24 cze 2021, o 16:46
Błękitna poświata holowizora wypełniała całe pomieszczenie, przez lokatorów dumnie zwane salonem z aneksem kuchennym. Być może nieco nad wyrost, Crassus czasem miał wrażenie, że przedział transportowy Kodiaka ma więcej miejsca niż ta klitka. Miała ona jednak jedną zaletę, która przebijała wszystkie inne mieszkania - była jego. Co prawda tylko w pięćdziesięciu procentach, trzeba było jeszcze doliczyć Milę, ale ten pokój był jego! A przynajmniej kanapa, to już coś. To właśnie z niej podniósł swoje turiańskie cztery litery na dźwięk kuchenki, która właśnie skończyła odgrzewać wczorajszą kolację.
- Nareszcie. - mruknął do siebie, po drodze poprawiając spodnie i przeskakując swój napierśnik, który to pierdolnął w przejściu jak zwykle. Na sobie miał zaś swoje ukochane, bawełniane spodnie i koszulę, wszystko w stonowanym, szarym kolorze. Nie licząc czerwonej plamy po sosie na koszulce.
Do celu daleko nie miał, tak więc znalazł się przy kuchence kilka sekund później. Prawą dłoń wystrzelił po kubek kawy czekający w ekspresie od kilku minut, lewą zaś otworzył drzwiczki i uwolnił przyjemną woń niedojedzonego dekstro-donnera. Upewniwszy się, że tacka nie jest za gorąca, porwał ją z wnętrza kuchenki i zamknął drzwiczki łokciem. Należało ponownie przekroczyć stworzony z pancerza Rubikon ale tym razem zahaczył nogą o odstający ryngraf. Napierśnik przewrócił się i jedynie wrodzona zręczność pozwoliła Crassusowi utrzymać pion. Bliski wylania swojej dekstro-kawy, odetchnął z ulgą stając równo na podłodze. Nie chcąc ryzykować ani chwili dłużej, udał się czym prędzej z powrotem na bezpieczną kanapę. Wylądował nań ze stęknięciem godnym pacjenta geriatrii, za którym podążył jęk gdy jego pieczołowicie ubezpieczana kawa chlusnęła na koszulkę.
- No kurwa. - sapnął zirytowany.
Spokojnie, Crassus, nie ma co się przejmować. Zaraz będzie meczyk i wczorajszy kebabik. Uspokoił się w myślach, biorąc przy okazji kilka głębszych wdechów i odstawił kubeczek na podłodze obok siebie. Tacka z żarciem wylądowała na kolanach, a żółty wzrok pomknął na migający ekran holowizora. Wspomniany meczyk właśnie się zaczynał, a ucieszony Curio chwycił potężnego gryza swojego jedzenia. I zamarł w połowie przeżuwania, kiedy to holowizor po prostu zgasł.
- Ch dh khwhy! - stęknął raz jeszcze, tym razem z pełnymi ustami i agresywnie wskazując wadliwy odbiornik swoim donnerem. Chwilę potem odłożył tackę z posiłkiem na kanapie obok i podniósł się energicznie, uważając tym razem by nie wylać kawy. Dwa kroki później był już przy holowizorze. Obejrzał sprzęt uważnie, z każdego dostępnego mu kąta, po czym posłużył się swoją wiedzą techniczną i przypieprzył w bok wyświetlacza. Nieco za mocno, bo aż zabolała go dłoń ale holowizor pozostał niewzruszony.
- No działaj, złomie! Mila! To ustrojstwo znowu się zesrało. - tutaj były potrzebne dwie głowy, jak nic.