5 sie 2012, o 22:09
Sheila wiedziała, że w końcu trafi na przesłuchanie. Wyjście żywemu z Pandory to nie było byle co, choć akurat w tym przypadku to nie była jej zasługa. W każdym razie spodziewała się, że Przymierze zainteresuje się tą sprawą i rutynowe raporty im nie wystarczą. Nigdy wcześniej nie została na coś takiego wezwana, choć oczywiście słyszała relacje innych.
Na stacji kazano jej wejść do pustej sali przesłuchań. Może naoglądała się vidów, ale była przekonana, że za lustrem stoją sobie ludzie, którzy ją obserwują. Peszyło ją to. Tak czy siak była z pewnością nagrywana, ale to była według niej zupełnie inna sprawa. Dwie minuty oczekiwania dłużyły jej się. Może nie jakoś straszliwie, ale jednak. Zdążyła się też nieco zestresować. Uspokajała się w myślach. Nie zrobiła przecież nic złego, to tylko dziwna misja, a oni chcą poznać szczegóły, nic wielkiego. A jednak ta cała sytuacja wprawiała ją w nerwowy nastrój. Czuła się jak dziecko, które coś niechcący przeskrobało i widzi, że rodzice są źli, ale nie wie dlaczego.
W końcu do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Sheila poprawiła się na krześle i przy okazji starała się nie sprawiać wrażenia jakby siedziała na szpilkach. Przesłuchujący sprawiał wrażenie rozluźnionego, przyszedł tu z kawą. To ją trochę uspokoiło. Swoją drogą nie mogła powstrzymać się od pytania, czemu przesłuchiwani nigdy nie są częstowani kawą. Akurat chętnie by się napiła.
Mężczyzna, przedstawiający się jako McKay usiadł po drugiej stronie stołu i zaczął swoją pracę. Sheila wzięła nieco głębszy niż normalnie oddech.
- Dzień dobry. Starsza szeregowa Sheila Lasair Carson. Stacjonuję na SSV Verdun jako członek oddziału naziemnego.
Zastanawiała się, czy wspomnieć, że składała wniosek o przeniesienie. Przecież na pewno mieli to w aktach, więc po co o tym wspominać? Z drugiej strony, dane które właśnie podała, też na pewno tam mieli. Uznała jednak, że to tylko formalności i interesuje ich co innego. A przynajmniej powinno. Przeszła więc do drugiej części polecenia majora.
- Przeszłam przez śluzę razem z doktorem Altmanem - powiedziała, starając się przypomnieć dokładnie przebieg wydarzeń. - Zaraz za nami drzwi się zamknęły. Poczuliśmy jakieś drgania, coraz silniejsze, a następnie usłyszeliśmy dźwięk.
Tu urwała na chwilę, zastanawiając się jak to ująć. Wszystko, co przychodziło jej do głowy brzmiało głupio i nie oddawało w pełni tego odgłosu. Odruchowo uniosła dłoń, do włosów, chcąc odgarnąć je za ucho, ale napotkała pustkę. Poprawiła więc tylko gumkę, którą je dziś związała i położyła ręce na kolanach.
-Brzmiało to jak krzyk - oznajmiła w końcu, nic lepszego nie wymyśliwszy. - Krzyk wielu osób. Bardzo przejmujący. Wstrząsy i dźwięk po chwili ustały. Nie potrafię ocenić, po jakim czasie. Mieliśmy szukać ocalałych, naszej ekipy ratunkowej, albo załogi MSV Molotov, od której odebraliśmy sygnał S.O.S., więc widząc światła chemiczne na podłodze poszliśmy tym tropem.
Zrobiła sobie małą przerw na oddech. Czuła się już pewniej. Opowiadała to już co najmniej kilka razy - komandor Astrze, Lisie, Liamowi i Chrisowi, Aldonie... Tym razem oczywiście było ciut inaczej. Musiała być bardziej dokładna, uważać, co mówi, no i nie mogła pozwolić sobie na takie luźna słownictwo. Ale w gruncie rzeczy nie było aż tak źle. Postanowiła sobie już wcześniej nie wspominać o wizji krwi na ścianach korytarza. Nie wspominała o tym w żadnej z relacji. Wystarczyło, że ją samą to martwiło, bo coś takiego chyba nie powinno się zdarzać, prawda? Nie potrzebowała jeszcze do tego opinii wojskowych psychologów. Ani troski rodziny i przyjaciół. Zanim ją gdzieś przydzielą zrobi sobie krótki urlop, choć tego nie znosiła, i może to wystarczy. Lisa cały czas powtarzała, że organizm musi mieć czas na regenerację. Tyle, że Sheila nie lubiła brać wolnego i trzeba ją było odsyłać przymusowo. Tym razem jednak się zaniepokoiła i groźby nie były potrzebne.
-Idąc za światłami dotarliśmy do członków naszej załogi i chłopaka z Molotova. Tuż przedtem odebraliśmy komunikat od sierżant Clarke, nadawała na naszym kanale wiadomość do porucznik Stark. Był z nią Sevlakov. Jego stan był ciężki - zawahała się, nie była w końcu lekarzem. - W każdym razie wyglądało to źle, a Clark próbowała reanimacji. Doktor Altman natychmiast się nim zajął.
Kolejna krótka przerwa na oddech i zebranie myśli. Usiadła sobie trochę wygodniej, przestając siedzieć wyprostowana jak struna.
- Chłopak, który był z nimi miał na sobie mundur z Molotova, wydawał się być w lekkim szoku. Przedstawił się, o ile dobrze pamiętam, jako Peyton... - Zmarszczyła brwi, bo coś się jej nie zgadzało. Wzruszyła nieznacznie ramionami. - Jakoś tak. Na pewno macie to w aktach. Lada chwila spodziewaliśmy się porucznik, która odebrała komunikat i odpowiedziała, że "już do nas biegnie". Zamiast niej w jednym z korytarzy pojawiły się vorche. Poprosiłam Clarke, żeby mnie osłaniała, na konsoli w korytarzu zaprogramowałam zamknięcie drzwi i wróciłam. Wtedy prze głośniki statku usłyszeliśmy kolejny komunikat od porucznik Stark. Statek miał skoczyć w nadświetlną i mieliśmy kilka minut na dotarcie do śluz.
Zastanowiła się, co by tu jeszcze dodać. Szczegóły jednak szybko umykały z pamięci.
- Doktor już nie zajmował się Sevlakovem. Pamiętam, że pomyślałam, że to chyba źle i spytałam o jego stan. Potem chciałam spróbować skontaktować się z porucznik przez omniklucz, ale nie było to konieczne, bo właśnie nadbiegła drugim korytarzem. Ponownie nakazała nam powrót na statek i się śpieszyć. Miałam pójść przodem. Do śluzy dotarliśmy już bez przeszkód i wbrew moim obawom, była ona otwarta i obstawiona naszymi żołnierzami.
Zakończyła i zastanawiała się jeszcze prze moment, czy czegoś nie dodać. Chyba jeśli mają jakieś wątpliwości, to będą się dopytywać, prawda?
- To wszystko.
Miała, prawdę mówiąc powiedzieć "To chyba wszystko", ale w porę przypomniała sobie, o czym często przypominała im matka. Lepiej nie używać "chyba", jeśli to nie jest konieczne, bo wychodzi się na osobę niezdecydowaną. Debby miała więcej takich pouczeń w swoim arsenale, i Sheila, chcąc nie chcąc, coś zapamiętała. Może kiedyś jej się to przyda.