Albo młode małżeństwo miało już wystarczającą odporność na ludzi usiłujących się z nimi kłócić, albo na samą Jaanę, albo po prostu za bardzo się spieszyli, by kontynuować tę dyskusję, kiedy decyzja została już podjęta. Prawdopodobnie gdyby Annika jeszcze chwilę stała w miejscu, Kristian wyperswadowałby jej pomysł towarzyszenia mu i również zmuszona by została do powrotu na statek, a tego przecież nie chciała. Uniosła tylko groźnie palec, rzucając dziewczynie ostatnie niezadowolone spojrzenie przez ramię, dając do zrozumienia, że temat jeszcze nie jest skończony, po czym już więcej się nie odwracała.
- Chciałabym być tak pewna swoich umiejętności jak ty - mruknęła Suyrrae pod nosem, w odpowiedzi na zaczepkę. Będąc asari, powinna być również biotykiem. Natura jednak postanowiła ją skrzywdzić i odebrać jej dostęp do tego, do czego powinna go mieć od urodzenia, zaszczycając ją bolesnym, ale efektownym wybuchem nabudowanej biotyki raz na bardzo długi czas. Może była w stanie stanowić jakieś wsparcie ratunkowe, albo przy odgruzowywaniu okolicy, ale to by było na tyle. W tym mógł pomóc każdy, nawet Tommy.
- Martwią się tylko o ciebie - odezwał się ostrożnie Tommy, ruszając w stronę jednego z wyjść z plaży, tego prowadzącego na postój taksówek. - Nie denerwuj się na nich.
- Nie mów tak, bo się tylko wkurzy - mruknęła do niego cicho Suyrrae, po raz pierwszy w sumie odzywając się do chłopaka. Momentalnie zorientowała się, że to zrobiła, choć chyba nie planowała i wycofała się, zatrzymując na moment, by wylądować gdzieś za ich plecami. Rudzielec jednak zerknął na nią przez ramię, uśmiechając się lekko.
- Jestem Tommy - rzucił. - A ty?
- Su... Suyrrae.
- Cześć, Susuyrrae.
Asari mruknęła coś po cichu i wsunęła ręce w kieszenie pożyczonej bluzy, skupiając się na Brandy, podskakującym teraz obok niej z zadowoleniem. W pysku trzymał mokry patyk z kawałkiem fioletowego glona uwieszonym na jego końcu. Najwyraźniej planował zabrać go ze sobą do domu.
- Kto to ten Khari? Jest spoko? - spytał Tommy, odwracając się z powrotem do Jaany i ignorując wszystkie jej ewentualne wcześniejsze pretensje i wylewane żale. - Może poproś żeby napisał za dwadzieścia minut, że jesteś. Ja mam lepszy pomysł.
Otworzył przed nimi drzwi taksówki, a sam zajął miejsce przed panelem sterowania. Brandy wskoczył, naturalnie, obok niego, zostawiając dziewczynom tylne siedzenia. Chłopak stęknął, poprawiając się w miejscu i obrócił się do Ritavuori.
- Myślałem, że moglibyśmy polecieć od razu. Główne lądowisko jest po drugiej stronie budynku niż plaża. Taksówka nas tam dowiezie nawet bez łamania zabezpieczeń systemu. To znaczy... ee... - podrapał się nerwowo w tył głowy, orientując się poniewczasie, że może nie powinien o takich rzeczach rozmawiać z nieznajomymi. - No, albo możemy polecieć na ten wasz statek, jak chcecie się przebrać w coś suchego i porozmawiać z tym Kharim, a potem dopiero z powrotem. Nie musisz robić wszystkiego co ci mama powiedziała.
Sięgnął do panelu i aktywował systemy taksówki, wybierając ten adres, na jaki zdecydowała się Jaana.
- Swoją drogą, wygląda mega młodo. Jak cię urodziła musiała mieć jakieś... - zamilkł, bo matematyka nie do końca mu się zgadzała. - Czekaj...