Wyświetl wiadomość pozafabularną
Broń, którą Dagan podniosła z ziemi, nie była niczym, co choć trochę przypominałoby karabiny, do jakich była przyzwyczajona. Miała mniej-więcej znajomy kształt, ale wyglądała bardzo organicznie. Rząd kościanych zębów oparty na długiej lufie pokrytej łuskami, przypominał elementy leżącego przed nimi martwego ciała. Shukin zerknął na broń z nieukrywanym zainteresowaniem, w przeciwieństwie do Dinh, która nie wyglądała, jakby zamierzała się w ogóle do niej zbliżać. Na pierwszy rzut oka karabin nie działał - pytanie, czy Rebecca będzie w stanie go aktywować i dobrze wykorzystać. Jeśli nie, faktycznie pozostanie tylko dowodem, jakim nazwała go chwilę wcześniej.
-
Wizna wysyła grupę wsparcia na powierzchnię - rzucił jeszcze DeWolf chwilę później. -
Podejdą od drugiej strony planety. ETA dwadzieścia minut. Nie ryzykujcie.
Oni też będą mogli zabrać sobie zwłoki, jeśli posłusznie przeprowadzone przez młodą pilot skany nie będą wystarczające. Kobieta stała nad trupem, z niewyraźną miną przesuwając aktywnym omni-kluczem nad ciałem, a nad urządzeniem wyświetlały się zebrane dane. Było ich sporo. W końcu leżały przed nimi same niewiadome. I tak jak dla Charlesa było to przeżycie, jakiego nie miał okazji jeszcze w swoim życiu doświadczyć, tak prawdopodobnie dla nieobytej z życiem Dinh widok był nie do opisania. Co odczuwał Alexander - trudno było stwierdzić. Po raz pierwszy chyba w czasie ich krótkiej znajomości z jego twarzy nie byli w stanie wyczytać nic. Inna sprawa, że przez wizjer hełmu, w mroku rozświetlanej pojedynczymi lampami kolonii, widzieli tylko jego poważne spojrzenie.
A Rayingri wciąż pogrążone było w absolutnej ciszy. Ich kroki prawie odbijały się echem od ścian mijanych budynków. Słyszeli swoje oddechy i bicie własnych serc, szelest pancerzy, zgniatany pod każdym krokiem żwir prowizorycznej alejki. Ta według mapy prowadziła od hangarów prosto do celu. Skoro zbieracze zrobili już wszystko, co mieli tu do zrobienia, nie musieli ukrywać się po kątach i lawirować między kontenerami. Opuszczone miasto witało ich otwartymi ramionami - a po drodze też dwójką kolejnych zwłok, nadal nie ludzkich. Tak jakby śmierć zbieraczy łączyła się ze zniknięciem tutejszych. Nie miało to zbyt wiele sensu.
Szli ostrożnie, wciąż spodziewając się ataku z zaskoczenia - no, może wszyscy poza Charlesem. A może po prostu zadziałał zbyt wolno. Wiązka światła, której towarzyszył charakterystyczny dźwięk, przesunęła się po nich, a właściwie tylko po Strikerze. Tarcze zabezpieczyły go przed obrażeniami, ale nie zdążył odskoczyć tak, jak odskoczyli pozostali. Zapach spalenizny, który nie wytwarzał się przy obrażeniach ze standardowych broni, był czymś zupełnie nowym. Oberwanie tym bez aktywnych tarcz nie mogło skończyć się przyjemnie.
-
Mówiłam, kurwa, że coś tu będzie żyć - warknęła Dinh, schowana już za rogiem budynku.
W ciemności nie mieli pojęcia skąd dokładnie nadszedł mało skuteczny atak. Gdzieś przed sobą słyszeli skrzek, który nie przypominał żadnego znanego im dźwięku, ale to, czego mogli się po nim spodziewać, pozostawało niewiadomą. Wokół dłoni Shukina zabłysły błękitne cząsteczki, a potem cała jego sylwetka otoczyła się barierą. Do obsługi kolonii mieli już niedaleko, główne wejście oświetlone migoczącą jarzeniówką widniało niespełna trzydzieści metrów dalej. Tylko gdzieś stamtąd dochodził atak. Skrzek urwał się i znów zapadła cisza.
-
Dlaczego go zostawili? - wyszeptała Dinh. -
Dlaczego nie odleciał z resztą?
Alexander odwrócił się do niej i gestem kazał jej zamilknąć, wsłuchując się w noc. Ale ta była całkowicie głucha. Nie docierał do nich więcej nieznany dźwięk, nic się chyba do nich nie zbliżało, nikt nie przeładowywał broni.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąBecca ma karabin snajperski zbieraczy :*