły, męski głos w komunikatorach przerwał całą scenę. Postanowiła nic nie mówić, by nie zagłuszać komandor, która od razu wyrwała z próbą kontaktu. No tak, przerywamy misję. Przerywamy, ale nie mamy jak, nawet gdybyśmy chcieli - a nie chcemy. Spojrzała znów w korytarz, z którego przybiegły, przypominając sobie całkowicie zawalony pokój za nimi. Nie posłuchałaby Konrada i tak, chociaż dobrze się składa, że nie może go posłuchać przez "złośliwość" losu i samej budowli. Uniknie przynajmniej podejrzeń - miała zbadać "co to do cholery jest", więc i zbada. Kątem oka zauważyła, jak Stark dźwiga na plecy martwe truchło. Jeśli chce, niech dźwiga, teraz już i tak nie muszą biegać, bo nic się na nie w końcu nie wali. Tym razem postanowiła nie iść przodem, a razem ze Stark.
Mundur Ubiór cywilny Theme Carcharias Wraith GG: 5800060
ObrazekObrazek
+70% do obrażeń od mocy +15% do obrażeń od broni +15% do celności
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

3 sie 2012, o 19:03

Sytuacja zdawała się być co najmniej krytyczna. Jedyna droga wyjścia dla tamtej dwójki zdawała się odcięta. Nikt z nich nie miał zielonego pojęcia, ile czasu minęło od kiedy się rozdzielili. Wydawało się, że trwało to może godzinę, może dwie, ale nie opuszczało ich też dziwaczne wrażenie wycieńczenia. W końcu po chwili cała czwórka ruszyła przed siebie, czując rosnącą gulę w gardle. Jednocześnie wmaszerowali do największego pomieszczenia jakie widzieli w tym dziwacznym labiryncie. W przeciwieństwie do reszty tej podziemnej placówki, ten pokój zrobiony był na bazie prostokąta, do którego prowadziło sześć wejść. Carmen oraz Stark z martwym szeregowym na plecach weszły przez lewe wejście na długiej, południowej ścianie, kiedy Ahri i Konrad weszli prawym, tuż obok. Aż trudno było w to uwierzyć. Cały czas dzieliła ich zaledwie ściana, ale nie słyszeli się w żadnym stopniu, nawet wstrząsu ziemi i zasypania wejścia, mimo, że huk był wielki. Stali teraz wszyscy obok siebie, pierwszy raz, od dłuższego czasu i spoglądali na wielką konstrukcję po środku pomieszczenia. Cały sufit i ściany pokryte były rurami i kablami, które splecione, pozwijane w końcu się łączyły z okrągłym generatorem po środku. A przynajmniej z taką nazwą kojarzyło się COŚ co zajmowało połowę sali. Cokolwiek to było, najprawdopodobniej było centralnym punktem działania nadajnika. Ogromna, półprzeźroczysta kula, którą wypełniała gęsta, niebieskawo-szara mgła, co jakiś czas przecinana impulsem elektrycznym. Zarówno dla bardziej jak i mniej obeznanych, substancja w środku do złudzenia przypominała pole efektu masy wytwarzane przez biotyków. Maszyna z każdą sekundą szumiała i buczała coraz głośniej
Nagle usłyszeli bardzo wyraźny i nie zakłócony komunikat. W głosie mężczyzny po drugiej stronie słychać już było lekką panikę.
- Tu Jenkins, Halo? Słyszy mnie tam ktoś? Odezwijcie się do jasnej cholery, bo zaraz wszyscy narobimy w gacie ze strachu. Hej, oddział wewnętrzny, odezwijcie się, jedno małe cholerne słowo. Należy nam się to skoro milczycie od pierdolonej doby! Dajcie znać, że nie daliście się wykończyć przez omamy. No dalej, nie róbcie tego Buremu Misiowi, nie stracił jeszcze nikogo na swojej zmianie. – W głosie w komunikatorze słychać było już wyraźne zmęczenie i stanowczy początek potencjalnej paniki. Gdzieś w tle dało się słyszeć serię przekleństw Parkera oraz uderzenia. Prawdopodobnie pomocnik Perez kopał w metal wyjątkowo intensywnie. Najbardziej niepokojącym znakiem było to, że wspomnieli o czasie ich ciszy radiowej i nieobecności. Czy Jenkins wspominał coś o dobie? – Tu Jenkins, dajcie znać, bo sam zaraz zastrzelę tego cholernego Parkera. I będzie na was.
W tym czasie generator zdawał się przestać głośno szumieć i nagle poczuli silny podmuch, który popchnął ich na ściany. Nic nikomu się nie stało, poza faktem, że trochę się poobijali a szeregowy Maulsona wyleciał z uścisku Stark, uderzając o ziemię. Szybka jego hełmu pękła, ale przecież martwemu i tak niewiele już zaszkodzi. Kiedy otworzyli oczy, zdali sobie sprawę z czegoś przerażającego i dziwacznego. Po tym uderzeniu nagle pokój zaczął być pełen pomieszanych wizji. Widzieli jak pod kablami leżą grupki mamroczących osób, był tam przyjaciel Ahri, siedzący tuż obok ojca Carmen, oboje poruszali dziwnie palcami, która powoli odpadały im od dłoni i wbijali wzrok gdzieś nad głowami towarzyszy. Kawałek dalej siedziała Vanessa, która raz po raz strzelała z pistoletu w głowę. Dalej co kilka sekund Bruce zabijany był przez batarian. Rodzice Ahri spalali się żywcem w ogniu a ojciec Konrada stał przy konsoli tuż przed wybuchem. Najgorsze było to, że wszyscy widzieli te wizję na raz, przeplatały się i powtarzały ciągle jak na zepsutej płycie, odtwarzając nonstop te same momenty. A pomiędzy tym wszystkim płynęły na wpół widmowe, jakby gazowe istoty. Na pierwszy rzut oka kojarzyło się to z duchami.
I dopiero teraz dostrzegli terminal tuż przy nadajniku.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Konrad Strauss
Awatar użytkownika
Posty: 861
Rejestracja: 2 cze 2012, o 09:03
Wiek: 29
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista N2
Lokalizacja: Treches
Status: Starszy sierżant. Doświadczenie z obcą technologią(trzy razy). Po załamaniu nerwowym, jest na przymusowym urlopie.
Kredyty: 38.570
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

3 sie 2012, o 21:50

Pójście dalej z kimś znanym, pomogło Konradowi stawiać kolejne kroki do przodu, bez obawy o sceny przyprawiające o zawał. Trzymał cały czas Ahri za rękę i za nic w świecie nie puszczał. Robił to zarówno dla jej, jak i własnego komfortu psychicznego. W końcu jednak dotarli do pomieszczenia, które w przeciwieństwie do innych, było kwadratowe.Samo pomieszczenie jednak nie było najważniejsze, bo oto znaleźli to, czego szukali. Czarne serce tego miejsca. Mnóstwo przewodów, rur, metali, tworzyw sztucznych i to wszystko połączone ze sferą, która przypominała generator pola efektu masy.
- Mein Gott - powiedział, przełykając ślinę. Nawet nie zwrócił uwagi na Carmen, Stark i Maulsona, którego niosła, a które też się tam znalazły. Patrzał na maszynę i chciał ją mieć, ale jednocześnie... W komunikatorach słychać było głos Jerkinsa, którego długo nie było. Zamrugał zdziwiony i spojrzał na wbudowany chronometr. Przecież jakim sposobem tyle mogło minąć?
Rozejrzał się po sali i dostrzegł wtedy obie panie, których również bał się nie zobaczyć.
- Bury Misiu, Mówi Ważniak. - skoro już były jakieś kryptonimy, to i on mógł sobie na jakiś pozwolić - Dotarliśmy do celu podróży i widzimy urządzenie. Za chwilę...
Nie dokończył, bo nagle fala uderzeniowa rzuciła nim i innymi, przez co rąbnął o ścianę pomieszczenia. Poczuł znowu ból i przyłożył rękę do głowy, wstając i pomagając też wstać Ahri. Jednak to, co było widać potem, to było... upiorne. Widział jak Ness strzela sobie w głowę, jak jego ojciec umiera, jak umierają bliscy Ahri, jak... wszyscy ginęli. Raz po raz, odtwarzając swoją śmierć. A wokół zjawy, widma, fantomy.
- Ahri, wyciągnij broń i strzelaj tam, gdzie ja - powiedział wyciągając własny pistolet i włączył na Omni-kluczu Kriowybuch, który zaraz posłał w kierunku konsoli. Zaraz potem, wymierzył w nią swoją broń i zaczął strzelać. Nie chciał tego i teraz wiedział, że nikt nie powinien tego mieć. Ta technologia nie przyniosłaby im nic dobrego.
ObrazekObrazek Theme Ubiór cywilny

Wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem.Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą. - Marek Aureliusz
Ahri’Zhao vas Orionis
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 372
Rejestracja: 2 cze 2012, o 10:28
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarianka
Zawód: Medyk
Status: Członek załogi statku ludzkiego Widma. Wędrówkę ukończyła zdalnie (dzięki pomocy Rady), nie powróciła jeszcze na Flotyllę.
Kredyty: 10.535
Lokalizacja: Miasto Łódź
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

3 sie 2012, o 22:30

Szli oboje tym innym od poprzednich korytarzem. Konrad bardzo mocno ją trzymał. Naprawdę czuła się z tym lepiej. Trochę trudno byłoby jej skupić się na pojawiających się omamach, gdy cały czas czuła, że niewiele brakuje, by technik nie połamał jej palców. Nie miała mu tego za źłe. Jeśli on bał się choć w połowie tak jak ona, to było to zrozumiałe. Gdyby ona miała choć pół tej siły co on, może też ściskała by jego rękę tak, żeby to poczuł.
Gdy skończyło się nareszcie kolejne z klaustrofobicznych przejść, trafili do gigantycznego pomieszczenia wypełnionego kablami i przewodami. sufit przypominał jej nieco powierzchnię masy mięśniowej getha. Na samym środku pomieszczenia znajdowała się ogromna kula. Po kilku miesiącach służby pod nieco impulsywną biotyczą, umiała już poznawać pole efektu masy. To było przerażająco duże.
Kilka metrów od nich, z sąsiedniego korytarza wyszły doktor Perez i komandor Stark. Szeregowy Maulson został wniesiony przez tę drugą. Ahri chciała ruszyć, by sprawdzić czy nic mu nie jest, ale Konrad wciąż mocno trzymał ją za rękę. Nim zdążyła się odezwać, usłyszeli wyraźny komunikat z łazika. Doba? Spędzili tu dobę? Jakim cudem? Czuła zmęczenie, ale po takim czasie powinna być również głodna i zmęczona.
Nie zdążyła się nad tym zastanowić. Fala uderzeniowa wydostała się z urządzenia, które chyba zapowiadało ten impuls głośnym mruczeniem, które wraz z podmuchem ucichło. Wszyscy wyladowali na podłodze. Konrad wstał szybciej od niej i pomógł podążyć w jego ślady.
Pomieszczenie było teraz o wiele pełniejsze. Oprócz załogi, znajdowały się w nim również omamy. Płonące ciała jej rodziców, oraz Del'Somoza wołający o pomoc należał do niej. Inne zjawy przedstawiały ludzi i musiały być przeznaczone dla jej towarzyszy, choć ona także je widziała. Poznała jedynie Vanessę, popełniającą raz po raz samobójstwo. Były tam także bezkształtne cienie, które budziły po prostu jej niepokój, choć nie kojarzyła ich z niczym konkretnym. Strach. Tym nadajnik starał się przesycić całą komnatę.
Konrad kazał jej strzelać. Nie była pewna, czy rozumieć to jako rozkaz, czy prośbę, ale niezależnie od tego, przekaz był raczej zwięzły. Mężczyzna wyciągnął broń i zaczął strzelać do nadajnika, pomagając sobie mocami technologicznymi. Ahri wyciągnęła swój pistolet, ale nie podniosła go do strzału. Działo się za dużo, a czasu było za mało. Co zrobi w tej sytuacji reszta? Czy nadajnik nie jest jakoś zabezpieczony przed atakiem? Dlaczego szeregowy leżał na ziemi nieruchomy?
ObrazekObrazek GG: 21021010 Have killed many, Shepard. Many methods. Gunfire, knives, drugs, tech attacks, once with farming equipment. But not with medicine.
~ Mordin Solus
Bonusy:
  • - 30% koszt mocy
  • + 10% obrażenia broni
  • + 10% tarcze
  • + 10% pojemność pochłaniaczy
Ku uniknięciu wszelkich nieporozumień:Zwracając się do mnie jako do postaci, używaj rodzaju żeńskiego.
Zwracając się do mnie jako do użytkownika, używaj rodzaju męskiego.
Stark
Awatar użytkownika
Posty: 292
Rejestracja: 12 lip 2012, o 11:23
Miano: Jessica Andromeda Stark
Wiek: 33
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Komandor Sztabowy, N5
Kredyty: 80.000
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

4 sie 2012, o 11:51

Stark nie chciała się poddać nie mogła! Reanimacja nic nie dawała, siłowy masaż serca też... to na nic! W końcu Perez zatrzymała ją przed kolejnym uderzeniem w pierś martwego ciała. Stark dysząc zwiesiła głowę i zasłoniła zewnętrzną osłonę wizjera hełmu. Zazgrzytała zębami... stracili człowieka... -Niech to szlag... - Warknęła do siebie po czym wstała, wzięła ciało na barki i ruszyła dalej. Nie miały wyjścia, droga na przód była jedyną właściwą i jedyną możliwą. Stark łapała szybkie, głębokie oddechy by zasilić zmęczone już mięśnie, wiedziała jak dozować powietrze w takich sytuacjach, potrzebowała sił, bo trzeba było iść dalej.
Kiedy w końcu wyszła z Perez z korytarza do kolejnej komnaty od razu wiedziała, że to serce sygnału. Ku jej uciesze cali i chyba zdrowi wyszli z korytarza obok Strauss z doktor Zhao. Nim zdążyli wymienić się choć słowem usłyszeli w komunikatorach spanikowany już głos Jenkinsa. -Dobę?! - zdziwiła się kobieta. Dla niej minęło może kilka godzin... ale cóż, zmęczona była adekwatnie do słów Jenkinsa. Dowódca zaczął odpowiadać, kiedy wszystkich zmiotła z nóg jakaś fala uderzeniowa od urządzenia. Uderzyła w nią i Maulsona, straciła równowagę i przekotłowała się z ciałem po ziemi zatrzymując pod ścianą. Stęknęła wstając na klęczki i układając ciało na plecach. Miała dość, miała serdecznie dość tego miejsca, zimna i tych cholernych omamów. Omamy jednak miały to głęboko w rzyci bo teraz prócz narzeczonego, na którym wykonywali wyrok śmierci dwaj batarianie, widziała Venessę popełniającą samobójstwa, jakiś quarian, innego mężczyznę... Spojrzała po towarzyszach... to pewnie ich omamy. Prócz nich były też upiory, które Stark widziała już dwa razy wcześniej. Nie musiała już chyba mówić, że coś takiego stało za Straussem przed bramą... wszyscy mieli jednakowe miny - widzieli to samo. Andy czuła się znowu tak bezsilna i bezradna jak po wiadomości o śmierci Bruca. Widziała ją i nic nie mogła zrobić... szeregowy zmarł na jej rękach i nic nie mogła zrobić... nie oni tu rozdawali karty a ta cholerna maszyneria!
-Staruss mieliśmy ją zbadać. - Zawołała kiedy szeregowy wywalił atakiem w maszynę, a Zhao nie zrobiła nic czekając na reakcję innych. Polecenie strzału wydał tylko quariance, dlatego też Stark, klęcząc cały czas przy ciele, uruchomiła skan technologii na omni - kluczu i wyciągnęła rękę w stronę emitera sygnału. Wolała się nie zbliżać, skoro Strauss strzelał nie tylko z broni, ale i kriowybuchem... jakby nie było tu dostatecznie zimno. -Strauss! Nie wiemy jak zabezpieczona jest ta technologia, uspokój się. - Zawołała do niego. Jeśli to miało jakieś mechanizmy obronne to Strauss i ich może zaboleć, strzelać do nieznanej technologii bez zbadania urządzenia, które chce się zniszczyć. Haker! On powinien najlepiej zdawać sobie sprawę, z możliwego zagrożenia. Cóż, dlatego Stark będzie chciała przeprowadzić podstawowe badanie, o którym zapomniał szeregowy, a w razie niebezpieczeństwa rzucić się na chłopaka i powstrzymać go od dalszych strzałów, by przypadkiem nie zabił ich wszystkich.
ObrazekObrazek

Moje avki: ~1~, ~2~, ~3~
Carmen Ortega
Awatar użytkownika
Grafik
Posty: 1179
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:32
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Cerberusa
Lokalizacja: Aite
Status: Agentka Cerberusa działająca pod przykrywką fałszywej tożsamości, pirat.
Kredyty: 9.300
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

4 sie 2012, o 13:28

Za kolejnym zakrętem można było się spodziewać wszystkiego. Mimo wszystko, Carmen miała coraz silniejsze przeczucie, że już niedługo, jeszcze trochę a będą u celu. Z każdym wykonanym krokiem jakaś dziwna energia dawała o sobie znać i wbrew temu, że kobieta nie wiedziała dlaczego i co to w ogóle może być, jej struktura wydawała się przerażająco znajoma. Zupełnie jakby miewała już z nią wcześniej jakieś doświadczenia, a przecież to bzdura.
Pomieszczenie następne. Cóż... na pewno się tego nie spodziewała. Z rozdziawioną buzią uniosła głowę powoli w górę, ogarniając wzrokiem ogrom maszynerii pośrodku pokoju, do jakiego właśnie cała czwórka przywędrowała. Swoją drogą, ciekawe, że cały czas zdawali się być obok siebie, a długo nie działała nawet łączność. Ciekawe, czy te liczne gruzy, które pozostawiły za sobą też były efektem działania nieznanej technologii? W ciszy obserwowała potężne wyładowania w wielkiej kuli usadowionej na całej tej maszynerii. Już wiedziała czemu przepływające w powietrzu, eteryczne drobinki specyficznej "mocy" były jej znajome - rozpoznanie w tej osobliwej sferze pola efektu masy nie było raczej czymś trudnym, nawet dla nie-biotyka. Ważniejszym pytaniem wydawało się jednak być: jakim cudem tak olbrzymie i zjawiskowe pole utrzymywane jest w ryzach skoro nie wygląda na to, by posiadało ono jakieś fizyczne, materialne ograniczenia? A przynajmniej nie wyglądało na to, by posiadało; eteryczne kłęby i opary swobodnie ulatniały się nad całością, tworząc dość niezwykły widok.
Jenkins. Parker. No tak, Parker! W potoku słów Jenkins wspomniał o dziwnie zachowującym się Parkerze, nie mogła zostawić tego bez odzewu.
- Szeregowy Jenkins, tu dr Sharon Perez, jak wygląda sytuacja z moim asystentem? Co z nim?! - wtrąciła się komuś w słowo, już nie wiedziała nawet komu, nie zwróciła na to uwagi. Wszystko działo się jakby poza obrębem jej zainteresowania, gdy usłyszała, że Parker odstawia jakieś sceny. Nie usłyszała jednak odpowiedzi, bo zaraz po tym sfera przed nimi buchnęła energią tak wielką, że rzuciła nimi na ściany, jakby sami byli dla niej szmacianymi lalkami. Nie wyglądało na to, by komuś stało się coś poważnego, ale domyślała się, że cholerny ból, jakiego doznała gdzieś w okolicy łopatek, w następstwie nawiedził nie tylko ją. Podnosząc się z podłogi, uświadczyła bardzo niepokojącego widoku. Zmarszczyła brwi w odpowiedzi na to, co ujrzała.
Po reakcjach towarzyszy wiedziała, że nie tylko ona to widzi. Ludzie i quarianie, powtarzający w kółko tę samą, zabójczą sekwencję własnej śmierci. Obrazy niezwykle dołujące, tym bardziej, że wśród nich ujrzała też swojego ojca. Znowu. Tym razem widziała jednak, jak nieznajomy człowiek wbija nóż w jego brzuch, poprawiając następnym ciosem i następnym... aż w końcu cała scena zaczyna się od nowa. Starała się nie zwracać na to uwagi, nie mogła jednak zamaskować drżącego głosu i szklanych oczu. Nie chciała już jednak płakać, nie miała takiego zamiaru.
Wybuch przy konsoli przerwał obserwacje - jak się za chwilę okazało, kriowybuch.
Ciało Carmen natychmiastowo zareagowało, znów płonąc błękitną poświatą. Zdecydowanym ruchem ręki posłała w stronę pistoletu Konrada silny strumień biotyczny - przy odrobinie szczęścia wytrąci mu go z ręki, jeśli nie, jedynie silnie uderzy.
- Nie po to przebyliśmy taki szmat drogi i przetrwaliśmy tak dużo, by teraz to niszczyć - rzuciła lodowatym tonem, w pogotowiu wciąż trzymając rękę w górze i spoglądając w stronę blondyna dość surowym wzrokiem - nie pozwolę na to. Przyszłam tu to zbadać i to zrobię - była gotowa bronić tej technologii, nawet siłą. Drugą ręką aktywowała swój omni-klucz, by za moment zestroić go z konsolą nieopodal i pobrać wartościowe dane. W duchu odetchnęła z ulgą, że i doktor Zhao i komandor Stark nie przejawiały chęci niszczenia tego.
Mundur Ubiór cywilny Theme Carcharias Wraith GG: 5800060
ObrazekObrazek
+70% do obrażeń od mocy +15% do obrażeń od broni +15% do celności
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

4 sie 2012, o 16:56

- O matko, wszystkich pieprzących się króliczków, żyjecie! Ucałuje was wszystkich, jak tylko wrócicie. Ruszcie w końcu te dupska i nie dajcie mi więcej czekać bo nigdy w życiu nie chciało mi się jednocześnie tak bardzo sikać, spać i jeść jednocześnie. – Mruknął Jenkins przez komunikator i nawet tutaj doskonale usłyszeli odetchnięcie ulgi. Jeżeli dla tamtej dwójki na zewnątrz czas zdawał się płynąć normalnie, nie trudno było sobie wyobrazić jak bardzo przerażony brakiem komunikacji musiał być ich kierowca. A tym bardziej Parker. – Doktor, z nami wszystko ok. Co jakiś czas widzieliśmy jakieś pierdoły, ale nic wielkiego. Co do Parkera, to w porządku, poza tym, że w kółko drze mi się do tego komunikatora, jakby to coś miało dać. Przysięgam Doktor Perez, jak nie wrócicie to wsadzę mu ten mikrofon w dupę.

Czego młody szeregowy nie mógł wiedzieć, było to, że w drużynie jawnie zapanował rozłam. Jedyna osoba, która tak naprawdę byłaby w stanie sięgnąć po całą wiedzę tego miejsca zdecydowała się to zniszczyć. Wszyscy przez chwilę wstrzymali oddech, nie wiedząc, co mogło się wydarzyć, po pierwszym ataku Konrada. Strauss czuł nieprzyjemne pulsowanie pod skronią, wywołane kłótnią własnego ego z tym co właściwe. Jedna jego część wyrywała się ku wiedzy zaklętej w tej diabelskiej maszynie, kiedy druga chciała ratować nie tyle drużynę, co świat przed podobną wiedzą. Nie słyszał nawet do końca słów Ahri czy Stark, bo w jego dłoń uderzyła energia biotyczna, wyrywając pistolet z dłoni. Na kilka chwil zapadła cisza. Omni-klucz Carmen próbował zestroić się z narzędziami, za pomocą nowoczesnej technologii Cerberusa, w czasie gdy krio-wybuch dotknął konsoli, powodując częściowe spięcie. I zaledwie kilkanaście sekund później wydarzyło się coś, czego winowajcy zapewne nigdy nie znajdą. Zapewne dlatego, że zarówno ingerencja latynoski jak i blondyna, mogła mieć efekty uboczne. Z drugiej strony, efekt domino mógł rozpocząć chociażby ostrożny skan wykonany przez panią komandor. Ktokolwiek wywołał lawinę zdarzeń, nie miał w tej chwili znaczenia. Nagle wszystkie zwidy zamarły w jednej pozie, tak jakby ktoś zatrzymał obraz, by chwilę później zniknąć. Mieli nawet dziwne wrażenie, że wchłonięte zostały przez wir energii znajdujący się po środku pokoju. Coś zasyczało niepokojąco w rurach, w kłębowisku zaczęło pojawiać się więcej wyładowań i nagle z terminala wysunął się niewielki ekran, na którym wyświetliło się jednak wyraźnie odliczanie. Ekran migotał jaskrawymi cyframi, 00:20:00, zaraz potem spadając niżej. Mieli dwadzieścia minut. Aby domyślić się na co, nie musieli być geniuszami. Energia w generatorze zaczynała się kręcić coraz szybciej i szybciej, w niebieskawej poświacie pojawiało się coraz więcej spięć i to wyraźnie mocniejszych. Carmen nie wiedziała ile danych udało jej się zgrać nim systemy omni-klucza zrestartowały się. Nie mieli pewności ile dzieliło ich od wyjścia, jednak stanowczo nikt nie planował tutaj zginąć. Stark z trudem, podźwignęła Maulsona ponownie na swoje barki, czując mimowolnie, że długo nie pociągnie z takim ciężarem. Obolałe mięśnie nóg i ściśnięte od wysiłku płuca, sprawiały, że czuła, że zaraz straci przytomność. Na domiar złego przypomniał o sobie głód. Ku jej zaskoczeniu, poczuła jak ciężar nieco jej lżej, kiedy w biegu częściowo odciążył ją nikt inny jak Strauss. Carmen biegła przed siebie, za resztą, trzymając się najbliżej Ahri. Obie kątem oka widziały jak łączenia kabli powoli puszczają i tańczące zwarcia teraz znajdowały się niemalże w całym pokoju. Potem pomieszczenie zniknęło im z oczu ale nawet w kolejnych korytarzach czuli wstrząsy placówki i słyszeli pojedyncze, stłumione przez ściany wybuchy. Nagle, im dalej byli od nadajnika, czuli tym większe zmęczenie, oczy piekły jakby nie spali bardzo długo przy nieludzkim wysiłku, kiszki skręcały się z głodu i brakowało im oddechu. Wiedzieli, że zapas tlenu w zamkniętym obiegu nie starczy im dłużej niż na jeszcze może dwie godziny. Kiedy już tracili nadzieję, że się wyrobią, z przerażeniem zerkając na czas odliczany również na omni-kluczach. Kiedy została im zaledwie minuta, ujrzeli znajome światło. Burza musiała już minąć po widzieli jedynie lód obsypany warstwą śniegu. Ktoś krzyknął przez komunikator, trudno było zapamiętać kto, by Jenkins odpalał silniki. Gdy wpadli do łazika, usłyszeli nagły gwizd i huk, od którego jeszcze dobre piętnaście minut piszczało im w uszach. Widzieli, jak po tąpnięciu lód nagle zapada się w sobie zapewne zasypując całą podziemną placówkę. Potem łazik ruszył z piskiem, ślizgając się na lodzie. Nikt nie zwracał już jednak na to uwagi. Jenkins puszczał serię gorzkich przekleństw, oglądając się co jakiś czas na martwe ciało Maulsona. Parker w spokoju starał się wysłuchać chaotycznej relacji. Kiedy dojechali do SSV Bangkok wciąż nakręceni byli adrenaliną, mimo wszystko zaczynając odczuwać pierwsze skutki zmęczenie, głodu, poobijania i odwodnienia. Jenkins na koniec jedynie zerwał nieśmiertelnik szeregowego z jego szyi, podając go Stark.
- Był sierotą, nie miał żadnej rodziny. Pewnie chciałby, żebyś to zachowała.
***
Po znalezieniu się na statku, trudno było skupić się na słowach generała, który próbował z nich cokolwiek wyciągnąć. Na koniec jednak, widząc stan jego chwilowych podkomendnych, kazał skierować ich do skrzydła szpitalnego. Tam, po podaniu odpowiednich kroplówek i mieszanki leków, jeszcze przed zapadnięciem w sen usłyszeli krótkie zdanie.
- Trzeba ich będzie skierować na obserwację, kto wie, czy nie pomieszało im się w głowach. – Potem była już jedynie ciemność.


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”